SZKOŁA GŁÓWNA SŁUŻBY POŻARNICZEJ
Analiza akcji
w budynku 57 m „EKORNO”
Wykonali:
Solka Dariusz
Strawa Piotr
Szafarczyk Rafał
1. Charakterystyka obiektu.
Budynek, w którym 28 września 1994r. rozegrał się dramat, jest obiektem liczącym 57 m wysokości, mającym wysoki parter i 15 pięter. Odległość jego najbliższej ściany od jedynego dojazdu pożarowego wynosi20,6 m. Budynek ma kształt prostokąta o wymiarach 33,5 x 20,3 m. Jego kubatura wynosi 42397,4m3. Wzniesiony został jako biurowiec. W chwili pożaru pełnił wiele funkcji: biurowca, hotelu, handlowo-usługową. Miało w nim siedzibę 28 firm.
W promieniu 125 m od budynku znajdowały się 3 hydranty, najbliższy został zakryty płytami podczas remontu chodnika kilkanaście dni przed pożarem.
Na każdej kondygnacji zainstalowano po 2 hydranty ∅25 z nawodnioną siecią. Brak było hydrantów ∅52. Budynek został wykonany w klasie B odporności ogniowej. Wymagana była klasa C. Spełnione były również wymagania dotyczące zapalności i stopnia rozprzestrzeniania ognia przez poszczególne elementy budowlane. Część przedzieleń pomieszczeń (VIII i IX p.) wykonano z materiałów palnych.
W zakresie wystroju wnętrz występowało najwięcej nieprawidłowości. W korytarzach stanowiących drogi ewakuacyjne oraz we wszystkich halach przy windach zawieszono na ruszcie drewnianym palne sufity. Ściany hali wyłożono płytami paździeżowymi mocowanymi także na ruszcie drewnianym. Część podłóg na drogach ewakuacyjnych wyłożono wykładzinami nie posiadającymi atestu stwierdzającego ich trudnozapalność. Szafy wnękowe zainstalowane na drogach ewakuacyjnych były wykonane z materiałów palnych.
Pionowe drogi ewakuacyjne w obiekcie stanowią 2 klatki schodowe, z tym, że jedną zaprojektowano i wykonano z przedsionkiem. Drzwi przedsionków są metalowe, ale prawie połowa z nich nie posiadała lub miała niesprawne samoprzymykacze. Wyjście na dach z klatki ewakuacyjnej zamknięte było kratą. Druga klatka schodowa wykonana była bez wydzieleń przeciwpożarowych, ale posiadała dwuskrzydłową klapę oddymiającą, uruchamianą ręcznie za pomocą dźwigni zainstalowanej w recepcji. Mechanizm ten był niesprawny.
Klatka ewakuacyjna nie była wyposażona w klapę do awaryjnego usuwania dymu i gazów pożarowych do jej wnętrza. Pionowe przejścia przewodów energetycznych przez stropy nie były uszczelnione, brak było świateł ewakuacyjnych.
Obiekt posiadał instalację sygnalizacji pożaru z ręcznymi ostrzegaczami. Instalacja była sprawna. Dojazdy pożarowe były systematycznie blokowane przez parkujące pojazdy.
2. Opis sytuacji.
O godz. 17.49 w WSKR w Łodzi odebrano telefon informujący o zadymieniu występującym w budynku wysokim, biurowym przy ul. Piłsudskiego 8. Z informacji wynikało, że owo zadymienie występuje powyżej XII piętra. Informował o tym dziennikarz „Gazety Wyborczej”, której redakcja mieściła się na tym piętrze.
Piętnaście minut wcześniej księgowy Centrum Badań i Promocji Biznesu „Ekorno” zjeżdżając windą poczuł w okolicy VIII p. zapach dymu, o czym poinformował portierkę obiektu. W tym samym czasie na ścianie czołowej centralki sygnalizacji pożaru zaczęły zapalać się lampki. To różni ludzie, czując zapach dymu, w obiekcie, naciskali przyciski sygnalizatorów pożaru. Portierka udała się windą na wyższe piętra, aby sprawdzić wiarygodność informacji księgowego. Nie zareagowała natomiast na sygnały płynące z centralki i nie zaalarmowała straży pożarnej. Obliczono, że zwłoka w zaalarmowaniu wyniosła ponad 15 min.
W chwili, kiedy portierka wróciła z rekonesansu - w centralce paliły się wszystkie światła alarmowe. Jak sama stwierdziła - „straciła głowę” i nie wiedziała, co ma dalej robić. Na szczęście w tym momencie pierwsze jednostki PSP były już pod zagrożonym budynkiem. Obiekt był znany ich załogom. Podczas ćwiczeń zapoznawały się z jego geografią.
3. Przebieg akcji gaśniczej.
W pierwszym rzucie do akcji przyjechały 2 zastępy z JRG w samochodach GBA oraz SD-37. Podjeżdżając do budynku zastępy te odniosły wrażenie, jakby ktoś zapalił świecę dymną na dachu. Nikt nie przypuszczał, że przed nimi jedno z najtrudniejszych i najtragiczniejszych zmagań łódzkich strażaków-ratowników z ogniem, gazami pożarowymi, dymem, temperaturą, wysokością, którą w pełnym uzbrojeniu trzeba było kilkakrotnie pokonywać, a wreszcie z własną słabością.
Dowódca zmiany z przodownikiem roty udali się na rozpoznanie. Na podstawie zewnętrznych oznak stwierdzili, że w górnej części szesnastokondygnacyjnego obiektu występuje duże zadymienie, a przez okno na IX p. wychyla się osoba wzywająca pomocy. Dowódca wydał rozkaz podjęcia działań dla uratowania jej przy użyciu drabiny mechanicznej SD-37, oraz rozwinięcia linii głównej z samochodu GBA w kierunku głównego wejścia do budynku.
Na podstawie kolejnych informacji uzyskanych podczas rozpoznania przekazał do WSKR meldunek, że w szesnastokondygnacyjnym budynku rozwija się pożar, występuje duże zadymienie górnych pięter, wewnątrz budynku są zagrożeni ludzie, dostęp do budynku jest trudny.
Podjął decyzję o przeszukaniu przez grupę rozpoznawczo-ratowniczą wszystkich zadymionych pięter budynku oraz wezwał siły II rzutu w liczbie, którą w aktualnych warunkach mogły wysłać łódzkie jednostki PSP: samochody Spgaz, drabiny mechaniczne, skokochrony, ciężkie samochody gaśnicze wodno-pianowe. Te siły i środki - zgodnie z zapotrzebowaniem dowódcy - WSKR zadysponowało do akcji do godz. 18.09. Ponadto WSKR zadysponowało pogotowie ratunkowe oraz policję. Na miejsce zdarzenia zaczęły przybywać: samochód ze skokochronem, oraz SRt z JRG 11, GBA i GCBA z JRG 5, GCBA i SD-30 z JRG 4, SD-30 z JRG 10.
Grupa rozpoznawcza z JRG 3 dotarła do VIII p., stwierdzając pożar w korytarzu. Bardzo wysoka temperatura i gęsty, czarny dym wypełniający klatkę schodową w górę od tej kondygnacji uniemożliwiły przejście strefy pożaru. Gazy pożarowe były tak gorące, że w klatce schodowej wykładzina plastikowa poręczy była wypalona do X p. Oznacza to, że dwa piętra wyżej od pożaru temperatura gazów wynosiła około300°C. Choćby te warunki świadczą, jak bardzo trudno pracowało się ratownikom.
Zastęp GBA z JRG 3, wsparty przez grupę rozpoznawczo-ratowniczą, budował linię gaśniczą w klatce schodowej. Pierwsze piętra pokonali bez aparatów izolujących. Tak łatwiej było pokonywać w pełnym uzbrojeniu kolejne kondygnacje. Rozwijali węże pionowo, między poręczami, aby odcinki nie blokowały schodów i nie utrudniały ewakuacji. Niektóre odcinki węży były już stare. Nie wytrzymywały ciśnienia. Trzeba je było wymieniać. Czynili to bardzo szybko, nie dając szans na swobodny rozwój pożaru, który obejmował boazerię na ścianach hallu wind oraz podwieszony sufit na korytarzach i hallu, a także listwy odbojowe na korytarzach.
Pnąc się po schodach do góry, na V piętrze poczuli, a na VI zobaczyli dym. Dotarli do podestu pomiędzy VII a VIII piętrem. Dalej bez aparatów nie dało się iść. Sprzęt ten dostarczyli koledzy, którzy donosili odcinki węży. Podali 1 prąd zwarty, z zadaniem ochłodzenia części klatki schodowej oraz wepchnięcia ognia do hallu wind, aby umożliwić przejście przez strefę pożaru kolegom, którzy otrzymali zadanie poszukiwania i ewakuacji ludzi. Rozpoznanie prowadzone nieustannie ustaliło, że na piętrach nad pożarem znajdują się ludzie. Ilu - tego jeszcze nikt nie wiedział. Wiadomo tylko było, że na piętrach od XIII do XV mieści się hotel.
Ze ścian odpadał bardzo gorący tynk. Ogień wychodził na klatkę schodową. Prądem zwartym, pod osłoną tarczy wodnej, udało się wepchnąć go do hallu i przymknąć metalowe drzwi oddzielające hall od klatki schodowej. W tym czasie zastęp z JRG 5 budował kolejną linię gaśniczą. Zamknięcie drzwi i ochłodzenie klatki schodowej wodą umożliwiało ratownikom przejście na wyższe kondygnacje, a rocie gaszącej - założenie aparatów izolujących i ubrań żaroodpornych. Dalsze działania gaśnicze były prowadzone w hallu wind, gdzie temperatura była bardzo wysoka.
Mimo ograniczenia rozwoju pożaru w kierunku klatki ewakuacyjnej - dym ciągle gęstniał, a temperatura wewnątrz obiektu rosła. Nie było możliwości oddymienia klatek schodowych, ani wypuszczenia gorących gazów pożarowych, bo klapa dymowa znajdująca się nad klatką schodową była niesprawna. Operując prądem wody strażacy-ratownicy weszli około 3 m w głąb korytarza prowadzącego do hallu wind. Operowali prądem wody po miejscach, gdzie w dymie widoczne były płomienie. Przebywanie w wysokiej temperaturze umożliwiało im kierowanie od czasu do czasu prądu wody na siebie oraz tarcza wodna, która bardzo skutecznie niwelowała promieniowanie cieplne płomieni, a także nie pozwalała na przedostawanie się dymu do części korytarza wolnej od pożaru i na klatkę schodową. Cofnąć się nie mogli, bo to oznaczało rozszerzenie się strefy pożaru i zadymienia oraz odcięcie drogi wyjścia kolegom, którzy poszukiwali ludzi na wyższych kondygnacjach.
Zastępy JRG 2,4 i 1, przybyłe na teren akcji 4 samochodami wodno- pianowymi, otrzymały zadanie wzmocnienia natarcia na pożar na VIII p. oraz obrony IX i VII piętra. Na IX p. do obrony wykorzystano hydranty wewnętrzne. Na VII p. wprowadzono linie wężową i zajęto stanowisko w każdej chwili gotowe do podania prądu wody. Ślady rozwoju pożaru widoczne były zarówno na VII, jak i IX oraz X piętrze. Kierownik akcji uznał, że istnieje możliwość rozprzestrzeniania się pożaru w górę i w dół szybami kablowymi, które nie posiadały oddzieleń, uszczelnień.
Najciężej mieli strażacy-ratownicy prowadzący działania gaśnicze na VIII p. Wysiłek był tak duży, że co 12-15 min musieli butle w aparatach izolujących. Na zajętych stanowiskach wytrwali do czasu zlokalizowania pożaru, co nastąpiło około godz. 19. Dogaszanie pożaru trwało do 23.30.
SOn z JRG 1 oświetlał pomieszczenia VIII p., co znacznie ułatwiało dogaszanie pożaru.
O skuteczności działań gaśniczych najdobitniej świadczy fakt, że pożar mimo dużej intensywności nie przedostał się do pomieszczeń dydaktycznych zlokalizowanych wokół korytarzy i hallu. Oddzielenie stanowiły drewniane drzwi. Nadpaliły się, ale nie dopuszczono do ich przepalenia. Wówczas pożar mógłby objąć liczne komputery. Skład gazów pożarowych i dymu byłby znacznie groźniejszy dla zdrowia i życia strażaków-ratowników i ewakuowanych.
4. Przebieg ewakuacji.
Rozpoznanie ustaliło, że poza IX piętrem ludzie znajdują się także na XIV kondygnacji. Tam z otwartych okien wydobywał się intensywny dym, sprawiając wrażenie, że za chwilę pojawią się płomienie. Na parapecie okna, gdzie dym wydobywał się najintensywniej, stanął człowiek. W tym czasie na miejsce przybyła JRG 11 w sile jednego samochodu ze skokochronem i SRŁ-VW.
Dowódca sekcji, wiedząc mężczyznę na parapecie, podjął decyzję asekuracyjnego sprawienia przywiezionego skokochronu produkcji polskiej firmy „MORATEX”.
Strażacy ustawili poduszkę pod oknami, z których wychylali się ludzie. Jednocześnie krzyczeli do nich, aby nie skakali. Dwie osoby z zastępu usuwały reklamy zawieszone na stalowych rusztowaniach, utrudniające ewentualny skok na poduszkę. Jedną konstrukcję przygięto, a drugą obcięto nożycami Holmatro.
Kiedy zastęp sprawdzał prawidłowość ustawienia poduszki, młody człowiek skoczył na nią z XIV piętra. Z poduszki gwałtownie uszło powietrze. Przewrócił się wentylator. Silnik został unieruchomiony. Rękawy doprowadzające powietrze odpięły się. Natychmiast przystąpiono do ustawienia i uruchomienia przewróconego wentylatora oraz napełnienie powietrzem skokochronu. Człowiek, który skoczył zaczął się podnosić o własnych siłach. Dowódca zastępu drogą radiową wezwał pogotowie ratunkowe. Uratowanego zdjęto z poduszki. Był w szoku. Nie odpowiadał na pytania. Ułożono go na boku. Podłożono mu rękę pod głowę, aby w przypadku odniesienia wewnętrznych urazów czy krwotoku - nie udusił się własną krwią lecz mógł ją zwymiotować.
Pozostali członkowie zastępu próbowali przywrócić sprawność poduszki. Uruchomili wentylator i podnosili górny płat, aby szybciej napełnić go powietrzem. W tym momencie stwierdzili, że od strony budynku jest on pęknięty na długości około 2m. Dolna komora poduszki była całkowicie napełniona. W tym momencie, mimo znaków dawanych światłem i głosem, zakazujących skakania - drugi mężczyzna skoczył z tego samego okna, co poprzedni. Płat górnej poduszki był na wysokości 1m i nie mógł być podniesiony wyżej ze względu na uchodzące przez rozerwaną szczelinę powietrze. Mężczyzna spadając twarzą w kierunku poduszki uderzył głową w betonowe podłoże pod skokochronem. Poniósł śmierć.
Zastęp SD-37 z JRG 3 zgodnie z rozkazem przystąpił do sprawiania drabiny, w celu ratowania człowieka z IX p. Podjazd do budynku i ustawienie drabiny utrudniały zaparkowane samochody. Strażacy - ratownicy przepchnęli je w inne miejsce. Drabina sprawiona na parkingu pod kątem 45° sięgała zaledwie parapetów VIII p. Należało ją ustawić bliżej budynku. Temu zamiaru przeszkadzały samochody. Dzięki kunsztowi kierowcy udało się pokonać i tę przeszkodę. Drabina sprawiona bliżej budynku, pod kątem 70°, sięgała do X p. okazało się jednak, że człowiek, który wzywał pomocy z IX piętra, przemieścił się na wyższą kondygnację. Ludzie potrzebujący pomocy byli widoczni w oknach 12, 13 i 14 piętra, ale tam drabina już nie sięgała.
Śmigłowca nie można było użyć, ponieważ strażacki Sokół został bez naszej wiedzy przekazany dla GOPR-u. Uzbrojenie innego śmigłowca wymagało czasu. A ten naglił...
W tej sytuacji pozostała jedyna droga dotarcia do ludzi uwięzionych na kondygnacjach nad pożarem. Były nią dwie klatki schodowe , zadymione i wypełnione gorącymi gazami pożarowymi.
Na początku akcji na wyższe kondygnacje udało się dwóch strażaków-ratowników z JRG 3. Wkrótce pośpieszyli im z pomocą strażacy-ratownicy z JRG 12, 5, 1 i 10, którzy otrzymali polecenie przeprowadzenia ewakuacji.
Zaczęli od XII p. W jednym z pokoi znaleźli redaktora „Gazety Wyborczej”. Był w dobrej kondycji. Sprowadzono go klatką schodową na dół. Na XIV p. w oknie zobaczyli 5 osób. Okno było otwarte, ale dym nie wydobywał się z niego. Natomiast z innego okna na tym piętrze dym wydobywał się bardzo intensywnie.
Drogą radiową poinformowali o tym kolegów pracujących na wyższej kondygnacji. Na XII p. zadymienie nie było duże. Wchodzili do otwartych pokoi. Jeżeli drzwi były zamknięte, to wywarzali je, lub mocno stukali i nawoływali - nasłuchując, czy za drzwiami ktoś się nie odezwie. Na XII piętrze znaleziono tylko 1 osobę.
Na XIII piętrze zadymienie było znacznie większe. Latarki nie pomagały. Ratownicy przemieszczali się od pokoju do pokoju we dwóch, trzymając się za ramię. W ten sposób mogli sobie wzajemnie pomóc i nie zgubić się w ciemności. Na XIII piętrze nie było nikogo. Przeszli więc na XIV piętro. Tutaj widoczność była równa zeru. Korytarz wypełniał gorący, czarny, gęsty dym. Szli do przodu trzymając się wzajemnie i macając ściany. Nawoływali, nasłuchiwali, otwierali drzwi. Weszli do jednego z pokoi. Drzwi były otwarte. Strażak-ratownik idący przodem potknął się o krzesło. W tym czasie usłyszał rzężenie. Zaczął nasłuchiwać, skąd dochodzi ten głos. Okazało się, że wydaje go człowiek wsparty o przewrócone krzesło, z głowa nakrytą kurtką. Puls miał wyczuwalny. Żył. Ratownik krzyknął do kolegi, że odnalazł poszkodowanego. Aby pokazać gdzie jest - zapalił latarkę. To okazało się skuteczne. Szykując się do ewakuowania poszkodowanego, zauważyli nogi drugiego człowieka. Leżał on oparty o boczną część łóżka.
Kolegom będącym na klatce schodowej poniżej poziomu pożaru przekazali drogą radiową informację, że znaleźli dwie osoby poszkodowane. Nie otrzymali jednak potwierdzenia, że informacja dotarła do adresata. W tej sytuacji wzięli pierwszą znalezioną osobę pod ramiona i znieśli ją na podest między VIII i IX p., gdzie przekazali ją innej grupie ratowników wchodzących do akcji. Oni znieśli poszkodowanego na dół - do karetki pogotowia ratunkowego.
Inni udali się na XIV p. wspólnie z ratownikiem, który wiedział, gdzie znajduje się drugi poszkodowany. Wzięli poszkodowanego pod ramiona i znieśli na XII piętro, gdzie zadymienie było stosunkowo małe. Można było oddychać bez aparatów izolujących. Tutaj przygotowali podręczny punkt ewakuacyjny. Ułożyli poszkodowanego na podłodze. Rozpoczęli reanimację. Puls był ledwo wyczuwalny. Za pomocą radiostacji wezwali lekarza, który przybył po około 0,5 godz.
Grupa ratowników działająca na XIV p. dotarła do pokoju, w którym przebywały 4 panie i 1 mężczyzna. Wszyscy zachowywali się bardzo rozsądnie. Czując dym przedostający się do pokoju, uszczelnili drzwi prześcieradłami i kocami, otworzyli okno i pokazując się strażakom informowali, że potrzebują pomocy. W pokoju było czyste powietrze. Tutaj ratownicy na chwilę zdjęli maski, aby odpocząć. Uratowanych wyprowadzono na klatkę schodową. Wcześniej poinstruowano ich, że w razie zakrztuszenia się dymem strażacy pomogą im, oddając własne maski. Nie było jednak takiej potrzeby.
Ewakuacja znalezionych sprawnych osób odbywała się w ten sposób, że na początku szedł strażak prowadząc za rękę ewakuowanego, a za nim - trzymając się kurczowo poprzednika - postępowali pozostali. Na końcu grupy szedł drugi strażak - ratownik. Czasem trzeba było ewakuowanych lekko przymusić, aby weszli w dym. Niektórzy byli w lekkim szoku. Najtrudniejsze chwile przeżywali przechodząc przez strefę pożaru na VIII piętrze.
Stosowano i inne metody. Grupa poszukiwawcza znalazła w pokoju człowieka bardzo zestresowanego. Był silny i słusznego wzrostu. Miotał się po pomieszczeniu. Nie pozwalał się wyprowadzić. Dowódca zostawił z nim jednego strażaka-ratownika. Ten oddał mu swój aparat. Ratowany w aparacie przeszedł przez strefę dymu i pożaru, po czym wrócił i oddał aparat strażakowi, godząc się, aby razem z nim przejść przez zagrożoną strefę, ale już bez aparatu.
Na XIV piętrze w jednym z pokoi ratownicy znaleźli dwóch młodych mężczyzn. Byli w bardzo dobrej kondycji. Drzwi uszczelniali ręcznikami. Poinformowano ich, że pożar jest opanowany i nic im już nie zagraża. Chcieli ich wyprowadzić, ale oni postanowili, że sami zejdą. Ratownikom zaś, wskazali pokój na wyższym piętrze, gdzie gość hotelowy powiązał prześcieradła, ręczniki, firanki itp. W sznur i zamierzał zejść po nim na dół. Przeszkodziła mu w tym grupa wysokościowa strażaków-ratowników. Człowiek ten działał pod wpływem paniki, ale metodycznie. Napisał nawet list pożegnalny do najbliższych.
Strażacy-ratownicy podkreślali, że wobec ludzi zestresowanych zagrożeniem należy postępować bardzo spokojnie, ale konsekwentnie. Ludzie w obliczu bezpośredniego zagrożenia bardzo często są nieobliczalni. Najtrudniej jest przeprowadzić ich przez dym. Tutaj najczęściej trzeba perswazją pokonywać opory.
Ratownikom bardzo brakowało dodatkowych masek, które mogliby podać ewakuowanym, wchodząc z nimi w dym. Mając ręce zajęte podczas wynoszenia poszkodowanych, nie mogli nawiązać łączności, czy też odpowiadać na wezwania. W takich sytuacjach bardzo by się przydał laryngofon.
Aby oszczędzić siły ratowników poszukujących ludzi i nie zmuszać ich do schodzenia z XV piętra na parter w celu wymiany butli, zorganizowano bazę aparatów na spoczniku między VII a VIII p.
Strażacy-ratownicy narzekali na sprzęt oświetleniowy. Latarki, które posiadali, nie zdały egzaminu. Jedna ekipa telewizyjna miała lepsze światło, niż wszyscy strażacy razem wzięci. Nie zdał egzaminu również sprzęt łączności. To samo dotyczy ubrań żaroodpornych. Są to ubrania hutnicze, nie przystosowane do potrzeb strażaków-ratowników. Są one za małe. Zapięcia w starszych typach ubrań są takie, że przy energicznym ruchu ręki kurtka się rozpina. Jeżeli to się zdarzy w strefie wysokiej temperatury, to co wówczas może zrobić strażak-ratownik? Strażacy nie mają zaufania do tych ubrań. Boją się ich używać w wysokich temperaturach. Mają także stare, wyeksploatowane, zdeformowane maski aparatów podciśnieniowych. To także nie podnosi ich pewności w trudnej sytuacji zagrożenia.
Jak duży był wysiłek strażaków-ratowników niech świadczy fakt, że w trakcie czynności kontrolno-poszukiwawczych na zagrożonych piętrach otworzono około150 pomieszczeń, wykorzystując do tego podręczny sprzęt burzący oraz zestawy mechaniczne.
Ewakuowano z wysokich pięter 15 osób poszkodowanych, które hospitalizowano. Około 60 osób wyprowadzono po klatkach schodowych. Dwie osoby poniosły śmierć. Stało się tak z przyczyn niezależnych od kierujących działaniami ratowniczymi, na skutek panicznego zachowania.
Ratownicy w I części akcji, przechodząc przez strefę pożaru na VIII p., nie mieli pewności, czy pożar nie rozgorzeje i nie odetnie im drogi odwrotu.
W wyniku prawidłowo podjętych decyzji taktycznych, zdecydowanego natarcia na płonące korytarze VIII p. ochroniono wszystkie pomieszczenia o dużej wartości materialnej, co przy bezklasowej odporności ogniowej drzwi prowadzących do tych pomieszczeń jest dużym osiągnięciem.
W kulminacyjnym momencie akcji w budynku jednocześnie przebywało 60-70 strażaków-ratowników.
Nie opisuję organizacji poszczególnych etapów akcji. Moim celem było pokazanie działań strażaków-ratowników.
Przewodniczący zespołu powołanego przez Komendanta Głównego PSP do zbadania okoliczności pożaru oraz przebiegu akcji stwierdził, że była ona prowadzona sprawnie, skutecznie, fachowo. Dla strażaków-ratowników było to doświadczenie, które powinno zostać szeroko upowszechnione. Strażacy łódzcy w pewnych fazach akcji ratowniczej i gaśniczej działali wręcz po bohatersku. Był to pożar, który objął powierzchnię 120 m2, kubaturę 360 m3. Takich pożarów jest w kraju setki w ciągu doby. Ten jednak stanowi memento dla tych, w gestii których leżą środki na sprzęt i wyposażenie jednostek PSP, dla tych, którzy odpowiadają za zabezpieczenie przeciwpożarowe i przygotowanie do działań ratowniczych podległych im obiektów, a nade wszystko dla tych wszystkich, którzy z racji pełnionych funkcji odpowiadają za bezpieczeństwo obywateli.
5. Wnioski.
Pożar w Łodzi wstrząsnął społecznością całej Polski. Interesował się Minister Spraw Wewnętrznych. Był przedmiotem analiz kolegium Komendanta Głównego PSP. Komisja sprecyzowała wnioski wynikające z działań ratowniczych i przystosowania obiektu do wymagań przeciw pożarowych.
Poddanie analizie istniejących przepisów dotyczących dojazdów i dostępu do obiektów zaliczanych do kategorii zagrożenia ludzi ze względu na występujące przypadki trudności w działaniach ratowniczo-gaśniczych.
Przyjęcie w przepisach zasady, że w istniejących budynkach o wysokości powyżej zasięgu sprzętu do ratownictwa ludzi, zagospodarowanie dachów powinno umożliwić prowadzenie ratownictwa przez śmigłowce będące w zawisie (ca 10 m). Należy uwzględnić w przepisach, by w fazie projektowania nowo wznoszonych budynków wysokich, konstrukcja dachów umożliwiała bezpieczne lądowanie śmigłowca (lądowisko).
Zorganizowanie pożarniczego systemu ratownictwa śmigłowcowego, przede wszystkim w dużych aglomeracjach miejskich, przy wykorzystaniu w tym celu doświadczeń innych państw, np. londyńskiej straży pożarnej. Siły i środki systemu powinny stanowić jednostki organizacyjne Państwowej Straży Pożarnej.
Biorąc pod uwagę wysoki stopień zagrożenia życia ludzkiego w około 90 budynkach wysokich o różnym przeznaczeniu, celowe jest wyposażenie jednostek ratowniczo-gaśniczych PSP w Łodzi w sprzęt do ratownictwa ludzi i gaszenia pożarów na wysokości od 40 do 60 m, zapewnienie specjalistycznego wyposażenia dla ratowników wysokościowych PSP w Łodzi, jak również wysokiej jakości skokochronów o maksymalnych parametrach technicznych.
W sposób trwały wyznaczyć drogi stanowiące dojazdy pożarowe do budynków wysokich, dostosowując elementy małej architektury do warunków techniczno-taktycznych sprzętu pożarniczego.
Dokonać uregulowań prawnych w zakresie organizacji parkingów przed budynkami użyteczności publicznej.
Sprecyzować zasady egzekwowania wymagań techniczno-budowlanych przez Państwową Straż Pożarną i organy Nadzoru Budowlanego.
Komendy wojewódzkie PSP na podstawie posiadanych analiz zabezpieczenia przeciwpożarowego budynków wysokich przedłożą organom samorządowym i administracji państwowej pełną informację o stanie przygotowania tych obiektów do prowadzenia działań ratowniczo- gaśniczych.
SZKIC SYTUACYJNY
GBA
GBA
GBA
SPgaz
GBA
GBM
GCBA
SChem
SRt
SRt
SOn
SD37
H
H
H