KozdziałAlII
Akt ostatni: Mishima
355
Czy możliwe jest połączenie tego, co etyczne z tym, co tragiczne? Mi-shima czerpie natchnienie z tradycji ofiary przeniesionej na scenę teatru kabuki: spektakl surowości obowiązków wywołuje uczucia przerażenia, litości i podziwu. Syntezie, którą usiłuje przeprowadzić, nie brakuje wielkości, czuć jednak, że jest skonstruowana, ukuta. Bardziej od zdrowia, sukcesu i wigoru, zapragnął tragedii, jako szczytu, którego osiągnięcie sobie wyznaczył. Ale czy nie jest to sprzeczne? Tragedia, aby być autentyczna, musi być nieprzewidziana, darmowa i kapryśna jak piorun. Edyp mógł przystać na swoje dopełnione przeznaczenie, ale nie mógł go chcieć, wydarzyło się nie-pomyślane, uderzyło niemożliwe, absurd - oburzające, lecz nieuniknione.
Wola przystaje, jeżeli nie na katastrofę tragiczną, to na moralny wyczyn — toteż Mishima ma niezaprzeczalne prawo do poszukiwania obowiązku, któremu mógłby służyć. Ale czy ma prawo stworzyć sobie obowiązek, by się nim posłużyć? Ze swoją zwyczajową szczerością wskazuje w Le soleil et l'acier na moment olśnienia, którego doznał, gdy jego fantazja o destrukcji przywdziała mundur obowiązku, by defilować w świetle dnia. Nie będzie musiał szukać tego munduru zbyt daleko - znajdzie go w sloganach zgaszonych w popiołach ostatniej wojny, ekshumowanych pieśniach z okresu, gdy miał dwadzieścia lat, we wszystkich tych zdewaluowanych wartościach i zapomnianych cnotach, zużytych, podejrzanych, w całym tym dobru, które uczyniło tyle zła. Przesiąknięty Zachodem kosmopolita w wieku czterdziestu lat dokonuje „zwrotu ku krajowi ojczystemu", zaczyna rozpamiętywać swoją inność etniczną i kulturową, i zdaje się czerpać dumę zjapońskości nieuchwytnej dla cudzoziemca, jakby świadomość tego nie była mu dana w samej odległości spojrzenia innego, jakby nieprzekraczalna dola człowiecza nie czyniła zawsze możliwą i konieczną głębokiej uwagi między dwiema kulturami oraz asymilacji, której Japonia daje właśnie tak piękny przykład. Sam nie jest szowinistą, lecz jego postawa nabiera takiego odcienia. Wyznacza sobie misję: przywrócić doktrynę imperialną odrzuconą 1 stycznia 1946 r. przez samego cesarza oraz bronić tak zniesławione bushi-dó, którego mroczne i gwałtowne aspekty porównuje z dionizyjskością Nie-tzscheańskiej Grecji. Hagakure staje się jego biblią. Potrzebuje sprawy, dla której mógłby się poświęcić, użyje więc tej. Gdzie tu rozwiązanie, gdzie tu zakończenie? Ekstremistyczne stronnictwa sprzed wojny również często myliły oddanie sprawie cesarstwa z sekciarską wolą mocy. Najgorliwsze teksty polityczne Mishimy mają posmak pretekstu - tworzą maskę, pod którą pragnienie śmierci zbliża się do oczekiwanego celu. Jeżeli można sądzić o prawdzie na podstawie samego tylko czynu, seppuku niezaprzeczalnie udowodniło czystość ludzkich intencji i szczerość przekonania. Ale to samo
jawi się również jako pewne zakończenie, najpierw podziwiane, upragnione, wyśnione i przemyślane, którego wcielenie w czyn rzuca jednak podejrzenie na jego usprawiedliwiające podstawy.
Ach, gdyby tylko można było uciec przed starością i śmiercią! Lata jednak upływają, Mishima zdaje sobie sprawę, że niedługo się zmęczy, i już na stadionie towarzyszy mu głos, który szepcze mu do ucha: „Ile jeszcze czasu?" Ciężko jest trwać, i w dodatku jest to niegodne. „Umrzyj na czas", uczy Zaratustra. To znaczy - tłumaczy Mishima - przed schyłkiem. Zresztą w tym nudnym świecie czuje się wezwany do walki, nie może już zadowolić się mięśniami w spoczynku, przeznaczonymi do zdjęć i odbijania się w lustrze. Poza ryzykiem śmierci ciało jest matowe i bezbarwne, poruszająca jest jedynie jego siła związana z nietrwałością. To w przyszłych walkach będzie poszukiwał poczucia istnienia. Od hantli przechodzi do sztuk walki, stąd zaś do ćwiczeń wojskowych, jakby chciał z dwudziestoletnim opóźnieniem uregulować swój stosunek do służby, od której rzekoma delikatność jego płuc pozwoliła mu się uchylić. W 1945 r. nie czuł się na tyle dobrze, by umrzeć. Poświęcenie, które z początku nim wzgardziło, zdaje się o niego upominać, teraz, gdy jego wigor uczynił go wystarczająco godnym. Myśli o swoim pokoleniu: zdzie-siątkowane, złożone w ofierze Cesarstwu, po czym zdradzone przez samego cesarza, gdy ten wyparł się swojej boskości, by zostać zapomnianym przez późniejsze czasy postępu. Niczym Pytia nawiedzona przez duchy, Mishima oddaje swój głos ofiarom poległym na polu chwały, w Eirei no koe (1966) pyta: „Dlaczego władca zszedł do rangi człowieka?" Przyjęcie porażki zniszczyło transcendencję i zapanował nihilizm. Nic nie było już warte poświęcenia. Nasz świat odmówił uznania wartości wyższej od ludzkiego życia., zaś pozbawione wyższego celu i spłycone, może ono jedynie utracić sens. Ale z braku sensu może miłość wystarczyłaby do nadania mu intensywności? Mishima utrzymuje, że dwie istoty nie mogą się kochać ani odpowiadać sobie bez odwołania się do zasady, która by je zjednoczyła. Jeszcze do niedawna tym Innym był władca, gwarant dobra, obowiązku, dotrzymania danego słowa, któremu przeznaczona była ofiara dająca początek harmonii — dziś jest tak martwy, jak bóg chrześcijan13.
13 Dwie prace wydane przez Mishimę w 1968 r. są kluczowe do tego, by zrozumieć jego ewolucję w ostatnich latach życia: Bunka bóei ron (O obronie kulturowej) podważa wartos'ci współczesnej cywilizacji. Jego ideologiczne poglądy pozostałyby jednak abstrakcyjne, gdyby kilka miesięcy później, w Tayó to tetsu (Słońce i stal, Gallimard 1973) Mishima nie opisał uczuć stanowiących ich podstawę.