Skuteczność modlitwy, zz ateizm


PRZEGLĄD CODWUTYGODNIOWY

Nr LXVIII - 1 sierpień 1872

Statystyczne informacje o skuteczności modlitwy

{s.125} Pewna sławna osobowość podjęła się ostatnio wyzwania, przetestowania skuteczności modlitwy poprzez praktyczny eksperyment. Przeczytanie tego skłoniło mnie do przygotowania do publikacji następującej pracy, której większość napisałem i odłożyłem wiele lat temu, po tym jak skompletowałem dużą ilość danych dla własnej satysfakcji.

Skuteczność modlitwy wydaje mi się być sprawą jasną i jest ona całkowicie stosownym i właściwym tematem do badań naukowych. Pod każdym względem efektywność modlitwy jest kwestią, w której człowiek powinien sam wyrobić sobie opinię. Jego decyzja będzie zwykle opierała się na danych przedstawionych w mniej lub bardziej sprawiedliwy sposób, w zależności od jego zwyczajów i wykształcenia. Ktoś rozumujący w sposób nienaukowy będzie kierował się chaotycznymi wspomnieniami swoich doświadczeń. Osoba rozumująca w sposób naukowy (ścisły) krytycznie przeanalizuje każde oddzielne doświadczenie, zanim uzna je za dowód i porówna wszystkie doświadczenia dobrane w sposób systematyczny.

Doktryna wygłaszana zwykle przez duchownych jest dobrze opisana w ostatnio wydanej, i jak na razie najbardziej naukowej i solidnej, książce pod tytułem „Smith's Dictionary of the Bible” („Słownik Biblii Smith'a”). W artykule pod tytułem „Modlitwa”, napisanym przez Dr. Barry'ego, znaleźć można następujące stwierdzenie: „Jej [modlitwy] prawdziwie obiektywna skuteczność jest wyrażana i sugerowana [w piśmie świętym] za pomocą najprostszej terminologii. Zachęca się nas do proszenia o błogosławieństwo, zarówno duchowe jak i chwilowe, w nadziei, że tylko i wyłącznie w ten sposób możemy je uzyskać. Zdaje się to zamierzeniem Pisma Świętego, by zachęcać do wszelakich modlitw, szczególnie o wstawiennictwo, w odniesieniu do wszelkich obiektów.” Dr.Hook, aktualny dziekan Chichester stwierdza w swoim „Church Dictionary” („Słownik kościelny”), pod hasłem „Modlitwa”, że „ opatrzność boska kieruje się tym, co nazywamy prawami natury. Przez swoją opatrzność Bóg ingeruje w te prawa, i przyrzekł on ingerować w imieniu tych, którzy modlą się w imię Jezusa. Możemy przyjąć za powszechną zasadę to, że możemy modlić się tylko i wyłącznie o to, na co możemy oficjalnie zapracować.” {s.126} Kościół wyraża się w ten sposób, aby zyskać szerokie poparcie; i jeśli przyjrzymy się praktykom różnych przeciwnych sekcji świata religijnego, okazuje się, że konsekwentnie trzymają się one tej reguły. Tak zwany „Niższy Kościół” zachowuje absolutną wiarę w specjalne modlitwy, które są pełne miłości. Jest to potwierdzone przez biografie jego członków, dzienniki jego misjonarzy, oraz „wspólne spotkania modlitewne” mające dziś miejsce. Wyznawcy kościoła rzymsko-katolickiego oferują religijne przysięgi w celu uniknięcia niebezpieczeństw; odbywają pielgrzymki na groby świętych; czasami rozwieszają w swoich kościołach tysiące wotów i obrazków przedstawiających sytuacje, w których śmiertelnych niebezpieczeństw uniknięto dzięki otwartej ingerencji i staraniom świętych. Najważniejszy argument przemawiający za skutecznością modlitw można więc wyciągnąć z najogólniejszego, uniwersalnego ich zastosowania. Ludzie przez wieki zwykli modlić się o rzeczy mające przynieść im jakąś korzyść w danym czasie. Należy więc podkreślić, że niepotrzebne jest rozumowanie, w którym próbuje się podważać tą zgodność wiary. Argument o uniwersalności modlitwy albo zbyt dużo tłumaczy, albo nie tłumaczy nic. Albo skłania nas do przyznania, że modlitwy pogańskie, buddyjskie, oraz niezliczonych innych wyznań są wynagradzane w tym samym stopniu, co te składane przez wyznawców ortodoksyjnych; albo wszystkie te wiary nie mogą dowodzić niczego więcej, jak ludzkiej tendencji do bycia naiwnym i łatwowiernym.

Utrata argumentu o uniwersalności pozostawia nas więc nadal z tym samym, podstawowym pytaniem - czy modlitwy są spełniane, czy też nie? Istnieją dwa główne fronty badań, według których można próbować odpowiedzieć na to pytanie. Pierwszy, oferujący najbardziej godne zaufania wyniki, opiera się na badaniu ogółu przypadków i kierowaniu się danymi statystycznymi; i drugi, którym nie zajmę się w tej pracy, specjalizujący się w oddzielnych (odrębnych) przypadkach. Ktoś, kto opisuje tę drugą metodę, musi podjąć ryzyko bycia podejrzewanym o szerzenie własnej opinii i jednostronność w wyborze specyficznych przypadków.

Dochodzenie o skuteczności modlitwy musi przestrzegać prostych i ogólnie przyjętych reguł. Po pierwsze, do porównania statystycznego należy zebrać różne przypadki, w których do tego samego celu dążą dwie klasy ludzi, podobne stanem fizycznym, lecz różniące się stanem duchowym; jedna będąca nabożnymi, a druga materialistami. Rozważni, nabożni ludzie będący porównywani z również rozważnymi ludźmi, będącymi materialistami; nie zaś z nierozważnymi, czy zepsutymi ludźmi. Po drugie, nie wgłębiając się w szczegóły, patrzy się na ostateczne wyniki - czy ci modlący się częściej osiągają swój cel niż ci, którzy się nie modlą, lecz w każdym innym aspekcie są bardzo podobni. Zastosujmy więc te reguły do różnych przypadków.

Nagłe uzdrowienie może być przypisane wielu powodom, innym niż regeneracyjne (odbudowujące) właściwości ciała pacjenta. Cudowne wycofanie się choroby może być jednym z tych powodów, jak też umiejętności lekarzy czy pielęgniarek; innym może być sposób, w jaki pacjent potrafi o siebie zadbać. W naszym badaniu, sprawdzającym czy ludzie modlący się zdrowieją szybciej od innych znajdujących się w podobnych okolicznościach, nie powinniśmy komplikować tej kwestii próbami zrozumienia mechanizmu powodującego spełnienie modlitwy. Nie jest obecnie naszym celem dochodzenie, czy zdarzały jakieś sygnały cudownego uzdrowienia, czy może dzięki Boskiej ingerencji lekarze wykazali się wyjątkowymi umiejętnościami, czy też pacjent wykazał się niezwykłą wolą walki z chorobą. Po prostu przyjrzyjmy się podstawowemu pytaniu - czy chore osoby, które się modlą, lub za które ktoś się modli, zdrowieją średnio szybciej od innych?

Wygląda na to, że we wszystkich krajach, i wszystkich wyznaniach, księża zachęcają pacjentów do modlitwy o poprawę zdrowia, a ich znajomych proszą o to, by również wsparli ich w modlitwie. Lekarze jednak nie zwracają żadnej uwagi na czynniki duchowe, z wyjątkiem sytuacji, w których funkcja duchownego i lekarza pełniona jest przez tę samą osobę. Prace z zakresu medycyny we współczesnej Europie przedstawiają zapisy indywidualnych przypadków chorób, oraz danych statystycznych na temat częstotliwości występowania chorób, jednak w bardzo nielicznych zapisach udało mi się odnaleźć jakiekolwiek przypadki, w których lekarz przypisałby uzdrowienie działaniu modlitwy. Ogólnoświatowy zwyczaj ignorowania ważności modlitwy przez świat nauki to bardzo ważny fakt. By zrozumieć tę niechęć medyków musimy pamiętać o wysiłku, jaki wkładają oni w przypisanie wartości leczniczych swoim praktykom, jako jedynym mogącym przynieść skutek. Lekarze będący zawsze obserwatorami jakichkolwiek zmian zachodzących w stanie zdrowia pacjenta, powinni w przypadkach, kiedy modlitwy przyniosły wyraźny skutek, przypisywać ich działaniom równej wartości, co konwencjonalnym metodom. Jeśli powstrzymują się oni od robienia tego, to nie dlatego, że ich czujność nigdy nie została skierowana na możliwą skuteczność modlitwy, lecz, przeciwnie - słysząc o jej wpływie już od dzieciństwa, czujność ta została uśpiona w stopniu uniemożliwiającym im wykrycie działania modlitwy. Mimo, iż większość ludzi obiektywnie wierzy w skuteczność modlitwy, zdaje się, że nikt z nich nie chce jej przyznać w przypadkach, które można wytłumaczyć naukowo.

Ci, którzy chcieliby kontynuować rozeznanie w temacie roli modlitwy w leczeniu, mogą uzyskać obfite informacje z danych szpitali, w sposób inny niż ten zaproponowany w eksperymencie, o którym wspomniałem na początku tej pracy. Istnieje wiele dolegliwości, których przebieg jest tak dobrze rozumiany, że można posługiwać się tabelami opisującymi ich przebieg i rezultat. Są to szczególnie złamania i amputacje. Praktycznym działaniem będzie teraz spośród pacjentów różnych {s.128} szpitali, których dotyczyły złamania i amputacje, utworzyć dwie grupy; pierwszą, składającą się z głęboko religijnych, pobożnych jednostek, i drugą, składającą się z zimnych, lekceważących sprawy duchowe ludzi. Obiektywne porównanie okresów leczenia tych poszczególnych grup ludzi pokazałoby wyraźny dowód skuteczności modlitwy, gdyby widoczna była ona choć w niewielkiej ilości przypadków; wystarczyłoby, że stanowiłyby one choć ułamek tych wszystkich przypadków, do uwierzenia w które nawołują nas osoby religijne.

Badaniu niejako podobnej natury może być poddana długość życia osób, za które się modli, jak również i modlących się klas ludzi; w obu tych przypadkach łatwo możemy uzyskać statystyczne fakty. Publiczne modlitwy za władców danego państwa, zarówno w wyznaniach protestanckich jak i katolickich, może być porównana do naszego „Grand Her in heath long to live” („Daj jej zdrowie by długo żyła”?). A więc, mówiąc prościej, czy ta modlitwa jest skuteczna? W swoich zapiskach, w (Tom XXII, s.355), Dr Guy, porównuje długość życia władców z innymi klasami ludzi. Wyniki pokazuje następująca tabela:

WIEK OSIĄGNIĘTY PRZEZ MĘŻCZYZN RÓŻNYCH KLAS POWYŻEJ 30tego ROKU ŻYCIA, MIĘDZY 1758 i 1843. PRZYPADKI ŚMIERCI W WYNIKU WYPADKU LUB PRZEMOCY ZOSTAŁY POMINIĘTE.

Ilość Średnia Wybitne osoby¹

Członkowie rodziny królewskiej…… 97 64.04

Duchowni…………………………… 945 69.49 66.42

Prawnicy……………………………. 294 68.14 66.51

Medycy/lekarze…………………….. 244 67.31 67.07

Arystokracja angielska……………… 1,179 67.31

Szlachta……………………………… 1.632 70.22

Handel………………………………. 513 68.74

Oficerowie Królewskiej Floty………. 366 68.40

Angielska literatura i nauka………… 395 67.55 65.22

Oficerowie Armii…………………… 659 67.07

Artyści………………………………. 239 65.96 64.74

¹ Wybitne osoby to te, których życie zostało zapisane w „Chalmer's Biography” („Biografia Chalmer'a”), z wpisami z Corocznego Rejestru.

Królowie żyją najkrócej ze wszystkich, którzy mają przywilej bycia bogatym. Zatem modlitwy nie są skuteczne, chyba że wysuniemy bardzo wątpliwą hipotezę, że warunki życia królewskiego są same w sobie bardziej „śmiertelne”, i że ich wpływ jest i tak częściowo neutralizowany przez efekty publicznych modłów.

Można zaobserwować, że ta sama tabela porównuje długość życia duchownych, prawników, oraz lekarzy. Możemy śmiało założyć, że osoby duchowne stanowią klasę ludzi modlących się znacznie częściej, niż osoby z pozostałych dwóch grup. Ich zawodem jest modlić się, praktykują one poranne i wieczorne msze, oprócz tego modląc się prywatnie. Wgląd w którekolwiek z niezliczonych opublikowanych modlitw rodzinnych pokazuje, że są one pełne próśb o krótkotrwałe korzyści. Mimo wszystko nie wygląda na to, że duchowni {s.129) żyją dłużej. Mimo tego, iż średnia długość ich życia (69.49) jest większa niż długość życia prawników (68.11) i lekarzy (67.31), należy wziąć pod uwagę fakt, iż spokojne życie wiejskie i oddanie rodzinie wpływa w dobry sposób na ich zdrowie i długość życia. Ta różnica jest dokładnie odwrotna w wypadku wyróżnionych przedstawicieli każdej z tych klas, tzn. osób, które zostały odnotowane w biografii. Po przeanalizowaniu tej kategorii okazuje się, że duchowni żyją krócej (66.42) niż prawnicy (66.51), czy lekarze (67.04). Zatem modlitwy duchownych o ochronę przed zagrożeniami i niebezpieczeństwami nocy, o ochronę podczas dnia, czy o wyleczenie z choroby, zdają się być daremne.

W mojej pracy „Hereditary Genius”(„Dziedziczny Geniusz”), w rozdziale „Duchowni”, opracowałem ten temat, z dokładnie takim samym rezultatem. Pokazuję tam, że duchowni nie są zazwyczaj obdarowani tym, o co się modlą, lecz wręcz przeciwnie - fakt, który przypisuję częściowo ich, jako całej klasy, słabej sile. Szczególnie dokładnie to tam uzasadniam, i nie zamierzam się powtarzać; ale byłbym szczęśliwy, gdyby ta część czytelników tej pracy, która jest przyzwyczajona do statystyk, przeczytała wspomniany rozdział. Zapewne przyda się on im do potwierdzenia tego, co opisuję tutaj. Uwierzą mi nawet bardziej, kiedy powiem, że włożyłem znaczny wysiłek by dotrzeć do wniosków, będących odpowiedzią na poruszone przeze mnie w obecnej pracy pytania.

Dalszemu badaniu można poddać długość życia misjonarzy. Powinniśmy zwrócić szczególną uwagę na długość ich życia, gdyż chwalebne cele ich kariery często okazują się niespełnione z powodu ich przedwczesnej śmierci. Tak więc dojrzały mężczyzna, znajdujący się w pełnym rozkwicie sił, mający prawdopodobnie wiele lat życia przed sobą, wyjeżdża na przykład do tropików. Jest pewny, iż będzie czynił czyste dobro jako misjonarz, jeśli uda mu się żyć wystarczająco długo, by poznać język i zwyczaje panujące w danym kraju. W międzyczasie jest praktycznie bezużyteczny. Jednak bolesne doświadczenia wielu lat pokazują tylko, że misjonarze nie są obdarzeni żadnym wyjątkowym zdrowiem. Umierają, jeden po drugim, wkrótce po przybyciu do takiego kraju. Cel, wydający się być niemal w zasięgu ręki, pozostaje nieosiągniętym.

Należy też powtórzyć, że odporność organizmu wcale nie oznacza zawieszenia działania żadnych „praw natury”, jeśli mogę w ten sposób się wyrazić. Gorączka tropikalna, na przykład, zależy od wielu drobnych czynników, które tylko częściowo zależą od człowieka. Nawet godzinne narażenie się na słońce, wilgoć, zmęczenie, lub psychiczne pobudzenie mogą spowodować atak choroby. Gdyby nawet Bóg interweniował tylko w umysły misjonarzy, mógłby tak samo działać na ich korzyść, jak dokonując fizycznego cudu. Mógłby zniechęcić ich do podejmowania tych działań, które powodują nieszczęście, takich jak zbyt długi marsz, moknięcie, czy zbyt rzadkie pożywianie się, każde z których jest wystarczające dla pojawienia się powalającej z nóg gorączki. Nie powinniśmy polegać na indywidualnych przypadkach, mówiąc „to była opatrzność Boska”, czy „to było zbawienie”, lecz spojrzeć na średnią umieralności, według której misjonarze nie tworzą w żaden sposób uprzywilejowanej klasy.

Skuteczność modlitwy może być również sprawdzona poprzez zbadanie stosunku umieralności dzieci zaraz po narodzinach, wśród klas ludzi modlących i niemodlących się. Troska rodziców jest tak mocno skierowana na bezpieczeństwo ich oczekiwanego potomstwa, że nie ma wątpliwości, iż pobożni rodzice namiętnie się o nie modlą, szczególnie, że śmierć przed chrztem jest uznawana przez wielu Chrześcijan za największe zło. Mimo tego, nie wygląda na to by modlitwy wpływały na ilość martwych urodzeń. Przykładowo, opublikowany w gazetach „Record” oraz „The Times” stosunek martwych urodzeń do ogólnej ilości przypadków śmiertelnych, okazuje się w całkowitej normie. Ci, którzy uważają, że potrzebne są bardziej obszerne dowody, mogą łatwo przeprowadzić podobne badanie.

Jak już wspomniałem wcześniej, nie próbuję dociekać, czy podczas procesu „spełniania się modlitwy” jakiekolwiek prawa natury zostają zawieszone: czy, na przykład, kiedykolwiek skuteczne okazały się modlitwy o deszcz, o dobrą pogodę, o uspokojenie się morza podczas burzy, czy wycofanie się zarazy. Nie zamierzam tego robić z dwóch powodów.

Po pierwsze, gdyby udowodnić, że Bóg nie odpowiada na tak szeroką grupę modlitw, nie miałoby już takiego znaczenia kontynuowanie mojego badania na temat skuteczności modlitwy. Po drugie, współczesne odczucia w tym kraju są takie, że angielski czytelnik jedynie uśmiechnąłby się, czytając te słowa. Jeśli zgodzilibyśmy się, że poczynania człowieka nie są efektem jego w pełni świadomych chęci i myśli, jedyna prawdopodobna forma działania zostałaby rozwiązana, a nikt nie odważyłby się wprost wysunąć przypuszczenia o zewnętrznej, fizycznej ingerencji.

Biografie nie pokazują, żeby żadne Boskie wpływy miały miejsce w młodości tych ludzi, którzy z racji swojego talentu lub pozycji społecznej zapisali się w historii Anglii. Lord Campbell, w przedmowie do książki „ Lives of the Chancellors” („Życie sędziów najwyższych”), stwierdza: „w historii żadnego kraju nie ma takiej pozycji, która pełniona by była kolejno przez tak dużą ilość wyróżnionych i interesujących ludzi, jak pozycja sędziego najwyższego”, oraz: „ogólnie rzecz biorąc, najwybitniejsi ludzie, jeśli nie najszlachetniejsi, wybierani są by pełnić to stanowisko”. Jego ironiczne ubliżenie ich nabożności staje się zrozumiałe po przeanalizowaniu ich poszczególnych biografii, jak i kpiny z Horace'a Walpole'a, również zawartej w tej samej przedmowie. Taki sam brak tendencji do bycia religijnym można odnaleźć w życiorysach liderów wielkich politycznych partii. Członkowie założyciele szlachetnych dziś rodzin często zawdzięczali swój sukces podstępnym zagraniom. Tak często wyrażane w Psalmach przekonanie, że potomkowie prawych ludzi przetrwają, a potomkowie ludzi niegodziwych poniosą porażkę, nie sprawdza się w przypadku angielskiej arystokracji. Weźmy dla przykładu najwyższą klasę, dynastię Ducal'ów. Wpływ pozycji społecznej w tym kraju [w Anglii] jest tak wielki, że posiadanie tytułu księcia łączy się z taką władzą, którą ledwie można zrozumieć bez jakiegoś rodzaju kalkulacji. Jeśli się nie mylę, jest tylko 27 książąt na około 8mln dorosłych mężczyzn w Anglii, lub około trzech książąt na milion mężczyzn, a jednak gabinet składający się z 14 ministrów rządzących tym krajem, oraz Indiami, zwykle zawiera jednego, często dwóch, a ostatnimi czasy nawet trzech książąt. Jak zapoczątkowane zostały te rodziny, których wpływ na Anglię i kraje jej podległe jest tak ogromny? Czy ich założyciele byli wybitnie prawymi dziećmi wybitnie pobożnych rodziców? Czy oni i ich przodkowie wyróżniali się spośród klas modlących się? Nie. W przypisie² podaję listę ich nazwisk, która przypomina o wielu patriotycznych czynach, bohaterstwie i

---------------------------------------------------------------------------

²Abercorn, Argyll, Athole, Beaufort, Bedford, Buccleuch, Buckingham, Cleveland, Devonshire, Graffton, Hamilton, Leeds, Manchestor, Marlborough, Montrose, Newcastle, Norfolk, Northumberland, Portland, Richmond, Roxburghe, Rutland, St.Albans, Somerset, Sutherland, Wellington.

odwadze, wielu przykładach wybitnych zasług na skalę światową, którymi my -Anglicy- szczycimy się przez sześć z siedmiu dni w tygodniu; wiele skandali, wiele haniebnych czynów, ale ani jednego przykładu, który znałbym jako mający wybitnie religijne cechy. Co najmniej cztery z obecnie egzystujących arystokratycznych rodzin nie mogą stwierdzić, iż obecną sytuację zawdzięczają szlachetnym zwyczajom swoich przodków, jako że rodziny Buccleuch'ów, Grafton'ów, St.Albans'ów, i Richmond'ów są wysoce postawione tylko i wyłącznie ze względu na powiązanie ich przodków z Charles'em II i jego czterema kobietami: Lucy Walters, Barbara Villiers, Nell Gwynne i Louise de Querouaille. Tytuł rodziny Cleveland'ów może najprawdopodobniej być uznany za piąty przypadek.

Wolność osobista, jaką cieszymy się w Anglii, oraz energia, którą charakteryzuje się nasza rasa, dały początek wielu instytucjom, stowarzyszeniom, spotkaniom politycznym, i wielu innym odmianom powyższych. Niektóre z nich są szczególnie religijne, niektóre laickie, a jeszcze inne - mieszane. Procedura Konwokacji, która, jak wszystkie spotkania ściśle kościelne, rozpoczyna się od modlitwy, nie zdobyła dużego uznania świata zewnętrznego. Pobożni i przesądni ludzie nie są uważani za w pełni rozsądnych; osoba twierdząca, że myśli jej są inspirowane siłą wyższą, zazwyczaj przypisuje swoje uprzedzenia boskiej ingerencji. Taka osoba jest zatem mało tolerancyjna w stosunku do tych osób, których opinie różnią się od jej własnych, a więc nie jest osobą godną współpracy w sprawach zawodowych. Stąd też powszechne przekonanie, że osoby modlące się nie są praktyczne.

Istnieje duża ilość przypadków, kiedy przedsięwzięcia powzięte w imieniu pobożnych ludzi są egzekwowane w charakterze dalece odbiegającym od założeń kościoła. Czy takie przedsięwzięcia mają szansę sukcesu? Na przykład okręt płynący w podróż misyjną jest sterowany przez zwykłych marynarzy. Flota, płynąca by stłumić powstanie w Indiach, jest wspierana poprzez modły całego narodu. Nie śmiemy pytać, czy modły te dotyczą dobrej pogody, jesteśmy bardziej zainteresowani tym by podróż była pomyślna, bez względu na to, co zagwarantowało jej sukces. A może on być spowodowany wieloma czynnikami innymi niż przestanie działania sił natury, kontrolujących wiatry, czy też prądy morskie; w ten sam sposób, co nagłe ustąpienie choroby, które nie musi wcale być spowodowane ingerencją Boską. Można ten sukces przypisać dobrym umiejętnościom nawigacyjnym kapitana, oraz jego wprawie w tych aspektach sztuki żeglarstwa, które złożyły się na ciąg wydarzeń, prowadzący w efekcie do sukcesu. Okręt sterowany przez człowieka dobrze przewidującego pogodę i specjalizującego się w hydrografii, prawdopodobnie prześcignie drugi, podobny okręt, pozbawiony takiego kapitana, lecz pod każdym innym względem tak samo wyposażony. Umiejętny nawigator zawsze w jakimś stopniu będzie spontanicznie zbaczał z kursu, kiedy uzna to za potrzebne, by skierować swój okręt wzdłuż odpowiedniego prądu morskiego czy dostosować go do zmiennych wiatrów. Jeśli okręt jest w rękach kapitana i marynarzy, których serca uległy cudownym wpływom w wyniku wcześniejszych modlitw, będą oni podświadomie, jakby kierowani instynktem, czy nawet przez pomyłkę, dokonywać tych zmian, które w efekcie doprowadzą do ostatecznego sukcesu.

Misjonarze, za których modli się najwięcej, to ci, którzy przemieszczają się po mało uczęszczanych szlakach, gdzie większe jest prawdopodobieństwo zboczenia z kursu, niż u tych, którzy wyruszają w zwyczajne wojaże. Jeśli chodzi o pospolite szlaki morskie, znane są wszelkie modyfikacje sezonowe i prądy morskie, oraz strefy, gdzie niebezpieczeństwo jest większe; ryzyko związane z takimi podróżami jest więc mniejsze, a ubezpieczenie niższe. Jednak w przypadku, kiedy okręt wypływa do portów, które są obiektami podróży misyjnych, sprawa wygląda zupełnie inaczej. Wraz z ryzykiem, przy wzięciu udziału w takiej wyprawie, proporcjonalnie wzrasta też ubezpieczenie. Ale czy ryzyko wzrasta w równym stopniu w przypadku okrętów wiozących misjonarzy, co handlowych i tych przewożących niewolników? Śmiało można tu porównać los spotykający modlących się z losem tych ludzi, którzy się nie modlą. Wśród pierwszej kategorii zdecydowaną większość stanowią misjonarze, podczas gdy druga jest reprezentowana przez kupców i handlarzy niewolnikami. Ci handlarze, którzy działają w niezdrowych, zamieszkałych przez barbarzyńców regionach, w większości są najbardziej bezbożnymi i zuchwałymi spośród reprezentantów tej profesji. Niestety mało wiadomo na temat ryzyka, jakiego podejmują się oni na morzu, gdyż ich ubezpieczenie obejmuje też przypadki ewentualnego uprowadzenia. Parlamentarne raporty z handlu niewolnikami świadczą jednak o doskonałych umiejętnościach, z którymi takie okręty są sterowane, co staje się dobrym powodem by sądzić, iż ryzyko ich dotyczące jest małe. Względne ryzyko podejmowane przez zwyczajnych handlarzy, czy misjonarzy nie jest brane pod uwagę przez ubezpieczalnie, które zdają się całkowicie ignorować różnice między nimi a okrętami niewolniczymi. Oprócz typu okrętu i portu, do którego ma wyruszyć, nie zwracają uwagi na nic innego. Nigdy nie brano pod uwagę możliwości, że okręty misyjne mogą charakteryzować się jakąkolwiek odpornością na niebezpieczeństwa.

Aby kontynuować nasze dochodzenie, czy przedsięwzięcia w imieniu ludzi pobożnych mają większe szanse powodzenia od innych, gdy są powierzone ludziom świeckim, można by dociekać czy bank, czy inne przedsięwzięcie jest bezpieczniejsze, gdy jego udziałowcami są ludzie pobożni?. Albo, gdy fundusze tych ludzi, organizacji charytatywnych, czy jakichkolwiek innych związanych z kościołem są w nim umieszczone; lub gdy jego otwarcie poprzedzone jest modlitwą, tak jak w przypadku nieszczęsnego „Royal British Bank” („Królewski Bank Brytyjski”)? Z całą pewnością - nie. Zbyt wiele było przypadków stanowiących o niemożliwości takiego założenia.

Jeśli modlitwa miałaby wpływ na krótkotrwałe sukcesy, prawdopodobnie ubezpieczalnie dawno by to odkryły i zrobiły z tego faktu użytek. Z biznesowego punktu widzenia głupotą byłoby utrzymywać takie same stawki ubezpieczenia dla ludzi pobożnych i ludzi świeckich, biorąc pod uwagę większą żywotność tych pierwszych. Zanim ubezpieczalnia zdecyduje się kogoś ubezpieczyć na życie, robi ona szczegółowe dochodzenie na temat aplikanta. Jednak nigdy nie słyszałem, by pytano się kogoś czy modli się regularnie. Ubezpieczalnie, mimo, że tak wyczulone na sprawy zdrowotne, całkowicie ignorują kwestię modlitwy. To samo tyczy się ubezpieczenia od wypadków związanych z ogniem, statkami, piorunami, gradobiciem lub chorobami bydła. Co może być powodem tego, że Quakers („Towarzystwo Przyjaciół”), będący najbardziej pobożnymi i bystrymi ludźmi w biznesie, całkowicie ignorują takie założenia, jeśli nie to, że sami nie bardzo wierzą w swoje zapewnienia o skuteczności modlitwy? Był czas, kiedy za akt niewiary uznawano zamontowanie na kościele piorunochronu, jako że Bóg sam potrafił zadbać o swoje. Jednak skolekcjonowane przez Arago wypadki spowodowane uderzeniem pioruna pokazały, że piorunochrony są potrzebne. Inne rodzaje wypadków również dotykają kościołów, na równi z innymi budynkami - błędy w architekturze, pożary, trzęsienia ziemi oraz lawiny.

Wiarygodność wszystkich tych argumentów wzrasta wraz z przypomnieniem, że wiele elementów starodawnej wiary zostało stopniowo porzuconych przez świat Chrześcijański, gdyż uznano je za przesądy. Jeszcze niecałe dwa wieki temu, w okresie następującym po żywocie Shakespeare'a i innych wielkich osobistości, król zwykł dotykać chorych w celu ich uzdrowienia, co było pospolitą metodą, z której nie rezygnowano aż do czasów George'a II. Oficjalnie wierzono też w wiedźmy, które były prawnie karane aż do początku poprzedniego wieku. Wszelkie próby i pojedynki, będące według popularnej teorii religijnej najbardziej rozsądnym sposobem rozwiązywania problemów, okazały się całkowicie nieskuteczne w praktyce. Cudowna moc relikwii i malowideł, nadal uznawana w południowej Europie, została odrzucona w Anglii. Znaczenie przypisywane snom, prawie zanikła astrologia, wróżenie szczęścia lub nieszczęścia, oraz wiele innych przesądów, istniejących we wszystkich krajach, wygasły w naszym. To naturalna kolej rzeczy, tak samo jak Waters of Jealousy (dosł. „Wody zazdrości”), oraz Urim i Thummin mojżeszowego prawa zostały wymazane w czasach następnych króli żydowskich. Świat cywilizacji zrezygnował kompletnie z ogromnej ilości szczerych przekonań, na rzecz umiłowania konkretnych faktów; i dla mnie wydaje się być rzeczą oczywistą, że z wiary w skuteczność modlitwy, w sensie, w jakim ją rozpatrywałem {s.125}, również zrezygnowano, czego dowodzą materiały przeze mnie zebrane. Nic jednak z tego, co stwierdziłem, nie zaprzecza faktom, że umysł doznaje ulgi poprzez modlitwę. Impuls, by na głos wyrzucić z siebie emocje, nie jest charakterystyczny wyłącznie dla ludzi. Każda matka, straciwszy swoje dziecko, błąkając się i lamentując, robi coś, co ma wiele wspólnego z właściwą modlitwą. Podobny jest pełen goryczy okrzyk zająca, tuż przed złapaniem przez psa myśliwskiego; porzuca on wszelką nadzieję i woła - ale do kogo? Jest to okrzyk, konwulsyjnie wysłany w otchłań, który powoduje fizyczną ulgę. Są to proste uczucia przerażenia i cierpienia, niewyraźny okrzyk daje upust tym emocjom; jednak powód, dla którego człowiek nie jest usatysfakcjonowany wydawaniem takich niewyraźnych jęków (mimo, że czasem wydają się one najbardziej właściwymi), należy przypisać jego potędze intelektualnej. Człowiek powraca wspomnieniami wstecz, poprzez poprzeplatane wspomnienia, rozwodząc się nad różnymi, połączonymi ze sobą wydarzeniami, co prowadzi do długiej modlitwy.

Nic z tego, co tu stwierdziłem, nie próbuje odpowiedzieć na pytanie, jak dalece człowiek może zintegrować swoje serce z Bogiem. Wiadomo, że wiele osób obdarzonych nieprzeciętnym intelektem uznaje to za pewnik, iż po prostu posiadają ten dar, nie umiejąc sprecyzować żadnego satysfakcjonującego kryterium, według którego mogliby stwierdzić, co zostało w nich wpojone z zewnątrz, a co pochodzi ze środka, lecz z powodu sztuczek wyobraźni zdaje się pochodzić z zewnątrz. Poczucie zjednania z Bogiem daje radość i wzmocnienie serca; pewne jest też, że te zalety dotyczą również i tych, którzy odnoszą się sceptycznie do idei takiego zjednania. Mogą się oni rozwodzić nad tym, że istnieje więź między nimi a otaczającą ich rzeczywistością, powstała poprzez niezliczone reakcje fizyczne w naturze; wiedzą oni, że wywodzą się z nie mającej początku przeszłości i mają własny odpowiedzialny udział w kształtowaniu nie mającej końca przyszłości. Wysiłek, by umysłem objąć tę ideę wiele ma wspólnego z wysiłkiem wkładanym w zjednoczenie z Bogiem, jak i oddziaływanie tego wysiłku na umysł myśliciela. Może w równym stopniu nie przynosi to takiej radości w sercu, ale tak samo potrafi uspokoić podczas życia, oraz w obliczu nadchodzącej śmierci.

FRANCIS GALTON

1



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
88 SŁUSZNY PLAN SKUTECZNEJ MODLITWY
Obirek, zz ateizm
BARDZO SKUTECZNA MODLITWA W SPRAWACH TRUDNYCH I?ZNADZIEJNYCH
Skuteczna modlitwa wg siedmiu zasad Huny
Trzy skuteczne modlitwy odmawiane przy konającym
BARDZO SKUTECZNA MODLITWA W SPRAWACH TRUDNYCH I BEZNADZIEJNYCH, TEOLOGIA, Modlitwy
Świadectwo o skuteczności modlitwy różańcowej
BARDZO SKUTECZNA MODLITWA W SPRAWACH TRUDNYCH I?ZNADZIEJNYCH
recepta na skuteczną modlitwę
ETAPY PRZYGOTOWANIA SKUTECZNEJ MODLITWY HUNY
BARDZO SKUTECZNA MODLITWA W SPRAWACH TRUDNYCH I BEZNADZIEJNYCH
Skuteczna modlitwa do Świętej Rity w sprawach bardzo beznadziejnych
Wysłuchiwana, skuteczna modlitwa
28 O skuteczności modlitwy
Jak się modlić, by modlitwa była skuteczna
Święty Antoni z Padwy Modlitwa przeciwko burzy i wszelkim tragediom życiowym oraz Litania (bardzo

więcej podobnych podstron