1318


Jan Woleński :

„ ZAGADNIENIA METATEORETYCZNE ”

§1. Uwagi wstępne. Rozdział ten stawia sobie za cel poruszenie pewnych kwestii metaepistemologicznych. Zapewne przyniesie on rozczarowanie tym, którzy oczekują jakiegoś dogłębnego rozpatrzenia problemów przed­miotu i metody epistemologii. Od takich bowiem uwag rozpoczynają się zazwyczaj rozważania nad epistemologią jako dyscypliną.1 Ingarden powiada tak: „Określenie jakiejkolwiek nauki wymaga wyjaśnienia trzech spraw: 1. jakimi przedmiotami dana nauka ma się zajmować, 2. jakimi środkami poznawczymi i jakimi metodami można i należy się w niej posługiwać, 3. w jakim celu uprawia się daną naukę."2 Ingarden był oczywiście świadom olbrzymich trudności, jakie towarzyszą odpo­wiedzi na te pytania. Nadzieję pokładał w fenomenologicznej analizie idei poznania. Epistemologia była dla niego właśnie nauką o idei pozna­nia, spełniającą te surowe warunki naukowości, jakie fenomenologia stawiała wszelkiej filozofii. Wielu innych chciałoby teorię poznania wi­dzieć jako naukę przyrodniczą, a w każdym razie empiryczną.

Mój pogląd jest zgoła odmienny. Uważam, ze filozofia nie jest na­uką, ale w przeciwieństwie do wielu analityków, zwłaszcza logicz­nych empirystów, nie widzę w tym nic ani strasznego, ani nawet przy­gnębiającego. Filozofia nie jest nauką ani formalną, ani empiryczną, tj. nie da się przedstawić jako dział logiki czy matematyki, ani też nie formułuje empirycznych hipotez zmierzających do wyjaśnienia fak­tów, by tak rzec, poznawczych. Jako analityk przypisuję filozofii ana­lizę pojęć, a przez to i przedmiotów, którymi teoretycy poznania inte­resowali się „od zawsze". Część historyczna dostarczyła nam sporego materiału dotyczącego zagadnień epistemologicznych. Nie widzę żad­nej możliwości, by to wszystko objąć jedną nauką wedle zadanego mniej lub bardziej z góry objaśnienia jej przedmiotu. Gdyby to nawet jakoś się powiodło, to pozostaje jeszcze niebagatelny problem wyboru jakiejś koncepcji teorii poznania. Banalne spostrzeżenie, że matema­tycy, fizycy, a nawet historycy mogą się różnić w kwestii tego, czym jest odpowiednio matematyka, fizyka i historia, ale pozostawać w zgo­dzie w sprawach rzeczowych, ciągle jakoś nie może dojść do świado­mości wielu filozofów. Mówiąc nieco technicznie: filozofia jest zamknię­ta na problematykę metafilozoficzną a nauka nie, co znaczy, że kwe­stie metafilozoficzne należą do filozofii, a kwestie metafizyczne (by na moment użyć tego przymiotnika na określenie metateorii fizyki) czy metahistoryczne nie należą do fizyki czy historii.3 Kwestia na­ukowości jest przy tym umowna, bo zawsze można przyjąć stosowną definicję. Brentano, Husserl, Twardowski, Ingarden, Russell czy fi­lozofowie z Koła Wiedeńskiego mieli własne rozumienia naukowości filozofii. Wszelako pogląd Brentana i Twardowskiego, że filozofia sta­nie się nauką, gdy będzie uzasadniała swe tezy tak jak to ma miejsce w naukach przyrodniczych, okazał się pobożnym życzeniem, fenome­nologia jako supernauka sama skompromitowała się brakiem zgody w sprawie tak ważnych rzeczy jak to, czy świat jest korelatem świa­domości czy nie - pomimo, co trzeba z naciskiem podkreślić - jedno­myślności samych fenomenologów w sprawie metody, a przeświad­czenie Russella i Koła Wiedeńskiego, że filozofia jako nauka jest czę­ścią logiki, też okazało się jeno projektem.4 Wszystko to pokazuje, że filozofia jest nauką w takim sensie, jak matematyka czy nauki empi­ryczne, lecz że słowem „nauka" można się posługiwać rozmaicie. Gdy jednak przez naukę rozumie się matematykę plus nauki empiryczne, to trudno nie przyznać racji głębokiej uwadze Wittgensteina, że filozofia jest albo ponad, albo poniżej nauki, ale nigdy obok. Wszelako, jeszcze raz powtarzam, nie widać powodu, by z tego faktu czynić tra­gedię. Filozofia może być jednak uprawiana lepiej lub gorzej. Jeżeli tylko przyjmie się, że zadaniem filozofa jest m. in. argumentacja za tym czy owym, to filozofia analityczna dostarcza relatywnie najlep­szych sposobów realizacji takiego przedsięwzięcia.5

W związku z zarysowaną sytuacją zbytnie wnikanie w konsekwen­cje wypływające ze znaczenia nazw „teoria poznania", „epistemologia" czy „gnoseologia" jest zajęciem chybionym. N. Łubnicki powiada tale: „Nazwę «teoria poznania» (po niem.: Erkenntnistheorie) wprowadził kantysta i teista Ernest Reinhold (w r. 1832) - przyznać trzeba, że niezbyt fortunnie. Przedmiot bowiem tej nazwy jest nie tylko ogólną konstrukcją wyjaśniającą (co usprawiedliwiałoby metodologicznie na­zwę: «teoria»), lecz jest nauką (jak to zostanie okazane w dalszym cią­gu tej pracy). [...] Dlatego też należy niewątpliwie uważać za odpo­wiedniejszą nazwę [...]: gnoseologia - nauka o poznaniu)."" Powstanie terminologii jest jednak ściśle związane z użyciem wyrażeń występu­jącym w danej epoce. Theorie w znaczeniu przyjmowanym przez E. Reinholda odnosiła się nie do konstrukcji wyjaśniającej, ale do roz­ważania (Łubnicki zresztą przypomniał ten sens słowa „teoria") cze­goś. Dalsze partie książki Łubnickiego wcale nie przekonują o tym, ze teoria poznania jest nauką, bo kreśli on obraz jej jako dyscypliny filo­zoficznej, a w szczególności zagadnień do niej należących i rozmaitych proponowanych rozwiązań tych kwestii. Trzeba jednak odróżniać na­ukę jako dyscyplinę, tj. jakiś wyspecjalizowany fragment dociekań lu­dzi należących do społeczności naukowców w sensie socjologicznym i naukę w sensie metodologicznym, tj. dociekania prowadzące do roz­strzygnięć wedle określonych procedur. Podobnie trzeba wyraźnie od­różniać teorie w znaczeniu metodologicznym, tj. konstrukcje (ograni­czając się do teorii empirycznych) służące wyjaśnianiu i przewidywa­niu faktów od teorii jako ogólnych rozważań na dany temat. Filozofia jest dyscypliną i teorią w drugim sensie, ale ani nauką, ani teorią przy ich rozumieniu metodologicznym.

Nie da się moim zdaniem z góry określić kolekcji problemów meta-epistemologicznych potrzebnych do objaśnienia epistemologii i jej za­gadnień. To może lepiej z tym poczekać i rzecz przeprowadzić po wykładzie rzeczowych zagadnień teorii poznania? l to także sposób budzący wątpliwości, bo jednak warto pewne rzeczy poruszyć wcześniej. I tak źle, i tak niedobrze, a więc w ogóle niedobrze. Nie ma zatem innego wyjścia niż wybranie kwestii, które zdaniem autora trzeba poruszyć w metateoretycznym wprowadzeniu do epistemolo­gii. Będę w tym rozdziale mówił o relacji poznawczej, stosunku teorii poznania do innych dyscyplin filozoficznych i niefilozoficznych oraz rozmaitych koncepcjach epistemologii. Pierwotnie zamierzałem tak­że zanalizować tutaj argumentację Nelsona (por. rozdział V, §3), ale lepiej jest to zrobić na końcu całego opracowania, po wprowadzeniu rozmaitych pojęć.7

§2. Stosunek poznawczy i jego analiza.8 Literalnie rzecz biorąc, teoria poznania jest o poznaniu, niektórzy dodają, że o prawdziwym. Rzeczownik „poznanie" jest odsłowny, a w takich razach lepiej anali­zę zaczynać od stosownych czasowników, w naszym przypadku od ,.poznać" i „poznawać".9 Ten punkt wyjścia ujawnia od razu dwie ważne okoliczności. Gdy od bezokoliczników „poznawać" i „poznać" przejdziemy do form osobowych, to natychmiast okazuje się, że po­znawanie i poznanie mają zawsze jakiś podmiot. Nie ma bowiem sensu powiedzieć w konwersacji „wie się, bo poznało się", bo rozmówca za­raz zapyta się „kto wie, bo poznał?", o ile kontekst tego od razu nie wyjaśnia. Ale nie tylko to, bo interlokutor zaraz doda „ale co wie?" lub „co poznał?". To doprowadza do wniosku, że analizie winien pod­legać cały kontekst „x poznał (poznaje) y". Wskazuje on, że poznanie ma charakter relacyjny, co pozwala mówić o stosunku poznawczym, w którym uwikłane są podmiot poznania (dalej S) i przedmiot pozna­nia (dalej O), pomiędzy którymi coś się rozgrywa, mianowicie proces poznania. Nie jest to żadne odkrycie, gdyż w istocie rzeczy wszystkie doktryny epistemologiczne tak właśnie zapatrują się na poznanie, ale wzajemnie różnią się w dalszych analizach. O podmiocie zakłada się, że jest wyposażony w pewne narzędzia poznawcze: rozum, zmy­sły, intuicję, język, a może i coś jeszcze.10

Czasownik „poznać" ma charakter dokonany, a „poznawać" niedo­konany. Nie można jednak dokonać poznania bez uprzedniego po­znawania, ale bywa, że poznawanie nie kończy się poznaniem. Jeśli powiadamy, ze S poznał O, znaczy to, że podmiot uzyskał pewną wie­dzę o tym, co poznawał, tj. o przedmiocie poznania. Uwagi te natych­miast prowadzą do niezwykle ważnego rozróżnienia czynności i wy­tworów, w tym wypadku poznawczych.11 Punktem wyjścia analizy Twardowskiego były takie pary wyrazów jak: „biegać - bieg", „mówić - mowa", „myśleć - myśl", „sądzić - sąd" i „rzeźbić - rzeźba". W każ­dym przypadku pierwszy wyraz oznacza czynność, a drugi jej wy­twór, bo bieg jest skutkiem biegnięcia, mowa mówienia, myśl myśle­nia, a sąd sądzenia. Czynności i wytwory mogą być fizyczne (biegać, bieg), psychiczne (myślenie, myśl) lub psychofizyczne (rzeźbić, rzeź­ba). Obracając się ku wytworom, mogą być one trwałe (trwają po usta­niu kreującej je czynności), jak rzeźba, lub nietrwałe (znikają po usta­niu stosownej czynności), jak myśl. Gdy zważymy wieloznaczności, to pewne wytwory mogą być np. i psychiczne i psychofizyczne, także nietrwałe lub trwałe, np. można mówić o sądzie w sensie psycholo­gicznym (wtedy jest psychiczny i nietrwały) lub sądzie jako o znacze­niu zdania, a wtedy jest psychofizyczny i trwały.12 Zastosowanie roz­różnienia czynności i wytworów do problematyki epistemologicznej jest natychmiastowe, bo pary (a) „poznawać - poznanie" i (b) „poznać - poznanie" są kolejnymi przykładami rozważanej dystynkcji. Może­my teraz zapytać, czy obie pary powinny być brane pod uwagę, skoro „poznać" w (b) zdaje się odnosić do wytworu, a nie do czynności. Wte­dy jednak nie widać powodu, by w (a) występowało tylko „poznanie", bo np. gdy poznawanie nie kończy się sukcesem, to jego rezultatem może być brak poznania. Z punktu widzenia epistemologii Platona i jej podobnych, (b) jest w pełni legitymowane, ponieważ poznanie jako wytwór jest rezultatem specjalnych czynności poznawczych prowa­dzących tylko i wyłącznie do episteme. Aby oddać w pełni tę intuicję, trzeba przekształcić parę (a) w „poznawanie, -poznanie,", natomiast parę (b) w „poznawanie,, — poznanie2", a dalej w miejsce „poznania," wstawić doxa, a zamiast „poznania,," umieścić episteme. Możemy oczy­wiście, znowu zgodnie z Platonem, zastąpić episteme przez słowo „wie­dza", ale to nie likwiduje problemu, gdyż zaraz pojawi się pytanie, czy rzeczywiście doxa nie jest rodzajem wiedzy, a jeśli odpowiemy pozytywnie, wraz z wieloma filozofami przeszłości, to rzeczownik „wie­dza" i tak musi być indeksowany, podobnie jak „poznanie". Możemy rozważyć parę, której drugim członem jest „wiedza", tj. parę „wie­dzieć - wiedza". Wydaje mi się, że traktowanie czasownika „wiedzieć" jako odnoszącego się do czynności nie jest intuicyjne. Sugeruję więc, by jednak para (a) była traktowana jako kontekst zasadniczy. Dalsze kroki wymagają analizy wiedzy jako takiej, a w szczególności odpo­wiedzi na pytanie, czy doxa do niej należy, czy nie. Ale już teraz możemy odróżnić poznanie jako czynność i poznanie jako wytwór, czyli wiedzę.13 Warto w tym świetle rozpatrzyć definicję epistemologii jako nauki o poznaniu prawdziwym.14 Wedle klasycznej definicji pozna­nia, wiedza implikuje jej prawdziwość. W takim przypadku definicja jest pleonastyczna, gdyż dodatek „prawdziwym" jest zbędny. Jeśli natomiast epistemologia ma traktować o wiedzy prawdziwej jako wyróżnionej spośród innych rodzajów wiedzy, np. prawdopodobnej, to poza zakresem zainteresowania teorii poznania, ewentualnie na jej całkowitym marginesie, pozostają te czynności poznawcze i ich wytwory, które nie kończą się sukcesem. Tymczasem problematyka błędu poznawczego jest stałą inspiracją epistemologii od Parmenidesa do naszych czasów. Mamy tutaj jak na dłoni ukazaną zależność zakresu problematyki epistemologicznej od rozumienia teorii pozna­nia, co, powtarzam raz jeszcze, nie-ma miejsca w tzw. naukach szcze­gółowych.

Powracam teraz do dalszej analizy stosunku poznawczego. Nie musimy decydować, czy rację mają Brentano i Husserl, że świado­mość jest zbiorem aktów, czy też psychologowie genetyczni, jak Wundt, ze jest ona zbiorem treści. Przyjmiemy po prostu, że czynności po­znawcze są aktami. Już analiza relacji poznawczej wyraźnie sugeru­je, że poznawanie polega na aktach intencjonalnych. A po drugie, możemy, a nawet powinniśmy, skorzystać z odróżnienia (por. wyżej, rozdział V, §1) treści i przedmiotu przedstawienia, dokonanego przez Twardowskiego, a właściwie uogólnić je na akty poznawcze. Utożsa­mimy przy tym treść aktu z jego wytworem, np. treść aktu spostrze­żenia jest wytworem tego aktu, a treść aktu sądzenia, czyli sąd w sensie logicznym, jest wytworem tegoż aktu.15 Antycypując analizy z tomu II muszę dodać, że za wytwór poznawczy uważam jedynie sąd, a nie przedstawienie lub spostrzeżenie. Dokładniej mówiąc, ponie­waż akceptuję tzw. propozycjonalną teorię percepcji, w myśl której treść spostrzeżenia jest zawsze komunikowana, a nawet uświada­miana odpowiednim sądem, uznaję też propozycjonalną koncepcję po­znania. Spostrzeżenia czy też przedstawienia mogą motywować (wa­runkować) poznanie, ale poznaniem jako wytworem nie są. W istocie rzeczy absurdem jest powiedzenie, że spostrzeżenie jest wiedzą, na­tomiast jest na pewno elementem poznawania tego, co spostrzega­my. Ostatecznie więc wiedza składa się z sądów, natomiast pozna­wanie odbywa się drogą aktów rozmaitego rodzaju. Tak więc pełny opis stosunku poznawczego wymaga uwzględnienia podmiotu pozna­nia, aktu poznawczego, przedmiotu tego aktu i wytworu będącego jego treścią, przy czym wiedza, czyli poznanie jako wytwór, jest za­wsze jakimś zbiorem zdań. Czymkolwiek poznanie jest, zaczynanie jego analizy od jakiejś ogólnej abstrakcyjnej jego idei nie wydaje się trafne, gdyż zaraz na początku gubi rozmaite ważne intuicje.

Spróbujemy teraz analizy logicznej niektórych powyższych usta­leń.16 Mówimy po to, by komunikować innym treść naszych przeżyć psychicznych, m. in. aktów poznawczych. Skoro akty są intencjonalne, to własność ta winna być jakoś reprodukowana przez wyrażające je słowa, dokładniej zdania.17 I tak jest w istocie, mianowicie referencjalne, tj. semantyczne w sensie ścisłym, są dziedzictwem intencjo­nalnych odniesień aktów, natomiast znaczenia wyrażeń odpowiada­ją treściom aktów.18 Zgodnie z porządkiem systemów logicznych (na początku logika zdań, a potem predykatów lub nazw) i zasadą kon­tekstową Fregego (trzeba pytać o znaczenie słowa w zdaniu, a me w izolacji), semantyczne atrybuty zdań mają podstawowe znaczenie, a to dodatkowo uzasadnia propozycjonalne ujęcie treści aktów po­znawczych. Droga od aktów do zdań od razu sugeruje priorytet tego, co intencjonalne (zasada Chisholma) i tak tez tę kwestię traktuję, aczkolwiek dla semantycznej teorii poznania nie jest ona zbyt istot­na. Podobnie nie musimy rozważać kwestii, czy treść aktów jest w peł­ni odtwarzana przez znaczenia ich językowych korelatów. Wystar­czy, że język dziedziczy odniesienie przedmiotowe via intencjonalność. Nie jest przy tym tak, że intencjonalność przejawia się w języku tylko przez referencjalne własności wyrażeń, bo w grę wchodzi także intensjonalność. W dawniejszej polskiej literaturze logicznej funkcje intensjonalne, np. „myślę, że A", „sądzę, że A" czy „wiem, że A", okre­ślano po prostu jako intencjonalne.19 Intencjonalność nie skutkuje jednak intensjonalnością w sposób automatyczny. Gramatycznie rzec/. ujmując, intensjonalność jest związana z kontekstami wyrażonymi w mowie zależnej (oratio obligua), ale nie zawsze, gdyż wypowiedź „jest prawdą, że A" jest w pełni ekstensjonalna. Mowie zależnej prze­ciwstawia się mowę prostą lub niezależną (oratio recta). Stosownie do tego niekiedy rozróżnia się przedstawienia de modo recto i de modo obliquo.w Pierwsze prezentują swe przedmioty bezpośrednio, a dru­gie jakoś relacyjnie, np. przez mediację treści. Otóż wydaje mi się, że akty mentalne są zawsze de modo recto o swych przedmiotach. Gdy


myślę o Krakowie, to myślę o Krakowie, np. że jest piękny, a nie myślę, że myślę o Krakowie. Jeśli natomiast myślę o swym myśleniu o Krakowie, to przedmiotem owego aktu jest moje myślenie o Krako­wie. Oba akty, a więc myślenie o Krakowie i myślenie o myśleniu o Krakowie są de modo recto.'il Bywa jednak, że swe akty psychiczne wyrażamy w mowie zależnej, mimo że one same są de modo redo. Jest tak wtedy, gdy chcemy zaznaczyć modus samego aktu. Nazwij­my materią aktu to, czego on dotyczy. Ponieważ uznaję propozycjonalizm w analizie aktów, powinienem przyjąć, że gdy myślę o Krako­wie, to nie Kraków jest materią mego pomyślenia, lecz pewien stan rzeczy, np. że Kraków jest starym miastem. Modusem tego aktu jest to, że myślę właśnie tak, jak myślę. Mógłbym też wątpić w to, przy­puszczać, sądzić itd. Otóż gdy chcę zaznaczyć modus aktu, tj. kwalifi­kację jego materii, używam oratio obligua, a gdy mi na tym nie zale­ży, stosuję oratio recta. Sprawa jest o tyle skomplikowana, że oratio recta pojawia się również wtedy, gdy coś stwierdzam, myślę lub też sądzę o tym, a więc w przypadku wyraźnych postaw asertywnych, czyli wówczas gdy, by użyć języka fenomenologów, moje roszczenie do prawdziwości jest szczególnie silne. Niemniej jednak zdanie A jest równoważne tylko z „jest prawdą, że A", ale nie z „sądzę (myślę, stwier­dzam itd.), że A". Z powyższych rozważań wynika, że intencjonalność zawsze generuje odniesienie przedmiotowe, zarówno dla kontekstów ekstensjonalnych, jak i intensjonalnych, ale w pewnych razach dołą­cza się do tego zaznaczenie modusu aktu.

Jasne jest, że nie wszystko ważne w relacji poznawczej może być reprezentowane w semantyce, i to formalnej.22 Ale sporo takiemu traktowaniu podlega. Na początek potraktujmy podmiot poznania S jako układ <J, Cn, T>, gdzie J jest (zinterpretowanym) językiem pierwszego rzędu, Cn - operacją konsekwencji logicznej (lub po pro­stu, logiką, tj. zbiorem konsekwencji zbioru pustego), a T - korpusem pozalogicznych twierdzeń akceptowanych przez podmiot. Ponieważ chce­my, by podmiot, zwłaszcza, o ile jest filozofem, mógł dokonywać refleksji nad swym poznaniem, poszerzymy nasz układ do postaci <J, MJ, Cn, T>, gdzie MJ jest metajęzykiem, w którym S opisuje siebie samego jako podmiot poznający. Zakładam, że J jest językiem pierwszego rzędu, ponieważ jest to przypadek najprostszy.23 Zakładam również, iż T jest teorią aksjomatyczną wyrażoną w J i zawierającą aryt­metykę liczb naturalnych; przy tych założeniach można stosować rozmaite ciekawe wyniki metamatematyczne. Zwracam też uwagę, że T jest korpusem zdań uznanych przez S, a nie zdań prawdziwych. Niemniej jednak warto przyjąć pogląd fenomenologów (por. wyżej, rozdział V, przypis 26), że uznanie zdania jest równocześnie roszcze­niem do jego prawdziwości, nawet jeśli pretensja ta nie jest obiek­tywnie zasadna. W ten sposób, nie wdając się w tym momencie w to, czym jest wiedza, wolno nam przyjąć, że S uważa T za wytwór swego poznania. W proponowanej analizie nic nie mówi się o narzędziach poznawczych, bo i niewiele da się z powiedzieć, ale z jednym wyjąt­kiem, mianowicie logiki. Cn koduje coś w rodzaju uniwersalnej kom­petencji epistemicznej. Jest ona dlatego uniwersalna, ze niezależna od konkretnych korpusów uznanych zdań. Określenie logiki jako zbio­ru konsekwencji logicznych pustego zbioru przesłanek (równoważ­nie: jedynej wspólnej części wszystkich systemów dedukcyjnych) do­brze przedstawia własność powszechności tautologii logicznych jako tez neutralnych przedmiotowo. Zakładam, że logika jest wspólna wszystkim podmiotom, ale nie rozstrzygam, albowiem analiza logiczna jest na to za słaba, czy kompetencja epistemiczna obejmuje coś jesz­cze.24 Nie ma też większego znaczenia (dla epistemologii semantycz­nej, ale nie w ogóle), czy jest ona wrodzona w sensie Kartezjusza, wrodzona filogenetycznie, czy też nabyta ontogenetycznie. Semantyczną teorię poznania może uprawiać zarówno natywista, jak i empirysta genetyczny. I tak być powinno.

Jeśli przyjmujemy, że J ł, a fortiori, T są zinterpretowane, to na­suwa się bardzo prosty sposób określenia O, tj. przedmiotu pozna­nia. Naturalną kandydaturą jest bowiem semantyczny model teorii T. Oznaczmy go przez MT. Teraz łatwo pokazać, na co potrzebny jest MJ. Mając metajęzyk, S może uprawiać epistemologię, tj. mówić za­razem coś o swej wiedzy i o jej modelu; ma więc środki niezbędne do analizy relacji poznawczej. Zacznę od przypadku rzeczywiście bardzo abstrakcyjnego, zalecanego przez rozumienie epistemologii jako na­uki o poznaniu prawdziwym, a ten dostarcza zgoła nietrywialnej, jak sądzę, aplikacji semantycznej teorii poznania. Chciałoby się mówić o wiedzy maksymalnej, czyli o zbiorze V wszystkich prawd, niezależ­nie od tego, czy ktoś je wypowie, czy też nie. Załóżmy zatem, że nasz język J nadaje się do sformułowania wiedzy maksymalnej. Zbiór V jako niesprzeczny zbiór zdań posiada model na mocy twierdzenia Gödla-Malcewa (każdy niesprzeczny zbiór zdań ma model). Niech Mv oznacza ten model. Możemy go potraktować jako świat rzeczywisty w takim rozumieniu, jak sobie tego życzy dany epistemolog, np. fenomenalista, realista czy transcendentalista, chociaż w tomie III okaże się, że realista ma coś do powiedzenia przeciwko swoim konkuren­tom.'3 Epistemolog maksymalista traktuje również poznanie za coś z tego świata. Powie przeto, że wiedza maksymalna obejmuje nie tylko prawdy wyrażone w J, ale także prawdy wyrażone w MJ, a więc praw­dy o poznaniu. I tak też rozumie V. Tutaj jednak pojawiają się pro­blemy. S, o ile dysponuje wystarczająco mocnym MJ, a to zawsze nam wolno założyć, ma szansę opisać w nim zarówno V, jak i Mv. Musi wprawdzie przyjąć, na mocy drugiego twierdzenia Godła (por. wyżej, rozdział V, §1), niesprzeczność swego metasystemu na wiarę, ale też nie ma powodu, by uważać go za sprzeczny. Jeśli jednak ze­chce dodać prawdy z MJ do wiedzy, to wówczas nie jest w stanie zdefiniować modelu swej wiedzy w swej aparaturze pojęciowej, al­bowiem, zgodnie z twierdzeniem Tarskiego o niedefiniowalności prawdy (por. wyżej, rozdział V, §1), V ani Mv nie podlegają temu ograniczeniu. Przejście do MMJ (i dalej) nic nie daje, gdyż sytuacja się powtórzy. Jedyne wyjście dla naszego epistemologa polega na przyjęciu, że nie dotyczy go restrykcja finitystyczności reguł inferencji, tj. że może operować nieskończonymi zbiorami przesłanek w jednym akcie poznawczym. Wtedy jednak porzucamy ludzki punkt widzenia i przechodzimy na poziom, który rzeczywiście nadaje się do upatrywania w nim transcendentalnego punktu widzenia. Otóż trans­cendentalny podmiot poznania to taki, który potrafi zdefiniować mo­del wiedzy maksymalnej składającej się ze wszystkich prawd, nieza­leżnie od stopnia języka. Jest to więc podmiot infinitarny. Dla takiego S rzeczywistość istotnie jest korelatem jego wiedzy, dyktowanej infinitystycznymi regułami inferencyjnymi. To wiedza i świat wedle Rickerta, ale nie mająca nic wspólnego z wiedzą ludzką. I ten właśnie wynik uważam za nietrywialny.

Gdy opuścimy wymaganie, że T zawiera tylko prawdy, sytuacja znacznie się komplikuje. Nie możemy wykluczyć sytuacji, że T za­wiera fałsze, a nawet sprzeczności, co sprawia, że nie da się stosować pojęcia modelu w sposób bezpośredni jako reprezentacji świata rze­czywistego. Przyjmiemy, korzystając z idei roszczenia prawdziwości, że S nie uznaje fałszów w sposób świadomy, a jeśli uprzytomni sobie, że opatrzył zdanie fałszywe asercją, to usiłuje skorygować tę sytuację. Zarysowaną komplikację można opanować pojęciowo przez od­różnienie modelu intencjonalnego i modelu rzeczywistego.-(i Model intencjonalny zbioru zdań jest wyznaczony przez treść tych zdań. Każde zdanie, niezależnie od tego, czy jest prawdziwe, czy fałszywe (chociaż trzeba pominąć sprzeczności), ma swój model intencjonalny. Jest on dany przez interpretację semantyczną i może być traktowany jako możliwy świat, tj. niekonieczne mający swą rzeczywistą realiza­cję. Natomiast model materialny to realny stan rzeczy, który jest nie­zawisły od podmiotu, tj. po prostu „kawałek" świata realnego. Wolno jednak powiedzieć, że zdanie jest prawdziwe w swym modelu intencjonalnym w tym sensie, iż byłoby tak, jak to zdanie głosi, gdyby model intencjonalny był modelem realnym.27 Tak więc teoria T składa się z prawd, jeśli jej model intencjonalny pozostaje w relacji odpowiedniości do modelu rzeczywistego. Jest to język jawnie realistyczny, który odrzuci fenomenalista, sceptyk czy idealista subiektywny, powiada jąć, że nie ma żadnych podstaw do uznawania modeli rzeczywistych obok intencjonalnych. Trudność realisty polega na tym, że nie bardzo wiadomo, jak określić ową odpowiedniość pomiędzy modelami intencjonalnymi i rzeczywistymi. Ingarden powiada tak: „Od intencjonal­nego stanu rzeczy należy odróżnić stan rzeczy istniejący niezawiśli1 od podmiotu poznania i od treści sądu; staje się on przedmiotem sądu, jeśli pomiędzy nim a objectum formale sądu zachodzi szczególny sto­sunek utożsamienia, który musi w takim razie zachodzić co do wszyst­kich momentów intencjonalnego przedmiotu sądu, z wyjątkiem jego wyłącznie intencjonalnego charakteru i płynących stąd cech, lec/, nie­koniecznie co do wszystkich momentów istniejącego niezawiśle sta­nu rzeczy."28 To oczywiste, że nie każdy moment modelu rzeczywi­stego ma mieć swoje odzwierciedlenie w modelu intencjonalnym. Twierdzenie odwrotne nie wydaje się jednak całkiem trafne z uwagi na idealizacyjny charakter wielu zdań o świecie. Ponadto nie jest cał­kowicie jasne, co znaczy zastrzeżenie „z wyjątkiem jego [tj. przed­miotu materialnego - J. W.] intencjonalnego charakteru", ponieważ mamy właśnie wyjaśnić różnicę pomiędzy intencjonalnością a real­nością. Gdybyśmy rozwiązali ten problem, to znikłyby prawie wszel­kie filozoficzne kłopoty. Mała na to nadzieja, ale może to i dobrze. Niemniej jednak coś zostało uzyskane, a w szczególności widać wy­raźnie związek przeprowadzonej analizy z rozmaitymi stanowiska­mi epistemologicznymi.

W rozdziale V, §2, zaznaczyłem już problemy związane z intencjonalnością, zwłaszcza niejasność terminologii. Brentano, wprowadza­jąc kategorię intencjonalności posłużył się takimi terminami, jak „od­niesienie do pewnej treści", „intencjonalna (mentalna) inegzystencja", „skierowanie na pewien obiekt" czy „immanentna przedmiotowość". Jeśli uznamy, a powinniśmy tak uczynić, że „odniesienie do" i „skierowanie na" wyrażają to samo, to wówczas treść staje się obiek­tem . Przedmiot nie jest tutaj czymś ze świata doświadczenia codzien­nego czy naukowego, ale tzw. obiektem wewnętrznym (niem. inner Objekt), któremu przysługuje immanentna przedmiotowość. Z kolei owa immanentna przedmiotowość jest tym samym co mentalna inegzystencja, a więc istnienie w akcie. Wychodzi więc na to, że przed­mioty intencjonalne istnieją w aktach. Brentaniści wyraźnie po­wiadali, że przedmioty wewnętrzne (czyli treści) nie są fizycznymi częściami aktów, ale ich częściami metafizycznymi, wyróżnionymi wyłącznie drogą abstrakcji. To wprawdzie bardzo ładnie brzmi, ale niewiele wyjaśnia. Twardowski starał się uporać z przynaj­mniej pewnymi kłopotami koncepcji intencjonalności, odróżniając treść i przedmiot aktu przedstawienia; sam jednak uważał to za przypadek specjalny całkiem ogólnej dystynkcji pomiędzy treścią i przedmiotem aktu mentalnego.

Szczególnie interesujące są uwagi Twardowskiego o logicznej funk­cji przymiotnika „przedstawiony" w różnych kontekstach, w których on występuje.29 Twardowski wykorzystał w swej analizie analogię pomiędzy „przedstawiony" a „namalowany". Rozważmy mianowicie zwrot „namalowany pejzaż". Po pierwsze, może on odnosić się do dzieła plastycznego stworzonego techniką malarską, a nie np. graficzną. Po drugie, może on być użyty dla zaznaczenia w jakiejś konkretnej sytu­acji, np. w trakcie wycieczki turystycznej, że ten właśnie krajobraz (pejzaż) został uwieczniony na płótnie. Jeśli mamy na uwadze pierw­sze użycie, to słowo „pejzaż" może zostać zastąpione przez wyraz „ob­raz", a na wystawie dzieł plastycznych możemy powiedzieć zarówno „namalowany obraz", jak i „namalowany pejzaż", informując kogoś o tym, jak zostało wykonane dzieło znajdujące się w takim to a takim miejscu lub figurujące w katalogu pod takim to. a takim numerem. Nie możemy jednak w trakcie wycieczki powiedzieć o widzianym pej­zażu, że jest namalowany, nawet gdy mu się przydarzył to, że kiedyś został przez kogoś namalowany. Pokazuje to, że przymiotnik „namalowany" pełni dwojaką funkcję: w kontekście „namalowany obraz" jest determinatorem, bo wyróżnia z klasy dzieł plastycznych te, które zostały wytworzone techniką malarską, a w kontekście „namalowa­ny pejzaż" raz jest determinatorem, wtedy mianowicie, gdy oddziela pejzaże, które ktoś namalował, od tych, którym to się nie przytrafiło, a innym razem modyfikatorem, ponieważ namalowany pejzaż jako dzieło plastyczne nie jest pejzażem rzeczywistym, ale obrazem. W tym drugim przypadku „namalowany" w „namalowany pejzaż" zachowu­je się tak jak „fałszywy" w „fałszywe złoto". Zwrot „to, co namalowa­ne" podlega podobnej analizie, trzeba bowiem odmienne traktować zwroty „przedstawiona treść" i „przedstawiony przedmiot". Coś mu­simy tutaj wybrać jako kontekst zasadniczy. Jest to w zasadzie obo­jętne z punktu widzenia samej analizy. Realista, a za takiego uwa­żam się, zaczyna od analizy zwrotu „przedstawiony przedmiot". Przy­miotnik „przedstawiony" jest determinatorem w tym kontekście, gdy chcemy zaznaczyć, że przedmiotowi przytrafiło się to, że został przed­stawiony. Podobnie to może przytrafić się treści i wtedy ona staje się przedmiotem. Ale gdy powiadamy, że przedmiot został przedstawio­ny dlatego, że przedstawiamy sobie pewną treść, przymiotnik „przed­stawiony" w kontekście „przedstawiony przedmiot" funkcjonuje jako modyfikator, ponieważ przedstawiona treść nie jest przedmiotem, ale właśnie treścią, mimo że przedstawia przedmiot.30

Możemy teraz wrócić do modeli intencjonalnych i rzeczywistych. Po to, by cokolwiek było przedmiotem wiedzy, musi być przedstawio­ne. Intencją wiedzy jest uchwycenie jej modelu rzeczywistego, albo­wiem posiada ona roszczenie do prawdziwości. Ale samo uznanie pew­nego korpusu zdań nie gwarantuje, że mają one model rzeczywisty. Jeśli są to zdania fałszywe, to odpowiadają im modele intencjonalne, wyznaczone przez interpretację języka. Krótko mówiąc: model intencjonalny jest reprezentacją treści danego aktu.31 Dokładniej mówiąc, model taki jest układem typu.<U, C>, gdzie U to uniwersum, a C to zespół własności i relacji określonych na U, a całość zachowuje się tak, jak to jest sugerowane przez treść T. Na pewno model intencjonalny przedstawia pewną treść, przy czym „przedstawia" funkcjonu­je determinujące. To jednak, czy i jak przedstawia także model rze­czywisty, nie jest jednak zdecydowane z góry. Owo przedstawienie może być determinujące, a wtedy model intencjonalny staje się mo­delem rzeczywistym, ale jeśli jest to przedstawienie modyfikujące, to model intencjonalny przedstawia tylko treść. Zawsze jest więc tak, że model intencjonalny teorii T jest jej przedmiotem intencjonalnym, natomiast bywa, że jest też przedmiotem realnym. Wszelako jest spra­wą otwartą, czy wolno powiedzieć, że w tym drugim przypadku ma miejsce utożsamienie obu modeli.32 Ostatecznie więc relacja poznaw­cza <S, O> jest formalnie reprezentowana jako układ «J, MJ, Cn, T>, MT», gdzie MT pretenduje do bycia modelem rzeczywistym, a w każdym razie jest modelem intencjonalnym.

§3. Kilka zagadnień demarkacyjnych. Jaki jest stosunek teorii poznania do innych dyscyplin? Rozważę w kolejności: ontologię, logi­kę oraz psychologię.33 Określmy ontologię jako naukę o tym, co i jak istnieje. Jaki powinien być punkt wyjścia w filozofii: rozpatrywanie tego, co istnieje, czy też zaczynanie od poznania? Inaczej mówiąc: czy analiza istnienia ma być poprzedzona analizą poznania, czy na od­wrót? A jeszcze inaczej: czy filozof winien zaczynać od faktu epistemologicznego, czy ontologicznego? W historii byli tacy i tacy. Do Kartezjusza dominował ontologizm, a potem epistemologizm. Domnie­mana argumentacja ontologisty może być taka: bez istnienia nie byłoby poznania, a więc trzeba zacząć od pierwszego. Na to epistemologista ma taką odpowiedź: dobrze, ale najpierw trzeba poznać istnienie, by o nim mówić, a więc jednak poznanie jest pierwotniejsze. Nie widzę wyjścia z tego kręgu i wydaje mi się, że każde zagad­nienie filozoficzne winno być oświetlone z obu punktów widzenia, ontologicznego i epistemologicznego, a niekiedy i aksjologicznego. Punkt wyjścia zależy od badacza, a dokładniej problematyki, jaką się zajmuje. Nie jest rzeczą rozsądną decydowanie, że epistemolo­gia sprowadza się do metafizyki poznania, a ontologia do metafi­zycznych konsekwencji ustaleń poczynionych w teorii poznania. Na ogół jest tak, że i tak nie unikniemy pytań ontologicznych w episte­mologii, np. w sprawie sposobu istnienia przedmiotów poznania oraz pytań epistemologicznych w ontologii, np. o poznawczy dostęp do przedmiotów idealnych. Jest specyfiką filozofii, że zachodzi taka współzależność pomiędzy dyscyplinami do niej należącymi. A co z projektem, lansowanym przez fenomenologów, czystej lub autono­micznej teorii poznania, tj. niezależnej od ontologii? Po pierwsze, uniezależnić możemy zawsze, po prostu ignorując pewne problemy, np. tak jak w niniejszej książce, i zadowalając się wskazaniem, że tak rzecz została postanowiona. Fenomenologowie zapewne nie przy­staną na przemilczenia, gdyż sądzą, że jeśli problem powstaje, to ma być rozwiązany. Należy zatem ich chyba tak rozumieć, że epistemo­logia ma być tak uprawiana, aby nie pojawiały się w niej kwestie ontologiczne. W porządku, ale należy jeszcze ten program wykonać, bo na razie tyle tylko wiadomo, iż ma być zrealizowany.

A. Baumgarten nie tylko wprowadził termin „gnoseologia", ale również próbował określić stosunek epistemologii do logiki. Gnoseologię uznał za logikę w sensie szerszym (logico, latiori significatu) i wyróżnił w jej ramach estetykę (nauka o poznaniu zmysłowym) oraz naukę o poznaniu rozumowym, czyli logikę w sensie ścisłym (logica stricte dicta). Uważał, że logika jest starszą siostrą estetyki. Filozofo­wie XIX w., przede wszystkim niemieccy, uważali teorię poznania za bardzo ściśle spokrewnioną z logiką. Pisano dzieła tytułowane Logik und Erkenntnislehre (Logika i teoria poznania), a najbardziej znana książką tego typu był trzytomowy podręcznik autorstwa W. Wundta (1880-1883). Dla uzasadnienia tej fuzji podnoszono, ze logika i teoria poznania zajmują się prawdziwością. Opozycja domagająca się od­dzielenia obu dyscyplin wskazywała, że epistemologia zajmuje się prawdą materialną, a logika prawdą formalną. Ujęcie to jest zasad­niczo słuszne, a dzisiaj może być przeprowadzone znacznie precyzyj­niej. Logika jest systemem tautologii jako zdań prawdziwych we wszystkich modelach, a epistemologia na pewno z tautologii sit; nie składa. I to wystarczy dla pokazania, że obie te dyscypliny mijają się. Nie znaczy to, że w logice nie ma problemów epistemologicznych, a w epistemologii logicznych, ale to sprawa tak oczywista, że nie warto nią się zajmować.

Może ktoś jeszcze zapytać o stosunek epistemologii do logiki w ni­niejszej książce. Sprawa to ważna, bo spodziewam się, że niejeden krytyk metody analizy logicznej powie, że teorię poznania przekształ­cam w logikę. Nic podobnego nie ma miejsca. Wyjaśniałem to już wiele razy w swych pracach (również cytowanych wyżej), ale uczynię to króciutko raz jeszcze. Logika sama przez się me ma żadnych konse­kwencji filozoficznych, podobnie jak żadna inna nauka szczegółowa, np. fizyka. Powiada się, np. że zasada nieoznaczoności Heisenberga (por. wyżej, rozdział V, §1) prowadzi logicznie do indeterminizmu. Nie może, bo termin „indeterminizm" w ogóle w niej nie występuje, a konkluzje wnioskowania dedukcyjnego nie mogą dotyczyć tego, czego nie dotyczą przesłanki. Trzeba więc jakoś zdefiniować indeterminizm, by zasada nieoznaczoności pasowała do niego. Czyni się to przez po­wiedzenie, że nieoznaczoność uniemożliwia przewidywanie przyszłe­go stanu mikroobiektu na podstawie znajomości jego stanu uprzed­niego. Wszelako dla fizykalnej interpretacji mechaniki kwantowej dodatek ten jest bez znaczenia. Jest to natomiast włączenie twier­dzenia w pewną sytuację problemową, jego parafraza na język filozo­ficzny. Podobnie rzeczy mają się z wykorzystaniem logiki, głównie semantyki formalnej w epistemologii. Twierdzenia metamatematyczne, z których korzystam, nie mają same przez się żadnej treści filozo­ficznej. Uzyskują ją przez stosowne parafrazy, np. przez uznanie, że model semantyczny jest przedmiotem poznania.

Wielokrotnie już wspominałem o znaczeniu, domniemanym lub rzeczywistym, psychologii dla epistemologii. Jest ono nawet wyraźniejsze niż w przypadku logiki, gdyż nikt nie zaprzecza, że akty po­znawcze są zjawiskami psychicznymi. K. Twardowski starał się gra­nicę pomiędzy psychologią a epistemologią poprowadzić przez zasto­sowanie odróżnienia czynności i wytworów: „Dzięki temu odróżnie­niu będziemy mogli odróżnić teorię poznania od teorii poznawania. Ta druga będzie dziełem psychologii myślenia, pierwsza z czynnością psychiczną nie będzie miała nic wspólnego."34 Jest to bardzo eleganc­kie kryterium, ale jego stosowanie napotyka na spore trudności. Nie widać bowiem powodu, by czynności poznawcze miały całkowicie le­żeć poza zasięgiem zainteresowania teorii poznania. Nie jest to też w interesie epistemologii, jak to pokazują analizy przeprowadzone w poprzednim paragrafie. Zgoda, że epistemologia nie tyle bada czyn­ności poznawcze, ile uwzględnia wyniki uzyskane przez zawodowych filozofów, ale włączając je w swój własny obieg myślowy, czyni z nich istotny użytek. Sprawa ta ciągle powraca w związku z nowymi prą­dami w psychologii, ostatnio z powstaniem nauk kognitywnych, przez wielu epistemologów traktowanych jako podstawa rewolucji w teorii poznania. Do sprawy tej wrócę w następnym paragrafie.

§4. Rozmaite koncepcje teorii poznania. Nie ma powszechnie uzna­nej klasyfikacji ani nawet typologii rozmaitych stanowisk metaepistemologicznych. Ingarden wyróżniał następujące stanowiska: 1. Psychofizjologiczna teoria poznania; 2. Opisowa fenomenologia pozna­nia: 3. Aprioryczno-fenomenologiczna teoria poznania; 4. Logicystyczna teoria poznania; 5. Autonomiczna teoria poznania.31* Najszerzej omówił i poddał krytyce koncepcję 1., czyli próbę oparcia epistemolo­gii na psychologii empirycznej i fizjologii (por. wyżej, rozdział IV, §4). Rozwiązanie 2. przypisywał Brentanie i Twardowskiemu, krytyku­jąc je za psychologizm w ujęciu aktu poznawczego i podmiotu pozna­nia, stanowisko 3. Husserlowi z okresu Badań logicznych; to także nie zadowalało Ingardena, ale stanowiło już wedle niego właściwy punkt wyjścia. Dwie ostatnie koncepcje (4. i 5.) nie były przez Ingar­dena bliżej omówione. Logicystyczną teorię poznania zapewne przy­pisywał logicznemu empiryzmowi i pokrewnym filozofiom, natomiast termin „autonomiczna teoria poznania" albo odnosił się do później­szych idei Husserla w epistemologii, albo też do własnego projektu Ingardena, tj. czystej teorii poznania. Klasyfikacja Ingardena nie przy­daje się na wiele do ustalenia mapy współczesnych propozycji w za­kresie metaepistemologii.36 Niemniej jednak analiza psychofizjologicznej teorii poznania przeprowadzona przez niego jest dogodnym punktem wyjścia dla dalszych rozważań.

Ingarden przypisuje psychofizjologicznej teorii poznania nastę­pujące założenia:37 (a) istnieją realne podmioty poznające, tj. ludzie oraz ich realne przeżycia psychiczne, w szczególności ich przeżycia poznawcze; (b) istnieją rzeczywiste przedmioty poznania, tj. rzeczy i rozmaite relacje pomiędzy nimi; (c) podmioty poznania są indywi­duami psychofizycznymi o zmieniających się właściwościach fizycz­nych i psychicznych; (d) narzędzia poznawcze człowieka są natury psychofizjologicznej, a ich stan wyznacza możliwości poznawcze podmiotów; (e) zachodzą wzajemne zależności przyczynowe pomię­dzy procesami psychicznymi oraz procesami psychofizjologicznymi; (f) podmiot i przedmiot poznania należą do tego samego świata re­alnego; (g) przedmioty poznania są zasadniczo niezależne od proce­sów poznawczych zachodzących w podmiocie, a to samo dotyczy roz­maitych związków, np. przyczynowych, łączących rozmaite przed­mioty; (h) każdy przedmiot może stać się obiektem poznania; (i) każdy proces poznania ma pewną treść jako swój wytwór; (j) wynik poznaw­czy może być prawdziwy albo fałszywy; (k) procesy poznawcze doty­czące bezpośrednio stanów psychicznych dostarczają ich poznania. Nie będę rozważał, czy wszystkie te założenia są niezbędne dla psy­chofizjologicznej teorii poznania ani też czy wszystkie są dla niej charakterystyczne.38

Potraktuję te założenia jako definiujące epistemologię znaturalizowaną opartą na psychologii introspekcyjnej (genetycznej w sensie Brentana). Każda epistemologia znaturalizowana (lub naturalistyczna) traktuje zjawiska poznawcze, jako procesy naturalne, a nawet przyrodnicze, w każdym razie „z tego świata". Ma być nauką wyja­śniającą procesy poznawcze w taki sposób, jak nauki przyrodnicze tłumaczą swoje fakty, mianowicie kauzalnie. Taki też jest mecha­nizm poznania, np. przyczynowa teoria percepcji. Naturalizm ufa też zwyczajnym procesom poznawczym i w tym znajduje argument prze­ciwko sceptycyzmowi. I wreszcie naturalizm uważa poznanie za na­rzędzie służące biologicznemu przetrwaniu człowieka.3" W psychofizjologicznej teorii poznania naturalizm przejawia się przede wszyst­kim w tezach następujących: procesy poznawcze mają w zupełności charakter psychofizjologiczny, ich jedynymi przedmiotami są obiek­ty realne, poznanie jest rezultatem przyczynowego oddziaływania przedmiotów poznania na poznawczy aparat człowieka. Jest rzeczą oczywistą, że psychologia introspekcyjna nie jest jedyną możliwą bazą dla naturalizmu (por. wyżej, rozdział IV, §4). Po pojawieniu się behawioryzmu ten typ psychologii stał się podstawą epistemologii znaturalizowanej, którą pojmuje się w tym nurcie jako badanie poznawczego zachowania się człowieka w określonych warunkach środowiskowych.40 Niezależnie od zastrzeżeń behawiorystów wobec psychologii introspek­cyjnej, a zwolenników tej ostatniej wobec behawioryzmu, tradycyjne i stałe kłopoty epistemologii naturalistycznej to poznanie przedmio­tów logicznych i matematycznych, gdyż nie bardzo wiadomo, jak mogą one oddziaływać przyczynowo na nasze zmysły (do kwestii tej powrócę w tomie II w związku z przyczynową teorią percepcji), status se­mantyki, poznanie wartości i ujęcie norm epistemologicznych, tj. norm sterujących poznaniem.41

Kolejnymi rodzajami teorii poznania są: epistemologia genetycz­na i epistemologia ewolucyjna. Pierwszą zaproponował Jean Piaget.42 Jej zadaniem jest wyjaśnienie rozwoju struktur poznawczych czło­wieka w ontogenezie. W szczególności rzecz dotyczy powstawania kategorii umożliwiających ilościowe i przestrzenne porządkowanie przedmiotów. Epistemologia genetyczna jest oparta przede wszyst­kim na badaniach z zakresu psychologii rozwojowej (głównie dzieci). Epistemologia ewolucyjna, jak się łatwo domyślić, wiąże teorię po­znania z biologią. Wspomniałem o niej wyżej (por. rozdział VI, §6), a innymi jej przedstawicielami są Kuno Lorenz, Gerhardt Vollmer i Hermami Schuling.43 Epistemologia ewolucyjna traktuje struktury poznawcze, a także język, jako wykształcone filogenetycznie, tj. w drodze ewolucji gatunkowej. W szczególności taki charakter mają mieć aprioryczne elementy w poznaniu; aprioryzm Kanta i natywizm Chomsky'ego są szczególnie częstymi koncepcjami analizowanymi przez epistemologów ewolucyjnych. I epistemologia genetyczna, i epistemologia ewolucyjna mogą, ale nie muszą być interpretowane naturalistycznie. Wszystko zależy od tego, czy procesy poznawcze są traktowane jako bez reszty przyrodnicze, np. biologiczne. Piaget nie był naturalistą, ale większość epistemologów ewolucyjnych zbliża się do tego punktu widzenia. Niemniej jednak epistemologowie należący do nurtu genetycznego lub ewolucyjnego zgadzają się co do tego, że teoria poznania jest nauką (w sensie metodologicznym).

Gdy spoglądamy na dzieje epistemologii, to łatwo okazać, że zde­cydowana większość epistemologów starała się podać objaśnienie poznania wedle swego pojmowania nauki. Trudno w tej sytuacji sto­sować jednoznaczne schematy. Empiryści byli z reguły bliscy natura­lizmowi, a racjonaliści antynaturalizmowi, gdyż rozum niejako z za­łożenia był pojmowany jako przekraczający kategorie naturalne." Wszelako były wyjątki. Brentaniści i Husserl stanowczo bronili empiryzmu i zarazem byli przeciwni naturalizmowi; oczywiście, ich empiryzm różnił się znacznie od tego, który głosili Locke lub Hume, ale przykład ten pokazuje, jak ostrożnie trzeba stosować ogólne ru­bryki epistemologiczne do poglądów konkretnych teoretyków pozna­nia. Istotna zmiana dokonała się z Kantem, dzięki jego rozróżnieniu (por. wyżej, rozdział III, §6) pytań quid facti i de mrę. Kwestie fak­tyczne pozostały poza teorią poznania, której zadaniem stało się wy­kazanie, jak poznanie jest możliwe. Dokładna interpretacja owego postulatu przekracza niniejsze rozważania, nie jest zresztą ani pro­sta, ani jednoznaczna, jak to dzieje kantyzmu wyraźnie pokazały. W każdym razie Kant jest najczęściej rozumiany antynaturalistycznie, chociaż Fries, Helmholtz, Lange, Nelson i epistemologia ewolu­cyjna próbują inaczej. Rezultatem antynaturalistycznej interpretacji kantyzmu stała się epistemologia maksymalistyczna lub absolutna (por. wyżej rozdział III, §6, koniec) ustalająca kryteria ważności wszel­kich działań i wyników poznawczych. W gruncie rzeczy miałaby to być swoista legislatywa epistemiczna, niezależna od konkretnych wyników poznawczych. Przypomnę, że Kant bardzo wyraźnie oddzie­lał byt od powinności, a neokantyści uogólnili to na powinność po­znawczą. Staje się teraz jasne, dlaczego kryteriów poznawczych nie można, zdaniem kantystów, wyprowadzić wprost z praktyki nauko­wej, bo to oznaczałoby zatarcie granicy pomiędzy tym, co jest, a tym, co być powinno.15 Mamy więc całą gamę stanowisk epistemologicznych od naturalizmu do antynaturalizmu, przy czym rozmaite kon­kretne projekty podlegają wykładni podwójnej — naturalistycznej i antynaturalistycznej.

Wspominałem już, że niektórzy epistemologowie pokładają spore nadzieje w naukach kognitywnych. Kognitywistyka jest programem interdyscyplinarnym zmierzającym do jednolitej interpretacji rozma­itych fenomenów poznawczych. Nauki kognitywne mają integrować filozofię, psychologię, lingwistykę i badania nad sztuczną inteligen­cją jako dyscypliny podstawowe. Jako rezultat pojawiły się już psy­chologia kognitywna, językoznawstwo kognitywne i logika poznania (studiowanie rzeczywistych procesów rozumowania, które zdaniem większości specjalistów wymaga specjalnej logiki, w szczególności niemonotonicznej"5). Zdaniem niektórych filozofów epistemologia oparta na kognitywistyce i badająca poznawanie (ang. cognitiori), a nie poznanie (knowledge), jest nauką i zajmie miejsce filozoficznej teorii poznania skażonej przez tradycyjne rozważanie kwestii de iure w ro­zumieniu Kanta. Bliższa analiza nauk kognitywnych wskazuje jed­nak, że i one podlegają tradycyjnym wykładniom. Bywają rozumiane naturalistycznie lub antynaturalistycznie, a czerpią z rozmaitych tra­dycji, w szczególności z psychologii postaci i fenomenologii. Nie jest to więc projekt filozoficznie jednoznaczny. Typowym przykładem jest kwestia intencjonalności, kategoria zazwyczaj interpretowana anty­naturalistycznie, ale w ramach psychologii kognitywnej znajdujemy także próby jej naturalistycznego opisu. Trudno więc wyrokować, co zostanie z nauk kognitywnych dla epistemologii.47 Niemniej jednak to, że dotykają one teorii poznania, nie ulega jakiejkolwiek wątpliwo­ści i nie można ich ignorować. A dopiero przyszłość pokaże, czy jest to rewolucja w filozofii, czy też tylko nowy język do opisu starych spraw. Pozostaje jeszcze pytanie, z jakiego punktu widzenia prowadzone są moje rozważania. Otóż nie zakładam z góry żadnej koncepcji metaepistemologicznej, poza, rzecz jasna, tym, co wiąże się z moim ogól­nym rozumieniem filozofii analitycznej. Epistemologia, podobnie jak inne działy filozofii, jest kolekcją problemów pozostawionych nam przez poprzedników i niekiedy uzupełnianych. Kolejne pokolenia fi­lozofów badają problemy filozoficzne za pomocą środków danej epo­ki. Ja wybrałem metodę analityczną, w szczególności język dostar­czony przez logikę. Nie widać żadnego rozsądnego powodu, aby z góry zakładać uniwersalną trafność naturalizmu czy antynaturalizmu. Zdecydowanie sympatyzuję z antynaturalizmem w sprawie aktów i wartości czy bytu i powinności, ale traktuję, zgodnie z naturalizmem, akty poznawcze jako procesy psychiczne. I nie widzę w tym żadnej niekonsekwencji. Chociaż mam zamiar bronić pewnych rozwiązań jako lepszych od innych, to zadania filozofa upatruję w przedstawieniu, jak poszczególne problemy wyglądają z rozmaitych punktów widzenia.

Przypisy

1 Jakieś metaepistemologiczne znajdują się niemal w każdym podręczniku tej części filozofii. Natomiast mało jest obszerniejszych opracowań metateoretycznych. Najpo­ważniejsze, jakie znam, nie tylko w polskiej literaturze, pochodzą od Romana Ingardena i zostały przedstawione w jego książkach U podstaw teorii poznania, j.w., oraz Studia z teorii poznania, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1995. Niestety, rzecz nie została dokończona. Inną wartościową pozycją jest książka A. B. Stępnia, O metodzie teorii poznania. Rozważania wstępne, Towarzystwo Naukowe Katolickie­go Uniwersytetu Lubelskiego, Lublin 1966. Sporo tego rodzaju opracowań ukazywało się w Niemczech na przełomie XIX i XX w., ale dzisiaj, poza pracami Leonarda Nelso­na, nie warto do nich wracać. Z prac niemieckich (dokładniej: napisanych w jeżyku niemieckim, bo autor był Szwajcarem) na uwagę zasługuje książka K. Dlirra, Wesen und Geschichte der Erkenntnistheorie, Orell Fiissli, Zurich 1924. Jedyną obszerniejszą rzeczą w języku angielskim, jaką udało mi się znaleźć, jest książka S. C. Hetheringtona, Epistemology's Paradox. 7,s a Theory o f Knowledge Possible?, Rowmnn & Littlefield Publishers Inc., Savage 1992. Powtarzam raz jeszcze: mam na myśli rzeczy poświęco­ne wyłącznie lub niemal wyłącznie problematyce metaepistemologicznej, a nie prace, w których jest ona wprawdzie obecna, ale poświęcone innym kwestiom.

2 R. Ingardcn, U podstaw teorii poznania, j.w., s. 14.

3 Z metamatematyka jest kłopot, ale bardziej terminologiczny niż rzeczowy. Obecnie „metamatematyka" oznacza matematyczne badanie systemów formalnych, a więc na­leży do matematyki. Gdy jednak na moment oznaczymy słowem „metamatematyka" metateoretyczne dociekania nad przedmiotem i metoda matematyki, to ich status jest taki sam, jak metafizyki lub metahistorii. Ktoś jeszcze może zauważyć, że jednak me-tateoria ma znaczenie dla nauki, której jest metanauką, bo np. intuicjonista odrzuca matematykę klasyczną, fizyk-determinista (np. Einstein) oczekuje czegoś innego od teorii fizykalnych niż fizyk-indeterminista (np. Heisenberg), a historyk podzielający indywidualizm w poglądzie na sprawstwo wydarzeń dziejowych inaczej przedstawia dzieje, niż to czyni badacz uznający, że dzieje zależą od grup społecznych, a nie od jednostek. Na to odpowiem, że owe poglądy metanaukowe odgrywały raczej rolę heu-rystyczną niż uzasadniającą.

4 Dodam jeszcze jeden komentarz w prawie fenomenologii, a właściwie pytanie: Jak to jest, że ta sama metoda i te same założenia wyjściowe prowadzą do tak rozbieżnych rezultatów?

5 Na tym muszę przerwać metafilozoficzne dywagacje i odesłać raz jeszcze do moich prac wymienionych w przypisie 34 w poprzednim rozdziale.

6 N. Lubnicki, Teoria poznania. Do użytku sluchaczy szkół wyższych, j.w., s. 1. Dla porządku przypomnę, że Reinhold (por. wyżej, rozdział I, §1) użył nazwy Theorie der Erkenntnis.

1 Rozważania w tym rozdziale nawiązują do rozdziału III mojej książki Metamatema-tyka a epistemologia, j.w.

8 Korzystam tutaj, a także w tomie II i III z pojęć i twierdzeń metamatematycznych. Są one wyjaśnione w podręcznikach logiki matematycznej, np. A. Grzegorczyka, Zarys logiki matematycznej, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1973 lub G. Hun­tera, Metalogika, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1982, a także w mojej MeLamatematyce i epistemologii, j.w.

a Analizy te nie zmierzają do definicji poznania. Ta sprawa będzie szeroko dyskutowa­na w tomie II. Niemniej jednak analiza czasowników „poznać" i „poznawać" przepro­wadzona w tym paragrafie przygotowuje dalsze badanie poznania.

10 Na ogól rozważa siq poznanie ludzkie, ale nie tylko. Filozofowie religii rozpatrują poznanie istot nadprzyrodzonych (bogów, aniołów itd.). Można rozważać poznanie zwierząt (innych niż człowiek), nawet roślin (może tropizmy są jakimś rodzajem po­znania). Jeszcze inny problem to poznanie maszyn, np. komputerów. Filozofowie spo­łeczni zajmują się poznaniem grup społecznych, a transceńdentaliści powiadają o pod­miocie transcendentalnym, zaś biologowie ewolucyjni uczulają, że wiedza wontogene-•/ie (rozwoju jednostki) zależy od wiedzy zakumulowanej filogenetycznie, tj. gatunko­wo. Por. uwagi niżej w §5.

" Informowałem już (por. wyżej, rozdział V, §1), że dystynkcję tę wprowadzili K. Stumpf, „Erscheinungen und psychische Funktionen", Koniglich-Preussischen Akademie der Wissenschaften Philos.-histor. Abh. 1906. IV, ss. 1-39, i K. Twardowski , „O czynno­ściach i wytworach. Kilka uwag z pogranicza psychologii, gramatyki i logiki", w: K. Twardowski, Wy b ranę pisma filozoficzne. Państwowe Wydawnictwo Naukowe, War­szawa 1965, ss. 217-240. Opieram się tutaj na rozważaniach Twardowskiego (wzmian­kowany artykuł ukazał się w 1912 r.).

12 Twardowski rzecz rozważał z punktu widzenia psychologii deskryptywnej uznają­cej realność życia wewnętrznego. Behawiorysta tez może uznać omawianą dystynkcję, ale musi zredukować wszystko do czynności i wytworów fizycznych. Twardowski są­dził, że wyróżnienie trwałych wytworów psychofizycznych umożliwia obronę filozofii i humanistyki opartej na psychologii deskryptywnej od zarzutu psychologizmu. Jest bowiem tak, argumentował Twardowski, że sensy mające genezę w czynnościach psy­chicznych mają tendencję do obiektywizowania się w wytworach psychofizycznych. Rozważania Twardowskiego mogą nasuwać rozmaite obiekcje (wszak jesteśmy na te­renie filozofii), ale ich zasadnicza myśl, tj. odróżnienie czynności i wytworów, wydaje mi się trafna.

13 Język polski jest i tak w korzystnej sytuacji, bo leksykalnie odróżnia „poznawanie" i „poznanie". Możemy się nawet umówić, że w parze „poznanie - wiedza" jej pierwszy element odnosi się do czynności, a drugi do wytworu.

14 Tak np. u N. Łubnickiego, Teoria poznania. Dla użytku słuchaczy szkól wyższych, j.w., s. 2.

15 Nie twierdzi się tutaj, że wytwory są wyłącznie rezultatami czynników podmiotowych.

16 Nawiązuję tutaj do prac K. Ajdukiewicza, „Problemat transcendentalnego ideali­zmu w sformułowaniu semantycznym" (1937) i „Epistemologia a semiotyka" (1948), obie przedrukowane w: K. Ajdukiewicz, Jeżyk i poznanie, odpowiednio: t. I, Państwo­we Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1960, ss. 2C4-277, i t. II, Państwowe Wydaw­nictwo Naukowe, Warszawa 1964, ss. 107-116, oraz R. Suszki, „Logika formalna a niektóre zagadnienia teorii poznania. Diachroniczna logika formalna" (1957) i „Logi­ka formalna a rozwój poznania" (1966), przedruk w: R. Suszko, Wybór pism, Znak-Język-Rzeczywistość, Polskie Towarzystwo Semiotyczne, Warszawa 1999, odpowied­nio ss. 57-108 i 109-120. Ajdukiewicz zainicjował semantyczną teorię poznania, a Suszko ją rozwinął.

17 Od tego momentu będę stosował termin „zdanie" na oznaczeniu propozycjunalnego utworu językowego wyrażającego sąd w sensie logicznym jako swoje znaczeniu.

18 Jak wiadomo, termin „semantyka" jest rozmaicie używany. Semantyka w sensie węższym (ścisłym) rozpatruje kwestie odniesienia wyrażeń do ich referentów, np. ozna­czanie nazw lub prawdziwość zdań. Semantyka w sensie szerszym składu siu zu skład­ni, semantyki w sensie węższym i pragmatyki. W jeszcze innym rozumieniu sumuiuy-ka zajmuje się znaczeniami wyrażeń. Używam terminu „semantyka" w pierwszym z wymienionych sensów.

la Funkcja intensjonalna IA, gdzie I jest operatorem intonsjonalnyrn, np. „sądzu, ze" (celowo w pierwszej osobie, a A jest jego zdaniowym argumenieni), tu luka, która mu zachowuje prawdziwości w wyniku zastępowania zdań stojących na miejscu /miumiej A przez ich równoważniki, tj. zdania posiadające tę samą wartość lubieżna,, l lak np. prawdziwe zdanie „Kopernik sądził, że Ziemia obraca siy wokół Ślinka" przejdzie w fałsz, gdy jego prawdziwą część „Ziemia obraca się wokół Slunca" zastąpimy przez zdanie „arytmetyka jest niezupełna", też prawdziwe.

20 Kontrast ten wprowadził F. Brentano w swej Psychologii 2 cin/iiryc^nfun punktu widzenia, j.w., ss. 400-404. Moje ujęcie tej sprawy różni się od IjrunUiNiwskifKu w ruz-maitych punktach, ale nie miejsce tutaj na porównania.

-' Ktoś może jednak zauważyć, że myśląc o swym myśleniu o Krakowie, inyuli; u-/ o tym mieście. Nie chcę w tej sprawie wypowiadać się, bo to rzi-cz |iayi'holoKiiw, ulu jeśli uznają, że takowe podwójne myślenie ma miejsce, to nic mu Moi na pr/^nikiHl/ii.*, by powiedzieć, że myślenie o Krakowie jest myślane dc modo redo, a Kraków de modo obliguo. Nie widać jednak powodów, by w takim przypadku traktować Kraków jako przedmiot myślenia o myśleniu o Krakowie w takim samym sensie jak myślenie o Kra­kowie.

22 Ogólnie mówiąc, przez semantykę formalną rozumiem teorię modeli systemów sfor­malizowanych. Kogo razi przymiotnik „sformalizowany", może poczuje się nieco uspo­kojony, gdy dodam, że system sformalizowany traktuję jako zawsze zinterpretowany.

23 O ile założymy, że J jest np. drugiego (czy jeszcze wyższego) rzędu, to zmieni się niewiele pod względem ideowym (np. T będzie nadal nierozstrzygalna), ale skompli­kujemy metalogikę.

21 Dwie uwagi są tutaj na miejscu. Pierwsza dotyczy wielości logik i wpływu tego faktu na tezę, że logika jest uniwersalna. Wiele przemawia za tym, że logika klasyczna jest uniwersalna, a nieklasyczne mają jedynie charakter regionalny. Gdyby jednak okaza­ło się, że pluralizm logiczny jest pełny, to znaczyłoby tyle tylko, że nie ma uniwersal­nej kompetencji logicznej. Mimo to definicja logiki jako zbioru konsekwencji pustego zbioru przesłanek pozostałaby w mocy, tyle że każda definicja znaczyłaby coś innego (w sprawie uniwersalności logiki por. J. Woleński, „Uniwersalność logiki", w: Filozo­fia l (Prace Naukowe Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Częstochowie), pod red. R. Misz-czyńskiego i A. Olecha, Wydawnictwo WSP w Częstochowie, Częstochowa 1999, ss. 95-105. Po drugie, można argumentować, że zdolność rozumienia języka jest również ele­mentem uniwersalnej kompetencji epistemicznej, ale to sprawa znacznie bardziej kon­trowersyjna niż powszechość logiki. Spekulując na ten temat, powiedziałbym, że rozu­mienie języka jest bezpośrednim poznaniem nienaocznym w rozumieniu Friesa i Nel­sona (por. wyżej, rozdział IV, §3). Wiele uwagi tej kwestii poświęcili fenonenologowie. Obszerne omówienie poglądów Husserla w tej sprawie daje D. Wełton, The Origins of Meaning. A Critiral Study of the Thresholds of Husserian Phenomenology, Matinus Nijhoff, The Hague 1983. Ingarden zajmował się ta sprawą przede wszystkim w swej książce O dziele literackim, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, War- szawa 1960. Fenomenologowie zajmowali się w szczególności konstytucją znaczenia w aktach świa­domości.

'•"' Tutaj i w dalszych rozważaniach ignoruję twierdzenie Lowenheima-Skolema-Tar-skicgo głoszące, że każda teoria mająca model nieskończony ma model dowolnej mocy nieskończonej. Wynika z tego, że V ma nieskończoną liczbę modeli, gdyż zawiera aryt­metykę i jako taka ma model nieskończony. Można założyć, że S ma środki dla wyzna­czenia, który z mnogości modeli jest „właściwy", tj. ma rzeczywistą kardynalność. Komu lo nie odpowiada, może pracować z teoriami rzędu drugiego lub rozważać całą rodzinę modeli V jako formalną reprezentację świata.

26 Nawiązuję tutaj do R. Ingardena, „O pytaniach esencjalnych" (1925), tłum. M. Tu-rowicz, w: R. Ingarden, Z teorii jeżyka i filozoficznych podstaw logiki, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1972, ss. 327-507, zwłaszcza ss. 328-334, który operował terminami terminami „przedmiot formalny sądu" (= „model intencjonalny") i „przedmiot materialny sądu" (= „model rzeczywisty"). W Metamatematyce i epistemo­logii, j,w., s. 111. modele intencjonalne określałem jako semimodele. Ingarden powia­dał też o intoncjonalnych stanach rzeczy.11 W tym punkcie zachodzi różnica pomiędzy proponowaną tutaj koncepcją n ujęciem Ingardena, który nie traktował przedmiotów formalnych jako uprawdziwiaczy sądów. Różnica ta jest być może mniejsza, niż może się wydawać na pierwszy rzut oka z uwa­gi na kontrfaktyczne określenie prawdziwości w modelu intencjonalnym.

28 R. Ingarden, „O pytaniach esencjalnych", j.w., s. 329.

29 K. Twardowski, „O treści i przedmiocie przedstawień", w: K. Twardowski, Wybór pism, j.w., ss. 3-91, zwłaszcza ss. 10-17.

30 Moje wcześniejsze rozważania o intencjonalności i intensjonalności mają wyraźny związek z analizą Twardowskiego. Wyjaśniają one w pewien sposób, dlaczego akty są de modo dieto, ale czasem wyraża sieje w oratio recta. Por. w tej sprawie J. Woleński, „Intensjonalność: próba diagnozy, w: Prace z pragmatyki, semantyki i metodologii semiotyki, pod red. J. Pelca, Ossolineum, Wrocław 1991, s. 117. Nieregularność kon­tekstów intensjonalnych bierze się moim zdaniem stąd, że nie wiemy z góry, kiedy operatory intensjonalne funkcjonują jako determinatory, a kiedy jako modyfikatory.

n' Być może nawet wolno powiedzieć, że model intencjonalny jest po prostu treścią T, ale nie chcę tego formułować w tak ryzykowny sposób.

32 W tomie III pokażę, że prosta konstrukcja logiczna definiuje adekwatność modelu intencjonalnego względem rzeczywistego. Jest nią równoważność wedle spełniania; wcale więc nie musimy mówić o utożsamianiu obu modeli. Wykorzystam też ustalenia niniejszego paragrafu dla obrony realizmu. W szczególności będę argumentował, że idealiści mieszają funkcje wyrażenia „to, co przedstawione" oraz użyję twierdzenia o niedefiniowalności prawdy dla pokazania, że modele transcendują teorie w nich praw­dziwe. Natomiast moje analizy nie rozstrzygają statusu ontologiczncgo rozmaitych c, konstruktów, np. modeli formalnych. Są to pewne twory zdefiniowane w teorii mnogo­ści, a przeto dotyczą ich wszelkie, dobrze znane, spory w sprawie sposobu istnienia bytów badanych przez matematykę.

33 W związku z pojawieniem się tzw. etyki przekonań można rozważać stosunek epi­stemologii do etyki. Dyskutuje się również np. poznawczą wartość sztuki, a więc pro­blem z pogranicza teorii poznania i estetyki. Oczywiście nie neguję tych kwestii, ale mimo wszystko nie uważam ich za podstawowe.

31 K. Twardowski, „Teoria poznania (wykłady w r. akad. 1924-1925)", Archiwum Hi­storii Filozofii i Myśli Społecznej 21/1975), s. 247.

35 R. Ingarden, U podstaw teorii poznania, j. w., s. 25.

36 Jest zresztą rzeczą od razu podejrzaną, że na pięć możliwych meta teorii epistemologie?.-nych aż trzy należą do szeroko rozumianej fenomenologii, a dwa do tradycji Husserla.

37 R. Ingarden, U podstaw teorii poznania, j.w., ss. 43-45, przy czym dokonuję pewne­go uproszczenia listy owych presumpcji, których jest 31 u Ingardena.

38 Ingarden nie traktował swojej listy jako aksjomatyzacji psychofizjologicznej teorii poznania. Nie twierdził też, iż jest to lista kompletna czy że jej elementy są wzajemnie niezależne. Sądził tylko, że podał założenia i twierdzenia dające się odtworzyć z pism przedstawicieli tej koncepcji poznania.

39 Obszerne przedstawienie tendencji i nurtów epistemologii naturalistycznej znajdu­je się w zbiorze artykułów pod red. H. Kornblitha, Naturalizing Epistemology, MIT Press, Cambridge, MA 1986. Por. też K. Dorożyński, „Epistemologia naturalistyczna", w: Filozofować dziś. Z badań nad filozofią najnowszą, pod red. A. Bronka, Towarzy­stwo Naukowe Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, Lublin 1995, ss.161-178.

40 Typowym przedstawicielem takiej koncepcji jest W. Quine. Por. jego esej „Episte­mologia znaturalizowana", w: W. Quine, Granice wiedzy l inne eseje filozoficzne, tłum. B. Stanosz, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1986, ss. 106-125.

11 Każdy z tych problemów wymaga obszernego potraktowania, czego nie mogę tutaj czynić. Moim zdaniem, opozycja „naturalizm/antynaturalizm" jest w filozofii równie podstawowa, jak np. spór realizmu z idealizmem czy materializmu ze spirytualizmem, a obecnie nawet znacznie ważniejsza niż spory dawniejsze. Por. J. Woleński, „Problem filozofii wartości", w: J. Woleński, W stronę logiki, j.w., ss. 65-71.

r- Por. J. Piaget, Psychologia i epistemologia, tłum. Z. Zakrzewska, Państwowe Wy­dawnictwo Naukowe, Warszawa 1977.

" Oto krótka bibliografia przedmiotu: K. Lorenz, Odwrotna strona zwierciadla. Próba historii naturalny ludzkiego poznania, ttum. K. Wolicki, Państwowy Instytut Wy­dawniczy, Warszawa 1977; K. Popper, Wiedza obiektywna, tłum. A. Chmielewski, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1992; H. Schuling, System und Euolution d>'n mentiMichen Erkennens, Olms, Hildesheim 1998; G. Yollmer, Euolutiondre Er-lumntintktujrie. Ariguriijberu: Erkenntnistrukuren im Konteit von Biologie, Psychologie. l.ini>uixtili, l'/uti>.i<i/ilue und Wisnenscha/tstheorie, Krórier, Stuttgart 1975. Opracowa­nia: W. Calleljaut, K. Pixter (edsj, Euolutionary Epistemology: A Muttiparadigrn Pro­gram, I), Keidel, Oordrecht 1987; Z. Piątek, „O tak zwanej epistemologii ewolucyjnej", Studia Filozoficzne 2-3 (291-292) (1990), ss. 31-45; S. I. Fiut, Filozofia ewolucyjna Knnradd Zachariasza Lorenza. Studium problemowe i historyczne, Instytut Nauk Społecznych AC<H, Kraków 1994; A. Pobojewska, Biologiczne „a priori" a realizm teoriopoznawczy, Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź 1996.

" Aby zilustrować opozycję pomiędzy naturalizmem a antynaturalizmem w sposób konkretny, posłużę się przykładem z teorii percepcji. Optyka poucza, że przedmioty są kolorowe, barwne dzięki temu, że odbijają fale świetlne o określonej długości. Proble­mem dla teorii percepcji jest transformacja fenomenu fizycznego, tj. zachowania się przedmiotów wobec fal świetlnych w spostrzeżenia kolorów. Naturalista powie, że owo przekształcenie jest od początku do końca procesem naturalnym, powiedzmy fizyczno--fizjologicznym, natomiast antynaturalista, np. fenomenolog, będzie temu zaprzeczał. W ogólności chodzi o przemianę informacji ilościowej (niesionej przez falę świetlną) w informację jakościową (wrażenie barwy, np. niebieskiej). Podobnie ma się sprawa, gdy rozważamy przekształcenie zjawiska akustycznego, jakim jest słyszenie dźwięku, w ro­zumienie znaczenia słyszanej mowy.

45 To jest pogląd kantystów, a nie powszechny. Wielu współczesnych epistemologów i metodologów (u nas np. K. Ajdukiewicz) uważa, że normy poznawcze lub metodolo­giczne można wydobyć z praktyki naukowej, natomiast nie podlegają one ustanawia­niu. Owo wydobywanie często jest traktowane jako rozumiejący opis w duchu metodo­logii humanistyki (por. wyżej, rozdział IV, §3).

46 Konsekwencja logiczna związana z logiką standardową jest monotoniczna w takim sensie: jeśli zbiór X jest zawarty w zbiorze y, to zbiór konsekwencji logicznych zbioru X jest zawarty w zbiorze konsekwencji logicznych zbioru Y. Znaczy to m. in., że doda­nie nowych zdań jako przesłanek nie unieważnia wniosków wyprowadzonych z mniej­szego zbioru przestanek. Wskazuje się jednak, że niekiedy nowa informacja l działa w ten sposób, że wniosek wyprowadzony z jakiegoś zbioru X nie zostanie wyprowa­dzony ze zbioru X w {/}. Załóżmy, że na podstawie posiadanych informacji wyprowa­dziliśmy wniosek, że pójdziemy do określonego kina. Jeśli jednak dowiemy się, że zmieniono repertuar, nasza poprzednia konkluzja może okazać się nietrafna w nowej sytuacji. Logika niemonotoniczna opracowuje wnioskowania, w których dodatkowo informacja może unieważnić wcześniej wyprowadzone wnioski. 47 Krótką, ale syntetyczną informację o stosunku kognitywistyki do epistemologii daje J. Bobryk, „Niektóre problemy epistemologiczne w badaniach cognitive science", w: Pogranicza epistemologii, pod red. J. Niżnika, Polska Akademia Nauk, Insty­tut Filozofii i Socjologii, Warszawa 1992, ss. 60-78. Por. też J. Bobryk, The Classical Vision of the Mind and Contemporary Cognitive Science, Wydawnictwo Uniwersy­tetu Warszawskiego, Warszawa 1988.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Dz U 05 157 1318 bezpieczeństwo i higiena pracy przy pracach związanych z narażeniem na hałas lub
(FARMAKOLOGIA RATOWNICTWOid 1318
1318 erodisco t raperzy znad wisły JYY6DGKN7RUXJFVEMNT6MQBTKKLBO6YZMP7VUJI
1318
1318
Dz.U.2005.157.1318 BHP przy halasie i drganiach mech, BHP, Akty prawne
New Scientist Światem rządzi 1318 firm
1318
1318
Dz U 05 157 1318 bezpieczeństwo i higiena pracy przy pracach związanych z narażeniem na hałas lub
(FARMAKOLOGIA RATOWNICTWOid 1318
1318 [crosti ru] mono
1318
R M G i P DZ U 157 poz 1318 z 2005

więcej podobnych podstron