99


Długi czarny płaszcz

http://mirriel.ota.pl/forum/viewtopic.php?t=790

autor: Bloodcult of Freud

tłumaczenie: Novinha

Muszę być ze sobą szczera, nawet jeśli nikt z nas nigdy nie wypowiada tych słów na głos.

Tęsknię za tym światem, który bezpowrotnie przeminął.

Tęsknię za dniami zanim się dowiedziałam, że jestem mugolką. Tęsknię za dniami, nim to słowo pierwszy raz usłyszałam. Tęsknię za gabinetem dentystycznym, który dzieliłam z mężem. Tęsknię za wakacjami. Na Boga, tęsknię za telewizją. Bez odrobiny wstydu wymieniłabym tę resztkę godności która mi została na to, by usiąść sobie i popatrzeć, jak Alexie Sayle nazywa Thatcher antychrystem przez bite pół godziny, ale zupełnie spokojnie wystarczyłyby mi powtórki Waiting For God. Zresztą, kogo chcę oszukać? Byłabym uszczęśliwiona wiadomościami po walijsku.

Nie wspominając już o tym, że nie potrafię wspominać swojego samochodu bez łez.

Ale to wszystko jest już oczywiście historią. Nasi panowie zniszczyli całą mugolską technologię i pozwalają nam na niewiele więcej niż używanie ognia. Brzmi to jak spora przesada. Ale nią nie jest. Nam mugolom nie wolno kształtować metali w żaden sposób. Orzemy, siejemy a później zbieramy narzędziami z drewna i naostrzonych kamieni. Nie zachęca się nas do hołdowania ekstrawaganckiemu - dla mugoli - nawykowi czytania i pisania. Stare dobre czasy wróciły i gorzej już chyba być nie może.

Nie mogę sobie pozwolić na tęsknotę za mężem, bo gdybym raz zaczęła o nim myśleć, mogłabym już nie przestać.

Nie wolno nam wykraczać poza granice naszych wiosek bez zezwolenia sadystycznego czarodzieja mugolskiego pochodzenia, którego słowo jest tutaj prawem. On z kolei kłania się i dyga w obecności czarodziejów mieszanej krwi.

Nie ma już żydów i chrześcijan, muzułmanów czy buddystów. Wszyscy czcimy czarodziejów czystej krwi, a oni są zazdrosnymi bogami. Zabijają mugoli jakby to były mrówki przeszkadzające im w ich pięknym, letnim pikniku. Od czasu do czasu zabawiają się znęcaniem się nad nami z leniwym zainteresowaniem małego chłopca uzbrojonego w szkło powiększające.

Nasi panowie wymagają, byśmy wrzucali każde dziecko wykazujące magiczne zdolności do ognia. Ten płonie na zielono i nie zostawia matce nawet popiołu czy kości.

Hermiona zapewnia mnie, tak jak wioskowy czarodziej zapewnia łkające matki, że dziecko nie jest martwe, że tylko odeszło, ale jakoś nie potrafię się zmusić do całkowitego zaufania jej słowom. Nie potrafię nawet na chwilę zapomnieć, że jest jedną z nich. Wolałabym, żeby się nigdy nie urodziła.

Ma dwadzieścia cztery lata i jest za stara by pójść do ognia. Udaje, że jest mugolką. Wszyscy jej przyjaciele zostali zabici na wojnie. Walczyli przeciwko Wielkiemu Panu. Wierzy, że gdyby została odnaleziona, czekałaby ją egzekucja. Mnie ciężko uwierzyć, by jakaś tam uczennica w ogóle została przez Wielkiego Pana zauważona. Bądź co bądź, Harry Potter był niczym więcej jak niewielką niedogodnością. Zawsze jej się wydawało, że znaczy więcej, niż to było naprawdę. To najprawdopodobniej skutek bycia jedynaczką.

Jesteśmy dla siebie nawzajem wszystkim co mamy. Gdybym kochała ją słabiej, mogłabym może nie dbać o życie pozbawionej woli chłopki, jakie musi znosić. Gdybym kochała ją mocniej, może mogłabym się jej nie bać. Nigdy nie rozmawiamy o tym, jakie nasze życie było przedtem. Nigdy nie rozmawiamy o jej dniach w szkole. Nie rozmawiamy też nigdy o przyszłości, jeśli już o tym mowa. To życie najlepiej się przeżywa na wpół świadomie.

To życie przeżywane w terrorze. Inni ludzie zdają się być szczęśliwi. Czasem zastanawiam się, czy my zdajemy się im szczęśliwe. Być może Hermiona i ja po prostu nie urodziłyśmy się na chłopki. Zwykłam być dumna, że odziedziczyła moją butę. Zwykłam być dumna z jej intelektu. Obu nam lepiej by się przysłużył potulny temperament i mocne plecy.

Kiedy to się wydarzyło byłyśmy właśnie z innymi kobietami z wioski i robiłyśmy pranie. Uwierzcie, to brzmi znacznie bardziej idyllicznie niż jest naprawdę. Pranie to robota pełna brudu, potu i powodująca bóle w krzyżu. Jedne z moich najsłodszych wspomnień dotyczą podrzucania ubrań do pralni chemicznej.

Zobaczyłyśmy go tam, gdy trzepałyśmy ubraniami o gładkie skały. Nie musiałyśmy pytać. Wiedziałyśmy, kim jest. Nawet zza drugiej strony strumienia ten cienki srebrny łańcuch na jego lewym nadgarstku, symbol wyróżnionych przez Wielkiego Pana, lśnił jak błogosławieństwo. Mógł ją zgwałcić tam i wtedy. Żadna z nas nie podniosłaby palca by go powstrzymać. W końcu jesteśmy tylko mugolami. Lata po wojnie nauczyły nas, że wszelkie usiłowanie jest próżne.

Gdyby ją wtedy zgwałcił, powiedziałybyśmy jej to, co zawsze mówimy w takich przypadkach - "Przeżyjesz", nie dodając oczywistej prawdy, że jeśli urodzi się dziecko, to pójdzie prosto do ognia. Nie wiem, czy to raczej łaska czy przekleństwo.

Ale on jej nie wziął. To, czego od niej chciał okazało się być znacznie bardziej potworne.

Był wysoki i brzydki. Jego nos był za duży, a twarz - za długa. Jego włosom przydałoby się porządne mycie. Wszyscy czarodzieje czystej krwi których wcześniej widziałam byli bez skazy. Oczywiście, te rzeczy dostrzegłam dopiero później. Wtedy zauważyłam tylko, że był wysoki i ciemnowłosy. I że miał na sobie długi czarny płaszcz. Głowę schyliłam ku ziemi, tak jak pozostałe z nas. Nie ma konkretnego zakazu patrzenia czarodziejowi w oczy. Ale to nie znaczy, że jest to dobry pomysł.

Patrzył się na nią, pozostając w kompletnym bezruchu. W tej chwili przeklinałam Hermionę za uniesienie głowy by na niego spojrzeć. Z perspektywy, wątpię, by miało to jakieś znaczenie. Żadne z nich się nie odezwało.

Gdy wróciłyśmy, czekał przed naszą chatą. Hermiona próbowała go zignorować, mijając go bez sekundy wahania. Złapał jej brodę między kciuk i palec wskazujący i odwrócił twarzą do siebie.

- Zdawało mi się, że nie żyjesz - wysyczał. Nigdy jeszcze nie słyszałam tak jedwabistego a zarazem przerażającego głosu.

Odpowiedziała mu tak, jakby nie był nikim ważnym.

- Ja nie żyję.

Nie wiem czemu, ale ja zawsze chciałam żyć. Więc ukłoniłam się nisko, przyciskając twarz do ziemi.

- Czy ta mugolka wie… - zapytał, ale moja szalona córka przerwała mu.

- Że udziela schronienia zbiegłej czarownicy? - stwierdziła.

- Nie jesteś poszukiwana. Dla twojej wiadomości, twoje istnienie nigdy nie zostało przez Naszego Pana zauważone, a nie pozostał już nikt, kto mógłby cię rozpoznać - powiedział, sztywniejąc.

- Malfoy? - odparła Hermiona pytaniem.

- Lucjusz został stracony niemal natychmiast po naszym zwycięstwie. Zdaje się, że był zdrajcą przekazującym informacje wrogom Naszego Pana - stwierdził, z jakimś szczególnym naciskiem. Ale ja nie miałam pojęcia jakie było znaczenie tych słów. - Szczęśliwe odkrycie z mojej strony.

Hermiona żachnęła się.

- Dlaczego tutaj jesteś, panno Granger? - spytał.

- Gdzie indziej mogłabym być? - odparła.

- U… u mojego boku jest wolne miejsce - powiedział miękko.

- Co próbujesz… - urwała w pół zdania. - Dlaczego?

- Nie bądź tępa, Granger - odparł z goryczą.

Uniosłam wzrok, zaskoczona dźwiękiem histerycznego śmiechu mojej córki i ujrzałam, jak potrząsa głową. Odszedł bez słowa.

Tej nocy była burza. Kiedy poszłam zamknąć okiennice, zobaczyłam go, obserwującego nasz dom ze środka pustej ulicy, nietkniętego przez deszcz; jego sylwetka otoczona była srebrnym blaskiem.

Rano połowa drzew w wiosce była wyrwana z korzeniami.

Po tym już nigdy nie zostawił jej samej. Każdego dnia obserwował, jak pracowała na polu. Pozostawał odległy. Pozostawał cichy, ale pozostawał.

Z czasem przyzwyczaiłam się do szczupłej, odzianej w czerń sylwetki śledzącej każdy ruch Hermiony. Pewnego dnia, podążał za nami jak zwykle w pewnej odległości, gdy moja córka odwróciła się i spojrzała na niego, a on zrobił coś dziwnego. Przyklęknął i uniósł garść prochu z odcisku jej stopy.

Hermiona wstrzymała oddech. Odziany w czerń czarodziej otworzył dłoń i wysłał jej pocałunek, oddechem śląc pył na wszystkie strony. A potem uśmiechnął się kpiąco.

- O co w tym chodziło? - szepnęłam jej na ucho.

- Ziemia spod odcisku stopy wybranki może być użyta w… w bardzo efektywnym eliksirze miłosnym - powiedziała nerwowo. - To jego sposób powiedzenia mi, że chce mnie z mojej własnej, nieprzymuszonej woli.

- Kim on jest, Hermiono? - spytałam. Nie mogłam się już dłużej powstrzymać. - Skąd go znasz?

- Był moim profesorem - odpowiedziała, z powrotem odwracając się w stronę łąki.

Zadawałam jej także inne pytania na jego temat, ale nic więcej nie chciała mi powiedzieć. A on nie odszedł.

Pewnego poranka w środku lata siedziałyśmy z jakimiś innymi kobietami, zbierając i splatając koszyki z sitowia, gdy on podszedł bliżej niż zwykle.

Hermiona wstała, może by stawić mu czoła, a może by uciec; nie ma to znaczenia, bo pozostawił ją bez szans. Zdawało się, że zaledwie jednym ruchem chwycił ją i przycisnął do pnia drzewa. Pozostałe kobiety i ja starałyśmy się jak mogłyśmy nie patrzeć. Byłyśmy wszystkie ledwie metr od nich.

Tymczasem moja córka z uniesioną wysoko brodą patrzyła prosto w oczy mężczyzny, który miał władzę nad życiem i śmiercią nas wszystkich.

- Pośpiesz się z tym - burknęła na niego, a on w odpowiedzi parsknął krótkim, niskim śmiechem.

- Dokładnie to zamierzam.

Krótką chwilę później stało się jasnym, że choć coś jej robił, to na pewno nie był to gwałt.

- Ałł…! - pisnęła z bólu.

- Nie ruszaj głową, Granger, muszę jeszcze zrobić drugą stronę - zbeształ ją niecierpliwie.

- A po co to było? - spytała, zirytowana.

- By powstrzymać cię przed kontynuowaniem tej twojej przebieranki.

Delikatne złote kółka zwisały teraz z uszu Hermiony. Zamachnęła się na niego, chcąc wymierzyć mu policzek, ale on bez trudu schwycił jej nadgarstek. Potem puścił jej rękę i odszedł, śmiejąc się pod nosem. Żadnemu mugolowi nie wolno było nosić żelaza, o złocie nawet nie wspominając. Osiągnął to, co chciał. Oznaczył Hermionę jako czarownicę na oczach całej wioski. Nie. Oznaczył ją jako swoją czarownicę.

Po tym zdarzeniu stałyśmy się nawet bardziej osamotnione. Żaden mugol z odrobiną instynktu samozachowawczego nie zwróciłby się do czarownicy jak do kogoś znajomego. Automatycznie, mnie także zaczęto unikać. Nie winię ich; gdybym była na ich miejscu, zrobiłabym dokładnie to samo.

Przez czternaście długich dni Hermiona wciąż jeszcze wstawała i pracowała wraz z nami. A on dalej był wszędzie, patrząc z daleka.

Ludzie są, jacy są. Choć świat został zniszczony i odbudowany na wzór wytyczony przez czarodziejów czystej krwi, pub jako taki niemal się nie zmienił. Z początku wszystko ucichło na widok mnie i mojego dziecka, lecz z czasem zapomniano o nas, pozwalając Hermionie i mnie zapomnieć się w śmiechu i gwarze dokoła. Cieszyłyśmy się tym, dopóki on nie stanął w progu, opierając się nonszalancko o framugę, z rękoma skrzyżowanymi na piersi. Ponownie wszystkie oczy skierowały się na Hermionę.

- Czego chcesz? - warknęła.

Nie odpowiedział słowem, stał tylko z wilczym, pełnym brzydkich, krzywych zębów uśmiechem na twarzy. Gdybym jeszcze miała gabinet, mogłabym naprawdę mu pomóc.

Hermiona wyprostowała się na swoim krześle i powiedziała:

- Musimy porozmawiać, profesorze.

Przepuścił ją w drzwiach, niemal uśmiechając się.

Stali tak na środku ulicy przez pół nocy, uniemożliwiając mieszkańcom wioski wyjście z pubu, bo każdy bał się przejść koło czarownicy i czarodzieja.

A ten czarodziej czystej - bo jakiej by innej? - krwi, zdawał się na przemian drapieżny, zatroskany i protekcjonalny. Postawa Hermiony nie wyrażała niczego prócz wściekłości. Oczywiście, to wszystko tylko moje przypuszczenia; nie słyszałam, o czym mówili.

Kiedy spytałam, nie odpowiedziała.

Następnego dnia grzecznie zapytał, czy dotrzymałaby mu towarzystwa na spacerze. Gdy wróciła, na szyi miała widoczne ślady po pocałunkach. Powinnam była ją zapytać, co się stało. Była moją córką, ale nie miałam pojęcia jak z nią rozmawiać. Nie sądzę, bym kiedykolwiek je miała.

Teraz wystarczy żeby wyciągnął rękę i ona ją chwyta. Chociaż urodzonym z mugoli nie wolno ich posiadać, on przyniósł jej różdżkę.

- Wypolerowana, dziesięciocalowa, cedr, włókno z serca smoka - powiedział krótko, podczas gdy Hermiona płakała z radości. Była identyczna jak ta, którą kupiliśmy dla niej z jej ojcem gdy była dzieckiem.

Gdy już miałam okazję przyjrzeć mu się z bliska, widzę że jest brzydki jak noc. Jego twarz jest jakby spuchnięta i wygląda jak u alkoholika. Głębokie bruzdy otaczają jego usta i przecinają wpół czoło. Oczy ma małe i czarne, i patrzy nimi na wskroś przez mugola, tak jakby go tam wcale nie było. Te same oczy niemal pożerają ostatnia osobę, która łączy mnie ze światem. Jego włosy są ohydne, a jego nosem można by trzech obdzielić. Kiedy Hermiona wzbudzi w nim gniew, mówiąc - pluje.

Nienawidzę go. Nienawidzę go, a moja córka oddała mu serce.

Wioskowy czarodziej niemal moczy się na sam jego widok, podczas gdy twarz Hermiony rozświetla się, gdy tylko on się zjawia. Nie, żeby mógł się często pojawiać, biorąc pod uwagę fakt, że rzadko opuszcza jej bok. Hermiona już nie pracuje z nami na polu. Śmierdzi nim. Myślę, że wiem coś o nim. Jest potworem wśród potworów, a plotki głoszą, że należy do wewnętrznego kręgu Wielkiego Pana; arystokrata czystej krwi, w służbie Lorda odkąd był jeszcze chłopcem. Nie ma lojalniejszego, jak mówią. Otrzymuje wszystko, czego zapragnie. Jak ona może go kochać?

Zasady nic nie znaczą dla czarodzieja, który odpowiada tylko przed Voldemortem. Mam moc powiedzieć to imię w ciszy swojej głowy, ale i tutaj przeraża mnie jego dźwięk. Jeśli kochanka długiego czarnego płaszcza chce różdżki, to będzie ją miała, nawet jeśli jest szlamą.

Nie wychowałam swojej córki, by stała się utrzymanką, ale też nie po to spędziłam dwadzieścia lat w szkole, by teraz spędzać dni trzepiąc ubrania o skały.

Moja Hermiona stała się dziwką. Zaskakująco łatwo mi to przyznać. Trudniej mi przełknąć świadomość, dla czego się prostytuuje. Gardzę nią, gdy myślę o niej w ramionach tego brudnego drania. Wolałabym, żeby umarła na wojnie wraz ze swoimi przyjaciółmi. Wolałabym, by nigdy się nie urodziła.

Trzy dni temu obudziłam się a jej nie było. Nie zostawiła słowa pożegnania, nawet krótkiej notki. Czy pamięta, że potrafię czytać, nawet jeśli oni odebrali nam książki? Nie wiem, gdzie teraz jest, ale wiem z kim jest. Wiem, że jest szczęśliwa, ale wolałabym widzieć ją martwą.

Fin



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
AIWA LM 99
PE Nr 03 99
90 99 UST o zbiorowym zaopatr Nieznany (2)
PJM Poziom A2 Strona 99
AT 15 3847 99
E sV 99
99 SPOSOBÓW OKAZYWANIA DZIECIOM MIŁOŚCI, Różne Spr(1)(4)
99, Prawo, WZORY PISM, Wzory Pism 2
99?suród i kryptodepresje,?presje
1 (99)
Czytamy Stary Testament 99
PE Nr 12 99
Program nauczania klasy 4 6 SP (DKW 4014 59 99)
Dynapower Model 66 & 99 Modular Controls Parts
ŁAD AKUMULATORÓW EDW 11 99
M 99
99
Ecclesia 95-99;108-115, Religia

więcej podobnych podstron