Nienawiść jako środek perswazji
Nasza prezentacja poświęcona jest dwóm środkom perswazji, odwołującym się do uczucia nienawiści - argumentowi ad odium i związanemu z nim chwytowi erystycznemu, który Artur Schopenhauer w swojej książce pt. „Erystyka, czyli sztuka prowadzenia sporów” nazwał nienawistną kategorią pojęć.
Nienawiść
Najpierw poświęćmy nieco uwagi samemu uczuciu nienawiści. Św. Tomasz z Akwinu uczucie definiuje jako akt zmysłowej władzy pożądawczej, związanej z przemianą organiczną i towarzyszącej poznaniu zmysłowemu. Według podziału Kwintyliana nienawiść jest to uczucie należące do patosu, a więc gwałtowne, krótkie i impulsywne. W sztuce od starożytności towarzyszyło gatunkowi tragedii. Arystoteles określił nienawiść jako uczucie nieco pokrewne do gniewu. Będzie to więc swego rodzaju połączona z bólem rządza zemsty. Jednak nienawiść, w przeciwieństwie do gniewu nie musi być wywołana doznaną osobiście lub wobec bliskich nam osób wzgardą, czyli podtrzymywaniem opinii, że coś nie ma wartości. Wzgarda dzieli się według Stagiryty na lekceważenie: gdy coś uznaje się za bezwartościowe, szyderstwo - gdy ktoś udaremnia nasze życzenia lub przeszkadza w ich realizacji i na zniewagę - czyli czynienie lub mówienie jedynie dla przyjemności własnej komuś takich rzeczy, które przynoszą mu wstyd.
Nienawiść w rozumieniu arystotelesowskim wykracza jednak dalej. Może być skierowana nie tylko przeciw konkretnej jednostce, ale również przeciw ogółowi. Może nie wynikać z osobistej obrazy ani nie mieć konkretnej przyczyny. Nie musi również powiązana z późniejszym uczuciem litości. Wszystko to odróżnia ją w arystotelesowskiej koncepcji od gniewu. Mimo upływu tysięcy lat od czasów greckiego uczonego, nienawiść jest więc skutecznym środkiem w dyskursie publicznym. Więcej, wydaje się pełnić coraz istotniejszą rolę na tym polu. Nienawiść jednak, by osiągała efektywne cele perswazyjne, nie może być jedynie naturalnie wyrażaną emocją. Poddana musi być sublimacji, czyli panowaniu rozumu. Retor czy erysta musi wiedzieć, jak konkretne uczucie, w tym przypadku nienawiść budzić. By działanie takie odniosło zamierzony skutek, musi robić to świadomie i celowo. Sam emocjonalny wybuch nienawiści może nie zadziałać.
Argumentum ad invidiam
Jak pisze Krzysztof Szymanek w swojej książce pt. „Sztuka argumentacji. Słownik terminologiczny” „argumentum ad invidiam/ad odium (nazwa pochodzi z języka łacińskiego i oznacza argument do nienawiści) to argument, argumentacja odwołujące się do nienawiści odbiorcy do jakiś osób lub osoby. Wykorzystując istniejącą nienawiść i uprzedzenia łatwo uzyskać akceptację twierdzeń zawierające negatywne oceny osób stanowiących obiekt silnych uczuć negatywnych”. Szymanek podaje w tym miejscu taki przykład „Nie zważajcie sędziowie na dowody - spójrzcie tylko na twarz tego człowieka, twarz psychopaty i zwyrodnialca”. Za chwilę przedstawimy użycie argumentum ad odium i nienawistnej kategorii pojęć we współczesnym dyskursie publiczny. Te dwa środki nierozerwalnie łączą się ze sobą. Nie sposób w praktyce oddzielić ich też od argumentacji ad personam, czyli osobistego obrażania przeciwnika.
Nienawistna kategoria pojęć
Artur Schopenhauer, sięgając do dzieł Arystotelesa „O dowodach sofistycznych” oraz „Topika”, w swojej książce „Erystyka, czyli sztuka prowadzenia sporów” jako 32 sposób podaje „nienawistną kategorię pojęć”. „Przeszkadzające nam twierdzenie przeciwnika- pisze Schopenhauer - możemy łatwo usunąć lub też przynajmniej uczynić podejrzanym, zaliczając je do jakiejś nienawistnej nam kategorii pojęć, i to nawet wtedy, gdy zachodzi nader słabe podobieństwo lub luźne powiązanie”. Widać już z samej definicji, że chwyt ten opierać się może na najzwyczajniejszej insynuacji, obeldze i po prostu kłamstwie, co jest naganne z punktu widzenia etycznego i nieprzystoi retorowi. Bardzo podobne do nienawistnej kategorii pojęć jest etykietowanie, czyli 12 sposób na wygranie sporu wskazywany przez Schopenhauera. Różni się ono tym, że nie musi być negatywne. Można etykietować samego siebie. Jest to bardziej pewna forma uogólniania. Marek Kochan modyfikuje nieco znacznie etykiety A. Schopenhauera. Wprowadza on pojęcie etykietki. Etykietka według M. Kochana to „okazjonalne, opisowo-wartościujące nazwania różnych bytów, motywowane perswazyjnie, tj. służące przekazaniu odbiorcom określonych wartości, używane dla określenia tych samych bytów przez innych nadawców lub wprowadzone z myślą, o takim użyciu”. [Kochan 1994: 86]. W tym rozumieniu ważna jest natomiast trwałość obrazu, jaki etykietka tworzy.
Gdy etykieta czy etykietka przybiera znaczenie negatywne w praktycznym użyciu bardzo często zanika jej różnica z nienawistną kategorią pojęć i argumentum ad persona.
Wszystkie te środki mają zadziałać na odbiorcę i wzbudzić w nim niechęć do naszych oponentów i wypowiadanych przez nich twierdzeń. Niechęć ta ma opierać się nie na logosie, racjonalnym rozumowaniu, ale na emocjach, uczuciach, ostatecznie na nienawiści do oponenta. Przez to chwyt ten jest tak skuteczny, a zarazem tak naganny moralnie. Jednocześnie łatwo pogubić się stosując go. Wzbudzając nieumiejętnie emocje słuchaczy, możemy obrócić je szybko przeciw sobie. Umiejętne stosowanie kategorii ad odium połączone jest często nie tylko z słownym wzbudzaniem nienawiści. Nie raz towarzyszą mu emocje nadawcy, najczęściej grane i kontrolowane. Brak kontroli swoich emocji może pociągać bowiem brak kontroli emocji audytorium. Nie oznacza to jednak, że nie istnieją choćby naturalne wybuchy oburzenia, budzące je także w odbiorcach. Tyczy się jednak bardziej to kategorii ad odium. Nienawistna kategoria pojęć może co prawda także być wynikiem braków w emocjonalnej inteligencji dyskutanta, jednak najczęściej jest wynikiem wyrafinowanego działania, którego i oponent i audytorium może nie być świadome. Nienawiść, którą budzimy, będzie najczęściej nieracjonalna i nieuzasadniona innymi względami, jak emocjami, wywołanymi nieraz i zwykłym kłamstwem. Zohydzać tak można czy pojedynczego oponenta czy też całe grupy. Strategia ta stosowana bywa również w debatach naukowych. Co prawda jest ona wtedy łagodniejsza, twierdzenia oponenta zalicza się do „niepopularnego nurtu myślowego”, np. głosi Pan prymitywny marksizm, czy oskarża się go o nieefektywną metodę badawczą. Nienawistna kategoria pojęć opiera się poniekąd na naszym autorytecie. Jest to argumentacja prosta, oparta na entymemacie. Mówi się, że X uważa że, A, przy czym w domyśle A jest skompromitowane. X głosić więc ma poglądy skompromitowane. Schopenhauer podaje, że można zaliczyć nam niewygodne twierdzenie jako identyczne z nienawistną kategorią lub przynajmniej w niej zawarte. Druga wersja broni nas, przed zarzutem o skrajność, a przeciwnikowi ciężej jest wtedy ujawnić naszą strategię i co za tym idzie obronić się.
Obrona
Ostatnia kwestia, jaką chcemy poruszyć, to właśnie sposoby obrony przed sofistycznymi i erystycznymi chwytami odnoszącymi się do nienawiści. Trzeba otwarcie powiedzieć, że niezwykle trudno przed takim emocjonalnym atakiem się obronić, gdyż z góry strategia ta odrzuca argumenty racjonalne. Jest jednak kilka strategii.
Pierwsza z nich to strategia konfrontacyjna. Możemy iść na swoistą wymianę ciosów, licząc, że wzbudzimy większą niechęć wobec przeciwnika niż on wobec nas. Strategia ta jest jednak wielce ryzykowna, dyskusja może bowiem przerodzić się w stek obelg, być niesmaczna i nawet niezrozumiała dla widza, co możemy zaobserwować na przykładach, które zaraz pokażemy. Tym bardziej, ciężko w taki sposób kogoś przekonać. Możemy może wygrać spór, ale głównie wtedy, jeżeli mamy do czynienia ze słabym psychicznie przeciwnikiem. Konsekwencją konfrontacji mogą być nawet rękoczyny, jakich przykłady mamy niejednokrotnie w parlamencie Ukrainy, czy też, aczkolwiek rzadziej, Korei Południowej.
Kolejną strategią, stosowaną często skutecznie na polskim gruncie np. przez Janusza Korwin Mikke, co czyni go bardzo trudnym przeciwnikiem w dyskusjach, jest ujawnianie taktyki nienawistnej kategorii pojęć, choćby wyjaśniając, co mówimy, a co określona kategoria znaczy. Jest to jednak taktyka żmudna, wymagająca dużych zdolności oratorskich, gdyż niestety nienawistne oskarżenia są bardzo chwytliwe i stosunkowo łatwo przyjmowane przez odbiorców. Nie można dać się zarzucić obelżywymi oskarżeniami, trzeba nawet wchodzić wtedy oponentowi w słowo. Ciężej zwyciężyć czyjeś rzeczywiste czy grane „święte oburzenie”, będące wyrazem kategorii ad odium. Wtedy pozostaje pozbawione emocji wzywane do zachowania spokoju, co może również czynić wrażenie korzystniejsze dla nas.
Tu zarysowuje się trzecia metoda obrony, również stosowana np. przez Korwina - Mikke. Jest to ignorowanie nieracjonalnego i niemerytorycznego ataku. Potrzebna jest wtedy siła spokoju. Przydatne bywa przy tym podtrzymywanie przeciwnika w stanie zacietrzewienie, by nie trzymał on się planu działania w kategorii od odium i jego taktyka przerodziła się w źle odbierana i śmieszną. Musimy wtedy jednak dysponować naprawdę mocnymi argumentami, które wręcz bronią się same. Nieumiejętne stosowanie tej taktyki obrony może spowodować, że przeciwnik narzuci nam swoją narrację i zohydzi na dobre nasze tezy.