Rozmowa z niosącym krzyż
Stacja I - Wyrok
To była długa noc... Od chwili, kiedy Cię schwytano w Ogrojcu, przesłuchiwano przed Sanhedrynem, a w końcu wtrącono do więzienia, aby rankiem postawić Cię przed Piłatem. Obszarpany, wyśmiany, zmęczony, poraniony stajesz, Panie Jezu, przed Namiestnikiem - człowiekiem, który miał się stać Twoim sędzią. Gdyby jeszcze wyrok, jaki wydał, był szczery i prawdziwy... Ale Piłat postąpił nieszczerze, wbrew temu, co tak w głębi serca myślał o Tobie. Zdradził prawdę, żeby zyskać w oczach poddanych...
Ten wyrok to pierwszy ból, jaki rozważamy na Twojej drodze cierpienia... Myślimy o Piłacie i brzydzimy się jego fałszywym postępowaniem, a sami nie raz podobnie się zachowujemy: kiedy kłamiemy, kiedy mówimy o innych poza ich plecami... Wydajemy wyroki, aby inni nas polubili, ale w ten sposób tracimy Twoją przyjaźń, Panie Jezu - przyjaźń wierną prawdzie...
Stacja II - Krzyż
Osąd Piłata nakazał Ci zabrać drzewo krzyża i zanieść je na górę Golgoty... To wielki trud. Jesteś po biczowaniu, po bezsennej nocy, wyczerpany ... A tu trzeba wziąć krzyż na pokrwawione plecy - kolejne cierpienie, kolejny ból dla zmordowanego ciała. Przyjąłeś drzewo krzyża, może nawet bliska stała Ci się ta belka, w końcu wiele drewna obrobiłeś w ciesielskim warsztacie Twego ojca... Ten kawałek drewna jest jednak inny - ostatni, jaki widzisz, on będzie twoim zabójcą, kiedy zawiśniesz na krzyżu. Mimo to - przyjąłeś belkę, aby ją nieść...
To pierwszy krok ku zbawieniu... Kiedy myślimy o tym trudnym przyjmowaniu krzyża przez Ciebie, Jezu, współczujemy Ci. Może chcielibyśmy choć trochę zmniejszyć jego ciężar, aby Ci ulżyć - ale nas tam nie było... A przecież mamy tyle okazji, by biorąc się za nasze codzienne krzyże, ulżyć twemu cierpieniu. Wystarczy, przyjąć swój krzyż bez szemrania, narzekania, porównywania z krzyżami innych ludzi...
Stacja III - Upadek
Zdawało się, Panie, że uda się unieść ten ciężar krzyża... Pierwsze kroki były pewne, bo choć ciało umęczone, to przecież zaprawione przez ciężką pracę do wielkiego wysiłku. Jednak rany biczowania, bezsenna noc i wrzawa otaczającego Cię tłumu gapiów osłabiły Twoją czujność i ... upadłeś na ziemię. Z pewnością trudno znieść takie nagromadzenie bólu, jakie z upadkiem stało się Twoim udziałem. Ale się, Jezu, nie poddajesz - pomimo bólu powstajesz, aby dalej iść i dźwigać belkę krzyża...
Twoje powstanie jest cudem... Przecież niełatwo jest udźwignąć cierpienie. Podziwiamy, Panie Jezu, Twoją siłę i wolę dalszego dźwigania krzyża. Niestety, bardzo często na samym podziwianiu się kończy - a przecież Chrystus nie potrzebuje tych, co Go podziwiają, ale tych, co Go naśladują... Pomyślmy o tym, kiedy następnym razem będziemy odczuwać ból czy cierpienie i zanim zaczniemy narzekać, chciejmy za przykładem Pana Jezusa przyjąć na siebie to cierpienie dla uproszenia łaski innym ludziom...
Stacja IV - Spotkanie
Ciężko iść ze świadomością, że jest się samemu... Z każdej strony naciska na Ciebie, Panie Jezu, tłum wykrzykujących przeciwko Tobie. Apostołowie - uciekli... świadkowie cudów, uzdrowieni - zapadli się pod ziemię... Teraz, kiedy ich wsparcie najbardziej by Ci się przydało - nie ma ich... A Ty ich wspierałeś w ich cierpieniu i osamotnieniu... Tak się odwdzięczają... Na szczęście jest jedna osoba - Ona Cię nie opuściła, to Twoja Matka. I choć nie mogła być obok swojego dziecka, to towarzyszy Ci w drodze cierpienia, dzieli ją razem z Tobą...
Potrzebowałeś, Panie Jezu, tego spotkania - nawet z odległości... ale odżyła w sercu świadomość, że jest ktoś, komu na Tobie naprawdę zależy bez reszty. Otaczamy się kolegami, koleżankami, przyjaciółmi... ale kiedy oni nas zostawiają i przychodzą poważne kłopoty, to kto jest nam gotów do pomocy? Rodzice. Kiedy wszyscy wokół zawodzą - oni pozostają wierni... Niestety, nie zawsze o tym pamiętamy.
Stacja V - Tchórz
Twoja droga nie przestaje być trudna. Belka krzyża uwiera ramiona...Żołnierze zdają sobie sprawę, że sam nie uniesiesz tego ciężaru, a jeszcze sporo drogi przed Tobą. Zatrzymują więc przypadkowego przechodnia, nie zainteresowanego egzekucją i przymuszają go do pomocy Tobie, Panie Jezu. Szymon z Cyreny nie krył swej niechęci do tego zadania, bał się, bo był żywicielem rodziny, a nie wiedział, co z nim zrobią żołnierze...
Niechcący oddał Ci, Chryste, wielką przysługę i pomoc... Patrząc na zachowanie Szymona Cyrenejczyka wielu wyrzuca mu tchórzostwo, ganimy go za to, że nie był zainteresowany Twoim cierpieniem, tylko zajęty swoimi sprawami... A pomyślmy, ileż to razy minęliśmy Pana Jezusa oczekującego pomocy w drugim człowieku - biednym, głodnym, wyciągającym rękę po pomoc - przeszliśmy obojętnie, odwracając wzrok, tłumacząc się, że nie mamy czasu, bo teraz mamy coś do zrobienia... A może w tornistrze nieśliśmy z powrotem do domu nie zjedzone śniadanie. Ileż w nas jest z Szymona Cyrenejczyka...
Stacja VI - Weronika
Wydarzenia przybierają zaskakujący obrót - najpierw krótkie widzenie z Matką, potem wymuszona pomoc Cyrenejczyka... Teraz spotka Cię, Panie Jezu, prawdziwe zaskoczenie. Spośród tłumu gapiów, przedziera się przez eskortę żołnierzy dobry człowiek - który chce Ci pomóc. To kobieta - Weronika. Nie zrobiła wielkiej rzeczy, zaledwie zdążyła otrzeć Twoją spoconą i pokrwawioną twarz chustą...
Taki mały gest, a taka ulga dla Ciebie, Panie... Weronika w odróżnieniu od Szymona jest przykładem wielkiej odwagi czynienia dobra, choćby i w małych rzeczach. W końcu życie nasze składa się często z małych spraw. Pomyślmy, ile to już razy myśleliśmy o tym, co dobrego zrobimy dla Pana Jezusa? Tylko zawsze odkładamy to na dalszą przyszłość, jak już dorośniemy... A dzisiaj? Czy dzisiaj nie umiemy zrobić nic dobrego? Weronika umiała - nie był to jakiś niesamowity czyn, ale konkretna pomoc dla Pana Jezusa...
Stacja VII - Kolejny upadek
Droga układała się dobrze, Panie Jezu... Pomoc przyniosła ulgę... nie znaczy to jednak, że wszystko się odmieniło - nadal ciężko było dźwigać krzyż, ciężko było zmierzać kamienistą drogą na górę za miasto. Dlatego po raz kolejny upadłeś... Może ten upadek był mniej dotkliwy - wszak belkę krzyża wraz z Tobą trzymał Szymon. Upadłeś na drodze wysiłku dla naszego zbawienia. Nie przeszedłeś tej drogi bezbłędnie - potknąłeś się w swej fizycznej słabości...
W życiu nie chodzi o to, aby przejść przez nie bezbłędnie, ale żeby iść z pamięcią o Bogu. Chyba ta pamięć, Panie Jezu, dała Ci siłę, aby powstać z upadku, mimo utraty sił. Jakże często rezygnujemy z działania, gdy coś nam się nie powiedzie... Gdybyś tak myślał, to nie wszedłbyś na Golgotę. Pokazałeś nam, Panie Jezu, że nie wolno się poddawać, ale nie ustawać w dobrym, nie poddawać się na drodze powstawania z upadku. Bo kochać to znaczy powstawać...
Stacja VIII - Niewiasty
Zdawać by się mogło, że w końcu na Twojej, Panie Jezu, drodze pojawił się ktoś, kto pragnie autentycznie współczuć razem z Tobą. Oto przechodzisz obok płaczących niewiast - kobiet, które opłakiwały prowadzonych na śmierć... Płaczą nad Twoim losem nie wiedząc, że jest to część planu zbawienia. Ale jeszcze gorsze jest to, że nie widzą byle jakiego życia swoich rodzin, nad którym dopiero tak naprawdę trzeba płakać! Ty im to przypominasz...
Zdarza się nam rozczulać nad stacjami Drogi krzyżowej, nad trudną sytuacją sierot w Afryce, nad bezdomnymi, których spotykamy na ulicach... ale nie umiemy dostrzec naszej biedy - grzechów, zaniedbań, które codziennie stają się naszym udziałem i ranią Twoje Boskie serce... Jeśli myślimy o Twojej śmierci to po to, aby opłakiwać nasze grzeszne życie...
Stacja IX - Znowu upadek
Nie da się oszukać organizmu - efekty wcześniejszego wyczerpania dają o sobie znać - jesteś, Panie Jezu, coraz słabszy... Coraz trudniej jest Ci pokonywać drogę na szczyt zbawienia. Ledwie podniosłeś się z jednego upadku, a oto kolejny... Bezsilność daje o sobie znać. Ciało z minuty na minutę jest coraz słabsze - jedyna siła, jaka pozostaje, to siła ducha... mocą ducha podnosisz się, aby dalej iść... Już blisko...
Przychodzą na nas chwile słabości - obiecujemy Panu Bogu poprawę, zwłaszcza podczas spowiedzi, a tu nie mija za wiele czasu a my znowu popadamy w te same grzechy... A miało być tak pięknie - nawrócenie. Podnosimy się i upadamy, podnosimy i upadamy... Jakże trudno jest się podnieść z porażki. Współczujemy przywalonemu belką krzyża Jezusowi w tym ostatnim upadku, ale pomyślmy, że naszymi upadkami, grzechami ciągle przyczyniamy się do Jezusowego cierpienia... A wystarczy wstać, odmienić swe życie, oddalić się od grzechu...
Stacja X - Nagość
Miara cierpienia jeszcze się nie przebrała, Panie Jezu... Póki żyjesz - Twoi oprawcy obmyślają wciąż nowe cierpienia dla Ciebie. Oto już dotarłeś po stromej drodze na szczyt Golgoty, niejednokrotnie przewracając się. A tu, można by powiedzieć na mecie tej drogi, czeka nowe cierpienie - odarto Cię z szat. To boli zdrowego człowieka, a co dopiero udręczone ciało z krwawiącymi ranami!... Odrywając ubranie oderwano strupy zaschniętej krwi - to spowodowało nowy, potworny ból...
Cierpienie obficie znaczy drogę zbawienia... Odarte z szaty ciało Jezusa jest nagie, aby można Go było wyśmiać, zawstydzić... Ileż to razy i nam zdarzało się odzierać z szat godności drugiego człowieka - kolegę, koleżankę - poprzez nieczyste myśli, podglądanie czy oglądanie filmów obrażających godność Dziecka Bożego... Czyniąc to wszystko, wcale nie byliśmy lepsi od tych żołnierzy, którzy obdzierali ciało Jezusa z szat.
Stacja XI - Przybicie
Nieuchronnie dobiega końca twoja męczarnia, Panie Jezu... Jeszcze tylko znaleźć się na krzyżu i umrzeć... „Tylko” tyle - ale to najcięższe cierpienie tego dnia. Już żołnierze ułożyli Cię na drzewie krzyża, teraz wiążą Cię nierozerwalnie z tym krzyżem przez przybicie gwoźdźmi. Ty nie protestujesz - wszak jest to część woli Twojego Ojca, który przez proroków zapowiedział, jaką śmiercią ocalisz świat...
Przyjmowanie woli Ojca do końca jest jedną z najtrudniejszych lekcji, jakiej udzieliłeś ludzkości... Sami wiemy, jak nam trudno przyjąć fakt, że coś się nie dzieje po naszej myśli, nie jest do końca tak, jakbyśmy tego chcieli... Ale czy to znaczy, że od razu jest gorzej? Przecież Pan Bóg ma swoje sposoby, aby zadziałać w naszym życiu i to życie odmienić... Wystarczy Mu tylko zaufać...
Stacja XII - Śmierć
Panie Jezu, cierpienie osiągnęło miarę, jaką jest w stanie znieść twoje ludzkie ciało... Krew upłynęła, mięśnie już się zmęczyły... nie masz sił, by walczyć o oddech życia, wisząc na krzyżu... Dusisz się i umierasz...
Tyle trudu, tyle cierpienia... i nic! Ludzie wciąż Cię obrażają, wciąż grzeszą, wciąż dają Ci wiele powodów do smutku... A przecież pokazałeś nam, jak bardzo nas kochasz - a my... dalej żyjemy daleko od Twojej nauki... Ciągle nie możemy umrzeć dla grzechu... Ty umarłeś, abyśmy mogli żyć w Tobie.
Stacja XIII - Zdjęcie z krzyża
Wisiałeś na krzyżu jakiś czas, aż żołnierze zauważyli, że już nie żyjesz, Panie Jezu... Nie wystarczyło więc przejść drogą krzyża, trzeba było jeszcze na tym krzyżu pozostać... Gdy Bóg zarządził zdjęcie z krzyża decyzjami ludzi - tak się stało. Ale chwilę po śmierci jeszcze byłeś na krzyżu - spełniała się powoli i w ciszy wola Ojca...
Tak łatwo się dyspensujemy, że już załatwione, zrobiliśmy dla Pana Boga to, co trzeba było - pomodliłem się, byłem na Mszy św., i niech nikt nie wymaga ode mnie więcej... Bo to już ponad moje siły - i tak wydzielam Panu Bogu czas od... do... i ma się w tym zmieścić... A jak by chciał przyjść do mnie w innym momencie? Nie mam czasu...
Stacja XIV - Wyrok
Twoje człowieczeństwo, Panie Jezu, jest takie samo jak nasze - mama nosiła Cię pod swoim sercem, urodziłeś się, dorastałeś i uczyłeś się, pracowałeś, męczyłeś się, jadłeś, podróżowałeś, płakałeś, cierpiałeś i ... umierałeś... Podzieliłeś z nami całe życie. W tej stacji rozważamy jego ostatni ludzki akcent - tajemnicę grobu, w którym spoczęło Twoje ciało.
Życie człowieka ma wiele wydarzeń i etapów. Pokazałeś nam, Panie Jezu, w każdym z nich, że można być człowiekiem i podobać się Panu Bogu. Pomimo różnych braków ludzkiej natury. Wystarczy tylko od początku do końca iść przez życie z Panem Bogiem. Bo On nie dziwi się naszym ludzkim sprawom i upadkom, ale chce nam pomagać, aby ich było jak najmniej.
4