Człowiek, który minął się z Chrystusem!
(The Man Who Missed Christ!)
David Wilkerson
(bez daty)
__________
Chcę wam pokazać najtragiczniejszego człowieka w historii. Nie jest to Judasz; nie jest to Herod; nie jest to nawet ktoś nienawidzący Boga. Był synem Dawida, królem w Jerozolimie oraz przykładem najsmutniejszego, najbardziej wzruszającego człowieka na ziemi.
Słuchajcie, proszę, kiedy będę wam mówił, jak ten starotestamentowy król, całe wieki przed Betlejem i Golgotą, minął się z Chrystusem. Jak można minąć się z Chrystusem całe wieki przed Jego narodzinami?
Chrystus objawiany jest w całym Starym Testamencie. Właściwie to jest to podstawowa przyczyna, dla której Stary Testament został nam dany - wskazuje nam na Chrystusa. Na drodze do Emaus Chrystus objawił dwóm ze Swoich uczniów prawdę o Sobie, zawartą w Starym Testamencie: "I począwszy od Mojżesza poprzez wszystkich proroków wykładał im, co o nim było napisane we wszystkich Pismach" (Łukasza 24:27).
Chrystus stwierdził swoimi własnymi ustami, że można było Go znaleźć od Mojżesza poprzez proroków. Dzieci Izraela "wszyscy ten sam pokarm duchowy jedli, i wszyscy ten sam napój duchowy pili; pili bowiem z duchowej skały, która im towarzyszyła, a skałą tą był Chrystus" (1 Koryntian 10:3,4). Chrystus, Skała, był na pustyni. On towarzyszył im, a oni jedli i pili Jego duchowy pokarm.
Salomon również pił duchowy napój Chrystusa i jadł Jego duchowy pokarm. Na jakiś czas król ten wprowadził Miłego do swoich komnat i radował się Jego miłością. Salomon był w winiarni Pana. Siadał pod Jego godłem miłości. Posiadał wielką mądrość, a w swoim duchu dotykał Róży Saronu i widział lilię dolin. Siadał w Jego cieniu z wielką rozkoszą. Czuł rękę Chrystusa pod swoją głową, a Jego prawica obejmowała go. Dźwięk Jego imienia był dla niego największą rozkoszą.
Nadszedł jednak czas, gdy głos Miłego powiedział: "Salomonie, miły mój... wstań, mój przyjacielu, mój piękny .. i chodź" (Pieśni nad Pieśniami 2:10). W tym poselstwie nie było pomyłki. Widzę to bardzo wyraźnie! Salomon słyszał powołanie do nagrody w górze przez Boga w Chrystusie Jezusie. Powołanie, aby zaspokajać swoją duszę jedynie duchowym napojem, duchowym chlebem. Było to powołanie, aby wyjść poza mądrość do pochwycenia, aby ujrzeć miłego jego duszy i przemienić swojego wewnętrznego człowieka.
Było to powołanie, aby pozbyć się każdego małego liska niszczącego jego winnicę. Było to powołanie, aby sięgnąć do głębi, do duchowych zielonych pastwisk boskiego objawienia i ujrzeć Pana wywyższonego. Był powołany na pastwiska wśród lilii (Pieśni nas Pieśniami 2:16). Powiedziano mu, "chodź mój miły, bądź jak gazela lub młody jelonek na górach..." (2:17). Chodź i pragnij Miłego tak jak jeleń pragnie wód na górach Beter.
Czy Salomon słyszy Boga wzywającego go do życia w całkowitym poświęceniu i oddzieleniu? Czy powstanie, otrząśnie się i zaniecha wszystkiego, co wiąże go z rzeczami ziemskimi i ucieknie z Bogiem w góry? Czy odpowie na to wezwanie i przyjdzie? Dwa razy został wezwany - "Wstań i chodź ze mną".
Czy Salomon odwróci się od królowej Saby i usiądzie u stóp swego Miłego? Czy porzuci wszystkie dobre rzeczy które otrzymał od Boga - oklaski, środek sceny, pompę, bogactwo - i uzna to za marność i gonitwę za wiatrem? Czy odpowie na to powołanie i będzie szukał Tego, którego miłowała jego dusza? Czy zrozumie, że nawet dobre rzeczy mogą zaciemnić nasze spojrzenie na Niego?
Czy serce Salomona naprawdę zachwyca się swoim Umiłowanym? Czy będzie czuwał w nocy tęskniąc za Nim? Czy uda się na góry by odpowiedzieć na wezwanie?
Tutaj pojawia się pewien problem! Salomon jest człowiekiem pełnym pożądania! W duszy tego męża Bożego było rozdwojenie. Miał tysiąc małych lisków w swojej winnicy, pożerających cały owoc - siedemset żon i trzysta nałożnic: "Król Salomon pokochał wiele kobiet cudzoziemskich... z narodów, co do których Pan nakazał Izraelitom: Nie łączcie się z nimi... nakłonią bowiem na pewno wasze serca do swoich bogów. Otóż do tych zapałał Salomon miłością" (1 Królewska 11:1,2).
Bóg nie da się z siebie naśmiewać. Nie ważne, że ten mąż Boży był najbardziej uzdolniony na ziemi - próbował mieć to co najlepsze z dwóch światów. Chciał mieć swego Umiłowanego Pana - i swoje małe liski. Jednak grzech zawsze nas znajdzie. "Gdy się zaś Salomon zestarzał, jego żony odwróciły jego serce do innych bogów, tak że jego serce nie było szczere wobec Pana, Boga jego... Salomon postępował źle wobec Pana i nie wytrwał wiernie przy Panu" (1 Królewska 11:4,6).
I tu tkwił problem, bardzo niebezpieczny. Umiłowany rzekł: "Chodź", a Salomon "... nie wytrwał wiernie przy Panu (nie poszedł zupełnie za Panem)".
Pozwólcie, że pokażę wam co staje się z człowiekiem, który mija się z powołaniem Bożym w Chrystusie Jezusie! Te żywe lekcje powinny wstrząsnąć nami do duchowego szpiku kości. Bóg poprzez tą wielką tragedię mówi coś do nas. Obserwujcie, jak człowiek który poddał się ciału, powoli stacza się w dół.
1. Bóg pobudził przeciwko niemu
jego wrogów!
"Toteż Pan rozgniewał się na Salomona za to, że odwrócił serce swoje od Pana, Boga izraelskiego, który mu się dwukrotnie ukazał" (1 Królewska 11:9). Naraził na niebezpieczeństwo wszystko co miał. Bóg nie był jego wrogiem. Królestwo powoli miało być mu odebrane i oddane innemu. Bóg w pewnym sensie powiedział mu, "Nie zabiorę ci wszystkiego, będziesz jednak tylko cieniem tego, czym byłeś kiedyś. Ludzie na zewnątrz nie zauważą różnicy. Będziesz szedł swoją drogą z nienaruszoną zewnętrzną skorupą, lecz wewnątrz będziesz się powoli rozpadać. Dowiesz się, że Ja już z tobą nie współpracuję. Zostałeś sam. Straciłeś pomazanie z powodu grzechu".
Bóg cofnął swą rękę od Salomona - i od tego dnia jego mur ochronny runął, a Bóg wzbudził wrogów aby go nękali. "Wzbudził Pan Salomonowi przeciwnika w osobie Hadada Edomczyka" (1 Królewska 11:14). Znów, w wierszu 23, "wzbudził mu też Bóg przeciwnika w osobie Rezona, syna Eliady".
Tragedią jest, jeśli karę za grzech i chłostę, za którą stoi Bóg, uważamy za dzieło szatana. Bóg wciąż kochał tego człowieka i On Sam pobudził przeciwko niemu wrogów. Szatan mógł być narzędziem, lecz to Bóg był siłą napędową stojącą za tym wszystkim. Bóg miał nadzieję przywrócić Salomonowi jego zmysły i odnowić społeczność z nim.
Król Hadad obudził się pewnego dnia z chęcią zemsty na Salomonie, sam może zdziwiony tą nagłą chęcią utrudnienia mu życia. Jego myśli musiały wyglądać mniej więcej tak: "Za kogo ten człowiek się uważa - chce uchodzić za wielkiego męża Bożego, żyje w przepychu, ludzie garną się aby słuchać jego mądrości, przynoszą mu dary, traktują go jak boga! Weźmy się za niego, wystawmy go na pośmiewisko, znajdźmy jego słabe strony!"
Przez całe lata Rezon nie ośmielał się podnieść głosu przeciwko Salomonowi. Jednak pewnego dnia jego duch został dziwnie poruszony. Zwołał swoich doradców, a oni również byli pobudzeni przeciwko Salomonowi. "Dlaczego, on nie jest mężem bożym", rzekli; "on jest politykiem. Słucha go królowa Saby; światowi przywódcy przyjmują go i zasięgają jego rady. Naróbmy mu kłopotów i utrudnijmy mu życie. On jest teraz naszym głównym celem. Spróbujmy go pognębić!"
Najgorszy cios spadł z własnego domu Salomona, kiedy Jeroboam, syn sługi, "zbuntował się przeciwko królowi" (1 Królewska 11:26). Salomon pokochał go, uczynił swoim zaufanym współpracownikiem. Uczynił nadzorcą całego plemienia Józefa. Lecz ten młody człowiek, mówiąc obrazowo, zadał mu cios w plecy. Zbuntował się i odwrócił od swego dobroczyńcy, Salomona. Teraz Salomon miał wrogów zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz.
Zrozumcie, proszę, cierpienie za sprawiedliwość jest możliwe. Można być prześladowanym z powodu Chrystusa, głosić ewangelię z taką mocą, że całe piekło zaangażuje się aby cię powstrzymać. Lecz wiele z tego co widzimy dzisiaj jest dziełem Boga - choć przypisuje się to szatanowi. Jeśli lud boży nie ukorzy się i nie odwróci się od świata i przyjemności ciała, potrzeba im przeciwników którzy ich obudzą.
Jeśli mężowie boży nie odłożą na bok polityki i nie zajmą się głoszeniem Chrystusa, jeśli nie pozwolą Duchowi Świętemu upokorzyć się i oczyścić - Bóg ma wszelkie prawo aby wzbudzić im wrogów.
Mówimy tutaj o mężach bożych. Pan objawił mu się dwa razy. Był pomazany w potężny sposób. Jednak Salomon musiał mieć do czynienia z Bogiem - nie szatanem! Wpadnięcie w ręce szatana nie jest ani w części tak straszne jak wpadnięcie w ręce rozgniewanego Boga. A Bóg był rozgniewany na Salomona.
Jesteśmy tak ślepi. Nie potrafimy rozpoznać działania Boga, który wyrywa królestwo nieposłusznym i dumnym; używa przeciwników aby przywrócić mężom bożym ich duchowe zmysły; kładzie kres zmysłowości i kompromisowi w ich służbie; chłosta tych, którzy nie słyszą powołania bożego w Chrystusie do pokuty i uświęcenia.
Może znasz jakiegoś sprawiedliwego sługę bożego cierpiącego wielkie prześladowanie i masz dowód na to, że szatan za tym stoi. Ten człowiek nie szuka swojej chwały. Zamknął się w Bogu, a jego poselstwo to pokazuje. Jest całkowicie oddany Bogu a jego życie jest pełne pokory i nienaganne dla świata. Słyszysz jego głos wzywający do pokuty. Z miłością przedstawia wymagania ewangelii i porusza gniazdo nieprzyjaciół. Szatan atakuje go fizycznie, psychicznie i każdą dostępną bronią ze swego arsenału. Prasa go krzyżuje; kaznodzieje śmieją się i wyszydzają. Lecz ten człowiek wie, że w oczach bożych jest czysty - i ty również to wiesz. On potrzebuje naszych modlitw i wsparcia. Pan wyprowadzi go na wyżyny.
Jest również inny mąż boży, poddany srogim doświadczeniom i prześladowaniom. Prasa wystawia go na publiczne pośmiewisko. Jego rozrzutny styl życia znany jest światu. Wydaje się, że zawiązano spisek aby go pognębić i zakończyć jego służbę. Kiedy jeden wróg odchodzi, następny przychodzi. Jest oskarżany, oczerniany i błędnie interpretowany. Taki człowiek szuka współczucia i miłości. Aprobata przyjaciół tymczasowo podtrzymuje go na duchu. Jednak w głębi serca podejrzewa, że za tym wszystkim stoi Bóg. W pewnym miejscu człowiek ten minął się z celem. Stał się zbyt zajęty, zbyt sławny, zbyt skoncentrowany na sobie, aby odpowiedzieć na boże powołanie by zagłębić się w Chrystusa. A wszyscy zwycięzcy mający właściwe rozeznanie czują to. Wiedzą, że to Bóg próbuje sprowadzić go z powrotem do jego duchowych korzeni.
Jeśli jestem atakowany przez bezbożnych nieprzyjaciół, powinienem się dowiedzieć kto ich przysłał: Bóg czy szatan? A jeśli w moim życiu jest grzech, wiem skąd pochodzą ci nieprzyjaciele! Nie muszę rozsyłać listów z prośbami o pieniądze na walkę z diabłem. Nie ośmielam się mówić ludziom, że diabeł jest na mnie wściekły - to Bóg przez cały czas jest na mnie zły.
2. Następnt krok w dół -
utrata obecnoci Umiłowanego.
Słuchajcie tego wołania o zmiłowanie - "Otworzyłam mojemu miłemu, lecz mój miły już odszedł, znikł; Byłam zrozpaczona, że odszedł. Szukałam go, lecz go nie znalazłam, wołałam go, lecz mi się nie odezwał" (Pieśni nad Pieśniami 5:6).
Zaczyna być ci żal tej osoby, ponieważ wciąż pragnie tej intymności którą kiedyś znała, nie jest jednak gotowa zapłacić cenę za odnowę. Z jednej strony wciąż bawi się z małymi liskami, wciąż pała żądzą - lecz z drugiej strony chce cały czas cieszyć się obecnością Miłego. Potykając się, wychodzi ze swojego królewskiego haremu, pijany zakazanym winem pożądania, i przychodzi szukać Miłego. "Dokąd poszedł? Gdy spotkacie mojego Miłego, powiedzcie mu że jestem chory z miłości..." Ale podmiotu tutaj nie ma. Jest tylko cień, wspomnienie - po drugiej stronie okna, za szybą.
Miły nie będzie miał bliskiej społeczności z niewiernym kochankiem. Nic dziwnego, że Salomon stracił wizję swojego Miłego. Nic dziwnego, że Pan nie odpowiedział, gdy on wołał. Nic dziwnego, że zakradły się samotność i rozpacz. Salomon zagubił się w swoim pożądaniu! Poprzez łzy bólu i złe przeczucia, Salomon pogrążał się w swoim grzechu, raz za razem. Był rozdarty pomiędzy dwóch kochanków. Raz grzech raz pokuta. Grzech i płacz. Grzech i żałowanie. Grzech i tęsknota za Bogiem. Grzech i modlitwa. Jednak ciało zawsze wygrywało.
Widzę chrześcijan, którzy minęli się z powołaniem Bożym w Chrystusie z powodu pożądania i grzechu i bez wątpienia pełni są wyrzutów sumienia. Radość Pana odeszła od nich. Tam, gdzie kiedyś śmiało przemawiali, teraz zadają pytania. Mówią o swoim duchowym głodzie, potrzebie lepszego poznania Chrystusa, lecz więcej w tym formy niż treści. Widać to tęskne spojrzenie, które mówi: "Tak, naprawdę Go kocham - potrzebuję Go - lecz nie potrafię przemóc tego co mnie trzyma!" Nie potrafią spojrzeć ci w oczy.
Myślę, że nie ma nic gorszego na ziemi niż utrata poczucia obecności Chrystusa. Patrzymy na ten smutny obraz Salomona i zastanawiamy się, jak taki błogosławiony i uzdolniony człowiek mógł zamienić swoje dobre imię, swoje miejsce w historii, swoje królestwo i swoje miejsce w Bogu na prawo do folgowania swoim nieopanowanym namiętnościom.
Czy to ten sam człowiek, który kiedyś stał przez Izraelem i przestrzegał, "Panie, Boże Izraela! Nie ma... takiego Boga jak Ty, który dotrzymujesz przymierza i okazujesz łaskę wobec swoich sług, którzy chcą z całego serca być z tobą... który zamyka niebiosa gdy twój lud zgrzeszy przeciwko tobie... wszelkie błaganie jakie wypowie poszczególny człowiek lub cały twój lud izraelski, kto tylko odczuje to w swoim sercu jako cios... racz wysłuchać i odpuść... jeśli zgrzeszą przeciwko Tobie i Ty rozgniewasz się... i nawrócą się do ciebie z całego swojego serca i z całej swojej duszy... ty racz wysłuchać i odpuść... niech Pan, Bóg nasz, będzie z nami, niech nas nie opuści ani nas nie porzuci... aby potwierdził słowo swojego sługi" (1 Królewska 8).
Jakim potężnym kaznodzieją był kiedyś Salomon! Jakież cudowne światło lśniło w jego duszy. Minął się jednak z powołaniem. Wybrał szukanie przyjemności, a nie serca swego Miłego. W swoich ostatnich dniach ostrzegał młodych: "Pamiętaj o swoim Stwórcy w kwiecie swojego wieku, zanim nadejdą złe dni i zbliżą się lata o których powiesz: Nie podobają mi się" (Kazn. Sal. 12:1).
3. W końcu Salomon pozostał
jedynie ze swymi pustymi marzeniami.
Odwróciwszy się od swojej niebiańskiej wizji, zajął się ziemską. Salomon stał się budowniczym, spędzającym większość czasu z architektami i wykonawcami robót. W swoim cielesnym umyśle był człowiekiem wielkiej wizji i odwagi - przedsiębiorczym duchem, czyniącym wielkie rzeczy. Jego projekty wymagały wiele uwagi. Człowiek który nie miał czasu aby pójść do Miłego, znalazł czas aby "podjąć wielkie dzieła" (Kazn. Sal. 2:4).
Salomon był pochłonięty pasją budowania wspaniałych budynków, stawów, winnic, ogrodów i sadów. Zbudował najwspanialszą świątynię na świecie. Spędził 13 lat na budowaniu sobie wspaniałego pałacu. Zaprojektował najbardziej niezwykły domek letni w lasach Libanu. Zbudował salę tronową, fortece, kamienne miasta, miasta-stajnie dla rydwanów, oraz nowe miasta w odległych krajach. Sześć mil na wschód od Jerozolimy, w Ain Karin, zaprojektował i zasadził wielkie ogrody i sady oraz wspaniałe parki. Wybudował stawy, baseny i akwedukty doprowadzające wodę do Jerozolimy i swoich rozrastających się ogrodów.
Król stał się hodowcą bydła; posiadał wielkie stada krów, owiec, wołów i egzotycznych koni. Miał 1400 rydwanów i 12 000 jeźdźców. Józefus pisał, iż jego woźnicy mieli długie, kręcone włosy przypudrowane złotym pyłem i nosili tuniki z tyryjskiej purpury.
Salomon zbudował flotę. Otaczał się złotem, kością słoniową, srebrem, pięknymi szatami, drewnem, przyprawami, pawiami i innymi egzotycznymi zwierzętami. Zbudował sobie wielki tron z kości słoniowej i pokrył go złotem. Kielichy z których pił były ze złota. Panował taki dostatek, że nikt nie mógł go zliczyć. Gości i żony obrzucał biżuterią. Wyprawiał wielkie uczty, na których występowały jego prywatne chóry i orkiestry. Podejmował gości muzyką, winem i tańcem.
Kiedy królowa Saby ujrzała królewski orszak Salomona w całej swej świetności, nie mogła wyjść z podziwu. Jego złote powozy, jego wielkie zastępy straży, konnicy i służby, wszyscy zmierzający do jednego z "rajów" Salomona - cóż to był za widok.
Królowa Saby nie wiedziała jednak, że Salomon miał się stać najsamotniejszym, najbardziej rozczarowanym człowiekiem w królestwie. Cały czas szedł w kierunku końca. Każda nowa budowla, każdy nowy nabytek, pozostawiały go coraz bardziej duchowo rozbitym i rozczarowanym. Jego sukcesy w świecie materialnym sprawiły, że polegał na sobie, był człowiekiem zdeterminowanym. Był tak zadufany z powodu swojego widocznego sukcesu i stanu posiadania, że zlekceważył swój duchowy upadek. Kiedy oglądał swoje imperium i nie odczuwał potrzeby kontrolowania siebie, czuł się wyższy od innych i pewny siebie. Jego wpływy i posiadłości pozwoliły mu wyznaczać swój własny kurs, nie słuchać niczyich rad i iść za swoimi marzeniami.
Kiedy rzeczy widzialne pociągają i są w środku zainteresowania, serce ziębnie. Salomon oddalił się od Boga i stał się sługą rzeczy widzialnych. Przez krótki czas cieszył się swoimi osiągnięciami. Mógł powiedzieć: "moje serce radowało się z wszelkiego mojego trudu" (Kazn. Sal. 2:10). Lecz wkrótce po tym słyszymy, jak wyznaje, "Potem zwróciłem uwagę na wszystkie moje dzieła, których dokonały moje ręce, i na mój trud, który włożyłem w pracę. I oto: wszystko to jest marnością i gonitwą za wiatrem i nie daje żadnego pożytku pod słońcem... I tak znienawidziłem życie... nie podobał mi się bieg rzeczy... zaczęły się budzić w sercu moim wątpliwości" (Kazn. Sal. 2: 11-20).
Jakież to smutne! Był podziwiany jako człowiek wizji i przedsiębiorczości. Jednak tłumy niewiele wiedziały o tym, że był człowiekiem bardzo umęczonym. Przyjrzał się wszystkim swoim przedsięwzięciom i to przyprawiło go o ból głowy! Powiedział, "Co za marnotrawstwo! Cóż mi po tych wszystkich rzeczach materialnych? Nie przyniosły mi szczęścia!"
W pewnej mierze ja też przez to przeszedłem. Znam to uczucie pogrążania się, poczucie bezskuteczności. Planowałem, projektowałem i budowałem - spędzałem całe tygodnie na projektach budowlanych, planowaniu coraz to nowych rzeczy, wmawianiu sobie, że czynię to wszystko "dla chwały Bożej". Budowałem dla Jezusa - przynajmniej tak mówiłem innym. Żadna z tych rzeczy nie przyniosła mi szczęścia, zamiast tego przy końcu przygnębiały mnie. Myślałem, "Mam już dość budowania - mam dość szukania pieniędzy. Chciałbym, aby ktoś przyszedł i przejął to wszystko". Potem pewnego dnia usłyszałem wezwanie Boga aby zagłębić się w Chrystusa. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że zająłem się tymi wszystkimi działaniami, ponieważ traciłem kontakt z Umiłowanym.
Musiałem oddać wszystko. Nie mogłem już dłużej marnować czasu na puste marzenia. Moje rancho marzeń musiało odejść. Szkoła biblijna moich marzeń musiała odejść. Moje stado Czarnego Angusa musiało odejść. Słyszałem Boga, wołającego mnie, głośno i wyraźnie - "Dawidzie, szedłeś złą drogą. Chodź ze Mną. Spotkajmy się na górze. Przyjdź do doliny lilii. Chodź, odkryj Różę Saronu. Chodź, obejmij Mnie, a Ja zaspokoję cię duchowym życiem, pokojem i radością".
Spójrzcie na wszystko, co Salomon wybudował, a zobaczycie, że próbował odzyskać w sposób materialny to, co stracił duchowo.
Akwedukty i stawy, zamiast żywej wody.
Zielone pastwiska i chłodne wody Ain Karen, zamiast zielonych pastwisk Miłego i chłodnych wód z Psalmu 23.
Pokryta złotem świątynia w Jerozolimie, zamiast duchowej świątyni Ducha Świętego.
Swoje własne stada na tuzinie wzgórz, zamiast Jego stad na tysiącach wzgórz.
Chóry ludzi, zamiast chórów anielskich.
Tron na ziemi, zamiast tronu w górze.
Rydwany Salomona, w miejsce rydwanów Pana zastępów.
Pałac na ziemi, zamiast pałacu w górze.
Ulice wykładane złotem w Jerozolimie, zamiast ulic wykładanych złotem w Nowym Jeruzalem.
Czy to nie oczywiste, że Salomon próbował zbudować swoimi rękami to, co stracił w swoim sercu? Czy myślisz, że mąż boży który idzie za Panem Jezusem Chrystusem ma czas na bawienie się ziemskimi marzeniami? Mąż boży powinien siedzieć w miejscach niebiańskich w Chrystusie, spędzać cały czas na słuchaniu bożych planów, rozmawiając z Wszechmogącym, aby mógł zejść i wybudować duchowy dom!
Dlaczego tak wielu szczerych mężów bożych ugrzęzło w tak wielu przedsięwzięciach, olbrzymich programach budowlanych i pochłaniających czas marzeniach? Nie chodzi o to, że wszystkie przedsięwzięcia budowlane są marnością. Nie wątpię, iż wielu sług bożych naprawdę zainteresowanych jest budowaniem tylko dla chwały Pana. Bóg ma swoich budowniczych i pionierów - ci ludzie budują tylko z konieczności. Zasługują na zachęcenie i wsparcie.
Z drugiej strony, nie mam wątpliwości, że dzisiaj wiele religijnych budowli i planów jest dziełem mężów bożych, którzy minęli się z powołaniem. Stracili rzeczy duchowe, więc zajęli się materialnymi. Budują swoimi rękami, ponieważ utknęli w poszukiwaniu Chrystusa. A człowiek bardziej zajęty tym ma większe plany - "Czym większa forma, tym płytsza treść".
To ma zastosowanie nie tylko dla kaznodziejów. Człowiek siedzący w ławce zdąża w tym samym kierunku. Dlaczego chrześcijanie tak bardzo zniewoleni są domami, ziemią i posiadłościami? Dlaczego gonią za przepychem, łatwizną i przyjemnością? To dlatego, że odrzucili powołanie Boże. Ich własne "ja" panuje nad nimi. Bezpieczeństwo i przyjemność zastąpiły brzemię Pana.
Zakończenie: Paweł był człowiekiem,
który zdobył Chrystusa!
"Lecz więcej jeszcze, wszystko uznaję za szkodę wobec doniosłości, jaką ma poznanie Jezusa Chrystusa, pana mego, dla którego poniosłem wszelkie szkody i wszystko uznaję za śmiecie, żeby zyskać Chrystusa" (Filipian 3:8).
Tak jak Salomon, Paweł doświadczył Bożego nawiedzenia dwukrotnie - najpierw na drodze do Damaszku, potem w domu Judy, gdzie otrzymał Ducha Świętego. Mógłby iść naprzód w mocy tych dwóch spotkań z Bogiem, podróżując i wydając cudowne świadectwo. Jakże poruszające by to było. Jednak Paweł usłyszał, jak Bóg powołuje go do czegoś wyższego. Usłyszał to samo powołanie, jakie słyszał Salomon - Miły mówił: "Przyjdź. Przyjdź do mojego ogrodu i ucz się ode Mnie".
Paweł pobiegł za swym Miłym do Arabii. Był wściekły - według wszelkich ewangelicznych norm - musiał zrezygnować z natychmiastowej akceptacji i uznania. Dusze umierały, on był pomazany. Czemu nie miałby szybko iść na bielejące pola, gotowe do żniwa? Zamiast tego, udał się w odosobnienie, pozostawiając za sobą wszystkie religijne wymagania. Zapominając o wszystkim, zmierzał do nagrody w górze. Chrystus był wszystkim! Arabia była dla Pawła zielonym pastwiskiem, doliną lilii, winnicą, której godłem jest miłość, ucztą chleba żywota - gdzie Różę Saronu widać w pełni rozkwitu, w całej Jego chwale i majestacie.
Dzięki Bogu, że między ludem Bożym jest poruszenie. Jego wezwanie słyszane jest przez wielu spragnionych sług Pana. W wielu sercach widzę konieczność, by zamknąć się w Bogu, iść dalej, głębiej w Chrystusa. Niezadowolenie sprowadza wiele osób do kresu ich samych. Słyszę o tym wszędzie, gdzie idę - "Musi być coś więcej! Chce widzieć Jezusa! Chcę wyjść Mu na spotkanie! Chcę Jego nowego objawienia. Jestem spragniony Jego pełni. Dosyć już mam płytkości, bycia zajętym, pędu, życia na pokaz. Chcę widzieć Jezusa!"
Czas ucieka - wkrótce nie będziemy słyszeć wezwania. Czy przyjdziesz do niego? Nie chcę stać przed sądem Chrystusa i słyszeć jak mówi: "wołałem, lecz ty odmówiłeś". Cóż za okropność być sądzonym za lekceważenie, lekkość, apatię!
Chrystus musi być teraz Panem wszystkiego, inaczej nie będzie Panem w ogóle!
---
Wykorzystano za zgodą World Challenge, P. O. Box 260, Lindale, TX 75771, USA.