Czym jest terroryzm
Czym jest współczesny terroryzm? Przede wszystkim musimy zacząć od zdefiniowania pojęcia terroryzmu. Jeden z badaczy terroryzmu, Alexander P. Schmidt, przejrzał 109 definicji terroryzmu, wynotował z nich 22 komponenty, a następnie zebrał te, które występowały najczęściej i z nich stworzył następującą definicję: terroryzm to atak sił wywrotowych mający wywołać strach i zabić lub zranić ludzi, a przez to wymusić polityczne ustępstwa na osobie nie będącej bezpośrednią ofiarą ataku lub organizacja, do której nie należą zaatakowani. W powszechnym mniemaniu terroryzm jest zjawiskiem medialnym - istnieje, jeśli zainteresowanie nim wykazują media. Bez środków masowego przekazu, bez możliwości wpływania na opinię publiczną terroryzm jest - jak to ujął Benjamin Netaniahu - drzewem padającym w pustym lesie. Na ogół, do każdego udanego zamachu terroryści ustawiają się w kolejce, np. do zamachu w Jerozolimie 16 października 1986 przyznało się aż dziewięć organizacji ! W literaturze przedmiotu panuje teoria "strategii pośredniej", na której ma się opierać terroryzm. Ujmując rzecz w skrócie: terroryści uderzają nie bezpośrednio we wrogów, ale w osoby trzecie lub symbole, chcąc w ten sposób wpłynąć na zachowanie realnego przeciwnika. Twórcy i wyznawcy tego dogmatu nie biorą pod uwagę, że ta strategia często stosowana jest przez terrorystów nie tyle z rozmysłu, co z konieczności. Są po prostu za słabi, by prowadzić walkę wprost, skierowaną na fizyczne unicestwienie przeciwnika. Terroryzm jest niejako substytutem takiej walki. Dowodzi tego historia wielu przypadków terroryzmu. Terroryzm irlandzkich fenian zrodził się z nieudanej próby wzniecenia powstania w 1867 r.; podobnie wyglądała sprawa z terroryzmem chorwackich ustaszy. Terroryzm brazylijskiej partyzantki miejskiej miał być tylko wstępną fazą wojny partyzanckiej prowadzonej na wsi wedle wskazań Che Guevary*. Tam, gdzie to możliwe, terroryści przechodzą do działań masowych, starają się wywołać wojnę domową. Tak było w Irlandii Pln. na początku lat 70., gdzie IRA tworzyła katolickie: "no-go areas", tak było w Iranie w czasie rewolucji Chomieniego, gdy w walki uliczne włączali się mudżahedini i fedaini ludowi. Mówiąc krótko: terroryzm posługuje się mediami tylko wtórnie, atakuje cele zastępcze tylko wtedy, gdy jest za slaby na walkę wprost ze znienawidzonym przeciwnikiem.
Konieczne wydaje się zredefiniowane pojęcia terroryzmu. Uważam, że powinniśmy wyjść od określenia aktu terroru indywidualnego. Według podręcznika "Działania partyzanckie" Czesława Kurowskiego i Bernarda Wożnieckiego: "akty terroru polegają na likwidacji ludzi szczególnie szkodliwych dla [...] ruchu partyzanckiego, którzy zajmują wpływowe i kierownicze stanowiska [...] w organach nieprzyjaciela lub też, wywodząc się z własnej ludności, są konfidentami policji wroga lub współpracując z nim przynoszą [...] szkody [...]. Niekiedy terror może również przyjąć formę zastraszania pojedynczych osób lub grupy ludzi". Do innych sposobów działań partyzanckich autorzy zaliczają też napad, zasadzkę, sabotaż, dywersję i rajd. Przenosząc to w czas pokoju, na grunt społeczeństw zurbanizowanych, do aktów terroru indywidualnego z pewnością zaliczymy skrytobójcze morderstwa pojedynczych ludzi lub całych grup, ich porwania i okaleczenia.
Wcale niekoniecznie będą osoby "zajmujące wpływowe i kierownicze stanowiska", gdyż dla terrorysty obiektem ataku może być każdy przedstawiciel grupy uważanej za wrogą, a nawet cale społeczeństwo. Terrorysta nie uznaje pojęcia "osoby cywilnej": on toczy wojnę domową, w której przeciwników określa sam. Włoscy neofaszyści w czasie tzw. lat ołowiu detonowali ładunki w pociągach (zamach na ekspres "Italicus") i na dworcach Oak w Bolonii w 1980 r.).
Do aktów terroru powinniśmy też zaliczyć tzw. zamachy na rzeczy, czyli akty dywersji i sabotażu: podpalanie domów towarowych czy niszczenie automatów z biletami przez zachodnioniemieckich terrorystów w latach 70. Pamiętajmy wreszcie, że znaczną część terrorystycznej aktywności stanowią rabunki, bez których trudno było by stworzyć zaplecze dla organizacji.
Reasumując: pod pojęciem aktów terroru indywidualnego będę rozumiał w warunkach pokoju nielegalne zamachy na życie, zdrowie i wolność ludzi, a także akty dywersji i sabotażu. Terroryzmem natomiast będzie systematyczne posługiwanie się aktami terroru indywidualnego dla osiągnięcia celów politycznych.
Przyjrzyjmy się wobec tego tym celom. Wyróżniamy cztery, po pierwsze: zwrócenie uwagi opinii publicznej na walkę organizacji terrorystycznej i spopularyzowanie jej programu. Niekiedy celem terrorystów jest wzbudzenie sympatii opinii publicznej, jak np. urugwajskich Tupamaros, gdy uwięzionego ministra utrzymywali za przeciętną emeryturę. Po drugie: zastraszenie elity politycznej, niektórych grup społecznych lub etnicznych lub całego społeczeństwa, aby wymóc na nim reakcje korzystne dla terrorystów. Po trzecie: zadanie przeciwnikowi, silom represyjnym, państwu jak największych strat (materialnych i ludzkich). Po czwarte: ukaranie przedstawicieli państwa i przeciwników politycznych za ich posunięcia skierowane przeciw interesom grupy, z którą terroryści się identyfikują. Nie jest to równoznaczne z próbą zastraszenia:
zamach na prezydenta Sadata, a zwłaszcza zabójstwo Semena Petlury przez Szlomę Szwarcbarda to takie klasyczne akty zemsty, "karne egzekucje". Oprócz celów stricte politycznych, grupy terrorystyczne mają też cele o charakterze, powiedzmy, organizacyjnym, służące już nie sprawie, ale im samym. Mam tu na myśli akcje służące ochronie organizacji bądź zdobyciu środków na dalszą działalność, czy też będące wyrazem solidarności z towarzyszami (jak porwanie Schleyera przez RAF). Choć bez nich nie można by mówić o prowadzeniu działalności terrorystycznej - nie sposób zaliczyć ich do celów politycznych, tym bardziej że występują też w grupach czysto kryminalnych. Dogmat "strategii pośredniej" jest jednym z przykładów na statyczne rozumienie terroryzmu. Uznaje się terroryzm za zjawisko określone raz na zawsze, zamknięte w pewnej formule. Tymczasem terroryzm ma swoją dynamikę, ewoluuje dostosowując się do zmiennych warunków. Powszechnie przyjmuje się, że terroryzm jest zjawiskiem nowożytnym, towarzyszącym naszej cywilizacji od około 200 lat. Jest to prawda, ale tylko częściowa. Terroryzm taki, jaki znamy (a właściwie, jaki znaliśmy do 11 września 2001 r.) jest stosunkowo młody. Ale nie znaczy to, że pojawił się znikąd, na zasadzie deus ex machina. Terroryzm wyrósł z wcześniejszych form przemocy politycznej, takich jak skrytobójstwo.
Zajrzyjmy do Księgi Rodzaju: "Rzekł Kain do Abla, brata swego: Chodźmy w pole. A gdy byli na polu, Kain rzucił się na swego brata Abla i zabił go". Biblia nieprzypadkowo umiejscawia tę pierwszą zbrodnię, pierwszy akt skrytobójstwa u zarania dziejów ludzkości. Przemoc zdaje się być nieodstępnym towarzyszem człowieka. Większość skrytobójstw miała bardzo pragmatyczną motywację - usunięcie konkurenta. Ale już zabójstwo Cezara przez republikanów w czasie Id Marcowych 44 r. przed Chrystusem jest przykładem skrytobójstwa służącego realizacji określonego programu politycznego. Ówczesne skrytobójstwa miały na celu fizyczne wyeliminowanie przeciwnika, natomiast jego zastraszenie osiągano poprzez tumulty, pogromy, jawny terror zbrojnych band. Dziś nazwalibyśmy to terrorem bojówkarskim. Odnajdujemy jednak już w zamierzchłych czasach prototyp nowoczesnego terroryzmu. Mowa tu o tzw. assasynów, czyli sektę izraelitów, terroryzującą we wczesnym średniowieczu Bliski Wschód. Jej przykład interesujący jest o tyle, że niektóre cechy assasynów odnajdujemy u współczesnych bojowników islamskiego Dżihadu. Nazwalem assasynów przodkami dzisiejszych terrorystów, ponieważ tworzyli oni w miarę zwartą organizację (a nie doraźny spisek), skrytobójstwa stosowali systematycznie, posiadali ideologię uzasadniającą stosowanie przemocy.
I co bardzo ważne: mordy wykorzystywali propagandowo. Wezyra Nizama al-Mulka zamordowali pośród jego gwardii, by udowodnić światu, że nikt nie może czuć się bezpieczny. Władcy drżeli więc przed ich sztyletami. Początków nowoczesnego terroryzmu należy szukać na przełomie XVIII i XIX w. To kapitalizm uczynił społeczeństwo miejskim, uniemożliwiając tym samym tradycyjną partyzantkę w leśnych ostępach. To postęp techniczny stworzył narzędzia dogodne dla terrorystów - zarówno bomby, jak i media. To nowoczesna organizacja społeczna nadała państwu potęgę, która wykluczała konfrontację wprost. To Oświecenie wreszcie miało dokonać postępu moralnego ludzkości, dzięki któremu terroryści mogą ludzkość szantażować. Jak napisała Hanna Hartwig: "Trudno bowiem wyobrazić sobie Dżyngis Chana oddającego się w ręce XII-wiecznych terrorystów w zamian za mongolskie kobiety i dzieci pojmane w charakterze zakładników".
Przeanalizujmy dzieje nowożytnego terroryzmu w dwóch aspektach: celu i środków. Po pierwsze: czy terroryści przede wszystkim stawiali sobie za cel efekt fizyczny czy psychologiczny i po drugie: jaki przyjmowali sposób działania - indywidualny czy zespołowy. Początkowo terrorystami nazywano francuskich jakobinów, którzy z masowego terroru uczynili metodę rządzenia. Opozycja próbowała zastosować przeciw nim tę samą broń i 13 lipca 1793 r. żyrondystka Karolina Corday zasztyletowała jakobińskiego trybuna Marata. W ten sposób narodził się terror indywidualny. Nazwa ta była adekwatna do charakteru tej działalności: to pojedynczy człowiek podejmował decyzję o zgładzeniu "tyrana" i ten sam człowiek próbowała ją urzeczywistnić. Czasem zawiązywały się niewielkie grupki zamachowców (jak ta sportretowana przez Słowackiego w "Kordianie"), ale z reguły miały one charakter jednorazowego przedsięwzięcia. Jeśli nawet powstawały trwalsze grupy, to miały charakter samowystarczalny jak np. anarchistyczny gang Ravachola. Celem ówczesnych terrorystów była fizyczna eliminacja przeciwnika, nie dbano o publicity. Rosyjscy narodnicy szczerze wierzyli, że zabijając cara obalą ustrój. Wbrew pozorom nie odbiegał od tego schematu "czarny terror" anarchistów, jaki wstrząsnął Europą na przełomie XIX i XX w. Anarchistyczna idea "propagandy przez czyn" miała za zadanie zrewolucjonizować masy, a nie wpłynąć na zachowanie rządzących. Z tymi dyskusji nie zamierzano podejmować. Nowością było, że anarchiści wypowiedzieli wojnę nie tylko przedstawicielom władzy, ale wszystkim bogatym. Zaczynamy mieć do czynienia z terrorem masowym, którego celem stał się przypadkowy tłum: bomby wrzucano do sal operowych, do ekskluzywnych restauracji, do drogich kwiaciarni. Nadal jednak czynów tych dokonywali pojedynczy osobnicy, nie konsultujący się ze swymi towarzyszami.
Pod koniec XIX w. pojawiła się pierwsza duża organizacja terrorystyczna. Za Richardem Pipesem palmę pierwszeństwa przyznaję rosyjskiej Narodnej Woli. Ta utworzona w 1879 r. organizacja głosiła: "działalność terrorystyczna (...) ma na celu podważenie fascynacji potęgą władzy, nieustające demonstrowanie możliwości walki przeciw rządowi, podnoszenie w ten sposób rewolucyjnego ducha w narodzie i jego wiary w powodzenie sprawy, a wreszcie zorganizowanie sił zdolnych do prowadzenia walki". Mamy tu do czynienia z nową jakością: terror indywidualny stosowany jest w sposób zorganizowany, co znacząco podnosi jego efektywność. Organizacje terrorystyczne stają się niekiedy wręcz masowe, jak Organizacja Bojowa PPS, licząca około 8 tys. członków; w latach 1904-1906 dokonała blisko 1800 akcji bojowych. Po I wojnie światowej terroryzm zorganizowany staje się regułą. Polityka militaryzuje się, nawet stosunkowo umiarkowane partie organizują paramilitarne milicje. Organizacje ekstremistyczne stosują terroryzm na dużą skalę, np. francuscy "kagulardzi", chorwaccy ustasze, rumuńska Żelazna Gwardia, Wewnętrzna Macedońska Organizacja Rewolucyjna czy Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów. Coraz większą rolę odgrywa w ich działalności element psychologiczny, propagandowy, np. nieskrywanym celem kampanii terrorystycznej OUN w 1930 r. było wymuszenie ucieczki polskich osadników z terenu Zachodniej Ukrainy. Wciąż jednak przeważało dążenie do uzyskania "efektu fizycznego", a więc zadania przeciwnikowi możliwie największych strat. Potwierdza to chociażby dyskrecja, jaka cechowała działania francuskich faszystów spod znaku "Kaptura" (La Cagoule).
Po " wojnie światowej te proporcje się odwracają. Teraz w działalności organizacji terrorystycznych zdaje się przeważać moment psychologiczno-propagandowy. Wiąże się to ze stabilizacją demokracji i osłabieniem ruchów ekstremistycznych, jakie nastąpiło w Europie. Nadal jednak terroryści starają się tworzyć duże organizacje o quasimilitarnej strukturze.
Przyjrzyjmy się, jak zorganizowana jest Irlandzka Armia Republikańska. Na jej czele stoi 12-osobowe Kierownictwo Armii i siedmioosobowa Rada. Tym organom podlega Kwatera Główna w Dublinie oraz Dowództwa Południowe i Północne, które kierują działaniami zorganizowanych terytorialnie brygad (a wcześniej także batalionów).
Podstawowymi komórkami IRA są czteroosobowe Jednostki Służby Czynnej. Oprócz struktury militarnej, ruch republikański ma też legalną nadbudowę w postaci partii politycznej Sinn Fein oraz licznych organizacji społecznych: Ruch Kobiet (Cumann na mBann) czy Ochotnicy Irlandzcy (Fianna Eireann). Ze względu na legalne formy działalności Sinn Fein kierownictwo ruchu składa się z dwóch autonomicznych choć ściśle współpracujących części.
Ten schemat próbowały naśladować inne organizacje terrorystyczne. Można tu wyróżnić trzy niezależnie od siebie działające piony:
"front pracy masowej" (zajmujący się działalnością propagandową i werbowaniem ochotników),
"front logistyczny" (organizujący niezbędną infrastrukturę),
"front militarny" (prowadzący walkę zbrojną).
Tak zorganizowane były np. włoskie ultralewicowe Czerwone Brygady. Nawet te grupy terrorystyczne, które (jak niemiecka Frakcja Czerwonej Armii) ze względu na niewielką liczebność nie mogły stworzyć tak rozbudowanej struktury, działały w podobny sposób. Istniały więc trzy koncentryczne kręgi: "twardy rdzeń" czynnych terrorystów (pełniący równocześnie rolę bojówki i kierownictwa), "pracujących w tle" aktywistów, którzy byli odpowiedzialni za zaplecze logistyczne, oraz sympatyków, będących zarazem rezerwuarem nowych bojowników. Z perspektywy ostatnich 20 lat można powiedzieć, że ten typ organizacji terrorystycznej już się przeżył. Jest zbyt ociężały, zbyt łatwy do spenetrowania przez służby specjalne. Poza ETA i IRA, żadna większa grupa terrorystyczna w Europie ani w Ameryce Płn. się nie ostała.
Zdają sobie już z tego sprawę terroryści i kandydaci na nich. Louis Beam, jeden z amerykańskich prawicowych radykałów, zawarte wnioski w tekście, którego tytuł mówi wszystko: "Leaderless Resistance" - Opór pozbawiony kierownictwa. Opisując tę koncepcję posłużę się nie słowami Beama, ale...George'a Orwella z jego niezapomnianego "Roku 1984": "Członkowie Braterstwa nie mają możliwości rozpoznawania się wzajemnie, a poszczególny bojownik zna zazwyczaj tylko kilku towarzyszy. Sam Goldstein, gdyby wpadł w ręce Policji Myśli nie mógłby wyjawić pewnej listy członków Braterstwa, ani nie mógłby udzielić informacji, która umożliwi/aby skonstruowanie takiej listy. Lista członków Braterstwa w ogóle nie istnieje. Z tych waśnie przyczyn Braterstwa nie można w ogóle zlikwidować, bo nie jest ono organizacją w dosłownym tego słowa znaczeniu. Jedyną naszą spójnią jest idea, która jest niezniszczalna!".
Na takich właśnie zasadach oparta jest "Baza", organizacja bin Ladena. Osama bin Laden nie jest przywódcą, który wydaje polecenia grupom terrorystów. Al-Kaida - "Baza"- odpowiada za, ogólnie rzecz biorąc, logistykę międzynarodowego ruchu islamskich fundamentalistów. Prawdopodobnie w ogóle nie znajdziemy tu scentralizowanego kierownictwa ani jednolitej sformalizowanej struktury. Międzynarodówka Dżihadu to luźna sieć niezależnych grup, z których niektóre zajmują się działalnością charytatywną, inne oświatową czy religijną a jeszcze inne terrorystyczną.
Często nie mają formalnych struktur, nie sposób też rozgraniczyć działalności legalnej od nielegalnej. Ich charakter dobrze oddaje nazwa komórek egipskiego Bractwa Muzułmańskiego: "ankuda", czyli winne grono. Tego typu strukturę rozpracować i zniszczyć jest bardzo trudno. Ta hydra nie ma głowy! Tymczasem można przypuszczać, że terroryzm światowy będzie się transformował właśnie w tę stronę.
Osiem lat temu, gdy wydawało się, że dogasa przemoc w Palestynie, Ulsterze, Kraju Basków, w swojej książce o terroryzmie Adam Nowicki napisał: "Nie chcę być Kassandrą, ale liczne przesłanki wskazują na to, że problem terroryzmu będzie się nasilał".
Przyczyną recydywy terroryzmu jest postępująca globalizacja światowej gospodarki. Wysadzi ona z siodła wszystkich nie potrafiących sprostać zimnemu wiatrowi konkurencji, jaki będzie hulał po świecie bez granic. Znaczne odłamy społeczeństw ulegną pauperyzacji. Innych trawić będzie frustracja wywołana niemożnością zaspokojenia rosnących aspiracji (kontakty międzynarodowe doprowadzą do bezprecedensowej "rewolucji oczekiwań"). Desperacja wynikająca z trudnych warunków, a w jeszcze większym stopniu poczucie krzywdy będą więc glebą, na której bujnie rozkrzewi się polityczna przemoc. Nie należy też lekceważyć czynnika kulturowego.
W ślad za globalizacją postępuje unifikacja kultury. Niezliczone grupy etniczne i wyznaniowe zostaną wyrwane z dotychczasowego trybu życia i zderzone z ekspansywną cywilizacją zachodnią. Rezultaty takiego "zderzenia cywilizacji" widzieliśmy w Iranie, a ostatnio - w Algierii. Ludzie zaatakowani w swoich domach przez obcą i niezrozumiałą kulturę, reagują agresją. Sumę konfliktów powiększy rosnąca ruchliwość społeczna. W społeczeństwie wielokulturowym wymieszani zostaną ludzie praktykujący różne obyczaje i wyznający sprzeczne nieraz wartości. Twierdzenie, że taka sytuacja doprowadzi do wzrostu tolerancji, jest raczej pobożnym życzeniem. Rozkład więzi społecznych w zatomizowanych społeczeństwach sprawi, że terrorysta jutra nie będzie miał żadnych skrupułów, by zostawić bombę zabijającą przypadkowych i zupełnie obcych mu ludzi. Nagromadzona frustracja nie znajdzie ujścia poprzez legalne instytucje. Trudno sobie wyobrazić, by wybory wygrała któraś z partii ekstremistycznych - ich potencjalny elektorat jest bierny i zdezintegrowany. Gdyby jednak taka możliwość stała się realna, to establishment zawsze ma w zanadrzu "wariant algierski" (dyktatura w obronie demokracji).
Nawet w przypadku udanego przejęcia władzy przez radykalną opozycję jej swoboda manewru pozostaje bardzo ograniczona. Dowodzi tego przykład Peru, gdzie prezydent Alan Garcia poniósł spektakularną klęskę, gdy spróbował wypowiedzieć posłuszeństwo Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu. Agresja nie ujawni się również w formie regularnej wojny. Przekonał się o tym choćby Saddam Hussejn - przewaga technologiczna państw wysokorozwiniętego Centrum jest po prostu miażdżąca. Pozostaje odwieczna broń słabych - terroryzm. To, że terroryzm jest równie niemoralny, co nieskuteczny, nie przemówi do ekstremistów - desperacja jest głucha na głos rozsądku. Przyszłością świata może być światowa wojna domowa - ciągły konflikt między Centrum a Peryferiami przeniesiony w rzeczywistość każdego kraju. Walka między zamerykanizowaną elitą a zacofanymi (czasem zaś wykorzenionymi) masami może przebiegać według scenariusza peruwiańskiego (pod sztandarem egalitarnej rewolucji) lub algierskiego (opór w imię utopii retrospektywnej), ale jego treść będzie w istocie taka sama. Terroryzm jutra stanie się prawdziwie indywidualny: jednostki i spontaniczne małe grupy mają coraz lepsze warunki, by indywidualnie prowadzić walkę (a tym trudniej je wykryć i unicestwić). Dziś widzimy przede wszystkim erupcję terroryzmu religijnego, który jest szczególnie groźny ze względu na irracjonalną, metafizyczną motywację terrorystów i wynikającą z niej determinację. Nie możemy jednak wykluczyć, że sukcesy tej odmiany terroryzmu znajdą licznych naśladowców w innych środowiskach. Warunki techniczne 'sprawią, że motywacją stosowania terroru coraz częściej będą mogły być drobne sprawy, doraźne interesy małych grup. Ich terror nastawiony będzie raczej na demonstrację niż na realną walkę. Regułą wreszcie stanie się przenoszenie terroru poza rejon, który go zrodził - problem Sri Lanki łatwiej nagłośnić w Londynie niż w Kolombo. Areną wojny przyszłości będą raczej podmiejskie slumsy niż zagubione w dżungli wioski. W walce z partyzantką przewaga technologiczna przestaje mieć zasadnicze znaczenie, Wszelkie zdobycze techniki da się kupić, a terroryści będą mieli przynajmniej jedną przewagę - fanatyzm i desperację.
Źródło MMS "Komandos" za Forum.sztab.org
*Che Guevara "Guerilla Warfare"