Alternatywne Uniwersum
link
Obudziło go przyjemne ciepło. Ktoś właśnie czochrał mu włosy i leciutko całował w policzek.
- Mmm, Ginny, jeszcze minutkę... - szepnął, wtulając się w pościel.
- Ginny? - Zimny głos na pewno nie należał do rudowłosej. Co gorsza, według szybkiej oceny Harry'ego, nie należał w ogóle do dziewczyny.
Natychmiast otworzył oczy i podniósł się do pozycji siedzącej. Nie mógł dostrzec nigdzie w pobliżu swojej różdżki.
Obok niego, w samych majtkach (w głowie Harry'ego zapaliło się ostrzegawcze światełko), siedział Draco Malfoy.
Ku jego zdumieniu, podał mu jego własną różdżkę i przyglądał się niepewnie.
- Ginny? Ta Weasley z Gryffindoru? - Draco zmrużył oczy. - Harry, co jak co, ale ona...
Harry szybko rozejrzał się dookoła. Zielone draperie na ścianach. Srebrne żyrandole.
Rzucił się ku drzwiom łazienki i zatrzasnął za sobą. Dobrze, że nie był nagi.
Co, do jasnej cholery, robił w sypialni Ślizgonów?! I to wtedy, kiedy powinien budzić się po nocy poślubnej obok Ginny?!
Miał nadzieję, że to koszmar.
Obmył twarz i spojrzał w lusterko.
- Och - jęknął cicho i upadł.
<>
Rudowłosa kobieta nachylała się nad nim z troską w wyrazistych, zielonych oczach, otoczonych przez cienkie zmarszczki.
- Mama? - wyszeptał Harry. A więc jednak. Umarł. To lepsze niż koszmar.
Otworzył szerzej oczy. Okulary... Ach, nie potrzebował okularów. Kto w niebie potrzebuje okularów?
Zachichotał, a dopiero co wykwitły na twarzy kobiety uśmiech zniknął.
- Profesorze Dumbledore - obejrzała się na wysokiego, białobrodego starca - co mu jest?
Dumbledore podszedł bliżej, przyglądając się Harry'emu swoim prześwietlającym spojrzeniem.
- Cóż, Lily, śmiem sądzić, że muszę najpierw porozmawiać z Harrym, zanim powiemy coś konkretnego. - Położył swoją dłoń na czole chłopaka. - Pan Malfoy był przerażony, kiedy wyważył drzwi do łazienki i znalazł wewnątrz, cytuję „morze krwi”.
Lily zasłoniła twarz dłońmi i w tej samej chwili do skrzydła szpitalnego wpadł postać, której Harry obawiał się najbardziej.
I to nie był Voldemort.
- Co się stało z moim synem, starcze?! - Ociekający wodą, wściekły do granic możliwości, z żyłą pulsującą niebezpiecznie na skroni - Severus Snape wskazywał palcem na Dumbledore'a.
<>
- Nie, to musi być sen, to jakiś koszmar, nie, proszę, powiedzcie, że to żart! Już wolę usłyszeć, że faktycznie pojechałem dalej, proszę, błagam... - Harry szeptał gorączkowo. Bał się, że zaraz się rozpłacze. - To jakiś durny żart, ja synem Snape'a, sypiającym z Draco Malfoyem...
- Sypiasz z Draco?! - Snape wytrzeszczył oczy, a Lily zachichotała.
- Od dawno to podejrzewałam, Sev...
Harry podniósł się i spojrzał oskarżycielsko.
- Sev! Sev! - Wybuchnął niekontrolowanym śmiechem. - Na gacie Merlina, zabiję Freda!... A nie, Fred nie żyje... Zabiję George'a! Tak, no, po prostu...
Miał wrażenie, że wnętrzności skręcą mu się ze śmiechu. Lily i Severus patrzyli na niego jak na ufoludka. Dumbledore wyciągnął z kieszeni odblaskowo niebieskich szat tubkę dropsów cytrynowych. Przypatrywał się Harry'emu z zaciekawieniem.
Pani Pomfrey wybiegła ze swojego pokoju z butelką eliksiru uspokajającego.
- Nie, Poppy, myślę, że nie będzie potrzebny. - Dumbledore machnął ręką na pielęgniarkę. - Prosiłbym cię o dyskrecję.
Z niedowierzaniem spojrzała na płaczącego ze śmiechu Harry'ego, ale posłusznie wróciła do pokoju.
- Tak więc, drogi Harry - rozpoczął uroczyście Dyrektor - masz może ochotę na dropsa cytrynowego?
Harry próbował się uspokoić, ale spojrzenie, jakie posłał Snape Dumbledore'owi sprawiło, że zachichotał.
- Nie, naprawdę, nie. - Otarł łzy z oczu i popatrzył w oczy Dumbledore'a. - O, skoro ja jestem JEGO synem, to może... Co tam słychać u Gellerta, panie profesorze?
Żółty drops wypadł z ręki dyrektora i potoczył się po podłodze.
- Do jasnej cholery! - Tupnął Snape. - Czy ktoś mi może wreszcie wytłumaczyć o co chodzi?! Mój syn oszalał? Jaki znowu Gellert?
Dumbledore zignorował go i uspokoił się.
- Harry, kto, według ciebie, jest twoim ojcem? - zapytał spokojnie.
Harry popatrzył na Snape'a i uśmiechnął się lekko.
- James Potter. Moją matką jest Lily Potter, z domu Evans. Oboje zostali zamordowani przez Voldemorta 31 października 1981 roku. Potem wychowywała mnie rodzina mojej matki. Jakiś rok temu profesor Severus Snape zamordował pana, panie dyrektorze, na pana własną prośbę. Miesiąc temu rzeczony Severus Snape wykrwawił się na śmierć po ukąszeniu węża Voldemorta. Który to, Voldemort oczywiście, pogubił się w liczeniu i umarł od własnego zaklęcia. Wczoraj zostałem mężem Ginny Weasley, a dzisiaj rano ocknąłem się w łóżku z Malfoyem. Czy ktoś jest mi w stanie wytłumaczyć, o co chodzi i kto odpowiada za ten żart? - Zakończył Harry z uprzejmym uśmiechem. Lily usiadła zszokowana na krześle, Snape zemścił na „Pottera i bzdury, które wtłacza na lekcjach OPCM dzieciakom”, a Dumbledore poprawił okulary na swoim krzywym nosie.
- No cóż, Severusie, Lily - Dumbledore odchrząknął, spojrzał kącikiem oczu na Harry'ego. - To nie jest wasz syn, jak już zdążyliście usłyszeć. Wygląda, jak wasz Harry, ale to jest... Przypuszczam, że nazywasz się Harry Potter?
- Tak, tak, ten z blizną - dokończył Harry, nadal szczerząc się głupio.
- AU, alternatywne uniwersum zapewne - Harry pokiwał głową gorliwie. - Ciekawy przypadek, nie powiem... Dawno to się nie zdarzało.
Snape usiadł przysunął sobie krzesło i usiadł obok Lily, wpatrując się w Harry'ego z przerażeniem.
Chłopak przestraszył się wahania na twarzy dyrektora.
- Ale umiecie to odkręcić, prawda?... - Zapytał z nadzieją. Dumbledore odchrząknął, wyciągnął kolejnego dropsa i szybko wpakował do ust.
- Mhm, to, hmmm - mlaskał, drapiąc się różdżką za uchem. - My po prawdzie nie umiemy. Zdarzają się przypadki mieszania AU, ale, hmm.
- Merlinie, za co mnie tak doświadczasz? - Snape ukrył twarz w dłoniach i przytulił się do Lily. Harry z trudem powstrzymał się od jęku obrzydzenia. - Mojego syna zastąpić dzieciakiem Pottera...
- To nieodwracalne? - Harry miał wrażenie, że cały jego humor wyparował. Dumbledore wgapiał się w dropsy.
- Nie, po jakimś czasie AU wracają na swoje miejsca. Ale, zazwyczaj wtedy już są na tyle zasymilowani, że...
- Po jakim czasie? - Lily nareszcie odzyskała głos.
Dumbledore schował dropsy, przetarł rękawem okulary i przeczesał brodę, zanim odpowiedział.
- Jakieś dziesięć lat. - Severus Snape zawył. - W najlepszym przypadku.
Cisza przez chwilę zapanowała w skrzydle szpitalnym. Harry wpatrywał się w sufit.
- Chyba to przeżyję. Postaram się - zapewnił. - Draco nie jest taki zły, wy, eee, cóż, no, Snape był w końcu dobry...
Nikt się nie odzywał.
- A co z tamtym Harrym? - Spytał ten Harry. - Oprócz tego, że lubi Malfoya i uważa, że jego rodzice żyją?
- Harry jest bardzo miłym chłopcem. Dobry z eliksirów, dowcipny, trochę się wywyższa wprawdzie... - Lily niepewnie wymieniała.
- Przyjaciele? Zna Hermionę Granger i Rona Weasleya? Co sądzi o Ginny Weasley?
- Hermionę Granger?! - Z rogu pokoju wychyliła się przystojna sylwetka Draco Malfoya. - Tę szl... Znaczy, tę zarozumiałą Krukonkę?! Nikt jej nie lubi, ten jej Percy Weasley czasem zagląda do szkoły i przynosi jej książki, jak oni mogą ze sobą...
Harry jęknął.
- A Ron?
Malfoy zmarszczył czoło.
- Wysoki, rudy, niebieskie oczy? - Harry pokiwał energicznie głową. - Głupi Gryfon, wyleciał dwa lata temu za oszukiwanie na egzaminach. Harry złamał mu kilka razy nos, gdy naśmiewał się, że nie umie grać w quidditcha.
- I zapewne Harry nigdy nie ratował świata, nie miał styczności z Deathly Hallows, nie zabił bazyliszka, nie pomagał Blackowi, nie... - Harry potrząsnął głową i znowu wybuchnął szaleńczym śmiechem.
- Myślę - po chwili wydusił z siebie z trudem, patrząc w wesołe iskierki w oczach Dumbledore'a. - Że tamten Harry będzie miał dużo więcej problemów z aklimatyzacją. I mam wrażenie, że swoje dziecko nazwie Albusem Severusem.