kiedy się modlisz Jak się modlić, będąc człowiekiem zapracowanym, któremu zawsze brakuje czasu? |
Wzrok skierowany ku niebu
Nie odnajduję się w modlitwie tradycyjnej i to jest mój problem. Nawet podczas wspólnych modlitw w kościele czasami uciekają mi myśli. Początkowo wydawało mi się, że to ze mną jest coś nie tak. Teraz myślę, że nie chodzi o to, by przez cały czas bardzo świadomie odczytywać i przeżywać każde słowo modlitwy. To jest chyba tak jak z odmawianiem różańca — chodzi o pewien sposób wprowadzania myśli w stan kontemplacji ułatwiający rozmowę z Bogiem. Często czuję potrzebę podziękowania za to, co robię. Stąd na każdej mojej płycie są piosenki, które adresowane są do Boga (choć można je odczytywać także jako skierowane do bliskiej osoby). Ich słowa są bardzo sugestywne. Podczas jednego z koncertów dedykowałam piosenkę Tobie poruszającej się na wózku dziewczynce — założycielce mojego fan klubu. Na końcu, gdy śpiewałam: „za to, co dajesz mi, podziękować chcę, dziękuję, dziękuję, Tobie dziękuję” zapomniałam o dziewczynce, moje myśli same podążyły ku Bogu. Gdy później oglądałam kasetę wideo z koncertu, okazało się, że nawet wzrok skierowałam wówczas ku niebu.
Natalia Kukulska
Zawsze jest czas na modlitwę
Modlić się można zawsze. Nawet wtedy, gdy pozornie nie ma na to czasu. Modlitwa nie wymaga specjalnego czasu. We współczesnym dynamicznym świecie trzeba korzystać z takich form modlitwy, jakie są dostępne — a jest ich mnóstwo.
Przede wszystkim jest to zachwyt nad stworzeniem, mądrą strukturą świata i człowieka. Weźmy choćby pod uwagę zagadnienia wiązane z DNA — ile dają one do myślenia, jak zmuszają do podziwu, który okazany Stwórcy jest modlitwą.
Druga forma modlitwy — zwrócona ku Chrystusowi — to otwarcie na każdego człowieka, także tego ubrudzonego złem i grzechem. Dziękczynienie za to, że każdy ma dostęp do Boga, że Chrystus swoim krzyżem i zmartwychwstaniem niesie nadzieję.
Po trzecie może to być modlitwa skierowana do Ducha Świętego, który jest autorem tylu natchnień rodzących wspaniałe przykłady dobrego życia.
Modlitwa może dotyczyć bardzo drobnych okoliczności. Jeżeli Bóg jest obecny w nas, to poprzez łaskę pokazuje nam przestrzenie, które mogą być objęte modlitwą.
Z wielkim szacunkiem odnoszę się także do modlitwy ustnej, kontemplacyjnej, do czytania Pisma Świętego. Gdy ktoś mnie pyta, co zrobić, gdy mu brakuje czasu na modlitwę. Odpowiadam, że zawsze jest na nią czas.
bp Tadeusz Pieronek
Przydrożny kamyk
„Nie umiem się modlić!”. „Modlitwa jest taka trudna. Jak sobie z nią poradzić?”. „Próbuję własnymi słowami i już po sekundzie myślę o niebieskich migdałach...”. „Chwytam się utrwalonego od dzieciństwa pacierza — Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo, Chwała Ojcu — i czuję, że klepię te słowa jak papuga”. „Nie mam czasu na modlitwę. Jedno zajęcie goni drugie, ani się obejrzę, a dzień mija i Pana Boga w nim nie było”.
Wiem, że bez kontaktu z Bogiem nie ma życia duchowego ani świętości, do których jesteśmy powołani. Św. Paweł mówi: „Czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie — wszystko na chwałę Bożą czynicie”. Ewangelia nakazuje: „Bez ustanku się módlcie”. Czy to jest wykonalne?
Oto moja recepta na bycie z Chrystusem przez cały dzień. Najpierw, gdy pora wstawać, jeszcze z na wpół zamkniętymi oczyma, ofiarowuję Bogu cały mój dzień: myśli, słowa, uczynki, wszystko, co mnie spotka, i ludzi, z którymi się zetknę. Proszę, by On nade mną czuwał, bym w każdej godzinie umiała wypełnić Jego wolę. Oddaję Mu się bez zastrzeżeń, z pełnym zawierzeniem. Taki akt strzelisty trwa krótko. Robię znak krzyża na czole, ustach i sercu — i wstaję z łóżka.
Myślę, że jest to pobożna asekuracja; nawet gdy umysł mam zaprzątnięty pracą, gdy czytam, piszę, uczę się czy też wykonuję czynności domowe — to wszystko nie jest już moje — jest już Jego i dla Niego. Przerywnikiem modlitewnym dnia jest o 12 i o 18 Anioł Pański, choć ze wstydem przyznaję: czasem jestem tak pochłonięta pracą, że nawet dzwonów nie słyszę. Ponadto w ciągu dnia zawsze staram się znaleźć pół godziny na całkowite wyciszenie się — duc in altum — i czytanie Pisma Świętego. Wówczas nie modlę się, tylko wsłuchuję się w to, co mówi Bóg, i rozmyślam. Czasem jest to psalm lub fragment Księgi Syracha, czasem urywek listu Pawłowego, przypowieść albo epizod z Ewangelii (syn marnotrawny, uczniowie idący do Emaus).
Mam też inne sposoby na modlitwę. Np. jazda tramwajem czy autobusem to spokojny czas na rozmowę z Bogiem. Dziękuję Mu za to, co mnie dobrego tego dnia spotkało, lub choćby za piękny dzień, za miłość mych dzieci, za wiernych przyjaciół. Proszę Go o zdrowie dla bliskich mi chorych. Ze specjalną przyjemnością proszę o łaski dla tych, którzy mnie otaczają — dla tego staruszka, który ledwo wszedł o kulach do tramwaju, dla dziewczyny pod oknem, dla mamy z dzieckiem na kolanach, dla kierowcy, aby bezpiecznie wiózł pasażerów. Czuję wtedy dobroduszną — ufam — przekorę: nikt z tych ludzi nie ma pojęcia, że się za niego modlę! Okazji do modlitwy dostarczają mijane ulice, budynki, pomniki (Getto, pomnik Powstania Warszawskiego, symboliczny wóz z krzyżami i torem kolejowym dla zamęczonych na Wschodzie Polaków — był wśród nich mój Ojciec). Tu mieszkała niedawno zmarła koleżanka, dalej szpital przywołujący bolesne wspomnienia śmierci ukochanego męża i brata. Wieczne odpoczywanie dla nich i Zdrowaś Maryjo za cierpiących w szpitalu i za tych, którzy się nimi opiekują. Gdy przejeżdżamy obok kościoła — „Chwała i dziękczynienie bądź w każdym momencie...”. Przy ulicy, na której nie ma dla mnie specjalnych znaków, mówię Mu „Panie, Ty wszystko wiesz. Ty wiesz, że Cię kocham”. Długa jazda z dalekiego Bemowa do centrum Warszawy może być jedną żarliwą i niemonotonną modlitwą.
Dzień się kończy, nadchodzi noc i krótki obrachunek. Jest za co przepraszać i żałować, żeby jutro nie zrobić tego samego głupstwa. Jest też za co podziękować i prosić o dobrą noc dla siebie i bliskich: Kto się w opiekę odda Panu swemu i Wszystkie nasze dzienne sprawy. Jeszcze chwila głębokiego ukorzenia się przed Wszechmocnym i Wszechmiłosiernym i mówię słowami Beaty Obertyńskiej:
Jak kamyki z pokory aż płaskie i szare
leżę, twarzą wciśnięta w proch u Twoich nóg
i dziękuję, żeś raczył
łaski swej ciężarem
wdeptać mnie, szary kamyk,
w jedną z Twoich dróg.
Nie zapominam o Aniele Stróżu, który ma dla mnie od tylu lat świętą cierpliwość. Na koniec gorące westchnienie do Matki Boskiej Jazłowieckiej, która od pięciu pokoleń strzeże po macierzyńsku moją rodzinę.
Anna M. Komornicka