Bajka terapeutyczna
Uwagi do realizacji
Bajka o kotku Kornelu przeznaczona jest głównie dla dzieci w wieku przedszkolnym i ze szkoły podstawowej. Ma ona na celu uświadomienie sobie przez dziecko własnych słabości, problemów oraz lęków, które istnieją w nim samym (często nie poparte stanem faktycznym). Nawet ucieczka przed rzeczywistością i poczucie beznadziei może w efekcie doprowadzić do szczęśliwego końca. Istotne jest to, aby podczas swoich poszukiwań, na końcu swojej przygody spotkać przyjazną osobę (wspierającą).
Na uwagę zasługują wyliczanki, które dziecko samo może tworzyć w zależności od sytuacji bądź nastroju.
Naszemu bohaterowi towarzyszą myśli, uczucia, stany emocjonalne, z którymi sam sobie początkowo nie radzi. Ważne jest, aby w trakcie prezentowania dzieciom bajek terapeutycznych odnosić się do różnych wrażeń: wzrokowych, słuchowych, zapachowych, dotykowych, fonetycznych itp.
Koniec bajki jest zaskakujący. Kotek wychodzi z rury-tunelu, który go tak przerażał. Spotyka małego chłopca.
Dalszą część opowiadania mogą dzieci wymyślić same, opowiedzieć, narysować lub przygotować krótką inscenizację. Istotne jest to, aby układane zakończenie miało zabarwienie pozytywne. Ważne jest aby po zakończeniu czytania bajki każde dziecko miało możliwość wypowiedzenia się w dowolnej, jemu odpowiadającej formie.
Bajka o kotku Kornelu
Zamknij swoje oczka i spokojnie oddychaj. Za małą chwileczkę zabiorę cię w podróż do krainy baśni.
Dzieje się to może gdzieś daleko, za lasem, za autostradą, za kolejnym supermarketem; a może zupełnie bliziutko za rogiem drugiej ulicy, na podwórzu, w kąciku pokoju.
W nieco ponury dzień, podobny do wielu innych, wybrał się mały Kornel na spacer. Jednak jak tu czuć się swobodnie, gdy jest się takim małym stworzeniem?
- Tak naprawdę niewielu mnie zauważa. Często stoję z boku. Odzywam się, ale nikt mnie nie słyszy, chociaż wydaje się, że przecież to niemożliwe. Wszyscy przechodzą obok mnie, ocierają się, patrzą. Niektórzy nawet mnie dotykają. Tak naprawdę to mam czasami tego dosyć, po co to wszystko, skoro i tak nie ma czasu dla mnie prawie nikt. Chcą abym był wszystkim przyjazny i grzeczny, mam się uśmiechać nawet wtedy, gdy nie mam na to ochoty. Okropieństwo! Przestanę być dla wszystkich ładną zabawką - pomyślał Kornel.
- Odejdę stąd, nie będę musiał się do nikogo odzywać, patrzeć na nikogo. Nikt będzie mnie chciał dotykać - myślał.
Ruszył nasz mały przyjaciel przed siebie. Wydawało mu się, że wokół wszystko sprzysięgło się przeciw niemu. Dzień był taki jak zawsze, trochę chmur, lekki wiatr, czasami wyglądało słońce. Ludzie byli wielcy i zimni. Zajmowali się tylko sobą. Nieliczni dostrzegali maluszka, ale i to było mało przyjemne. Mówili: Zobaczcie, jakie dziwne stworzenie, aż żal patrzeć. Inni śmiali się, pokazywali palcami, popychali. Jeszcze inni z politowaniem kiwali głowami.
- Zniknąć, uciec, odejść jak najdalej - myślał coraz bardziej gorączkowo Kornel.
Biegł nasz mały coraz szybciej i szybciej. Nawet nie patrzył wokół siebie, liczył się tylko bieg, coraz szybszy i szybszy, na łeb, na szyję.
- Co mi tam - myślał - teraz nic innego się nie liczy. Wszystko inne jest głupie i bez sensu. Ludzie też są tacy... Tacy... których nie rozumiem.
Zaczęło się ściemniać. Cisza otaczała swoim ramieniem wszystko wokół: drzewa, krzewy, domy, ulice. W końcu zrobiła się taka wielka, że aż nieznośna. Nieznośna, jak kapryszące dzieci nad szklanką mleka.
Stuk puk, stuk puk, stuk puk... Skąd dobiega ten dźwięk? - myślał szybko. To on przerwał milczenie. Milczenie, które boli.
- Może kupić zatyczki do uszu - pomyślał. Zaraz jednak odsunął od siebie tę myśl, doszedł do, słusznego chyba, wniosku, że wtedy nie usłyszy nic więcej, nawet tego, co chciałby.
Na kilka tyci okruszków zatrzymał się. Dostrzegł przed sobą otwór. Być może trochę dziwny, ale bez wątpienia dokądś prowadził.
Nie mógł Kornel zrezygnować z takiej okazji (to nic, że ludzie mówią: że okazja czyni coś tam, co chyba nie jest najlepsze). Wskoczył do otworu, który okazał się... sam dokładnie nie wiedział, co to może być. Wejście było okrągłe, dalej widać było jakiś tunel.
- Tak tu jakoś dziwnie i obco - myślał Kornel. Zupełnie nic nie widać, jak dotknę łapką, to tylko gładka, zimna ściana. Nikogo nie widać i znów nic nie słychać. Dokąd prowadzi ten dziwny tunel - zastanawiał się malec.
Dookoła panowała przejmująca cisza i wszystko ogarniające głębokie ciemności. Jego małym ciałkiem miotały dziwne uczucia. Dotychczas nie spotkał się z nimi. To tak samo prawie, jak odkryć w sobie inne zwierzątko, a może raczej jak odkrycie smakołyków w miejscu, gdzie z pewnością ich wcześniej nie było.
- Zamykam oczka... ciemno. Otwieram oczka... ciemno - spostrzegł maluch. Nawet kiedy spojrzę za siebie nic nie widać.
W jego głowie zaczęły galopować różne pomysły: może przebić ścianę i wydostać się na zewnątrz, może zacząć krzyczeć, krzyczeć tak mocno, aż mnie ktoś usłyszy, albo może zwinąć się w kłębuszek i zasnąć, a gdy się obudzę wszystko będzie jak dawniej. Wymyślał co chwilę coś nowego, by za moment stwierdzić, że pomysł wcześniejszy był beznadziejny, niemożliwy wręcz do realizacji. Zupełnie spanikowany ciszą, ciemnością i chłodem zaczął biec przed siebie. Niestety, w takich warunkach to wcale nie było łatwe. Co kilka kroków potykał się i przewracał. Nabijał sobie na czole guzy, zdzierał do krwi kolana i łokcie. Miał nawet problemy z podnoszeniem się. Wyobraźnia podsuwała mu różne dziwadła. Sam nie wiedział, czy gorsze jest to wokół niego, czy to, co siedzi w nim samym. Wydawało się, że nie było widać końca tej drogi. Kornel poczuł się zmęczony tak bardzo, że sił starczyło mu zaledwie na bardzo powolny marsz. Wolno w myślach odliczał:
Raz, dwa, trzy... Świat jest piękny.
Cztery, pięć i sześć... Lubię lody jeść.
Siedem, osiem... Jestem wielkim kotem.
Dziewięć, dziesięć, jedenaście... Mam przyjaciół kilkanaście.
Rytmiczny marsz i odliczanie wyraźnie wyciszyło wnętrze maluszka. Zrobiło mu się dużo cieplej (a może mu się tylko tak wydawało). Znikła cisza. W każdym bądź razie przestała być tak bezwzględna i dokuczliwa.
Kornel kontynuował marsz, ale już znacznie odważniej stawiał swoje łapki. Pod noskiem mruczał:
Jeden, dwa i trzy... Będę miał wesołe dni,
Cztery oraz pięć... Mam na życie chęć,
Sześć, siedem i osiem... Umiem łapać myszy, a ciemności mam w nosie,
Dziewięć, dziesięć, jedenaście... Warto ze mną w podróż wybrać się,
Dwanaście i trzynaście... Lubię siebie ogromniaście,
Czternaście i piętnaście... Zdziałam więcej niż myślicie, odkryję dziury w nosie, serze i suficie,
Szesnaście, siedemnaście... Lubię wszystkich ogromniaście.
Malutki Kornel nie spostrzegł nawet, jak jego podróż dobiegła końca. Przed sobą zobaczył mały, jasny punkcik.
- To tam na pewno świeci słoneczko - pomyślał. Moje kochane, ciepłe, złote słoneczko - rozpierała go radość.
Nie mylił się ani troszeczkę. Od końca tunelu dzieliło go zaledwie kilka kroków. Wystarczyło postawić jeszcze kilka razy łapki... i.... 1, 2, 3....
Hop! Upadł Kornel na cztery łapki (jak zwykle upadają małe kotki) na mięciutką, zieloną, soczystą trawkę. Poczuł w nosku i na wąsikach powiew wolnego i nieskrępowanego powietrza. Rozejrzał się z niedowierzaniem wokół siebie.
To, co zobaczył, było w jego ślicznych oczkach czymś niesamowitym. Tak bardzo się zachwycił, że zapomniał o tym wszystkim, co tak go martwiło wcześniej. Podziwiał słońce.
- Jakie ono cudowne, ciepłe i mądre. Wie, kiedy zachodzić, a kiedy wschodzić, zna się nawet na porach roku.
Zachwycał się przyrodą.
- Te kolory są zachwycające. Zieleń trawy, żółty kolor piasku, błękit nieba, a o kwiatach lepiej nie wspominać. Wszędzie słychać śpiew ptaków, nawet trawę gdy rośnie. Gdzieś z oddali dochodzą odgłosy z ludzkich siedzib: samochody, radia, telewizory, rozmowy, śmiech dzieci.
Kornel nagle zdał sobie sprawę, że tak właściwie, to świat jest piękny. Można w nim dostrzec wszystko to, co pozwoli mu się cieszyć z życia. Miał ochotę śpiewać i tańczyć, chciał koniecznie komuś to opowiedzieć. Jeszcze raz rozejrzał się bardzo uważnie. Cieszył się, że znów wszystko jest takie jak dawniej... a może nawet znacznie lepsze.
Obok niego stał Kacper. Malutki człowiek z rozwiązanymi sznurówkami w butach i umorusaną buźką.
Kornel i Kacper...
Napisała mgr Alicja Przybyłek