Czarodziejska podróż, tom 7


Czarodziejska podróż

Amelia rozejrzała się dookoła. Otaczały ją ogromne połacie pól i łąk upstrzonych stokrotkami i kaczeńcami. Nie było widać ich końca.
- Skąd ja się tu wzięłam? - dobiegł ją głos. Odwróciła się w kierunku, skąd dochodził.
Zobaczyła dziewczynkę o włosach czarnych jak skrzydło kruka.
- Cześć - powiedziała. - Mam na imię Amelia. A ty?
- Ja? - zdziwiła się dziewczynka. - Ja mam na imię Anna Maria - odpowiedziała. - Czy wiesz, gdzie my jesteśmy?
- Nie - rzekła Amelia. - Właśnie się nad tym zastanawiałam. Myślałam, że to sen, ale wygląda na to, że się pomyliłam. Czy możesz mnie uszczypnąć? - podsunęła rękę Annie Marii.
- Z przyjemnością - odparła dziewczynka i z całej siły uszczypnęła Amelię.
- Ojej! - krzyknęła Amelia. - Oszalałaś?! To boli!
- Przecież sama chciałaś, żebym cię uszczypnęła - wzruszyła ramionami Anna Maria.
- No tak - zgodziła się Amelia. - Wygląda na to, że nie śnimy, chociaż ostatnie, co pamiętam, to właśnie chwilę, gdy kładłam się do swojego łóżka w domu.
- Ja też - powiedziała krótko Anna Maria.
- Więc co tu robimy? - zapytała Amelia.
- Nie mam zielonego pojęcia.
Dziewczynki rozejrzały się jeszcze raz wokół siebie. Zobaczyły tylko bezkresne łąki i pola.
- Musimy wrócić jakoś do domu - powiedziała Anna Maria.
- Tyle to ja też wiem - posmutniała Amelia. - Tylko w którym kierunku mamy iść? - jej oczy zaszły łzami.
Położyła się na zielonej trawie, głowę wtuliła w rączki i cichutko zapłakała.
Nie wiedziały, ile czasu upłynęło od chwili, gdy się tu znalazły. Wpatrywały się w zieleń traw i żółtość kaczeńców. Wtem odczuły lekki podmuch wiatru, coś zawirowało i przed nimi stanęła kobieta. Była piękna. Miała włosy jasne jak len, zielone jak trawa oczy i niebieską jak niebo sukienkę. Początkowo dziewczynki myślały, że tylko im się coś wydaje, że tej kobiety nie ma.
- Wpatrując się tyle czasu w barwy łąk i pól, można sobie wszystko wyobrazić - powiedziała Amelia.
- Można - odparła kobieta. - Ale ja tutaj jestem, aby wam pomóc wrócić do domu.
- Hurra! - wykrzyknęła Anna Maria. - Nareszcie! Zupełnie nie rozumiem, skąd się tutaj wzięłam i dlaczego?
- Bo w domu byłaś bardzo nieszczęśliwa - odparła polna niewiasta.
- Ja? - oburzyła się Anna Maria.
- Przypomnij sobie ostatni dzień - poprosiła kobieta. - Uwierz mi, że wcześniejsze dni były bardzo podobne - i kobieta uniosła dłoń, a wśród ukwieconych łąk oczom dziewczynek ukazał się obraz Anny Marii w swoim domu. Dziewczynka miała niezadowoloną minę.
- Nudzi mi się - mówiła do mamusi. - Zrób coś. Wymyśl coś.
- Jesteś dużą dziewczynką - odparła mama. - Zorganizuj sobie zabawę sama. Może pójdź do babci Jadzi. Pomóż jej w posprzątaniu mieszkania. Ja dziś nie zdążyłam.
- Tu nudne - skrzywiła się Anna Maria. - I męczące. Chcę robić coś przyjemnego.
- Pomoc też może być przyjemna - rzekła mamusia.
- Nie dla mnie - westchnęła Anna. - Może kup mi tę nową grę - zaproponowała. - Tę, którą widziałyśmy wczoraj w sklepie.
- Anno - powiedziała poważnie mamusia. - Ciężko pracowałam, aby ci kupić poprzednie gry i zabawki. Gdy tylko dostawałaś je, przestawałaś się nimi cieszyć i prawie natychmiast chciałaś coś innego.
Anna Maria wzruszyła ramionami.
Polna niewiasta opuściła dłoń i obraz zniknął.
- Dlatego tu jesteś - rzekła. - Bo nic cię w życiu nie cieszy. Wciąż pragniesz czegoś innego, czegoś nowego.
- Chcę wrócić do domu - burknęła Anna Maria. - Myślę, że to już lepsze niż przebywanie na tych łąkach. A ona? - spojrzała na Amelię. - A ona dlaczego tutaj jest?
Polna niewiasta ponownie uniosła dłoń i znów wśród ukwieconych łąk ukazał się obraz. Tym razem dziewczynki zobaczyły Amelię w jej domu. Dziewczynka była smutna i zapłakana.
- Dlaczego wciąż się smucisz i płaczesz? - zapytała mamusia.
- Bo nic mnie nie cieszy - odparła Amelia.
- Dlaczego? Jest tyle pięknych rzeczy na świecie - powiedziała mama.
- Nie wiem, dlaczego. Wszystko wydaje mi się takie smutne i przygnębiające. Nie mam przyjaciółki, nie uczę się tak dobrze, jak Ela, nie śpiewam tak pięknie, jak Kasia, nie rysuję tak, jak Iza.
- Cudownie opowiadasz bajki - rzekła mama. - Pracuj nad tym i rozwijaj to, zamiast smucić się tym, czego nie masz.
- Ale ja wolałabym śpiewać, tańczyć i malować - odparła Amelia i ukryła zapłakaną buzię w poduszkę.
Polna niewiasta opuściła dłoń i tak, jak poprzednio, obraz zniknął.
- Beksa - rzuciła Anna Maria w stronę dziewczynki i mało co brakowało, a Amelia znów by się rozpłakała.
****
Polna kobieta odrzuciła do tyłu włosy, które zafalowały jak łany zbóż na wietrze. Zrobiła krok w kierunku dziewczynek, a cała przestrzeń wypełniła się zapachem kwiatów.
- Obie jesteście smutne i nieszczęśliwe - rzekła. - Chcę wam pomóc. Musicie tylko posłuchać kilku rad i wskazówek. Czasem każdemu potrzebna jest pomoc. Od was zależy, czy z niej skorzystacie.
- Co mamy robić? - zapytała Amelia, z trudem powstrzymując łzy z tęsknoty za domem.
- Nic takiego - uśmiechnęła się polna niewiasta. - Wasza droga do domu wyznaczona będzie diamentowymi kamieniami. Choćby nie wiem, co się działo, musicie trzymać się wyznaczonego przez kamienie kierunku. Tylko one bowiem prowadzą do domu.
- Ale to nudne - skrzywiła się Anna Maria. - Nie mogłaś wymyślić czegoś ciekawszego?
- Macie także uważnie rozglądać się dookoła. W ten sposób wiele możecie się nauczyć. Tylko od was zależy, jak wykorzystacie tę podróż do domu. Zaufajcie mi - dodała. - Czasem należy komuś zaufać - uśmiechnęła się słodko do dziewczynek i tak, jak się pojawiła wirując z wiatrem, tak też zniknęła, pozostawiając po sobie zapach kwiatów, szum traw i spokój.
****
Dziewczynki ruszyły przed siebie.
- Chcę być jak najszybciej w domu - powiedziała Anna Maria. - To strasznie nudne tak iść przez te łąki i pola.
- Rozglądaj się dookoła - przypomniała Amelia. - Ta kobieta powiedziała, że jeśli będziemy przestrzegać jej rad, to bezpiecznie dotrzemy do domu.
- Mam w nosie jej rady - burknęła Anna Maria. - Skąd wiesz, że to nie oszustka? Może nas kłamie? Może prowadzi nas w przeciwnym kierunku?
- Czasem trzeba komuś zaufać - powtórzyła słowa polnej niewiasty Amelia i zatrzymała się. - Popatrz! - wykrzyknęła. - Jest pierwszy diamentowy kamień. Promienie słońca odbijają się od niego i wskazują drogę - zawołała uradowana.
Anna Maria spojrzała na diamentowy kamień.
- W takim razie chodźmy prędzej. Nie traćmy czasu - ponaglała.
Dziewczynka szła przodem, a za nią Amelia. Wtem spostrzegła piękny niebieski kwiat. Był zerwany i rzucony na drogę. Amelia zauważyła na jego płatkach kropelki.
- On płacze - powiedziała do Anny Marii.
- Czyś ty zwariowała? - zawołała kpiąco Anna Maria. - Widziałaś gdzieś płaczące kwiaty? To krople rosy - stwierdziła rzeczowo.
Amelia podeszła do kwiatka.
- Dlaczego płaczesz, kwiatuszku? - szepnęła.
- Zły czarodziej zabrał mi całą dobroć, którą karmiłem inne rośliny - przemówił kwiat. - Zabrał ją i wyrzucił, a mnie zerwał, abym zwiądł i nigdy jej już nie odzyskał. To kraina dobra - dodał - lecz nie będzie taka, jeśli nie będę miał czym karmić roślin.
- Jak taki mały kwiatek jak ty może wykarmić tyle roślin? - uśmiechnęła się Amelia.
- Dobro to coś, czego nigdy nie ubywa - rzekł kwiat. - Im więcej go rozdajesz, tym więcej ci przybywa.
- Nie wiem, czy mam dobro w sobie, ale jeśli mam, to weź, proszę - zwróciła się do kwiatka Amelia.
- Nie dawaj mu dobra - wtrąciła Anna Maria. - Zostanie ci samo zło i nie wytrzymam z tobą ani minuty dłużej.
- Chcę mu pomóc - powiedziała Amelia i przytuliła kwiatek do serca.
Niebieski kwiat wziął tyle dobroci, ile mu było potrzeba. Dziewczynka odłożyła go na miejsce, a on zjednoczył się z zieloną łodygą i znów cieszył oczy swym pięknem.
- I co? - zapytała Anna Maria. - Zostało jeszcze coś dobra w tobie?
- Wydaje mi się, że teraz mam go dwa razy tyle - odparła dziewczynka. - Wiesz co, jestem taka szczęśliwa, że mu pomogłam. Był taki biedny, zwiędnięty, a później wyglądał jak król na tle innych kwiatów.
Anna Maria popatrzyła na koleżankę i stuknęła się palcem w czoło.
- Gadające i płaczące kwiaty też są nudne - rzekła. - Chodźmy prędzej!
****
Błękitne do tej pory niebo zaszło chmurami. Zrobiło się szaro.
- Będzie padało - stwierdziła Amelia.
- Gorzej - powiedziała Anna Maria. - Będzie burza z huraganem. Musimy skręcić w bok. Tam świeci słońce. Ominiemy burzę.
- Nie możemy - stanowczo powiedziała Amelia. - Ostatni diamentowy kamień wskazywał, że mamy iść tędy.
- Rób, jak chcesz - odparła Anna Maria. - Polna niewiasta obiecała, że bezpiecznie dojdziemy do domu. Oszukała nas. Burza nie jest bezpieczna.
- Polna niewiasta obiecała, że dojdziemy bezpiecznie, ale nie powiedziała, że będzie łatwo - odezwała się Amelia po chwili zastanowienia. - Idę tak, jak wskazywał diamentowy kamień.
- Dlaczego jej wierzysz? - zapytała Anna Maria, skręcając w lewo.
- Bo czuję sercem, że jest nam życzliwa.
Dziewczynki rozstały się. Amelia poszła prosto, tak jak wskazał jej promień słońca odbity w diamentowym kamieniu, a Anna Maria skręciła w szeroką, prostą drogę.
Zaczęło padać, a wiatr targał włosy i ubranie Amelii. Dziewczynka bała się, ale wiedziała, że idzie we właściwym kierunku. Zobaczyła pierwsze błyskawice i usłyszała grzmoty.
- Hej, ty! - do jej uszu dobiegł głos. Rozejrzała się i zobaczyła grotę, a w niej małego chłopca, który machał ręką.
- Skąd się wziąłeś na tym pustkowiu? - zapytała, kierując kroki w jego stronę.
- Zawsze się tu chowam w czasie burzy - odparł. - To bardzo bezpieczne miejsce. Polne kwiaty doniosły mi, że wędrujesz szlakiem diamentowych kamieni, i poprosiły, abym ci wskazał schronienie.
- Kochane polne kwiaty - ucieszyła się dziewczynka. - Tobie także bardzo dziękuję - ukłoniła się nisko i wślizgnęła do groty. Było w niej ciepło i przytulnie. Na małym palenisku płonął ogień. Chłopiec piekł nad nim kiełbaski.
- Poczęstuj się - podał jedną dziewczynce. - Pewnie jesteś głodna. O czym myślisz? - zapytał, widząc smutną minę Amelii i nieobecny wzrok.
- O Annie Marii - odpowiedziała. - Razem wędrowałyśmy, ale ona przestraszyła się burzy i poszła inną drogą. Mam nadzieję, że jest bezpieczna. Tamta droga wyglądała na łatwą i prostą.
- Muszę cię rozczarować - chłopiec także posmutniał. - Wiatr zmienił kierunek i burza przesuwa się właśnie tam. Anna Maria nie znajdzie schronienia. Czasem nie można uciec przed burzą. Trzeba po prostu znaleźć jakieś rozwiązanie.
- Jejku! - westchnęła Amelia. - I co teraz zrobimy? Nie mogę jej tak zostawić. Muszę jej pomóc.
- Ma szczęście ta twoja koleżanka, że jest ktoś, kto mimo wszystko pragnie jej pokazać właściwą drogę.
- Miała prawo się pomylić - rzekła Amelia. - Ważne, żeby do nas wróciła.
- Masz rację - zgodził się chłopiec. - Poproszę mojego przyjaciela orła, aby rzucił na jej drogę diamentowe kamienia. Mam ich kilka od polnej niewiasty. One wskażą Annie Marii drogę do tej groty.
- A jeśli mimo to nie zechce przyjść do nas?
- Nic na to nie poradzimy - chłopiec bezradnie rozłożył ręce. - Przecież na siłę jej nie przyciągniemy.
Już po chwili orzeł z diamentowymi kamykami w dziobie poszybował w stronę Anny Marii.
****
Burza skończyła się. Na niebie pojawiła się przepiękna tęcza. Anna Maria przyszła do groty, kierując się drogą wyznaczoną przez diamentowe kamienie rozrzucone przez orła.
- To coś nieprawdopodobnego - rzekła. - Chciałam ominąć burzę i myślałam, że lada moment będę w domu. Tymczasem ty siedzisz teraz sucha i szczęśliwa, a ja jestem przemoczona do suchej nitki, zziębnięta i zmęczona.
Amelia nic nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się tylko serdecznie. Dzięki kwiatom było w niej dużo dobroci. Nie potrafiła złościć się na koleżankę, że jej nie posłuchała. Była szczęśliwa, że widzi ją całą i zdrową.
Anna Maria wysuszyła się, zjadła coś, odpoczęła i była gotowa do drogi.
- Chodźmy - powiedziała.
- Poczekaj - Amelia powstrzymała dziewczynkę i zwróciła się do chłopca. - A co z tobą będzie? Czy mogę coś dla ciebie zrobić?
- Jestem leśnym chłopcem - odparł. - Jestem tutaj bezpieczny. Chciałbym się przespać, bo wcześniej pilnowałem, kiedy nadejdziesz, i nie zmrużyłem oka. Potem przyjdzie moja mama.
- Więc śpij smacznie, a ty chodź - niecierpliwiła się Anna Maria.
- Jest problem - westchnął chłopiec. - Nie zasnę o tej porze. Chyba, że zaśpiewasz mi piosenkę - spojrzał na Amelię.
- Ale ja nie potrafię śpiewać - zmartwiła się dziewczynka.
- Skoro nie potrafisz, to chodź - burknęła Anna Maria. - Jutro się wyśpi.
- Chcesz, to idź. Ja pomogę chłopcu - zdecydowała się Amelia.
- Idę. Spróbuj mnie dogonić, chociaż wątpię, czy ci się uda. Ja niedługo będę u celu, będę w domu - powiedziała Anna Maria, schyliła się i wyszła z groty.
Amelia myślała dłuższą chwilę i nagle uradowana zawołała.
- Nie umiem śpiewać, ale potrafię opowiadać bajki. Chętnie ci opowiem. Zgoda? - zapytała.
- Jasne? - ucieszył się leśny chłopiec i wygodnie ułożył się na posłaniu.
Dziewczynka opowiadała mu bajkę najpiękniej, jak potrafiła.
- Aaaaaa! - ziewnął chłopiec. - To była najpiękniejsza bajka, jaką kiedykolwiek słyszałem - westchnął cichutko i zasnął.
****
Amelia wesoło podśpiewując wracała do domu. Za radą polnej niewiasty rozglądała się dookoła, patrzyła pod nogi. Wszystko było takie piękne i na wyciągnięcie ręki. Mogła dotknąć kwiat, powąchać go, mogła położyć się na trawie i patrzeć w niebo, obserwować płynące po nim obłoki, czuć zapach pól i traw. Mogła dać innym swoją dobroć, wytrzepać ją z kieszeni sukienki i z kapelusza, mogła dać ją do ostatniego ziarenka i chwilę później znów jej była pełna. Czyż to nie czary? Czyż to nie wspaniałe? Miała ją znikąd i właściwie nawet więcej nie potrzebowała, a jednak leśny chłopiec i kwiat dołożyli jej dobroci w prezencie. Jednego już była pewna: teraz zawsze będzie ją rozdawać na prawo i lewo, da każdemu, kto jej potrzebuje. Gdy tak szła, myśląc o tym, jaki świat jest piękny, nawet z burzą, deszczem i wiatrem, spostrzegła siedzącą na skraju drogi Annę Marię.
- Tylko nic nie mów! - krzyknęła Anna Maria. - Nie chcę wysłuchiwać żadnych złośliwości, że tak mi się spieszyło, a znów jesteśmy obie w tym samym miejscu. Ty uśmiechnięta, a ja ze skręconą nogą.
Amelia zawinęła nogę koleżanki w liście rosnące przy drodze i usztywniła kawałkiem kory. Potem pomogła jej wstać i powiedziała:
- Ruszajmy do domu. Wesprzyj się o moje ramię.
- Czy tobie się nie spieszy? Czy nie tęsknisz za domem?
- Bardzo tęsknię - wyznała Amelia. - Tylko tak sobie myślę, że gdyby tu była moja mamusia i mój tatuś, to tu mógłby być mój dom.
- Nie rozumiem. Mnie spieszno do domu - stęknęła Anna Maria, utykając na skręconą nogę.
- Już sama droga może być celem - roześmiała się Amelia. - Wiesz, dlaczego polna niewiasta poleciła nam patrzeć pod nogi?
- Żebyśmy znalazły diamentowe kamienie - powiedziała Anna Maria.
- Żebyśmy nie przegapiły szczęścia - zawołała Amelia. - Bo ono czasami leży właśnie tuż obok, a my wypatrujemy go gdzieś w oddali.
- Nic z tego nie rozumiem.
- Nie szkodzi - powiedziała Amelia. - Zawsze istnieje szansa, że kiedyś zrozumiesz. Chodźmy! Widać jakieś domy.
I Anna Maria, opierając się na ramieniu koleżanki, powoli szła przed siebie. Właściwie była szczęśliwa. Miała obok siebie przyjaciółkę, która nie zostawiła jej w potrzebie. Ta przyjaciółka była tuż obok, tak bardzo blisko.
Koniec



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Czarodziejska podróż, Scenariusze zajęć
Czarodziejka podróż
Robin Hobb Kupcy I Ich Żywostatki 01 Czarodziejski Statek Tom 1
Cykl 'Świat Czarownic ~ Estcarp' tom IV 'Czarodziej ze Świata Czarownic'
Romantyczne podróże 19 Wood Sara Czarodziej ze zlotego miasta
Siellandia Tom 4 Pamietnik z podrozy po Pierscienie
Cykl Świat Czarownic ~ Estcarp tom V Czarodziejka ze Świata Czarownic
Eddings David Belgarath Czarodziej Tom 2 Czas Niedoli
C S Lewis Opowiesci z Narnii Tom 3 Podróż Wędrowca do Świtu

więcej podobnych podstron