Co złego jest w pettingu?
Poznaliśmy się we wspólnocie przy kościele dawno temu. Od 6-ciu lat jesteśmy razem. Od roku zaręczeni. Oboje jesteśmy wierzący. Bóg jest dla nas najważniejszy w życiu. Ze współżyciem seksualnym postanowiliśmy zaczekać do ślubu. Od roku zaczęliśmy głębiej okazywać sobie uczucia poprzez (nie lubię używać tego słowa) petting. Nie jestem pewna, czy tak do końca to podoba się Panu. Narzeczony nie widzi w tym nic złego, ponieważ twierdzi, że jesteśmy przekonani o swojej miłości, nie jesteśmy nastoletnimi dzieciakami i, przede wszystkim, wkrótce się chcemy pobrać, i właśnie dlatego w ten sposób pragniemy przygotować się do pełnego współżycia seksualnego w małżeństwie. Jeśli o mnie chodzi, przyznam szczerze, że bardziej robię to dla niego. Według mnie nie musiałoby być tego (pettingu). Wytrzymałabym do ślubu bez problemu. Kochamy Boga całym sercem i chcemy być zawsze blisko Niego. Przypodobać się Jemu w każdym czynie. Czy to, co robimy, jest zgodne z Jego nauką? Bardzo proszę o kilka słów w mojej sprawie. Z góry serdeczne Bóg zapłać!
Dorota
Droga Doroto!
Pozwól, że zanim odpowiem na Twoje pytania i wątpliwości "przygotuję sobie grunt" trzema uwagami ogólnymi.
Po pierwsze, nazwijmy po imieniu, czym jest petting. Jest to działanie mające na celu uruchomienie reakcji narządów rozrodczych, zbudowanie napięcia i przeżycie doznania przyjemności przy jego rozładowaniu. Pełna reakcja organizmu przy takim działaniu następuje najczęściej tylko u mężczyzny z tego powodu, że po prostu łatwiej ją u niego niż u kobiety wywołać. Zauważmy podobieństwo pettingu do działań autoerotycznych (masturbacja czyli onanizm lub samogwałt) tyle tylko, że dokonywany jest nie w pojedynkę, a w parze. Działanie takie imituje reakcję narządów, jaka zachodzi przy normalnym współżyciu płciowym, tyle, że bez zjednoczenia cielesnego (ściślej - narządowego). Chodzi tu o uzyskanie doznania seksualnego bez konsekwencji w postaci ewentualnego poczęcia dziecka. Tymczasem naturalne, dobre i prawidłowe (a tym samym - budujące więź i pożyteczne dla struktury psychofizycznej człowieka), świadome uruchomienie pracy narządów rozrodczych może mieć miejsce wyłącznie w małżeńskim współżyciu płciowym. I to jedynie pod warunkiem, że małżonkowie akceptują płodność i dzieci jako dar i jednocześnie jako naturalny i możliwy skutek aktu małżeńskiego. Jest więc petting nieuprawnioną i przynoszącą złe owoce próbą wykradania przyjemności zarezerwowanej dla małżeństw a będącej swoistą nagrodą Stwórcy dla małżonków za gotowość podjęcia się trudów rodzicielstwa. Jednak próba ta zawsze kończy się, w ogólnym rozrachunku, porażką. Za cenę chwilowej, doraźnej przyjemności płaci się trudnościami we własnym rozwoju osobowościowym oraz w budowie więzi seksualnej w przyszłym małżeństwie. Tak więc petting w żadnym stopniu nie jest elementem sprzyjającym rozwojowi człowieka ani też dobrego przygotowania do przyszłego współżycia małżeńskiego. Przeciwnie, może być źródłem rozlicznych trudności. Dlaczego?
Otóż petting wywołuje sztucznie reakcję narządów w sytuacji niezgodnej z naturą ich funkcjonowania, czyli w sytuacji wynaturzonej. Przeżycie doznania wyrwane jest całkowicie z kontekstu płodności i pełnego zjednoczenia cielesnego. Zatem doznanie niczemu nie służy, a staje się celem samym w sobie. Jest przeżywane w oderwaniu od jedności małżeńskiej i od płodności - rodzicielstwa. Tworzy to stereotyp (trwały zapis w mózgu) przeżywania doznania seksualnego niezgodny z naturą płciowości człowieka. Będzie to przeszkodą w budowaniu naturalnego, prawidłowego współżycia małżeńskiego. Dodajmy na marginesie, że zdecydowana większość małżeństw przeżywających trudności we współżyciu zupełnie nie kojarzy ich ze swymi wcześniejszymi "dokonaniami" przed ślubem. To, co piszę, nie jest żadną ideologią, lecz oczywistym faktem. Niestety jest on mało znany, bowiem ujawnianie rzetelnej wiedzy o płciowości jest nie na rękę potężnym finansowo siłom, które zarabiają na szerzeniu bałaganu seksualnego. Siły te, posługując się wyso-konakładowymi pismami, reklamami, telewizją i innymi dostępnymi środkami przekazu kreują fałszywą wizję płciowości człowieka.
Po drugie - charakterystyczne jest, że wątpliwości co do kwalifikacji moralnej czynów na "terenie" płciowości (nie tylko pettingu) mają z reguły nie mężczyźni, a kobiety. Jest to naturalne i zrozumiałe. Wystarczy przyjrzeć się biologii (czyli planowi Stwórcy wpisanego w naturę stworzenia). To kobieta ponosi wszelkie naturalne biologicznie skutki aktywności seksualnej: w jej ciele odbywa się współżycie, w niej poczyna się i rozwija przez dziewięć miesięcy dziecko, ona je w trudzie rodzi, ona je karmi piersią... Nic więc dziwnego, że kobieta obdarzona jest większym naturalnym wyczuciem, co jest złe w tej dziedzinie, ponieważ skutki zła sama najboleśniej odczuje na "własnej skórze". Jest więc w kobiecą psychikę wbudowanych szereg subtelnych mechanizmów ostrzegających przed niewłaściwym działaniem na tym delikatnym i świętym zarazem terenie przekazywania życia ludzkiego. Płynie stąd praktyczny wniosek: skoro kobieta ma większe wyczucie zła moralnego w tej dziedzinie, to ona (nie mężczyzna) powinna być ekspertem od rozstrzygnięć w dziedzinie działań płciowych (w myśl zasady, że widzący powinien prowadzić ślepca a nie odwrotnie). Co więcej - to kobieta powinna uchronić związek od wejścia na niewłaściwe tory w dziedzinie płciowości! Powinna uczynić to stanowczo i konsekwentnie, kierując się miłością, czyli dobrem obojga i dobrem ich przyszłego związku. Uleganie moralnie złym pomysłom mężczyzny nie ma nic wspólnego z prawdziwą miłością (bez względu na wytworzone przez niego, często bez złej woli, przepiękne ideologie i logiczne wywody usprawiedliwiające). Przyzwolenie na zło jest wyrządzeniem krzywdy i, jemu, i sobie. Krzywdy, przed którą mężczyzna sam czasem nie jest w stanie się obronić (mając mniejsze wyczucie zła i będąc "zagłuszonym" silnymi reakcjami pożądania).
Wreszcie, po trzecie: Czy petting "podoba się Panu", czy jest grzechem, czy jest grzechem ciężkim? Te pytania pojawiają się w listach bardzo często (zresztą nie tylko w sprawie pettingu czy wcześniej omawianego całowania się). Warto więc pokusić się o ogólniejsze rozstrzygnięcie. By nie błądzić i nie propagować jakiegoś "widzimisię" sięgam do Katechizmu Kościoła Katolickiego:
1852 Jest rzeczą wiadomą, jakie uczynki rodzą się z dala: nierząd, nieczystość, wyuzdanie, ...ci, którzy się takich rzeczy dopuszczają, Królestwa Bożego nie odziedziczą (Ga 5, 19-21).
1853 Źródłem grzechu jest serce człowieka i jego wolna wola...
1855 Grzech śmiertelny niszczy miłość w sercu człowieka wskutek poważnego wykroczenia przeciw prawu Bożemu; podsuwając człowiekowi dobra niższe, odwraca go od Boga...
1857 Grzechem śmiertelnym jest ten, który dotyczy materii poważnej i który nadto został popełniony z pełną świadomością i całkowitą zgodą"...
1859 Grzech śmiertelny wymaga pełnego poznania i całkowitej zgody. Zakłada wiedzę o grzesznym charakterze czynu... Ignorancja zawiniona i zatwardziałość serca nie pomniejszają, lecz zwiększają dobrowolny charakter grzechu.
1861 Grzech śmiertelny jest - podobnie jak miłość - radykalną możliwością wolności ludzkiej. ... Chociaż możemy sądzić, że jakiś czyn jest w sobie ciężką winą, powinniśmy sąd nad osobami powierzyć sprawiedliwości i miłosierdziu Bożemu.
1862 Grzech powszedni... gdy w materii lekkiej nie przestrzega się normy prawa moralnego lub gdy nie przestrzega się prawa moralnego w materii ciężkiej, lecz bez pełnego poznania czy całkowitej zgody.
1863 ... Grzech powszedni świadomy i pozostawiony bez skruchy usposabia nas stopniowo do popełnienia grzechu śmiertelnego...
1868 ... ponosimy odpowiedzialność za grzechy popełniane przez innych, gdy w nich współdziałamy: uczestnicząc w nich; nakazując je, zalecając, pochwalając lub aprobując; nie wyjawiając ich lub nie przeszkadzając im; chroniąc tych, którzy popełniają zło.
1872 Grzech jest aktem przeciwnym rozumowi. Rani on naturę człowieka...
Tyle katechizm. Ktoś mógłby mi przewrotnie zarzucić, że ujawniając powyższe "uświadamiam" o grzeszności i tym samym przyczyniam się do powiększenia "ciężkości" i tak popełnianych masowo grzechów. Jednak pokusa, by świadomie nie chcieć dowiedzieć się, co jest grzechem, by "nie móc" zgrzeszyć ciężko, jest wspomnianą "zawinioną ignorancją", która pogłębia ciężar grzechu. Poza tym nie ujawniając grzeszności, sam zaciągnąłbym winę i odpowiedzialność za "współdziałanie". Poznacie prawdę i prawda was wyzwoli oraz zło dobrem zwyciężaj - to najrozsądniejsze zasady postępowania w sprawach trudnych.
Tyle uwag ogólnych, które posłużą mi za "podkład" do odpowiedzi na list.
Droga Doroto. W zasadzie odpowiedź na swoje wątpliwości już znalazłaś powyżej. Wierzę, że "dałaś radę" doczytać do końca, nie wyrzucając tekstu do śmieci (dosłownie i w przenośni). Wiem, że "twarda to mowa", ale tak naprawdę nikt nie obiecywał chrześcijaninowi życia łatwego, lekkiego i przyjemnego. Warto jednak pamiętać, że przezwyciężenie nawet wielkich trudności z pomocą Bożą zawsze jest możliwe i daje człowiekowi w efekcie wielką radość i satysfakcję. Czyni go lepszym, uzdalniając do pokonywania jeszcze większych trudności. Podejmowany dobrowolnie trud jest ceną wzrostu i jedyną drogą człowieczego rozwoju. Nie da się tego trudu podjąć "za kogoś", choć można i trzeba pomagać ludziom w jego podejmowaniu. To właśnie próbuję dla Ciebie zrobić.
Doroto, cieszę się. że masz wrażliwe sumienie i nie zatraciłaś naturalnego rozeznania, co jest dobre, a co złe.
Możesz być pewna, że to. co kryje się pod terminem "petting " nie podoba się Panu, bo jest jawnie sprzeczne z Jego koncepcją płciowości człowieka i prawidłowych działań na jej terenie.
To, że narzeczony nie widzi w tym nic złego, nie jest dowodem na to, że jest "to" dobre a jedynie, że on "nie widzi". Jeżeli tak (co, jak wskazałem wcześniej, jest nierzadkie nawet wśród naprawdę przyzwoitych mężczyzn) to znaczy, że Twoim zadaniem jest oświecenie go, by "widział" lub przynajmniej, by uwierzył i uszanował fakt, że Ty "widzisz". Zrób to bardzo delikatnie, by nie poczuł się odgórnie pouczany, głupi czy wręcz gorszy. Podziel się z nim swoim dobrem, swoim "czuciem" sprawy i poproś, by wielkodusznie, z miłości do Ciebie ofiarował Tobie... spokój sumienia. To się Wam opłaci!!! Wygranie tej sprawy z pewnością będzie pięknie owocować w Waszym małżeństwie i w wychowaniu Waszych dzieci. Będziecie mogli być dla nich wiarygodni i polecać im własne narzeczeństwo jako godne naśladowania. Może wagi tego w tej chwili nie widzisz dostatecznie ostro i konkretnie, lecz -jako Tato - zapewniam Cię, że będzie to z biegiem lat coraz bardziej przez Was doceniane. Będzie źródłem niegasnącej głębokiej radości (a nie, jak w przypadku porażki, ciągłych wyrzutów sumienia).
Pomysł, żeby w ten sposób przygotować się do pełnego współżycia seksualnego w małżeństwie jest podpowiedzią szatana, pomysłem z piekła rodem. Rozpowszechnianym zresztą masowo, kłamliwie lecz ochoczo przez propagatorów "swobody seksualnej" zarabiających krocie na... bałaganie seksualnym. Podobnie zresztą propaguje się doświadczenia z wieloma "partnerami", by "nauczyć się" współżycia, aby zadowolić, ba, zachwycić przyszłego współmałżonka, czy "partnera". Czy wreszcie zachęca się do samogwałtu dla (rzekomo) "koniecznego poznania i rozwoju własnej seksualności". Wszystkie te zachęty są jawnym oszustwem za cenę... judaszowych srebrników. Są najwyższej klasy draństwem bazującym cynicznie na ludzkiej niewiedzy i słabości, a prowadzącym do ludzkich nieszczęść zaczynających się od uzależnienia od przyjemności seksualnej i w konsekwencji załamania się karier życiowych. Są przyczyną m.in. niewierności, rozpadu małżeństw, osierocania lub wręcz mordowania w czasie przed urodzeniowym własnych dzieci, przestępczości seksualnej...
Teraz, Dorotko, uwaga. Może być ciężko. Muszę Ci powiedzieć, że robiąc to dla Niego popełniłaś fatalny błąd. Po owocach poznacie... Niestety, mimo niewątpliwie dobrych chęci, zrobiłaś to przeciwko Jego dobru. Słowem, niechcący skrzywdziłaś Go, siebie i Wasze przyszłe małżeństwo. Krzywdy (nawet te wyrządzone nieświadomie) należy naprawiać. Zadanie to niełatwe, ale z Bożą pomocą możliwe. Wierzę, że Wam się uda. Podstawą tej wiary jest nie naiwna chęć przypodobania się Wam, lecz Twoja jawna deklaracja, że kochacie Boga całym sercem. Skoro teraz już wiecie, że to, co robiliście, nie jest zgodne z Jego wolą i nauką - droga powrotu jest jasna i... pewna. Początek tej drogi wskazuje syn marnotrawny mówiąc: Ojcze, zgrzeszyłem przeciwko Bogu i Tobie. Krokiem następnym jest szczera spowiedź i "uczepienie się" łaski uświęcającej. Co prawda z siłami ludzkimi różnie bywa, to jednak u Boga nie ma nic niemożliwego.
Dorotko, chcę Ci na koniec powiedzieć, że bardzo się cieszę, że odważyłaś się powiedzieć o swoim problemie, zanim nie zabrnęliście dalej. Doświadczenie uczy, że zdarza się to również tym, którzy stanowczo deklarują powstrzymywanie się od współżycia. "Kto stoi, niech baczy, by nie upadł" - przyjmijcie te słowa św. Pawła w pokorze i budujcie Waszą relację tak, by z pewnością, bez żadnych wątpliwości podobała się Panu. Będę Was wspierał modlitwą
Uprawiamy petting
Wszystko zaczęło się, gdy miałam jakieś 5 lat, może nawet wcześniej (!). Przez przypadek zobaczyłam, jak kochają się moi rodzice. Widziałam, że sprawia im to przyjemność, i ja chciałam tego spróbować. O dziwo, nawet wiedziałam, jak to zrobić... Przez wiele lat tylko czułam, że to, co robię, jest złe i do I Komunii poszłam z tym grzechem, bo nie umiałam go nazwać i wyznać na spowiedzi. Miałam przecież wtedy 8 lat! Dopiero, gdy mając 12 lat, zaczęłam czytać "Bravo", dowiedziałam się, że to, co robię, nazywa się masturbacją i że wiele nastolatków tak robi, więc na jakiś czas moje sumienie ucichło. Ucichło do momentu, kiedy wpadło mi w ręce wasze pismo. Wówczas uświadomiłam sobie, w jakim bagnie taplam się od 14 lat - ja i osoby, które w podobne doznania wciągnęłam. Zaczęłam z tym grzechem walczyć i wtedy zaczął się mój koszmar, bo nie wychodziło mi. Nadal upadam, choć teraz kontroluję stan swojego sumienia i jak najczęściej staram się chodzić do Komunii św. Miałam też wielu chłopców. Nie uległam jednak żadnemu z nich. Rzeczywiście, na początku nie czułam do nich żadnego pociągu seksualnego, bo sama sobie "dawałam radę ze swoimi potrzebami". Teraz jednak mam chłopaka, z którym znam się 4 lata, a spotykam się od roku. Na wakacjach doszło między nami do bliższego kontaktu. Jest wierzący i praktykujący i z takiej też rodziny się wywodzi. Do tej pory wyraźnie unikał stosunku, ale... praktykujemy inną formę wyładowania napięcia seksualnego: petting. Nie wiem, czy robię dobrze. Czuję, że mój pociąg seksualny jest i zawsze był dużo silniejszy niż u innych rówieśników. Tak naprawdę nigdy nie odwróciłam się od Boga. Często czuję, że On jest przy mnie. Chciałabym zawsze być blisko Niego. Nie wiem, co mam robić, co jest lepsze w naszym zachowaniu. Mam tylko nadzieję, że wyjdę z takich problemów. Wasze pismo dodaje mi z każdym numerem wiarę, że mogę się z tego wygrzebać dzięki Miłosierdziu Bożemu.
Agnieszka
Czy rzeczywiście petting, który praktykujecie, umacnia, pogłębia waszą wzajemną miłość? Wprawdzie pieszczoty, dotykanie, głaskanie intymnych części ciała nie prowadzą was do pełnego współżycia, ale powodują, jak napisałaś, "wyładowanie napięcia seksualnego". Czymże jest to "wyładowanie napięcia seksualnego"? Czy nie jest to wzajemna masturbacją, koncentracja na sobie, na doznawanej przyjemności, a więc pogłębianie nie miłości, lecz egoizmu? Czy po pettingu ze swoim chłopakiem czujesz się szczęśliwsza, napełniona radością i pokojem sumienia? Czy takie zachowanie poleciłabyś w przyszłości swoim dzieciom?
Kiedy przeżywanie przyjemności seksualnej i radości z intymnej jedności dwojga kochających się osób jest prawidłowe i dobre? Odpowiedź Pana Jezusa nie pozostawia żadnej wątpliwości: tylko podczas pełnego współżycia w sakramencie małżeństwa. Człowiek powinien używać swoich narządów rozrodczych zgodnie z ich naturą i przeznaczeniem, a wtedy będzie działał prawidłowo, zgodnie z wolą Bożą. Przeznaczeniem narządów rozrodczych kobiety i mężczyzny jest ich takie zjednoczenie, aby nasienie po wytrysku pozostało w drogach rodnych kobiety. Tej intymnej jedności zawsze powinna towarzyszyć gotowość przyjęcia poczętego dziecka. Jest zrozumiale, że nie każde współżycie prowadzi do poczęcia, gdyż w miesięcznym cyklu kobiety są płodne tylko od dwóch do siedmiu dni. Jednak wolą Stwórcy jest, aby przy każdym współżyciu ten warunek został spełniony. Narządy rozrodcze używane są niezgodnie ze swoim przeznaczeniem (czyli niezgodnie z wolą Bożą) we wszelkich działaniach nastawionych tylko na stymulowanie samej przyjemności, a więc w homoseksualizmie, autoerotyce (samogwałt, petting) itd. Bez względu na to, co się na ten temat mówi i powszechnie sądzi, samogwałt, petting (jak każde inne pobudzanie przyjemności seksualnej poza pełnym współżyciem w małżeństwie) nie jest i nigdy nie będzie prawidłowym, naturalnym i dobrym działaniem.
W zamiarach Boga Stwórcy najważniejsza jest wzajemna miłość, a przyjemność seksualna ma być podporządkowana prawu miłości i przeżywana jako doświadczenie towarzyszące aktowi całkowitego oddania się sobie małżonków podczas seksualnego współżycia. Najważniejsza nie jest przyjemność seksualna, lecz miłość. I wszystko to, co niszczy miłość, jest złem. A największym wrogiem miłości jest egoizm, który między innymi wyraża się w dążeniu, aby za wszelką cenę, przy każdej okazji, jak tylko pojawi się pragnienie, doznawać przyjemności seksualnej. Jeżeli ktoś temu ulegnie, bardzo szybko uzależni się od doznań seksualnych, stanie się erotomanem, a jest to rodzaj uzależnienia trudniejszy do wyleczenia aniżeli narkomania czy alkoholizm.
Teraz już powinno być dla Ciebie, Agnieszko, oczywiste, że pieszczoty są czymś dobrym, naturalnym i wskazanym, ale tylko jako przygotowanie do pełnego współżycia seksualnego małżonków. Mają wyrażać wzajemne zatroskanie, miłość i w ten sposób stymulować, pobudzać i przygotowywać współmałżonków do pełnego oddania się sobie w akcie seksualnym. Natomiast, jeśli chodzi o Ciebie, to powinnaś zrozumieć, że jedynym sprawdzianem, czy rzeczywiście twój chłopak Cię kocha będzie to, że nie będzie już więcej przed ślubem sięgał po Twoje ciało, "aby wyładować napięcie seksualne". Módl się codziennie o dar czystego serca dla siebie i swego chłopaka. Jeżeli będziesz prosić wytrwale i z wiarą, na pewno ten dar otrzymasz.
Trzymaj się z Bogiem!
Piotr