Klęcząc przed silniejszym
Środowiska religijne zarzucają ateistom przede wszystkim brak pokory.
Jednak pokora wierzących wobec Boga miewa cechy płaszczenia się przed kimś wpływowym i możnym. Trudno to uznać za piękne i wzniosie — zarówno
na poziomie etyki, jak i estetyki.
Rzekomy brak pokory ateistów w rozumieniu wierzących wypływa zwykle z dwóch
przesłanek. Po pierwsze, w ocenie ludzi religijnych samo wyznanie niewiary jest pyszałkowate, bo przecież „nikt nie udowodnił, że Boga nie ma".
Byłby to zatem popełniony przez ateistów błąd w poznaniu wypływający z zarozumialstwa. Z tą tezą rozprawiliśmy się kilkakrotnie na tych łamach, wiec tylko przypomnę,
że nie trzeba udowadniać nieistnienia czegokolwiek, aby zasadnie w to nic wierzyć.
Drugi zarzut dotyczący braku skromności związany jest z tym, że ateiści uchodzą za ludzi
„o twardym karku", że użyję języka biblijnego, czyli takich, którzy skrycie może i wierzą,
ale nic chcą się ukorzyć przed majestatem stwórcy. Zatem ich pierwszym problemem światopoglądowym, jak sądzą wierzący (dla nich brak wiary to właśnie „problem"),
niekoniecznie jest niewiara - to może być po prostu hardość. Oto ludzki proch, który
nie chce się podporządkować woli Pana Wszechświata! Nie chce paść na kolana!
Toż to bezczelność, szaleństwo, głupota! Ale właściwie co jest takiego odrażającego
w braku chęci do klękania przed istotą, która dominuje nad nami absolutnie?
Teologia chrześcijańska nie pozostawia złudzeń. Bóg jest wielki, silny i chce przejąć pełną kontrolę nad światem (w walce z Szatanem). On tego pragnie i osiągnie swój cel za wszelką cenę. Teraz jest czas przerwy w jawności jego panowania (niektórzy chrześcijanie z kolei twierdzą, że Bóg na chwilę oddał władzę Szatanowi), ale on tu wróci i zrobi porządek, rzucając wszystkich na kolana.
Jeśli na chwilę przyjąć, że Bóg naprawdę istnieje, to nawrócenie czy chęć przypodobania się Wielkiemu Panu Kosmosu można by uznać za postawę do pewnego stopnia rozsądną.
Ale czy aby na pewno moralnie słuszną i piękną? Co jest ładnego w padaniu na kolana przed kimś, kto chce nas strachem zmusić do posłuszeństwa i kto nas stworzył dla tzw. chwały, czyli w sumie dla samozadowolenia?
Przecież według Biblii celem człowieka jest przede wszystkim wypowiadanie pochlebstw
pod adresem Boga, opowiadanie, jaki jest piękny, mądry, sprawiedliwy i dobry. Czymże innym jest modlitwa? No bo cóż innego wyrażają zawołania, których pełna jest liturgia
i Biblia: „chwała Panu", „alleluja", „niech będzie pochwalony...", „hosanna", „oddajmy
cześć", „złóżmy hołd" itp., itd. Przecież to jest jedno wielkie lizusostwo, żeby nie użyć
bardziej obraźliwych określeń! Można takie zachowanie uznać za przezorne, wyrachowane, sprytne, w pewnym sensie mądre, skoro się przyjmuje, że Bóg jest, ale na pewno nie za wzniosłe i piękne! Cóż podniosłego jest w płaszczeniu się pod czyimiś stopami?
Nawet modlitwy błagalne, które tak lubią ludzie wierzący, w gruncie rzeczy mają za cel jedynie pokazanie Bogu, że od niego zależymy.
Gdyby Bóg istniał, to czy nie wiedziałby, czego ludziom potrzeba? Modlitwa-prośba jest
tylko jedną więcej formą okazania poddania, zależności i tzw. pokory.
Zatem całą religijność, zakładając, że Bóg istnieje, można by uznać za rozsądną taktykę
przetrwania wobec bezwzględnej potężnej istoty, w konfrontacji z którą nie mamy żadnych
szans. A chrześcijaństwo jeszcze każe ludziom kochać taką wszechmocną istotę! Bóg grozi
nam śmiercią i potwornymi cierpieniami, a my go... kochamy.
Zdarzyło mi się spotkać w życiu ze dwie takie osoby, które na kochanków/kochanki
i partnerów/partnerki życiowe wybierają wyłącznie osoby słabe i totalnie uzależnione
od siebie, najlepiej jednocześnie finansowo i mieszkaniowo. Nie potrafią tworzyć prawdziwego partnerstwa, a kręci ich „kochanie" wyłącznie kogoś, z kim mogą zrobić właściwie wszystko, co zechcą. Lubią dostawać „miłość" połączoną ze strachem i oddaniem. Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie to jest patologia. To układ, którym próbuje się zamaskować niedojrzałość i deformację charakteru. Obawiam się, że wiele z takiej charakteropatii jest w obrazie Boga, jaki serwują nam święte księgi i rozmaite teologie.
MAREK KRAK Życie po religii (F i M)