Pytani o marzenia, na jednym z pierwszych miejsc wymieniamy wyprawy do egzotycznych krajów lub miejsc, które kuszą swą magią i niezwykłością. Co sprawia, że tak chętnie porzucamy wygodne, bezpieczne domy i ruszamy w nieznane?
Najprościej odpowiedzieć, że wyjeżdżamy, by oderwać się od codzienności, odpocząć, nacieszyć słońcem, poleniuchować. I wielu na tym poprzestaje. Jednak nawet najwięksi zwolennicy urlopowego nicnierobienia podnoszą się z leżaków, gdy usłyszą propozycję obejrzenia czegoś ciekawego. Nie ma znaczenia, czy będą to piramidy w Egipcie, bazar w Tunezji czy kościółek na Mazurach - reakcja jest zawsze podobna. Ciekawość, zwłaszcza po kilku dniach leżenia do góry brzuchem, okazuje się silniejsza od lenistwa. Kto jej ulegnie, stawia pierwszy krok ku przemianie z turysty w podróżnika, a jak mawiał chiński mędrzec Laozi, „nawet najdalsza podróż rozpoczyna się od pierwszego kroku”. Jeśli odważymy się postawić następny, nie sposób przewidzieć, dokąd zajdziemy i co odkryjemy.
Bo podróż to nie tylko pokonywanie przestrzeni, ale przede wszystkim przekraczanie granic między tym, co znane i swojskie, a tajemniczym i innym. Wytrawni globtroterzy szczególnie podkreślają wagę słowa „inny” i wystrzegają się mającego na pozór podobne znaczenie określenia „obcy”. Inny człowiek, kultura, religia, obyczaje - wywołują zaciekawienie i chęć ich poznania; jeśli traktuje się je jak „obce”, wywołują lęk, poczucie zagrożenia i niechęć.
To niezwykle istotne rozróżnienie, gdyż od tego, jaką przyjmiemy postawę, zależy, co przywieziemy z podróży. I nie chodzi tu bynajmniej o pamiątki czy rozmaite dobra materialne, lecz o wrażenia, refleksje i osobiste przeżycia.
- Podróżowanie jest z jednej strony poznawaniem świata, ale z drugiej, moim zdaniem ważniejszej, samego siebie - mówi Włodzimierz Musiał, krakowski globtroter i fotograf. Nie są to puste słowa, lecz przemyślenia podparte jego biografią.
Był menedżerem w amerykańskiej firmie chemicznej, szybko piął się po szczeblach zawodowej kariery, proponowano mu awans do centrali. Przed podjęciem decyzji postanowił wyrwać się na chwilę z „wyścigu szczurów” i wyjechał do Indii. Tam po raz pierwszy od bardzo dawna spojrzał na siebie z dystansu. I co zobaczył? Trybik w maszynie, który na nic nie ma czasu, gna nie wiadomo dokąd i po co, a zamiast o sensie czy celu życia myśli jedynie o wskaźnikach zysku, jeśli taki proces można w ogóle nazwać myśleniem. Przedłużył pobyt w Indiach, a po powrocie, mimo że wybaczono mu „samowolkę” i namawiano do przyjęcia oferty, zrezygnował. Postanowił żyć na własny rachunek.
Jak wyglądał ten przełomowy moment?
- To nie był moment, ale cała podróż - odpowiada. - Nieustannie odnajdywałem się w nowych sytuacjach, czasem trudnych, czasem fascynujących. Musiałem się z nimi zmierzyć, nie wiedząc, co z tego wyniknie. Zastanawiałem się, czy potrafię nawiązać kontakt z ludźmi, bez których nie poradziłbym sobie w nieznanym mi kraju, czy zostanę przez nich zaakceptowany. Okazało się to łatwiejsze, niż przypuszczałem. Rozmawiając z nimi, obserwując ich życie, zacząłem się zastanawiać nad swoim. I kiedy spojrzałem na nie z oddali, zrozumiałem, że świat nie kończy się na mojej firmie.
Nie tylko na firmie, także na Polsce i Europie, która z perspektywy dalekiej Azji jawi się już tylko jak niewielki skrawek ziemi. W Indiach mieszka ponad miliard ludzi, niemal dwa razy ch więcej niż na całym naszym kontynencie. Różnią się od nas fizycznie, ale przede wszystkim duchowo - wyznają inną religię, inną filozofię życiową. Co piąty człowiek na Ziemi jest Hindusem, więc gdyby kierować się tak mocno zakorzenioną w Europie zasadą, że większość ma rację, wypadałoby uznać, że ich światopogląd jest słuszniejszy od naszego.
- Właśnie przed wyciąganiem takich wniosków chronią podróże - wyjaśnia pan Włodzimierz. - Im lepiej poznajemy świat, tym mocniej uświadamiamy sobie, że nie ma w nim prostych podziałów na to, co dobre i złe, prawdziwe i niesłuszne. Jego istotą i największą wartością jest różnorodność. Każdy człowiek ma swoją prawdę, od każdego można się czegoś nauczyć, trzeba jedynie chcieć się otworzyć na tę wiedzę. Jeśli potrafimy to zrobić, spojrzymy na rzeczywistość innymi oczami i być może wyłowimy z niej skarby, których istnienia nawet nie podejrzewaliśmy.
Kto choć raz odbył prawdziwą podróż, wie, o czym mowa. Prawdziwą, czyli taką, która nie polegała na snuciu się w tłumie znudzonych turystów za powtarzającym wyuczone formułki przewodnikiem, ale pozwalała na spokojne wsłuchanie się w innych i w siebie. Nie musiała to być wyprawa na krańce świata, słońce równie pięknie zachodzi nad Bałtykiem i Morzem Karaibskim, górskie pejzaże z równą siłą urzekają w Bieszczadach i Himalajach, radość dzieci jest taka sama w Polsce i w Afryce. Poddając się urokowi tych obrazów, często odkrywamy w sobie nieznane wcześniej emocje, uczucia, wrażliwość.