Adwent - czas oczekiwania
Kiedy dni stają się coraz krótsze, a noce coraz dłuższe, w przejściu z jesieni do zimy - przeżywamy okres kościelnego roku liturgicznego nazywany Adwentem. Określenie "adwent" pochodzi od łacińskiego wyrazu adventus i oznacza "przyjście".
Najstarsze ślady Adwentu, jako czasu oczekiwania na przyjście Zbawiciela, sięgają IV w. Nie od razu obowiązywał on w całym Kościele - najpierw w Hiszpanii i Galii. Początkowo był przygotowaniem na święto Epifanii (Objawienia Pańskiego), a dopiero od V wieku na święto Bożego Narodzenia. W VI wieku okres ten obchodzony był w Rzymie na dwa tygodnie przed Bożym Narodzeniem. Czas jego trwania nie był więc ściśle ustalony. Nie zawsze też Adwent posiadał charakter pokutny. Gdy papieżem był Grzegorz Wielki (540-604), polegał na czterotygodniowym, liturgicznym przygotowaniu na przyjście Pana. Dopiero od VIII w. nadano mu charakter pokutny, co znalazło swój wyraz w fioletowym kolorze szat liturgicznych, opuszczeniu radosnego hymnu Chwała na wysokości Bogu w Mszy św., ograniczeniu ozdób i muzyki w kościele.
Po reformie roku liturgicznego w 1969 roku, okres ten posiada charakter pobożnego i radosnego oczekiwania, kiedy z tęsknotą wołamy: Przyjdź, nie zwlekaj! Przyjdź i oświeć nas! Naucz nas dróg swoich!
Historię narodu żydowskiego określamy najkrócej jako dzieje ludu oczekującego na przyjście Mesjasza. Od bram raju aż do betlejemskiej groty towarzyszyła dziejom żydowskim obietnica. Nauczycielami i stróżami świętego oczekiwania byli prorocy. Jeden z nich, Micheasz, tak wyraził własne i narodowe tęsknoty: Ale ja wypatrywać będę Pana, wyczekiwać na Boga zbawienia mojego (Mi 7,7), prorok Izajasz zaś wołał: Obyś rozdarł niebiosa i zstąpił (Iz 63,19).
Wieki historii ostudziły żar tęsknoty i naród wybrany przestał czuwać, nie zauważył więc spełnionej przez Boga obietnicy. Dlatego tym doniosłej dziś Kościół nawołuje swych wiernych: Czuwajcie! Czuwajcie! To przypomnienie i wezwanie do czuwania, przewijające się na kartach Pisma Świętego, weszło do liturgii Kościoła. To właśnie czuwanie wyprowadzało pierwszych mnichów na pustynię, by tam oczekiwali przyjścia Pana.
Wezwanie Czuwajcie! bliskie było ludziom średniowiecza. Nieustanna gotowość i myśl o Sądzie Bożym związanym z drugim przyjściem Chrystusa kazały ówczesnemu człowiekowi ubrać włosienicę, narzucić sobie surową ascezę, podjąć pokutę wielu wyrzeczeń. Wezwanie Czuwajcie przeniknęło twórców: Dantego i Michała Anioła i zachęciło ich do ukazania przejmującej wizji Sądu Ostatecznego.
Dziś Adwent ma podwójny charakter. Jest czasem przygotowania do uroczystości Bożego Narodzenia, przez które Kościół czci pierwsze przyjście Syna Bożego do ludzi, ale zarazem jest okresem, w którym, wspominając to przyjście, oczekujemy drugiego, jakie będzie miało miejsce u kresu dziejów ludzkości.
Liturgia Adwentu ukazuje nam dwie wielkie postaci: proroka Izajasza i św. Jana Chrzciciela. Pierwszy, uosobienie tęsknoty Starego Testamentu, jest prorokiem, który zostawił najwięcej proroctw związanych z Mesjaszem. Jan Chrzciciel nie tyle przepowiada, ile wskazuje na osobę Jezusa, który jako Zbawiciel i Odkupiciel już przyszedł i niedługo rozpocznie swą misję. Św. Jan Chrzciciel swoim życiem i słowem uczy wiernych, w jaki sposób należy przygotować się na przyjście Pana: przez pokutę, zerwanie z grzechem, powstanie z nałogów, słowem - ze starego człowieka przeobrażenie się w nowego, na wzór samego Chrystusa.
Święty czas adwentowy jest także przypomnieniem pewnej prawdy, ogarniającej całe dzieje ludzkie, że Chrystus przyjdzie powtórnie, aby chwałą zmartwychwstania umarłych zakończyć dzieje świata. Zapowiadał przecież: Przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem (J 14,3). Kiedy odszedł, strapieni apostołowie usłyszeli potwierdzenie tej zapowiedzi: Ten Jezus, wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba (Dz 1,11). A zatem On przyjdzie, dlatego życie całego świata, życie każdego z nas jest czekaniem na Jego przyjście, jest adwentem przed tym powtórnym i ostatecznym przyjściem Chrystusa.
Przeżywanie Adwentu powinno nas mobilizować do uporządkowania swego wnętrza tak, aby powitać Pana czystym sercem. Każdy Adwent to czas nawrócenia, by jeszcze raz, ale już głębiej i pełniej, przebyć drogę Jezusa, która jest drogą Kościoła w rozpoczynającym się roku liturgicznym.
Adwent to oczekiwanie w ciemnościach symbolizujących człowieka pogrążonego w grzechu, szukającego ratunku i światła. Tym światłem jest dla nas Matka Jezusowa, jasna Jutrzenka, Zorza rano powstająca, która błądzących prowadzi ku niebu, ku zbawieniu. Ją szczególnie uwielbiamy w Adwencie, zwłaszcza przez nabożeństwa roratnie. Ona jest jakby drabiną Jakubową, po której zeszło na ziemię Zbawienie. Ona jest biblijną tęczą, zapowiadającą pojednanie, kres gniewu i kar. Ona, wybrana na Matkę Zbawiciela, zapowiada koniec nocy oczekiwania i bliskość wschodu Jego przyjścia. Ona w noc betlejemskiego cudu poda nam od żłóbka swego Syna, byśmy napełnieni Jego łaskami, szli przez życie ku wiekuistemu szczęściu.
Jan Uryga
Tekst pochodzi z pisma
"Królowa Apostołów" grudzień 2008 r.
Marana Tha
Czas adwentu, który jest nam ofiarowany przed świętami Bożego Narodzenia jest czas oczekiwania: nas ludzi na ukryte przyjście Boga, ale także oczekiwaniem Boga na powrót człowieka do Niego. Tak więc zarazem Bóg i człowiek znajdują się w stanie nieustannego adwentu. Jednak uczeń Jezusa to ten, który oczekuje jeszcze jednego - przyjścia ostatecznego i chwalebnego Chrystusa Pana na końcu czasów.
Pan obiecał, że "w domu Ojca jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, powiedziałbym wam o tym, bo idę przygotować wam miejsce. A kiedy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę znowu i zabiorę was do siebie, abyście i wy tam byli, gdzie Ja jestem" (J 14, 2n.). Kiedy to nastąpi? "Nikt nie zna tego dnia i godziny, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko sam Ojciec" (Mt 24, 36). Może to się wydarzyć dziś, może jutro, a może za kilka lat, czy też za kilka wieków. Niemniej jednak dzięki słowu Chrystusa wierzymy, że ostatecznie nadejdzie dzień, gdy powróci w swojej potędze i chwale.
Św. Paweł posiada piękną intuicję mówiąc, że "całe stworzenie z wielką tęsknotą wyczekuje objawienia się synów Boga (?) wszak wiemy, że całe stworzenie cierpi straszne udręki aż do tej pory" (Rz 8, 19-22). Świat bowiem jest niszczony przez zwątpienie i stoi niekiedy na krawędzi rozpaczy. W obliczu tego, co sami doświadczamy w swoim życiu, a także w doświadczeniu tego świata myśl ludzka spontanicznie kieruje się ku Temu, który jako jedyny może autentycznie i trwale wyzwolić. To swoiste sygnały S.O.S., które wysyłamy w stronę Nieba, aby Jezus objawił swoją moc, aby przyszedł, On sam jako zbawiciel.
Podobne sygnały przywołujące Zbawiciela i Mesjasza wysyłał wielki prorok Starego i Nowego Testamentu, ten, który przyszedł przygotować drogę Panu w czasie Jego pierwszego przyjścia na ziemię, Jan Chrzciciel. My dziś, po dwudziestu wiekach podejmujemy to samo wołanie, które staje się coraz to bardziej mocniejsze w miarę, jak nasila się zło, cierpienie i niesprawiedliwość. Jan Chrzciciel czekał, pragnął i modlił się o pierwsze objawienie się Boga w ludzkim ciele. Gdy dziś świętujemy cud w Betlejem ożywia nas to samo pragnienie, drzemie w nas to samo oczekiwanie. Kierujemy je do Pana, aby na nowo objawił swoją potęgę i swoją Obecność w naszym świecie. Aby nastał kres czasu i przestrzeni, aby został pokonany ostatecznie wszelki grzech, cierpienie, zły duch i śmierć. Aby zakrólował w ludzkich sercach sam Bóg oraz aby móc oglądać Go już beż żadnych zasłon, lecz twarzą w twarz, w doskonałym miłosnym zjednoczeniu z Nim.
Całe stworzenie wzdycha i sylabizuje "ma..ma..ma..ra..na..". Dokończmy więc z wiarą: "Marana Tha! Przyjdź Panie, Jezu! Bo nasze serce żyje tylko dla Ciebie, dlatego przenika je pragnienie i tęsknota, abyś powrócił, abyś wyzwolił nas do końca. Zstąp nasz Oblubieńcu".
dk. Andrzej Kowalski
Tekst pochodzi z pisma
Alumnów WSD w Toruniu "SŁUGA" nr 26
Pierwsza świeca...
Mt 24, 37-44
... Czuwajcie więc, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie. |
...przychodzisz do mnie Panie i milcząc patrzysz czy jestem w Tobie zatonąć gotowa... |
...dziś, na Ołtarzu zostanie zapalona pierwsza świeca... "Nie lękaj się z ufnością oczekiwać Boga. On jest dobry"
Boże... moje oczekiwanie na Ciebie... muszę stanąć twarzą w twarz sama ze sobą, ujrzeć siebie w lustrze mych uczynków, w lustrze wiary. Boże, proszę, aby to odbicie nie było wykrzywione...
...na Ołtarzu zapłonie pierwsza świeca... Już Adwent...czas oczekiwania, czas budzenia się ze snu, to czas kiedy zaglądamy do naszego wnętrza, kiedy to odświeżamy zakamarki naszego serca... jakże często te, które zostały kiedyś skrzywdzone... które chowają w sobie ból. Ale to czas nie tylko na poszukiwanie w sobie zła, winy, bólu... ale to czas na ujrzenie wokół nas dobra, ludzi nam życzliwych, których kilka dni temu nie przyszłoby nam do głowy, że są, istnieją... a jednak są... i to w tym czasie, kiedy to już na Ołtarzu zapłonie pierwsza świeca, oświetli naszą drogę oczekiwania na Tego, co delikatnym brzmieniem zimowej nocy wejdzie w nasze serca.
JA... kolejny już raz podejmę swe wyzwania, i jak co roku rozpocznie się mój czas czuwania od Konferencji Życiodajna Śmierć. Kiedy 2 lata temu brałam w niej udział, dziwiłam się dlaczego taki tytuł... bo jakże śmierć może dać życie. Jechałam na tę Konferencję z wielkim swym bólem, bo 8 miesięcy temu odeszła moja córka, ból mieszał się z wielką niewiadomą - jakich tam ujrzę ludzi, czy zdobędę się na odwagę aby powiedzieć o śmierci Ani, jak mnie przyjmą, taką normalną, zwykłą matkę w żałobie...? Przeplatanka uczuć połączoną z wielką ufnością do Boga. A tam... wielkie zwycięstwo Maleńkiej Miłości, tej Okruszyny, która przemieniła wiele serc.
I ja dziś... kiedy za oknem jaszcze noc, cisza.... dla zdrowych, normalnych ludzi to czas snu, odpoczynku, a ja ze zmęczonymi dłońmi od pracy piszę... czego oczekuję? A może czego pragnę? Jednego na pewno - rozmowy z Bogiem, bo tylko tak potrafię z Nim rozmawiać... usiąść w blasku lampki i rozmawiać... czuwać, nadsłuchiwać Jego kroków, spoglądając z utęsknieniem w okno, czy ujrzę tam cień mego Pana... czekam i piszę...
...i zapłonie świeca... blaskiem ogrzeje tysiące serc czekających z utęsknieniem na ten mały okruszek Miłości, ileż to znów serc się przemieni... matka ujrzy swe dziecko - piękniejsze tego dnia niż wczoraj... piękniejsze bo otulone Bogiem.... a może ojciec - bardziej odczuje tęsknotę syna za jego miłością? A może spracowana matka - zgarbiona od trosk, poczuje ciepły dotyk swego dziecka i cichy szept "kocham Cię mamo". A może mąż, żona wtuleni w swe ramiona nawzajem powierzą siebie Bogu, swe troski, problemy, pragnienie dziecka....oddadzą się Jemu - Wielkiej Miłości?
...ogrzeje serca stęsknione, serca zimne, serca skamieniałe... ogrzeje, doda sił, aby odważniej spojrzeć na siebie, aby przygotować się na to Spotkanie... aby z radością spoglądać w Niebo.
Boże... otulona ciepłem Twego spojrzenia, spoglądam na siebie... zmagam się codziennie ze swym życiem...w pędzie zjedzona kanapka, bo biegiem do pracy, potem dom, synowie.... i już następny dzień. Po drodze pogubione marzenia, pragnienia... zakurzone wspomnienia. Jakaś znajomość, na którą zabrakło mi już czasu, a może i chęci aby ją pielęgnować... a ten ktoś wciąż czeka na moja rozmowę... Boże, ile to muszę jeszcze w sobie zmienić, ile jeszcze muszę z siebie dać i nie oczekując nic w zamian...? Podejdę Boże do świecy, zaczerpnę z niej siły aby móc z wielkim zapałem, wejść w ten czas. Zaproszenie już mi wysłałeś... czas już go otworzyć... i tak żyć, aby codziennie przybliżać się ku celu, ku Tobie. Teraz na mnie czas, aby wykonać krok ku Tobie. Przygotować swe serce na spotkanie z Tobą, odrzucić od siebie to, co mnie niepokoi, oddala, zaślepia... i bardziej Ci zaufać, i bardziej ukochać.
Boże... ja czekam...czuwam...
...a oto wszystko rodzi się nowe.
2 Kor 5, 17 |
Renata
Druga świeca...
Mk 1,1-8
...Przygotujcie drogę Panu, Jemu prostujcie ścieżki. |
...gdy noc aż po świt krzyczy zwątpieniem i na próżno wyczekiwać wschodu słońca chwytasz w swe dłonie dawno gdzieś zasłyszane słowa: gdy milczy wiara i umiera nadzieja trwa jeszcze miłość. |
Kilkadziesiąt lat wstecz... Lato, na podwórku wielkie sprzątanie, wymiatanie kamyków, zasypywanie dołków, podwórko wygląda jak klepisko...ubite, gładkie, bez drobnych kamyków... Bo, paluszek będzie się uczył chodzić, będzie tu stawiał swe pierwsze kroki, będzie się przewracał, upadał... ale będzie wytrwale uczył się stawiać swe nieporadne kroczki, aby potem już biegać... Nadchodzi nowe... nowy potomek rodziny... ktoś, kto absorbuje cały dom ...droga już przygotowana.
Może, nie tak przygotowanej drogi chce od mnie Bóg... może, nie takiego klepiska potrzebuje... ale wiem, że mam Mu przygotować drogę. Drogę ...do mego serca. Jest już Adwent...to czas, jak mówiła Matka Teresa z Kalkuty to czas ciszy, to w tej ciszy mam przygotować drogę. Trudne to zadanie. Skupić się nad sobą, zajrzeć w głąb siebie... skupić się przede wszystkim nad swoim działaniem, nad swoimi myślami... wejść tam, gdzie na co dzień wydaje się mi to nie możliwe, wręcz niewykonalne. A jednak... Ktoś tego ode mnie wymaga... potrzebuje mego przygotowania. Nie mogę zawieść, nie mogę kolejny raz powiedzieć, że tego nie potrafię, że to dla mnie jest trudne. Nie mogę - bo ja to chcę, bo ja to chcę zrobić.
Dlatego zaczęłam pisać to rozważanie od tego obrazku z mego dzieciństwa. O podwórku, o wymiataniu tych kamyczków. Bo takimi kamyczkami na mej drodze życia są moje grzechy, to moje potknięcia, moje upadki te małe i te duże. Jest ich pełno na tej drodze. To jakieś uwagi, aluzje do drugiego człowieka, to złe słowo, to podniesiony glos, to wyciągnięta ręka na dzieci, do kolejna łza w oczach mych rodziców ...to są moje kamyki, ranią me stopy...ale nie tylko me... zranią też stopy Jezusa... musze je wymieść z drogi, którą On będzie szedł do mnie. Ale miedzy tymi kamykami są też kamyki "trudności" mych trudności, mej walki o jutro... to kamienie mego cierpienie... je też mam uprzątnąć... ale zrobię to, nie wyrzucając ich, a gładząc ich brzegi ostre - zapominając to, co mnie bolało, wybaczając tym, co mnie skrzywdzili, ucząc się, że miłość jest, że tylko ona pozostała, że słowo "kocham" nie daje cierpienia. Trudne zadanie mam do wykonania. Obym zdążyła w tej ciszy przygotować drogę. Czasu jest już nie wiele...
Dziś zapłonie na Ołtarzu druga świeca... dziś już zaczynam prostowanie mych ścieżek... dla Niego. Usuwam kamyki z pod Jego stop, chcę aby droga do mego serca była czysta, tak jak i me serce. Chcę aby te święta były inne od tych co były. Tak wiele się wydarzyło przez ten rok, tak wiele dało mi to wiary w siebie ...ale i wiary w drugiego człowieka. Nowa praca - nowe możliwości... nowe zadanie. Odzyskanie siebie na swej drodze życia... tak mogę nazwać to, co było, to, co teraz dało taki owoc... trudna to praca, ale nie ukończona jeszcze... to tylko półmetek, ale mogę już powiedzieć, że warto było podjąć taki trud, odzyskiwanie siebie po kawałeczku jest wspaniałe... widzieć jak cieszą się synowie, że mama wróciła, widząc jak mama nie ociera już łez ukradkiem...jak nie martwi się już o mnie...widzieć...że świeci słońce... to są te małe miłości, których przedtem nie dostrzegałam...nie umiałam nawet tego dostrzec...musiałam tego się uczyć... teraz to już wiem, że to jest moje życie, że to moje życie ma początek w Nim i zawiera się w Nim... i że moja droga będzie dla niego piękna... On tylko wie...jaka to droga. Boże... płomyk drugiej świecy jest taki jeszcze młody, dopiero zaczął płonąc... spala się druga świeca...powoli, powoli...wosku ubywa... ubywa też i mego czasu. On czeka...
Płonie już druga świeca...
Mały Chrystus smutny w drzwi patrzy i czeka, by pośród witających zobaczyć człowieka, (Jerzy Liebert) |
Renata