42


Przez chwilę



On wzbrania się przed tym uczuciem wszystkimi siłami. To przecież niebezpieczne. On jest niebezpieczny, poza tym za stary. Ona zasługuje na kogoś lepszego. 
A ona i tak chce tylko jego. Nikt inny tak na nią nie patrzy, nikt się o nią tak nie troszczy i w żadnych innych ramionach nie czuje się tak bezpieczna. Jest tym, kogo potrzebuje, by poczuć się kobietą. Tylko kobietą. Nie żadnym wykwalifikowanym aurorem, metamorfomagiem, czy dziewczyną z zazwyczaj różowymi włosami. Kobietą. Najchętniej jego kobietą. 
A on jej odmawia. Odrzuca ją. 

Siedzą naprzeciwko siebie przy kuchennym stole. Sami w opustoszałej siedzibie Zakonu, którą i oni muszą niedługo opuścić. Nie wiedzą, co ze sobą zrobić. Próbują rozmawiać normalnie, ale dość szybko przekonują się, że tak się nie da. Nie da się, jeśli czegoś sobie nie wyjaśnią. 

Ona czuje tę atmosferę unoszącą się wokół i opadającą ciężko na ich plecy. Pewnie dlatego on tak się zgarbił. Dotyka jego dłoni, a on ją szybko cofa i składa ręce na kolanach, myśląc, jak śmiesznie i żałośnie musi w tym momencie wyglądać, gdy zachowuje się jak jakaś cholerna dziewica. Ona myśli, że on wygląda tak niepozornie w pocerowanych, zniszczonych ubraniach. Tak bezbronnie i dziwnie, kiedy siedzi z opuszczoną głową, nie wiedząc, gdzie skierować wzrok, który mimowolnie zawsze powraca w jej stronę. Czuje, jak wzbiera się w niej fala czułości. 

Milczą. 
Za każdym razem, gdy ich oczy spotykają się, ona prosi niemo, by to przerwał. By po prostu znowu ją przytulił, pocałował, zapewnił, że od tej pory wszystko dobrze się ułoży i już nikt jej nie opuści, a na pewno nie będzie to on. 
I za każdym razem, gdy ich oczy spotykają się, on odwraca wzrok, udając, że nie widzi jej prośby, nie dostrzega, jak bardzo go potrzebuje. 
- Remusie, proszę... - szepcze, gdy po raz enty mężczyzna wpatruje się w drzwi, jakby nagle odnalazł w nich coś niezwykle fascynującego. 
Nie może już dłużej udawać, że jej nie widzi. 
Teraz nawet słyszy. 
- Tonks, nie możemy... 
- Dlaczego? Niby dlaczego?! Proszę cię, Remus... 
Dostrzega łzy w jej oczach. W tych niegdyś radosnych, pogodnych oczach... 
- Nie zastąpię ci Syriusza. 
- Nie pieprz głupot!!! 
Krzyczy. Uderza pięścią w stół, po czym wstaje. Przechadza się szybko po kuchni, z zaciśniętymi pięściami, z zawziętą miną, próbując powstrzymać łzy ni to wściekłości, ni to przerażającego smutku. W końcu kuca przy nim. 
- Nie bądź głupi, Remusie - szepcze ponownie, patrząc na niego czerwonymi od płaczu oczyma. - Syriusz był moim wujkiem, traktowałam go jak starszego brata, nigdy nie czułam do niego tego, co czuję do ciebie. Remusie... przecież wiesz. 
Patrzy na nią i tak bardzo pragnie ją przytulić, zaopiekować się nią. 
- Tonks, ty jesteś po prostu załamana po śmierci Syriusza. Szukasz kogoś, kto się tobą zaopiekuje. Być może potrzebujesz czegoś... kogoś... aby nie myśleć o jego śmierci. Czegoś zastępczego. Tak, potrzebujesz opieki, bezpieczeństwa. A ja... Ja ci nie mogę tego dać... 
Ona wtula się w niego i płacze bardzo mocno w jego ramię. On zastanawia się przez chwilę, co robić. I trwa z głupią miną, z rękoma przy jej białej bluzce. W końcu obejmuje ją nieśmiało, niepewnie i delektuje się jej słodkim zapachem. Ona uspokaja się i odrywa od niego niechętnie, by spojrzeć w jego zmęczoną twarz. 
- Remusie, powtarzam jeszcze raz. Nie bądź głupi. Tyle razy to przerabialiśmy. Za każdym razem... Naprawdę tak myślisz...? Że o to właśnie mi chodzi? Że ja tak dopiero po śmierci Syriusza? - mówi z pasją, a jej oczy rozświetla blask. - Przecież doskonale wiesz... Przecież wiesz... Potrzebuję cię teraz bardziej, niż kiedykolwiek przedtem. Nie odpychaj mnie, Remusie. 
- Mówiłem ci - on dotyka swoją szorstką dłonią jej delikatnej twarzy. - Jestem zbyt niebezpieczny, zasługujesz na kogoś lepszego, kogoś kto nie jest... taki jak ja. Jestem zbyt niebezpieczny, kochanie... 
Ale już wie, że jej nie odmówi. Nie potrafi się dłużej wzbraniać. 
Przybliża ją do siebie i gdy ich twarze są tak blisko, jak od dawna tego pragnął, całuje ją najdelikatniej jak umie. 
A potem chwyta ją w poorane bliznami ramiona i zanosi na górę. Ona uśmiecha się do niego, znowu ma piękne, różowe włosy i znowu jest w niej ta radość życia, która tak często znikała w ciągu tego lata. Kładzie ją na łóżku i sam układa się obok. A potem przytula ją i trwają tak w ciszy, zupełnie innej od tej w kuchni, i tyle im wystarcza. Zapominają o wojnie, o tym, że on jest wilkołakiem i kiedyś z pewnością nadejdzie pełnia. Przez tę jedną, wyjątkową chwilę są szczęśliwi. 
- Obiecaj, że mnie nie opuścisz, Remusie. 
Przez tę jedną, wyjątkową chwilę... 



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
2009 06 15 21;42;51
2002 09 42
70713 42
70811 42
page 42 43
2003 02 42
42
70624 42
42
42
42. Sławiński(1), Teoria Literatury, TEORIA LITERATURY - oprac. konkretnych tekstów teoretycznych
42, kolokwium
42 - STARUSZEK ŚWIAT, Teksty piosenek
egz.42, II rok, zimowy, Chemia Fizyczna, zagadnienia do egzaminu
Dzieje 10 w.42 BÓG JEHOWA USTANOWIŁ, Wiersze Teokratyczne, Wiersze teokratyczne w . i w .odt
Śpiewnik 42

więcej podobnych podstron