Polaku, broń się! 2004-09-28
Wciąż jeszcze nie umiemy korzystać ze swoich praw!
Policja wtargnęła do Twojego mieszkania bez nakazu rewizji? Listonosz sprawdził, czy posiadasz telewizor? Ochroniarz obmacywał kieszenie i zaglądał do torby? Kanar wyprowadził z tramwaju? Oni nie mieli do tego prawa!!! A Ty naucz się wreszcie dochodzić swego!
JOANNA TOMCZAK
Polacy nie potrafią korzystać z przysługujących im praw. Bo ich po prostu nie znają. I wydaje się, że znać nie chcą, wychodząc z założenia, że Polska dzieli się na „nas” i „onych”, i ci drudzy zawsze w sporze z „nami” będą górą. Lepiej więc siedzieć cicho, bo zawsze może być gorzej.- Wszyscy niby wiemy, że mamy jakieś prawa, np. do opieki zdrowotnej lub pracy, ale nie potrafimy odnaleźć konkretnych przepisów, aby zawalczyć o swoje racje - przekonuje prawnik Krzysztof Pawłowski z zarządu Polskiego Stowarzyszenia Edukacji Prawnej.
- Ta bierność wiąże się z dziedzictwem kulturowym. W PRL wszystko zależało od władzy, która była poza krytyką. Niestety, transformacja ustroju nie pociągnęła za sobą przemiany osobowości społeczeństwa - uważa profesor Edward Ciupak, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego. Do dziś osoba, która dochodzi swoich racji, często zyskuje miano pieniacza. Określenie to także funkcjonowało za poprzedniego ustroju.
- Wciąż jeszcze nie umiemy korzystać ze swoich praw. Dopiero przyszłe pokolenie ma szansę się tego nauczyć - stwierdza profesor Ciupak. - Właściwie trudno się dziwić. Nasz system prawny jest za bardzo rozbudowany. Nasze życie reguluje kilkadziesiąt ustaw. Każda z nich ma po kilka rozporządzeń wykonawczych. Nawet osoby z wykształceniem prawniczym mają trudności z ogarnięciem tego wszystkiego - dodaje Robert Smoktunowicz, prawnik.
To sprawia, że nie wiemy nawet, kogo nie musimy wpuszczać do mieszkania. Bez mrugnięcia okiem pokazujemy swoje dokumenty tożsamości każdemu, kto tego zażąda. Nie protestujemy, gdy ochroniarz w hipermarkecie grzebie nam w torbie. I boimy się uśmieszków ludzi, gdy chcemy w sklepie oddać do reklamacji spleśniały dżem.
- Tak postępując, godzimy się na bylejakość i sami kształtujemy nieobywatelskie postawy - podkreśla profesor Edward Ciupak. - Wielu z nas jest przekonanych, że instytucje panują nad nami i że jednostka zawsze przegrywa. A skoro tak, to w ogóle lepiej nie walczyć. A jednak walczyć warto, tym bardziej że w ciągu kilku ostatnich lat powstało wiele instytucji, fundacji i stowarzyszeń, które pomagają, nie dość że skutecznie, to jeszcze i bezpłatnie, przebić się przez gąszcz paragrafów.
Mój dom moim zamkiem
Zgodnie z artykułem 50. Konstytucji obywatel ma zapewnioną nienaruszalność mieszkania. Dlatego nie musimy wpuszczać do niego każdego, kto zamacha nam przed nosem jakąś legitymacją. Tylko w naprawdę wyjątkowych przypadkach mamy taki obowiązek. Nie musimy np. wpuszczać policjanta, który mówi, że hałasowaliśmy i chce sprawdzić porządek.
- Policjanci powinni mieć nakaz podpisany przez prokuratora lub sędziego. Radzę zwracać uwagę na pieczęcie i podpisy na takim dokumencie - wyjaśnia prawnik Robert Smoktunowicz. Poza tym policjant musi się nam przedstawić, podać stopień, pokazać legitymację służbową i pozwolić zanotować swoje dane.
- Niedawno policjanci wpadli do mieszkania kolegi, w którym zebrała się nasza grupa współpracująca z Helsińską Fundacją Praw Człowieka. Nie mieli nakazu, a wszystkich porozstawiali pod ścianami i przeszukali - opowiada Arek Zajączkowski „Owca”, anarchista. - Zaskarżyliśmy policję. Co prawda funkcjonariusze, którzy nie mają nakazu, często powołują się na przepis o „uzasadnionym podejrzeniu, że został popełniony czyn zabroniony pod groźbą kary”, ale nawet wtedy, co prawda już po wejściu do mieszkania, policja musi przedstawić nam na piśmie potwierdzenie podejrzenia przez prokuratora. Jeśli takiego nie uzyska, możemy policję zaskarżyć.
Nie musimy też wpuszczać administratora budynku, w którym mieszkamy, jeśli nas o tym wcześniej nie uprzedzi. Kilka lat temu do warszawskiej restauracji „Pod Messalką” przyszedł przedstawiciel ówczesnych władz powiatu w towarzystwie dwóch osiłków. - Nie zapowiedzieli wizyty, a mnie nie było - opowiada właścicielka lokalu Urszula Gałecka. - Mojej pracownicy oznajmili, że chcą zmierzyć lokal. Gdy ta zaprotestowała, usłyszała, że to on - urzędnik jest właścicielem lokalu i ma prawo robić w nim wszystko, co zechce. A to nieprawda.
- Nie mamy także obowiązku wpuszczać do domu listonosza - mówi z przekonaniem Robert Smoktunowicz. - I nie ma podstaw prawnych do tego, aby listonosz sprawdzał, czy mamy telewizor i czy płacimy abonament.
Kto może wejść do Twojego domu? |
1. Policjant - gdy posiada nakaz podpisany przez prokuratora lub sędziego. W nagłych przypadkach (np. jeśli podejrzewa, że ukrywasz przestępcę) może wejść za okazaniem legitymacji służbowej. Potem niezwłocznie musi zatwierdzić to u prokuratora. |
Nie daj się legitymować
Zbyt często pokazujemy nasze dowody osobiste osobom, które nie mają prawa ich oglądać. I zbyt często podajemy za dużo naszych danych osobowych. - Chciałem wypożyczyć w hipermarkecie samochodzik-wózek dla dziecka. Zażądano ode mnie dowodu w zastaw - opowiada Andrzej, tata trzyletniej Natalii. - Odmówiłem, proponując legitymację służbową, ale usłyszałem, że wózka nie dostanę.
Dowód powinniśmy pokazać kontrolerowi, który złapał nas na jeździe autobusem czy tramwajem na gapę, ale nie musimy na jego żądanie z niego wysiadać. - Zostawiłam w domu bilet miesięczny i dowód. Kontroler zażądał, żebym wysiadła z autobusu - opowiada Agata, mieszkanka Bielan. - Odmówiłam, bo było późno, a na następny autobus musiałabym długo czekać. Pokłóciłam się z nim, a on mnie popchnął. - Kontroler nie ma prawa używać siły wobec pasażera ani zmuszać go do opuszczenia pojazdu. Nie może także wdawać się z nim w dyskusję - zapewnia Paweł Przychocki koordynator działalności handlowej Zarządu Transportu Miejskiego.
- Jeśli gapowicz odmawia okazania dokumentów, kontroler powinien wezwać policję. Przy zapisywaniu się do wypożyczalni filmów wideo, bibliotek i tym podobnych instytucji, nie pozwalajmy kserować naszych dokumentów, ani przeglądać innych stron niż te z podstawowymi danymi osobistymi. Np. nikogo nie powinno obchodzić, czy mamy dzieci, czy nie.
Precz z łapami
Nawet policjant może nas wylegitymować tylko wówczas, gdy podejrzewa, że popełniliśmy przestępstwo, albo gdy zakłócamy spokój. Może to zrobić także w trakcie kontroli drogowej, ale w ściśle określonych warunkach. W dzień, w mieście, policjant nie musi być umundurowany, ale musi nas zatrzymać tzw. lizakiem i natychmiast, bez żądania z naszej strony, przedstawić się i okazać legitymację służbową. Poza miastem funkcjonariusz musi być umundurowany i stać przy oznakowanym radiowozie. W nocy, w mieście jest tak jak w dzień, ale już poza miastem, policjant musi być w mundurze, a radiowóz mieć włączony „kogut”.
Jeżeli jednak mamy wątpliwości, czy to rzeczywiście jest funkcjonariusz, możemy się nie zatrzymać, ale natychmiast musimy powiadomić o tym policję, dzwoniąc np. z komórki pod numer 112, albo zatrzymując się na najbliższej stacji benzynowej i tam prosząc o pomoc.
Na żądanie policjanta musimy otworzyć bagażnik, ale - uwaga - gdy policjant chce zajrzeć nam do torby, to poddaje nas już kontroli osobistej. A ma do tego prawo, gdy istnieje „uzasadnione podejrzenie, że popełniliśmy przestępstwo”. Jeżeli uważamy inaczej, zażądajmy spisania protokołu kontroli - będzie podstawą do ewentualnej skargi.
Ale nawet mundur i nakaz nie zawsze uprawniają do dokonywania kontroli osobistej. - Podczas nalotu na mieszkanie policjanci obmacali dziewczyny - wspomina „Owca”. - Uznaliśmy to za molestowanie seksualne, bo kontroli osobistej powinien dokonywać policjant tej samej płci.
Absolutnie nie pozwalajmy się rewidować ochroniarzom w sklepach! - Przy kasie hipermarketu zapiszczał czujnik w bramce - opowiada Krystyna Skowrońska, emerytka z Ursynowa. - Przybiegł ochroniarz i zażądał, żebym otworzyła torebkę. Zrobiłam to, a on zaczął przeglądać moje rzeczy. Okazało się, że czujnik zareagował na kod kreskowy na starym dezodorancie. - Ochroniarz w sklepie nie ma prawa zaglądać klientowi do kieszeni ani torby. Gdy podejrzewa kradzież, powinien wezwać policję - wyjaśnia rzeczniczka Federacji Konsumentów Longina Lewandowska-Borówka.
Składaj reklamacje
Wciąż uważamy, że się ośmieszymy, albo że to nic nie da, jeśli odniesiemy do sklepu wciśnięty nam tam przeterminowany jogurt. Tymczasem mamy do tego pełne prawo, łącznie z wystąpieniem na drogę sądową. I niech nie zrażają nas wywieszki typu: „Po odejściu od kasy reklamacji nie uwzględnia się”. - Takie napisy są niezgodne z prawem. Jeśli towar ma usterki, jest pozbawiony cech, które powinien posiadać, lub też sprzedawca zapewniał konsumenta o takich cechach produktu, których ostatecznie nie posiada, prawo do reklamacji zawsze przysługuje - wyjaśnia Dariusz łomowski z Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. - Co więcej, gdy od daty zakupu minie mniej niż pół roku, to sprzedawca pod rygorem przegrania sprawy musi udowodnić, że towar był bez wad.
I nie rezygnujmy z reklamacji, nawet jeśli biegły ze sklepu uzna, że buty, które rozkleiły się nam po miesiącu, były dobre, tylko my „używaliśmy ich niezgodnie z przeznaczeniem”. Często już sama zapowiedź skierowania sprawy do sądu, skłania właścicieli sklepów do uznania skargi.
Co możesz zrobić?
- Ludzie często rezygnują z dochodzenia swoich praw, ponieważ z góry zakładają, że i tak nie zrozumieją wszystkich przepisów. Bo rzeczywiście jest ich bardzo wiele i często są napisane niezrozumiałym językiem - mówi Krzysztof Pawłowski z Polskiego Stowarzyszenia Edukacji Prawnej. - Poza tym ludzie mają małe zaufanie do naszych sądów, w których sprawy leżą po kilka lat.
Ale sytuacja nie jest tak zła. Jest wiele miejsc, gdzie możemy udać się po pomoc. Nawet anarchiści mają swój Komitet Pomocy Represjonowanym. - Może zgłaszać się do nas każdy, kto czuje się prześladowany za swoją działalność polityczną, społeczną czy ekologiczną - informuje „Owca”. Polskie Stowarzyszenie Edukacji Prawnej stawia na rozpowszechnianie informacji dotyczącej prawa. - Organizujemy szkolenia dla firm, uczniów szkół ponadpodstawowych, nauczycieli, pracowników ośrodków pomocy społecznej czy uchodźców. Wydajemy także materiały informacyjne - mówi Krzysztof Pawłowski.
Do biura rzecznika ubezpieczonych trudno się dodzwonić. - W ciągu miesiąca dostajemy ponad czterysta skarg pisemnych. Poza tym ludzie telefonują do nas i przysyłają maile - informuje dyrektor Krystyna Krawczyk. - Najwięcej skarg dotyczy ubezpieczeń komunikacyjnych, odmowy wypłacenia odszkodowania przez agencję ubezpieczeniową lub wypłat zbyt niskich odszkodowań w przypadku uszkodzenia ciała.
Do Polskiego Zrzeszenia Lokatorów najczęściej zgłaszają się najemcy, którzy toczą spory z właścicielami kamienic. - Wpływa do nas wiele skarg od osób, którym nieprawidłowo naliczany jest czynsz lub od takich, które otrzymały trzyletnie wypowiedzenia umów najmu - mówi prezes Alicja Sarzyńska.
Trzyletni termin wypowiedzenia nie zobowiązuje właściciela kamienicy do zapewnienia lokatorom innych mieszkań. - Tak, ale tylko wówczas, gdy on sam lub jego rodzina zamierzają zamieszkać w zwolnionym lokalu - podkreśla Sarzyńska. - Mieliśmy przypadek właściciela, który wręczył wypowiedzenie osiemnastu najemcom, a ma tylko jednego 4-letniego syna. Przykłady sytuacji, w których instytucje, czy osoby znajdujące się na uprzywilejowanych pozycjach drwią z prawa, bo wiedzą, że nic im nie grozi, można mnożyć bez końca.
- Aby skorzystać z prawa, trzeba je znać. Inaczej mówiąc, jeśli nie zajrzymy do lodówki, to nie dowiemy się co w niej jest - przekonuje Krzysztof Pawłowski. - W sądach powinny być materiały informacyjne napisane przystępnym językiem, dotyczące przysługujących ludziom praw. Tak nie jest, dlatego nasze stowarzyszenie wydało ulotki informacyjne. Można się z nich dowiedzieć np. jakie mamy prawa, gdy występujemy w charakterze świadków czy oskarżonych.
Paradoksalnie, tego, jak korzystać z prawa uczą nas... anarchiści. Na ich stronach internetowych zamieszczane są całe poradniki na temat zachowania się w przypadku zatrzymania, rewizji i w wielu innych trudnych sytuacjach. - Państwo jest strażnikiem swoich praw, a nie obywateli. Ale my je musimy znać, żeby nie dać się zrobić w konia - podkreśla Arek Zajączkowski.
Gdy zatrzyma policja
Policjanci w czasie zatrzymywania, dokonywania kontroli lub legitymowania są zobowiązani podać imię, nazwisko i stopień. Muszą także okazać legitymację służbową tak, aby obywatel mógł odczytać i zanotować nazwisko funkcjonariusza i nazwę organu, który ją wydał. Powinni podać podstawę prawną podjęcia czynności, czyli poinformować obywatela za co go zatrzymują. Po przewiezieniu do jednostki policji, funkcjonariusz powinien sporządzić protokół zatrzymania i doręczyć go zatrzymanej osobie. Wydana na piśmie decyzja o zatrzymaniu powinna określać jego czas co do minuty. Zatrzymany w terminie 7 dni ma prawo złożyć zażalenie do sądu rejonowego, który ma obowiązek niezwłocznie rozpoznać sprawę. Jeśli uzna, że obywatel został zatrzymany bezprawnie, powinien wydać nakaz zwolnienia go. Obywatel ma prawo domagać się powiadomienia rodziny, pracy, szkoły lub innych wskazanych przez niego osób. Przysługuje mu także pomoc lekarska.
Czas zatrzymania nie może przekroczyć 48 godzin nawet o kilka minut, chyba że sąd lub prokurator wyda decyzję o tymczasowym aresztowaniu. Jego warunkiem jest formalne przedstawienie zarzutu popełnienia przestępstwa. Przesłuchiwać podejrzanego może tylko ten prokurator, który wydał decyzję o aresztowaniu.
Adresy i telefony instytucji świadczących pomoc prawną:
Helsińska Fundacja Praw Człowieka
ul. Zgoda 11, Warszawa,
tel. 828 10 08
Rzecznik Praw Obywatelskich
ul. Solidarności 77, Warszawa.
tel. 551 77 00
Rzecznik Praw Pacjenta
ul. Grójecka 186, Warszawa,
tel. 572 61 55
Rzecznik Praw Dziecka
ul. Śniadeckich 10, Warszawa,
tel. 696 55 50,
Rzecznik Ubezpieczonych
Al. Jerozolimskie 44, Warszawa,
tel. 333 73 26
Komitet Pomocy Represjonowanym
tel. 0 697 248 526
Rada Krajowa Federacji Konsumentów
pl. Powstańców Warszawy 1, Warszawa,
tel. 827 51 05
Bankowy Arbitraż Konsumencki
ul. Smolna 10, Warszawa,
tel. 828 14 09, 826 34 19
Polskie Zrzeszenie Lokatorów
ul. Blachnickiego 7a, Kraków,
tel. (0 12) 422 65 47
Joanna Tomczak
5