W. to departament w zachodniej Francji, o powierzchni 7016 km 2, którego stolicą jest La Roche-sur-Yon. Departament ten znany jest z ludowej kontrrewolucji w roku 1793; stąd też, w przenośni, W. to symbol katolickiej i masowej kontrrewolucji.
Departament W. został utworzony w efekcie nowego podziału administracyjnego Francji, jakiego dokonali rewolucjoniści w 1790 roku. Teren powstania nie jest zresztą tożsamy z granicami departamentu, ani z granicami istniejących uprzednio prowincji. Powstanie miało charakter znacznie szerszy, obejmując ponad 700 parafii i ok. 10.000 km 2 (departamenty W., Anjou, Bretagne, Poitou, ale nie obejmując wąskiego pasa nadbrzeżnego samego departamentu W.). Pojęcie W. ma tedy charakter w pewnym sensie symboliczny i służy do opisu ludowej kontrrewolucji w zachodnio-północnej części Francji (bez Bretanii). Nazwę W. powstaniu ludowemu nadały rewolucyjne władze w Paryżu, próbując w ten sposób propagandowo zminimalizować jego zasięg poprzez ograniczenie go do jednego tylko departamentu, czyli lokalnej ruchawki.
1. Przyczyny powstania
Historycy od 200 lat zadają sobie pytania o przyczyny wandejskiego powstania. Początkowo wiązano je z nadzwyczajną religijnością tego obszaru, a więc i z gwałtowną reakcją na antyklerykalne ekscesy ŕ rewolucji francuskiej. Głębsze i nowsze badania nie potwierdziły tej tezy. W. przed rewolucją nie wyróżniała się w gorliwości religijnej od innych rejonów Francji. Najnowsze prace wskazują raczej na powszechność postawy mieszkańców W. na terenie całej Francji, gdyż różnego rodzaju ludowe rewolty objęły 22 departamenty (na 52). Jednak tylko na terenach umownie nazywanych mianem W. wybuchło regularne powstanie.
Różnica pomiędzy W. a innymi regionami polegała prawdopodobnie na dwóch elementach: 1. Antyrewolucyjne ruchawki chłopskie we Francji były niezorganizowane i nie miały przywódców, nie stała na ich czele szlachta, gdyż ta mieszkała w miastach, a szczególnie ciągnęła na wersalski dwór. Z powodu biedy - a być może i pewnej mody - szlachta wandejska mieszkała na prowincji i w chwili wybuchu rewolty w sposób naturalny objęła jego kierownictwo. 2. Bunty ludowe na terenie całej Francji były szybko i bezwzględnie pacyfikowane przez rewolucyjne władze, które miały dobre rozeznanie w terenie. W przypadku W. jednak całe kierownictwo rewolucyjne i administracja obsadzone były przez ludność z nadmorskich miast departamentu, której nie łączyły ze wsią ani związki historyczne, ani handlowe. Nadmorskie miasta tradycyjnie były w złych stosunkach z chłopstwem, a mieszczanie pogardzali ostentacyjnie rolnikami. Konfliktowi temu często historycy współcześni nadają wymiar klasowy (antagonizm miasto-wieś), choć wydaje się, że jego korzenie mają inny charakter i sięgają przeszłości: okoliczne miasta w XVI i XVII wieku były ostojami protestantyzmu (hugenotów) i dla wandejskiego chłopa mieszczanin z pobliskiego Nantes czy Angers był zawsze podejrzany o herezję, nawet jeśli był katolikiem (także ostatni bastion hugenotów - miasto La Rochelle nie jest odległe od Wandei); nawet szerzenie się religijnie indyferentnej filozofii oświeceniowej pośród mieszczaństwa nie stanowiło dla wsi oczywistego dowodu wyparcia się przez mieszczan protestantyzmu, gdyż heretyk i wolnomyśliciel uznawani byli za jedno i to samo. Zauważyć należy przy tym, że nie jest to antagonizm pomiędzy zawodami miejskimi i wiejskimi, lecz między mieszkańcami wsi i małych miasteczek, a mieszkańcami miast dużych. Świadczy o tym skład społeczny kantonu Cholet, stanowiącego epicentrum powstania. Połowa jego mieszkańców nie utrzymuje się z rolnictwa, lecz z rzemiosła (głównie tkactwa). Wśród oficerów „armii katolickiej i królewskiej” aż 40% to rzemieślnicy, a tylko 24% to chłopi. Nie jest to więc klasyczny konflikt miasto-wieś.
Miasto i wieś w regionie zwanym potocznie W. zupełnie się tedy nie znają; stanowią dwa obce światy, które w czasie rewolucji francuskiej podzieliły się także światopoglądowo i sympatyzowały z odmiennymi kierunkami politycznymi. Nantes i Angers są bezwarunkowo po stronie rewolucji; wieś jest jej przeciwna. Ten podział, a przede wszystkim wzajemna obcość miast i wsi, spowodował masę błędów miejscowych organów decyzyjnych w czasie rewolucji, wynikłych z ignorancji i pychy popierających rewolucję mieszczan, co pozwoliło ruchawce okrzepnąć i stworzyć regularne siły zbrojne oraz administrację, przekształcając ją w dobrze zorganizowane powstanie. Historycy (M. Faucheux, J. Baszkiewicz) dowodzą, że w sąsiedniej Bretanii warunki dla wybuchu kontrrewolucyjnego powstania były identyczne, a nawet lepsze, gdyż ludność była nie mniej katolicka, procent opornych wobec rewolucji księży był jeszcze wyższy niż w Wandei, a bliskość Anglii dawała nadzieje na pomoc materiałową; siatki kontrrewolucyjne były znakomicie rozwinięte (w odróżnieniu od Wandei). Mimo to miała tu miejsce tylko partyzancka szuaneria, a nie regularne powstanie całej ludności. Najprawdopodobniej wynikało to z braku konfliktu miasta i wsi; administracja w Bretanii była nieźle zakorzeniona na wsi i nie była oskarżana o kryptokalwinizm. W tym sensie kontrrewolucja wandejska jawi się jako epigońska względem wojen religijnych XVI i XVII wieku.
Te prawdopodobne przyczyny zostały przez historyków wydedukowane na zasadzie negatywnej, czyli przez odrzucanie tradycyjnych interpretacji. Najnowsze badania pokazują bowiem, że sytuacja materialna i społeczna mieszkańców regionu jest analogiczna do problemów Francuzów z innych części kraju. Można to badać na podstawie różnorakich skarg płynących do władz ze strony miejscowej ludności. Najwięcej skarg w drugiej połowie XVIII wieku - z terytoriom objętym późniejszym powstaniem - wpływało na miejscowe duchowieństwo, któremu zarzucano zachłanność i rozrzutność, a przede wszystkim defraudacje i nadużycia na terenie działających tu fundacji prowadzących szkoły i przytułki. Tożsamość problemów mieszkańców przyszłego departamentu W. i reszty wiejskiej ludności Francji potwierdzają tzw. cahiers, czyli listy skarg, próśb i propozycji jakie pisano z myślą o obradach Stanów Generalnych, które zebrały się w 1789 roku i nieoczekiwanie przekształciły się w rewolucyjne Zgromadzenie Narodowe.
Tożsamość problemów mieszkańców regionu i przeciętnych Francuzów potwierdzają także fakty z rewolucji francuskiej. Pierwsze reformy rewolucyjne zostają dobrze przyjęte przez ludność powołanego do życia departamentu W. Wydaje się, że większość popiera zmiany, a w proces rewolucyjny angażują się także przyszli dowódcy powstania. Ludność nie tylko akceptuje pierwsze reformy w postaci bezprawnego przejęcia ziemi należącej do Kościoła przez państwo, ale bardzo szybko wykupuje te ziemie z rąk państwa, wykorzystując ich niską cenę. Dotyczy to także przyszłych głównodowodzących armii wandejskiej: Jeana-Nicolasa Stoffleta i Dominique'a-Alexandre'a Jaudoneta de Laugrenière. Ten ostatni nabywa od państwa zrabowaną Kościołowi plebanię i klasztor.
Niesnaski zaczęły się w momencie, gdy nowopowołane władze departamentalne, złożone ze stronników rewolucji pochodzących z nadmorskich miast, rozpoczęły wytyczanie granic nowopowstałych jednostek administracyjnych (gmin), ignorując przy tym opinię miejscowej ludności. Do tego dochodzi ogólny wzrost podatków w tym okresie. Z punktu widzenia ekonomicznego, W. była departamentem zapóźnionym w procesie budowy stosunków kapitalistycznych. Utrzymywały się tu zależności typu feudalnego, cechujące się raczej daninami w postaci pracy (pańszczyzny) niż podatków. Rewolucja znosi te pierwsze, podnosząc radykalnie podatki (mniej więcej o 100%). Przymusowa pańszczyzna na rzecz państwa wynosiła przeciętnie 14 dni rocznie i ludność uważała ją za znacznie łagodniejszą formę opodatkowania niż podwojenie obciążeń fiskalnych.
Pojawiające się niezadowolenie zostaje skumulowane przez uchwalenie Konstytucji Cywilnej Kleru (12 VII 1790). Zgromadzenie Narodowe, nacechowane antypapieską i antykatolicką fobią, ustanowiło faktyczną podległość Kościoła państwu, dzieląc samowolnie diecezje wedle granic nowopowstałych departamentów (rozdz. 1, art. 1); odbierając papieżowi prawo do nominacji biskupów (rozdz. 1, art. 4); znosząc urzędy kościelne, które nie zostały wymienione w dokumencie (rozdz. 1, art. 20); a przede wszystkim wprowadzając system wyborów biskupów i duchownych (rozdz. 2, art. 1) przez zgromadzenia departamentalne (biskupi - rozdz. 2, art. 3) lub przez ogół posiadających prawa wyborcze, nawet jeśli nie są katolikami (rozdz. 2, art. 25-26). Dokument zakazuje biskupom zwracania się do Rzymu z prośbą o potwierdzenie otrzymania godności (rozdz. 2, art. 19). Konstytucja wymaga od nowowybranych duchownych złożenia słynnej przysięgi na wierność „narodowi, prawu i królowi” (rozdz. 2, art. 21). Konstytucji Cywilna Kleru jest schizmą odrzucającą zwierzchność papieża nad Kościołem we Francji, ale nie herezją, gdyż wymaga od duchownych wiary zgodnej z „religią katolicką, apostolską i rzymską” (rozdz. 2, art. 18), choć trudne jest wykrycie i ściganie herezji, skoro nie ma tu żadnego urzędu nauczycielskiego.
Dla W. szczególnie istotne były jednak te zapisy Konstytucji Cywilnej Kleru, które ustanawiały nowy podział parafialny, wedle zasady, że granice gminy są zarazem granicami parafii. Sprzeciw mieszkańców W. wobec nowego wytyczania granic parafii wynikał ze struktury osadniczej (a ta roślinnej): w W. nie było dużych wsi, a jedynie osady skupiające kilka domów. Całe życie społeczne ogniskowało się tedy nie w nieistniejącej wsi, lecz w kościele parafialnym. Zmiana granic parafii oznaczała rozbicie tradycyjnych struktur, zniweczenie wieloletnich kontaktów i przyjaźni. Historycy podkreślają ten fakt dla pokazania wrogości wandejskiego chłopstwa dla Konstytucji Cywilnej Kleru.
Poza nielicznymi duchownymi kolaborantami z siłami rewolucji, większość duchowieństwa stawiła Konstytucji Cywilnej Kleru zdecydowany opór. Liczne prześladowania i terror zmusiły jednak wielu księży do podpisania się pod tym dokumentem. Na terenie całej Francji księży tzw. konstytucyjnych było ok. 50%, podczas gdy druga połowa stworzyła nielegalny Kościół podziemny. Kościół państwowy okazał się katastrofalną porażką, gdyż absencja w czasie niedzielnej mszy wzrosła z 10% (1788) do 85-90% (1794). Wierni uczęszczali na nielegalne msze odprawiane po domach lub - gdy nie było duchownego, który nie był schizmatykiem - nie chodzili na msze w ogóle. Kler wandejski wyróżniał się zdecydowanie na tle reszty Francji. Konstytucję Cywilną Kleru podpisało tu zaledwie 15% duchownych. Nie znamy powodów tej nadzwyczajnej - w stosunku do całego kraju - wierności duchowieństwa wandejskiego wobec papiestwa. Wydaje się, że może mieć to związek z geografią polityczną regionu. Istniejący konflikt ekonomiczny i religijny miasta nadmorskie-wieś rewolucja francuska przekształciła w spór rewolucji i jej przeciwników. Spowodowało to faktyczny brak zwolenników rewolucji w głębi departamentu W., którzy mogliby siłą, groźbami i terrorem przymusić duchownych do podpisania się pod Konstytucją Cywilną Kleru. Nie można jednak wykluczyć faktu, że jest to jednak warunkowane jakością wandejskich duchownych. W I 1791 bp. Nantes apeluje do duchownych, aby nie składali przysięgi. Nie jest to jednak postawa nadzwyczajna, gdyż tylko 1 francuski biskupów przysięgę taką składa (bp. Autan - Charles Talleyrand).
Podobnie jak na terenie całej Francji, także w departamencie W. władze energicznie represjonują oporne duchowieństwo. Na podstawie Konstytucji Cywilnej Kleru zostają wybrani nowi biskupi, których nie uznają parafianie. Złość miejscowej ludności wzrasta w wyniku wydania bezsensownych antyklerykalnych zarządzeń zakazujących ustawiania miedzianych i żeliwnych płyt nagrobnych i nakazujących zamknięcie kaplic i konfiskatę dzwonów kościelnych oraz spalenie wstęg ze złoconego jedwabiu zdobiących kościoły. 12 III 1792 miejscowe władze wydają rozporządzenie nakazujące sprowadzenie siłą wszystkich księży „niekonstytucyjnych” do Nantes i uwięzienie ich w budynku Saint-Clément (dla niepoznaki nie jest to budynek więzienia). Większość z tych antyklerykalnych zarządzeń nie ma podstawy prawnej i jest zwyczajnie nielegalna, zarazem nosząc w sobie znamiona ironicznego wyśmiewania się z ludowej religijności (płyty nagrobne, wstęgi, dzwony). Zarządzenia te wynikają z wyjątkowej antyklerykalnej furii miejscowych jakobinów, która przewyższa antyklerykalizm ówczesnego Zgromadzenia Narodowego w Paryżu. Niektórzy historycy (R. Secher) właśnie w tej samowolnej działalności antyklerykalnej władz departamentalnych upatrują źródło chłopskiego buntu, gdyż umocniła i tak już istniejące podziały oraz pogłębiła wykorzenienie władz o mieszczańskim pochodzeniu społecznym od okolicznej wsi.
Ludność niezwykle wrogo reaguje na te zdarzenia. Cytowane wcześniej skargi z cahiers wskazują wprawdzie na istnienie przed rewolucją w W. chłopskiego antyklerykalizmu, ale nie znani są na wsi wojujący ateiści. Mimo pewnych antyklerykalnych nastrojów, chłopi w sumie szanują proboszczów. Wprowadzani siłą duchowni „konstytucyjni” są bojkotowani. Ludność nie uczęszcza na ich msze, nie przyjmuje z ich rąk sakramentów - zgodnie zresztą z zaleceniami papieża Piusa VI. Sakramentów udzielają ukrywający się duchowni zachowujący łączność ze Stolicą Apostolską. Szczególna rozpacz wiernych wybucha w tych parafiach, gdzie nie ma ukrywającego się księdza „niekonstytucyjnego”, gdyż parafianie umierają bez sakramentów, nie mogą chrzcić dzieci. Księża „konstytucyjni” są szykanowani przez ludność. Ksiądz „konstytucyjny” z Rousay pisze do władz list, w którym czytamy: „Jestem obrażany, wyszydzany, obrzucany kamieniami, nie mam ani kantora, ani zakrystiana, ani kleryka, prawdę powiedziawszy, nie mam nawet parafian” (cyt. za: R. Secher: Ludobójstwo francusko-francuskie. Wandea departament zemsty. Warszawa 2003, s. 78). Na początku 1791 dochodzi do pierwszych rozruchów; w maju wybuchają już pierwsze niewielkie rewolty w Clisson, Vilhier, Saint-Crespin, Apremont.
W. jest tedy na krawędzi powstania już w roku 1791. Władze wyraźnie nie doceniają powagi sytuacji. Lokalni jakobini reagują spektakularnymi posunięciami o charakterze antyklerykalnym. Pod ochroną wojska łupią kościoły i zakony, wywlekają opornych duchownych i zakonników, zmuszając ich pod bagnetami do złożenia przysięgi na Konstytucję Cywilną Kleru. Broniący kościołów parafianie są brutalnie rozpędzani. 1 V 1791 wojsko po raz pierwszy strzela do protestujących (nie znamy liczby ofiar); w Pellerin 23 IX 1792 wojsko topi w rzece protestujących aresztowanych wcześniej chłopów. Sytuację zaostrza ustawa z 26 VIII 1792 wprowadzająca nagrody za schwytanie księdza „niekonstytucyjnego”. Tekst tej kuriozalnej ustawy brzmi: „Ze względu na trudności, kłopoty i nadzwyczajne wydatki związane z poszukiwaniem, pozyskaniem wiadomości o miejscu przebywania i aresztowaniem księży, jakie ponosi żandarmeria narodowa, będzie jej udzielane wynagrodzenie, którego wysokość nie może przekraczać pięćdziesięciu liwrów za każdego księdza zatrzymanego i doprowadzonego do siedziby departamentu” (cyt. za: R. Secher: op.cit., s. 93). Łowcy nagród przeszukują wioski i chwytają w W. kilku duchownych, są oni następnie publicznie prowadzeni przez miasto Nantes na postronkach do więzienia. Nie znamy szczegółów ich późniejszego losu, ale trudno wątpić co się z nimi stało.
Należy zaznaczyć, że na powstanie w Wandei nie miały wpływu problemy ustrojowe. Chłopi wandejscy nie wykazywali specjalnego przywiązania do sprawy monarchii i panującej do niedawna dynastii. Nie mamy doniesień, aby śmierć Ludwika XVI (21 I 1793) odbiło się tu głośnym echem. Mieszkańcy wsi żywo interesują się problemami religijnymi, jakie przyniosła ze sobą rewolucja. Odwrotne są motywacje u szlachty, która będzie brała udział w postaniu: skłania ją do tego udziału właśnie kwestia ustrojowa, niechęć do rewolucji jako wydarzenia politycznego, którego uwieńczeniem było zamordowanie króla. Część z miejscowej szlachty wykazywała tendencje nawet libertyńskie (książę Talmond i gen. Charette). Armia wandejska nazwana została mianem „armii katolickiej i królewskiej”. Pierwszy człon tej nazwy dali chłopi; drugi dała szlachta.
8 III 1793 opublikowane zostaje zarządzenie z Paryża o przymusowym poborze do wojska. Mimo że obejmowało ono cały kraj, to w W. wywołało szczególne wrażenie, ze względu na stary przywilej z XVI stulecia, na mocy którego mieszkańcy tego regionu byli zwolnieni ze służby wojskowej. Ludność dodatkowo została zbulwersowana wiadomością, że synowie funkcjonariuszy publicznych departamentu - czyli zwolenników rewolucji - zostali z niej zwolnieni. Był to wyjątek w całym kraju, wynikający z przekonania władz centralnych, że W. jest nastawiona wrogo do rewolucji; chciano tedy zostawić na miejscu dzieci zwolenników przemian, aby liczebnie zrównoważyć przeciwników nowej władzy. Dwa dni wcześniej (6 III) zamknięto wszystkie budynki kościołów, gdzie nie było księży „konstytucyjnych” (parafianie przychodzili mimo braku duchownych w godzinach mszy, twierdząc, że w ten sposób uczestniczą w nabożeństwie, które „ich” proboszcz być może odprawia w tajemnicy gdzieś w lesie lub na jakimś strychu - stąd decyzja o zamknięciu budynków przed wiernymi).
W tych warunkach komisarzy organizujących pobór ludność wita kamieniami. 11 III w Chapelain chłopi zaatakowali oddział wojska; następnego dnia zdobyli okoliczne budynki należące do władz. 12 III ok. 500 zbrojnych zdobywa merostwo w Bridonnière. Dzwony biją na alarm we wszystkich parafiach. Rozpoczyna się powstanie. Republikańska armia - uwikłana w walki z całą Europą - ma w departamencie tylko 1400 ludzi, źle uzbrojonych, wyćwiczonych i nie mających ochoty do walki z braćmi ze wsi, których oburzenie w sumie rozumie i podziela.
2. Działania wojenne
Zdobycie terenu 700 parafii przez wandejskich chłopów nie było trudne wziąwszy pod uwagę szczupłość sił rządowych. Od początku wiadomo było, że prawdziwym problemem nie jest osiągnięcie szybkiego sukcesu, lecz utrzymanie zdobyczy i rozszerzenie powstania, gdyż było łatwo przewidzieć, że rząd sprowadzi siły zbrojne z odległych frontów. Powstańcy popełnili także kilka błędów: 1. nie próbowali rozszerzać powstania na tereny na których bunt nie wybuchł samoistnie. Zbyt późno próbowano rozszerzyć powstanie na również niechętnie do rewolucji nastawioną Bretanię; 2. szczególnie znamiennym błędem było nie zdobycie miast portowych. Wandea była departamentem nadmorskim, ale powstanie nie wybuchło w żadnym z portowych miast, popierających rewolucję. Powstańcy nie zdobyli - a początkowo nawet nie próbowali zdobywać - portów, w związku z czym utracili możliwość uzyskiwania zaopatrzenia drogą morską z pobliskiej Wielkiej Brytanii, co spowodowało, że od początku zdani byli wyłącznie na własne siły. Powstanie wandejskie cechuje chęć wypędzenia rewolucjonistów poza obręb własnej parafii, przywrócenie na jej terenie dawnych zasad i obyczajów, przywrócenie prawowitego proboszcza i brak próby podjęcia działań ofensywnych. Najprawdopodobniej chłopi nie myśleli o rewolucji w kategoriach ogólnopaństwowych czy kontynentalnych; nie działali planowo i długofalowo, lecz doraźnie. Taktyka ta skazywała ich na działania o charakterze defensywnym, w postaci reakcji na działania wojsk rewolucyjnych, które przystąpiły do ataku i wdarły się na teren Wandejczyków. Po odparciu zagrożenia armia wandejska rozchodziła się do domów i nie próbowała podejmować działań ofensywnych. Armia „katolicka i królewska” niechętnie staczała wielkie bitwy w polu, brak jej było do tego wyszkolenia; preferowała tedy partyzantkę po lasach i zagajnikach jakimi usiany jest teren wandejski.
Podstawową jednostką samorządowo-wojskową była parafia i powstanie miało spore problemy ze stworzeniem jednolitych ośrodków decyzyjnych dla wszystkich parafii biorących udział w rebelii. Nawet gdy ośrodki takie powstały, to nie miały środków do egzekucji swoich rozkazów. Możemy tedy wskazać na brak władzy centralnej i nadmierną decentralizację procesów decyzyjnych jako na jeden z głównych powodów ostatecznej klęski.
Podobna sytuacja dotyczyła sił zbrojnych powstańców. Składały się one z dwóch rodzajów oddziałów: niewielki liczebnie trzon stanowiły oddziały „regularne”, złożone zwykle z byłych żołnierzy i dowodzone przez byłych oficerów - umundurowane, występujące do boju w regularnym szyku i z bębnami - które zachowywały bezustanną gotowość bojową i wykonywała polecenia władz centralnych. Oddziały regularne składały się z tych uczestników powstania, którzy nie mieli fizycznie gdzie wrócić po bitwie (ochotnicy przybyli spoza regionu, najemnicy - tacy też byli, gdyż Wandejczycy przejęli duże środki finansowe w zdobytych miastach i mieli pieniądze na żołd dla zaciężnych, głównie z Bretanii). Większość wojska stanowiło pospolite ruszenie, którego największym problemem była niechęć do przekraczania granicy własnej parafii i znanego sobie obszaru, nawet na rozkaz centralnych władz powstańczych.
Historycy liczbę powstańców oceniają na 60-120.000. Początkowo byli uzbrojeni w widły, siekiery i strzelby myśliwskie (mieszkańcy regionu tradycyjnie zajmowali się kłusownictwem). Uzbrojenie zdobyli na wrogu. W samym Samur w ich ręce wpadło 15.000 nowoczesnych karabinów i 50 armat. Olbrzymie ilości broni zdobyto na Gwardii Narodowej rekrutującej się z mieszkańców dużych miast. Oddziały te były znakomicie uzbrojone, ale nie miały żadnego doświadczenia bojowego, nie znały terenu, nie były przyzwyczajone do zimna, deszczu i komarów, w istocie stanowiąc bandy paradnie umundurowanych mieszczan, wyciągniętych z domowych pieleszy. Wysłanie Gwardii Narodowej przeciwko wandejskim kłusownikom było potwornym błędem władz, gdyż jej oddziały były masakrowane zza krzaków i drzew i ginęły nie widząc nawet z kim walczą. Ich nowoczesna broń trafiała zaś w rąk powstańców, którzy umieli z niej zrobić lepszy użytek niż poprzedni właściciele.
Pierwsi dowódcy powstańczy pojawili się w czasie zamieszek jeszcze przed powstaniem. Początkowo byli to wyłącznie ludzie z ludu, jak Jean-Nicolas Stofflet (były żołnierz, potem leśniczy), Jacques Cathelineau (woźnica) - wybrany przez szlachtę na dowódcę powstania. Szlachta stanowiła tylko 12% korpusu oficerskiego armii „katolickiej i królewskiej”, choć stanowiła większość „generalicji” powstania: książę de Talmond, markiz de Donissan, markiz de Lescure, hrabiowie de La Rochejaquelein, Charette, d'Elbée. Pierwszym głównodowodzącym był Cathelineau, po jego śmierci d'Elbée, a ostatnim zaledwie dwudziestojednoletni La Rochejaquelein. Historycy twierdzą, że przez cały czas armią faktycznie dowodziła szlachta mająca doświadczenie zdobyte w czasie służby w armii przedrewolucyjnej. Wyniesienie do roli przywódczej Cathelineau miało wymiar propagandowy, gdyż nie miał żadnego doświadczenia w dowodzeniu (przy oblężeniu Nantes jego dowodzenie sprowadziło się do wskazania powstańcom wystającej ponad mury miasta katedry i stwierdzenia, że trzeba wyzwolić święty przybytek z rąk pogan).
Powstańcy w krótkim czasie osiągają same sukcesy na obszarach objętych powstaniem. Padają kolejne miasta i twierdze: Bressuire, cytadela w Thouars, Fontenay, Samur, Angers. Władze centralne przez pewien czas nie doceniają rebelii, widząc w niej tylko ruchawkę ciemnych chłopów. Paryż miał w tym czasie poważniejsze problemy: przerwanie frontu w Niemczech i Belgii, zdrada Dumourieza, groźba wojny z Austrią. W porównaniu z tymi problemami, chłopi z Wandei wydawali się być bandą zabobonnych i ciemnych wieśniaków, których rozgoni jeden oddział wojska. Jednak wysyłana przeciwko nim Gwardia Narodowa jest masakrowana; kolejne oddziały są dziesiątkowane gdy tylko zagłębią się w gąszcz bocage (żywopłotów porastających całe połacie kraju). Ten sam los spotkał 12.000 paryskich ochotników, wywodzących się z sankiuloterii, których wysłanie do Wandei zaproponował Danton, aby pokazali światu jak walczą francuscy patrioci. Dowodzący nimi polityczni aktywiści (Santerre, Ronsin, Rossignol) nie mieli pojęcia o jakiejkolwiek taktyce wojennej, walkach partyzanckich, gdyż do tej pory szturmowali jedynie budynki i pałace w Paryżu. Oficerowi zawodowi, widząc ich niekompetencję, nie słuchali rozkazów, w związku z czym zabrakło centralnego dowództwa. Podobnym rezultatem zakończył się pomysł oddelegowania przeciwko Wandejczykom po 6 żołnierzy z każdego regimentu frontowych wojsk republikańskich. Żołnierze ci, które nigdy wcześniej nie walczyli pod wspólnym sztandarem, ani nawet nie ćwiczyli, nie byli regularną armią, lecz zbieraniną.
Pasmo sukcesów powstańców przerywa dopiero nieudane oblężenie Nantes (czerwiec 1793); następnie ponoszą druzgocącą porażkę pod Cholet, co zmusiło ich do przekroczenia Loary i marszu na Bretanię w nadziei na wywołanie tu powstania. Nadzieje te okazały się płonne, choć sam marsz był arcydziełem militarnym, którym zachwycał się nawet Napoleon. Spowodowało to konieczność powrotu do Wandei, lecz tu spotkały powstańców porażki pod Le Mans i Savenay (grudzień 1793). Dla upadku powstania kluczowe znaczenie miało przybycie zaprawionych w bojach regularnych oddziałów (16.000 żołnierzy) pod dowództwem gen. Klébera. Był to garnizon Moguncji - miasto poddało się siłom koalicji, lecz jego załoga mogła je opuścić pod warunkiem nie uczestniczenia w dalszych walkach na tym froncie. Oddziały moguntczyków odegrały zasadnicze znaczenie przy tłumieniu powstania.
Reakcja władz rewolucyjnych na powstanie ogranicza się wyłącznie do represji. W mowach członków władz rewolucyjnych, poświęconych wandejskiemu powstaniu, pojawia się często motyw przerobienia departamentu w „narodowy cmentarz”. Reakcja taka wynikała z dwóch przyczyn. Po pierwsze, wybuch ludowej kontrrewolucji był szczególnie kłopotliwy dla rządu, który powstał na drodze rewolucyjnej przeciwko prawowitemu królowi pod hasłem woli narodu. Bunt części tegoż narodu wyraźnie wskazywał, że mamy do czynienia z uzurpacją grupy podszywającej się pod tenże naród. Po drugie, armia rewolucyjna miała poważne trudności ze stłumieniem powstania, co wynikało z ówczesnej metodyki prowadzenia działań wojennych. W tym czasie armie przyzwyczajone były do toczenia wielkich, rozstrzygających bitew. Wandejczycy preferowali jednak działania partyzanckie i unikali wielkich batalii w polu. Ich oddziały, w obliczu przeważającego wroga, ukrywały broń i rozchodziły się do wiosek, udając nieuzbrojonych cywili, aby rozpocząć działania zbrojne gdy pojawią się dogodne okoliczności. W takiej sytuacji, gdy władza rewolucyjna była zupełnie wykorzeniona ze społeczności lokalnych i nie była zdolna tropić powstańców za pomocą sieci agentury, uznano, że jedyną możliwością wytępienia powstańców jest fizyczne unicestwienie wszystkich mieszkańców zbuntowanych rejonów. Stąd mordowano nie tylko mężczyzn, ale również kobiety, dzieci, starców, niszczono domostwa i plony, aby odciąć partyzantów od wszelkiego zaopatrzenia. Taktykę tę niekiedy stosuje się do dziś - ostatnim przykładem jest Kosovo w Serbii - ale przypadki, aby stosowano ją wobec własnej ludności są niezwykle rzadkie. Zwykle taktykę taką stosuje się wobec ludności obcej i dlatego nazywa się ją mianem „czystek etnicznych”. Zastosowanie takiej polityki eksterminacji wobec własnej ludności świadczy o nieprawdopodobnym zacietrzewieniu politycznym i ideologicznym rządzących wówczas Francją jakobinów. Historycy są zresztą zgodni, że wojna totalna zamiast ugasić powstanie, tylko je przedłużyła, gdyż mężowie i ojcowie pomordowanych rodzin z rozpaczy i chęci zemsty zasilali szeregi powstańców. To najbardziej zradykalizowany element armii wandejskiej.
Rozkazy płynące z Paryża są tedy jasne i precyzyjne: mordować wszystkich napotkanych mieszkańców zbuntowanych terenów, bez względu na to czy są uzbrojeni czy nie; mordować nie tylko mężczyzn zdolnych do noszenia broni, ale także starców, kobiety i dzieci; wszystkie wioski są palone, podobnie jak zebrane plony; drzewa owocowe są wycinane, a zwierzęta domowe uśmiercane. Rozkazy płynące do żołnierzy mówią jednoznacznie, że należy mordować absolutnie wszystkich, bez badania nie tylko działalności, ale nawet poglądów politycznych. Ludobójczym represjom poddano więc także niektóre parafie i miasteczka (np. Cerisay), gdzie przeważały nastroje prorewolucyjne. Nikt jednak tego nie badał; mordowano także tych, którzy mieli wydane przez rewolucyjne władze świadectwa republikanizmu (tzw. le civisme). Rzezie były niesamowite nie tylko co do liczby ofiar, ale także metod eksterminacji. Poza standardowymi metodami jak rozstrzeliwanie czy topienie w rzekach znane są przypadki sadyzmu w postaci palenia żywych ludzi w piecach, odrąbywania rąk, wieszania głową w dół, prasowania kobiet ciężarnych pod prasami do tłoczenia winogron, noszenia zamordowanych niemowląt na bagnetach i pikach jako wojenne trofea, pieczenia wziętych do niewoli na ruszcie i wytapiania z nich tłuszczu, preparowania głów zabitych Wandejczyków.
Historycy o tendencji lewicowej utrzymują, że te barbarzyńskie rzezie ludności cywilnej były wynikiem zemsty za niesłychane okrucieństwo powstańców mordujących bezwzględnie republikańskich jeńców. Historycy o tendencji prawicowej nie podzielają tej opinii o okrucieństwie armii wandejskiej. Mamy tedy różne relacje. Wedle pierwszych, Wandejczycy nie brali jeńców, a wziętych bezwzględnie mordowali (po starannym udzieleniu sakramentów); wedle drugich, są niezwykle humanitarni, często puszczają wziętych do niewoli żołnierzy po odebraniu przysięgi, że nie będą walczyć przeciwko nim i zgoleniu im głowy (aby rozpoznać krzywoprzysięzców). Z polskiej perspektywy trudno zweryfikować te sprzeczne doniesienia. Być może, że odzwierciedlają różnorodność postaw.
Trudno jednoznacznie wyliczyć liczbę ofiar rządowych represji. Wojskowi pisali w raportach do Paryża o 600.000 pomordowanych. Jest to liczba zawyżona, gdyż składający raporty, ekscytując liczbami ofiar represji, chcieli powiększyć swoje zasługi. Wedle spisu ludności jeszcze sprzed rewolucji, w 700 parafiach uczestniczących w powstaniu zamieszkiwało 815.000 ludności. W spisie ludności z 1802 roku ubyło 117.000 ludzi i historycy przypuszczają, że jest to liczba mniej więcej pokrywająca się z liczbą ofiar rzezi, co daje 14,4% całej populacji. Są rejony, gdzie liczba ta wynosi tylko 2-3%, ale i takie, gdzie przekracza 20%. Centralny dla rebelii kanton Cholet poniósł straty w wysokości 37,9% populacji.
3. Mit Wandei
Poza historią Wandei jako wydarzenia w dziejach rewolucji francuskiej, powstanie wandejskie posiada oddzielną historię w historiografii światowej, a osobliwie francuskiej. Wokół powstania znajdujemy wielką i wieloletnią ciszę polityków, publicystów i historyków.
Temat ten aż do niedawna nie istniał w oficjalnej francuskiej historiografii. Klasyczne prace o rewolucji francuskiej pióra François A. Aularda, Alberta Soboula, Alberta Mathieza i Georgesa Lefebvre'a nie znają w ogóle takiego wydarzenia jak powstanie wandejskie, ewentualnie wspominają jedynie o tym wydarzeniu bez jakiejkolwiek analizy. Jedynym oficjalnym, urzędowym historykiem, który pisał o Wandei, był autor dziewięciotomowej historii rewolucji Jules Michelet, choć jego interpretacja wydarzeń ludowej kontrrewolucji ogranicza się do stwierdzeń, że sfanatyzowani księża pchnęli do organizacji zamieszek stare i niewykształcone kobiety, czyli, iż ludowa kontrrewolucja była wyłącznie skutkiem braku rudymentarnej edukacji. W interpretacji Micheleta, za wszystko odpowiadają „zrewoltowani księża odprawiający mszę nienawiści (Mszę Świętą Wszechczasów - A.W.)” (Histoire de la révolution. T. III. Paris 1888, s. 287). Rebelia wandejska miała być elementem „wielkiej konspiracji kleru pokrywającej Francję” (Ibidem, t. IV, s. 249). W tomie V, gdzie Michelet opisuje powstanie wandejskie, nadaje rozdziałowi wydarzeniom tym poświęconym charakterystyczny tytuł Wandea przeciwko Francji. W interpretacji tego historyka, lud wandejski, zwiedziony przez księży, walczył przeciwko własnym najdroższym interesem, wyrażanym przez idee egalitarne i emancypacyjne rewolucji; jego zdaniem, lud nie rozumiał, że idee ewangeliczne - pod sztandarami których księża wywołali powstanie - zostały zrealizowane przez rewolucjonistów. Powstanie wandejskie staje się tedy efektem pewnego „nieporozumienia”, „cudem Diabła”, „bezbożną wojną księży”, wynikiem „eklezjalnego terroru” (Ibidem, t. V, s. 202-03, 214).
Faktem pozornie dziwnym jest brak tematu wandejskiego także w opisach dokonywanych przez przeciwników rewolucji francuskiej. W dziełach Josephe'a de ŕ Maistre'a czy Louisa de Bonalda nie znajdziemy o niej nawet wzmianki. Jedynym, spośród bardziej znaczących emigracyjnych kontrrewolucjonistów, który wspomina o Wandei jest François René de Chateaubriand, który w swoich Pamiętnikach zza grobu opisuje spotkanie w Londynie z emisariuszem powstańczym. Z relacji tej dowiadujemy się dlaczego kontrrewolucjoniści emigracyjni nie interesowali się Wandejczykami. Otóż Chateaubrinad pisze: „Uderzony jego wyglądem, zacząłem wypytywać o niego: jeden z mych sąsiadów odpowiedział: To nikt, zero, wandejski wieśniak” (Mémoires d'outre-tombe, ks. XI, rozdz. 3 - fragment pominięty w polskim wydaniu Pamiętników zza grobu. Warszawa 1991). Chateaubriand wprawdzie był zbulwersowany takim potraktowaniem „tego nikt, który uczestniczył w dwustu walkach o wsie, miasta i bronione posterunki, w siedmiuset potyczkach i w siedemnastu regularnych bitwach” (ibidem), jednak cytowane zdanie dosyć dobrze oddaje stosunek arystokratycznych przeciwników rewolucji francuskiej do powstania wandejskiego. Z ich punktu widzenia, Wandejczycy byli tylko prostymi chłopami, częścią gminu, który zbuntował się w roku 1789. Po Restauracji w roku 1814 i 1815 Bourboni nie ufali tedy Wandejczykom, mimo że w 1814 roku - w czasie 100 dni Napoleona - mieszkańcy Wandei chwycili za broń w obronie prawowitego monarchy Ludwika XVIII. Nawet w książkach historycznych największego kontrrewolucyjnego historyka przełomu XIX i XX wieku, jakim był Jacques Bainville, nie znajdziemy tematu wandejskiego, mimo że kontrrewolucjoniści z Action Française - do których Bainville się zaliczał - byli, wyzbywszy się arystokratyzmu, jak najbardziej odlegli od pogardy dla prostego ludu.
Paradoksem historycznym jest, że hołd złożył Wandejczykom jedynie Napoleon Bonaparte - postać inkarnująca w sobie rewolucję francuską - który był pod wrażeniem ich męstwa i taktyki wojennej do tego stopnia, że aby zjednać sobie ten region nakazał wypłacić spore odszkodowania rodzinom pomordowanych w czasie powstania.
Dopiero od lat osiemdziesiątych XX wieku historia Wandei powróciła do oficjalnej historiografii pod naporem dzieł wielu badaczy - często nie posiadających wykształcenia historycznego - takich jak Pierre Gaxotte, Elie Fournier i Reynald Secher. Opracowania na temat Wandei przez wiele lat bagatelizowano właśnie dlatego, że nie wychodziły spod piór renomowanych historyków, wykładających na paryskiej Sorbonie, ostatecznie jednak nawet oficjalna historiografia z Sorbony musiała - pod naciskiem faktów i kolejnych książek - przyznać, że jej ukochana rewolucja francuska ma na sumieniu ponad 100.000 ofiar wśród bezbronnych cywilów.
Adam Wielomski
Bibliografia:
(J.-P.) Jager: Histoire de l'Eglise de France pendant la Révolution. T.I-III. Paris 1852; F. Mourret: L'Eglise et la Révolution. Paris 1929; Ch. Tilly: The Vendée. Cambridge 1954; C. Port: La Vendée angevine: les origines, l'insurrection, janvier 1789-31 mars 1793. Marseille 1992; J. Baszkiewicz, S. Meller: Rewolucja francuska 1789-1794. Społeczeństwo obywatelskie. Warszawa 1983; S. Salmonowicz: Sylwetki spod gilotyny. Warszawa 1989; P. Gaxotte: Rewolucja francuska. Gdańsk 2001; R. Secher: Ludobójstwo francusko-francuskie. Wandea departament zemsty. Warszawa 2003.
1