Jak się modlić Porady świętych Karmelu


Jak się modlić? Porady świętych Karmelu
Wprowadzenie do rozważań

Naukowcy mówią o niepowtarzalnym kodzie genetycznym i liniach papilarnych na twoich palcach. Te zewnętrzne znaki są dostrzegalnymi śladami odmienności cechującej twoją duchową naturę. W jej głębiach skrywa się największa tajemnica - zdolność modlenia się.

Modlitwa jest niepowtarzalna tak, jak niepowtarzalny jest człowiek. Można powiedzieć, że jest jak linie papilarne, po których rozpoznaje cię Ojciec. Gdy się modlisz, On od razu wie, że to ty mówisz do Niego. Nie jakiś człowiek, ale właśnie ty. Pomiędzy tobą a Nim istnieje więź jedyna w swoim rodzaju. Nigdy wcześniej takiej nie było i nigdy już nie będzie. Słowa: wielbię, kocham lub proszę, które wypowiadasz na modlitwie, chociaż brzmią tak samo w ustach innych ludzi, zawierają w sobie koloryt właściwy tylko tobie. Nikt inny nie jest zdolny wypowiedzieć ich tak jak ty. Nikt nie może ciebie podrobić, nie może się podszyć pod ciebie. Ale też nikt nie może ciebie zastąpić w modlitwie.

Co mówią o modlitwie święci i błogosławieni Karmelu? Jakich udzielają rad, by dobrze się modlić? Przed czym przestrzegają?

Spośród licznych wypowiedzi wybraliśmy naszym zdaniem najcenniejsze. Stanowią one tło dla rekolekcyjnych rozważań, które masz przed sobą. Nie znajdziesz tutaj opisu karmelitańskiej metody modlitwy, nie odbędziesz podróży po jej stopniach, nie otrzymasz złotego remedium, które w jednej chwili odmieni twoją modlitwę. Ona nie jest przedmiotem, który możesz wziąć z półki, naprawić, wyprostować i wypolerować, by cieszył oko. Modlitwa jest duchową aktywnością stanowiącą integralną część twojej osoby. Jakiekolwiek podejmiesz względem niej działania, odcisną swe piętno na tobie samym. Gdy więc stawiamy pytanie o modlitwę i jej jakość, tak naprawdę pytamy o duchową kondycję, w jakiej żyjesz.

1. Słuchać i patrzeć z głębią
2. Kopiowanie nie jest rozwiązaniem
3. Wytrwałość przede wszystkim
4. Wyjątkowy odcień miłości
5. Bezcenny sekret modlitwy
6. Poszukiwanie woli Bożej
7. Wybierać to, co trudniejsze
8. Dzieło Ducha Świętego
9. Pamięć o innych
10. Szkodliwe tendencje
11. Duchowa zbroja i oręż modlitwy
12. Klucz do życia wspólnotowego

Słuchać i patrzeć z głębią

Modlitwa zawierzenia Maryi na rozpoczęcie dnia

Maryjo, niewiasto przenikliwego wzroku, dostrzegająca obecność Bożą w każdym człowieku i otaczającym go świecie natury. Proszę Cię, naucz mnie patrzyć z głębią, myśleć z głębią i kochać z głębią. Strzeż oczu mego serca, by nigdy nie straciły zdolności wrażliwego widzenia w prawdzie. Amen.

Konferencja pierwsza

Ten cudowny wodospad Niagara odwiedzają miliony ludzi, podziwiając jego niezrównane piękno. Jeśli chodzi o mnie, to wolę rozważać głębszy aspekt tego fenomenu natury. Chwyta on nie tylko moje oko i ucho; bardziej mój rozum, który zastanawia się, jakie przesłanie Bóg ukrył w wodzie. Widzę więc nie tylko naturalne bogactwo wody, jej niezmierzony potencjał; widzę Boga w dziele Jego rąk i znaki Jego miłości w każdej widzialnej rzeczy. Ogarnia mnie najwyższa radość, która przewyższa wszelkie radości. (błogosławiony Tytus Brandsma)

Modlitwa zaczyna się od słuchania i patrzenia, a nie od mówienia. Wpatrywanie się i zasłuchanie jest najbardziej pierwotnym doświadczeniem modlitwy. "Za najpiękniejsze uważałam dni - pisze święta Teresa od Dzieciątka Jezus - kiedy mój ukochany król [tato Teresy] zabierał mnie ze sobą na połów ryb; tak bardzo kochałam wieś, kwiaty i ptaki! Czasem próbowałam łowić swoją małą wędką, ale wolałam usiąść samotnie na ukwieconej trawie; pogrążałam się wówczas w głębokich myślach i chociaż nie wiedziałam, co to jest rozmyślanie, dusza moja zatapiała się w rzeczywistej modlitwie… Do uszu moich dobiegały odległe hałasy… szum wiatru i ledwie słyszalna muzyka wojskowa, której dźwięki dochodzące aż do mnie, rzewnie nastrajały moje serce… Ziemia zdawała mi się miejscem wygnania i marzyłam o niebie".

Już mędrzec Syrach uczył: "W modlitwie swej nie powtarzaj tylko słów" (Syr 7, 14).

Świat natury jest pierwszym nauczycielem modlitwy. Skrywa w sobie głos Stwórcy. Szum drzew nie jest jedynie hałasem powstałym z szamotaniny liści, gałązek i wiatru. Ten dźwięk zawiera głębię. Trzepotanie skrzydeł ptaka nie jest jedynie uderzaniem piór o masy powietrza. Ono ma w sobie coś więcej. Śmiech człowieka nie jest jedynie drganiem strun głosowych i ujmującą nas mimiką twarzy. To szczególnie głęboka tajemnica. Cisza kościoła, zakonnego chóru czy ustronnych miejsc to nie tylko przestrzeń wolna od fizycznych dźwięków. To szept Ojca. Spadające wody wodospadu to nie tylko prawo ciążenia. To sposób mówienia Boga.

Na spadający z jesiennego drzewa liść można patrzeć tak, jak patrzy botanik. On zastanawia się nad tym, co spowodowało, że ogonek liścia oderwał się od gałązki. Można patrzeć jak fizyk, który dostrzega prawo ciążenia i potrafi wyjaśnić, dlaczego liść opada lotem ślizgowym. Można patrzyć jak matematyk. On, znając wysokość gałązki i czas opadania liścia, potrafi obliczyć prędkość, z jaką spada. Ale można też popatrzyć na to pospolite wydarzenie jak dziecko, które nie zna się jeszcze na biologii, fizyce i matematyce. Ono patrzy i cieszy się, że kolorowy listek spada i wykonuje po drodze liczne akrobacje. Taki prosty podziw wprowadza w modlitwę.

Święty Jan od Krzyża, gdy był wychowawcą nowicjuszy, zabierał ich często na rozmyślanie do ogrodu. Tam uczył ich dziecięcego spojrzenia na przyrodę. Prostego, ale zarazem głębokiego. To były podwaliny modlitwy.

Pierwotnym doświadczeniem modlitwy jest wpatrywanie się oczami i nasłuchiwanie uszami. Droga rozpoczyna się od podziwu nad pięknem przyrody, co można porównać do pierwszej klasy w szkole modlitwy.

Pośród nielicznych pisemnych świadectw mówiących o życiu pierwotnego Karmelu zachowało się i to, które z racji szczególnej głębi warto przytoczyć w całości. To jedna z pereł najstarszej literatury Karmelu. Nieznany nam bliżej trzynastowieczny pustelnik karmelitański pisał: "W samotności cała stworzona natura przyczynia się do naszego dobra. Rozświetlone gwiazdami niebo i zdumiewające w swoim porządku planety przypominają nam o istnieniu wspanialszych cudów. Ptaki, przybrawszy jakby naturę aniołów, pocieszają nas swoim delikatnym śpiewem. Góry, jak w proroctwie Izajasza, wylewają na nas swój słodki moszcz, a pagórki opływają w mleko i miód; nie kosztują ich jednak ci, którzy kochają świat. To one otaczają nas niby bracia należący do naszego konwentu. Gdy zaś śpiewamy uwielbienia Stworzycielowi, odpowiadają harmonijnym echem, które jak muzyka wypełnia otaczającą nas przestrzeń. Wszystko dokoła modli się z nami: korzenie i pędy swoim wzrostem, trawa swoją zielonością, a drzewa swoją tajemniczą radością; kwiaty, współuczestnicy naszej samotności, uśmiechają się do nas i rozlewają wokoło cudowny zapach pocieszenia; milczące światło gwiazd i księżyca przekazuje nam zbawienne przesłania; otaczające zaś zarośla oferują schronienie. Wszystkie stworzenia, które widzimy czy słyszymy na pustyni, obdarowują nas swoim pocieszeniem. A chociaż nie mogą mówić, opowiadają o licznych cudach i sprawiają, że dusza wyrywa się z ciała, wielbiąc Zbawiciela".

Przytoczony tekst pozwala bez trudu dostrzec rolę naturalnego piękna w formacji modlitwy. Przyroda otrzymuje cechy osoby, która wraz z pustelnikami modli się do Stwórcy. Tworzy atmosferę, w której On zstępuje, aby być z nimi. Pustelnicy nazywają różne elementy przyrody "braćmi należącymi do konwentu". Braterstwo z modlącą się naturą, które tak mocno podkreśla duchowość franciszkańska, wcale nie jest obce duchowi Karmelu.

Otwarcie oczu i uszu na piękno natury jest warunkiem pojawienia się w twym duchowym organizmie innej ważnej umiejętności - wsłuchiwania się i wpatrywania we własne wnętrze. Aby móc się modlić, trzeba wsłuchiwać się we własne wnętrze, bo tam zamieszkuje Duch Święty, jedyny nauczyciel dialogu pomiędzy tobą i twoim Ojcem. Nie nauczysz się wsłuchiwać w siebie, jeśli wcześniej nie nauczyłeś się wsłuchiwać w piękne fenomeny otaczającego cię świata natury.

Refleksyjnego patrzenia posiadającego głębię nie ułatwia cechujące dzisiejszego człowieka nastawienie na jak największą ilość doznań. Ślizganie się po powierzchni doświadczeń, szybkie przechodzenie od jednego doznania do innego nie uformuje serca zdolnego do modlitwy.

Modlitwę rozumiemy często zbyt intelektualnie. To coś, co trzeba przemyśleć, zaplanować, poprowadzić czy pilotować. Doświadczenie Karmelu w dziedzinie modlitwy przypomina nam coś ważnego: zanim sięgniesz po książki, zanim zaczniesz rozważać, argumentować, naucz się słuchać, niech książki o modlitwie nie zajmą na stałe miejsca prostoty wsłuchiwania się i czasu na to przeznaczonego.

Lękamy się niekiedy czasu modlitwy, który byłby pozbawiony książek. Książka jako pomoc w rozmowie z Bogiem jest bardzo cenna. Szczególnie na początku drogi modlitwy, gdy oschłości są częstsze. Wówczas pomaga się z nich wydostać. Lektura musi jednak, co jakiś czas, robić miejsce słuchaniu otaczającej cię ciszy. Trzeba ją oswajać. Wsłuchiwanie się w ciszę nie jest łatwym doświadczeniem. Może nudzić. Zwykle rodzą się w niej także poważne pytania, które stawiają wymagania: Jak żyję? Dlaczego tak żyję? Czy nie powinienem czegoś zmienić?

Nauczycielem modlitwy nie jest leżąca obok ciebie książka czy przesuwany w palcach różaniec. To są tylko pomoce. Wszystko zaczyna się oswajaniem ciszy.

Tam, gdzie lektura książek o modlitwie na stałe zajęła miejsce wsłuchiwania się, nie ma mowy o prawdziwej modlitwie. Jest to z pewnością pogłębianie intelektualnej wiedzy o modlitwie, która jednak nie ma przełożenia na osobiste doświadczenie. Jest to zawsze czyjeś doświadczenie, o którym czytasz, ale nie twoje własne.

Otaczający świat pełen jest materialnych rzeczy i specyficznych relacji międzyludzkich, które dla modlitwy i życia duchowego mają symboliczne znaczenie. Symbole pomagają dostrzec i zrozumieć duchową głębię ukrytą w codziennym życiu. Duchowość karmelitańska również posiada swoją symbolikę. Jej symbole podstawowe: ogród, góra i źródło wyraźnie wiążą się z doświadczeniem modlitwy.

Piękno Karmelu przyciągało i wzbudzało w sercach ludzi tęsknotę za prawdziwym i wiecznym pięknem. W języku hebrajskim Karmel znaczy "ogród", i chyba żadna inna nazwa nie oddałaby lepiej jego tajemnicy. Ogród jest miejscem, w którym wypoczywamy. Udajemy się do niego, aby uciec hałaśliwej atmosferze ulicy i codziennych zajęć, a doświadczyć ciszy. Szukamy jego ustronnych miejsc, aby pozostać sam na sam z własnymi myślami. Ogród to także zakamarki, które urzekają nas swoim klimatem, będąc dla wielu pierwszą szkołą modlitwy serca, w którym zamieszkuje Stwórca wszelkiego piękna.

Duchowość karmelitańską symbolizuje ogród świętych zakonu. Zafascynowany pięknem jego duchowych kwiatów błogosławiony Tytus Brandsma, holenderski karmelita, męczennik obozu koncentracyjnego w Dachau, pisał: "Popatrzmy na pokryty różnymi kwiatami ogród Karmelu. Eliasz, i wszyscy ci, którzy żyjąc jego duchem, wspinają się na górę poprzez jego groty i jaskinie (symbol ćwiczenia się w cnotach), to róże o intensywnym czerwonym kolorze. Czerwone róże są symbolem płomiennej miłości, która płonęła w wielkim Proroku, i która nadal płonie w jego uczniach. Ta miłość jest najbardziej godną cechą uczniów Eliasza. Nie ma odpowiedniejszego symbolu jak róża, ciemnoczerwona, pnąca się róża. Widzę, jak rozrasta się po górze Karmel i jak bierze ją w posiadanie". Szczególnym kwiatem w mistycznym ogrodzie, poprzez swoją prostotę, jest jednak Maryja. Ojciec Tytus pisze o nim: "Maryja jest najbardziej czarującym kwiatem karmelitańskiego ogrodu. Dla mnie symbolizuje Ją słonecznik. Ten kwiat wznosi się znacznie ponad wszystkie inne. Jego cechą charakterystyczną jest to, że zawsze zwraca się ku słońcu, sam zresztą będąc obrazem słońca. Może wzrastać we wszystkich ogrodach, stanowiąc ich barwną ozdobę. Jest wysoki i mocny, a ponadto ma głębokie korzenie. Symbolizuje on duszę Maryi stworzoną na Boży obraz, aby karmiła się i dała posiąść Bożemu światłu. To dwa słońca świecące ku sobie; jedno wysyłające niezgłębiony w swym pięknie blask, drugie przyjmujące jego światło i błyszczące w nim, jak gdyby samo było prawdziwym słońcem. Tak jest zauroczone pięknem Jego blasku, że nie może się od Niego odwrócić, lecz tylko żyć dla Niego i przez Nie".

Modlitwa, daje nam do zrozumienia błogosławiony Tytus, jest jak nieustanne wpatrywanie się kwiatów ogrodu, którymi my jesteśmy, w boskie Oblicze Jezusa. Ono jest słońcem wieczności.

Duchowość karmelitańską symbolizuje przede wszystkim góra doskonałości, obraz pozostawiony nam przez świętego Jana od Krzyża. Na górę wchodzi się ścieżką wyrzeczenia wszelkich dóbr stworzonych. Ten mistrz modlitwy ujął swoją duchową doktrynę w formie prostego rysunku Góry Karmel. Aby dojść na jej szczyt i doświadczyć piękna oraz miłości Boga - co wyrażają umieszczone tam przez niego słowa: "Wprowadziłem was do ziemi Karmelu, abyście jedli jej owoce i to, co ma najlepszego" (Jr 2, 7) - trzeba wybrać właściwą drogę. U podnóża góry rozpoczynają się bowiem trzy drogi. Dwie z nich, droga pożądań dóbr ziemskich i droga pożądań dóbr niebieskich, giną gdzieś w pośrodku góry. Pierwszą zdobi napis: "im więcej ich szukałem, tym mniej ich znalazłem", a drugą: "im więcej pragnąłem ich mieć, tym mniej ich dostąpiłem". Na szczyt może doprowadzić jedynie wąska ścieżka doskonałości. Aby na nią wejść, trzeba stawać się bardzo pokornym i małym we własnych oczach, a także uwolnić się od pożądania dóbr materialnych czy też duchowych pociech, co święty wyraził poprzez kilkakrotne powtórzenie słowa "nic".

Góra oznacza wspinaczkę, a więc wędrówkę do celu, na szczyt. Wspinający się nie może nieść ze sobą dużych ciężarów, jeśli chce szczyt osiągnąć i nie ustać w drodze. Góra osadzona jest w ziemi, przez co cechuje ją trwałość, długowieczność i niezmienność. Swym wierzchołkiem sięga nieba, dzięki czemu jest tajemnicza, przysłonięta i nie do końca odgadniona. Jako najważniejszy symbol duchowości karmelitańskiej wskazuje na żywotną równowagę między tym, co przybrane w ludzkie ciało, a tym, co boskie. Mamy chodzić po ziemi, ale również sięgać wyżyn wymykających się ludzkim oczom i ukrytych na szczycie góry. Taka jest też modlitwa. Rodzi się w miejscu codziennej egzystencji człowieka i dosięga samego Boga.

Trzecim symbolem karmelitańskiej duchowości jest źródło. Obfite źródła wytryskające ze zboczy Karmelu, a także wody rzeki Libnat, dzięki dwom akweduktom zaopatrywały w wodę Cezareę Maritima, miasto założone przez Heroda Wielkiego i nazwane tak przez niego na cześć Cezara Augusta. Słowo źródło przywołuje na myśl wodę, świeżość i odnowę. Źródło jest miejscem dobywania wody potrzebnej do nawadniania ogrodów i pól; jest więc symbolem życia i orzeźwienia. Święci Karmelu, a szczególnie święta Teresa od Jezusa, odwoływali się do tego symbolu, aby mówić o modlitwie wewnętrznej. Woda wyraża więc świadomość obecności Bożej w centrum duszy, głębię i bogactwo ludzkiego wnętrza. Używając symbolu źródła i wody, Święta wyjaśnia ponadto, że Bóg czasami, bez naszej winy, powoduje uczucie braku wody, oschłość, aby umożliwić przejście do głębszego życia wewnętrznego, do głębszej modlitwy.

Kopiowanie nie jest rozwiązaniem

Konferencja druga

Sytuacja psychiczna jest u różnych ludzi różna. Trzeba umieć odkrywać własne sposoby nawiązywania łączności z wiecznością, podtrzymywania jej czy ożywiania. Rozmyślanie, czytanie duchowe, uczestnictwo w liturgii lub w nabożeństwach... nie dla wszystkich i nie zawsze są jednakowo owocne. Nie każdy, na przykład, zdolny jest do ciągłego rozmyślania, a i sposób rozmyślania dla różnych osób jest różny. Jest rzeczą ważną umieć znaleźć to, co nam najskuteczniej pomaga, a także umieć z tego skorzystać. (św. Teresa Benedykta od Krzyża)

Twoja sytuacja duchowa, psychiczna i fizyczna wyróżnia cię z całej ludzkiej społeczności. Jest jedynego rodzaju. Podlega także zmianom i nigdy nie jest taka sama przez całe życie. Wpływa na nią czas, miejsce, spotkania z ludźmi i wydarzenia, w jakich uczestniczysz. Fakt ten każe spojrzeć realistycznie na doświadczenie modlitwy. Nie jest ona i nie może być sztuką kopiowania tego, co zaobserwowało się u innych. Częstym błędem powielanym na drogach modlitwy jest próba odtworzenia w sobie sposobu modlenia się kogoś innego. Stąd też i zachęta świętej Teresy Benedykty, byś szukał tego, co pomaga ci modlić się, najbardziej cię ubogaca, i skorzystał z tego.

Niech cię nie zdziwią słowa, które wypowiedział święty Jan od Krzyża: "Nie bierz nigdy za wzór postępowania człowieka, choćby był święty, gdyż szatan może ci przedstawić za przykład jego niedoskonałości. Naśladuj raczej Chrystusa, który jest najdoskonalszy i najświętszy, a nigdy nie zbłądzisz".

Bez wątpienia każdy święty jest mistrzem modlitwy i ma dużo na jej temat do powiedzenia. Nie wolno go jednak traktować jak matrycy do powielania. Apostołowie uważnie obserwowali zachowania Jezusa podczas Jego modlitwy. Gdy poprosili Go, by nauczył ich modlić się, nie usłyszeli opowieści o tym, co robi, gdy się modli, o czym z Bogiem rozmawia, jakich doświadcza przeżyć. Jezus nie zaczął nauki od słów: "Gdy Ja się modlę, mówię...". Powiedział natomiast: "Wy zatem tak się módlcie…" (Mt 6, 8).

Nauczyciel daje nam do zrozumienia, że w modlitwie nie chodzi o bezkrytyczne naśladownictwo, lecz o odkrycie własnego, a przez to odmiennego dla każdej ludzkiej istoty rytmu rozmowy z Ojcem.

W innym miejscu dodał: "Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się" (Mt 6, 6). Poza oczami ludzi ma się dokonać coś, na co spoglądać mogą jedynie oczy Ojca. Do izdebki wchodzisz sam. Nie zabierasz tam ze sobą nawet największych mistrzów modlitwy. To ma być twoje spotkanie z Ojcem, bez pośredników.

Modlitwa jest zawsze czymś niepowtarzalnym, tak jak niepowtarzalny jest człowiek. Jest doświadczeniem całkowicie osobistym. W tym tkwi jej piękno. Ale też i trud. Nie ma uniwersalnego schematu modlitwy, po który mógłbyś sięgnąć i zastosować go. Podobnie jak każdy święty, tak i ty musisz odkryć sobie właściwy sposób rozmowy z Ojcem; własną drogę "łączności z wiecznością".

Kopiowanie czyjegoś stylu modlitwy wydaje się ciekawe i skuteczne. Kusi gotowym, łatwym do wzięcia i zastosowania doświadczeniem. Tak jednak nie jest. Życie okazuje się bardziej wymagające. Nie możesz znaleźć się w skórze innego człowieka. Nie wymaga się od ciebie tego samego, czego się żąda od niego. Masz inny charakter i temperament. Ojciec wyznaczył ci w życiu inne zadania. Przede wszystkim jednak pokochał cię odmiennym od innych odruchem Serca. Ono domaga się równie wyjątkowej odpowiedzi.

Człowiekiem modlitwy stajesz się, przemierzając drogę poszukiwań. Często niełatwą, ale za to twoją własną. Taka modlitwa wyraża ciebie. Ty jesteś w niej zawarty. Czyjeś doświadczenie nigdy nie stanie się twoim, nie wyrazi ciebie. Człowiekiem modlitwy nie staniesz się, pragnąc zastosować czyjeś doświadczenie.

Mistrzowie modlitwy pozostawili wiedzę o prawidłach życia duchowego nie po to, by dzięki nim kopiować ich własne doświadczenie. To, czego nauczali, musi być odniesione do twojej własnej kondycji, w jakiej przyszło ci żyć. Tylko wówczas modlitwa ma szansę stać się twoją rozmową z Ojcem.

Istnieje coś w rodzaju lęku przed trudem poszukiwania własnej drogi modlitwy. Czasem towarzyszy mu subtelnie skryte lenistwo ducha. Poszukiwanie zakłada odpowiedzialność, spotkanie z niepewnością, możliwość pomyłki, konieczność korygowania, wysiłek czekania. W obliczu takich wymogów kusi łatwość sięgania po gotowe. Tymczasem nic nie uczyni twojej modlitwy cenniejszą i bogatszą w praktyczne doświadczenie jak otwarcie się na to, czego najbardziej się lękasz. Nie bój się więc szukać tego, co najprościej i najlepiej ciebie wyrazi, gdy stajesz przed Ojcem.

Nie dziw się zatem, gdy widzisz, że to, co było dobre i skuteczne dla ciebie na modlitwie, nie zawsze będzie takie dla innych. I na odwrót. Może pomóc, ale też nie musi. Modlitwa może otoczyć duszę człowieka ciemnościami, a innym razem rzucić ogromne światło na jakąś sprawę. Może mu dać odczucie mocy albo czynić heroicznym bez odczucia, że jest mocny. Może mu poddać światło co do decyzji, jaką ma podjąć, a niekiedy pozostawia go w niepewności aż do chwili, gdy będzie zmuszony zająć odpowiednie stanowisko. Może odrywać go od rzeczy stworzonych lub ukazywać mu ich wartość w planach zbawienia świata.

Poszukując własnej drogi modlitwy, zwracaj uwagę na jej uwarunkowania. Na twoją modlitwę wpływa czas, w którym rozmawiasz z Ojcem; miejsce tej rozmowy; wydarzenia, jakich byłeś uczestnikiem w ciągu dnia; ludzie, których spotkałeś na swojej drodze, i wiele innych czynników. Nie wszystko jest tutaj od ciebie zależne, wciąż jednak na wiele sytuacji masz wpływ. Decyduj więc odważnie tam, gdzie możesz coś zmienić, by lepiej się modlić.

Zastanów się nad treścią modlitwy. Możesz wielbić, dziękować, prosić. Możesz także łączyć te wyrazy modlitwy w zależności od sytuacji twego ducha. "Jeśli jesteście w usposobieniu radosnym - doradza święta Teresa od Jezusa - patrzcie na Pana zmartwychwstałego… jeśli jesteście smutne i w strapieniu, patrzcie na Pana w Ogrojcu… mówcie [do Niego], i owszem; tylko nie sadźcie się na piękne i wytworne wyrazy, ale w słowach prostych, wprost z serca idących". Korzystaj odważnie z tych możliwości.

Uświadom sobie, że modlitwa jest darem, a dary twego Ojca są różne. Istnieje więc modlitwa kontemplacyjna, apostolska, przebłagalna i wiele innych. Staraj się odnaleźć sobie właściwy rys modlitwy. Jesteśmy obdarowani na różne sposoby. Doceń to. Służ tym, co dla ciebie charakterystyczne, i nie chciej być kimś, kim naprawdę nie jesteś.

Ucząc nas modlitwy, święci Karmelu chcą nam uświadomić, jak bardzo jest ona niepowtarzalnym doświadczeniem. Bronią nas także przed popadnięciem w pułapkę zbyt rygorystycznych metod. Jeśli modlący się człowiek ćwiczy się w pokorze i widoczny jest u niego postęp w cnotach, nie należy się niepokoić metodami modlitwy. Modlitwa rozwijająca się na dobrym podłożu duchowym ma prawo do mądrej swobody, którą należy uszanować.

Mądrą swobodę modlitwy, opartą na ewangelicznych wartościach, należy odróżnić od modlitewnej samowoli. Duch Święty nigdy nie prowadzi człowieka do dwóch sprzecznych ze sobą doświadczeń. Prawo do modlenia się w sposób, jaki najlepiej mnie wyraża, nie oznacza prawa do kwestionowania wspólnotowych form modlitwy.

Ewangeliczna swoboda modlitwy nie może być pozbawiona odpowiedzialności. Jest pięknym darem Ojca, który chce różnorodności i w jej kluczu prowadzi każdego z osobna.

Stara legenda mówi, że Bogu stwarzającemu świat towarzyszyło pięciu aniołów. Były to duchy najważniejsze, duchy wszystkich stron świata, gromadzące całe ludzkie doświadczenie, wszystkie ludzkie sprawy i przedstawiające je Bogu. Gdy Bóg wypowiedział słowo, pojawił się nieopisany w swym pięknie wszechświat. Na jego widok każdy z aniołów, pełen podziwu, zareagował inaczej. Zadał Stwórcy inne pytanie, wchodzi z Nim w dialog i prowadzi go inaczej.

Pierwszy anioł zadał Bogu pytanie: W jaki sposób stworzyłeś ten świat? To anielskie pytanie zostanie później podjęte i powtórzone przez sporą część ludzkości, która aż do końca świata będzie interesować się odpowiedzią na tak ważkie pytanie. Jest to pytanie, które odzwierciedla umysłowość techniczną. W takim duchu modlą się ludzie o powołaniu technicznym lub naukowym.

Drugi anioł zapytał Stwórcę: Ile to wszystko jest warte? Ile kosztuje to wszystko, co mnie otacza? Pytania takie zadają wszyscy ci, którzy z Bożego powołania zajmują się handlem, gospodarką, przemysłem, aby ludzie mogli żyć na świecie w sposób coraz bardziej odpowiadający ich godności. W takim duchu modlą się ci wszyscy, którzy powtarzają pytanie drugiego anioła i odpowiadając na nie, angażują własne życie.

Trzeci anioł zapytał: W jaki sposób mogę ci pomóc? Nie pyta, jak świat jest zbudowany ani ile jest wart, ale jak można w tym dziele pomóc Panu Bogu. W jego duchu modlą się ci wszyscy, którzy angażują się w zawody społeczne, wychodząc naprzeciw człowiekowi, ci którzy pracują uczciwie nie dla własnego zysku, ale po to, by ulżyć innym w ich cierpieniach, we wszelkich potrzebach materialnych, intelektualnych i duchowych.

Przy Stwórcy stał również czwarty anioł, który zadał Mu krótkie pytanie: Dlaczego? W duchu tego anioła modlą się ludzie o skłonnościach filozoficznych i teologicznych. Tam, gdzie spotykamy takie nastawienie, mamy przed sobą zalążek głębszego poznania.

I wreszcie piąty anioł. Jego postawa zadziwia. On nie pyta, jak stworzony jest świat ani też, ile jest wart. Nie pyta o to, jak może Stwórcy pomóc ani też o przyczynę stworzenia. Anioł ten nie zadaje żadnych pytań i nie szuka odpowiedzi. To duch uwielbienia, zapatrzenia się w piękno Stwórcy, duch adoracji. W duchu tego anioła modlą się ci, których Bóg prowadzi drogami kontemplacji. On uczy nas swoją postawą trudnej sztuki podejmowania modlitwy uwielbienia i zachwytu.

Spotkanie z Ojcem na modlitwie służy wzrostowi i wydawaniu owoców. Boża Mądrość ustami proroka Izajasza porównuje to spotkanie do misterium, jakie dokonuje się, gdy sucha ziemia przyjmuje w siebie deszcz, życiodajną wilgoć; staje się wówczas płodna, daje wzrost nasionom, a te przynoszą zboże na chleb, chleb zaś nasyca. "Podobnie jak ulewa i śnieg spadają z nieba i tam nie powracają, dopóki nie nawodnią ziemi, nie użyźnią jej i nie zapewnią urodzaju, tak iż wydaje nasienie dla siewcy i chleb dla jedzącego, tak słowo, które wychodzi z ust moich: nie wraca do Mnie bezowocne, zanim wpierw nie dokona tego, co chciałem, i nie spełni pomyślnie swego posłannictwa" (Iz 55, 10-11).

Mając przed oczyma piękno życia ukazanego w misterium owocowania, łatwo wyobrazić sobie tragedię posuchy, gdy niebo zostaje zamknięte lub gdy gliniasta ziemia zamyka się na działanie deszczu. To stan śmierci, stan nie-istnienia, to zaprzeczenie życia. Stan tych, którzy się nie modlą.

Człowiek jest ziemią, modlitwa to życiodajny deszcz. Spotkanie tych dwóch tajemnic może zrodzić przygodę życia. Może - ponieważ wiele zależy tutaj od postawy człowieka: którą ziemią się stanie? Czy tą chłonną i łaknącą deszczu, rodzącą życie, czy tą suchą, zamykającą się w tragedii śmiertelnej suszy.

Wytrwałość przede wszystkim

Modlitwa zawierzenia Maryi na rozpoczęcie dnia

Maryjo, przeżywająca wiernie powołanie do wyjątkowej roli Matki Bożego Syna. Pomóż mi odkrywać tajemnicę mojej godności i niepowtarzalnego umiłowania ze strony Ojca. Niech moja modlitwa zawsze wyraża wdzięczność za możliwość rozmawiania z Nim. Amen.

Konferencja pierwsza

Sądzę, że wszystko od tego zależy, by przystąpili do rzeczy z niezachwianym postanowieniem, iż nie spoczną, póki nie staną u celu. Niech przyjdzie, co chce, niech boli, jak chce, niech szemrze, kto chce, niech własna nieudolność stęka i mówi: nie dojdziesz, umrzesz w drodze, nie wytrzymasz tego wszystkiego, niech i cały świat się zwali z groźbami. (święta Teresa od Jezusa)

Nie wystarczy wiedzieć, jaka jest wola Ojca względem mnie. Nie wystarczy, abym chciał naśladować Chrystusa, podejmując drogę modlitwy. To wszystko musi przybrać formę czynu, konkretnej postawy, jeśli nie ma pozostać tragicznym drzewem, na którym Zbawiciel daremnie szukał owoców. Nie brak mądrości staremu przysłowiu, które mówi, że piekło wybrukowane jest dobrymi chęciami.

Dobra modlitwa nie jest sprawą techniki czy metody. Jej rozwój zależy przede wszystkim od twojej wytrwałości. Różne formy zdrady, których dopuszczamy się względem modlitwy, mają swe źródło w trudnościach. W ich obliczu łatwo rezygnujemy. Święta Teresa od Jezusa z całym realizmem pisze o stękaniu ludzkiej natury. Człowiek często się męczy, podejmując modlitwę, bo jest niedoskonały i niezdolny do stałości, jeśli Ojciec nie udzieli mu stosownej pomocy.

Na drodze modlitwy, szczególnie u jej początków, spotkasz więcej kolców niż płatków róży. "Trzeba wiedzieć, że praca najtrudniejsza znajduje się właśnie w tych początkach; tutaj dusza czuje całe brzemię trudów" - dodaje święta Teresa. Wokół ciebie i w tobie powstaną więc liczne głosy, by wołać: nie dojdziesz, nie dasz rady, to nie dla ciebie, spróbuj w łatwiejszy sposób, bądź normalny jak inni!

Czy nie powinno być odwrotnie? Czy początków nie powinna cechować łatwość, która jak magnes przyciągnie spragnionych modlitwy?

To kuszący sposób rozumowania. W modlitwie jednak nie chodzi o szybki efekt i porywające doznanie. W modlitwie chodzi o prawdę i dojrzałość.

Prawda każe nam uznać wrodzoną nieudolność sięgającą głębin naszej natury i będącą naszą towarzyszką przez cały czas ziemskiego życia. Święty Paweł zaświadcza: "Nikt nie może powiedzieć bez pomocy Ducha Świętego: «Panem jest Jezus»" (1 Kor 12, 3). Nikt nie może modlić się sam z siebie. Modlitwa zawsze jest darem. Otrzymujesz zdolność rozmowy z Ojcem i możliwość twórczego wkładu w ten dialog. Nie jest on jednak możliwy bez stałej pomocy ze strony Bożego Ducha. Święta Katarzyna ze Sieny usłyszała kiedyś z ust Jezusa: "Ja jestem Ten, który jest, ty jesteś ta, która nie jest".

W modlitwie chodzi też o dojrzałość. Wyraża ją przysłowie: Per aspera ad astra - Przez ciernie (trudy) do gwiazd. Trudności zawsze stanowiły uprzywilejowane miejsce zdobywania mądrości. Chronienie kogoś przed trudnościami nie jest szkołą wzrastania. Jest nią natomiast pomoc w trudnościach.

Gdy w obliczu trudności twoja natura zaczyna stękać, pozostaje ci uporczywe odwoływanie się do własnej woli, do chcę wypowiedzianego na początku drogi modlitwy. "Chcę wytrwać w modlitwie mimo wszystko". Nikt nie zrobi tego za ciebie. Jednak nie o jakiekolwiek chcę tutaj chodzi. Chcę, które ma sprostać przeciwnościom, nie może liczyć na siebie. Musi pokornie prosić Ducha Świętego, dawcę daru męstwa. Jak często prosisz o ten dar? Czy w ogóle prosisz?

Dar męstwa pomaga odnieść zwycięstwo nad trudnościami, jakie powstają na drogach modlitwy. Dopomaga ci, byś nie zniechęcił się w pracy nad doskonaleniem siebie, a w obliczu trudności nie doszedł do wniosku, że wystarczy poprzestać na przeciętności. Dlatego też święty Piotr Apostoł pisał w swym liście: "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia. Do tego bowiem jesteście powołani" (1 P 2, 20-21). Dar męstwa daje wewnętrzną moc, abyś przeciwstawił się pokusie zła, szczególnie tego, które szatan przyodziewa w subtelne i zwodnicze płaszcze dobra, godziwości i pożyteczności. Dopomaga ci w znoszeniu cierpień. Ćwiczy hart ducha przy podejmowaniu codziennych obowiązków.

Utworzony z ziemi człowiek nie ma takiej mocy, aby o własnych siłach zrealizować wezwanie do modlitwy. Pozostawiony sobie może jedynie żalić się słowami świętego Pawła: "Jestem bowiem świadom, że we mnie, to jest w moim ciele, nie mieszka dobro; bo łatwo przychodzi mi chcieć tego, co dobre, ale wykonać - nie" (Rz 7, 18).

Odwaga do podejmowania codziennej modlitwy wbrew wszelkim trudnościom nie ma nic wspólnego z zuchwałością czy zarozumiałością. Ona liczy na miłość Ojca, od którego spodziewa się wszystkiego. Taka jest logika każdej prawdziwej modlitwy, w której moc i męstwo wyrastają z właściwie przeżywanej zależności od Ojca.

Stawianie na wytrwałość będzie wymagać ponadto od ciebie właściwej współpracy z łaską Ojca. Musisz sobie uświadomić, że pomoc otrzymujesz z sekundy na sekundę, z minuty na minutę, z godziny na godzinę. Nie otrzymujesz zapasu na dzień jutrzejszy. To, co czeka cię jutro, otrzyma pomoc jutro, nie dzisiaj. "Dość ma dzień swojej biedy" - mówi Jezus (Mt 6, 34).

Człowiek chciałby mieć taki zapas łaski na wiele dni i lat. Chciałby namacalnie widzieć, być pewnym, że wszystko się powiedzie, że nie zachoruje, a jeśli już - to na krótko i bez większych trudności. Chciałby mieć pewność, że wydarzenia i sprawy potoczą się po jego myśli. Jednak tam, gdzie wszystko jest zabezpieczone, przewidziane i obliczone, modlitwa nie rozwija się. To ufność i zawierzenie w obliczu trudności stanowią środowisko, w którym modlitwa urasta do szczególnie pięknej i cennej w oczach Ojca. Modlitwa wzrasta na glebie ufności i zawierzenia. Dzięki nim cechuje ją stałość.

Mężne pokonywanie trudów budowane na ufności w ojcowską miłość Boga ma w sobie coś szczególnego. Opiera się na nadziei. Ona zaś wie, że trudności mają wielką wartość dla duchowego wzrastania. Wie też, że przemijają.

Święta Teresa od Jezusa dodaje nam odwagi: "Proszę tych, którzy już tę dobrą sprawę rozpoczęli, by przez obawę trudu i walki nie cofali się wstecz. Niech pamiętają, że gorsza od choroby jest recydywa, bo z choroby się powstaje, recydywa najczęściej zabija. Niech nie ufają w siłę własną i ufność złożą w miłosierdziu Boga". "Bóg jest cierpliwy, umie czekać długie dni, owszem, i lata całe, zwłaszcza gdy widzi wytrwałość i dobre pragnienia. Wytrwałości tu przede wszystkim potrzeba, z nią niezawodnie odniesiemy korzyść".

Trud wytrwałości na modlitwie bywa często konfrontowany z pokusą gwałtowności. Najczęściej wówczas, gdy rozpoczynamy drogę modlitwy, pojawia się w nas pragnienie spełnienia wszystkich warunków modlitwy, o których czytaliśmy. Nadto jeszcze chęć skorzystania z licznych porad, które znaleźliśmy u różnych świętych. Wysiłek wykonania tego wszystkiego w krótkim czasie zmierza prostą drogą do zniechęcenia.

Powstały w nas ogień modlitwy bądź przetrwa bądź nie w zależności od tego, czym się będzie sycił: roztropnością czy gwałtownością. Gwałtowność, w której sercu znajduje się pycha, jest materiałem łatwopalnym, ale i szybkopalnym. Roznieca wielki ogień modlitwy, lecz szybko wygasa, zużywa siły i pozostawia człowieka w zniechęceniu: "Nie udało mi się zastosować i doświadczyć tego, co czytałem o modlitwie. Nie jest więc ona dla mnie!".

Jedynie roztropność zdolna jest utrzymać ogień modlitwy przez całe życie. Ta królewska cnota wie, że modlitwa jest dziełem całego życia, nie tylko pewnej jego części. Jest też pokorna, pamiętając przestrogę Bożej Mądrości: "Beze Mnie nic nie możecie uczynić" (J 15, 5).

Wyobraźmy sobie siewcę, który wyszedł w pole siać ziarno. Gdy pod wieczór zakończył pracę, powiedział do siebie: "Jeśli pojutrze nie zobaczę tutaj dojrzałych kłosów, opuszczam to pole". Zauważamy od razu, że ktoś tutaj ma problem. Nie ziarno i nie pole, lecz siewca. Podobny sposób myślenia towarzyszy gwałtowności, która nie rozumie, czym jest rozmowa z Ojcem. Modlitwa nie jest jak mechaniczne urządzenie, w którym wystarczy przycisnąć przycisk, by zaczęło działać. Modlitwa jest jak sadzonka drzewa, którą Duch Święty umieścił w twym sercu i zawierzył twoim rękom. Ma rosnąć przez całe życie.

Czy to oznacza, że w modlitwie nie ma miejsca na wielkie pragnienia? Takie miejsce oczywiście jest. Święta Teresa od Jezusa podpowiada, by nie rezygnować z wielkich pragnień. Trzeba je tylko poddać pokorze. "Potrzeba tu także wielkiej ufności - pisze - bo nie byłoby na pożytek obniżać i ścieśniać pragnienia nasze, ale raczej mamy polegać na Bogu i wierzyć, że czyniąc, co jest w naszej mocy, choć nie zaraz, ale powoli, możemy przez łaskę Jego dojść do takiej doskonałości, jaką osiągnęło wielu świętych; bo i oni, gdyby się nie zdobyli na święte pragnienia i stopniowo ich w czyn nie zamieniali, nie byliby się wznieśli do tego stanu tak wzniosłego. Bóg chce, byśmy mieli serce odważne, i dusze mężne miłuje, jeśli tylko chodzą przed Nim w pokorze, w niczym nie polegając na samych sobie".

Wytrwałość jest sprawdzianem dla wielkich pragnień i dla pokory. Te pierwsze poddaje zwycięskiej próbie czasu. Pokorę chroni przed fałszem, który chciałby się wyrzec wielkich pragnień i sprowadzić wszystko do przeciętności.

Święci to ludzie z krwi i kości, jak my wszyscy. Ich drogi modlitwy nie były wolne od utrudzenia i oschłości. Nie była im dana żadna taryfa ulgowa, dzięki której życie płynęło łatwiej. Wręcz odwrotnie. Postawiono im wysokie wymagania. Patrząc na świętych, ulegamy pokusie zachwytu nad tym, co w nich nadzwyczajne, i tego dla siebie pragniemy. Wzdychamy do nadzwyczajnych wydarzeń, porywów na modlitwie i wyjątkowych łask, o których czytamy. Brak nam obiektywnego spojrzenia, by zauważyć obecną w życiu świętych logikę Ewangelii: nie ma wielkości bez krzyża. Jezus wyraźnie stawił ją nam przed oczy. "Potem przywołał do siebie tłum razem ze swymi uczniami i rzekł im: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, nich weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je" (Mk 8, 34-35).

Modlitwy nie można zrozumieć bez krzyża. Przybiera on formę oschłości, niesmaku i znękania, z którymi konfrontuje się wysiłek wytrwałości. Gdy uczciwie zaczniemy czytać życiorysy świętych, zobaczymy, jak wiele trudnych doświadczeń modlitwy stało się ich udziałem. Oto dwa świadectwa świętej Teresy od Dzieciątka Jezus, którą zwykliśmy posądzać o nadmiar słodyczy i pociech na modlitwie.

Pierwsze dotyczy trudu modlitw różańcowej. "Gdy zostaję sama (wstydzę się to wyznać), odmawianie różańca kosztuje mnie więcej niż używanie narzędzi pokutnych… Czuję, że tak źle go odmawiam! Muszę zadawać sobie gwałt, by rozmyślać o tajemnicach różańcowych; nie mogę skupić myśli… Długi czas smuciłam się tym brakiem pobożności, który mnie zadziwiał, bo tak bardzo kocham Najświętszą Pannę, że powinnam z łatwością odmawiać ku Jej czci modlitwy, tak Jej miłe. Teraz już mniej się martwię; myślę, że skoro Królowa Nieba jest moją Matką, jest zadowolona, widząc moją dobrą wolę. Nieraz, kiedy mój umysł pogrążony jest w tak wielkiej oschłości, że niemożliwością staje się dla mnie wydobycie z niego choćby jednej myśli jednoczącej mnie z Bogiem, odmawiam bardzo powoli "Ojcze nasz", a potem "pozdrowienie anielskie"; wówczas te modlitwy porywają mnie i karmią mą duszę o wiele lepiej, niż gdybym je odmówiła setki razy, ale z pośpiechem!...".

Drugie świadectwo mówi o próbie wiary. "Cieszyłam się wówczas wiarą tak żywą, tak jasną, że myśl o Niebie napełniała mnie szczęściem; nie mogłam uwierzyć, że istnieją bezbożnicy nie mający wiary. Sądziłam, że jeżeli zaprzeczają oni istnieniu Nieba, gdzie Sam Bóg chciałby się stać ich wieczną nagrodą, czynią to wbrew swemu wewnętrznemu przekonaniu. W radosnych dniach okresu paschalnego Jezus dał mi odczuć, że istotnie są dusze pozbawione wiary, które przez nadużywanie łask utraciły ten cenny skarb, źródło jedynej radości czystej i prawdziwej. Pozwolił On, aby duszę moją spowiły najgęstsze ciemności, że myśl o Niebie, tak dla mnie słodka, stała się przedmiotem walki i udręki… Doświadczenie to nie trwało kilka dni czy kilka tygodni. Wygląda na to, że będzie ono trwać aż do godziny wyznaczonej przez Dobrego Boga… godzina ta jeszcze nie nadeszła… Chciałabym móc wyrazić to, co czuję, ale cóż! wiem, że jest to niemożliwe. Trzeba samemu przebyć ten mroczny tunel, aby być w stanie zrozumieć, czym są jego ciemności".

Modlitwa wymaga wytrwałości i męstwa, by mogła sprostać próbie oschłości. Najpierw oczywiście, muszę zapytać siebie, czy trudności z modlitwą nie są wynikiem moich zaniedbań.

Wyjątkowy odcień miłości

Konferencja druga

Modlitwa nie jest to, moim zdaniem, nic innego jak tylko poufne i przyjacielskie z Bogiem przebywanie i wylana, po wiele razy powtarzana rozmowa z Tym, o którym wiemy, że nas miłuje. (święta Teresa od Jezusa)

Modlitwa żyje dzięki miłości. Zanurzona w niej ukazuje całe swe piękno. Oderwana od miłości staje się bezkształtna i pusta. Dlatego jest spotkaniem z Ojcem, tym, "o którym wiemy, że nas miłuje". I tylko takim spotkaniem. Piękna i duża meduza zanurzona w wodach oceanu jest przedmiotem podziwu. Zachwyca wymyślnymi kształtami i dostojnym poruszaniem się. Wyjęta z wody staje się bezkształtną masą galarety. Wręcz obrzydliwą. Podobnie jest z modlitwą. Bez miłości traci wszelki powab i kształt.

Bóg powołuje do istnienia piękno niepowtarzalne. Jego miłość nie pozwala mu kopiować ludzi. Każdy z nas został pokochany całą mocą Jego Serca i odmiennie od pozostałych. Nie jesteś kochany resztkami miłości, które pozostały po innych. Cała wszechmoc ojcowskiego Serca jest do twojej dyspozycji. To jest źródło prawdziwej godności. Twój Ojciec nie powtarza się w swoich stworzeniach. Jest wystarczająco bogaty, by podarować ci jedyną w swoim rodzaju miłość, która czyni cię wyjątkowym. W nieprzeliczonej społeczności ludzi nie znajdziesz dwóch identycznych. Jesteś Jego niepowtarzalnym dzieckiem.

Gdy Ojciec mówi, że cię kocha, znaczy to, że cię chce całym sobą i na zawsze. Jego kocham cię nie ustaje nawet wówczas, gdy ty zawodzisz i słabnie twoja wiara w Jego miłość. Kocham cię wypowiedziane przez wiecznego Ojca jest wiecznym kochaniem. W Jego Sercu nie ma kochałem cię lub będę cię kochał, tam jest wieczne miłuję cię, które się nie zmienia i nie ustaje.

Twoja niepowtarzalność ma charakter wieczny. Nie tylko tutaj na ziemi jesteś jedynym dzieckiem Ojca. Takim pozostaniesz na zawsze. Wieczność, gdy w nią wejdziesz po śmierci, zachwyci cię z wielu powodów. Bez wątpienia rozradujesz się też z faktu, że Serce twego Ojca chce, byś dla Niego był kimś jedynym. I to na zawsze.

Ważne, byś zechciał uświadomić sobie własną wyjątkowość. Ona decyduje o kształcie twojej rozmowy z Ojcem. Słowa wielbię, kocham lub proszę, które wypowiadasz na modlitwie, chociaż brzmią tak samo w ustach innych ludzi, zawierają w sobie koloryt właściwy tylko tobie.

Trwanie przed Tym, o którym wiemy, że nas miłuje ma coś z postawy Marii. Usiadła "u nóg Pana i przysłuchiwała się Jego nauce" (Łk 10, 39). Ktoś obcy nigdy nie zajmuje takiego miejsca. U nóg siadają dzieci, szczególnie bliscy przyjaciele, osoby obdarowane wielkim zaufaniem i miłością. Staraj się w podobnym duchu patrzyć na swoją modlitwę, swoje trwanie przy Ojcu, w wielkiej bliskości, w prostocie serca. To rozmowa, która dokonuje się w ciszy, w tajemniczy sposób, czyli przebiega z serca do Serca. Nie jesteś kimś obcym. Jesteś dzieckiem kochanym miłością jedyną w skali wieczności.

Miłość i modlitwa są nierozerwalne. Miłość umożliwia zaistnienie modlitwy, a modlitwa kształtuje oblicza miłości. W hymnie o miłości święty Paweł ukazał jej bogactwo.

Modlitwa kształtuje miłość cierpliwą. Cierpliwość skierowuje nas na osobę Boga i bliźniego. W odniesieniu do Boga wyraża się pokornym przyjmowaniem Jego woli, choćby czasem była trudna i niezrozumiała. W odniesieniu do bliźniego ujawnia się wówczas, gdy - z cichością i pokorą - znosimy siebie nawzajem. Cierpliwość nie jest wyłącznie postawą bierną, czyli przetrzymywaniem otaczających nas trudności, lecz wychodzi naprzeciw drugiego człowieka i przyjmuje go razem z jego słabościami.

Modlitwa kształtuje miłość łaskawą. Łaskawość to odpowiednik uprzejmości. Przejawia się w niesieniu pomocy tym, którzy są w potrzebie. Jest dopełnieniem cierpliwości, czyli wysiłku znoszenia braków bliźniego. Cierpliwość i łaskawość to przyjęcie bliźniego takim, jakim on jest, i gotowość czynnego niesienia mu pomocy - zarówno w formie fizycznej, jak i duchowej.

Modlitwa kształtuje miłość skromną, czyli postawę pełną skromności, daleką od fałszywej błyskotliwości. Idzie ona w jednej parze z cnotą opanowania, która nakazuje nam stałą kontrolę nad własnym zachowaniem, by nie dopuścić do czynów przeciwnych godności człowieka. Taka miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą i nie dopuszcza się bezwstydu. Jest zadowolona z tego, co otrzymała, i dlatego nie zazdrości.

Modlitwa kształtuje miłość, która nie szuka swego. Nie szuka własnego zadowolenia ani wyniesienia ponad innych. Chce przede wszystkim trwać przy Bogu i pełnić Jego wolę. Wie, że trzeba się uczyć od Jezusa cichości i pokory serca, że wszelka ziemska chwała nie ma żadnej wartości dla wieczności.

Modlitwa kształtuje miłość, która nie unosi się gniewem i nie pamięta złego. Ona chętnie przebacza urazy i wobec postępujących źle nie odpłaca tym samym. Odwołuje się do łagodności, stara się naprawić ich błędy, stosując pełną życzliwości perswazję, przekonywanie i modlitewną asystencję.

Modlitwa kształtuje miłość, która nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Tak jak szukanie poklasku jest przejawem pychy i bardzo często wiąże się z pragnieniem, by inni mieli nas za lepszych, niż jesteśmy w rzeczywistości, tak radowanie się z jakiejkolwiek niesprawiedliwości jest krokiem wiodącym do fałszu. Taka postawa nie może być zgodna z prawdziwą miłością. Ta bowiem oparta jest na prawdzie, z którą się współweseli. Czynienie prawdy to praktykowanie wierności w codziennym postępowaniu i pełnienie woli Bożej.

Modlitwa kształtuje miłość, która wszystko znosi. Sam święty Paweł jest tutaj przykładem praktykowania takiej miłości. Gdy po cudownej wizji Chrystusa dotarł do Damaszku, zatrzymał się u Ananiasza, któremu wcześniej powiedziano: "I pokażę mu, jak wiele będzie musiał cierpieć dla mego imienia" (Dz 9, 16). Znosił więc cierpliwie wszelkie utrapienia - i od otwartych przeciwników, i od współwyznawców. Miłość kształtowana przez modlitwę jest źródłem siły i wytrwałości.

Modlitwa kształtuje miłość, która wszystkiemu wierzy. Wierzy przede wszystkim w to, co zostało objawione przez Jezusa. Przyjmuje całość wiary, nie odrzucając żadnej części. Nie ulega herezjom, które rodzą się z wybiórczego przyjmowania prawdy. Z zaufaniem traktuje innych ludzi i zdaje sobie sprawę z ich słabości. Wie także, że Ojciec nie dopuści, by ci którzy są Mu wierni, doznali zawstydzenia.

Modlitwa kształtuje miłość, która we wszystkim pokłada nadzieję. Chrześcijańska nadzieja, która ma towarzyszyć wszystkim naszym poczynaniom, jest źródłem męstwa w ucisku i pomaga dostrzec dobro w drugim człowieku. Miłość nigdy nie ustaje w nadziei, że dobro ostatecznie przezwycięży zło.

Modlitwa kształtuje miłość, która wszystko przetrzyma i skłonna jest do poświęceń. Nie ma przeciwności, której by nie przetrzymała. Pamięta, że Jezus oddał samego siebie na śmierć. W jej obliczu wszystkie przyjęte przez nas cierpienia są jedynie drobnym przejawem wdzięczności za ten Jego wielki dar.

Modlitwa kształtuje miłość, która nigdy nie ustaje. To stwierdzenie streszcza i sumuje wszystkie przymioty miłości: wytrwałość, cierpliwość, wierność, skłonność do poświęceń. Nigdy nie ustanie miłość Boga do człowieka. Nigdy też nie zabraknie człowiekowi zdolności do miłowania. Jeśli tylko zechce kochać.

Tam, gdzie brakuje miłości kształtowanej przez modlitwę i zrodzonego zeń pokoju serca, rodzą się fałszywe postawy. Ludzi, którzy je przybierają, opisał święty Paweł: są "samolubni, chciwi, wyniośli, pyszni, bluźniercy, nieposłuszni rodzicom, niewdzięczni, niegodziwi, bez serca, bezlitośni, miotający oszczerstwa, niepohamowani, bez uczuć ludzkich, nieprzychylni, zdrajcy, zuchwali, nadęci, miłujący bardziej rozkosz niż Boga. Będą okazywać pozór pobożności, ale wyrzekają się jej mocy" (2 Tym 3, 2-5). Bolesna to wyliczanka, lecz nie dziwmy się jej. Jeśli ktoś nie rozpoznał swojej godności dziecka Bożego, nie rozpoznał miłości, jaką został pokochany, nigdy nie zrozumie, że jego bliźni jest dzieckiem tego samego Boga, pod którego niebem wspólnie żyjemy.

Osoby o fałszywej pobożności podejmują modlitwę, lecz ma ona charakter tylko zewnętrzny. W sercach tych osób zalegają duże pokłady nieczułości. Sprawia ona, że są surowe, nieustannie oburzone zachowaniem innych, zawsze gotowe osądzać i potępiać. W takich postawach nie ma ducha Chrystusowej dobroci, nie ma realizacji przykazania, które pozostawił: "Uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych" (Mt 11, 29). Duch prawdziwej modlitwy zawsze skierowuje nas na przykład Chrystusa. Uczy Jego łagodności i niszczy zapalne ogniska w sercach: gorycz, złość, okrucieństwo, niecierpliwość. Duch prawdziwej modlitwy prowadzi do kultywowania cichości serca, łagodzi namiętności, oburzenie i wściekłość, uzdrawia z nieczułości.

W świadectwach świętych i błogosławionych często można spotkać wypowiedzi, że szatan bardzo boi się ludzi prawdziwie głębokiej modlitwy. Modlitwa wyrywa mu wiele dusz. Ona wprowadza w tajemnicę Bożego ojcostwa względem każdego z nas i zarazem tajemnicę naszego dziecięctwa względem Boga. Tutaj wiek nie odgrywa żadnej roli. Czy masz kilka, kilkanaście czy kilkadziesiąt lat, dla Boga zawsze będziesz Jego dzieckiem - na wieczność. Im bardziej żyjesz tą tajemnicą, tym mniej podatnym stajesz się na pokusę zła.

Tajemnicy dziecięctwa względem Boga nikt nie może zrozumieć, a tym bardziej przeżyć bez pomocy Ducha Świętego. To On daje świadectwo twojemu duchowi, że nie jesteś kimś przypadkowym, nieważnym. Jesteś dzieckiem Boga. W polemice z faryzeuszami Jezus próbował przekazać im prawdę o tak wielkiej godności człowieka, ale spotkał się z twardym murem, od którego odbiły się Jego słowa, bo w nich nie było Bożego Ducha, w nich nie było autentycznej modlitwy: "Czy nie napisano w waszym prawie: Ja rzekłem: Bogami jesteście? Jeżeli Pismo nazywa bogami tych, do których skierowano słowo Boże - a pisma nie można odrzucić - to jakże wy o tym, którego Ojciec poświęcił i posłał na świat, mówicie: Bluźnisz" (J 10, 34-36).

Największą przeszkodą dla modlitwy jest pokusa bycia dorosłym, który sam decyduje i układa swe życiowe plany. Grając dorosłego, oszukujesz siebie, bo każdy z nas nosi w sobie to dziecięce odniesienie do Boga. W chwilach bardzo trudnych, gdy wszystko wymyka się z rąk, gdy w nikim nie możesz położyć nadziei, odzywa się ten niepowtarzalny odruch miłości, którym zostałeś pokochany. Przybiera on postać pragnienia, by być przytulonym do Boskiego Serca, pocieszonym i umocnionym. Wiek nie robi tu żadnej różnicy. Ten naturalny odruch jest w każdym z nas. Zabić go może jedynie długotrwałe, świadome i uporczywe trwanie w złu, które wyrzeka się Boga, a ze swego buntu czyni akt bohaterstwa.

Bezcenny sekret modlitwy

Modlitwa zawierzenia Maryi na rozpoczęcie dnia

Maryjo, pokorna Matko z Nazaretu, wyproś mi łaskę poznania wielkiej wartości codziennych zajęć i obowiązków. Pomagaj mi przepajać je duchem modlitwy, by stawały się drogą cichej służby skierowanej ku wszystkim ludziom. Amen.

Konferencja pierwsza

Sekret sumienia traci na wartości i ulega skażeniu, ilekroć wyjawia się ludziom jego owoce, ponieważ za każdym razem jako wynagrodzenie otrzymuje się tylko owoc chwały przemijającej. (święty Jan od Krzyża)

Modlitwa jest doświadczeniem do głębi intymnym. Nie powinno się jej wystawiać na widok publiczny, by każdy, kto tylko chce, przenikał ją wzrokiem. Modlitwa żyje dzięki intymności. Nauczanie Jezusa na temat modlitwy pełne jest napomnień, by tę intymność uszanować: "Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu" (Mt 6, 6); "Nie rzucajcie swych pereł przed świnie, by ich nie podeptały nogami" (Mt 7, 6).

Każdy, kto patrzy na życie modlitwy z głębią, dobrze wie, że pośród licznych pytań rodzących się w sercu są takie, nad którymi nie można przejść obojętnie. One niepokoją i stawiają wysoki próg dla naszych przemyśleń, dla podejmowanych decyzji. Z pozoru mogą wydać się banalne, ale dla kogoś, kto nie traktuje swego życia jako zawodu wykonywanego od godziny do godziny, lecz jako dar i sposób bycia dla Jezusa, z Jezusem i w Jezusie, są one najważniejsze. Jak naprawdę kocham Jezusa? Czy żyję dla Niego? Komu służę - Jemu czy sobie? Do kogo tak naprawdę należę - do Niego czy do siebie? Czyją wolę spełniam - Jego czy swoją? Takich krótkich, lecz zarazem decydujących o kształcie modlitwy, a zatem i całego życia pytań jest sporo. Pośród nich jest i to: Co zrobić, aby bardziej utożsamić się z Jezusem?

Święta Teresa od Dzieciątka Jezus pozostawiła nam cenną poradę: "Jezus to skarb ukryty, dobro nieocenione, które tak mało dusz umie odnaleźć, bo jest ukryte, a świat lubi to, co błyszczy. […] Aby znaleźć rzecz ukrytą, trzeba się również ukryć. Życie nasze musi zatem być tajemnicą! Trzeba nam się upodobnić do Jezusa, którego twarz była zakryta...".

Święta podpowiada nam piękną i trudną zarazem rzecz: mówi o tajemnicy ukrycia. Wszyscy jesteśmy powołani do wielkiej zażyłości z Jezusem, jednak wielu nie wchodzi w głębię tego doświadczenia, ponieważ nie podejmuje wysiłku spotkania się z doświadczeniem ukrycia. Ono jest trudne, bo wymaga zwrócenia się w stronę przeciwną naturalnym skłonnościom człowieka. Jezus to skarb ukryty i mało dusz Go znajduje, bo aby Go znaleźć, trzeba samemu się ukryć. Ukrycie się stoi w opozycji do bycia znanym, widzianym, docenianym, tym, którym się interesują, którego pytają o zdanie, o którego towarzystwo i względy zabiegają. Siostra Anna od Najświętszego Serca, która przez siedem lat przebywała w jednym klasztorze z Teresą od Dzieciątka Jezus, powiedziała: "Nie było o niej nic do powiedzenia; była bardzo miła i bardzo ukryta, nie zauważało się jej, nigdy nie domyśliłabym się jej świętości".

Ukrycie się z Jezusem to jedna z najbardziej zachwycających Serce Boga życiowych postaw, jakie może realizować człowiek. Podczas ziemskiego życia Jezus wypatrywał oczami swego Serca takich postaw, a niektóre z nich pozostawił nam za wzór: ukryta wielkość daru ubogiej wdowy przy skarbonie świątyni, postawa Marii podczas wizyty Jezusa w Betanii u Łazarza, złożenie przez apostoła Jana głowy na piersi Jezusa w czasie ostatniej wieczerzy, gest Weroniki, a przede wszystkim niedościgniona postawa Maryi, Matki Jezusa. "Oto moja matka i moi bracia" (Mt 12, 49) - powie o nich wszystkich Jezus. A więc ktoś Jezusowi naprawdę bliski.

Głębia bliskości z Jezusem mierzona jest głębią ukrycia się wraz z Nim w codzienności życia i w doświadczeniu modlitwy. Każdy człowiek powołany jest do realizacji tajemnicy ukrycia na miarę zadania powierzonego mu przez Bożą opatrzność do realizacji. Doczesne życie wielu świętych było zazdrośnie strzeżone przez Boga. Strażnikiem tej wielkiej świętości był szczelnie okrywający życie tych ludzi płaszcz prostoty, zwykłości, pokory, nieuznania. To tylko ludzka ślepota w braku nadzwyczajnych uzdolnień dostrzega powód do narzekań i zgorzknienia. Człowiek często nie pojmuje Bożych paradoksów. Nie dostrzega, że brak bycia zauważanym to jedna z wielkich łask, jakie Jezus może złożyć w jego sercu. Stanowi ona szczególnie cenne środowisko intymnej modlitwy.

Modlitwa ma swego śmiertelnego wroga. Jest nim robak pychy. Jeśli nie zabezpieczysz cennego antyku odpowiednią substancją, wcześniej czy później stanie się on pastwą korników. Podobnie jest z modlitwą. Jeśli nie otoczysz jej dyskrecją, stanie się pożywką dla pychy.

Do wszystkich swych uczniów Jezus powiedział: "Będziecie moimi świadkami… aż po krańce ziemi" (Dz 1, 8). Mówić ludziom o Bogu to szczytne zadanie. Dlaczego więc święci doradzają roztropność, powtarzając często: Lepiej jest mówić do Boga, niż mówić o Bogu?

Mówienie o Bogu niesie ze sobą niebezpieczeństwo promocji własnej osoby. Przy braku roztropności niepostrzeżenie zmienia się akcent misji świadczenia. Bóg, który powinien być w centrum, zostaje zastąpiony przez twoje doświadczenie Boga. Masz co pokazać: twój czas spędzony na modlitwie, twój sposób modlenia się, twoje duchowe doświadczenie, twój sposób radzenia sobie z trudnościami na modlitwie, twoje porady dla tych, którzy cię pytają… Twoje wyrasta ponad On. Jest kuszące, bo przynosi ze sobą powiew zainteresowania twoją osobą, powiew podziwu i zachwytu nad tym, jak ty to robisz. Gdy mu ulegniesz, wnet zauważysz, że dzieje się coś, czego się nie spodziewałeś: "sekret traci na wartości i ulega skażeniu". Stajesz się pusty. Ze skarbca swego wnętrza sprzedałeś już wszystko. Zyskałeś jedynie "owoc chwały przemijającej", o którym mówił Jezus: "Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom podobać. Zaprawdę powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę" (Mt 6, 5). Taka nagroda nie sięga wieczności. Jest chwilowym podziwem ludzi nad tobą. Szybko przemija, bo ludzka pamięć jest zawodna. Jutro ktoś inny będzie przedmiotem podziwu. Ty miałeś swoje pięć minut. Przy spotkaniu z Ojcem nie licz na nic więcej.

Otaczanie sekretem rozmowy z Ojcem powinno iść w parze z szacunkiem dla modlitwy bliźniego. Nie wdzieraj się na siłę do jego serca. To przestrzeń intymna. Robak pychy ujawni się nie tylko wówczas, gdy brak ci troski o własne skarby. Znajdziesz go również w uzurpowaniu sobie prawa do oceny czyjejś modlitwy. Jeśli wydajesz takie osądy, posłuchaj, co mówi na to święty Jan od Krzyża: "Nie myśl, że osoba, w której nie błyszczą cnoty przez ciebie dostrzegane, nie jest cenna w oczach Boga. Cenna jest dzięki cnotom, których ty nie widzisz".

Modlitwę zamieszkuje Bóg, dlatego zawsze wymyka się ona ludzkim miarom. Nie masz wiedzy o tym, co pociąga Ojca ku konkretnej osobie. Jego sposób patrzenia jest tak różny od twego. Niech więc za dobry drogowskaz posłuży ci myśl świętego Doktora Karmelu: "Przebywaj sam na sam z Bogiem, czyń dobrze w ukryciu, ukrywaj dary Boże".

Dyskrecja otaczająca świat modlitwy, dobrych czynów i darów otrzymanych na modlitwie pomaga ci kontrolować pewną skłonność, którą cechuje się pycha. Wszyscy nosimy w sobie tendencję do emocjonalnego odnoszenia się do własnej osoby. Pycha nie odwołuje się do rozumu, jego wyższości i sprawności. Ona bazuje na zakochaniu się w sobie. Nieustannie broni własnego ja i torturuje serce pytaniami: Czy aby otoczenie nie osądza mnie źle? Czy udało mi się zachować tak, jak chciałbym, by myślano o mnie? Jak wypadłem? Co o mnie myślą? Czy mnie lubią? Dlaczego mnie nie doceniają? Dlatego tak łatwo jest przejść od mówienia o Bogu do mówienia o sobie, od rozmowy z Ojcem do rozmowy o mojej modlitwie, od radości z otrzymanych na modlitwie darów do nierozważnej ich sprzedaży za śmiesznie niską cenę. Zakochane w sobie ja wszędzie znajdzie okazję, by pokazać siebie.

Święty ojciec Pio naucza, że sekretny klimat modlitwy potrzebuje asystencji pokory, która jest jednocześnie wewnętrzna i zewnętrzna. Innymi słowy, ma objąć to, co widoczne dla oczu, i to, co skrywa ludzkie serce. Rozdźwięk pomiędzy sercem i zewnętrznym przejawem jakiegoś czynu rodzi w człowieku tragiczne pęknięcie, które odrzucił Jezus w postawie faryzeuszy; odrzucił coś, co określamy krótkim stwierdzeniem - "na pokaz". Żadna zewnętrzna postawa, zewnętrzny czyn uznany przez ludzi za pokorny, w oczach Boga nie będzie za taki uchodził, jeśli jego źródłem nie będzie pokora serca.

Pokora towarzysząca modlitwie ma być bardziej odczuwaną niż demonstrowaną. Ta jej cecha jest trudna do opisania; to coś, co Jezus wypowiedział słowami: "Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie" (Mt 6, 4). Skłania nas do wielkiej ostrożności w ocenianiu ludzi. Ponieważ pokora powinna być bardziej odczuwaną niż demonstrowaną, nigdy nie decydujmy się pochopnie wypowiadać o drugim człowieku. Nasza ocena może bardzo różnić się od stanu faktycznego. Nikt z nas nie zna tajników serc ludzkich i tego, co odczuwają, a czego nie da się zobaczyć, gdy patrzymy na czyjś wygląd zewnętrzny lub zachowanie.

Pokora towarzysząca modlitwie ma być raczej głębsza niż widoczna. To jeszcze inny sposób wyrażenia tego, co powiedziano wcześniej: prawda o pokorze skrywa się w głębi człowieka. W tę głębię zaglądać będzie Jezus, gdy na progu wieczności poprosi nas o ocenę naszego własnego życia. Tam skrywać się będzie prawda.

Jezus wielokrotnie podkreślał, jak bardzo Ojciec ceni sobie w człowieku postawę pokory, która nie szuka chwały ludzkiej, ale Bożej. Pouczał nas, że nie wystarczy, aby zewnętrznie zachować postawę pokory wobec czynionych dzieł i wypowiadanych słów. Potrzeba jeszcze czystej intencji i pragnienia, by cię nie chwalono: "Niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa" (Mt 6, 3).

Jakie są zatem owoce królewskiej cnoty pokory tworzącej klimat intymnej modlitwy? Są bardzo cenne: łatwiejsza walka z duchem zadowolenia z siebie; nadprzyrodzony dystans do upokorzeń i obelg, które spotykają mnie ze strony ludzi czy sytuacji; łatwość przebaczania bliźnim nie tylko na poziomie rozumu, ale i na poziomie serca, stawanie wobec Boga i bliźnich w prawdzie o sobie, wolność od zakłamania i wreszcie prawdziwa pokora ducha, która chroni przed różnymi formami chwalenia się cnotami, zwracania subtelnymi zachowaniami uwagi bliźnich na własne umiejętności i zaradność. Wszystkie te i inne jeszcze owoce pokory wprowadzają w świat prawdziwie głębokiej rozmowy z Ojcem. On wyraźnie stwierdza ustami proroka Izajasza: "Jestem z człowiekiem skruszonym i pokornym, aby ożywić ducha pokornych i tchnąć życie w serca skruszone" (Iz 57, 15).

Poszukiwanie woli Bożej

Konferencja druga

Czy można mówić "Bądź wola Twoja" w chwili, kiedy nie mamy pewności, czego Bóg od nas pragnie? Czy jest jakiś sposób, by utrzymać się na Jego drodze, skoro zagaśnie w nas wewnętrzne światło? (święta Teresa Benedykta od Krzyża)

Święta Teresa Benedykta zadaje pytania, które w sercu każdego z nas często się pojawiają w związku z modlitwą. Daje też liczne i cenne podpowiedzi. Swoje porady rozpoczyna od przypomnienia fundamentalnego dla nas doświadczenia, że ludzka natura jest niedoskonała. Jest to punkt wyjścia. Pisze: "Przecież Bóg zszedł z nieba po to, by nas odkupić, by nas z sobą połączyć i sprawić, by nasza wola stała się Jego wolą. On zna naturę ludzką, zdaje sobie z niej dobrze sprawę, więc ofiaruje nam wszelką pomoc w dążeniu do tego celu".

Święta każe nam spojrzeć najpierw na kondycję ludzkiej natury i uświadomić sobie, że jest niedoskonała. Zaznacza, że Jezus wie o tym, zna kruchość tej natury. Co to jednak oznacza, że masz ludzką naturę? Znaczy to, że nie jesteś wszechwiedzący, nie posiadasz pełnej i doskonałej znajomości otaczającego cię świata. Nie jesteś nieomylny, możesz błądzić w swoim rozumowaniu, ale też i korygować je, czyniąc bardziej poprawnym. Stając w obliczu konkretnych problemów, musisz poszukiwać.

Rozpoznanie woli Bożej i wypełnienie jej nie oznacza posiadania wiedzy wlanej, jakiejś gotowej mądrości, która nagle pojawi się, gdy trzeba będzie rozeznać daną sprawę. Bywa oczywiście tak, że Duch Święty udziela szczególnego światła w obliczu zaistniałej sytuacji, dając pewność, jak należy postąpić. Spotykamy takie historie w życiu świętych. Ale jednocześnie, obok tych doświadczeń wielkiego światła, poznajemy ich jako ludzi, którym nie oszczędzono trudu poszukiwania.

Rozpoznawanie woli Bożej oznacza poszukiwanie. Taka jest konsekwencja naszej niedoskonałej natury. Jezus wie o tym, dlatego nie wymaga, by podczas modlitwy była w nas, na zawołanie, na pierwszy odruch naszych myśli, nieomylna wiedza i pewność, jak zadecydować.

Jezus zadał nam trud poszukiwania. Ważne, byśmy to sobie dobrze uświadomili. Często bowiem zżymamy się na siebie, na innych, na zaistniałą sytuację, bo nie wiemy, co zrobić, jak zadecydować. Sądzimy, że aby pełnić wolę Bożą, Jezus wymaga od nas pełnej i pewnej wiedzy. Nie, On nie wymaga, byś wiedział. On zadaje ci trud poszukiwania. To przecież Mądrość Boża mówi: "Myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami. Bo jak niebiosa górują nad ziemią, tak drogi moje nad waszymi drogami i myśli moje nad myślami waszymi" (Iz 55, 8-9). Jezus nie wymaga, byś posiadał Jego wiedzę, a przez to zawsze wiedział, jak postąpić, co wybrać. On wymaga, byś poszukiwał, i daje ci po temu konkretne narzędzia. Tchnie jakimś powiewem pychy postawa ludzkiego serca, które chciałoby zawsze wiedzieć, co zadecydować. Ale czy wtedy Bóg byłby mu do czegokolwiek potrzebny?

Poznawanie woli Bożej wymaga pokory, a ta wyraża się akceptacją prawdy o naszej niewystarczalności i omylności. Dopiero gdy pojawi się w nas postawa pokorna, możliwe stanie się wykorzystanie narzędzi, które Jezus daje jako swoją pomoc.

W jaki więc sposób Jezus chce, byśmy poszukiwali? Święta Teresa Benedykta pisze: "Trzeba żyć zawsze w łączności z Bogiem, słuchać słów, które Bóg objawił i przekazał nam, i według nich postępować. A przede wszystkim modlić się, jak nas Zbawiciel nauczył i co nam nieustannie wpaja: «Proście a otrzymacie». Jest to najpewniejsza obietnica wysłuchania. Kto każdego dnia z całego serca powtarza: «Bądź wola Twoja» - może być pewien, że wolę Bożą wypełni, choćby nie miał co do tego subiektywnej pewności".

W tej wypowiedzi Świętej znajdujemy kilka cennych wyjaśnień dotyczących narzędzi poszukiwania woli Bożej.

Żyj zawsze w łączności z Bogiem i słuchaj słów, które przekazał. Człowiek nie jest źródłem wiedzy i mądrości. Jeśli w sobie szukasz odpowiedzi na pytania dotyczące woli Bożej, nie znajdziesz ich. Odpowiedzi są w Jezusie, wcielonej mądrości Ojca. To dlatego Święta doradza, byś żył zawsze w łączności z Jezusem: bądź blisko Niego, by móc Go usłyszeć. Ta postawa wyraża się w dwojaki sposób: regularną lekturą Pisma Świętego i radzeniem się innych. Bóg mówi, gdy bierzesz do ręki Ewangelię. Mówi też, gdy w pokorze serca zwracasz się po światło do drugiego człowieka.

Przede wszystkim módl się. Święta Teresa Benedykta wskazuje też na ogromną wartość modlitwy prośby. Nie od czasu do czasu, gdy przygniecie mnie świadomość, że oto mam podjąć jakąś decyzję. Ma to być modlitwa codzienna i z całego serca. Jest to więc pewien styl życia, który charakteryzuje się stałą łącznością z Duchem Świętym. Czym taki styl się wyraża? Odpowiedz sobie na kilka pytań. Czy kiedykolwiek powierzyłeś swe życie Duchowi Świętemu? Czy ofiarujesz regularnie, co jakiś czas, Komunie Święte w intencji rozwoju Jego darów w tobie? Czy prosisz Go bardzo konkretnie o dar mądrości? Czy regularnie korzystasz z sakramentu pokuty, a przede wszystkim, czy spełniasz jeden z jego podstawowych warunków - przebaczenie bliźnim? Nie dziw się, że słyszysz takie właśnie pytania. One mają dużo wspólnego z umiejętnością odnajdywania i wypełniania woli Bożej.

Święta Teresa Benedykta wyjaśnia ponadto, że modlitwa prośby nie zawsze kończy się okrzykiem: już wiem! Często pozostaje nam poczucie bezradności i niepewności. Czy to oznacza, że wówczas nie mamy szans odnaleźć wolę Bożą i wypełnić ją?

Jezus nie stawia jako warunku spełnienia Jego woli odczucia pewności. Pragnie natomiast, byś pokornie szukał, to znaczy modlił się, pytał i ostatecznie podjął decyzję, choćbyś nie miał co do tego subiektywnej pewności. Po prostu zrób to, co po cichej rozmowie z Nim uznasz za najważniejszy obowiązek. Jeśli twoje serce jest prawe, choćby mu brakowało pewności, pełni wolę Bożą. Poczucie pewności jest darem. Jezus może go udzielić, ale też nie musi. Nie ono jest miarą pełnienia woli Bożej, lecz postawa pokorna, która szuka i pyta. "Rozwiązanie trzeba wymodlić - upewnia nas jeszcze raz Święta - i w wielu przypadkach szukać go na drodze posłuszeństwa. Tę radę dawałam już wielokroć różnym osobom i na tej drodze znalazły one pokój i rozeznanie".

Odnajdywaniu i przyjmowaniu woli Bożej służy także przestrzeganie ładu w życiu. Staraj się, by twoje życie było uporządkowane w kwestii rzeczy ważnych i mniej ważnych. Niech one znają swoje miejsce. Niech te mniej ważne nie zajmują miejsca tych ważnych. Klimat uporządkowania życiowych spraw i wartości sprzyja wrażliwości serca i jego otwartości na natchnienia Ducha Świętego. Święta Teresa Benedykta i w tym względzie dzieli się z nami swym doświadczeniem: "Rano, gdy budzimy się, usiłują nas zaraz przytłoczyć obowiązki i rozmaite troski, jeśli nie odebrały nam już nocnego spokoju. Powstaje trwożliwe pytanie: jak w ciągu jednego dnia uporać się z wszystkimi kłopotami, kiedy wykonać to, a kiedy tamto, w jaki sposób zabrać się do tego czy tamtego? Ma się ochotę zerwać i natychmiast pobiec do pracy. Lecz właśnie wtedy trzeba chwycić cugle i powiedzieć sobie: spokojnie! Teraz nic nie może zakłócić mi spokoju, gdyż pierwsza godzina poranna należy do Pana. Dopiero z Jego pomocą wykonam zadanie, jakie na mnie nakłada".

Wysiłek porządkowania rzeczy ważnych i mniej ważnych z naszej codzienności we właściwą hierarchię jest znakiem, że takie porządkowanie dokonuje się w sercu i obejmuje również modlitwę. Im więcej ładu i porządku w sercu, tym większa pewność, że Duch Mądrości w nim króluje. Będzie przez ciebie działał zawsze; wtedy, gdy odczujesz pewność, że tak należy postąpić i wtedy, gdy doświadczysz niepewności. Zarówno jedno doświadczenie, jak i drugie jest darem. Powinieneś je przyjąć w pokorze serca i z dziękczynieniem.

Modlitwa nie jest rzeczą, która przynależy do twego środowiska, tak jak wiele innych przedmiotów. Ona jest częścią ciebie, wyraża ciebie. Jest taką, jakim ty jesteś.

Zdolność modlitwy to cenne doświadczenie, przy pomocy którego uczymy się przekraczać siebie pod każdym względem. O tym, że sprawa wygląda właśnie tak, a nie inaczej, zapewnia nas święta Teresa Benedykta: "Ręce Jezusa obdarzają i zarazem wymagają: od mądrych i roztropnych, by stali się prości jak dzieci; od królów, aby swe korony i skarby złożyli w pokorze przed Królem królów i podjęli ochotnie trud, cierpienia i ciężar Jego służby. I tylko od dzieci, nie mających Mu nic własnego do dania, bierze Jezus w posiadanie ich małe życie, którego nie można lepiej użyć, jak ofiarując je Panu wszelkiego życia".

Mądrość i roztropność są bez wątpienia wielkimi i cennymi darami Bożej dobroci. Jest bardzo wielu, którzy odznaczają się takim obdarowaniem. A jednak ich misją nie jest stać się geniuszami wiedzy, zarządzania i planowania. Obdarzeni przez Jezusa mądrością i roztropnością mają użyć jej, by stać się prości jak dzieci. Jak bardzo różni się sposób użycia tak cennych narzędzi, którego domaga się Jezus, od użytku, jaki sami byśmy z nich uczynili.

W Księdze Apokalipsy święty Jan Apostoł opisał to, co było mu dane zobaczyć. A zobaczył między innymi ogon smoka, który zmiótł trzecią część gwiazd z firmamentu nieba i rzucił je na ziemię (Ap 12, 4). Szatan nie jest zainteresowany ciałami niebieskimi: gwiazdami, planetami, słońcami. Gwiazdy są symbolem autorytetów, ludzi wybitnych, ludzi obdarzonych licznymi uzdolnieniami, które realizowali po swojemu, dlatego stali się łatwym łupem dla szatana. Dary nie służyły im, by stawać się prości jak dzieci. Mieli własny plan dla życia. Zamiast postępować w prostocie, stali się pyszni.

Królewskością także odznacza się wielu ludzi. Są w posiadaniu koron i skarbów - to przeróżne uzdolnienia, cnoty, szlachetne cechy charakteru. Obdarzeni w taki sposób przez Jezusa słyszą nagle słowa trudne do pojęcia: odłóż je na bok i podejmij ochotnie trud, cierpienie i ciężar mojej służby. Zamiast uczynić z nas wspaniałych przywódców, ludzi z autorytetem, wzory cnót mają nam służyć dla ukrycia się. Użyj ich, mówi Jezus, by przywdziać na siebie płaszcz codzienności naznaczonej mozołem, trudem, szarością. Nie spotka cię wówczas los gwiazdy zmiecionej przez smoka na ziemię. Czy należałbyś jeszcze do Jezusa, gdyby pozwolił ci po swojemu zrealizować tak cenne dary? Niejeden chciał błyszczeć, być widzianym i docenianym. W tym kluczu realizował swe życie. Nie zauważył jednak, że stał się atrakcyjny dla szatana.

Niektóre maryjne ikony Wschodu pięknie oddają tę tajemnicę ukrycia. Maryja cechuje się królewskością w stopniu nam niedostępnym. Dary, jakie otrzymała, wynoszą ją ponad ludzi i aniołów. Za życia jednak nigdy nie dała poznać swojej wielkości. Nie przytłaczała nią ludzi, nie obnosiła się z nią, nie czyniła jej źródłem przywilejów ułatwiających życie. Niektóre ikony ukazują Maryję w szarym płaszczu, który symbolizuje jej ukrycie, niedoścignioną pokorę. Ta, która mogła zabłysnąć cnotami, zdolnościami i szlachetnymi cechami charakteru bardziej niż wszystkie słońca wszechświata, bardziej niż świętość wszystkich aniołów razem wziętych, kryła się tym bardziej, im wyraźniej uświadamiała sobie swą godność. Na tych ikonach można niekiedy zauważyć mały fragment niebieskiej szaty dyskretnie wysuwający się spod szarego płaszcza, bądź gwiazdę naszytą na ramieniu - to znaki królewskiej wielkości skrytej w pokorze.

Święta Teresa Benedykta przywołuje na koniec obraz dzieci, które nic nie mają własnego do ofiarowania. Nie wyobrażają one bynajmniej osób, które Jezus powołał, lecz nie udzielił im żadnych zdolności. Każde ludzkie życie wiąże się z otrzymaniem jakiegoś narzędzia służby. Nie ma ludzi nieobdarowanych. Jeśli sądzisz, że nic nie otrzymałeś, to znaczy, że szukasz nie tam, gdzie trzeba, i sądzisz, że dar, który otrzymałeś, musi wyglądać tak, jak sobie go wyobrażasz. Nic bardziej błędnego.

Dzieci są obrazem tych, którzy odczytali w sobie wejrzenie Jezusa, przyjęli je, lecz nie przejęli inicjatywy. Nie mają co ofiarować, ponieważ nie projektują swego życia, nie mają dla niego własnego planu. Jedynym ich wysiłkiem jest żyć tym, co przynosi dzień, ten prosty posłaniec Jezusa. Ich życie staje się piękną ofiarą z własnego ja. Nie jest gonitwą za spełnieniem się dzięki otrzymanym darom. Z ich ust nigdy nie usłyszysz: "Tutaj nie mogę się spełnić", "Nie dają mi możliwości zrealizowania siebie". To nie są gwiazdy, które tęsknią za blaskiem. One ukrywają się w płaszczu pokory.

Wybierać to, co trudniejsze

Modlitwa zawierzenia Maryi na rozpoczęcie dnia

Maryjo, wzorze modlitwy wewnętrznej, wzbudź w moim sercu pragnienie milczenia. Niech z Duchem Świętym dane mi będzie zgłębiać miłość żyjącego we mnie Chrystusa, który szczególnie udziela się w ciszy i samotności. Chroń moje serce przed śmiertelnym hałasem współczesnego świata. Amen.

Konferencja pierwsza

Wygodne życie nie może iść w parze z modlitwą. (święta Teresa od Jezusa)

W tradycji Ojców Kościoła możemy odnaleźć porównanie, że modlitwa i praca to para wioseł. Gdy porusza się je rytmicznie, razem sprawiają, że łódź płynie do przodu. Odrzucenie jednego z nich spowoduje kręcenie się łodzi w koło. Podobnie rzecz ma się z modlitwą i ascezą. Ta ostatnia oznacza porządkowanie pragnień, idei, dążeń. Łódź modlitwy nie popłynie, jeśli podejmujący ją zaniedba pracę nad sobą i podda się lenistwu. Święta Teresa od Jezusa ostrzega nas, że tam, gdzie bujnie rozrasta się wygodnictwo, nie ma szans na modlitwę. Wygodnictwo i modlitwa nie mogą chodzić w parze. Wygodnictwo nie rozumie wymagań modlitwy i ich nie podejmuje. Modlitwa natomiast dusi się w atmosferze wygodnictwa, które jest dla niej przestrzenią bez tlenu.

Wygodnictwo i modlitwa charakteryzują się odmienną logiką. Tak bardzo różnią się od siebie, że w żaden sposób nie mogą stać się jedną parą. Stąd tak kategoryczne stwierdzenie świętej Teresy, że nie mogą być razem. Wygodnictwo oddaje się służbie twojego ja. Chce zaspokoić wszystkie jego dążenia i zachcianki. Ja jest dla niego królem. Wygodnictwo jest też ślepe. Brak mu odpowiedzialnego patrzenia. Za główny cel stawia sobie zaspokojenie pragnień posiadania jakiejś rzeczy lub doznania jakiejś przyjemności. Ja nie interesuje się konsekwencjami, tym, że niektóre rzeczy i doznania mogą niszczyć człowieka. Nie stawia sobie pytań: Co jest dla mnie naprawdę dobre? Czy sięgając po tę konkretną rzecz, ubogacam siebie czy też niszczę? Liczy się tylko doznanie, bez względu na skutki. Wygodnictwo jest egoistyczne, skupione na sobie. Nie chce służyć, boi się trudnych wymagań.

Modlitwa jest inna. Zwraca się zawsze ku Ty, ku Ojcu. On jest jej królem i Jemu chce oddać wszystko. Z miłości do Ty człowiek modlitwy zdolny jest oddać siebie, podjąć wymagania, trudzić się, złożyć ofiarę, zakwestionować siebie. Modlitwa, której towarzyszy wysiłek porządkowania przestrzeni własnego życia, zyskuje wielką moc. Zaświadcza o tym święta Teresa od Dzieciątka Jezus: "Modlitwa i ofiara stanowią całą moją siłę; one to stanowią niepokonalną broń, którą mi dał Jezus, i mogą bardziej wzruszać dusze niż sława". Przy innej okazji doda: "Tylko przez modlitwę i ofiarę możemy być użyteczne Kościołowi". Praca nad sobą zawsze wiąże się z ofiarą, bo nie jest łatwo zrezygnować z siebie. Dla modlitwy nie ma jednak innej drogi. Modlitwa świętych miała w sobie wielką siłę, ponieważ opierała się na Ty, a nie na ja. W charakterystycznym dla siebie języku obrazów i porównań Święta z Lisieux pisze: "To, czego Archimedes nie zdołał osiągnąć, ponieważ jego prośba nie była skierowana do Boga i uwzględniała tylko materialny punkt widzenia, to w całej pełni otrzymali święci. Wszechmocny dał im za punkt oparcia samego Siebie i tylko Siebie, za dźwignię zaś - modlitwę, która rozpala ogniem miłości, i w ten sposób dźwignęli świat".

Zasadniczym problemem dla modlitwy jest lenistwo serca. Porządkowanie należy zaczynać od niego, ponieważ wszystko w nim ma początek. Twoja myśl, słowo i czyn wypływają z serca jak strumyk ze źródła. Nauczając rzesze, Jezus mówił o tym: "Słuchajcie i chciejcie zrozumieć: nie to, co wchodzi do ust, czyni człowieka nieczystym, ale co z ust wychodzi, to go czyni nieczystym… Z serca bowiem pochodzą złe myśli, zabójstwa, cudzołóstwa, przekleństwa. To właśnie czyni człowieka nieczystym" (Mt 15, 10-11, 19-20).

Modlitwa jest dialogiem. W tej rozmowie Ojciec przychodzi, by być dla ciebie, a ty otwierasz się na przyjęcie Ojca. Wygodnictwo zawsze jest monologiem. W nim twoje ja mówi nieustannie do siebie.

By wygodnictwo nie rozrosło się w twoim życiu jak ogromne drzewo, skorzystaj z porady świętego Jana od Krzyża: "Staraj się zawsze skłaniać nie do tego, co łatwiejsze, lecz do tego, co trudniejsze. Nie do tego, co przyjemniejsze, lecz do tego, co nieprzyjemne. Nie do tego, co smaczniejsze, lecz do tego, co niesmaczne. Nie skłaniaj się do tego, co daje odpoczynek, lecz do tego, co wymaga trudu. Nie do tego, co daje pociechę, lecz do tego, co nie jest pociechą. Nie do tego, co większe, lecz do tego, co mniejsze. Nie do tego, co wzniosłe i cenne, lecz do tego, co niskie i wzgardzone".

Miłość, która jest miarą wszystkiego w królestwie Jezusa, stawia bardzo konkretne wymogi naszym myślom, słowom i działaniom. Inne miary nie mają tutaj zastosowania. Miłość jest przede wszystkim umiejętnością wydawania siebie innym, nie teoretycznego w myślach i pragnieniach, ale rzeczywistego w prozaicznej codzienności. Jeśli nie bierzesz tego pod uwagę, nie ma znaczenia, ile razy wypowiesz w ciągu życia słowo "Jezus", nie ma znaczenia poetyckie wręcz piękno wymawianych słów modlitwy, nawet - co podkreśla Jezus - wykonywanie dzieł pobożnych. Wszystkie przedsięwzięcia, które nie realizują woli Ojca, by kochać, dając siebie, do których nie przykładamy miary miłości ewangelicznej, stać się mogą dla człowieka wręcz przekleństwem.

Wydawanie siebie innym jest jednym z najcenniejszych sposobów pokonywania wygodnictwa. Co zatem znaczy wydawać siebie innym? Jak to robić, by życie modlitwy było prawdziwym wzrastaniem i spotkało się ze słowami Jezusa: "Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata" (Mt 25, 34)?

Skorzystajmy z pouczenia błogosławionej karmelitanki Marii od Jezusa Ukrzyżowanego. Boża mądrość wyposażyła ją w cenną umiejętność zgłębiania praw życia duchowego za pomocą obrazów ze świata przyrody. W refleksji zatytułowanej Kazanie stworzenia na temat miłości czytamy: "Pomyślcie o synogarlicy: odejmuje sobie pokarm od ust, by dać go swoim pisklętom. W ten oto sposób powinniście okazywać miłość wszystkim… zapominajcie o sobie, odmawiajcie sobie dla innych. Jeśli będziecie postępowały w ten sposób, Bóg będzie na to patrzył jako na uczynione dla Niego samego. […] Z miłości, macie się karmić nawzajem, przynosić ulgę i umacniać się nawzajem".

Nasza Błogosławiona daje nam do rozważenia obraz synogarlicy, która "odejmuje sobie pokarm od ust, by dać go pisklętom". Ten rodzaj postępowania Jezus przyjmie i bardzo wysoko oceni. Czynności w tym duchu podejmowane widzi jako wykonywane dla Niego. Skoro wiemy, że "odjąć sobie pokarm od ust, by dać go pisklętom" jest pewnym i wysoko cenionym sposobem dawania siebie, zapytajmy: Co to konkretnie oznacza?

Powiedzenie: odjąć sobie pokarm od ust nie jest dla nas zupełnie nowe. Często stosujemy go, jako przenośnię, w odniesieniu chociażby do własnej mamy, chcąc ukazać, jak bardzo troszczyła się o mnie. Mówimy, że odejmowała sobie od ust, czyli wyrzekała się wielu rzeczy na moją korzyść. Kosztem siebie, czyniła coś dla mnie. Jej ubywało, a mnie przybywało.

Usta to szczególne miejsce na ludzkiej twarzy. Kojarzone są ze zmysłem smaku. Są też blisko nosa, zmysłu powonienia, oraz oczu, zmysłu wzroku. Mieć coś przy swoich ustach oznacza zobaczyć kształt i kolor, poznać zapach i smak. Jest to daleko idące poznanie jakiejś rzeczy, które wiąże mnie z nią emocjonalnie. Taka rzecz jest mi droga, mogę powiedzieć, że znam ją. Jeśli nie poznałem w ten sposób jakiejś rzeczy, jest ona dla mnie obojętna. Nie znam jej. Nie jestem z nią związany emocjonalnie.

Pokarm, który mam przy ustach, jest przenośnią obrazującą coś, co jest przeze mnie dobrze poznane, co jest dla mnie cenne, do czego jestem pozytywnie nastawiony, z czym mam mocny emocjonalny związek. Taką rzecz nie jest łatwo oddać, nie jest łatwo rozstać się z czymś tak bardzo moim.

Przyjrzyjmy się tak cennej własności, jaką jest chociażby czas. Wszyscy aż nadto dobrze znamy jego wartość. Możemy powiedzieć, że znamy jego kształt, smak, zapach. Jakże jest on dla mnie cenny. Gdy jest go dużo, raczej nie ma problemu, by innym usłużyć. Ale gdy jest go mniej lub właśnie wypełniam go czymś dla siebie miłym, czymś, do czego mam prawo, trudno jest go oddać. Nie tylko drugiemu człowiekowi. Również samemu Jezusowi.

Dawanie siebie ma szczególną wartość wówczas, gdy wiąże się z zapominaniem o sobie, czyli konkretnym odczuciem, że ubyło mnie. Innymi słowy, gdy odczujesz trud i spadnie przysłowiowa kropla potu. Ona jest znakiem, że ubyło ciebie, bo ten drugi otrzymał ciebie, a nie twój czas. Jest też znakiem otwartości na zmiany w twoim własnym planie życia. Jezus poprawia go i doskonali przez ludzi i wydarzenia. Ingeruje w twój czas, bo gdy ty wykonujesz coś przez siebie zaplanowanego, często przychodzi bliźni i w sposób mniej lub bardziej uprzejmy, mniej lub bardziej uzasadniony prosi o coś lub się czegoś domaga. Nie zawsze jest to intruz. Ten ktoś lub jakieś wydarzenie to często posłańcy Jezusa, poprzez których chce dać ci do zrozumienia, byś właśnie w tej chwili przestał realizować siebie, a podjął Jego wolę. Nie jest to łatwe. Jeśli pragniesz prawdziwie kochać, czyli nabywać sztuki wydawania siebie Jezusowi, musi spaść kropla twego potu. To znak prawdziwości i dużej wartości ofiary uczynionej z siebie.

Przykładem innej cennej własności, którą posiadasz, jest niepowtarzalny gust. To w oparciu o niego organizujesz przestrzeń wokół siebie. Niezależnie od tego, czy to będzie pokój, w którym mieszkasz, kuchnia, gdzie przygotowujesz posiłki, twoje własne ciało, które ubierasz… wszystko to podlega właściwemu tobie poczuciu estetyki, smaku, ładu, organizacji. Podobnie jak w przypadku czasu tutaj również dawanie siebie wymaga, by polały się krople potu.

Twój gust odróżnia cię od innych. Niejednokrotnie nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo twoje codzienne działania i przemyślenia są przez niego kształtowane. Prawdziwe batalie ciągnące się dniami i tygodniami potrafimy toczyć o przesuniętą książkę na półce, o wypowiedziane słowo, o ilość pietruszki, która znalazła się w zupie, o ślady kurzu, które znaleziono tam, gdzie być nie powinny...

Życie we wspólnocie rodziny to spotkanie pod jednym dachem cechującego nas bogactwa i różnorodności. Co zatem znaczy odjąć sobie pokarm od ust w kwestii naszych gustów?

Wydawać siebie każdego dnia to powtarzać sobie, że celem mojego codziennego życia nie jest służba moim gustom. W świadectwach o świętej Teresie z Lisieux czytamy: "Po śmierci czcigodnej matki Genowefy od Świętej Teresy, fundatorki Karmelu z Lisieux, rodziny nasze i robotnicy klasztorni przysyłali wiązanki kwiatów. Teresa układała je starannie, gdy jedna z sióstr konwersek rzekła do niej: «Widać, że te wspaniałe bukiety ofiarowała twoja rodzina; tamte od biedaków znikną na szarym końcu!» Miły uśmiech był jedyną odpowiedzią świątobliwej karmelitanki. I natychmiast bukiety biednych ustawiła na pierwszym miejscu, mimo że ucierpiał na tym wygląd estetyczny całości". Jeśli cechuje nas duch wiary, a powinien nam on towarzyszyć we wszystkich okolicznościach codziennego życia, to nie stawiajmy kwestii gustów na ostrzu noża.

Spotkanie się odrębnych zapatrywań stwarza i dla ciebie okazję do ofiarowania tego, co jest tak bardzo twoje. Stwarza okazję do pojawienia się kropli potu, która w ostatecznym rozrachunku okaże się dla ciebie cenniejsza niż wiele zrealizowanych pomysłów własnych. Posłuchaj zwierzeń świętej Teresy z Lisieux. "Pewnego razu po komplecie daremnie szukałam naszej lampki w jej zwykłym miejscu na półce. Ponieważ był to czas wielkiego milczenia, niepodobna było upomnieć się o nią... doszłam do przekonania, że któraś z sióstr przez pomyłkę wzięła naszą zamiast swojej, podczas gdy ja tak bardzo jej potrzebowałam. Zamiast odczuć smutek z powodu jej braku, byłam bardzo szczęśliwa, mając świadomość, że ubóstwo polega na tym, by brakowało nam nie tylko rzeczy przyjemnych, ale i koniecznych; tak to w ciemnościach zewnętrznych otrzymałam światło wewnętrzne... W tym okresie rozmiłowałam się w przedmiotach najbrzydszych i najbardziej niewygodnych, toteż z radością spostrzegłam, że zabrano z naszej celi śliczny mały dzbanek, a na jego miejsce dano mi ciężki poobijany dzban".

Dzieło Ducha Świętego

Konferencja druga

Modlitwa jest najwyższym osiągnięciem, do jakiego uzdolniony jest duch ludzki, lecz nie jest osiągnięciem jedynie czysto ludzkim. (święta Teresa Benedykta od Krzyża)

Dając Apostołom ostatnie pouczenia przed swoim odejściem do Ojca, Jezus zapewnia ich: "Oto Ja ześlę wam obietnicę mojego Ojca. Wy zaś pozostańcie w mieście, aż będziecie uzbrojeni mocą z wysoka" (Łk 24, 49). Tą obietnicą Ojca, a zarazem niepojętą dla człowieka mocą jest Duch Święty. Według zapowiedzi Chrystusa, pozostanie On z Apostołami i całym Kościołem na zawsze. Jego obecność umożliwi Kościołowi trwanie w nienaruszonej wierze do końca czasów, to znaczy do Sądu Ostatecznego. To Duch Święty doprowadzi wiernych do całej prawdy i pomoże zgłębiać Ewangelię Jezusa. Pomoże im lepiej zrozumieć to, co już słyszeli. Jezus zapowiedział także, że wraz ze zstąpieniem Trzeciej Osoby Trójcy Świętej rozpocznie się nowy etap zbawczej historii, który będzie charakteryzował się kultem sprawowanym w Duchu. "Bóg jest Duchem, potrzeba więc, by czciciele Jego oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie" (J 4, 24).

W tej nowej rzeczywistości modlitwa ukazuje swoje najpiękniejsze oblicze, ale też stawia nowe wymagania. Jako dzieło po części Boże, modlitwa wnosi w twoje życie Bożą logikę odnośnie do tego, przez co przechodzisz każdego dnia, czego doświadcza twoje serce.

Zachwycają nas osiągnięcia inżynierii genetycznej i techniki. Dostrzegamy w nich geniusz ludzkiego umysłu, który sięgając po kolejne granice, przekracza je. Święci sprowadzają nas jednak na ziemię i stawiają rzeczy w zupełnie innym porządku. "Modlitwa jest najwyższym osiągnięciem ludzkiego ducha" - słyszymy z ust świętej Teresy Benedykty. A zatem nie technika i nie inżynieria genetyczna. Człowiek jest wielki nie przez to, że jego umysł może coś wymyślić czy odkryć. Jest wielki, ponieważ może się modlić. Tę prawdę wyraża też inna myśl pozostawiona przez świętych: Człowiek nigdy nie jest tak wielki jak wówczas, gdy klęczy. Czyli gdy się modli.

Geniusz modlitwy nie jest jednak wyłącznie dziełem człowieka. To jest dzieło Ducha Świętego, który modli się w tobie. Bez Niego nie ma możliwości, by zwrócić się do Ojca.

Modlitwie okazuj zawsze wielki szacunek, bo jest doświadczeniem wykraczającym poza twoje horyzonty. Jest doświadczeniem pełnym Ducha Świętego, dlatego nie może służyć jako narzędzie ograniczające swobodę Bożego działania, któremu chciałoby się wyznaczać terminy, czasy i miejsca. Nawet jedno słowo, jeśli tylko jest modlitwą, wynosi cię w oczach Ojca ponad wszystko. "Jedna tylko myśl człowieka - wyjaśnia święty Jan od Krzyża - ma większą wartość niż świat cały, dlatego tylko Bóg jest jej godzien".

Modlitwa to misterium, którego nigdy w pełni nie zgłębisz. Jest aktywna jak ogień, tajemnicza jak wiatr i subtelna jak gołębica. Ogień, wiatr i gołębica to symbole Ducha Świętego.

Ogień oznacza aktywność, oświecenie, ciepło, oczyszczenie. Łączy rzeczy ze sobą, co obserwujemy w przypadku rozgrzanego do czerwoności metalu. Zanika wyraźna granica pomiędzy jednym i drugim. Nie można też ustalić kształtu ognia. To coś nieustannie zmieniającego się, a jednak zachowującego swoje właściwości. Nie można przewidzieć rozmiaru jego działania. Modląc się w nas, Duch Święty ukazuje się jako ten, który nieustannie działa; ten, który oświeca nasz rozum, poddając mu do wierzenia niezmienne prawdy; ten, który niesie ze sobą ciepło rodzące się ze świadomości, że jestem dzieckiem Ojca kochanym miłością nie mającą granic, cierpliwą, pocieszającą, wybaczającą i podnoszącą ku Niemu nędzę ludzką. Ukazuje się jako ten, który oczyszcza mnie, przeprowadzając przez doświadczenie mojej własnej słabości, doświadczenie niedostrzegalnego dla oczu innych mozołu dnia, doświadczenie skrytego w mym sercu zmagania o dobro, o nadzieję pomimo trudności. Ukazuje się jako ten, który jednoczy oddanego sobie człowieka ze Sobą. Na pewnym etapie nie jest już możliwe oddzielenie aktywności ludzkiej od aktywności Ducha, bo są one jednym życiem, jednym działaniem. Osoby wciąż są różne, ale ich działanie jedno.

Wiatr jest tajemniczy. Nie wiemy, gdzie powstaje ani dokąd podąża. Doświadczamy jedynie nieogarnionej masy powietrza, która uderza policzki, burzy włosy na głowie. Nie można zobaczyć jego kształtu ani koloru, bo ich nie ma. Niemniej odczuwamy czy też dostrzegamy skutki jego działania. Podnoszący się z ulicy tuman kurzu lub uschły liść mówią mi od razu, że spowodował to powiew wiatru. Tak samo jest z aktywnością Ducha Świętego. Modląc się w nas, ukazuje się człowiekowi jako siła działająca tajemniczo. Nie można poznać jej bezpośrednio, a jedynie przez skutki, które sprawia.

I jeszcze symbol gołębia. Ten symbol wprowadza inne wyobrażenie Ducha Świętego. Obok mocy i tajemniczości swojego działania jest On niezmiernie delikatny. Gołębica jest cicha, subtelna, nie ma w niej instynktów niszczenia, zabijania, sama wydaje się być bezbronna - stąd uznano ją za symbol pokoju. Modląc się w nas, Duch Święty okazuje nam swą delikatność. Ujawnia w swoim działaniu niepojętą dla nas ilość odcieni miłości.

Modlitwa rozpoczyna najważniejszą w twym życiu przemianę: w nowej rzeczywistości nie ma już miejsca na życie według ciała, na kult w oparciu o ludzkie widzenie spraw. Obecność Ducha pozwala odrzucić ziemskie, cielesne pojmowanie, a uwrażliwia na sprawy ducha. Pomaga zrozumieć, jak należy postępować w różnych sytuacjach codziennego życia i czego domaga się wiara.

W swym nauczaniu Jezus opisał dokładnie dwie kategorie ludzi. Są więc ludzie cieleśni, żyjący według mentalności świata oraz ludzie postępujący według Ducha, którzy modlą się w Duchu, a przez to uczestniczą w odwiecznej mądrości Boga.

Święty Paweł przypomina Rzymianom, że ci, którzy nie podejmują modlitwy z Duchem Świętym, żyją w konsekwencji według ciała, ponieważ nie są w stanie kontrolować swych pragnień i ślepo się im poddają. "Człowiek zmysłowy bowiem nie pojmuje tego, co jest z Bożego Ducha. Głupstwem mu się to wydaje i nie może tego poznać, bo tylko duchem można to rozsądzić" (1 Kor 2, 14). To właśnie ludzie cieleśni usłyszą z ust Jezusa najstraszniejsze słowa, jakie stworzenie może usłyszeć z ust Stwórcy. "Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom" (Mt 25, 41).

Święty Paweł, zawsze tak bardzo konkretny, podaje długą listę postaw charakteryzujących się życiem według ciała. Nie jest ona kompletna, niemniej zasługuje na naszą uwagę. Postawami, które zniewalają są: rozpusta, bałwochwalstwo, cudzołóstwo, rozwiązłość, kradzieże, chciwość, pijaństwo, oszczerstwo i zdzierstwo (1 Kor 6, 9-10). Ewangelista Marek dodaje ponadto: złe myśli, zabójstwa, zazdrość, obelgę, pychę, głupotę i podstęp (Mk 7, 21). Takie postawy manifestują się lekceważeniem przykazań i traktowaniem zła jako dobro. "Takiemu nastawieniu umysłu i serca - przypominał Jan Paweł II - odpowiada poniekąd w naszej epoce utrata poczucia grzechu". Gdzie nie ma modlitwy w Duchu Świętym, tam człowiek zatraca poczucie grzechu.

Jezus, dając nam swego Ducha, a wraz z Nim zdolność modlenia się, umożliwia wyrwanie się z niewoli człowieka zmysłowego. Pierwszym warunkiem wyzwolenia jest uznanie w sobie grzechu. Do tego potrzebny jest Duch Jezusa, bo według słów Nauczyciela, to On przekonuje świat o grzechu, w którym jest pogrążony. Dla wielu ludzi uznanie w sobie stanu zepsucia jest bardzo trudne, gdyż nie modląc się, pozwolili, by złe przyzwyczajenia stały się w nich nałogiem. Jest to uśpienie czujności sumienia, które już dawno zrezygnowało z trudu poszukiwania tego, co jest dobrem prawdziwym.

Poddanie się Duchowi Świętemu na modlitwie, która wyzwala z niewoli ciała, wymaga nawrócenia. Nawrócenie nie zamyka się w sferze pragnień i deklaracji, chociaż i te są potrzebne. Zakłada ono konkretną zmianę, ruch od czegoś ku czemuś innemu, czyli zmianę dotychczasowej drogi życia. Jest to nowe narodzenie z Ducha dzięki modlitwie.

Prawdziwa przemiana dzięki modlitwie związana jest z wewnętrznym przełomem i pracą, z której wyłania się coś nowego: mianowicie duchowy człowiek, który myśli tak jak Chrystus i pragnie tego, czego pragnie Chrystus. Duch Święty pozwala na modlitwie rozpoznać swoje działanie przez wewnętrzny pokój, gdyż Jego natchnienia i działanie nigdy nie prowadzą do zamieszania, sporów czy wzajemnej wrogości.

Z nastaniem kalendarzowej wiosny wszystko często spowite jest jeszcze chłodem i śniegiem, niemniej pojawiają się pierwsze oznaki ustępowania królestwa zimy. W życiu duchowym poddanemu modlitwie również nie ma gwałtownych skoków, ale wszystkie zmiany dokonują się stopniowo według niezgłębionej mądrości Ducha Świętego. Decyzje skierowania się ku Bogu i podjęcie pierwszych kroków na modlitwie natychmiast spotykają się z odpowiedzią Bożego Ducha, który wychodzi naprzeciw podjętym wysiłkom. Stopniowo, w zależności od współpracy i wierności modlitwie, Jego działanie obejmuje całe serce, doprowadzając do całkowitej przemiany. Dają się wówczas zauważyć owoce Ducha Świętego.

Pierwszym i najważniejszym jest podjęcie życia duchowego, któremu towarzyszy modlitwa. Ten dar wymaga od obdarowanego współpracy angażującej całego człowieka, ponieważ posiadając nowe życie, nie można w dalszym ciągu służyć jednocześnie Bogu, ciału i duchowi tego świata.

Powtórne narodzenie dzięki modlitwie jest dziełem Ducha Świętego, który inicjuje w duszy wewnętrzną przemianę skutkującą nowym sercem. Staje się ono teraz wrażliwe na wszystko, co pochodzi od Ojca, jest pełne dziecięcego przywiązana do Niego, a także miłości względem innych ludzi.

Dzięki Duchowi Świętemu każdy człowiek cechuje się własnym i niepowtarzalnym obliczem. Stella differt a stella, można powiedzieć za świętym Pawłem: "Jedna gwiazda różni się jasnością od drugiej" (1 Kor 15, 41).

Efektem modlitewnej współpracy z Duchem Świętym, sprawcą duchowej przemiany, są cenne życiowe postawy: radość, pokój, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie.

Radość. Przeżywana w Duchu Świętym nie jest chwilowym entuzjazmem, który znika pod wpływem trudności. Jest trwałym usposobieniem serca towarzyszącym osobie przez całe życie. Nie znika więc wówczas, gdy pojawiają się cierpienia, lecz pozwala świadczyć, że dzieli się je z cierpiącym Jezusem. Ziemska radość według Ducha jest umotywowana przyszłą radością, która przewyższy wszystko, czego możemy obecnie doświadczyć.

Pokój. To wewnętrzne szczęście, które jest udziałem człowieka świadomego, kto jest jego ojcem, po co żyje i dokąd zmierza. Daje jedność z Bogiem oraz wewnętrzną jedność z samym sobą i z bliźnimi. Boży pokój przewyższa ludzkie rozumienie, dlatego trwa pomimo ucisków i podobnie jak radość promieniuje na innych.

Uprzejmość. Charakteryzuje ją wyczucie potrzeb innych, łagodność i delikatność, a także pełna otwartości i życzliwości akceptacja drugiego człowieka, gotowość przyjścia mu z pomocą. Nie wyrządza bliźniemu krzywdy słowem lub czynem, bo i Chrystus trzciny zgniecionej nie złamał ani knota tlejącego nie dogasił (Mt 12, 20).

Dobroć. Jest niezmiernie bogata w swych przejawach i formach, stąd określa się ją często jako szlachetność uczuć czy też prawość. Nie oznacza jedynie dobrej woli, lecz przede wszystkim miłość uczynną w konkretnych sytuacjach. Nie tyle jest to naturalna szlachetność, co raczej dar Boży i sposób postępowania wynikający z przynależności do Chrystusa.

Wierność. Ukazuje się w najdrobniejszych szczegółach ludzkiego postępowania i dominuje nad całym jego życiem. Jej duszą jest miłość.

Łagodność. Umożliwia spokojne, zgodne i pełne wzajemnej miłości życie. Przyczynia się do zachowania pokoju i gotowości przebaczania sobie wszelkich uraz.

Opanowanie. Nie niszczy naszej natury, jak się wydaje tym, którzy postępują według ciała, lecz podnosi na wyższy poziom to wszystko, co jest w niej dobre i piękne. Opanowanie chrześcijańskie jest więc przede wszystkim czystością serca i umysłu; jest odrzuceniem złych skłonności, czyli tego wszystkiego, co przysłania wzrok naszej duszy.

Powyższe postawy rodzą się z doświadczenia modlitwy, którą kieruje Duch Święty. Są znakiem nowego porządku przeciwstawiającego się wyniszczającej ludzkie serce pożądliwości.

Pamięć o innych

Modlitwa zawierzenia Maryi na rozpoczęcie dnia

Maryjo, Matko o sercu wrażliwym, nieustannie zatroskana o losy uczniów Syna. Ukształtuj we mnie serce zdolne dostrzegać ludzi, by moja modlitwa nigdy nie zamykała się wyłącznie w kręgu dotyczących mnie spraw, lecz wychodziła naprzeciw troskom otaczającego mnie świata. Amen.

Konferencja pierwsza

Modlitwa zawsze jest potrzebna, ażebym w każdym położeniu została wierna. Najpierw, oczywiście, należy się modlić za tych, którzy więcej cierpią niż ja i nie są tak zakotwiczeni w wieczności. (święta Teresa Benedykta od Krzyża)

Rodzisz się w doczesnym świecie, gdy po dziewięciu miesiącach pobytu w łonie twej matki słyszą twój krzyk, zwiastun narodzin nowego człowieka. Rodzisz się także dla wieczności, gdy w chwili śmierci wracasz do źródła Miłości, skąd wziąłeś swe istnienie. Pomiędzy tymi dwoma jest wiele innych narodzin, równie ważnych. To o nich mówił Jezus do Nikodema: "Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego. To, co się z ciała narodziło, jest ciałem, a to, co się z Ducha narodziło, jest duchem. Nie dziw się, że powiedziałem ci: Trzeba wam się powtórnie narodzić" (J 3, 5-7).

Rodzisz się z Ducha za każdym razem, gdy przełamujesz krąg zainteresowania sobą i dostrzegasz innych. To nie jest łatwe, bo wszystkich nas cechuje tendencja skupiania się na sobie, na własnych przeżyciach, trudnościach, doświadczeniach. Dużo i często o nich mówimy. Chcemy, by nas wówczas słuchano. Bywa, że modlitwa również służy byciu w centrum uwagi. Gdy tej tendencji nie kontrolujesz, staje się sposobem życia, wykrzywiając całą rzeczywistość otaczającego cię świata. Kurczy się on wówczas gwałtownie do twoich własnych spraw, nie pozwalając zobaczyć innych ludzi i otworzyć się na nich.

Każdy człowiek coś cierpi, każdy się z czymś zmaga, każdy pokonuje trudności. Gdy uczciwie popatrzysz na świat, ten, który jest poza końcem twego nosa, zauważysz, że są tacy, którzy bardziej się trudzą niż ty, cierpią więcej od ciebie i "mniej są zakotwiczeni w wieczności". Wychodzenie poza własne sprawy jest konieczne dla zdrowego funkcjonowania psychiki i ducha. Dostrzeżone problemy twych bliźnich pomogą ci nabrać zdrowego dystansu do własnych przeżyć. Pozwolą odetchnąć psychice znacznie nieraz napiętej z powodu zamknięcia się z jakimś problemem w pokoju bez okien i drzwi. Twoja modlitwa, jeśli ma być narzędziem nowych narodzin, musi uwzględniać sprawy drugiego człowieka. "Często, nie wiedząc o tym - pisze święta Teresa od Dzieciątka Jezus - łaski i oświecenia zawdzięczamy jakiejś ukrytej duszy, albowiem Pan Bóg chce, aby święci przekazywali jedni drugim łaskę za pośrednictwem modlitwy, aby w niebie mogli się miłować miłością wielką, o wiele większą niż miłość w rodzinie, i to najbardziej idealnej rodzinie. Ileż razy myślałam, że mogłabym zawdzięczać wszystkie otrzymane łaski modlitwom duszy, która mi je wyprosiła u Pana Boga, a którą poznam dopiero w niebie".

Losy ludzi, nawet tych, którzy się zupełnie nie znają, przenikają się wzajemnie jak sploty perskiego dywanu. Świat wzajemnych zależności sięga głęboko w sferę ludzkiego ducha. Święci umieli dostrzegać tę tajemnicę.

Doskonaląc swoją modlitwę, doceń poradę świętej Teresy Benedykty. Bez wątpienia ważne są wszystkie twoje sprawy. Gdy jednak pokonasz egoizm serca, zobaczysz, że wokół ciebie są ludzie, znani ci i nieznani, którzy cierpią i zmagają się więcej od ciebie, a przez to potrzebują twojej modlitwy. Nie mają również zbyt wiele nadziei, brak im także ufności. Są ci zadani przez Bożą mądrość.

Spójrz uczciwie na swoją codzienność. Rano wstajesz trochę niewyspany, bo w nocy przebudził cię komar. Tej samej nocy nieznana ci kobieta wstawała kilka razy do płaczącego dziecka. Podobnie jak i ty, musi zacząć dzień pełen obowiązków. Boli cię głowa, bo zmieniło się ciśnienie. W tym samym czasie leżący w szpitalu młody człowiek dostaje morfinę, lekarstwo uśmierzające niewyobrażalny dla ciebie ból spowodowany przez nowotwór. Zjadłeś dzisiaj obiad, który był według ciebie niesmaczny. W tym samym czasie na kontynencie afrykańskim tysiące ludzi od rana nic nie miało w ustach. Masz dzisiaj fatalne psychiczne samopoczucie. W tym samym czasie w szpitalnych salach wielu leczy się na ciężkie depresje i różne psychiczne choroby. Wydarzenia dnia tak się potoczyły, że nie interesowano się tobą. W tym samym czasie w domach opieki społecznej wielu wiekowych rodziców przeżywa wieloletnie odtrącenie ze strony własnych dzieci. Zechciej dostrzec tych ludzi i pomódl się za nich, zanim poprosisz we własnych intencjach.

Jak zatem modlili się święci? Nigdy nie zamykali się jedynie w świecie własnych spraw. Posłuchaj modlitwy świętej Teresy Benedykty: "Już teraz przyjmuję śmierć taką, jaką mi Bóg przeznaczył, z doskonałym poddaniem się Jego woli i z radością. Proszę Pana, by zechciał przyjąć moje życie i śmierć na swoją cześć i chwałę, za wszystkie sprawy Najświętszego Serca Jezusa i Maryi, za święty Kościół, szczególnie w intencji zachowania, uświęcenia i doskonałości naszego świętego Zakonu, za Karmel w Kolonii i Echt, w duchu ekspiacji za niewiarę ludu żydowskiego, aby Pan został przez nich przyjęty, aby nadeszło Jego chwalebne królestwo, na uproszenie ratunku dla Niemiec, o pokój świata, wreszcie za moich bliskich, żywych i umarłych, za wszystkich, których mi Bóg dał, aby nikt z nich nie zginął".

Z braku naszego zainteresowania i otwarcia się na innych historie wielu ludzi podobne są do tego, co przydarzyło się pewnemu chłopcu. Wbiegł on do domu z płaczem. Dziadek objął go czule i tulił w ramionach. Chłopiec nie przestaje zanosić się płaczem i dalej szlocha. Dziadek pieści go i stara się uspokoić. - Ktoś cię zbił? - pyta. Chłopiec zaprzecza, kiwając głową. Zabrali ci coś? - Nie - zanosi się płaczem chłopiec. - Więc co się stało? - wypytuje zafrasowany dziadek. Chłopiec pociąga nosem i zaczyna opowiadać. - Bawiliśmy się w chowanego i ja się schowałem za szafę. Stałem tam i czekałem, ale nikt nie przychodził… Wreszcie wyszedłem z kryjówki… i zobaczyłem, że zabawa była już skończona, wszyscy poszli do domu i nikt nie przyszedł, aby mnie odnaleźć. - Łkanie poruszało jego maleńką pierś. - Rozumiesz? Nikt nie przyszedł, aby mnie szukać i odnaleźć.

Tylko nieliczni powiedzą nam, jak bardzo nas potrzebują, jak bardzo liczą na naszą modlitwę. Większość nigdy nie odkryje przed nami dramatu własnych serc, które cierpią z powodu zapomnienia. Chociaż nie znamy tych ludzi, nasza modlitwa ma często decydujące znaczenie w ich doświadczeniach.

W nauczaniu Jezusa odnajdujemy napomnienie dotyczące łudzenia siebie. "Nie każdy, który Mi mówi: «Panie, Panie», wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie. Wielu powie mi w owym dniu: «Panie, Panie, czy nie prorokowaliśmy mocą Twego imienia i nie wyrzucaliśmy złych duchów mocą Twego imienia?» Wtedy oświadczę im: «Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości»" (Mt 7, 21-23).

Jest to naprawdę wielka tragedia. Trud gromadzenia, który ostatecznie stawia człowieka przed prawdą o pustym skarbcu. Prorok Aggeusz ujawnia przed swoim narodem istnienie takiego doświadczenia: "Siejecie wiele, lecz plon macie lichy; przyjmujecie pokarm, lecz nie ma go do sytości; pijecie, lecz nie gasicie pragnienia; okrywacie się, lecz się nie rozgrzewacie; ten, kto pracuje, aby zarobić, pracuje, odkładając do dziurawego mieszka!" (Ag 1, 6).

Innym razem Jezus opowiedział następującą przypowieść: "Królestwo niebieskie podobne jest do dziesięciu panien, które wzięły swoje lampy i wyszły na spotkanie pana młodego. Pięć z nich było nierozsądnych, a pięć roztropnych. Nierozsądne wzięły lampy, ale nie wzięły z sobą oliwy. Roztropne zaś razem z lampami zabrały również oliwę w naczyniach..." (Mt 25, 1-4).

Dobrze znamy dalszy ciąg przypowieści o nierozsądnych i roztropnych pannach. Przychodzi ważny moment ich wędrówki, moment finałowy, gdy okazuje się, że część z nich nie może wejść na weselne gody. Nie mają oliwy, by zaopatrzyć swe lampy i iść za Panem. Nawet nie chodzi o to, że im zabrakło, one w ogóle nie miały oliwy. Jakiż to wielki nierozsądek. Inni mówią wprost: jakaż to głupota, panny głupie. Wszystkie panny szły tą samą drogą, wszystkie doświadczały podobnych zmagań, patrzyły oczami na ten sam świat, przed wszystkimi postawiono to samo zadanie. A jednak w finale okazało się, że po przebyciu tej samej drogi części z nich zabrakło czegoś naprawdę ważnego, co decydowało o zwycięskim wejściu w wieczność.

Jezus nieraz żalił się na swoich uczniów, że brak im ewangelicznej umiejętności życia: "Bo synowie tego świata roztropniejsi są w stosunkach z ludźmi podobnymi sobie niż synowie światłości" (Łk 16, 8). Dostrzegał krótkowzroczność i brak roztropności, bolał nad brakiem bardziej refleksyjnego i przewidującego postępowania. Często więc mówił o ewangelicznym przewidywaniu. Jednego razu, gdy zakończył przypowieść o obrotnym rządcy, powiedział wprost: "Ja też wam powiadam: pozyskujcie sobie przyjaciół niegodziwą mamoną, aby gdy wszystko się skończy, przyjęto was do wiecznych przybytków" (Łk 16, 9). Domagał się od swoich naśladowców, by wykorzystywali dobra tego świata nie dla doraźnych i egoistycznych celów, jak czynią dzieci tego świata, lecz dla czynienia miłosierdzia, które będzie przepustką do Jego królestwa. Czyny miłosierdzia są oliwą, której zabrakło nierozsądnym pannom, dzieciom tego świata. Dodajmy - miłosierdzia względem innych, a w konsekwencji też i względem siebie.

Jezus, ucząc o życiu przyszłym, którego kształt decydować się będzie w promieniach miłosierdzia, domaga się od nas, byśmy z perspektywy życia wiecznego czerpali mądrość dla życia doczesnego, by nie spotkało nas kiedyś rozczarowanie. "Wówczas zapytają i ci: «Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym albo spragnionym, albo przybyszem, albo nagim, kiedy chorym albo w więzieniu, a nie usłużyliśmy Tobie?». Wtedy odpowie im: «Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili»" (Mt 25, 44-45).

Jaką zatem lekcję dla życia doczesnego zawiera napomnienie świętej Teresy Benedykty, by modląc się, nie zapominać o tych, "którzy więcej cierpią niż ja i nie są tak zakotwiczeni w wieczności"?

Mówi ono przede wszystkim o nieocenionej wartości modlitwy wstawienniczej za innych, której błogosławione skutki obejmują zarówno tego, kto ją wypowiada, jak i tych, za których jest zanoszona. Ludzie czyniący miłosierdzie z prawdziwie czystą intencją nie podlegają sądowi: "Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią" (Mt 5, 7). Miłosierdzie czynione modlitwą na ziemi uprzedza Bożą sprawiedliwość w momencie śmierci.

Szkodliwe tendencje

Konferencja druga

Bóg każdego prowadzi jego własną drogą; jedni dochodzą do celu prędzej i łatwiej, inni trudniej i później. Wszystko, co możemy uczynić, jest drobnostką w porównaniu z tym, co otrzymujemy. Ale to niewiele musimy zrobić sami. Przede wszystkim wytrwale modlić się o poznanie właściwej drogi; kiedy się ją dostrzeże, iść bez oporów za natchnieniem łaski. Kto tak postępuje i trwa cierpliwie, nie może powiedzieć, że jego wysiłki są daremne. Nie trzeba tylko wyznaczać Bogu terminów. (święta Teresa Benedykta od Krzyża)

Modlitwa jest jak wrażliwa roślina, którą człowiek wraz z Duchem Świętym hoduje w sercu. By się rozwijała, potrzebuje nie tylko właściwej gleby. Sprawą wielkiej wagi jest także ochrona przed tym, co modlitwę niszczy lub zniekształca.

Stosowane w Katechizmie Kościoła Katolickiego wyrażenie walka modlitwy, uświadamia nam z całym realizmem, czym w istocie jest modlitwa. Nigdy nie była ona sprawą samych tylko pragnień i dobrych chęci, lecz całkowicie przynależy do walki duchowej. Dlatego sama sprowadza do naszego życia doświadczenie zmagania. Skoro jest walką, to trzeba zapytać: Przeciw komu? Jest walką przeciw nam samym i przeciw szatanowi. Na modlitwie musisz pokonywać siebie, spoczywającą w tobie spuściznę grzechu pierworodnego i grzechów osobistych: lenistwo, szukanie siebie, niechęć do ofiary, ślepe zawierzenie własnemu sprytowi. Musisz także podejmować walkę z szatanem, który zrobi wszystko, by odwieść cię od modlitewnego stylu życia.

Mentalność człowieka naszych czasów i styl jego życia odpowiedzialne są za pojawienie się różnego rodzaju skłonności wrogich duchowi modlitwy. By im nie ulec, modlitwa musi przeciwstawić się tendencji do wyznaczania Bogu terminów, przesadnej spontaniczności, aktywizmu, roztargnień, powierzchowności i dominacji na modlitwie.

Nie wyznaczaj Bogu terminów. Przyglądanie się życiorysom świętych Karmelu może być źródłem ciekawych przemyśleń. Święta Teresa od Jezusa żyła 67 lat, w Karmelu spędziła 47. Święty Jan od Krzyża żył 49 lat, w Karmelu 29. Święta Teresa od Dzieciątka Jezus żyła 24 lata, w Karmelu 9. Święta Teresa od Jezusa z Los Andes żyła 20 lat, w Karmelu 1 rok. Święta Teresa Benedykta od Krzyża żyła 51 lat, w Karmelu 9. Święty Rafał Kalinowski żył 72 lata, w Karmelu 30.

Zestawianie ze sobą tych różnych liczb nie ujawni nam żadnych reguł w Bożym postępowaniu względem człowieka. Stwierdzić możemy jedynie to samo, co słyszymy od świętej Teresy Benedykty: "Bóg każdego prowadzi jego własną drogą". Jedni dochodzą do celu prędzej, po 20 czy 24 latach. Innym droga bardziej się wydłuża i cel osiągają po 67 czy 72 latach.

Ludzkiemu rozumowi trzeba więc wielkiej pokory, by uznał i zaakceptował to, o czym mówi do nas Boża Mądrość: "Myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami. Bo jak niebiosa górują nad ziemią, tak drogi moje nad waszymi drogami i myśli moje nad myślami waszymi" (Iz 55, 8-9).

Historie życia różnych ludzi ukazują, że Mądrość Boża prowadziła ich drogami, których nie potrafili do końca pojąć. Wymagało to od nich wielkiej pokory, bo chociaż Duch Mądrości oświecał ich umysły, to jednak wciąż pozostawały aktualne słowa Jezusa wypowiedziane do uczniów: "Nie wasza to rzecz znać czas i chwile, które Ojciec ustanowił swoją władzą" (Dz 1, 7). Mądrość Boża towarzysząca człowiekowi nie tłumaczy mu się ze wszystkiego, ponieważ to, co Boże, nie daje się całkowicie przełożyć na język zrozumiały dla ludzkiego umysłu.

Pokora rozumu ma fundamentalne znaczenie dla rozwoju modlitwy. Tam, gdzie brakuje tej królowej cnót, człowiek nadużywa modlitwy w dwojaki sposób. Niekiedy służy mu ona jako narzędzie forsowania własnego planu życia. Innym razem chce przy jej pomocy wywrzeć presję na Boga, by wyjawił mu tajemnicę dróg, którymi pragnie go prowadzić.

Modlitwa pozbawiona pokory rozumu raz będzie wyrażała wścibską ciekawość spraw Bożych, to znowu irytację z faktu, że duchowy postęp nie dokonuje się według planu, który ktoś odnośnie do siebie zakłada. Święta Teresa od Jezusa, odwołując się do własnego doświadczenia, pisze o jednym z okresów swego życia, kiedy to nie postępowała ani w cnocie, ani w modlitwie. Powodem tego stanu, jak sama wyjaśniła, był głęboko skryty brak pokory wyrażający się w pragnieniu, by wznieść się w życiu duchowym wysoko, zanim Bóg ją do takiego stanu podniesie.

Pokora rozumu otwiera twoją modlitwę na doświadczenie cierpliwości wobec działania Boga, który wszystkiemu wyznacza właściwe miejsce i czas, niekoniecznie zgodnie z twymi oczekiwaniami. Niejednokrotnie chcielibyśmy przynaglić Boga, bo według nas działa zbyt wolno.

Oddalanie pokusy stawiania Bogu terminów nie czyni cię bynajmniej marionetką w Jego rękach. Ojciec pragnie twojej aktywnej współpracy, ale i zrozumienia, co do kogo należy. Co jest w Jego mocy, a co w twojej. To, co mieści się w ramach twoich możliwości, jest naprawdę czymś małym w porównaniu z Jego działaniem. Lecz "to niewiele musimy zrobić sami". Twoje zadania, chociaż powiedziano o nich: "niewiele", są bardzo ważne. Święta Teresa Benedykta wylicza, co do nich należy: wytrwała modlitwa o poznanie woli Bożej, wierność natchnieniom Ducha Świętego i cierpliwe oczekiwanie. To "niewiele" nie oznacza bynajmniej rzeczy łatwych. Gdy jesteś im wierny, Ojciec twój sprawi, że przyniosą piękne owoce, lecz w czasie, który On uzna za najlepszy dla ciebie. Twój modlitewny wysiłek nie będzie daremny, jeśli wspierać go będzie pokora rozumu.

Przezwyciężaj tendencję do przesadnej spontaniczności. Bez wątpienia rozwój modlitwy powinien przebiegać od posługiwania się gotowymi formułami i metodami do rozmowy z Ojcem, której nie krępują sztywne gorsety. Doświadczenie uczy, że wraz z postępem duchowym zmniejsza się potrzeba naśladownictwa, a daje o sobie znać potrzeba wyrażania siebie. Modlitwa jest tym piękniejsza i prawdziwsza, im bardziej własna. Nie oznacza to bynajmniej, że spontaniczność jest jedyną drogą modlitwy. Jest punktem docelowym modlitwy, ale nie punktem wyjścia. W początkowych etapach modlitwy metody są bardzo pomocne. Ponadto wielka wartość modlitewnych formuł ujawnia się w okresach oschłości. Wówczas trudno jest modlić się własnymi słowami i pozostaje jedynie cierpliwe i powolne powtarzanie Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo czy różnych aktów strzelistych: Jezu, ufam Tobie, Jezu, kocham Ciebie, Jezu rozkochaj mnie w Sobie

Modlitewne formuły pełnią również cenną rolę nauczycieli pokory. Nieraz dajemy się uwieść subtelnej pysze, gdy dumni jesteśmy z tego, że potrafimy modlić się własnymi słowami albo gdy rozpiera nas radość, bo wypowiadane słowa są niemal jak poezja. Doświadczenie łatwości na modlitwie z pewnością ubogaca ją. Trzeba jednak pamiętać, że jest darem. Gdy przychodzi oschłość, uświadamiamy sobie coś bardzo ważnego: nie w naszej mocy jest zatrzymać i kontynuować taki sposób modlitwy. Uczymy się wówczas pokory maluczkich, których serca modlą się prostotą zwykłych słów, często pozbawionych poetyckiego piękna i cierpliwie powtarzanych. Tutaj skrywa się tajemnica modlitwy różańcowej. Jest to modlitwa ludzi pokornych.

Przezwyciężaj tendencję do aktywizmu. Z pewnością daleko nam do tego, by nazwać siebie pracoholikami. Niemniej w sposobie myślenia i postępowania hołdujemy zasadzie, że tyle jestem wart, ile potrafię pokazać owoców pracy rąk własnych. Nie mówimy tego głośno, lecz sercu taka opinia jest bliska z powodu pewnych wygodnych założeń: konieczności życiowe, nerwowa atmosfera otoczenia, która wciąga i rozprasza, naglące obowiązki stanu, radość płynąca z czynu bądź też oschłość i znużenie na modlitwie. Te rozliczne motywy mogą stać się niebezpieczną pułapką dla świata ludzkiego ducha.

Zdolność działania, tworzenia i przekształcania jest wielkim dobrodziejstwem i nie zabija ducha modlitwy tylko wówczas, gdy zachowa umiar, gdy rozumie potrzebę podejmowania trudu modlitwy, by ubogacić się w spotkaniu z Ojcem. Aktywizm pozbawiony roztropności traci z pola widzenia prymat wartości duchowych i wówczas staje się herezją czynu. Człowiek o takim podejściu do życia jest niezdolny do modlitwy i innych form życia duchowego. Modlitwa zawsze będzie dla niego zbyt trudna, stąd znajdzie wiele szlachetnych motywów, by ją obejść.

Przezwyciężanie aktywizmu nie może zmierzać do tego, by zwrócić się ku przeciwnej mu skrajności. Aktywność i modlitwę należy łączyć zgodnie ze stanem życia, do którego ktoś został powołany, i z wymogami, jakie zeń wynikają.

Przezwyciężaj tendencję do roztargnień. Jedną z najczęstszych trudności na modlitwie są roztargnienia. Nieumiejętność radzenia sobie z nimi może prowadzić do całkowitego zniechęcenia się do modlitwy. Roztargnienia związane są głównie z naszą wyobraźnią i pamięcią. Najpierw pytaj siebie, dlaczego się pojawiają. Bywa, że okazują się zaproszeniem do przepracowania na modlitwie spraw niezałatwionych, niewybaczonych, stłamszonych problemów natury psychicznej lub zranień. Bywa, że dopuszcza je sam Bóg. Wówczas cierpliwe i wytrwałe ich znoszenie staje się środkiem oczyszczenia, drogą duchowego wzrastania. Najczęściej jednak przyczyna roztargnień znajduje się w nas. W naszym świecie panuje trend lekceważenia milczenia i samotności. Nie umiemy, a niekiedy nie chcemy wchodzić w te dwa fundamentalne dla ludzkiego ducha doświadczenia. Tymczasem w dużej mierze od nich zależy stan naszej wyobraźni i pamięci. Najważniejsza pozostaje jednak miłość do Ojca, która scala wewnętrznie człowieka i porządkuje system wartości, według którego żyje. Pamięć i wyobraźnia wciąż pozostaną żywe, bo taka jest ich natura, lecz panowanie nad nimi i przywoływanie uciekających od Boga myśli aktami wiary i miłości będzie znacznie łatwiejsze.

Przezwyciężaj tendencję do powierzchowności. Ogromna ilość docierających do nas informacji, powszechny pośpiech, nadużywanie słów nie sprzyjają formacji duchowej, która sięgałaby w głąb. Czytamy i słuchamy powierzchownie. Ten styl życia czyni liczne szkody modlitwie, a przecież jej zasadniczym zadaniem jest prowadzenie do głębokiej zażyłości z Ojcem. Czytaj więc mniej, ale z większą uwagą. Dostrzegaj mniej, ale za to z głębią. Mów mniej, lecz z większą pokorą i mocą w słowach.

Przezwyciężaj tendencję do dominacji na modlitwie. Stawiając siebie w centrum świata, człowiek mierzy go własną miarą. Nie jest skłonny ani do słuchania, ani do posłuszeństwa. Łatwo więc dochodzi do przekonania, że modlitwa jest jego działaniem, podczas którego przedstawia Bogu własne propozycje i oczekuje pomocy w ich realizacji. Modlitwa wyrasta jednak z innej logiki, w której człowiek nie jest w centrum. Wszystko zaczyna się od wsłuchiwania w mądrość Boga. Mówienie i decydowanie przyjdą później jako odpowiedź na Boże działanie w życiu człowieka. Biblijny mędrzec, który dobrze to zrozumiał pozostawił nam w dziedzictwie piękną modlitewną prośbę o mądrość: "Wyślij ją z niebios świętych, by przy mnie będąc, pracowała ze mną. Ona bowiem wie i rozumie wszystko, będzie mi mądrze przewodzić w mych czynach. I będą przyjemne dzieła moje, i stanę się godnym tronu mego Ojca" (Mdr 9, 10-12).

Bez Boga postawionego w centrum nikt z nas nie wejdzie w świat modlitwy i nie przejdzie w sposób święty tej drogi, która jest mu przez Bożą opatrzność wytyczona. Boża inicjatywa na modlitwie wystawia nieraz człowieka na próbę i domaga się od niego ofiary. Próba i ofiara są znakami autentycznej modlitwy. Ich obecność chroni przed iluzją modlitwy.

Duchowa zbroja i oręż modlitwy

Modlitwa zawierzenia Maryi na rozpoczęcie dnia

Maryjo, bolejąca Matko ze wzgórza Golgoty, modląca się ufnie w chwilach największych cierpień. Kształtuj moją modlitwę w duchu całkowitego zawierzenia Bogu. Niech trudne doświadczenia życia nigdy nie oderwą mnie od tajemnicy Chrystusowego krzyża. Amen.

Konferencja pierwsza

Mówiłam wam na początku… że bramą, którą się wchodzi do tej twierdzy, jest modlitwa. Byłoby czymś nierozumnym, gdyby ktoś sądził, że może wejść do nieba, nie wszedłszy najpierw w siebie, aby poznać siebie samego i zastanowić się nad nędzą własną i nad tym, co winien jest Bogu, i błagać ustawicznie miłosierdzia Jego. (święta Teresa od Jezusa)

Krzyż jest znakiem nierozerwalnie związanym z misją Jezusa. Dokona On zamknięcia dziejów tego świata w znaku krzyża, o czym sam uprzedził: "Wówczas ukaże się na niebie znak Syna Człowieczego, i wtedy będą narzekać wszystkie narody ziemi; i ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego na obłokach niebieskich z wielką mocą i chwałą" (Mt 24, 30). Krzyż jest wielkim znakiem rzeczy ostatecznych. Zbawcza męka, którą krzyż oznacza, stanowi jedyną perspektywę dla ludzkiego życia w czasie obecnym i w wieczności.

Krzyż jest także znakiem duchowej walki toczącej się w ściśle określonym przez Bożą opatrzność czasie twego ziemskiego życia. "Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz" (Mt 10, 34) - mówi Jezus. W Jego wypowiedzi pobrzmiewa Hiobowe stwierdzenie, że walką jest życie człowieka na ziemi (Hi 7, 1). Hiob przywołuje na myśl słabe strony ludzkiej egzystencji. Stwierdza, że jest naznaczona trudem (7, 3) i nieustannym niepokojem (7, 4 i 12-14); jest bezpowrotnym przemijaniem (7, 6-10) i kończy się śmiercią (7, 15 i 21); jest wreszcie pełna ludzkich upadków, którym towarzyszy świadomość sądu (7, 18-21).

Modlitwa nierozerwalnie przynależy do przestrzeni duchowej walki. Nie sposób wyobrazić sobie kogoś, kto podejmuje życie duchowe, a nie otwiera przed sobą drzwi modlitwy. Ona wprowadza w przestrzeń serca, w którym dokonują się najważniejsze z walk.

Duchowa walka ukierunkowana jest na świętość i przez to stanowi cenny dar. Dramat wielu ludzi wyraża się brakiem wiary w wyjątkową wartość duchowych zmagań. Tymczasem wszyscy jesteśmy powołani do podjęcia duchowej walki. Serce każdego z nas, czy chcemy, czy nie, stanowi swoiste pole walki i zmagania.

Spełniając wolę swego Ojca, Jezus z całą determinacją dąży do godziny czekającej go męki. Nie waha się nawet nazwać Piotra "szatanem", gdy ten, nie rozumiejąc dróg Bożej Mądrości, stara się odwieść Go od realizacji tych dziwnych planów umierania, tak bardzo odbiegających od obrazu oczekiwanego Mesjasza. Bożym paradoksem Piotr zawiśnie na podobnym krzyżu, tyle że na jego własną prośbę ustawionym odwrotnie niż krzyż Mistrza.

Jezus nazywa siebie drogą i bramą owiec. Do Jego królestwa nie prowadzi żadna inna droga ani też żadne inne przejście. Droga i brama mają swój znak rozpoznawczy - jest nim krzyż. "Jeśli ktoś chce pójść za Mną... niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje" (Mt 16, 24). Rzeczą niemożliwą jest naśladowanie Jezusa, czyli chodzenie Jego drogami, bez znaku krzyża. Także przebywanie z Nim, w Jego obecności, nie jest możliwe bez tegoż znaku. "Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien" (Mt 10, 38). Nie jest Mnie godzien... - czyli nie może być ze Mną, tam gdzie Ja jestem, w chwale mojego królestwa.

Temat duchowej walki odnajdziemy we wszystkich chrześcijańskich szkołach duchowości. Również w Karmelu. Należą one do ponadczasowych wartości, które nigdy się nie starzeją i mogą być podejmowane wciąż na nowo w różnych miejscach i czasach. Bez wątpienia święci i błogosławieni Karmelu zawdzięczają swoją wielkość Jezusowi, ale zdobyli ją również dzięki modlitwie i mądremu korzystaniu ze skarbca Reguły, która mówi, jak podejmować duchową walkę.

W Regule karmelitańskiej czytamy: "Ponieważ próbą jest życie człowieka na ziemi, a tych, którzy chcą żyć pobożnie w Chrystusie, spotykają prześladowania, diabeł zaś, wasz przeciwnik, jak lew ryczący krąży, szukając, kogo pożreć, dlatego z całą pilnością obleczcie zbroję Bożą, abyście mogli się ostać wobec podstępnych zakusów nieprzyjaciela. Przepaszcie swoje biodra pasem czystości. Serca umocnijcie świętymi rozważaniami, ponieważ jest napisane: święte rozważanie ustrzeże cię. Włóżcie na siebie pancerz sprawiedliwości, abyście miłowali Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całą swoją mocą, a bliźniego swego jak siebie samych. W każdym położeniu bierzcie wiarę jako tarczę, dzięki której zdołacie zgasić wszystkie rozżarzone pociski Złego. Bez wiary bowiem nie można podobać się Bogu. Weźcie też na głowę hełm zbawienia, abyście oczekiwali zbawienia od samego Zbawiciela, który zbawia swój lud od jego grzechów. Miecz zaś ducha, to jest słowo Boże, niech obficie przebywa w ustach i sercach waszych. Wszystko zaś, co będziecie czynić, czyńcie zgodnie ze słowem Pańskim".

Pustelnicy Karmelu są ludźmi czasów wypraw krzyżowych, kiedy to obraz walczącego żołnierza był powszechnie odnoszony do przestrzeni życia duchowego. Elementy należące do zbroi żołnierza: pas, pancerz, tarcza, hełm i miecz wyobrażają zbroję duchową, którą powinien posiadać każdy przystępujący do duchowej walki.

Walcz czystością i szlachetnością motywów. Reguła mówi o przepasaniu bioder. Biodra są jedną z kluczowych części ciała ludzkiego, ponieważ umożliwiają wiele naszych czynności; przede wszystkim poruszanie się. Są jednak podatne na zranienie. Dlatego też żołnierz przygotowujący się do walki zakładał na nie pas ochronny. W duchowej tradycji Izraela biodra były utożsamiane z ukrytymi motywacjami ludzkiej aktywności, z motywacjami czynów. Oczy nasze widzą czyny bliźnich, ale za nimi skrywają się motywacje odpowiadające na pytanie: dlaczego? Obserwując swoje postępowanie, dobrze wiemy, że poprzedza je konkretny zamysł skryty w sercu. Walka duchowa domaga się, by wszystkie nasze czyny posiadały czyste motywy. Wówczas staną się jakby pasem założonym na biodra chroniącym duchową aktywność przed atakami. Innymi słowy nasze działania powinny być chronione przez prawdomówność, czystość, autentyczność, szlachetność motywów i unikanie dwuznaczności. Tłem dla tych postaw jest modlitwa.

Walcz, czyniąc wytrwale dzieła sprawiedliwe. W czasie walki pancerz stanowił skuteczną ochronę dla ludzkiego ciała, a szczególnie dla piersi skrywającej serce. W perspektywie duchowej pierś oznacza siedlisko najskrytszych ludzkich decyzji, motywacji i uczuć. Czyniąc aluzję do Księgi Przysłów (2, 1-11), Reguła doradza, aby były one poddane rozwadze. Wzrastanie w bojaźni Pana wymaga szacunku dla tajemnic Mądrości (2, 1-5), to znaczy zajęcia postawy wsłuchiwania się (2, 1), otwarcia na mądrość (2, 2), krytycznego rozeznania prawdy i fałszu (2, 3) i żarliwego szukania ukrytych znaczeń (2, 4). Przywołując obraz pancerza utożsamianego ze sprawiedliwością, Reguła stawia nas przed paradoksem. Żołnierz zakłada pancerz, aby się w nim ukryć. Jednak Reguła daje wyraźnie do zrozumienia, że prawdziwe bezpieczeństwo osiąga się przez czynienie sprawiedliwości, czyli wychodzenie na zewnątrz siebie, aby oddać każdemu to, co jest mu należne. Sprawiedliwość oznacza zaangażowanie całej mocy serca i duszy w miłowanie Boga (Pwt 6, 5) i bliźniego (Mt 19, 19). Kroczenie tą drogą jest prawdziwym zabezpieczeniem w walce, a modlitwa pomaga w niej wytrwać.

Walcz, zmagając się o ufność co do dnia jutrzejszego. Tarcza służy obronie. W czasie walki żołnierz ukrywał się za nią, aby uniknąć ciosów wroga. Tarcza przyjmowała uderzenia zadane mieczem, toporem; przyjmowała też impet lecącej strzały. Jest symbolem zawierzenia i ufności. Przykładem takiej postawy są wielcy mężowie Starego Testamentu. Opowiedzieli się za przyszłością, której nie mogli przewidzieć. Jednak dzięki niezachwianej nadziei i ufności osiągnęli to, co Bóg im obiecał. Reguła, nawiązując do tego ideału, stawia nas przed kolejnym paradoksem: tarcza, za którą żołnierz może się ukryć, w perspektywie duchowej oznacza postawę wyjścia naprzeciw, postawę zawierzenia i otwarcia się na przyszłość, która leży w ręku Boga. Podejmuj więc z ufnością każdy nowy dzień, mimo iż jest pełny ludzkiej niedoskonałości i bywa, że więcej w nim tajemnic niż sytuacji dla ciebie jasnych i zrozumiałych. Fundamentem dla postawy ufnej jest modlitwa.

Walcz, czyniąc wszystko w imię Jezusa. Interpretując symbol hełmu, Reguła stawia nas przed kolejnym paradoksem. Hełm jest częścią zbroi, która otacza i zabezpiecza głowę; broni ją przed skutkami śmiertelnych uderzeń, przed wpływem zewnętrznych wrogich sił. Jednak Reguła utożsamia go ze słowem wyzwolenie, które sugeruje, że prawdziwa wolność przychodzi z zewnątrz. Walka duchowa służy właśnie temu, by obumarło to, co człowiek budował na własnej woli, według własnych planów, a ujawnił się tajemniczy zamysł Jezusa. Jest on często trudny do zrozumienia, ale tutaj właśnie musi wkroczyć wysiłek ufności. Nie polegaj na swym życiowym sprycie i zdolnościach. To są tylko narzędzia. Świat zna ludzi bardzo obdarowanych, którzy przemierzali jego drogi, czyniąc wiele zła. Zły to inteligencja skupiona wyłącznie na sobie, której brak pokory i miłości. Modlitwa wyprowadza poza krąg egoistycznych horyzontów.

Walcz czystym słowem. Do uzbrojenia żołnierza należy również miecz - broń służąca do zadawania śmiertelnych ciosów. Symbolizuje on słowa i czyny człowieka, które mają moc czynienia śmiertelnych ran. Reguła nakazuje, aby słowa i czyny były inspirowane mądrością Ksiąg Świętych. Oznacza to, że zamiast być pełne śmiertelnego jadu, powinny rozsiewać sprawiedliwość, szacunek i miłość. Aluzje, które czyni Reguła do Księgi Powtórzonego Prawa i Listu do Kolosan nie pozostawiają co do tego żadnej wątpliwości. Autor Księgi Powtórzonego Prawa daje do zrozumienia, że życie oparte na sprawiedliwości, miłości i pokoju nie jest czymś poza ludzkim zasięgiem. Jest ono dla człowieka. Co więcej, moc pochodząca od Boga, która umożliwia takie życie, jest w człowieku, w jego ustach i sercu. Tę myśl kontynuuje świety Paweł w Liście do Kolosan. Według niego, sprawiedliwe słowa i czyny oznaczają porzucenie starego człowieka z jego niedoskonałościami i złymi nałogami, a przyobleczenie się w nowe stworzenie (3, 9-10). Nowy człowiek jest obrazem swego Stworzyciela (3, 10), a jego modlitwa czyni usta i serce terenem nie do zdobycia dla przeciwnika.

Klucz do życia wspólnotowego

Konferencja druga

Wierzę, że błogosławieni mają wielkie współczucie dla naszych nędz, pamiętają, że będąc podobnie jak my ułomni i śmiertelni, popełniali te same winy, toczyli te same boje, i stąd to ich braterskie współczucie staje się jeszcze większe, niż było na ziemi, i dlatego to właśnie nie przestają nami się opiekować i za nas się modlić. (święta Teresa od Dzieciątka Jezus)

Modlitwa jest kluczem do tajemnic wspólnoty. Wprowadza w odwieczne i niezgłębione dla ludzkiego serca i umysłu relacje Boskiej Trójcy, a w Niej do wspólnoty ludzkiej.

Modlitwa pomaga podporządkować rozum niepojętemu misterium, by przyjął za rzecz pewną to, czego nie możne zgłębić: że Bóg istnieje od zawsze, że jest jeden chociaż we wspólnocie trzech Osób. Są trzy Osoby, ale stanowią jedno Serce, jedną Wolę i jedną Wszechmoc.

Modlitwa niezbędna jest również dla zaistnienia atmosfery miłości. Ponieważ Bóg jest miłością, tylko ten zbliży się do Jego Serca, a w nim do innych ludzi, kto potrafi kochać. Może to być oblubieńcza miłość klauzurowej karmelitanki, pokorna miłość pracującego na misjach kapłana, wierna miłość małżonków, rodzicielska miłość matki lub ojca - jednak zawsze musi ona mieć coś z tej Bożej miłości, której istotą jest dawanie siebie. Bóg i Jego wieczne królestwo nie są dla zapatrzonych w siebie, skąpców, egoistów, ciułaczy dóbr doczesnych, którzy na różne sposoby zagłuszają miłość.

Modlitwa wspiera wreszcie głęboką pokorę, czyli postawę prawdy, świadomość, że tajemnica Boga nie jest do zgłębienia czy też przekazania. Jest ona tak niepojęta, wzniosła i przerastająca wszelkie ludzkie doświadczenie, że po śmierci będzie źródłem wiecznego, niekończącego się poznawania i podziwu.

"Boga nikt nigdy nie widział. Jednorodzony Syn, który jest w łonie Ojca, o Nim pouczył" (J 1, 18). Święty Jan Ewangelista, który w czasie ostatniej wieczerzy złożył swą głowę na piersi Jezusa, wsłuchując się w odwieczny rytm życia Bożego Serca, uświadamia nam, że gdyby Bóg sam nie odkrył przed nami swoich tajemnic, aż dotąd chodzilibyśmy w ciemnościach, obijając się o zasłonę oddzielającą nas od Niego. Bóg jest nieskończony, a zatem i bogactwo Jego życia nie jest do objęcia przez ludzki umysł. Jezus, używając licznych obrazów, a przede wszystkim przykładu własnego życia, powiedział bardzo wiele o swoim i naszym Ojcu. Odkrył przede wszystkim tę największą i najważniejszą dla człowieka tajemnicę: każdy stworzony przez Niego z miłości człowiek zaproszony jest do uczestnictwa w wiecznym życiu i szczęściu Ojca, Syna i Ducha Świętego.

Rodzinne życie w łonie wspólnoty Trójcy Przenajświętszej jest modelem dla każdej ziemskiej wspólnoty. Zawiązuje się z ona z Bożego natchnienia i w sposób bezwarunkowy potrzebuje modlitwy; najpierw po to, by w ogóle móc zaistnieć, a po wtóre, by poznawać Boga.

Jezus powiedział nam, że u źródła wspólnoty znajduje się decyzja całkowitej ofiary z siebie, którą musi złożyć każdy, kto ją tworzy. Serce Ojca żyje więc całkowicie dla Syna. Nie tylko samo żyje dla Niego, ale również stwarza wszystko dla Niego, w Nim i przez Niego (Kol 1, 16). Także i my jesteśmy darem Ojca dla Jezusa (Ef 1, 4). Syn żyje cały dla Ojca; żyje do tego stopnia, że uniża się, przyjmując ludzką postać, staje się posłusznym aż do dobrowolnie zaakceptowanej niesprawiedliwej i okrutnej śmierci na krzyżu. Spełnienie woli Ojca jest Jego pokarmem (J 4, 34). Syn nie tylko oddaje Ojcu siebie, ale poprzez krzyżową gehennę oddaje Mu wszystkich ludzi w dziele Odkupienia. Wzajemne oddanie się Ojca i Syna rodzi Ducha Świętego. On od Nich pochodzi i cały jest darem dla Nich, przenikając głębokości Boga samego (1 Kor 2, 10). Każda z trzech Osób Boskich oddaje siebie w akcie całkowitej ofiary na rzecz pozostałych, dlatego Bóg ma jedno Serce, które należy do Ojca, do Syna i do Ducha Świętego.

Tych tajemnic ludzki umysł nie zgłębi w sposób bezpośredni. Odsłaniane są ludzkiemu sercu na modlitwie. Kto prawdziwie głęboko się modli, odkrywa w sposób prosty i nieskomplikowany to, co dla życia wspólnoty jest najważniejsze, co stanowi jej fundamenty.

Co zatem odkrywamy z objawianej przez Jezusa na modlitwie tajemnicy wspólnoty trzech Osób Boskich? Oto niektóre wskazania.

Dar z siebie na rzecz wspólnoty jest pierwotny w stosunku do prawa korzystania z darów wspólnoty. Powyższe stwierdzenie jest trudnym orzechem do zgryzienia dla niejednego z nas. Ileż to razy słyszy się w naszych wspólnotach o prawach do korzystania, o tym, że coś mi się należy, że ktoś ma obowiązek dostarczyć mi to i tamto. To wszystko jest prawdą. Rodzi się jednak proste pytanie: czy można wybierać ze skarbonki grosze, jeżeli wcześniej nie wrzucono ich do niej?

Dzisiejszy świat niezmiernie mocno akcentuje prawa człowieka. Niewiele słyszy się jednak o obowiązkach. Wspólnota rządzi się inną logiką. Ta stawia obowiązek złożenia ofiary z siebie na rzecz wspólnoty przed prawem do korzystania z jej bogactw. Na tyle ubogacisz siebie, korzystając z dóbr wspólnoty, na ile potrafiłeś dać siebie. Jest to Boża logika. Jest to Boży paradoks polegający na tym, że najbardziej korzystasz wówczas, gdy dajesz siebie. Wspólnota jest naprawdę bogata tylko wtedy, gdy w swoim skarbcu zawiera całe bogactwo każdego z tych, którzy ją tworzą. Wówczas ma olbrzymie oddziaływanie wychowawcze.

Dawanie siebie wspólnocie to nie sprawa dobrych chęci, lecz konkretnej postawy życiowej. Przyglądając się uważnie relacji Jezusa do Jego Ojca, zauważamy, że nie jest ona kwestią słów, lecz postawy. Gdy Jezus mówi, że wola Ojca jest dla Niego pokarmem, to ma na myśli konkretny sposób życia, który poprzez ogród Getsemani doprowadza Go na szczyt Golgoty. Można powiedzieć, że Jezus żyje odwiecznym: "Tak, Ojcze". Nie tyle powiedzianym, co zrealizowanym.

Dawanie siebie wspólnocie nie jest więc sprawą pragnień i zapewnień. Jest to przede wszystkim dobrowolny, świadomy i długotrwały trud rezygnowania z mojego ja. Trud miłości dającej siebie musi być dobrowolny i świadomy. Życie we wspólnocie to nie przygoda na jedną chwilę, dzień, miesiąc czy rok. Wspólnota jest domem na całe życie. Wymaga zatem postawy wierności, w której dawanie siebie nie obowiązuje tylko od czasu do czasu, ale zawsze.

Wspólnotę ożywia dobrowolnie przyjęty akt cierpienia. Złożenie siebie w darze zawsze zakłada jakiś stopień wyrzekania się swojego ja. Wymaga świadomie przyjętego cierpienia. Sercem wspólnoty jest nie tyle dar z twoich talentów, umiejętności, wielkich idei, co dar twojego ja. To zawsze wywołuje cierpienie. Stosunkowo nietrudno jest dać swoją pracę. Prawdziwą sztuką jest umiejętność daru z siebie, z osobistych praw.

Bez tego elementu cierpienia żadna wspólnota nie przetrwa czekających ją wcześniej czy później kryzysów, koniecznych zresztą dla właściwego rozwoju. Składany przez wszystkich dar cierpienia jest tym duchowym skarbcem, duchową energią, dzięki której wspólnota ma charakter nadprzyrodzony i trwa pomimo trudności.

Wspólnota nigdy nie stworzy się sama. I nawet jeżeli widzę, że inni niechętnie dają siebie, nie jest to dla mnie żadnym usprawiedliwieniem, aby czynić tak samo jak oni.

Wspólnota jest nieodzowna w dziele duchowego wzrastania i osiągania świętości. Rolę wspólnoty i nierozerwalnie związanego z nią cierpienia zrozumie tylko ten, kto wyzbywa się czysto ludzkiego patrzenia na jej fenomen. Przeżywanie daru wspólnoty w duchu matematyki, gdzie przelicza się poniesione koszty i otrzymane zyski prowadzi do poważnego kryzysu. Kończy się on zazwyczaj zamknięciem się w sobie, pretensjami do wszystkich, tylko nie do siebie, usunięciem się na bok lub definitywnym odejściem. Tutaj potrzebny jest Boży sposób patrzenia. W Bożej perspektywie "więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu" (Dz 20, 35). Osoba, która z wiarą patrzy na krzyż wspólnotowego życia, potrafi pięknie wykorzystać go dla duchowego wzrostu, bo tutaj Bóg udziela swego szczególnego błogosławieństwa. W tajemniczych planach Bożej opatrzności wspólnota dostarcza najlepszych okazji do ćwiczenia się w cnotach pokory i wyrzeczenia się siebie, a te stanowią przecież jedyną drogę wiodącą do doskonałego upodobnienia się do Chrystusa.

Wspólnota zawsze jest w drodze. Prawdziwy święty to taki człowiek, który głowę ma w chmurach, ale stopami twardo chodzi po ziemi. Aby wspólnota była zdrowa, również potrzebuje tego trzeźwego odniesienia do rzeczywistości. Oprócz wspólnoty Trójcy Przenajświętszej nie ma innej idealnej wspólnoty. Wszystkie ludzkie wspólnoty dążą do tego wzoru. Żądanie wspólnoty idealnej jest niebezpieczną skrajnością; jest żądaniem nierealnym. Wspólnota jest zawsze w drodze, co zakłada pojawienie się błędów, niewłaściwych decyzji, chybionych osądów. Wszystkie tego typu sytuacje są jednak dla niej okazją do rozwoju, zakładając, że nie rezygnuje ona z regularnej refleksji nad sobą.

Troska o wspólnotę powinna angażować całego człowieka. Wyjaśniając, na czym to polega, karmelitański teolog snuje taką refleksję: "ciało czyni swój wkład poprzez wstrzemięźliwość, pracę, stałość miejsca. Psyche poprzez milczenie, oderwanie się, otwartość na rzeczy nowe objawione przez Ducha Świętego oraz sąd zgodny z prawdą. Anima jest natomiast zaangażowana poprzez całkowitą i wypróbowaną wierność, wiarę, służbę, naśladowanie, eschatologiczne oczekiwanie, miłość i pokorę".

Wierność wspólnocie, mimo jej niedoskonałości, jest bez wątpienia jednym z najtrudniejszych zadań stojących przed każdym z nas. Z drugiej jednak strony nie wolno nam zapomnieć, że niedoskonała ludzka wspólnota stwarza niezastąpione środowisko duchowego wzrastania, jeżeli tylko nie zagubimy nadprzyrodzonego sposobu patrzenia na jej trudności i problemy. Jeśli podejdziesz do niej zbyt rozumowo, próbując wszystko dokładnie wyważyć, zmierzyć, równo rozdzielić - niewiele pojmiesz z jej tajemnicy. Tutaj potrzebna jest szczególna intuicja wiary, która pokazuje, że wspólnota to coś, co sięga znacznie dalej, poza dom, w którym się znajduje, i poza poszczególne osoby, które ją tworzą. Wspólnota należy do natury Boga. Wyszła od Niego i znaczy nieskończenie więcej niż tylko dom i ludzie.

Jeśli ktoś się nie modli lub czyni to powierzchownie, bez głębszej refleksji i pragnienia przemiany siebie, wymienione wyżej fundamenty wspólnoty pozostaną dla niego abstrakcją. Nie zrozumie ich.

Modlitewne zgłębianie tajemnic życia Trójcy Świętej rozszerza na pierwszym miejscu ludzkie horyzonty, pomagając wyrwać się z kręgu zainteresowań tylko własnymi sprawami. Uczy dostrzegać - w dokonujących się wokół wydarzeniach - wołanie ludzi o modlitwę i ofiarę cierpienia. Odtąd posługę codziennej modlitwy podejmuje się coraz rzadziej w tym celu, aby szukać siebie i swoich spraw, a coraz częściej po to, aby poddać się działaniu Ducha Świętego i z Nim służyć misji zbawiania świata.

Jerzy Zieliński OCD, Jak się modlić? Porady świętych Karmelu,
Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 2006.

http://www.karmel.pl



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jerzy Zieliński OCD Jak się modlić Porady świętych Karmelu
JAK SIĘ MODLIĆ
JAK SIE MODLIC
Akasza. Kim oni są Jak się modlić, Ezoteryka, Sci-Fi
Jak się modlić, by modlitwa była skuteczna
Jak się modlić Różańcem
Tajemnica Różańca (Czyli jak się modlić z różańcem)
Sesja IV Dlaczego i jak się modlić
Jak się modlić, będąc człowiekiem zapracowanym, któremu zawsze brakuje czasu
Sesja IV Dlaczego i jak się modlić
JAK SIĘ BRONIĆ PRZED MOBINGIEM, PORADY BHP
Jak stworzyć losowe porady wyświetlające się na stronie WWW, PHP Skrypty
Jak się ruszać w pozycji na jeźdźca porady tipy
Jak sie poruszac po naszym kurs Nieznany
baciary jak się bawią ludzie

więcej podobnych podstron