Najnowszy Testament
„Głosy spoza chóru" Agnieszki Zakrzewicz to upojna lektura. Zwłaszcza dla tych,
którzy nie darzą Kościoła kat. szczególną sympatią, ale podejrzewam, że wśród
Czytelników „NIE" to postawa dość rozpowszechniona.
Książka składa się z 23 wywiadów przeprowadzonych z ludźmi, którzy uzyskali wiedzę
na temat prawdziwego oblicza Kościoła w drodze osobistego doświadczenia, pracy naukowej
i dziennikarskiej, działalności społecznej; to ofiary molestowania, aktywiści organizacji
walczących o ich prawa, autorzy demaskatorskich publikacji, seksuolog. Szczególnego
wymiaru nadaje książce fakt, iż autorka skończyła pracę nad nią już po ogłoszeniu dymisji
Benedykta XVI, ale jeszcze przed wyborem Franciszka.
Kardynał Bergoglio pojawia się tam zatem niejako marginalnie, w rozdziale poświęconym
wyjątkowo haniebnej współpracy Kościoła z krwawą juntą gen. Videli odpowiedzialnego
za śmierć kilkunastu tysięcy ludzi.
Ramię w ramię z juntą. Kościół, z błogosławieństwem Jana Pawła II, wspierał
dyktatora do tego stopnia, że gdy Międzynarodowa Komisja Praw Człowieka miała
kontrolować teren Szkoły Mechanicznej Marynarki Wojennej, gdzie więziono,
przesłuchiwano i mordowano podejrzanych o lewicowość - więźniowie zostali ukryci
na należącej do Kościoła wyspie El Silencio, aby junta miała czas wybudować łazienki
w miejscu sali tortur.
Księża wspierali działalność oprawców, udzielając ostatniego namaszczenia wyznaczonym
do likwidacji, którym następnie dawano zastrzyk usypiający i zrzucano z samolotów do
morza. Udzielali rozgrzeszenia także tym, którzy wyrzucali. Jeden z rozmówców
Zakrzewicz, argentyński dziennikarz Julio Alganaraz, wspomina o udziale kard. Bergoglio
w porwaniu dwóch jezuickich zakonników, którzy pracując wśród biednych w jednej
ze wspólnot Buenos Aires, narazili się na podejrzenie o sympatię dla teologii wyzwolenia.
Bergoglio zawsze twierdził, że to nieprawda. W rzeczywistości są świadkowie i dokumenty,
które mówią, że to właśnie on doniósł na nich reżimowi wojskowemu - mówi Alganaraz. -
Cała ta historia wyszła na jaw już dawno temu i w związku z tym trudno zrozumieć,
jak kardynał Bergoglio mógł być brany pod uwagę jako kandydat na papieża i otrzymać
tyle głosów. Jezuici całkowicie się od niego odwrócili. Dziennikarz wspomina też, jak
próbował porozmawiać o argentyńskim kardynale z przełożonym jezuitów w Rzymie.
Usłyszał lodowate: Kardynał Bergoglio nigdy nie chodzi tymi korytarzami.
Zwalczanie teorii wyzwolenia. Jednak głównym oskarżonym „Głosów spoza chóru"
jest bezdyskusyjnie Karol Wojtyła. I to tyleż jeśli chodzi o współpracę z południowo-
amerykańskimi juntami zaangażowanymi w finansowaną przez CIA operację „Kondor",
w wyniku której 50 tysięcy obywateli podejrzanych o lewicowość zostało zabitych,
a co najmniej 30 tysięcy zaginęło bez wieści - ile o haniebne postępowanie Kościoła kat.
w sprawie epidemii molestowania seksualnego dzieci powierzonych opiece papistowskich
duszpasterzy.
Powszechnie znane jest postępowanie Wojtyły wobec teologii wyzwolenia: zrodzonego
w Ameryce Łacińskiej Kościoła ubogich niosącego nadzieję prostym ludziom- ciemiężonym
przez właścicieli ziemskich i służących im prawicowych dyktatorów wspieranych przez USA
Najciemniejszym bodaj punktem walki J.P 2 z teologią wyzwolenia jest jego postępowanie
wobec arcybiskupa San Salvadoru Oscara Romero. Romero, który - co podkreśla jeden
z rozmówców Zakrzewicz, autor książek o południowoamerykańskich dyktaturach Maurizio
Campisi - zaczynał swą drogę jako hierarcha konserwatywny, bliski duchowo Wojtyle,
a apostołem teologii wyzwolenia stał się pod wpływem okrucieństw, których junta wojskowa
dopuszczała się w jego kraju. Gdy przywiózł Wojtyle teczkę z materiałami dokumentującymi
te zbrodnie, nasz wielki rodak cisnął ją w kąt, krzycząc: Nie przynoście mi rzeczy, których nie
mam czasu czytać! Musicie lepiej porozumiewać się z rządem! - opowiada Giovanni
Franzoni, jeden z ostatnich żyjących uczestników Soboru Watykańskiego II, za lewactwo
wydalony ze stanu kapłańskiego przez Pawła VI. Badacze tego okresu są zgodni co do tego,
iż odrzucenie abp. Romero przez papieża zostało przez salwadorskie szwadrony śmierci
uznane za przyzwolenie na likwidację niewygodnego hierarchy. Kilka tygodni później
Romero został zamordowany, gdy celebrował mszę, akurat podczas podniesienia. Jak mówi
Alganaraz, to trochę tak jak z mafią - jeśli mafia kogoś chroni, a potem wycofuje swoją
protekcję, jest to równoznaczne z wyrokiem śmierci.
Rozmówcy Zakrzewicz wypominają J.P. także jego życzliwość dla Pinocheta, z którym
obściskiwał się na balkonie prezydenckiego pałacu La Moneda, któremu posyłał osobiste
błogosławieństwo z okazji 50. rocznicy ślubu i w którego obronę watykańska dyplomacja
zaangażowała się w 1999 r., po jego aresztowaniu w Wielkiej Brytanii.
Po tym apelu „Matki z Placu Majowego" - stowarzyszenie kobiet, których dzieci zaginęły
podczas rządów junty w Argentynie - wystosowały do Wojtyły list, zaczynający się od słów:
Do Pana Jana Pawia II, gdzie pisały m.in.: Jezus został ukrzyżowany, a jego ciało zostało
rozdarte przez Judaszy takich jak Pan, który teraz broni morderców. Campisi przypomina,
jak w 1983 r. podczas mszy w Managui Wojtyła ochrzanił matki młodych sandinistów,
które prosiły go o modlitwę za poległych w walce synów.
W 1984 r. Watykan wydał nakaz milczenia innemu apostołowi Kościoła wyzwolenia,
wybitnemu teologowi Leondardowi Boffowi. I tak dalej.
Zachowanie Wojtyły wobec teologii wyzwolenia rozmówcy Zakrzewicz tłumaczą
jego antykomunistyczną obsesją, świętą wojną przeciw komunizmowi, toczoną wspólnie
z Reaganem, który przekonał go, że wszystko, co nie jest prawicowe, jest marksizmem.
Tym niemniej żaden nie znajduje dla niego usprawiedliwienia. Najlepsze, co „Głosy spoza
chóru” mają do powiedzenia o papieżu Polaku w kontekście Ameryki Łacińskiej - to to,
że większość tamtejszych prawicowych dyktatur rozwinęła się nieniepokojona przez Kościół
jeszcze za czasów Pawła VI.
Ochrona zboczeńców w sutannach. Podobnie surowa jest ocena działań
Jana Pawła II w kwestii kościelnych skandali seksualnych. Pierwszym rozmówcą w książce
Zakrzewicz jest Carmelo Abbate, autor słynnego reportażu wcieleniowego „Szalone noce
księży gejów" opowiadającego o fascynującym życiu nocnym Watykanu. On jednak mówi
jedynie o tym, jak księża zabawiają się z innymi dorosłymi, chętnymi do zabawy facetami.
Wprawdzie dla wierzących opowieści o księdzu, który dyma męską prostytutkę,
przywdziawszy na tę okoliczność strój liturgiczny i koloratkę, mogą być szokujące - ale
z punktu widzenia ludzi niespętanych katolicką moralnością seksualną to seks jak każdy
inny. Może trochę bardziej nasycony hipokryzją - o czym mówi jedyny anonimowy bohater
książki, młodzieniec, który po kilku gejowskich związkach w seminarium zrezygnował
z kapłaństwa, ale pozostał patriotą i katolikiem, a także gorącym zwolennikiem PiS.
Ważniejsze jest jednak, jak bardzo niepochlebny wizerunek Karola Wojtyły płynie
z opowieści o jego stosunku do epidemii pedofilii, jaka panowała w Kościele pod jego
rządami. O seksualnym wykorzystywaniu dzieci - ze szczególnym uwzględnieniem
ministrantów - przez kler mówią przedstawiciele stowarzyszeń ofiar księżej swawoli,
prawnik, dziennikarze zajmujący się demaskowaniem nadużyć. Opowieści są straszliwe,
ale nieszczególnie warte przytaczania w tym miejscu - wszyscy mniej więcej wiemy,
co duszpasterze robili powierzonym swojej pieczy barankom. Najlepiej oddaje to tytuł
rozmowy z Francesco Zanardim, założycielem włoskiego stowarzyszenia Rete L'Abuso
(„Sieć Nadużycia") koordynującego działania ofiar kleru na całym świecie: Kościoły to
miejsca niebezpieczne dla dzieci.
Zarzuty stawiane Wojtyle dotyczą zaangażowania, z jakim papież Polak zatykał uszy
i zamykał oczy, żeby nie widzieć i nie słyszeć zła, które pieniło się pod jego miłosiernymi
rządami. Uwagę zwraca opowieść Berniego McDaida, który z księżą miłością bliźniego
spotkał się w szczególnie obfitującym w takie wydarzenia Bostonie w wieku lat 11,
a kilkadziesiąt lat później założył międzynarodowe stowarzyszenie ofiar „Survivors Voice".
Bernie usiłował ze swoją historią dotrzeć do J.P. 2 przez Dziwisza. Udało mu się odbyć tajne
spotkanie w hotelowym pokoju z abp. Jamesem Greenem, a skutkiem tego spotkania było
wysłanie do Bostonu kard. Seana O'Malleya, który wziął się energicznie za zamiatanie
problemu pod dywan, zawierając z ofiarami tajne ugody.
Jeszcze intensywniej J.P. 2 zaangażował się w nieprzyjmowanie do wiadomości informacji
o podwójnym życiu Marciala Maciela Degollado, założyciela „Legionu Chrystusa". Jedna
z jego ofiar także usiłowała skontaktować się z papieżem przez Dziwisza, ale nie uzyskała
nawet takiej odpowiedzi jak McDaid - Degollado był ulubieńcem Wojtyły, wiernym uczniem
jego konserwatywnej doktryny.
Takich historii jest więcej, a wszystkie sprowadzają się do jednego:
Jan Paweł II postanowił nie przyjmować do wiadomości informacji o księżej pedofilii
- i wytrwał w tym postanowieniu do śmierci.
Rozmówcy Zakrzewicz wiążą to z generalnym desinteressement, jakie papież Polak
okazywał sprawom kurii rzymskiej, do której starał się wtrącać jak najmniej przez 27 lat
rządów - co skądinąd, jak twierdzi Giacomo Galeazzi, współautor książki „Tajemniczy
Wojtyła", było elementem jego układu z Opus Dei, który doprowadził do jego wyboru.
Wśród informacji w Polsce mało znanych, a dotyczących skandalu pedofilskiego
w Kościele, uwagę zwraca podjęta przez Kościół, już po śmierci Wojtyły, fascynująca
próba zepchnięcia odpowiedzialności za zboczeńców w sutannach na środowiska
homoseksualne. Najpierw sekretarz stanu za Benedykta, Tarcisio Bertone, potem także inni
ważni purpuraci ogłaszali, że dymanie dzieci przez księży to nie pedofilia, tylko efebofilia,
albowiem dzieci to tak naprawdę nie były dzieci, tylko młodzieńcy, a pociąg do młodzieńców
tej samej płci jest odmianą homoseksualizmu - ergo wszystkiemu winne są pedały.
Jeśli chodzi o ocenę postępowania Benedykta XVI wobec skandalu pedofilskiego - opinie
rozmówców Zakrzewicz są interesująco rozbieżne. Te same dokumenty, które jedni uważają
za próbę zamknięcia ust ofiarom i utajenia całej afery, inni przedstawiają jako pierwszą
uczciwą próbę rozliczenia się z problemem podjętą przez głowę Kościoła.
Choćby z tego względu warto się z nimi zapoznać.
W imię wsteczności. Warto też zwrócić uwagę na powtarzające się w książce glosy
obarczające Wojtyłę odpowiedzialnością za całkowity odwrót od reform Soboru
Watykańskiego II. Podjęta przez Ratzingera decyzja przywracająca tzw. nadzwyczajną
formę rytu rzymskiego, kiedy to ksiądz stoi tyłem do wiernych i mówi w niezrozumiałym
dla nich języku, była jedynie wisienką na torcie kontrreformacji przeprowadzonej przez
Wojtyłę - mówią rozmówcy autorki. To papież Polak odpowiada za odejście od kolegialności
w zarządzaniu Kościołem, ponowne zamknięcie się na najmniejsze nawet oznaki oddolnej
demokracji, powrót do nacechowanej wyższością i pogardą postawy wobec kobiet, skupienie
nauki moralnej katolicyzmu na seksualnych zakazach etc.
Przeciwko Kościołowi. W pierwszym zdaniu wstępu do książki Agnieszka
Zakrzewicz przytacza obowiązkowe zastrzeżenie o zamiarze nieszkodzenia papizmowi,
jednocześnie dystansując się w stosunku do niego, ale nie do końca: „To nie jest książka
przeciw Kościołowi” - to zdanie stało się wręcz obowiązkowe, gdy jakiś dziennikarz
decyduje się podjąć poruszane tu tematy. Nie sądzę, żeby za sprawą „Głosów spoza
chóru” ktokolwiek odwrócił się od Boga, gdyż prawdziwej wiary nie zachwieją żadne
słowa...
Gwoli ścisłości: to jest książka przeciw Kościołowi. Nie wiem, co autorka ma na myśli,
pisząc o prawdziwej wierze - teizm jest najczęściej, a wśród polskich papistów w zasadzie
zawsze, efektem tego, co włożyli nam do głów jako dzieciom, a czego z lęku, braku
motywacji czy też intelektualnego lenistwa nie zakwestionowaliśmy jako ludzie dorośli.
Myślę, że i obraz moralnej degrengolady, bezwzględności, egoizmu i pogardy dla wiernych,
jaki płynie z „Głosów spoza chóru", powinien każdego myślącego człowieka skłonić
do zakwestionowania podstaw światopoglądu opartego na przekonaniu, że w niebie
mieszka nieskończenie dobry Bóg, a papież, biskupi i księża są jego personelem naziemnym.
AWŁ
Agnieszka Zakrzewicz „Glosy spoza chóru",
Czarna Owca, Warszawa 2013.