Polują na mieszkania
Nie mają pieniędzy na zakup nieruchomości, ani zdolności kredytowej, by pieniądze pożyczyć z banku, mimo to niektórym z nich udaje się zdobyć upragnione lokum. Jak to robią?
Po co zadłużać się w banku, skoro mieszkanie można mieć zupełnie za darmo? To pytanie stawia sobie coraz więcej osób. Wycofanie się rządu z programu ”Rodzina na swoim” i zaostrzenie procedur weryfikacji kredytowych, może niestety przyczynić się do tego, że wzrośnie liczba osób szukających innego sposobu na zdobycie mieszkania niż poprzez kupno.
Dorota i Janek od trzech lat polują na mieszkanie. Każdego roku wynajmują pokój w innej dzielnicy Warszawy i dokładnie sprawdzają teren. Szukają osób starszych, samotnych, potrzebujących pomocy. Ale nie dlatego, żeby ulżyć im w cierpieniu czy nieść pomoc w ostatnich latach życia, ale po to, by po ich śmierci przejąć mieszkanie.
- Żeby kupić w Warszawie dwupokojowe mieszkanie musielibyśmy zaciągnąć kredyt w wysokości przynajmniej 350 tys. zł. Ja sprzedaje w sklepie, Janek pracuje na zlecenia, nie mamy żadnego wkładu własnego, a zarobki są za niskie na taką wysoką pożyczkę. Postanowiliśmy znaleźć osobę samotną, schorowaną, którą się zajmiemy w zamian za mieszkanie. Mieliśmy już jedną panią na oku, ale sąsiadka mieszkająca obok, jasno dała nam do zrozumienia, że była pierwsza i nie mamy czego szukać. Próbujemy dalej, daliśmy też ogłoszenie w bloku, że zajmiemy się osobą samotną, potrzebującą pomocy, że zrobimy zakupy, pomożemy w czynnościach domowych, może akurat ktoś się zgłosi - mówi Dorota.
- Najgorsza jest właśnie konkurencja. Wyprzedzają nas osoby, które od dłuższego czasu opiekują się schorowanymi staruszkami, bo mieszkają blisko nich, nawiązują z nimi więź, zyskują zaufanie, dlatego nie mamy z nimi praktycznie żadnych szans - dodaje Janek. - Niestraszne nam obowiązki, jakie będziemy musieli przy tej osobie wykonywać. Jesteśmy w takiej sytuacji, że to jedyna szansa dla nas na własne mieszkanie. Nie mamy bogatych rodziców czy dziadków, musimy sobie radzić sami. Nawet jakby udało nam się zaciągnąć kredyt, to ciężko byłoby go spłacać, bo przecież oprócz raty kredytowej, trzeba opłacać czynsz i rachunki, za coś jeszcze musimy żyć, a pensje są niewielkie. Teraz możemy sobie co najwyżej pozwolić na wynajmowanie pokoju, ale myślimy o założeniu rodziny, wtedy wynajmowanie mieszkania z obcymi ludźmi nie wchodzi w grę - twierdzi Dorota.
Niewiarygodne, ale prawdzie…
Historia Doroty i Janka wydaje się być nieprawdopodobna, niestety, osób działających podobnie jak oni jest więcej. Jagoda z Warszawy bezpośrednio spotkała się z takim przypadkiem.
- Na początku nie mogłam uwierzyć, że coś takiego naprawdę jest możliwe, nie dopuszczałam do siebie myśli, że ludzie mogą być aż tak okrutni. Naprzeciwko mojego mieszkania są dwa inne: jedno większe, myślę, że ok. 50 metrów kwadratowych, drugie mniejsze, pewnie około 35. Mniejsze wynajęło młode małżeństwo z dwójką dzieci, a w większym mieszka od lat pani Sabina, samotna, schorowana starsza osoba. Młodzi szybko zorientowali się, że pani Sabina nie ma żadnej rodziny, a wymaga opieki. Opiekunki środowiskowe się nie sprawdzały, podkradały pani Sabinie emeryturę, nie dbały o nią, więc łatwiej było przekonać starszą panią, żeby z nich świadomie zrezygnowała. Małżeństwo postanowiło działać na własną rękę. Zaoferowali pomoc w zamian za mieszkanie. Zrezygnowali z pomocy opieki społecznej, z pielęgniarek i zobowiązali się, że zajmą się straszą panią osobiście, zgarniając jednocześnie całą jej emeryturę - opowiada Jagoda.
- Z roku na rok było coraz gorzej. Pani Sabina traciła świadomość, rzadko wychodziła z mieszkania. Na klatce czuć było odór. Zaglądałam do niej w miarę możliwości, bo znałam ją dłużej niż to małżeństwo. Wyglądała fatalnie. Była totalnie zaniedbana, głodna. Jak tylko miałam czas, zanosiłam jej jakieś zupy, żeby trochę wróciła do siebie. Udałam się do tego małżeństwa i mówię im, że stan pani Sabiny jest fatalny i żeby się wreszcie nią zajęli. Ale to ludzie bez sumienia. Akt notarialny mieli podpisany, więc zależało im na szybkiej śmierci starszej pani, wiadomo - dodaje.
- Pewnego dnia po prostu nie wytrzymałam. Z samego rana zbierałam się do pracy, otworzyłam drzwi i nie mogłam oczom uwierzyć! Pani Sabina, skulona w kłębek, leżała pod moimi drzwiami. Pomogłam jej wstać i odprowadziłam do mieszkania, ale postanowiłam, że tego tak nie zostawię. Zgłosiłam sprawę do ośrodka pomocy społecznej. Obiecali przyjrzeć się sprawie. Ja jestem gotowa oddać sprawę nawet do sądu. Jeśli na takich warunkach, chcą mieszkanie, proszę bardzo, ale nie pozwolę, żeby na moich oczach działa się taka krzywda drugiej osobie. Innych sąsiadów to nie obchodzi, udają, że nie widzą, ale przecież w tym wszystkim chodzi o człowieka, żeby godnie i spokojnie mógł odejść, a nie umierać pozostawiony samemu sobie: zaniedbany i głodny. Ja na to nie pozwolę! - mówi Jagoda.
Męża szukam pilnie
Natalia również poluje na mieszkanie, ale nie zamierza szukać samotnych, schorowanych osób, którymi będzie mogła opiekować się na łożu śmierci. Ma inny pomysł. - Ludzie chyba powariowali! Ja w życiu nie zajmowałabym się obcą osobą! Obrzydliwe! Do tego przecież nigdy nie wiadomo, jak długo taka osoba będzie żyła. Bezsensu! Ja biorę pod uwagę dwie opcje: albo przystojny, bogaty mąż z mieszkaniem, albo sponsoring. Już teraz wynajmuję mieszkanie w zamian za towarzystwo i sex, ale mam świadomość tego, że to tylko na chwilę, a trzeba myśleć przyszłościowo. Daję ogłoszenia w internecie, spotykam się z różnymi mężczyznami, ale żaden jeszcze nie chciał kupić mi mieszkania. Najważniejsze, to w życiu dobrze się zakręcić - twierdzi. Natalia nie jest wyjątkiem. W sieci można znaleźć mnóstwo takich ogłoszeń. Dają je młode dziewczyny, które szukają łatwego i wygodnego sposobu na życie.
To dopiero początek…
Takich sytuacji może być coraz więcej. Ludzie szukają różnych rozwiązań, by zdobyć upragnione mieszkanie, rzadko mając na uwadze dobro innych. Dotychczas ceny mieszkań były tak wysokie, że dla niektórych posiadanie mieszkania pozostawało w sferze marzeń. Teraz, kiedy ceny nieruchomości w szybkim tempie spadają, coraz trudniej o kredyt na ich kupno.
- III kwartał 2011 roku przyniósł kolejny, choć już nieco słabszy niż w poprzednich kwartałach, spadek średnich cen (od 50 do 100 złotych za m kw. powierzchni) na większości największych rynków mieszkaniowych. Wyjątkowy spadek cen, sięgający nawet 300 zł za m kw., zanotowano we Wrocławiu. Do spadku cen mieszkań przyczynił się z jednej strony wzrost podaży nowych mieszkań, obserwowany od połowy roku 2010, a z drugiej strony - osłabienie akcji kredytowej, przekładające się na zmniejszenie efektywnego popytu na mieszkania. Nic nie wskazuje na to, aby ten trend na rynku cen mieszkań miał ulec zmianie w najbliższych miesiącach - zauważył we wstępie do raportu przygotowanego przez AMRON-SARFIN Jacek Furga, przewodniczący Komitetu ds. Finansowania Nieruchomości Związku Banków Polskich i wiceprezes Zarządu Centrum Prawa Bankowego i Informacji.
Za zamkniętymi drzwiami
Ile jest osób, które w ten sposób zdobywają nieruchomości, tego nikt nie potrafi powiedzieć. - Wszyscy mają świadomość tego, że takie sytuacje się zdarzają, natomiast statystyk nikt nie prowadzi i nie może prowadzić z jednej prostej przyczyny: takie sytuacje dzieją się za zamkniętymi drzwiami. Zdarza się, że dostajemy anonimowe zgłoszenia o tym, że coś niepokojącego dzieje się w sąsiedztwie, wtedy wysyłamy pracownika socjalnego, by zbadał sytuację. Niestety albo nie jest wpuszczany do mieszkania, albo niegrzecznie z niego wypraszany. Jeśli pracownik socjalny stwierdzi, że życie osoby jest zagrożone, wtedy przekazuje sprawę policji. Nie można jednak powiedzieć, że jest to zjawisko na szeroką skalę. Mieliśmy dotychczas tylko dwa takie zgłoszenia. Większą wiedzy na ten temat mogą mieć notariusze - mówi pracownica jednego z poznańskich ośrodków pomocy społecznej. Niestety notariusze nie chcą zdradzać szczegółów takich spraw.
- Odnotowujemy różne kontrowersyjne przypadki. Zdarza się, że jesteśmy wzywani do osób na łożu śmierci w rozumieniu dosłownym. Sprawdzamy jednak wcześniej, czy taka osoba jest w pełni świadoma, czy odpowiada na nasze pytania logicznie, czy jest w stanie wysłuchać treści aktu notarialnego ze zrozumieniem - informuje notariusz, prosząc jednocześnie o anonimowość.
Zdarza się, że notariusze bezwiednie wplątywani są w sytuacje tego typu. - Jednego razu osoby opiekujące się leżącą na naszym oddziale pacjentką, wezwali do szpitala notariusza. Ten pojawił się z przygotowanym już aktem. Wezwałam oddziałową, bo stwierdziłam, że notariusz powinien zostać poinformowany, że pacjentka ma Alzhaimera i nie jest świadoma tego, co się dzieje. Oddziałowa wraz z ordynatorem przekazali informacje notariuszowi i ten wycofał się z udziału w tym matactwie - mówi pani Alina, pielęgniarka w jednym z krakowskich szpitali.
Czysty przypadek
Jedni na mieszkania polują, dwoją się i troją, byle tylko zdobyć upragnioną nieruchomość, innym takie okazje trafiają się zupełnie niespodziewanie. Pani Maryla od 6 lat pracuje jako pielęgniarka środowiskowa w jednym z podkarpackich miast. Nigdy nawet przez myśl jej nie przeszło, że ktoś kiedyś ofiaruje jej mieszkanie...
- Wiedziałam, że takie przypadki mają miejsce. Jedna moja koleżanka opiekowała się samotną starszą kobietą i ta przepisała na nią mieszkanie, ale nie spodziewałam się, że i mnie to spotka. Zaznaczam, że to czysty przypadek, nigdy nikogo nie namawiałam i nie zmuszałam do przepisywania mi nieruchomości. Wiem, co mówią i myślą ludzie, wiem, jaki jest świat, ale ja mam sumienie czyste - mówi.
Pani Maryla otrzymała od swojego podopiecznego 60-metrowe mieszkanie. - Mieszkanie wymaga sporego wkładu finansowego, bo dawno nie było odświeżane. Nie zamierzam go jednak sprzedać, wbrew opiniom niektórych. Zostawię je dzieciom. Poza tym to nie jest też tak, że ja nie ponoszę żadnych kosztów. Wzięłam na siebie zapłatę za sporządzenie aktu notarialnego, no i zapłaciłam podatek od wzbogacenia. Teraz będę to mieszkanie wynajmować, ale nie po to, żeby na nim zarobić, tylko, żeby mieć na czynsz. Wszystko przebiegło uczciwie. Oczywiście inne pielęgniarki są zazdrosne i rozsiewają plotki, jakobym wymusiła na podopiecznym przepisanie mi mieszkania. To wierutne bzdury. Ostatnio nawet, jak przydzielano nam pacjentów i mi dostała się ponoć samotna kobieta, to koleżanki się zbuntowały i kazały, by przydział zmieniono, żebym czasem nie dostała drugiego mieszkania albo co najgorsze, domu. Tego by nie zniosły. Taka ludzka chciwość i zawiść - dodaje.
Autor: Justyna Sobolak
Źródło: Onet Biznes