Seria Likierowa, Studia Budownictwo


"Hałas"

("Noise")

Telanu

(tłum. Enkeli)





Cóż mógłbym ci powiedzieć oprócz tego, że cię kocham
I oddałbym swe życie za twoje?

- Bif Naked, "Szczęściarz"




Harry spał.

To dobrze, pomyślał Severus, zapadając powoli w swój wyściełany fotel. Harry potrzebował snu. Był ostatnio tak potwornie zmęczony - zmęczył go nawet wczorajszy spacer do starej chaty Hagrida, przespał całą noc niemal bez ruchu. Jakimś dziwnym trafem Severus obudził się następnego dnia z kolanem wbitym w swój brzuch i beztroskim ramieniem przerzuconym przez tors. Przyzwyczaił się do takich drobiazgów. Czuł się nieswojo, gdy ich brakowało.

Przypuszczalnie więc ta drzemka pomoże. Jakiś eliksir także... tak, eliksir... coś, co mogło sprawić, że ta stale obecna bruzda bólu zniknie spomiędzy brwi Harry'ego. Severus nie potrafił znieść jej ciągłego widoku. Rozmyślając nad znalezieniem eliksiru, który w jakiś sposób wygładzi tę zmarszczkę, podniósł się z fotela, ignorując protest kolan, i podszedł do szafki stojącej przy zachodnim oknie.

Jego ruchy jak zwykle były szybkie i bezszelestne, kiedy otworzył zaklęciem szklane drzwiczki i zaczął zręcznie przebierać w buteleczkach, pozwalając im ledwie się trącać. Sposób, w jaki Harry to robił, powodował czasem nic cichszego jak harmider. Z drugiej strony, ostatnio dłonie Harry'ego zaczęły się trząść odrobinę, może więc nie było tak do końca.

Hałas. Dlaczego wszyscy musieli zachowywać się tak głośno? Harry z jego drżącymi rękami, grzechocący cennymi słoiczkami Severusa. Grzmiące głosy innych profesorów w pokoju nauczycielskim i w trakcie posiłków... Uczniowie, naturalnie, uczniowie - biegający po schodach w górę i w dół kamiennych korytarzy, wrzeszczący, śmiejący się, płaczący i wydający wszystkie inne dźwięki właściwe okropnym małym dzieciom. Severus był bardzo zadowolony, że zrezygnował w zeszłym roku ze swojej posady, nim jeszcze hałas zaczął mu przeszkadzać tak bardzo jak teraz. Ale i obecnie, mieszkając w najwyższej wieży Hogwartu, nie mógł całkowicie od niego uciec. Nawet duchy hałasowały... delikatne szmery, gdy przenikały sufity i ściany... towarzyszące im lodowate szepty "śmierć, śmierć", które ściskały serce Severusa jak imadło.

Oczywiście, zabronił duchom pojawiać się tutaj. Harry nie powinien znajdować się w pobliżu tego rodzaju spraw, nie, kiedy czuł się tak źle. Wywołałyby u niego różne głupie myśli o zimnie, śmierci i przemijaniu...

Gdzie się podziała mikstura, której szukał? Severus nie potrafił przypomnieć sobie jej nazwy, ale wiedział, że musiała gdzieś tutaj być i gdyby tylko ją zobaczył, od razu wiedziałby, że to ta właściwa. Czasami na intuicji najbardziej można polegać. Nauczyły go tego lata spędzone z Harrym. Lata, w trakcie których nauczyli się wzajemnie wielu rzeczy, w sposób zupełnie naturalny.

Ale Severus wciąż odnosił wrażenie, że były kwestie, których nawet Harry nie mógł pojąć. Zmęczone, zielone oczy jego męża ostatnio spoglądały na niego badawczo i, mimo zmęczenia, Harry spędzał dużo czasu mówiąc, wypełniając dźwiękiem ciszę. Te oczy zawsze pytały Severusa "Dlaczego tak cicho?", a on niezmiennie czuł lekkie ukłucie rozczarowania, kiedy Harry - tak spostrzegawczy w każdej innej kwestii - nie mógł uchwycić tej jednej rzeczy. Severus nie chciał żadnego hałasu. To wszystko.

Było to zabawne, ale nawet kiedy Harry spał i w ich komnatach było tak cicho, jak to tylko możliwe, Severusowi wciąż zdawało się, że słyszy echo jakiś krzyków czy płaczu. Wystarczyłoby to, by doprowadzić go do szaleństwa, gdyby tylko na to pozwolił. Czy w tym przeklętym zamku nigdzie nie można było zaznać spokoju? Nic dziwnego, że stan Harry'ego nie poprawiał się od czasu tej tajemniczej dolegliwości, która męczyła go... kiedy to było? Niemal pół roku temu. Czy ktokolwiek mógłby dojść do pełni zdrowia w tak niespokojnym otoczeniu? Severusa nie obchodziło, co w tej kwestii mówi rada nadzorcza czy choćby magomedycy. Kiedy rozpoczną się wakacje, za miesiąc lub dwa, zabierze Harry'ego do ich małego domku w Toskanii, położonego z dala od magicznych terenów. Mimo że było to niewielkie miejsce, Severus zorganizował w podziemiach wspaniałe laboratorium, i kiedy tam dotrą, sporządzi coś, co uczyni jego męża zdrowym jak ryba. Na powierzchni było wystarczająco pięknie, by Harry nie narzekał - zazwyczaj spędzał długie minuty na zachwycaniu się zachodami słońca i tak dalej - a Severusowi zupełnie odpowiadała możliwość zaszycia się w chłodnych kamiennych komnatach na dole i praktykowania swojej sztuki, podczas gdy Harry wałęsał się po ogrodzie.

Będą tam naprawdę szczęśliwi.

Jego palce otarły się o zaokrąglone, chłodne szkło, a oczy przybrały wyraz poprzedniego skupienia, przypominając sobie o poszukiwaniach. Rzucił szybkie spojrzenie na ogromne łoże, na którym wciąż spokojnie leżał Harry. Severus odprężył się. Następnie zajrzał ponownie do szafki, aby przyjrzeć się swemu odkryciu. Jego oczy zabłysły.

W środku znajdowała się butelka z ciemnoniebieskim płynem, na etykiecie której jego własnym pajęczym pismem było napisane "Solamen". Solamen. Ulga-w-bólu. Mikstura była wsunięta w tylny kąt, zakurzona, ale pamiętał ją: długi czas stała nieużywana. Przygotował ją wieki temu, kiedy banda Weasleyów przyjechała z wizytą na Święta i jedno z nich zostało ukąszone przez węża (Przez węża. W zimie. To mógł być tylko Weasley.). Bez wątpienia była to jakaś chrześniaczka i Harry intensywnie ją uspokajał, kiedy Severus, oczywiście, wykonywał całą robotę. Eliksir przyniósł niezwykle zadowalający efekt, dziecko przestało szlochać i bez problemu można było zabrać je do skrzydła szpitalnego.

O to chodziło. Nie zaszkodzi przyjmować go regularnie, może wtedy oczy Harry'ego staną się na powrót zielone i pogodne, a nie zaszklone jakimś nieuchwytnym bólem - nieuleczalnym, jak zaczęli mówić ci idioci, magomedycy, cóż oni, do diabła, mogli wiedzieć - a wtedy, naturalnie, będzie wdzięczny Severusowi. Bardzo wdzięczny. O wiele za długo nie miało miejsca okazywanie tego rodzaju uczuć, wykrzywianie przez Harry'ego ust w tej przyjemnej męce, zaciskanie przez Severusa dłoni na chłodnych falach długich, wciąż niesfornych ciemnych włosów, które szybko stawały się srebrne. Obu im zrobi to cholernie dobrze.

Severus delikatnie zdmuchnął kurz z butelki, odkorkował ją i powąchał eliksir. Wciąż dobry, oczywiście. Kiedy Severus Snape przygotowywał miksturę, była idealna. Butelka nie była zbyt duża. Jeśli - gdy - eliksir zadziała, będzie bez wątpienia musiał zrobić go więcej. Da trochę Harry'emu, kiedy tylko ten się obudzi.

W międzyczasie Severus uniósł Solamen do wpadającego przez okna światła. Po latach spędzonych w lochach, trochę czasu zabrało mu przyzwyczajenie się do światła. Butelka migotała i błyszczała, a ciemny błękit mikstury urozmaicały plamki bledszej, jaśniejszej barwy, niczym gwiazdy w mroku.

Wywołało to spontaniczne wspomnienie i Severus nie mógł powstrzymać uśmiechu. To było przyjemne wspomnienie, przyznałby, że jedno z jego ulubionych, gdyby został do tego zmuszony - ale nie był, gdyż nigdy nikomu o nim nie opowiedział. Nawet Harry'emu. Zaczęło się od gwiazd, wiele lat temu, kiedy jego własne włosy były jeszcze ciemne jak nocne niebo, a on sam nie doceniał w pełni piękna ciszy. Jak cała reszta przeraźliwie hałasował, tłukąc się i awanturując, krzycząc, i czyniąc się ogólnie nielubianym.

Ale to było wspomnienie ciszy i spokoju. Zdarzyło się, kiedy Harry miał siedemnaście lat, wczesną wiosną, gdy powietrze zaczynało się nagrzewać. Stary Albus Dumbledore - Severus wciąż często o nim myślał - zorganizował rodzaj uroczystości na zewnątrz zamku, nad jeziorem, ale w bezpiecznych granicach szkolnych murów. Udobruchano wielką kałamarnicę, wyciągnięto łodzie, ugotowano jedzenie nad magicznymi ogniskami, a na niebie ukazały się gwiazdy. Powietrze wypełniło się dźwiękami wydawanymi przez piszczących z zachwytu uczniów, wiosłujących w małych łódkach dookoła jeziora, blisko brzegu. Jako profesor, Severus musiał się oczywiście pojawić i pełnić funkcję opiekuna. Uważał to za niewiarygodną stratę czasu, który mógłby zostać lepiej wykorzystany podczas wojny - Nieoficjalnej Wojny, jak ją nazywali, gdyż Ministerstwo wciąż odmawiało uznania jej za fakt, mimo że Aurorzy padali jak muchy, a ludzie znikali, jak się to działo podczas pierwszego panowania Voldemorta. A na jakiż to wspaniały pomysł wpadł Dumbledore? Zorganizować dla dzieci piknik. Oderwać ich myśli od tego wszystkiego, tak jakby rozrywka mogła sprawić, że to zniknie bez śladu.

Severus pogrążony był w takich właśnie myślach, przechadzając się majestatycznie po terenie, na którym odbywał się piknik, i robiąc, co było w jego mocy, by stłumić radosne nastroje. Harry Potter oczywiście tam był, kolejny denerwujący element, którego celem było zrujnowanie Severusowi wieczoru. Niewątpliwie szukał guza. Severus poszukał smarkacza wzrokiem i ujrzał go blisko brzegu, pomagającego pierwszoroczniakom wsiąść do łódki, podczas gdy Ron Weasley z szerokim uśmiechem na piegowatej twarzy trzymał wiosła. Kiedy wszystkie dzieci były już w środku, a Severus zdecydował się mieć je na oku, aby Weasley w swej niekompetencji nie wywrócił ich na środku jeziora, Potter odepchnął łódkę od brzegu i pomachał dłonią, gdy odpływała. Potem wyprostował się, złączył ręce, a na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech, kiedy patrzył na sunącą łódź, obserwując ją dokładnie w taki sposób, w jaki Severus miał zamiar to robić. Na widok tego uśmiechu ówczesny Mistrz Eliksirów wzdrygnął się. To nie był głupkowaty uśmieszek łobuziaka, ale raczej łagodny, pełen mądrości i pewności siebie uśmiech, który Severus widział niemal zbyt często na twarzy Dumbledore'a.

Czas wtedy zwolnił, albo tak mu się tylko wydawało, i Severus usiadł na trawie, obserwując Harry'ego Pottera z bezpiecznej odległości. W tamtym momencie zobaczył mężczyznę, którym Potter się stał: nie przestraszonego, zdenerwowanego małego chłopca, ale potężną istotę kojarzącą się z siłą i bezpieczeństwem. Voldemort, pomyślał oszołomiony Severus, nie ma szans.

Piknik był niewiarygodnie hałaśliwy, ale Severus odniósł wrażenie, jakby wokół niego opadła zasłona ciszy, gdy Potter obserwował jezioro. Bezruch i spokój. I przez dziesięć minut, w trakcie których Potter patrzył na jezioro, a on patrzył na Pottera, Severus doświadczał łagodnego, doskonałego szczęścia.

W takich momentach jest coś niezwykłego. Ludzie zachłannie ich pragną. Chcą je zatrzymać na zawsze, a wszystko, co wydarzy się po nich, wydaje się być nudne i żałosne. Ludzie wmawiają sobie, że któregoś dnia coś takiego zdarzy się ponownie, aby uczynić swe życie wystarczająco interesującym, by je kontynuować. To coś strasznego, myśl, że najlepszy moment w twoim życiu właśnie przeminął.

Z Severusem tak się nie stało. Nigdy nie oczekiwał, że doświadczy w swym życiu doskonałej chwili, a kiedy nadeszła, nie rozmyślał, co to było czy co oznaczało. Po prostu siedział, patrząc na Pottera i upajając się poświatą wokół niego, poświatą, którą Dumbledore musiał widzieć cały czas, poświatą, która obiecywała bezpieczeństwo i odkupienie.

W tamtym czasie Severus nie rościł sobie prawa do tego chłopca. To stało się dopiero trzy lata później, kiedy wspomnienie tej nocy nieco wyblakło, a jego kojące działanie zostało zastąpione przez ból tęsknoty. Ale wtedy Harry, umyślnie czy też nie, obdarował go kilkoma momentami spokojnej radości i świadomości, że wszystko będzie dobrze. Świat wokół niego był doskonale spokojny, a on nie doświadczał w trakcie swego życia niczego lepszego.

Severus nigdy nie myślał o sobie, że jest zakochany w swoim mężu; po prostu go kochał. Wtedy to się zaczęło, w tak dyskretny sposób.

Spojrzał na niebieską buteleczkę w ręce. Ostatnie siedemdziesiąt lat ich życia, małżeńskich lat, nie było łatwe czy spokojne, ale wynagrodzono im to. Od czasu do czasu doświadczał echa tamtego pierwszego momentu, obserwując Harry'ego przy pracy czy siedzącego naprzeciw niego przy stole, albo stojąc przy nim wieczorem na werandzie. I będzie oczywiście więcej takich chwil. Zabrało im to dość dużo czasu, ale Severus myślał, że nareszcie uczą się, jak być małżeństwem, a to był właściwy czas, by się tym cieszyć. Miał sto dziewięć lat, ledwie wszedł w dostojny wiek. Poda Harry'emu ten eliksir, ból minie; pojadą do Toskanii na kilka miesięcy, świat stanie się na powrót spokojny. Spokojny, wypełniony łagodnością. Cichy. Taki, jakiego potrzebuje Harry.

Harry potrzebował także pobudki, uświadomił sobie Severus, rzucając spojrzenie na ścienny zegar. Rozmyślał przez ponad pół godziny, a gdyby Harry spał dłużej, nie mógłby odpocząć wieczorem. "Najlepiej postępować rutynowo", mówili magomedycy, ale zawsze dodawali "póki co", a to działało Severusowi na nerwy. Tak jakby Harry musiał w przyszłości odpoczywać więcej... tak jakby cokolwiek mogło zranić Harry'ego Pottera, który ukazywał ogrom swej mocy od siedemnastego roku życia! Może i Harry był zbyt głośny, może i brakowało mu zdrowego rozsądku, poza tym wciąż był nieuleczalnie gryfindorski, ale nie był słaby. Nigdy. Ta niemoc szybko przejdzie.

Jakby na komendę, z łóżka zaczęły dochodzić niespokojne odgłosy. Severus obrócił się ku niemu, wciąż trzymając w dłoni Solamen.

- Obudź się - powiedział łagodnie, i zaskoczyło go skrzekliwe brzmienie głosu. Ile czasu minęło, odkąd odezwał się po raz ostatni? Jego myśli pobiegły wstecz. Kilka dni?

W każdym razie nie dało to rezultatu. Dźwięki okazały się być fałszywym alarmem, Harry wciąż spał. Severus przemierzył komnatę szybkimi, cichymi krokami i delikatnie potrząsnął Harry'ego za ramię. Szczupłe, takie szczupłe... włoska kuchnia. Upodobanie Harry'ego do makaronu szybko uczyni cuda. Harry jęknął cicho "oooch", a jego oczy otworzyły się tak powoli, jakby podniesienie powiek wymagało ogromnego wysiłku.

Były teraz błyszczące, ale z bólu. Błagały Severusa przez jedną straszną chwilę, nim na powrót przesłoniła je mgła, a Harry przywołał na wargi słaby uśmiech.

- Ach... spałem za długo?

Severus nie był w stanie odpowiedzieć. Te oczy w ułamku sekundy powiedziały za dużo. Ukazały mu ciało Harry'ego jako jeden napięty, drżący w bólu nerw. Harry szybko ponownie je osłonił. Ale nie wystarczająco szybko.

Severus poczuł, że coś ważnego w nim powoli zaczyna się rozpadać. Tysiąc doskonałych chwil wymykało mu się z rąk. Mógł tylko podać butelkę Harry'emu, i tym razem ręce ich dwóch drżały, gdy ten jej dosięgnął.

- "Solamen" - Harry przeczytał napis na etykiecie. - Przypominam sobie... z tamtych Świąt... - Uniósł ponownie oczy ku Severusowi, ale tym razem błyszczały one wdzięcznością. - Jak to mądrze z twojej strony, że pamiętałeś. Ja nawet o tym nie pomyślałem. Dziękuję, Severusie.

Severus, nie mogąc wydać z siebie głosu, machnął tylko w zniecierpliwieniu ręką, nalegając, by Harry wypił natychmiast ten przeklęty eliksir. Lekko drżącymi ustami Harry przełknął go i odłożył butelkę z westchnieniem ulgi.

- Och - odetchnął, a jego ciało opadło z powrotem na materac. - Nawet nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo bolało... póki nie przestało. Och... Dziękuję ci - powtórzył i położył dłoń na ręce Severusa. Jego lewa dłoń pozbawiona była ozdób. W trakcie kilku ostatnich miesięcy tak bardzo stracił na wadze, że ślubna obrączka się zsuwała. Severus myślał nad zawieszeniem jej na łańcuszku, ale Harry mógłby udusić się nim w trakcie snu, więc włożył ją do pudełka w szafce, gdzie czekała na moment, w którym jej właściciel będzie mógł ją włożyć ponownie.

Severus uniósł jego dłoń do ust, ale nie ucałował jej, tylko przycisnął do czoła, kiedy pochylał się, nie będąc w stanie spojrzeć w te oczy... Makaron. Zachody słońca. Eliksiry. Da to wszystko Harry'emu tego lata, a później... później...

Będą...

- Severusie - dobiegł go szept Harry'ego. Przygryzł mocno wargi, słysząc smutek w głosie swego męża. - Severusie, ja... Wszystko w porządku. Wszystko w porządku. - Drżąca ręka pogłaskała go po włosach.

Wciąż nie patrząc w górę, Severus uniósł drugą dłoń Harry'ego i łagodnie pocałował wystającą kostkę. Nie odpowiedział na stwierdzenie, które było oczywistym kłamstwem. Nie było potrzeby czegokolwiek mówić. Świat był wystarczająco głośny.

A on nie miał już nic więcej do powiedzenia.



Nie pozwalam na więzienie kochających serc w twardej ziemi.
Tak jest, tak będzie, tak było od niepamiętnych czasów.
Ku ciemności idą, mądrzy i piękni. Ukoronowani
Liliami i wawrzynem idą. Ale ja się na to nie zgadzam.

Kochankowie i myśliciele, do ziemi z wami.
Stańcie się martwym, niewybrednym pyłem.
Częścią tego, co czuliście, co wiedzieliście,
Zasada, zdanie pozostaje - ale ich sens znikł.

Odpowiedź szybka i bystra, uczciwe spojrzenie, śmiech i miłość -
Przeminęły. Stały się pokarmem róż. Wytworne i falujące
Jest kwiecie. Zapach jest kwieciem. Wiem. Ale się nie zgadzam.
Cenniejszy był blask twoich oczu niż wszystkie róże świata.

W dół, w dół, w dół ku ciemności grobu
Spokojnie idą, piękni, czuli, dobrzy;
Cicho idą, mądrzy, dowcipni, odważni.
Wiem. Ale nie pochwalam. I nie zgadzam się na to.


- Edna St. Vincent Millay, "Lament bez muzyki"

"Wojna Rodzi Ciszę"

("War Begets Quiet")

Telanu

(tłum. Clio)





Cisza jest śmiercią.
Przybywa każdego dnia, szokując,
by usiąść mi na ramieniu, biały ptak,
by dziobać czarne oczy
i drżące czerwienią mięśnie
moich ust.

- Anne Sexton, "Cisza"




- Dyrektorze Potter...

Harry mruga, unosząc głowę znad pergaminu, uświadamia sobie, że rozmyślał o wiele za długo. Jego uwaga znów odpłynęła i odchrząkuje, czując suche drapanie w gardle.

- Wybacz, Michaelmasie. Trochę się zamyśliłem.

Michaelmas Timber, obecny profesor transmutacji i jedyny syn matki, na nieszczęście lubującej się w urlopach, obdarza go zatroskanym spojrzeniem, ale jedynie kiwa głową. Harry docenia jego dyskrecję i po raz kolejny zastanawia się nad możliwością ustanowienia Michaelmasa wicedyrektorem w ciągu kilku najbliższych lat. Musi dziś o tym porozmawiać z Glorianą, jakoś później, dowiedzieć się, czy podziela jego uczucia, czy Michaelmas mógłby ją godnie zastąpić na stanowisku - jeśli Gloria ma ochotę rozmawiać o takich sprawach. To często sprawia jej ból.

Harry wraca uwagą do teraźniejszości i łysiejącego mężczyzny, siedzącego przed nim. Uśmiecha się łagodnie i Michaelmas odpręża się widocznie - to niemal przykre, jak bardzo jego koledzy i pracownicy łakną tego zapewnienia, tego ojcowskiego oblicza, tego wszystkowiedzącego spojrzenia pełnego kompetencji. Ale Harry pamięta w oparach czasu, gdy on sam szukał takiego zapewnienia u starszego człowieka imieniem Albus Dumbledore, i wie, jak dalekosiężny może ono mieć wpływ na morale.

- To brzmi pozytywnie, Michaelmasie - mówi, z wysiłkiem przywołując na myśl słowa młodszego - młodego - mężczyzny, wypowiedziane przed kilkoma chwilami. - Doskonale, jak zawsze. Muszę cię pochwalić. Ale jesteś pewny, absolutnie pewny, że twój kontakt w Pekinie nie został odkryty?

- Tak pewny, jak mogę być - mówi Michaelmas z nutą rezygnacji. - Wszystkie wiadomości od niego przepuściłem przez filtry, magiczne i inne. Nie sądzę, by ludzie Yang go złapali. - Jeszcze nie, jak zawsze, wisi w powietrzu pomiędzy nimi.

Wkrótce go, oczywiście, odkryją i będzie to koniec anonimowego kontaktu w Pekinie, i nie będzie więcej wiadomości. Jeśli Yang swej reputacji nie dorobiła się przez zbrodnię i chciwość, to na pewno przez sumienność. Wkrótce nie będzie miała "ludzi" - będzie miała moce, armie u swego boku, chętne, by dla niej przemierzyć ziemię i piekło, jeśli tylko będą w stanie. Ale Harry jedynie kiwa głową.

- Myślę więc, że to wszystko - mówi.

Michaelmas obdarza go kolejnym przenikliwym spojrzeniem, potem również kiwa głową i wstaje z krzesła.

- Dziękuję, dyrektorze. Miłego dnia.

- I nawzajem, przyjacielu - Harry zbiera energię na psotny uśmiech. - To twoja szósta lekcja... Gryfoni i Ślizgoni, jeśli dobrze pamiętam?

Michaelmas wzdraga się.

- Szóstoklasiści - odpowiada głosem o wiele bardziej znękanym niż wtedy, gdy mówi o Yang, i Harry wybucha śmiechem. Jest to zdumiewająco przyjemne, pomimo bólu w piersi, i on i Michaelmas przez chwilę czują się radośniej. Młodszy profesor wychodzi z uśmiechem.

Niemniej jednak było to trudne spotkanie, zarówno zniechęcające, jak i męczące. Harry spogląda na swój harmonogram i z ulgą zauważa, że na dziś pozostała mu już tylko jedna sprawa: kolejna oznaka wrażliwości Glorii na jego potrzeby. Szybka rozmowa z dwoma pierwszoklasistami, którzy pobłądzili, a potem może odpoczywać aż do kolacji. Marszczy brwi. To drażniąca sprawa, odpoczywanie. Nigdy przedtem nie miał tego w zwyczaju i teraz jakby o wiele za późno, by zacząć.

Chłopcy, obaj ze Slytherinu, wchodzą, mając na twarzach coś pomiędzy zbuntowaniem a przerażeniem. Jakichkolwiek nabawili się zranień podczas bójki, zostały one zaleczone w skrzydle szpitalnym, i jedyną oznaką ich zwady jest wina, utrzymująca się na obu okrągłych, czerwonych buziach. Harry czuje, że na jego twarz wpływają uprzejmość, ale i powaga - coś tak naturalnego jak oddychanie. Chłopcy, już niewiarygodnie mali i młodzi, zdają się kurczyć jeszcze bardziej, i Harry czuje nagły przypływ rozbawionego współczucia. Hogwart zmienił się radykalnie od dnia, gdy włożył na głowę Tiarę Przydziału, ale Slytherin zawsze będzie domem dla ambitnych, przebiegłych i wybuchowych temperamentów. Jednak raczej rzadko jego członkowie walczą między sobą i instynkt Harry'ego, dowiadując się o tym, ożywił się wystarczająco, by wkroczyć na terytorium Glorii jako opiekuna domu i poprosić o osobistą rozmowę z chłopcami. Zdziwiona, i nieco urażona, niemniej jednak zgodziła się; Ślizgon, chętny, by bezwarunkowo zaufać drugiemu, podczas gdy tym drugim jest Gryfon do szpiku kości. Prawdziwy skarb, Gloria... czasy naprawdę się zmieniły...

Uczniowie są tak fascynującymi stworzeniami. Czasem Harry nie potrafi powiedzieć, czy trawiące go zainteresowanie nimi bierze się z postawy ojca czy naukowca, obserwującego dziwaczny, nowy okaz. Tak ogromna różnorodność i złożoność, bez względu na kolor skóry czy dziedzictwo - mikrokosmos rasy ludzkiej we wnętrzu Hogwartu, który można studiować całe dnie, w spokoju. Słuchając łamanych wyjaśnień, usprawiedliwień i przeprosin, Harry musi ukryć uśmiech. "Okazy", istotnie - czy mógłby minąć choćby dzień, gdyby nie czuł wpływu Severusa na swe myśli?

Ostatecznie to nic szczególnie skomplikowanego. Nic groźnego. Chłopcy się nie lubią, ich rodziny nie lubią się od pokoleń, jak to rodziny mają w zwyczaju. Jeden jest biedny, drugi bogaty; Harry'emu z niewyjaśnionych przyczyn przypomina się niemal zapomniana nienawiść pomiędzy Draco Malfoyem i Ronem. Zabawne, jak jedna rzecz potrafi przypomnieć coś zupełnie innego, coś, co od dawna nie istnieje - Harry nie pamięta już twarzy Draco. Kolejna obserwacja godna zanotowania w jego studiach. Udziela chłopcom upomnienia, wyznacza stosowną karę, pisze notkę do Glorii.

Dopiero gdy odkłada pióro, zauważa, jak drżą jego dłonie.

Pora więc odpocząć. Od lunchu minęło zaledwie kilka godzin, a już nie ma nic do roboty przez cały dzień. Harry czuje, że jego usta wykrzywia grymas, i mocno stara się odepchnąć rozgoryczenie; jest dyrektorem Hogwartu przez piętnaście lat i nie przyzwyczaił się do krótkich dni ani do słabości, ani do bezczynności. Ale rzeczy się zmieniają. Zmieniają się ciała, i słabną. Wpadanie w gniew niczego nie polepszy. Niczego nie polepszy... mieć pretensje.

Poza tym, wielu innych ludzi ma pretensje w jego imieniu.

Przez moment siedzi z zamkniętymi oczami, po czym powoli wstaje od biurka i kieruje się - równie powoli - ku drzwiom na tyłach okrągłego biura. Dyrektorowie wcześniejszych pokoleń obserwują go ze współczuciem, gdzieś tam w górze, Dumbledore jest pomiędzy nimi, ale Harry już nie patrzy w górę. Wie, jaki będzie wyraz twarzy starego mężczyzny. Wkrótce dołączy do nich jego własny portret. Wcześniej niż to dogodne, bez wątpienia.

Przechodzi przez dobrze znany i dobrze wykorzystywany gabinet w drodze z biura do prywatnych pokoi, wracając myślą raz jeszcze do przykrej kwestii Yang. To pewnie oznaka wieku, że tak popada w zadumę, widzieć we wszystkim prawidłowości, podczas gdy kiedyś widziałby tylko problemy, którymi trzeba się zająć i rozwiązać.

Czasem ludzie mówią mu, że jest największym czarodziejem na świecie, co jest prawdą. Z pewnością największym od czasów Dumbledore'a. Być może największym w ogóle. A wielcy czarodzieje muszą mieć też czarnoksiężników; oto standard, wedle którego się ich mierzy, Harry zamyśla się. Dumbledore miał swego Grindelwalda. Harry miał swojego Voldemorta. A teraz jakaś nowa gwiazda będzie miała swoją Yang. Niepokoi go, że rzeczona gwiazda jeszcze się nie pojawiła, że żadne latarnie nie płoną po stronie Światła, zwiastując: "Ja jestem Wybrańcem, który pokona to zagrożenie." To by wiele ułatwiło. Ale gdy każdy pragnie rzeczy łatwych, tylko głupiec się na tym opiera, a Harry Potter nigdy nie był głupcem. Ułożył swe plany tak ostrożnie, jak potrafił. Najprawdopodobniej zrealizuje je ktoś inny, niemniej jednak są już ułożone.

Wkracza do prywatnych komnat, zamykając za sobą drzwi, po czym opada na najbliższe krzesło. Jego oczy najchętniej zapatrzyłyby się tępo w przestrzeń, choćby na kilka chwil, zanim na nowo podejmą swą nieustającą czujność, ale natychmiast zostają pochwycone przez bliźniacze, płonące węgle. Oczywiście.

Harry patrzy w dzikie oczy Severusa Snape'a, siedzącego w swoim krześle w kącie i obserwującego swego małżonka spojrzeniem, które nie straciło nic ze swojej intensywności w ciągu dekad. Na jego kolanach, na jednej szczupłej dłoni spoczywa książka; druga dłoń zaciska się na oparciu krzesła nieco mocniej niż zazwyczaj. Harry szybko zdobywa się na słaby uśmiech.

- Cześć.

Ciemne brwi unoszą się, teraz w geście pytania.

- Cóż - mówi Harry, spoglądając tęsknie na wielkie łoże - obawiam się, że to był długi dzień, Severusie.

Obawiam się. Niezupełnie się obawia. Ale Severus owszem. Obawia się, jest urażony, wszystko naraz. Harry widzi to w sztywnej postawie byłego mistrza eliksirów, gdy ten podnosi się z krzesła i podchodzi do szafki przy oknie, wyciągając znajomy, błękitny słój.

Harry krzywi się. Mikstura smakuje okropnie. Ale wypija, z przyjemnością witając tłumiące uczucie, które łagodzi ściskający ból w piersi, brzuchu, nogach, głowie, wszędzie. Wydaje się, że nawet zmęczenie odeszło, choć to nie będzie trwać długo. Czasem Harry myśli, że ciągłe niemal wyczerpanie jest gorsze niż ból. Ból przynajmniej można stłumić; poza stałym pojeniem go eliksirem pieprzowym czy czymś podobnym nie można zrobić nic, by ożywić gasnące siły Harry'ego. Już nie.

Severus obserwuje Harry'ego niczym sokół, gdy ten pije, czarne oczy jak zawsze zaskakujące pod szokująco białą grzywą białych włosów. Jak na sto jedenaście lat starzeje się dobrze. Czyste, ostre spojrzenie, ruchy i - przede wszystkim - druzgocący umysł pozostaje całkowicie nietknięty. To umysł zarządza ruchami i tymi niemożliwymi oczami. Harry nie potrafi sobie wyobrazić prosperowania bez niego.

Oczywiście, przez siedemdziesiąt lat nie potrafił sobie również wyobrazić prosperowania bez głosu Severusa.

Opróżnioną w połowie butelkę oddaje swemu mężowi z uśmiechem podziękowania. Severus krótko kiwa głową, kładzie chłodną dłoń na czole Harry'ego, jego wargi są zaciśnięte. Potem, tak cicho jak zawsze, pomaga Harry'emu wstać z krzesła i dojść do łóżka na odpoczynek.

Harry nie potrafi dokładnie wskazać dnia, kiedy Severus Snape przestał się odzywać. To było zaledwie rok czy dwa lata temu, a wciąż dotkliwie czuje brak głosu męża; to jest - był - głos, który potrafił na przemian albo go ostro zganić, pozostawiając ich obu drżącymi i zranionymi w następstwie, albo głos, który potrafił uwodzić go zaledwie... cóż, rok czy dwa lata temu. Na tyle dokładnie Harry czy ktokolwiek inny może to określić. To był, ostatecznie, proces stopniowy.

Teraz Severus mówi oczami. A te płoną. Czasem troską, gdy Harry ma szczególnie ciężki dzień, czasem zadowoleniem, gdy nowy eliksir uśmierza ból i pozwala im spędzić trochę więcej czasu razem - ale zawsze, poza troską i zadowoleniem, czai się wściekłość. Harry, teraz doświadczony w takich sprawach, czuje ją niemal w powietrzu, którym Severus oddycha, z pewnością smakuje ją w pocałunkach. To wściekłość dziecka, które widzi, że sprawy nie układają się pomyślnie, pomimo ekstrawaganckich kłamstw dorosłych, jakoby było odwrotnie. Severus i Harry stoczyli wielkie bitwy, zarówno epickie, jak i osobiste, tylko po to, by siedzieć spokojnie w Kwaterze Dyrektora Hogwartu, przez nikogo nie potępiani. Zwłaszcza Severus się namęczył, walcząc - w różnych okresach - z opinią publiczną, z własnym sumieniem, z uporem Harry'ego, z knowaniami Voldemorta. Trwało to lata, ale jak każdy Ślizgon zawsze miał w myśli końcowy cel. Harry próbował, wciąż i wciąż, wytłumaczyć mu, że życie nie jest celem, ale ciągłą walką. Severus nigdy nie chciał tego zrozumieć; niektórzy knują i spiskują, by coś osiągnąć, nie tylko dla samego knowania i spiskowania. I jego plan, rozciągnięty na dekady, prowadził tutaj.

Oczywiście, przeżyć Harry'ego nigdy nie było częścią tego planu. Co więcej, nie było częścią tego planu przeżyć, by zobaczyć jeszcze jedną, wznoszącą się falę Ciemności. Pomimo całego swego cynizmu i gorzkich doświadczeń, Severus, Harry wie, jakoś miał nadzieję, że wszystko ułoży się dobrze, przynajmniej za ich życia. Że bitwy stoczą następne pokolenia albo, gdyby to się nie udało, że przynajmniej będą walczyć wspólnie, ostatni raz.

Nie liczy się, że jest cała armia Weasleyów, rudowłosych czy nie, spokojnie zajmująca cały kraj i sięgająca poza jego granice, obdarzając ich niezliczonymi chrześniakami i chrześnicami. Nie liczy się, że minęły dekady, odkąd Severus na poważnie walczył w rzeczonymi Weasleyami, czy nawet Syriuszem Blackiem, ponieważ w którymś momencie bitwy starych ludzi stają się absurdem. Liczy się, że Harry jest pożerany od wewnątrz, powoli i boleśnie, przez chorobę, na którą lekarstwa nie ma ani świat czarodziejski, ani mugolski, nawet teraz. Liczy się, że jedyne, co ważne dla Severusa, umrze. Wkrótce.

Harry leży na łóżku, wzdychając z ulgą, gdy Severus wpełza za nim, naciągając przykrycia i owijając swe silne ciało wokół Harry'ego, udzielając tak bardzo przyjemnego ciepła. Dyrektor Hogwartu mruczy z zadowoleniem i przyciska usta w pocałunku do dłoni męża. Po siedemdziesięciu latach małżeństwa naprawdę dobrze poznajesz człowieka, decyduje. Teraz nie ma takiej części w ciele Severusa, której by nie znał i nie dotknął, nawet jeśli niektórych z nich nie dotykał przez jakiś czas. Choć kiedyś czytał w mugolskim magazynie naukowym, że ludzkie ciało nieustannie pozbywa się komórek - skóra, włosy, takie tam. Ciało jest nowe każdego dnia. Podoba mu się ta idea. Idea, że nieważne jak długo jest z Severusem, nigdy w pełni nie ogranie tego mężczyzny. Rozluźnia się i, wbrew niemu, jego oczy zaczynają się zamykać. Nie chce spać - pragnie leżeć i rozmawiać z Severusem o całym dniu, może przekonać się, czego jego były profesor nie ma do powiedzenia w sprawie mianowania Michaelmasa wicedyrektorem...

...ból. Jego ciało nagle skręca się wokół, ostry krzyk dobywa się z gardła, gdy przeszywa go kolejny spazm bólu. Ostatnio są coraz częstsze. Severus głośno nabiera powietrza, ale nic nie mówi, tylko zwiększa uścisk wokół Harry'ego, jego oczy dziko błyskają w poszukiwaniu niebieskiego słoja. Harry potrząsa głową, gdy tylko jest w stanie, i wykrztusza:

- Solamen... nie... pomoże. - Nie na to. To minie za kilka chwil... musi, koniec końców, w jedną lub drugą stronę...

...mija. Harry opada na materac, na Severusa, gdy rozluźniają się jego mięśnie. Gwałtownie i z wysiłkiem łapie głębokie hausty powietrza, które nie są przyjemne, gdyż sprawiają ból. Jeszcze nie. Jeszcze nie. Odważa się spojrzeć na Severusa i widzi tę samą myśl odbitą w tych przerażonych, hebanowych oczach.

- Już po wszystkim - mówi przez zęby, wciąż lekko zaciśnięte, i gdy odpręża się więcej, ciche "och" ulatuje z jego ust, zanim jest w stanie je powstrzymać. Krzywi się, czując, jak Severus nieruchomieje za nim, ten dźwięk zdradził o wiele więcej bólu, niż Harry zamierzał. Szybko chwyta dłoń Severusa i zaciska ją tak mocno, jak potrafi, znów się krzywiąc, gdy zdaje sobie sprawę, że ten uścisk nie jest ani trochę wystarczający.

Kiedyś miał silne dłonie szukającego. Kiedyś drażnił się z Severusem, przyciskając go na łóżku czy gdziekolwiek indziej, że sportowcy mają pewną przewagę nad naukowcami. Kiedyś, kiedyś, bezcelowo, Potter. Nie da się ożywić przeszłości - poza twoją głową, a jaki z tego pożytek?

Teraz to Severus przyciska go mocno do łóżka, by nieumyślnie nie zrobił sobie krzywdy podczas spazmu. To fizyczność Severusa sprawuje władzę w ich świecie. Severus, dwadzieścia jeden lat starszy od Harry'ego i doskonale, zupełnie zdrowy, mający przed sobą jeszcze przynajmniej czterdzieści lat życia.

Harry wzdycha, powoli obraca się, unosi dłoń, by pogłaskać ukochaną, pokrytą zmarszczkami twarz. Uśmiecha się, gdy Severus dziko zagryza wargi.

- Dziękuję. Kocham cię. - Upewnia się, że każdego dnia mówi te słowa, choć bardziej dla siebie samego; podejrzewa, że Severus rozpoznaje, czym naprawdę są, ciągłym na-wypadek-gdyby-to-było-pożegnanie, i nienawidzi ich. Ale Harry czuje, że są zbyt ważne, by przestać je mówić. Czasem wydaje mu się, że jedynie to trzeba mówić, i teraz, gdy już po wszystkim, może zapaść w milczenie jak jego mąż.

Długie rzęsy trzepocą przez chwilę, a potem chłodne, suche wargi opadają na bladą bliznę na jego czole. Kościste palce przeczesują długie, srebrne włosy Harry'ego - zbyt długie, by łatwo o nie zadbać, szczególnie teraz, ale to jego jedyne ustępstwo na rzecz próżności, skoro Severus dawno temu absolutnie zabronił mu zapuścić brodę. Zamyka oczy i chwyta wspomnienie głosu. "Nie zamierzam narażać się na cholerne odparzenia, bo uroiło ci się być dokładnie jak Albus Dumbledore. Którym nie jesteś." Prosto w dziesiątkę, jak zawsze. Severus nigdy nie wiedział, jak panować nad swoim językiem w rozmowie ze zwykłymi śmiertelnikami, tylko mówił brutalną prawdę. Już nie, oczywiście. Harry uważa, że to okropnie szkoda, że jest jedynym człowiekiem, który potrafi dokładnie odczytać, co te oczy chcą powiedzieć, i chociaż Syriusz może zarobić okazjonalne, wściekłe spojrzenie, to nie to samo, co uszczypliwa obelga ciśnięta w jego kierunku, do jakiej tylko Snape był zdolny. Harry wie, że jego ojcu chrzestnemu brakuje tego. To definiowało ich wrogość przez tak długi czas.

Na początku milczenia Harry próbował nadrabiać, jakby chciał mówić dość za nich obu, nakłaniając Severusa, by odpowiedział. Teraz, gdy zaakceptował je tym, czym było - niewypowiedziany smutek, między innymi - może po prostu leżeć w ich wygodnym łóżku i głaskać tę twarz, i zatapiać się w głębiach tych oczu. Ich małżeństwo nie zawsze było - nigdy nie było łatwe, gdzieś w tym czasie był okres blisko sześciu lat, gdy stali na krawędzi separacji. Harry zastanawia się, czy Severus żałuje teraz, że się nie rozstali. Jego małżonek jest niemal obsesyjnie lojalny w swej trosce, ale czasami - to jak najbardziej naturalne - Harry widzi w jego oczach "o Boże kiedy to się skończy proszę proszę niech to się niedługo skończy". To szybko znika, zastąpione przez zwykłe "nie odchodź jeszcze nie", niemniej jednak pozostaje niezapomniane. Bardziej niż czegokolwiek innego Harry nienawidzi być ciężarem.

Ten ostatni spazm... był szybki, ale ciężki.

- Są coraz gorsze - mówi głośno i Severus kiwa głową gwałtownie, znów całując jego czoło. - Ile czasu do obiadu? - Severus unosi dwa palce. - Dwie godziny... Nie chcę spać.

Surowe spojrzenie oczu informuje Harry'ego, że owszem, powinien. A potem zrezygnowane wygięcie warg przyznaje, że Harry bez wątpienia i tak zrobi, jak mu się będzie podobało.

Harry chce powiedzieć coś o Yang i o kontakcie w Pekinie, ale nie mówi. W tej chwili Severus nie jest w stanie nic zrobić w tej sprawie i to by go tylko zmartwiło. Można jedynie leżeć tu, odpoczywać, czekać, spędzać czas. Harry ułożył plany. Przesuwa się w ramionach Severusa, odsuwając z twarzy męża kosmyk białych włosów, uśmiechając się niemal figlarnie.

- Więc, kochany - mówi. - Co sądzisz o Michaelmasie Timberze?



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Seria Kawowa, Studia Budownictwo
straty lokalne, STUDIA BUDOWNICTWO WBLIW, hydraulika i hydrologia
sciaga bud ogolne, Studia budownictwo pierwszy rok, Budownictwo ogólne
W07 02, szkola, szkola, sem 3, MARCIN STUDIA, Budownictwo ogólne, Budownictwo Ogólne
Tabelka do lab-cw1, Studia Budownictwo PB, 5 semestr, laborki metal
chemia nr 4-sik, Studia budownictwo pierwszy rok, Chemia budowlana, sprawka z chemii
Geologia - osadowe, Studia, Budownictwo Ladowe i Wodne, Semestr II, Geologia inzynierska
50B, studia, Budownctwo, Semestr II, fizyka, Fizyka laborki, Fizyka - Labolatoria, Ćwiczenie nr50b
str. na teczkę, STUDIA, Budownictwo UZ, Semestr IV, Konstrukcje Betonowe - Podstawy [Korentz], Labol
MATERIAŁY BUDOWLANE Z I ICH TECHNOLOGIE 11, Studia budownictwo pierwszy rok, Materiały budowlaneII,
Ćwiczenie nr 35, studia, Budownctwo, Semestr II, fizyka, Fizyka laborki, Fizyka - Labolatoria, Ćwicz
SprawozdanieNr2Kevcio, Studia budownictwo pierwszy rok, Chemia budowlana, sprawka z chemii
sprawozdaniewapno2, Studia budownictwo pierwszy rok, Chemia budowlana, sprawka z chemii
kolokwium net, studia, Budownctwo, semestr IIIwenio, mechanika gruntów i fundamentowanie
podanie studenta dug punktowy, Studia, Budownictwo UTP, Dziekanat

więcej podobnych podstron