6548


Źródła hipnozy

Najstarsza pisana informacja o hipnozie pochodzi z drugiego tysiąclecia przed naszą erą i dotyczy "rozmów z bogami" podczas obrzędów religijnych praktykowanych w Chinach.

Tzw. "papirus gnostyków", pochodzący z II wieku naszej ery zawiera już więcej informacji na temat stosowania hipnozy w starożytnej Grecji i Egipcie. Opisano w nim wiele sposobów hipnotyzowania (np. znane do dziś sugestywne "nakładanie rąk").

W świecie starożytnym (głównie Egipt, Grecja i Rzym) powszechne było leczenie różnych dolegliwości "snem świątyniowym" w tzw. domach snu budowanych w miejscach kultu różnych bóstw. W Egipcie znane też było wprowadzanie w trans podczas rytualnych tańców, poprzedzonych wielodniowym postem i medytacją. Celem transu było obcowanie z bóstwem, podczas którego u wielu z nich powstawała spontanicznie analgezja (niewrażliwość na ból). Z Egiptu też znamy okrutne praktyki tratowania wiernych przez galopujące konie - ci którzy byli zranieni lub zabici byli uważani na odtrąconych przez boga. Znieczulenie bowiem szło u nich w parze z zesztywnieniem mięśni i ich zwiększoną odpornością na urazy. Udawało się to jednak nielicznym.

Hipnozę w leczeniu stosowali także Hebrajczycy. Podczas kilkugodzinnych modlitw i wywoływania imienia boga zapadali w trans, w którym występowała analgezja, tak że nie odczuwali bólu przy rytualnym kaleczeniu się nożami.

Legendarne opisy głoszą, że także druidzi (kapłani starożytnych Celtów) mieli zdolność kojenia cierpień tak cielesnych, jak i duchowych przez długotrwały, spokojny śpiew, który odbywał się przy chorym.

Średniowiecze to okres walki Inkwizycji z herezją i szatanem i początek panowania Kościoła, którego ówczesne dogmaty zahamowały na długo rozwój wielu nauk. Także hipnoza, z powodzeniem dotąd wykorzystywana, została praktycznie zapomniana.

W 1527 roku rozpoczął swą działalność słynny lekarz Odrodzenia Philippus Aureolus Theophrastus Bombastus Paracelsus von Hohenheim. Przeciwstawił on teoriom Galena (obowiązującym od 14 wieków!) dwa sposoby leczenia: przy pomocy związków mineralnych oraz za pomocą mistycznego wpływu magnetycznego na organizm człowieka. Szczególnie ta druga metoda (odrzucona przez mu współczesnych) zaważyła na rozwoju medycyny, szczególnie psychoterapii.
Chyba pierwszym lekarzem, który zwrócił uwagę na teorie magnetyczne Paracelsusa był żyjący w jego okresie Jean Baptiste van Helmont, który pisał:

"W człowieku twki siła ukryta mocą której może on rozkazem tylko i imaginacją na zewnątrz działać nawet na przedmioty odległe... Ta prawda posiada większą doniosłość, niż wszystko, co galnieniści o medycynie napisali".

Mesmeryzm i magnetyzm

Wiek XVII i XVIII to powszechna polifarmacja, czyli przesadne używanie lekarstw. W takim okresie przyszło żyć Franciszkowi Antoniemu Mesmerowi (1734-1815) uważanego do dziś za prekursora hipnoterapii. W 1766 roku 32-letni Mesmer, uzyskawszy poprzednio doktorat z filozofii, otrzymuje tytuł doktora z medycyny za rozprawę: "O wpływie planet na ciało ludzkie". W dziele tym przedstawia swoje credo, które będzie rozwijał w przyszłości. Twierdził, że wszystkie ciała niebieskie wywierają wpływ na wszystko, co znajduje się na Ziemi: na morza, lądy, atmosferę i na samego człowieka. Wpływ ten miał się opierać na "przypływach i odpływach" wszechświatowego płynu przenikającego wszystko, nazwanego fluidem magnetycznym, który znajdował się we wszystkich ciałach (także ludzi i zwierzą). Oddziaływanie istot żywych, które zależało od ich wzajemnego zbliżania i oddalania się, nazwał magnetyzmem zwierzęcym. Mesmer doszedł do wniosku, że na przebieg chorób, związany przecież z magnetycznym wpływem planet, można wpływać wywołując sztucznie zmiany w natężeniu światowej fali fluidu wokół chorej osoby. Takie zmiany mógł powodować osobnik obdarzony nadzwyczajną siłą magnetyczną - magnetyzer.

Należy wspomnieć, że sam Mesmer wielokrotnie powtarzał, że magnetyzm zwierzęcy jest zjawiskiem całkowicie odmiennym od magnetyzmu fizycznego (podobieństwo pojęć stworzyło zamieszanie trwające do dzisiaj).

Mesmer najczęściej magnetyzował ręką, jak to czynili kapłani świata starożytnego. Ruchy, wykonywane nad ciałem chorego, w pewnej od niego odległości, nazywano passami, pociągami lub sztrychami. Osoby magnetyzowane reagowały bardzo rozmaicie: dostawały konwulsji, napadu śmiechu lub płaczu, zastygały w bezruchu albo zasypiały. Po skończonym seansie u większości występowała niepamięć zdarzeń z okresu transu.
Niektórzy z pacjentów podczas magnetyzowania wpadali w trans hipnotyczny; Mesmer jednak nie przywiązywał do niego większej wagi i traktował go jako jeden z objawów tzw. przesilenia zwiastującego wyzdrowienie.

W 1977 roku Mesmer przenosi się do Paryża, gdzie stara się zainteresować swoją nauką Akademię Nauk. Po pewnym czasie Królewskie Towarzystwo Lekarskie potępia działania Mesmera (na specjalnym posiedzeniu 18.IX.1780) i ogłasza zakaz stosowania magnetyzmu: "Żaden lekarz nie ma prawa ogłosić się zwolennikiem magnetyzmu zwierzęcego, ani w swych pismach, ani w swej praktyce, pod karą wykreślenia z listy lekarzy nauczających."

Co ciekawe, w tym samym czasie Paryska Akademia Nauk zaprzeczyła spadaniu z nieba meteorytów, obserwowanych i znanych już w starożytności (zjawisko prawidłowo interpretował już Anaksagoras z Kladzomen w V w. p.n.e.). W 1772 roku ogłoszono memoriał stwierdzający, że spadanie kamieni z nieba jest niemożliwe, a liczne znalezione meteoryty są zwykłymi, ziemskimi kamieniami zmieniającymi swoją strukturę na skutek uderzeń pioruna. Nawet deszcz meteorytowy, który spadł we Francji w 1790 roku i był obserwowany przez wiele osób został tak skomentowany: "To wielce żałosne, że cały magistrat umieszcza w protokole bajania ludu biorąc je za rzeczywistość podczas gdy nie tylko przy pomocy fizyki, ale i w żaden inny, racjonalny sposób nie można ich objaśnić".

Odtrącony przez naukę Mesmer otacza swe odkrycie tajemnicą czyniąc z magnetyzmu wiedzę tajemną. Nic więc dziwnego, że o magnetyzerach krążyło wiele fantastycznych opowieści. Wierzono, że z ciała lekarza (najczęściej z oczu) promieniował tajemniczy fluid magnetyczny, pod wpływem którego pacjenci stawali się bezwolni.

Natura hipnozy

Na całkiem inną drogę magnetyzm naprowadził markiz de Puysegur (1751-1828), uczeń Mesmera, dla którego najwyższą wartością była możliwość przyniesienia ulgi choremu. Zauważył on, że można uśpić pacjentów (magnetyzując ich) bez wywoływania konwulsji, które Mesmer utożsamiał z przesileniem choroby. Stan spokojnego snu, w który wprowadza chorych, nazywa somnambulizmem sztucznym, w odróżnieniu od podobnego stanu, występującego spontanicznie u lunatyków (somnambulików). Dziś nazywa się go krótko somnambulizmem, uważanym za stan najgłębszej hipnozy, w który nie wszystkich da się wprowadzić.

Markiz stwierdził, że osoby w transie są w stanie rozmawiać z magnetyzerem, a po obudzeniu nic z tego nie pamiętają. Zauważył także, że nie można uśpić nikogo wbrew jego woli, ani nakazać mu wykonanie czynu sprzecznego z jego poczuciem moralności. Poznał także moc sugestii, którą był w stanie wywoływać u magnetyzowanych tak zmiany emocjonalne, jak i czynnościowe. Mimo wszystko pozostaje jednak wierny interpretacji Mesmera wierząc w istnienie fluid magnetycznego.

W 1786 roku lekarz Petetin z Lyonu, wezwany do młodej kobiety cierpiącej na histerię, odkrywa przypadkowo katalepsję, czyli stan wzmożonego napięcia mięśni, który występuje w transie magnetycznym. Zwraca także uwagę na znaczenie szczególnego kontaktu pomiędzy magnetyzerem i medium, który nazywamy dzisiaj raportem.

Całkiem inny pogląd na zjawiska magnetyzmu przedstawia opat Jose Custodio de Faria (1756-1819), Portugalczyk przebywający przez wiele lat w Indiach i przybyły do Paryża około 1814 roku. Odrzuca istnienie fluidu magnetycznego i przypisuje obserwowane zjawisko sile słowa powodującej wpływ "umysłu pacjenta na jego ciało". Jego techniki "usypiania" polegały zwykle na krótkim wpatrywaniu się nieruchomo w daną osobę, zerwaniu się z krzesła i wydaniu polecenia "Śpij!". W razie niepowodzenia próbę taką ponawiał trzy razy.
To co dotąd nazywano magnetyzmem zwierzęcym Faria słusznie zwał koncentracją, ale jego fizjologiczna interpretacja somnabulizmu, podczas którego miało ustawać w organizmie krążenie krwi, była daleka od prawdy.

Zdaje sobie jednak sprawę z siły "wmówienia", którą paryski lekarz Aleksandre Bertrand nazywa wreszcie sugestią. W swej pracy ("Du magnetisme animal en France") głosi, że zjawisko magnetyzmu zwierzęcego polega głównie na sugestii, która jest właśnie tą tajemniczą siłą "magnetyczną", przy pomocy której można usypiać i leczyć pacjentów.
Dzięki temu dyskutanci podzielili się na dwa obozy - popierających wyjaśnienia Mesmera (fluidystów) oraz nie wierzących w tajemniczy nie odkryty fluid magnetyczny (antyfluidystów). Jednak sława Mesmera była jeszcze tak wielka, że w 1831 roku komisja paryskiej Akademii Nauk uznała istnienie magnetyzmu zwierzęcego.

Nieco wcześniej Du Potet, student medycyny w Paryżu, zwrócił uwagę na fakt, że w transie występuje znieczulenie skóry. Obserwacje te wykorzystali: magnetyzer Chapelain i chirurg Cloquet, którzy przeprowadzili bezbolesną operację raka piersi u 64-letniej kobiety. Znieczulenie w transie stosował także angielski chirurg John Elliotson wykonując w ten sposób około 200 bezbolesnych zabiegów i mieszkający w Indiach szkocki chirurg James Esdaile (około 1300 zabiegów!).
Jednak z chwilą odkrycia narkozy chemicznej porzucono znieczulenie hipnotyczne, uznając ją szybszą, skuteczniejszą w działaniu (nie wszystkich można było uśpić) i łatwą do wyjaśnienia.

Magnetyzym powoli stawał się domeną wędrownych magnetyzerów, stosujących sen somnambuliczny dla celów estradowych. Właśnie jeden z nich zaintrygował angielskiego chirurga Jamesa Braida (1795-1860), który sam zaczął eksperymentować na chorych. Braid twierdził, że nie istnieje żadna siła magnetyczna, która mogłaby być odpowiedzialna za wprowadzanie w trans. Jego istnienie i wszystkie zjawiska występujące w "śnie magnetycznym" należy tłumaczyć tylko siłami, tkwiącymi w osobie magnetyzowanej.

Poczynił ważną obserwację, stwierdzając, że przez skupienie uwagi i wzroku na błyszczącym obiekcie można nieomal każdego człowieka wprowadzić w sztuczny sen. Dzięki temu wniósł do historii hipnozy nowy sposób wprowadzania w trans: fiksację (natężone wpatrywanie się w jeden punkt). Wprowadził także nowe pojęcie na oznaczenie stanu świadomości człowieka wprowadzonego w trans, zaczerpnięte z greckiego słowa hypnos, oznaczającego sen. Zaproponował nazwę neurohipnotyzm, lub krócej - hipnotyzm, którą używamy obecnie.

Jerzy Siuta "Magnetyzm hipnozy"

Hipnoza jest faktem, ale nie poddaje się łatwo badaniom naukowym. W powszechnej świadomości krążą o niej legendy, nie mające nic wspólnego z rzetelną wiedzą. Nie jest bowiem cudownym środkiem na wszystkie dolegliwości.

      Hipnoza i sugestia to oczko w głowie New Age'u, czyli Nowej, wodnikowej Ery. Tak nazywa się niezwykle prężny, wielowątkowy, współczesny ruch umysłowy, którego początki sięgają lat trzydziestych naszego wieku. W Internecie. jest około 4000 miejsc zawierających informacje o nim. Wyznawcy Nowej Ery polubili szczególnie alternatywne formy leczenia, jak np. leczenie kryształami i wszystkie energetyczne sposoby oddziaływania na organizm ludzki. Nie chodzi wyłącznie o uwalnianie człowieka od cielesnych udręk, ale także o budzenie i rozwijanie drzemiących w nim potencjałów psychicznych. Wracają więc do Franza Antoniego Mesmera i jego teorii magnetyzmu zwierzęcego, uznając go za prekursora niekonwencjonalnych metod leczenia i teoretyka rozwoju duchowego.
      Oprócz orędowników New Age'u, zainteresowanie hipnozą wykorzystują autorzy książek i scenariuszy filmowych, gdyż liczą, że wątek "hipnotyczny" zwiększy zainteresowanie ich dziełami. Pokusie ulegają nawet twórcy filmów dla dzieci, np. Kaczor Donald wprowadzał w "trans" niewiele bardziej od niego rozgarniętą postać disneyowskiego serialu. Hipnoza fascynuje również naukowców, chociaż bardziej ze względów poznawczych niż rozrywkowych. Interesują się nią także lekarze, sądy oraz policja. Jakie są przyczyny jej popularności? Czytelnicy oraz widzowie wiążą z hipnozą błędne, ale znaczące dla dramatyzmu akcji powieści lub filmu przekonania o jej niezwykłych właściwościach. Naukowcy próbują zgłębić jej istotę. Lekarze chcą wiedzieć, czy można hipnozę wykorzystać w terapii. Natomiast sądy i policja pragną dzięki niej uzyskać informacje, których inaczej zdobyć nie mogą.
      Zanim przyjrzymy się nieporozumieniom wokół hipnozy, jej natury oraz związanych z nią oczekiwań, prześledźmy historię wyobrażeń o niej i badań eksperymentalnych odsłaniających jej istotę.
      Początki hipnozy giną w mrokach dziejów. Na starożytnym Wschodzie hipnozę wywoływano przez usilne wpatrywanie się w kryształy lub kamienie szlachetne. Z hipnozą łączy się również leczenie w świątyniach snu w Egipcie i Grecji. Chorych kładziono na krużganku, na surowych skórach świeżo ofiarowanych zwierząt. We śnie, w czasie inkubacji, czyli pierwszej nocy spędzonej w świątyni, mieli oni objawienia, w których otrzymywali informacje o rodzaju trapiącej ich choroby oraz sposobach jej leczenia. Czasem usypianie polegało na braniu kąpieli, nacieraniu ciała wonnymi olejkami lub wdychaniu dymu z płonących korzeni. Wprowadzaniu w trans służyły także tańce rytualne, poprzedzone długim postem i skupieniem. Starożytni znali również techniki autohipnozy, czyli wchodzenia w trans bez pomocy innych. Mnisi z greckiej góry Athos wpatrywali się uporczywie we własny pępek, a jogini dzięki medytacji i znieruchomieniu osiągali szczególny stan, który umożliwiał im znaczną kontrolę funkcji fizjologicznych.

      Nie wszyscy współcześni badacze hipnozy wiążą opisywane zjawiska z hipnozą. Twierdzą, że źródła są zbyt fragmentaryczne, aby rzetelnie odtworzyć praktyki uzdrowicielskie starożytnych kapłanów i jednoznacznie wykazać, że stosowali oni hipnozę. Jest jeszcze powód etymologiczny Słowo "hipnoza" ma związek z greckim "hypnos" czyli sen. personifikacją snu był bóg Hypnos, syn Nocy i bliźniaczy brat boga śmierci Tanatosa. Wyobrażano go sobie jako skrzydlatego, łagodnie uśmiechniętego młodzieńca, który na zmęczonych ludzi sypie mak lub gałązką dotyka ich czół. przez wiele lat łączono sen i hipnozę. Dzisiaj wiemy na pewno, że poza wyglądem osoby zahipnotyzowanej nic ich nie łączy.
      Psychologia naukowa za prekursora nowożytnych badań nad hipnozą uważa Franza Antona Mesmera (1734-1815). Porównuje się go czasem do Krzysztofa Kolumba - obaj nie do końca zdawali sobie sprawę ze znaczenia własnych odkryć i obaj umarli w zapomnieniu. O Mesmerze nie pamiętali jego uczniowie, tworzący stowarzyszenia przypominające współczesne sekty. Wielu z nich nie wiedziało nawet, że ich guru jeszcze żyje. Gdy Mesmer, u progu osiemdziesiątki, umierał, miał tylko jedną zaprzyjaźnioną istotę - ulubionego kanarka. Wylatywał on z klatki, gdy Mesmer siadał do śniadania i wrzucał dzióbkiem kawałek cukru do jego filiżanki. Po śmierci Mesmera kanarek nie opuszczał już klatki, przestał śpiewać i wkrótce zakończył swój żywot. Tyle legenda. Co wiemy o życiu i działalności Mesmera, którego dociekliwości hipnoza tak wiele zawdzięcza?
      Po ukończeniu jezuickiego kolegium w Dillingen, młody Franz studiował filozofię i teologię w Wiedniu, ale porzucił myśl o stanie duchownym, wstąpił na wydział lekarski wiedeńskiego uniwersytetu, który ukończył w 1766 r., broniąc pracy doktorskiej "Rozprawa fizyczno-medyczna o wpływie ciał niebieskich na organizm człowieka". Jej lektura ujawnia nie tylko poglądy Mesmera, ale również zapożyczenia z wcześniejszej o pół wieku książki ucznia Newtona - Richarda Meada. Mesmer rozwinął koncepcję Meada o tym, że oddziaływanie ciał niebieskich ma duże znaczenie nie tylko dla życia organizmu, ale także dla trapiących go chorób. przy okazji sięgnął do doktryny siedemnastowiecznego jezuity Athanasiusa Kirchera i przejął od niego pojęcie "magnetyzmu zwierzęcego", które na trwałe zostało związane z nazwiskiem Mesmera. Miał to być rodzaj siły, dzięki której organizmy mogły utrzymywać się przy życiu. Mesmer twierdził ponadto, że energia kosmiczna oddziałująca na organizm ma charakter fizykalny i że jej rozkład w ciele można zmieniać przez przykładanie magnesów.
      Wiele więc czasu poświęcił Mesmer eksperymentom nad leczeniem magnesami. Dotykał magnesami ciała chorego, co powodowało paraliż kończyn, silne ataki bólu, a w końcu drgawki, po których stan zdrowia poprawiał się. Z czasem uznał, że namagnesowane sztabki żelaza są zbędnym dodatkiem do jego niezwykłych uzdolnień. Zaczął robić użytek wyłącznie z własnych dłoni. przesuwanie dłoni wzdłuż ciała pacjenta (słynne "passy", "pociągi" lub "sztrychy") i dotykanie go w różnych miejscach powodowało takie doznania, jak ból, odczuwanie ciepła, a nawet drgawki.
      Po romansie z pacjentką, panną Paradis, faworyzowaną dwórką cesarzowej Marii Teresy, Mesmer przenosi się w 1778 r. do Paryża. Robi tam zawrotną karierę. Po roku ma tylu pacjentów, że wynajmuje obszerne apartamenty w hotelu Buollon. Pacjenci napływali tak tłumnie, że terapię indywidualną ograniczał do najpoważniejszych przypadków. Potrzeba i tym razem okazała się niezawodną matką wynalazków. Mesmer skonstruował trzy urządzenia do magazynowania energii magnetycznej.
      Najbardziej znany jest baket, przypominający kształtem drewnianą balię. Znajdowała się w niej woda, kawałki szkła, opiłki żelaza i butelki z "namagnesowaną" wodą. Wystawały z niego ruchome metalowe pręty, które skupieni wokół pacjenci przykładali do dotkniętych schorzeniem części ciała.
      Drugi rodzaj "baterii" magnetycznej wymyślonej przez Mesmera, to basenik zawierający wodę, którą Mistrz wcześniej namagnetyzował. Łączność z nią odbywała się przez kije, których jedne końce zanurzone były w baseniku, a drugie dotykały obolałych części organizmu. Z kolei parapathos umożliwiał nie tylko kontakt z magnetycznym fluidem przez dotykanie metalowych prętów, ale także kontakt fizyczny między pacjentami. Siedzieli oni, stykając się udami i rytmicznie klaskali w dłonie. Seanse terapeutyczne odbywały się w wymyślnie i luksusowo urządzonych salach. Na ścianach wisiały kotary, astrologiczne symbole i lustra, które jak wiadomo mają zdolność odbijania fluidu magnetycznego. Podłogi zaściełały kosztowne dywany. Światło było przyćmione, orkiestra grała nastrojową muzykę. Po salach swojej kliniki Mesmer przechadzał się w jedwabnej fioletowej szacie, trzymając w ręku metalową pałeczkę. Dotykał nią chorych, potęgując działanie magnetyzmu. W uzasadnionych wypadkach dotykał ich również swoim palcem wskazującym, który słynął z emisji szczególnie silnego strumienia fluidów. Trudno się więc dziwić, że przy tak intensywnej terapii wielu pacjentów dostawało drgawek i popadało w omdlenie. Nazywało się to kryzysem lub przesileniem.
      Sława i bogactwo Mesmera rosły w niezwykłym tempie. Kuracja u niego była kosztowna, ale Mesmer pamiętał o czymś, o czym później często zapominano: chorują nie tylko ci, których stać na leczenie. Dlatego dla ubogich dostępny był nieodpłatnie jeden bakiet.
      Po raportach komisji powołanej do zbadania sprawy magnetyzmu, stwierdzających jednoznacznie, że fluid magnestyczny nie istnieje, a wszystkie sukcesy terapeutyczne zawdzięcza Mesmer wyobraźni swoich pacjentów, prestiż Mesmera spadł. Zaczęły się pojawiać satyryczne wiersze oraz rysunki ośmieszające jego postać i pracę. Lekarzom zabroniono praktyk magnetycznych pod groźbą utraty prawa do wykonywania zawodu. Trzy lata po wybuchu Wielkiej Rewolucji Francuskiej Mesmer opuszcza Francję i osiada niedaleko rodzinnej wioski w Meersburgu nad Jeziorem Bodeńskim. Umiera w maju 1815.
      Idee Mesmera rozprzestrzeniają się po Europie, trafiają także. za ocean. Na początku XIX w. silnymi ośrodkami mesmeryzmu są Wilno, Warszawa i Kraków. Mesmeryzm dał początek badaniom nad hipnozą, chociaż nie wszyscy są skłonni dostrzegać ich bezpośrednie związki.
      Działo się to w Manchesterze, w 1841 r. Angielski lekarz okulista James Braid (1795-1860) wybrał się pewnego dnia na pokaz magnetyzera Lafontaine'a. Wnuk słynnego francuskiego bajkopisarza zsyłał na ludzi i zwierzęta sen magnetyczny. To zdarzenie stało się niezwykle ważne dla badań nad hipnozą. Braid opracował własną technikę hipnotyzowania poprzez "fiksację" wzroku, czyli wpatrywania się w świecący przedmiot. Osiągany dzięki tej procedurze stan nazwał "hipnozą", a także sformułował pierwszą teorię zjawisk hipnotycznych. Był też jednym z pierwszych, którzy stosowali hipnozę do usuwania bólu podczas operacji.
      Na koniec XIX w. przypada okres nazywany "złotym" w dziedzinie badań nad hipnozą. Grupa badaczy, wśród nich nasz rodak Józef Babiński, skupiona w paryskim szpitalu Salpëtriére wokół neurologa o światowej sławie Jeana Martina Charcota (1825-1893), utrzymywała, że hipnoza, zwłaszcza w stadium somnambulicznym, ma charakter patologiczny i że szczególnie podatne są na nią histeryczki.
      W tym samym czasie profesor na wydziale lekarskim w Nancy, Hippolyte Bernheim (1840-1919) wraz z kilkoma innymi miejscowymi uczonymi zainteresowanymi hipnozą stworzył grupę, która przeszła do historii jako szkoła z Nancy. Należeli do niej także Ambroise Auguste Liébeault (1823-1904), Henri-Etienne Beaunis (1830-1921) oraz Jules Liégeois (1833-'1908). Byli w opozycji do szkoły Charcota (znanej szkołą z Salpëtriére).
      O ile Charcot sądził, że istota hipnozy ma związek z patologicznym działaniem układu nerwowego, o tyle uczeni z Nancy wysunęli interpretacje psychologiczne. Hipnozę uznali za sen cząstkowy, podczas którego hipnotyzer przekazuje sugestie. Dalsze dzieje hipnozy pokazały, że karierę zrobiły właśnie ich interpretacje, chociaż nie wszyscy późniejsi badacze główną rolę w jej wywoływaniu przypisywali podawanym przez hipnotyzera sugestiom.
      Historia badań nad hipnozą pokazuje, że zainteresowanie nią ożywało i zamierało. W ostatnich 30 latach widzimy szczególnie silne zainteresowanie zjawiskami hipnotycznymi. Opublikowano znaczną liczbę książek i artykułów relacjonujących eksperymenty nad hipnozą i dostarczających prób naukowego jej wyjaśnienia. Ukazuje się kilka poważnych czasopism naukowych poświęconych tej problematyce, m.in. "International Journal of Clinical and Experimental Hypnosis" (USA) oraz "Contemporary Hypnosis" (W. Brytania). Co trzy lata, na przemian, organizowane są światowe i europejskie kongresy hipnozy. Swoją obecność na nich zaznaczają również polscy badacze.
      Jak po wielu latach od śmierci Mesmera interpretowana jest hipnoza? Czy wiemy o niej więcej niż hipnotyzerzy z Nancy? Niewątpliwie tak, ale do pełnego poznania natury zjawisk hipnotycznych jeszcze daleko. Jedno jest pewne: toczą się spory i rywalizują ze sobą różne interpretacje. Przypatrzmy się dwóm.

      Pod koniec lat 60. w Uniwersytecie Stanforda Ernest R. Hilgard (ur. 1904) założył Laboratorium do Badań nad Hipnozą. Podobnym laboratorium w Pensylwanii kierował Martin T. Orne (ur. 1927). Ich nazwiska związane są z tzw. interpretacją transową, zgodnie z którą hipnoza jest wywoływanym sztucznie - poprzez podawanie sugestii - zmienionym stanem świadomości, różnym od takich stanów, jak stan czuwania, głębokiego snu czy nieprzytomności. W stanie hipnozy osoba pozostaje do czasu podania specjalnych sugestii wyprowadzających ją z tego stanu. Dzięki stanowi hipnozy możliwe jest wywoływanie takich zjawisk, jak regresja wieku (czyli "cofanie się" do wcześniejszych stadiów ,rozwojowych, halucynacje pozytywne (widzenie przedmiotów, których w rzeczywistości nie ma), halucynacje negatywne (czyli niewidzenie Przedmiotów obecnych w polu widzenia), niepamięć zdarzeń z okresu hipnozy czy analgezja (zanik wrażliwości bólowej). Hipnoza może mieć różną głębokość, a im jest ona większa, tym większe jest prawdopodobieństwo, że osoba zahipnotyzowana dozna tego, co jest treścią sugestii.
      Ernest R. Hilgard opracował neodysocjacyjną teorię hipnozy. Zakłada ona istnienie w psychice podrzędnych systemów poznawczych, z których każdy ma względną autonomię działania. W normalnym stanie świadomości systemy te współpracują ze sobą, ale w pewnych specjalnych warunkach mogą działać w względnej izolacji. Systemy te kontroluje centralna struktura (tzw. ego wykonawcze). W stanie hipnozy jej funkcjonowanie jest ograniczone, co powoduje, że część kontroli nad zachowaniem osoby zahipnotyzowanej przejmuje hipnotyzer.
      Zgodnie z założeniami stanowiska "transowego" ludzie różnią się pod względem podatności hipnotycznej, czyli zdolności wchodzenia w stan hipnozy. Cecha ta utrzymuje się przez całe życie człowieka na względnie stałym poziomie (przynajmniej w okresie dorosłości), o czym świadczyły wyniki osób hipnotyzowanych powtórnie po 10 i 25 latach.
      Inne stanowisko zajmuje grupa badaczy, nawiązująca do poglądów pierwszego poważnego krytyka stanowiska "transowego" Theodora X. Barbera (ur. 1927). Barber twierdzi, że poglądy na hipnozę E. R. Hilgarda i M. T. Orne'a wywodzą się z potocznych, zdroworozsądkowych przeświadczeń, a hipnoza jako zmieniony stan świadomości nie istnieje. Uważa on, że tzw. zjawiska hipnotyczne można wywoływać u osób znajdujących się w normalnym stanie świadomości, dzięki temu, że istnieją u nich pozytywne postawy motywacje i oczekiwania związane z "hipnotycznym" reagowaniem. U osób o postawach negatywnych zjawisk takich wywołać nie można. Nie są one bowiem pozytywnie motywowane, nie myślą o treści sugestii, nie starają się wyobrazić sobie tego, co jest ich przedmiotem. Tak więc zjawiska "hipnotyczne" można wyjaśniać przez odwoływanie się do takich pojęć z zakresu psychologii ogólnej i społecznej, jak motywacja, oczekiwania i postawy. Uciekanie się natomiast do terminologii psychiatrycznej jest całkowicie zbędne.
      Uczeń Barbera, Nicholas P. Spanos (1942-1994) twierdził, że prawdą jest, iż osoby różnie reagują na sugestie. Jednak dzieje się tak nie dlatego, że mają stałą cechę podatności hipnotycznej, ale dlatego, że przy powtórnych badaniach powtarza się sytuacja eksperymentalna podobna do tej w badaniach wcześniejszych oraz dlatego, że stosuje się w nich takie same techniki badawcze.
      Bez względu na teoretyczne interpretacje przyczyn, różnice w podatności hipnotycznej są faktem. Badacze nie znaleźli jednak zależności podatności hipnotycznej od wieku, poziomu inteligencji czy płci.

      W badaniach eksperymentalnych stosuje się zazwyczaj skale podatności hipnotycznej, które umożliwiają, jej ocenę zarówno w badaniach indywidualnych, jak i grupowych. W tych ostatnich treść skali podawana jest z taśmy magnetofonowej. Każda skala zawiera tzw. indukcję hipnotyczną, czyli wiele sugestii dotyczących rozluźnienia, senności i ociężałości powiek oraz kilkanaście sugestii dotyczących specyficznych odczuć, np. że ręka jest lekka i sama się unosi, albo że wyciągnięta ręka jest ciężka i sama opada.
      Największą popularność w badaniach eksperymentalnych nad hipnozą zdobyły stanfordzkie skale podatności hipnotycznej, opracowane we wspomnianym już laboratorium przy Uniwersytecie Stanforda przez E. R. Hilgarda i Andre M. Weitzenhoffera. W tym też laboratorium Hilgard i jego żona Josephine, z wykształcenia lekarz psychiatra, wykryli, że osoby o wysokiej podatności hipnotycznej charakteryzują się zdolnością do "wyobrażeniowego zaangażowania", czyli głębokim przeżywaniem niektórych codziennych, pozahipnotycznych sytuacji. Osoby takie podczas oglądania filmów lub lektury nierzadko utożsamiają się z przedstawianą sytuacją i występującymi w niej osobami (interesujące, że niemal nigdy nie dotyczyło to filmów kowbojskich). Na przykład jedna badana osoba twierdziła, że w czasie czytania ".Doktora Żywago" musiała siedzieć w płaszczu, tak silnie odczuwała syberyjskie mrozy. To wyobrażeniowe zaangażowanie ma swoje źródła w dzieciństwie, zwłaszcza w okresie między trzecim a siódmym rokiem życia. Dziecko znajduje tematy zabaw, dobiera wymyślonych partnerów zabaw i fikcyjne rekwizyty. Te zdolności mogą zaniknąć, ale mogą się też rozwijać dzięki wpływom otoczenia, gdy na przykład rodzice sami angażują się w takie zabawy z dzieckiem. Hilgardowie ustalili również, że osoby podatne hipnotycznie charakteryzują się poszukiwaniem nowych doznań, np. uprawiają sporty wymagające dużo odwagi, jak alpinizm czy szybownictwo. Dotyczyło to jednak tylko tych, którzy sporty te uprawiali głównie dla własnej przyjemności, a nie by rywalizować z innymi.
      Badania Hilgardów miały duże znaczenie dla zrozumienia natury podatności hipnotycznej. Wiele wcześniejszych prób wiązania jej z cechami osobowości, takimi na przykład jak introwersja, ekstrawersja, uspołecznienie czy dominacja, kończyło się niepowodzeniem. Dlatego w niektórych współcześnie powstających testach osobowości wprowadza się pojęcie "absorpcja", mające wiele cech wspólnych ze wspomnianym już "wyobrażeniowym zaangażowaniem".
      Dla celów badań nad hipnozą wykorzystuje się Skalę Absorpcji Tellegena-Atkinsona. Wysokie wyniki w tej skali uzyskują osoby które uznają za prawdziwe w odniesieniu do siebie takie stwierdzenia, jak "Zdarza mi się podczas oglądania filmu, sztuki w telewizji lub w teatrze tak bardzo się w nią zaangażować, że zapominam, kim jestem i gdzie się znajduję i traktuję tę sztukę tak, jakby to było rzeczywiste zdarzenie., w którym biorę udział" lub "Gdy słucham muzyki, to tak się w nią pogrążam, że nie wiem, co się wokół mnie dzieje", albo "Widok zachodzącego słońca wywiera na mnie bardzo silne wrażenie".
      Zdolności wyobrażeniowe osoby nie przesądzają jeszcze o tym, że można ją zahipnotyzować. Musi ona zgodzić się na hipnozę i ufać hipnotyzerowi. Bez zgody nikt nie może być zahipnotyzowany. Krążą na ten temat inne opinie, ale należą one do dość bogatego repertuaru błędnych poglądów na hipnozę.
      Próba zahipnotyzowania kogoś wbrew jego woli, podjęta nawet przez doświadczonego hipnotyzera, skończy się niepowodzeniem. Wystarczy; że osoba hipnotyzowana nie będzie myśleć o podawanych sugestiach, a nie odniosą one skutku. Wiemy także, że kobiety nie są bardziej od mężczyzn podatne na hipnozę. Do nie potwierdzonych pogłosek należy też przekonanie, że osoba zahipnotyzowana wykona każde polecenie, a więc, że można ją skłonić do czynów niemoralnych czy przestępczych. Na nieszczęście dla tych, którzy w ten sposób chcieliby manipulować zachowaniem człowieka (a takich amatorów zapewne by się trochę znalazło), osoba zahipnotyzowana kontroluje swoje zachowanie i nie zrobi niczego, czego by nie zrobiła bez sugestii hipnotycznej. Dlatego podawanie kieszonkowcowi sugestii, że po wyjściu z hipnozy (a także najlepiej z pokoju, w którym jest hipnotyzer) kogoś okradnie, mija się z celem.
      Krążą również mrożące krew w żyłach pogłoski, że z hipnozy można się nie obudzić. Z jednej strony jest to prawda, gdyż obudzić się (pomijając metafory) można tylko ze snu, a hipnoza nie jest snem. Z drugiej strony gdyby osobę zahipnotyzowaną pozostawić samej sobie, to albo "przebudzi się" Sama, albo zapadnie w krótki sen, z którego przebudzi się tak, jak z normalnego snu.
      Nie jest też prawdą, że w hipnozie osoba może wyjawić jakieś głęboko skrywane tajemnice. Na pytania takie albo w ogóle nie. odpowie, albo "wyjdzie" z hipnozy Nie mają, tak że racji ci, którzy twierdzą, że osoba zahipnotyzowana udziela odpowiedzi zgodnych z prawdą. Takie przekonanie nie ma większego znaczenia dopóki nie dotyczy realnych życiowych sytuacji, jak przesłuchiwanie świadków czy ofiar przestępstw. Niestety, są "eksperci" nawet, horribile dictu, psychologowie, którzy święcie w to wierzą. Nietrudno sobie wyobrazić konsekwencje zaakceptowania przez sąd zeznań złożonych w hipnozie przy braku innych, materialnych dowodów przestępstwa. Wiąże się to z następnym przesądem hipnotycznym, że w hipnozie pamięć ulega nadzwyczajnemu wzmocnieniu i że można sobie przypomnieć rzeczy, które zostały dawno zapomniane. Temu zagadnieniu poświęcono w ostatnich 10 latach bardzo wiele prac eksperymentalnych. Do wyników ostatecznych (jeśli w nauce w ogóle można o takich mówić) jeszcze daleko, ale wiadomo, że co prawda osoba zahipnotyzowana może I sobie przypomnieć pewne rzeczy, których bez hipnozy nie pamiętała (sceptycy powiedzieliby: o których nie mówiła, co nie znaczy, że nie pamiętała), ale również "przypomina" sobie rzeczy, które się nie zdarzyły. Najgroźniejsze, przynajmniej dla hipnozy sądowej, jest jednak to, że wzrasta zaufanie osoby zahipnotyzowanej do tego, co sobie w hipnozie przypomniała, nawet jeśli nie było to zgodne z rzeczywistością. Dlatego mądrze postępują te sądy, które nie skazują przestępców, przeciwko którym "dowody" uzyskano jedynie dzięki zeznaniom zahipnotyzowanych świadków czy ofiar.
      Hipnoza nie jest cudownym środkiem na wszystkie dolegliwości. Zdarzają się co prawda terapeutyczne sukcesy, na przykład przy leczeniu brodawek, ale ich zanikanie wykazano również wówczas, gdy zastosowano .sugestie nie poprzedzane indukcją hipnotyczną. Sceptycy, których zwłaszcza w dziedzinie hipnozy nie brak i którym zawdzięcza ona niejeden sukces poznawczy, twierdzą, że brodawki znikają również spontanicznie, bez żadnych sugestii i leczenia farmakologicznego. Zawsze więc istnieje prawdopodobieństwo, że z sugestiami pośpieszono właśnie wtedy, gdy brodawki same z siebie "postanowiły" zniknąć.
      Wykazywano skuteczność hipnozy w terapii uzależnień, ale najczęściej hipnoza towarzyszyła innym formom oddziaływań leczniczych (farmakoterapia i psychoterapia). Największe jednak zainteresowanie budzi możliwość łagodzenia dzięki hipnozie dolegliwości bólowych. Trzeba stwierdzić, że ból jest bardzo złożonym zjawiskiem i stanowi dużą zagadkę dla fizjologii czy psychologii. Wszyscy, którzy zajmują się zjawiskiem bólu podkreślają, że intensywność jego doznawania zależy również od czynników psychologicznych.
      Fakt ten otwiera drogę oddziaływaniom psychologicznym, a do takich zaliczyć należy hipnozę. Związana z nią relaksacja i możliwość sugerowania innej rzeczywistości psychologicznej niż ta, w której znajduje się pacjent, to czynniki, które mogą znacznie się przyczynić do złagodzenia doznań bólowych.
      Pisząc o hipnoterapii należy wspomnieć o Miltonie H. Ericksonie (1901-1980), uznawanym za hipnoterapeutycznego geniusza. Jego życie i działalność mogłyby być przedmiotem fascynującej opowieści. Przeszedł dwa ataki choroby Heinego i Medina (z pierwszego wyszedł o własnych siłach). Wtedy też, leżąc unieruchomiony w domu, obserwował niewerbalne sposoby komunikowania się członków rodziny, co wyczuliło go na te formy zachowania wśród przyszłych pacjentów Był wyznawcą stanowiska "transowego". Uważał, że wystarczy rozmawiać z pacjentem, aby ten zaraz znalazł się w transie. Słynne były jego metaforyczne opowiadania, które miały jak nasionka wnikać w nieświadomość pacjenta i tam odegrać pozytywną rolę terapeutyczną. Wiele z nich znalazło się potem w książce "Mój głos pójdzie z tobą". Jak opowiadała mi Kay Thompson, jedna z osób najbliżej z Ericksonem związanych, nie wszystkie opowieści tam zawarte wymyślił Erickson. Uczniowie dołożyli kilka własnych.
      Do stosowania hipnozy uprawnieni są lekarze i psycholodzy. Nie należy jednak zapominać, że na ogół podczas studiów nie mają oni możliwości zapoznania się z problematyką hipnozy, a sam dyplom nie wystarcza do skutecznego i odpowiedzialnego posługiwania się hipnozą jako techniką terapii. Jedynie w programie studiów psychologicznych na Uniwersytecie Jagiellońskim istnieje kurs z hipnozy na który mogą uczęszczać zainteresowani studenci. Trzeba jednak dodać, że stosowanie hipnozy dopuszczalne jest jedynie w celach terapeutycznych, badawczych oraz dydaktycznych (pokaz technik hipnotyzowania i zjawisk hipnotycznych dla uczestników specjalistycznych kursów). Stosowanie jej w celach rozrywkowych, czyli tak zwaną hipnozę estradową, należy uznać za działanie sprzeczne z zasadami etyki.
      Każda forma terapii, czy choćby oddziaływania psychologicznego może być niebezpieczna, jeśli stosowana jest bez należytego przygotowania. To samo dotyczy hipnozy. Każdy, kto stosuje hipnozę, powinien umieć wykazać się odpowiednimi kwalifikacjami, przy czym nie mogą to być dyplomy bliżej nie znanych zagranicznych "instytutów hipnozy", które łatwo zdobyć za niewielką opłatą. 'Trzeba również zdecydowanie przestrzec przed pojawiającymi się od kilku lat w Polsce kasetami magnetofonowymi służącymi do autohipnozy. Dla wielu nabywców okażą się po prostu nieskuteczne, a mogą być niebezpieczne. Autohipnoza może być użyteczna, ale najlepiej nauczyć się jej pod kierunkiem doświadczonego hipnoterapeuty Wtedy; stosując ją samodzielnie, wchodzi się w znaną już sobie sytuację, po której wiadomo czego można oczekiwać i jak się zachowywać. Inaczej sprawa wygląda, gdy nabywca kasety nie miał do czynienia z hipnozą i nigdy wcześniej jej nie doświadczył. Nie wie wtedy. jakich doznań się spodziewać i jak sobie z nimi poradzić.
      Z nieporozumień wokół hipnozy nie należy wyciągać wniosku, że jest ona tylko "udawaniem" i że nie wiążą się z nią żadne niebezpieczeństwa. Wiele osób jest niepodatnych na hipnozę i żadne "hipnotyczne" sugestie nie wpływają na ich zachowanie. Jest jednak pewna grupa ludzi o szczególnie wysokiej podatności hipnotycznej; wchodzą one łatwo w hipnozę i intensywnie przeżywają to, co jest im sugerowane. U tych osób może dojść do chwilowego ograniczenia samokontroli zachowania. Szczególnie niebezpieczna jest hipnoza estradowa. Uczestniczą w niej przypadkowe osoby i, przynajmniej u części z nich, poddawanie się hipnozie może być niewskazane, ze względu - mówiąc najogólniej - na stan ich zdrowia psychicznego. W literaturze specjalistycznej często spotyka się opisy zaburzeń, które są wynikiem uczestnictwa w takich zabawach. Jeśli jakieś zjawisko jest niedostatecznie poznane, a do takich należy również hipnoza, to należy się z mim obchodzić ostrożnie. Nawet gdyby w przyszłości miało się okazać, że taka ostrożność była nadmierna.

Jerzy Siuta        

0x01 graphic

Dr hab. Jerzy Siuta pracuje w Instytucie Psychologii Uniwerytetu Jagiellońskiego. Jest autorem wielu monografii, m.in. "Hipnoza i pamięć", oraz członkiem m.in. "International Society of Hipnosis". Redaktor naukowy "Charakterów".

Bioenergoterapia-czy Jezus tego chce?

Bioenergoterapia czyli zdrowie za wszelką cenę

Od kilku lat zauważa się w Polsce narastające zainteresowanie niekonwencjonalnymi metodami leczenia. Coraz więcej osób zamiast do lekarza udaje się do bioenergoterapeuty, homeopaty, kręgarza czy innego uzdrowiciela. Jednocześnie przez zwolenników ruchu New Age szeroko lansowane są teorie o nieograniczonym potencjale ludzkim, gdzie dużą rolę odgrywa pojęcie energii kosmicznych i ich właściwości, nie odkrytych jakoby jeszcze przez tradycyjną naukę.
Pojęcie uzdrawiających energii nie jest nowe i znane było już w starożytności. Hipokrates np. (ur. 60 r. p.n.e.) wyobrażał sobie leczniczą energię jako coś, co przenika wszystkie żywe organizmy. Paracelsus (ur.1493 r.) nazywał ją „archeus” i był przekonany, że siła ta może działać na duże odległości i nie tylko leczyć, ale także być przyczyną chorób. „Archeus” miał wypełniać cały wszechświat i poprzez gwiazdy oddziaływać na organizm człowieka. Antoni Mesmer (1733-1815) mówił o magnetyzmie zwierzęcym. Opisywał go jako lotny fluid, który przenika cały wszechświat, ustanawia harmonię oraz wzajemny stosunek między wszystkimi rzeczami. W podobny sposób wpływa również na świat istot żywych. Swobodny przepływ owego fluidu owocuje zdrowiem, jego zablokowanie zaś prowadzi do choroby. Mesmer uważał również, że energia ta może być przyciągana przez magnesy czy dłonie niektórych ludzi i w nich magazynowana.
Najszerzej jednak temat ten omawia filozofia Wschodu, dla której pojęcie energii kosmicznych jest pojęciem fundamentalnym. Według zasad tej filozofii zdrowie człowieka zależy od energetycznej siły życiowej, wypełniającej cały wszechświat. Starożytni Chińczycy i Japończycy nazywali ową energię ch'i lub ki, Hindusi zwali ją praną, Polinezyjczycy - maną, amerykańscy Indianie - siłą orenda. Energia ta ma jeszcze inne nazwy. Odpowiada „ciału eterycznemu” antropozofów i „energiom o czułej materii” uzdrowicieli spirytystycznych.
W związku z tym, że wiele technik uzdrawiania niekonwencjonalnego bazuje głównie na ludowej medycynie chińskiej, warto dokładniej przyjrzeć się chińskim poglądom na temat owej tajemniczej energii, wypływającej jakoby z kosmosu i przepływającej przez ciało człowieka. Według starożytnej chińskiej koncepcji, świat powstał dzięki sile natury, którą nazwano tao. Tao posiada dwa przeciwstawne oblicza, stanowiące jedność: yin oraz yang. Taoiści uważają, że wszelkie istoty i wydarzenia, które pojawiają się i przemijają, są wielorakimi formami kosmicznej pra-energii. Wszystko wypływa z tej jednej nieskończoności i różni się tylko odmienną miarą yin i yang. Cały kosmos oscyluje między tymi dwiema siłami. Należy również zaznaczyć, że siły yin i yang mają odniesienia do gwiazdozbiorów, elementów natury (ogień, woda, drewno itp.), do pór roku, kolorów wreszcie do funkcji naszego ciała. Chińscy filozofowie byli przekonani, że makrokosmos, a więc gwiazdy i moce natury, mają wpływ na mikrokosmos, czyli na to, co dzieje się w ludzkim organizmie. Zakładano, że kto zna związek między otworami ciała a wnętrznościami, zna nie tylko człowieka, lecz również posiada ogromną wiedzę o niebie i ziemi. Uważano bowiem że istnieją odniesienia między wnętrznościami, a energią nieba - ch'i, która przepływa zarówno przez cały kosmos jak i przez człowieka.
Jedność przeciwstawnych sobie sił yin i yang wskazuje na to, że nie ma w taoizmie, znanego nam z Biblii zwalczania się sił światła i ciemności, Boga i szatana. Dobro i zło pochodzi z tego samego źródła. W związku z tym Chińczycy nie widzą absolutnych przeciwieństw między tym co czyste a tym co nieczyste, między religią a magią. Odnosi się to też konsekwentnie do medycyny, dla której cały człowiek, ciało i dusza jest jednością. Dopiero ta doskonała harmonia oznacza tao. Tego typu poglądy odnajdujemy we wszystkich wschodnich wierzeniach, ale także we wszystkich współczesnych procesach terapii naturalnej1.
Podsumowując, można stwierdzić, że według starożytnej filozofii chińskiej, cała przyroda waha się między siłami yin i yang. Tak samo dzieje się w organizmie człowieka. Dopóki te dwie siły znajdują się w równowadze i energia ch'i może swobodnie przepływać, człowiek jest zdrowy. Jeśli yin i yang tracą równowagę, powstaje choroba. Dlatego właśnie bioenergoterapeuci używają zwrotu: „zrównoważyć energie”.
Bioenergoterapeuci na określenie sił, przy pomocy których działają, używają terminów: energia, pole magnetyczne czy elektromagnetyczne, bioemanacja, bioprądy. Zjawiska te jednak nie zostały dotychczas ani wykryte ani zmierzone żadnymi przyrządami fizycznymi. Jedynym „aparatem”, który może, jak twierdzi o. J.-M. Verlinde, odczuwać te energie i używać ich jest człowiek. Właściwości takie posiadają ludzie o rozwiniętych zdolnościach mediumicznych. Owe zdolności mogą być albo dziedziczone albo nabyte (np. otrzymane podczas inicjacji lub wykształcone przy pomocy odpowiednich technik). Wejście w stan mediumiczny jest wejściem w tzw. odmienny stan świadomości, czyli rodzaj transu, który zakłada wyłączenie wyższych władz ludzkich - rozumu i woli. Ojciec J.-M. Verlinde określa stan mediumiczny jako stan pewnej fuzji, czyli połączenia, zjednoczenia się z siłami i energiami. Mówi on: „Stan fuzji polega na tym, że podmiot osobowy, Ťjať osobowe człowieka musi się wycofać, przyjąć stan pasywności i pozwolić przeniknąć się, napełnić przez te energie. Im bardziej dany człowiek potrafi wycofać aktywność swego podmiotu osobowego ze swej aktywności życiowej, tym bardziej da się napełnić i przeniknąć tymi energiami, w związku z czym lepiej będzie mógł się nimi posługiwać.”2
Tak więc bioenergoterapeuta, chcąc działać skutecznie musi posługiwać się intuicją mediumiczną, która jest pozazmysłowym rodzajem poznawania rzeczywistości. Św. Tomasz z Akwinu twierdzi, że taki sposób poznawania jest charakterystyczny nie dla istot ludzkich lecz dla duchów, czyli bytów, które nie mają ciała i w sposób natychmiastowy ujmują istotę danego zjawiska, nie potrzebując do tego zmysłów. Św. Tomasz jest bardzo surowy, jeśli chodzi o używanie poznania paranormalnego, czyli zdobywanie wiedzy na drodze, która nie jest właściwa istocie ludzkiej. Istnieje bowiem niebezpieczeństwo, że wykorzystają to byty duchowe wrogie człowiekowi. Przykładem tego może być świadectwo życia o.J.-M. Verlinde, który również przez pewien czas praktykował bioenergoterapię, uważając ją za dar Boży. Po pewnym czasie okazało się jednak, że pozytywne efekty swojej pracy zawdzięcza ingerencji pewnego bytu duchowego, którego obecność była niepokojąca. Lektura książek okultystycznych, z których korzystał J. Verlinde chcąc wyjaśnić nieznane mu zjawisko, potwierdziła fakt, że każdego rodzaju działanie okultystyczne, w tym także nieświadome, dokonuje się przy współpracy jakiegoś ducha3.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
6548
6548
praca-magisterska-6548, Dokumenty(8)
6548 Octan Gas Station (1 z 5)
6548 Octan Gas Station (2 z 5)
6548 Octan Gas Station (4 z 5)
6548 Octan Gas Station (3 z 5)
6548
6548 Octan Gas Station (5 z 5)

więcej podobnych podstron