XXVIII Niedziela Zwykła
Mk 10,17-30
Gdy Jezus wybierał się w drogę, przybiegł pewien człowiek i upadłszy przed Nim na kolana, pytał Go: Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne? Jezus mu rzekł: Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg. Znasz przykazania: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie oszukuj, czcij swego ojca i matkę. On Mu rzekł: Nauczycielu, wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości. Wtedy Jezus spojrzał z miłością na niego i rzekł mu: Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną. Lecz on spochmurniał na te słowa i odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości. Wówczas Jezus spojrzał wokoło i rzekł do swoich uczniów: Jak trudno jest bogatym wejść do królestwa Bożego. Uczniowie zdumieli się na Jego słowa, lecz Jezus powtórnie rzekł im: Dzieci, jakże trudno wejść do królestwa Bożego . Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa Bożego. A oni tym bardziej się dziwili i mówili między sobą: Któż więc może się zbawić? Jezus spojrzał na nich i rzekł: U ludzi to niemożliwe, ale nie u Boga; bo u Boga wszystko jest możliwe. Wtedy Piotr zaczął mówić do Niego: Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą. Jezus odpowiedział: Zaprawdę, powiadam wam: Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci i pól z powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej teraz, w tym czasie, domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól, wśród prześladowań, a życia wiecznego w czasie przyszłym. |
NAJWAŻNIEJSZE PYTANIE Najważniejsze pytanie, jakie powinien człowiek sobie stawiać to to, które zadał Jezusowi pewien młodzieniec: „Co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?” Dlaczego jest to tak bardzo ważne pytanie? Bo to pytanie o sens życia. Odpowiedź Jezusa jest zdecydowana: nie wystarczy zwykłe uczciwe życie: nie zabijałem, nie kradłem... To Bogu nie wystarcza. To dopiero połowa czynności. Pełna postawa to ta, którą zaproponował Jezus: „Idź, sprzedaj wszystko i rozdaj ubogim...”- postawa usunięcia wszelkich podstaw i podpór, na których człowiek może stać i dzięki którym może czuć się bezpiecznym na dziś i jutro. W tym miejscu przypomina mi się osoba św. Franciszka z Asyżu, który pozwalał swoim braciom mieć zapasy jedynie na dzień dzisiejszy. Jeśli było więcej, trzeba było rozdać bardziej potrzebującym. Dzień jutrzejszy należało zaczynać od punktu zero. Opatrzność Bożą brało się na serio i dosłownie. Nie mieszajmy środków z celem ostatecznym, zaufajmy Bożej Opatrzności. Chleb jest czymś bardzo ważnym, ale wierność Bożym przykazaniom jest ważniejsza niż zdobycie chleba. Bogactwo nie jest czymś złym, ale złem jest brak wrażliwości na cudzą biedę jaki może się łączyć z bogactwem. Ks. Mariusz Kunicki |
|
SPOTKANIE Z BOGIEM Są w życiu człowieka różne chwile. Czasem jest radosny, a czasem jest smutny. Raz wydaje się, że niczego już więcej nie potrzebuje, a kiedy indziej odczuwa tęsknotę. Niekiedy bywa nawet szczęśliwy, a później okazuje się, że przeżywał raczej krótką chwilę zadowolenia, po której życie stało się znów nie do zniesienia. Może być nawet z siebie dumny, by za jakiś czas okazało się, że to, co osiągnął nie ma większego znaczenia. Są i takie chwile, kiedy bezlitośnie "bombarduje" świat miłością, po czym - nawet błyskawicznie - stwierdza, że to bez sensu. Zdarza się i tak, że mówi sobie: "Jestem całkiem dobrym człowiekiem. Znam przecież przykazania: nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie oszukuj, czcij ojca swego i matkę swoją i przestrzegam ich od mojej młodości. Czy można zrobić coś więcej?" I niedługo po tym, może nawet tego samego dnia, idzie chodnikiem. Spotyka brudnego "Jezusa", który wyciąga rękę i prosi o coś do zjedzenia, a pewnie ucieszyłby się nawet z chwili rozmowy i niezwykłego dziś współczucia. I jak się nasz człowiek zachowuje w takiej sytuacji? Idzie dalej, omija proszącego jak znak drogowy, albo jak jakiś inny przedmiot będący przeszkodą na trasie marszu. Odwraca głowę, udaje że nie widzi, bo przecież jest tak bardzo zajęty. A w ogóle to się spieszy - już jest spóźniony pięć minut na umówione spotkanie. Jeśli więc spotkasz takiego człowieka, co nie ma czasu na miłość, to powiedz mu, żeby przypadkiem nie spóźnił się na inne spotkanie, tym razem umówione z Bogiem. Ks. Marek Majewski |
|
DOBRE
Film w kinie: krew się leje, „mięsem” na odlew rzucają, partnerów zmieniają jak rękawiczki - mówią że dobry film, że coś się dzieje... Młodzieniec w sklepie, czy na szkolnym boisku: okłada młodszego kolegę, śle przerozmaite epitety wokół siebie - mówią, że dobry jest, bo pośmiać się można... Dziś Chrystus wprowadza nas w zupełnie inny klimat, w klimat tego, co rzeczywiście dobre, godne i sprawiedliwe. Ale okazuje się, że kiedy czasem z tego można by zrezygnować, wypłynąć na głębie oceanu ludzkich dusz, żyć, historii - to jednak człowiek bardziej czuje się przywiązanym do doczesności. Zwłaszcza, jeśli dobrze sobie z nią radzi, zawiaduje nią całkiem nieźle. Ale czemu by nie spróbować pójść dalej? Przecież podejść do Pana Jezusa to nie to samo, co ukłonić się grzecznie sąsiadowi. Ten biblijny młodzieniec był świętym człowiekiem, bo tylko byłby w stanie nazwać Zbawiciela „dobrym”. Jeśli zatem, droga siostro, drogi bracie wiesz, żeś jest świętym człowiekiem: żoną, mężem, synem, córką, wdową, wdowcem, to nie sknerz Panu Bogu ze swego czasu, pasji, i choć na kilka chwil porzuć to w czym jesteś dobry. Trwaj na adoracji po zakończonej mszy świętej o 8.00, podejdź na Różaniec w ciągu tygodnia, a może polecaj siebie i innych Maryi - Nieustającej Wspomożycielce podczas środowej Nowenny... Jesteś dobry i dobrze sobie radzisz z wieloma sprawami. Ale czy nie warto choćby tylko spróbować, czy aby nie możesz być lepszy? Przecież nie chcesz - jak ów młodzieniec - odejść od Pana zasmucony, prawda? ks. Marek Radomski |
28 Niedziela
"Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i pójdź za mną" - usłyszeliśmy w dzisiejszej Ewangelii od Chrystusa.
Najmilsi!
Każdy człowiek jest posiadaczem jakichś dóbr. Jeden ma ich mniej, inny więcej. Są pośród nas ludzie bogaci, którym właściwie niczego, po ludzku sądząc, nie potrzeba do szczęścia, ale są i tacy, którym ledwie wystarcza, by związać koniec z końcem. Do wszystkich - i do tych bogatych, i do biednych Pan Jezus kieruje dziś swoje słowa: "Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i pójdź za mną". Trudne to słowa, myślimy i zastanawiamy się, jak je zrealizować, jak być posłusznymi woli Chrystusa. Czy mamy z dnia na dzień wszystkiego się pozbyć? Czy nie wolno nam posiadać nic swojego?
Przed kilkoma dniami w naszej telewizji oglądałem program "TOK - SZOK", w którym przeprowadzono niezmiernie interesującą rozmowę z najbogatszym człowiekiem w naszym kraju - pewnym biznesmenem, właścicielem spółki Bartimpex. Jaki był stosunek tego człowieka do dóbr, które posiadał? Zdziwiłby się zapewne ktoś, ale bardzo, bardzo normalny, rzec by można naturalny. Nie chełpił się bogactwem, nie chwalił się nim, nie chwalił się też, ile komu napomagał. Traktował je jako owoc swojej ciężkiej wieloletniej pracy. Stwierdził też, że nie bardzo umie wydawać te swoje pieniądze, ale nie z powodu skąpstwa, lecz z powodu wychowania w domu rodzinnym, gdzie nie wydawało się lekkomyślnie żadnej złotówki, po prostu na to nie było.
I kiedy tak myślę, jak powinien wyglądać stosunek chrześcijanina do bogactw, to sądzę, że winien byc zbliżony do poglądów tego właśnie człowieka. Czy zatem nie musimy słuchać słów Chrystusa "Idź, sprzedaj wszystko, co masz?"
Przez kilka lat spędzałem zimowe ferie u Sióstr matki Teresy w Warszawie. Dlaczego o tym mówię? Te siostry poświęciły wszystko, co miały, żeby móc służyć najuboższym, najbiedniejszym tego świata. Na tę służbę potrzeba było ogromnych pieniędzy. Codziennie obiad dla ponad 300 osób, paczki, leki,środki opatrunkowe itd. to wszystko kosztowało niezmiernie duże pieniądze. Nigdy nie zauważyłem, żeby Siostry rozmawiały o tym, że czegoś brakuje, że jutro nie będzie z czego ugotować obiadu. Ich zaufanie Panu Bogu było tak wielkie, że po prostu robiły, co do nich należało. Wierzyły, że Pan Bóg sam się zatroszczy o nie i o ich pracę. I tak rzeczywiście się działo. Właściwie nie było dnia, żeby z całego świata nie nadchodziły ofiary, datki, czy to pieniężne czy też paczki z ubraniami, leki, żywność.
To zaufanie Sióstr robiło na mnie ogromne wrażenie. Myślałem sobie: "Mój Boże, przecież człowiek zamartwia się z byle powodu, a tu? " Taki stosunek do bogactw to była praktyczna lekcja zaufania, zawierzenia Panu Bogu.
Najmilsi!
Jak zatem my mamy się odnosić do dóbr materialnych? Wydaje się, że Pan Jezus nie każe nam pozbywać się wszystkiego, ale postawić nasz świat z głowy na nogi. Jakże często jest tak, że człowiek żyje tylko dla tego, co zarobi, uzbiera. Całymi dniami poświęca swój czas na robienie pieniędzy. I jeśli zdarzy mu się plajta czy duża strata - gotów jest popełnić samobójstwo., albo nawet je popełnia. Chrześcijanin powinien życ inaczej. Nawet wiele posiadając, żyć przede wszystkim dla Pana Boga. Jemu dać w życiu pierwsze miejsce, od Niego, nie od pieniędzy uzależniać swój los.
Można wiele posiadać, można mieć, lecz Chrystus doskonale zna ludzką naturę, wie, że człowiek bardzo szybko przywiązuje się do tego co posiada.I wie, że często bogactwo staje na drodze ludzkiemu zbawieniu. Wie, że może ono tak zaślepić człowieka, że nie będzie potrafił oderwać się od niego, a przecież za pieniądze nikt zbawienia nie kupi. I do takich właśnie ludzi, którzy nie potrafiąodróżnić co w życiu jest tak naprawdę ważne, Pan jezus kieruje słowa:"Idź, sprzedaj wszystko, co masz". Bez tego człowiek taki nie jest w stanie osiągnąć zbawienia. W Ewangelii Chrystus podkreśla :"Prędzej wielbłąd przejdzie przez ucho igielne, niż bogaty wejdzie do Królestwa Niebieskiego". Ucho igielne to nazwa bardzo ciasnej bramy w Jerozolimie, przez którą rzeczywiście wielbłądy nie mogły się przecisnąć i Jezus porównując bogatego do wielbłąda przechodzącego przez ciasną bramę, chce dac do zrozumienia, że człowiek objuczony bogactwami, przywiązany do nich, chciwy, skąpy, nie jest w stanie postawić Boga na pierwszym miejscu w swoim życiu.
Kochani! Nie myślmy, że luidzie ubodzy materialnie, biedni, nie są narażeni na takie pokusy. Często bardziej niż ci bogaci. Ile razy jest tak, że nie posiadając prawie nic, myślę, jak zdobyć pieniądze na to czy na tamto i tylko wokół tego kręci się moje życie. Dlaczego? Bo brak mi zaufania, że Pan Bóg się o mnie zatroszczy i nie pozwoli mi zginąć, tak jak podtrzymuje w istnieniu dzieło chociażby Matki Teresy.
Drodzy w Panu!
Uczmy sięz dzisiejszej Ewangelii przede wszystkim zaufania Panu Bogu. Wiary w to, że każdego dnia mojego życia jest obok mnie i wie najlepiej czego mi potrzeba. ta wiara niech owocuje prawdziwie chrześcijańskim życiem, w którym najwięcej miejsca poświęcam nie komu czy czemu innemu tylko samemu Bogu. Amen.
28 Niedziela
W jednej z anegdotek znajdujemy takie oto opowiadanie: Dwóch biznesmenów ciągle ze sobą rywalizowało. Gdy jeden z nich kupił komputer, drugi zaraz kupił dwa. Gdy jeden z nich kupił nowy samochód, drugi natychmiast zakupił dwa nowe. Gdy jeden z nich wybudował potężny magazyn, drugi zrewanżował mu się tym, ze wybudował dwa jeszcze większe. Pewnej nocy jednemu z nich objawił się we śnie anioł i zaproponował mu cos innego, : poproś o cokolwiek, a to ci się spełni, ale jak to już jest pośród was - rywali, drugi otrzyma podwójnie. Jeżeli poprosisz o milion dolarów to pamiętaj, ze twój rywal otrzyma dwa miliony. Biznesmen cala noc nie mógł już spać. Próbował znaleźć najlepsze rozwiązanie. I następnej nocy gdy ponownie anioł objawił mu się we śnie, wtedy biznesmen wyraził swe życzenie: uczyń mnie ślepym na jedno oko.
Bracie i siostro. Dzisiejsza Ewangelii poucza nas o wielu naszych wadach, przywiązaniach, grzechach. Ostrzegając przed nimi, ostrzega nas również przed zazdrością. Zazdrość to jeden z grzechów głównych. Zazdrość potrafi opanować każdego. Jak czytamy w Ewangelii sami apostołowie użalali się przed Jezusem, ze inni, którzy z nimi nie chodzili, w imię Jezusa Potrafili wyrzucać złe duchy, gdy tym czasem oni nie dawali im rady. Czym jest Zazdrość, oprócz tego ze należy do grzechów głównych, jest to smutek z powodu cudzego dobra i jednocześnie radość z powodu cudzego nieszczęścia. Już w Księdze Rodzaju, pierwszej z Ksiąg Pisma św. Znajdujemy początki zazdrości. Pan wejrzał na Abla i jego ofiarę, na Kaina zaś i jego ofiarę nie chciał patrzeć. Smuciło to Kaina i chodził z ponura twarzą. To Zazdrość smuciła Kaina.
Przez zazdrość człowiek określa swe niewłaściwe odniesienie do dóbr, które posiadają inni. I jeżeli mu się uda posiąść to, co maja inni, zazrość znika na jakiś czas. Jeżeli na jakiś czas, to znaczy, ze tak do końca człowiek od zazdrości się nie uwolni.
Bracie i siostro. Obok zazdrości zawsze pojawia się zawiść. Człowiek zawistny nie chce posiadać, nie może posiadać, ale pragnie by inny tez nie posiadał. Konsekwencja takiej postawy jest to, ze zaczyna niszczyć drugiego człowieka. Zawiść w takiej sytuacji prowadzi do nienawiści. Zawiść i zazdrość są jedna roślina. Pierwsze listki takiej rośliny są zazdrością, ale kiedy dłużej rośnie, Zazdrość zamienia się w zawiść i kwitnie już zawiścią. Kiedy kwiat dojrzewa wysypują się zeń trujące owoce nienawiści.
Jeżeli wszyscy jesteśmy dotknięci zazdrością w większym lub mniejszym stopniu bo taka to już jest natura człowieka, który zawsze jest nienasycony, niespokojny, ciągle chce mięć, kosztem wielu innych rzeczy, to trzeba się pytać: czy w zazdrości jest cos dobrego, cos pozytywnego? Na pewno "JEST". Budząca się zazdrość opiera się na działaniach, które
wyzwalają jakąś energie by cos mięć dla siebie. Takie działanie jednocześnie mobilizuje człowieka do rywalizacji, do wysiłku. I gdy potrafi te rywalizacje, ten wysiłek opanować, kontrolować, to wtedy jest w stanie podnosić swój poziom życia. Np. Pragnienie doskonalszej modlitwy. Gdy widzę kogoś, który się modli, dziecko matkę lub ojca, to wtedy pragnie czynić to samo, szczególnie gdy spostrzega owoce modlitwy u drugiego jak dobro, pokój, życzliwość, szacunek.
Zazdrość, zawiść i nienawiść, to trzy stopnie tego samego niedomagania. Zazdrość jest smutkiem z powodu dobra drugiego człowieka. Zawiść nastawiona jest na niszczenie jego dóbr, a nienawiść na niszczenie jego samego. Bo taka jest konsekwencja zazdrości, prędzej czy później obróci się przeciwko zazdrośnikowi.
Taka to już jest natura grzechu, niszczy on wyłącznie człowieka. I ciekawa rzecz: z zazdrości nie potrafię wyleczyć drugiego, raz ze Zazdrość jest trudna do rozpoznania u drugiego, a po wtóre jest najczęściej ukrywana. U drugiego poznam ja dopiero w końcowej fazie rozwoju, po Owocach, czyli po owocach nienawiści.
U Księdza Wójtowicza znajdujemy opowiadanie dotyczące sceny z Sadu Ostatecznego...
Sprawiedliwi, pewni swoich zarezerwowanych miejsc stoją ściśnięci przed brama raju. Drepczą niecierpliwie i chcą jak najszybciej dostać się do środka. Nagle powstaje wśród nich zamieszanie. W tłum idzie szeptana wieść: wygląda na to, ze i innym będzie przebaczał! Na chwile zamarli wszyscy bezruchu, a potem z największym oburzeniem zaczęli woląc. Gdybyśmy to wiedzieli wcześniej. Złość zalewała ich coraz bardziej, coraz głośniejsze były obelżywe okrzyki pod adresem Pana Boga
Bracie i siostro.
Co czynić by wyleczyć się z zazdrości. Odpowiedzą jest dzisiejsza Ewangelia. Sam Jezus ustami Ewangelisty mówi, ze w tym przysłowiowym kubku wody podanym drugiemu powinien być twój wysiłek by nie bać się czynić dobrze. Tyle masz okazji, by to dobro wychodziło z twoich rak, każdego dnia. Tylko dobrem, możesz zachęcać drugiego do dobra. Dziękuj tez Bogu za to co masz i co posiadają inni, nie Zazdrość. Staraj się tez dzielić, niech
Twoja lewa ręka nie wie, co czyni prawa, bo radosnemu dawcy Bóg Błogosławi. W końcu odcinaj to wszystko, co jest powodem do grzechu, bo lepiej być ułomnym, ale radosnym lepiej być jednookim, ale zaproszonym do Królestwa Bożego.
Amen.
O. Stanisław Kowal OMI
Prymas Polski: potrzebujemy ludzi rzetelnych i solidnych |
Sat, 10 Oct 2009 20:15:00 +0200 |
rl (KAI) / Warszawa
- Potrzebujemy ludzi rzetelnych i solidnych, którzy mają oparcie w prawdziwych zasadach - mówił Prymas Polski w telewizyjnym przesłaniu przed tegorocznym IX Dniem Papieskim. Kard. Józef Glemp przywołując postać bł. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego, którego kanonizacja odbędzie się 11 października w Rzymie, podkreślił, że należy on do szeregu hierarchów, którzy swoją pracowitością i oddaniem dla narodu, „wypracowali” tego, który miał w XX wieku wejść na tron papieski - Jana Pawła II. |
Całkowitym brakiem konsekwencji i logiczną sprzecznością jest twierdzenie, że wierzę w Boga, przy jednoczesnym wybiórczym traktowaniu Jego przykazań. Tak postępując niby wierzę w Boga, ale nie wierzę Bogu, nie ufam Mu. Odrzucając Jego przykazania, traktując je wybiórczo stwierdzam, że wiem lepiej niż On, mój Stworzyciel w Którego rzekomo wierzę, co jest dla mnie dobre, a co nie. Taka postawa w której z mentalnością supermarketu i wybiórczo traktuję religię, prowadzi ostatecznie do odrzucenia Boga i religii, bo nie można żyć w logicznej sprzeczności, niby wierząc w Boga, ale jednocześnie decydując jaki On ma być.
Można powiedzieć, że wiara w Boga zawsze jest totalistyczna, całkowita. Wierząc w Boga, wierzę Mu całkowicie i ufam bez zastrzeżeń, a nie wybiórczo i tylko tam gdzie mi to odpowiada. Wierząc w Boga, wierzę we wszystko co On sam o sobie objawił i co objawił o mnie i mojej ludzkiej kondycji. Wiara w Boga zakłada również, a może raczej implikuje przyjęcie założonego przez Niego Kościoła. Nie mogę wierzyć w Boga i jednocześnie odrzucać Jego Kościoła, bo jest to sprzeczne, jest negacją mojej rzekomej wiary.
Mdr 7,7-11
Dlatego się modliłem i dano mi zrozumienie, przyzywałem, i przyszedł na mnie duch Mądrości. Przeniosłem ją nad berła i trony i w porównaniu z nią za nic miałem bogactwa. Nie porównałem z nią drogich kamieni, bo wszystko złoto wobec niej jest garścią piasku, a srebro przy niej ma wartość błota. Umiłowałem ją nad zdrowie i piękność i wolałem mieć ją aniżeli światło, bo nie zna snu blask od niej bijący. A przyszły mi wraz z nią wszystkie dobra i niezliczone bogactwa w jej ręku.
br 4,12-13
Żywe bowiem jest słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca. Nie ma stworzenia, które by było przed Nim niewidzialne, przeciwnie, wszystko odkryte i odsłonięte jest przed oczami Tego, któremu musimy zdać rachunek.
Mk 10,17-30
Gdy wybierał się w drogę, przybiegł pewien człowiek i upadłszy przed Nim na kolana, pytał Go: Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne? Jezus mu rzekł: Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg. Znasz przykazania: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie oszukuj, czcij swego ojca i matkę. On Mu rzekł: Nauczycielu, wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości. Wtedy Jezus spojrzał z miłością na niego i rzekł mu: Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną. Lecz on spochmurniał na te słowa i odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości. Wówczas Jezus spojrzał wokoło i rzekł do swoich uczniów: Jak trudno jest bogatym wejść do królestwa Bożego. Uczniowie zdumieli się na Jego słowa, lecz Jezus powtórnie rzekł im: Dzieci, jakże trudno wejść do królestwa Bożego „tym, którzy w dostatkach pokładają ufność”. Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa Bożego. A oni tym bardziej się dziwili i mówili między sobą: Któż więc może się zbawić? Jezus spojrzał na nich i rzekł: U ludzi to niemożliwe, ale nie u Boga; bo u Boga wszystko jest możliwe. Wtedy Piotr zaczął mówić do Niego: Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą. Jezus odpowiedział: Zaprawdę, powiadam wam: Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci i pól z powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej teraz, w tym czasie, domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól, wśród prześladowań, a życia wiecznego w czasie przyszłym.
Najważniejsze pytanie
Zarzynam swoje życie, urabiam się po łokcie, dałem się wciągnąć w cały ten młyn, nakręcany maszyną, której na imię sukces. Mam już wszystko, albo prawie wszystko … i oczywiście przyklejony do ust fałszywy i nieszczery uśmieszek, człowieka sukcesu. Wmówiłem sobie, że to wszystko daje mi szczęście, że dzięki temu, i temu i jeszcze temu będę szczęśliwy. A jeśli nie jestem to sprawiam wrażenie, wmawiam sobie. Pokazuję innym jak bardzo dobrze mi się powodzi, chełpię się swoim bogactwem i dobrobytem, kłuję oczy innych moją zamożnością, za którą przecież zapłaciłem zdrowiem, wysiłkiem, spokojem sumienia … I am happy!!!
Człowieku pozornego sukcesu, człowieku nieszczerego i udawanego uśmieszku … Czy naprawdę jesteś szczęśliwy? Czy naprawdę masz już wszystko? Czy rzeczywiście osiągnąłeś sukces? A może się tylko łudzisz i okłamujesz zarówno siebie, jak i Twoich przyjaciół, sąsiadów, rodzinę i znajomych. A może tylko ze wstydu nie chcesz się przyznać, że Twoje życie -tak naprawdę- jest absurdalnie puste!? A może trzeba Ci usłyszeć słowa wypowiedziane przez Jezusa do bogatego młodzieńca: “Sprzedaj wszystko co masz, pozbądź się całego tego zbędnego balastu, rozdaj to ubogim, niech się cieszą chwilowym szczęściem, Ty chodź za mną i nie licz za bardzo na zdobyte przez ciebie bogactwa. Wszystko to śmieci i nic z tego nie weźmiesz ze sobą. Nie tego potrzebujesz i nie za tym tęsknisz! Nie szukaj i nie zabijaj się dla czegoś co ulegnie zniszczeniu.“
Coś co wydaje się być absurdem w ludzkich oczach, niekoniecznie jest nim naprawdę.
Bogatszym staje się nie ten, kto zbiera, ale ten, kto rozdaje …
Szczęśliwym nie ten, kto szuka szczęścia, ale ten, kto próbuje innych czynić szczęśliwymi …
Zamożnym nie ten, kto zaspakaja wszystkie swoje zachcianki, ale ten, kto umie je poskramiać …
Po co ja żyję? Jaki jest cel mojego zabieganego życia? Czy naprawdę, to co uważam za nieodzowne, jest tak bardzo nieodzowne, że gotów jestem poświęcić dla tego kolejną noc, kolejne godziny ukradzione rodzinie, kolejnych ludzi zgnojonych przeze mnie …? Po co ja żyję?
Opuść wszystko i zobacz, że czeka na ciebie stokroć więcej i życie wieczne na dodatek …
... Nauczycielu dobry, co mam czynić?... (Mk 10,17)
Bo tak naprawdę, to nie wiemy jak żyć. Tak do końca to tego nie wiemy... Wszystko wydaje się proste, gdy dotyczy innych. Mamy wtedy tysiące dobrych rad. Ale gdy przychodzi na nas, stajemy bezradni jak małe dziecko. Co teraz robić, jak żyć?...
...Nauczycielu dobry, co mam czynić?...
Bo tak naprawdę, to nie wiemy jak żyć. Dlatego ciągle szukamy tych, którzy poradzą. Mistrzów, specjalistów, profesorów, trenerów. Czasem rodziców, starszych przyjaciół, psychologów. A czasem i cyganek, i wróżek. I zwykle nasza ciekawość zawęża się do spraw materialnych. Jak zarobić, jak mieszkać, jak pracować.
...Nauczycielu dobry, co mam czynić?...
Bo tak naprawdę, to nie wiemy jak żyć. Wciąż szukamy. Ale najważniejszych pytań nie zadajemy. Pytań, jak zdobyć to, co trwa wiecznie. Jak żyć, żeby nie utracić Boga. Jak żyć, żeby przed śmiercią nie żałować, że już nie ma czasu być lepszym... To pytanie zwykle nas nie dręczy. Nawet gdy w rachunku sumienia odkrywamy w sobie zło, rzadko konfesjonał jest miejscem na szukanie odpowiedzi, miejscem na najważniejsze rozmowy. Przychodzimy tylko “po rozgrzeszenie”.
...Bo tak naprawdę, wcale nas to nie interesuje. Wcale nie chcemy się uczyć świętości...
...Nauczycielu dobry, co mam czynić,
aby osiągnąć szczęście wieczne?...
Biblia pyta:
Jeśli nasza nieprawość uwydatnia sprawiedliwość Bożą, to cóż powiemy? Czy Bóg jest niesprawiedliwy, gdy okazuje zagniewanie? - wyrażam się po ludzku.
Żadną miarą! Bo w takim razie jakże Bóg sądzić będzie ten świat?
Rz 3:5-6
Tomasz a Kempis, 'O naśladowaniu Chrystusa'
KSIĘGA IV, GORĄCA ZACHĘTA DO KOMUNII ŚWIĘTEJ
Głos ucznia:
1. Pełen ufności w dobroć Twoją, Panie, i bezmierne miłosierdzie, przychodzę chory do Uzdrowiciela, spragniony i głodny do Źródła życia Ps 36(35),10, ubogi do Króla niebios, sługa do Pana, stworzenie do Stworzyciela, zrozpaczony do mojego czułego pocieszenia. Ale skądże mi to, ze przychodzisz do mnie? Łk 1,43
Kimże jestem, abyś dawał mi siebie samego? Jakże grzesznik ośmiela się stanąć przed Tobą? I jakże Ty raczysz przyjść do grzesznika? Znasz od dawna swojego sługę i wiesz, że nie ma w nim żadnego dobra, aby zasłużył na Twoje przyjście. Wyznaję więc moją nędzę, poznaję Twoją dobroć, oddaję cześć Twojemu oddaniu i dziękuję za tak wielka miłość Ef 2,4.
Bo czynisz to dla siebie samego, a nie dla moich zasług, abym lepiej pojął Twoją dobroć, zapłonął większą miłością i uniżył się doskonałą pokorą. Ponieważ chcesz tego i sam rozkazałeś, więc i ja chcę doznać Twojej łaskawości, i niech już moja niedoskonałość nie będzie przeszkodą!
2. Jezu, łagodny i łaskawy, jakaż cześć Ci się należy, jaka wdzięczność i nieustanna chwała za dar Twojego świętego Ciała, którego wspaniałości nikt z ludzi nie potrafi wyrazić!
Ale o czym będę myśleć w czasie tej Komunii, kiedy zbliżę się do mojego Pana, którego i tak nie zdołam uczcić jak należy, a jednak pragnę Go przyjąć pobożnie? Cóż mógłbym pomyśleć lepszego i zbawienniejszego niż to, że mam się przed Tobą całkiem ukorzyć i tylko wysławiać Twoją nieskończoną dobroć dla mnie.
3. Chwalę Cię, Boże, i wysławiam na wieki. Nie myślę o sobie, ale oddaję się Tobie do głębi mojego nicestwa.
Oto Ty, Święty świętych, a tu ja, grzesznik nikczemny.
Oto Ty schylasz się nade mną, a ja nie jestem godzien spojrzeć na Ciebie.
Oto Ty przychodzisz do mnie, chcesz być ze mną, zapraszasz mnie do swego stołu. Chcesz mi dać pokarm niebieski i chleb aniołów Ps 78(77),25, nie co innego, ale samego siebie, chleb żywy, który zstąpił z nieba i przynosi światu życie J 6,33.51-52.
4. Stąd właśnie wypływa miłość, stąd promieniuje Twoja łaskawość! Jakaż wdzięczność Ci się za to należy, jaka chwała! O, jak zbawienna i mądra była myśl ustanowienia tego Sakramentu! Jakże wdzięczna i radosna to uczta, w której dałeś nam siebie za pokarm!
O, jak przedziwne Twoje działanie, jak potężna Twoja dobroć, Panie, jak niewysłowiona Twoja prawda! Rzekłeś i stało się wszystko, i powstało to, co rozkazałeś! Ps 148,5.
5. Przedziwna to rzecz i godna wiary, a przechodząca ludzki rozum, że Ty, Panie i Boże, prawdziwy Bóg i człowiek, mieścisz się cały pod skromną postacią chleba i wina, a choć czerpią z Ciebie bez końca, Tyś niewyczerpany.
Panie wszechświata, Tobie nikt nie jest potrzebny, a przecież zechciałeś w tym świętym Sakramencie zamieszkać pośród nas 2 Mch
14,35; zachowaj serce moje i ciało nie splamione, abym z radosnym i czystym sumieniem częściej mógł przystępować do Ciebie i przyjmować na zadatek wiecznego zbawienia tajemnicę ustanowioną przez Ciebie na chwałę Twoja i wieczna pamiątkę.
6. Ciesz się, moja duszo, i dziękuj Bogu za ten szlachetny dar i za tę przedziwną pociechę, jaką zostawił ci na tej łez dolinie. Bo ilekroć rozważasz tę tajemnicę i przyjmujesz Ciało Chrystusa, tylekroć przyczyniasz się do swego wyzwolenia i stajesz się uczestnikiem zasług samego Chrystusa.
Bo miłość Chrystusowa nigdy się nie umniejsza, a ogrom Jego dobroci nie może się wyczerpać. Dlatego winieneś ciągle na nowo odświeżonym sercem przygotowywać się do Niego i zgłębiać coraz usilniej tę wielką tajemnicę zbawienia.
Jakże to powinno być dla ciebie wielkie, zawsze nowe i radosne, ze odprawiasz Mszę świętą albo w niej uczestniczysz, jakby tego dnia właśnie Chrystus wstąpił dopiero w łono Dziewicy i stał się człowiekiem albo jakby dziś zawisł na krzyżu, aby cierpieć i umrzeć dla ludzkiego zbawienia.
Nigdy nie ryzykuj tym, na stratę czego cię nie stać.
H. Jackson Brown, Jr. 'Mały poradnik życia'
Bóg nie jest przyjacielem zamieszania lecz pokoju, porządku i spokoju.
Z `Dziennika Duchowego' Sługi Bożego ks. Franciszka Jordana (1848-1918), Założyciela Salwatorianów i Salwatorianek
Pytanie o mądrość
Najważniejsze pytanie
Przybiegł do Jezusa pewien człowiek i upadłszy przed Nim na kolana, pytał Go: Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne? - Zauważyłeś pewien szczegół? Ów człowiek ze swoim pytaniem do Jezusa przybiegł! Nie przyszedł, nie stanął, ale przybiegł. Mało tego - pytał, upadłszy na kolana! To znaczy, że pytanie było bardzo ważne. Można przypuszczać, że było to najważniejsze pytanie jego życia: Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne? Za tak sformułowanym pytaniem kryją się dwie myśli, które widocznie nurtowały owego człowieka. Po pierwsze - dobrze wiedział, że życie to więcej niż czas między narodzinami a śmiercią. Przed każdym człowiekiem otwiera się tajemnicza perspektywa bezkresnego życia. Po drugie - znał Jezusa i widział w Nim, pewnie już od dłuższego czasu, dobro. Widział nie tylko dobrego człowieka, ale właśnie Dobro. Między pełnią życia i dobrem dostrzegał nierozerwalny związek: to, co dobre nie może przestać istnieć - a na wieczne trwanie może zasługiwać tylko dobro. Jak ten związek umacniać na co dzień? Jak nie dopuścić do jego zniszczenia? Ile i jakiego dobra muszę dokonać, by moje życie sięgnęło pełni, by rozkwitło w wieczności?
To pytania - tylko niektóre - jakie musi postawić sobie każdy człowiek, jeśli chce zachować miano człowieka. W Ewangelii takich kwestii, a równocześnie odpowiedzi na te i inne pytania, jest wiele. Jeszcze więcej ich w listach apostołów. Dlatego Ewangelia kształtowała i kształtuje ludzi dobrych. Jest to zwyczajna dobroć spełniająca się w szarej codzienności. Ale bywa też dobroć mierzona miarą bohaterstwa. Takich ludzi Kościół ogłasza świętymi. Dobrze wiecie, że byli i są to bardzo różni ludzie, którzy dobro pomnażali w wielu obszarach życia i w rozmaitych sytuacjach stawali się bohaterami dobra.
Urządzić się za wszelka cenę
Jaką odpowiedź dał Jezus pytającemu go człowiekowi? Niezwykle prostą: Znasz przykazania: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie oszukuj, czcij swego ojca i matkę. - Odpowiedź prosta, ale spełnienie tych wymagań okazuje się trudne. Tak, trudne. A co najmniej nie jest łatwe. Bo wbrew pozorom, człowiek wierny przykazaniom Bożym - wszystkim, nie tylko tym tutaj wyliczonym - jakoś nie pasuje do otaczającej nas rzeczywistości. Pamiętam zasłyszaną kiedyś głośną rozmowę dwóch kobiet, pewnie matki z córką. Ostatnie zdanie brzmiało: „Idź ty z tą swoją uczciwością! I nie przychodź do mnie, jak twoje dzieci będą suchy chleb jadły!” Przyznacie, że coś w tym jest. Człowiek przestrzegający zasad moralnych w całej rozciągłości, jest spychany przez innych, przez nacisk bezwzględnego świata na margines. Przestaje się liczyć, zostaje mu ten „suchy chleb” wykrzyczany przez ową kobietę.
A na co dzień górę bierze postawa, której hasło brzmi: urządzić się w życiu! Powiesz, że nic w tym złego. Jakoś urządzić się trzeba. Mieć pracę, dach nad głową, pieniądze, przyjaciół, wpływy, władzę, rodzinę. Rodzinę wymieniłem na końcu, bo gdy rozglądam się wokół siebie, to sprawa rodziny jest coraz częściej odsuwana na dalszy plan. Czy nic w tym złego? Niezupełnie. By ocenić, trzeba dobrze przypatrzyć się kolejności tych i wielu nie wspomnianych tu spraw. Używając obiegowego języka naszych czasów, trzeba zapytać o priorytety. A po drugie, trzeba zapytać o cenę i środki. O cenę, jaką człowiek gotów zapłacić za to urządzenie się w życiu. O środki, jakimi stara się to osiągnąć.
Liczą się, i to coraz bardziej, środki skuteczne i działające szybko. Coraz rzadziej zaś pytamy, czy to środki moralnie dobre. Czy cena jaką gotowiśmy zapłacić za urządzenie się w życiu nie jest ceną grzechu, ludzkiej krzywdy, własnego upodlenia, rujnowania społecznego ładu, bezprawia. Zasada „cel uświęca środki” zawsze była pokusą. Ale dziś staje się regułą. I to jest problem naszego świata, także Polski. Bo reguła „cel uświęca środki” nieuchronnie prowadzi do destrukcji życia najpierw społecznego i politycznego. Potem także życia osobistego i rodzinnego.
Mądrość człowieka wierzącego
I co na to chrześcijanin? Popatrzmy jeszcze raz na owego człowieka z dzisiejszej ewangelii. Przybiegł do Jezusa szukać odpowiedzi na swoje, sięgające ostatecznego sensu życia pytanie. Myśl o ostatecznym sensie życia jest bardzo ważna. Nie tylko z punktu widzenia chrześcijańskiego, nie tylko dla człowieka wierzącego - wszystko jedno jakiej wiary czy religii. To musi być sprawa obchodząca po prostu człowieka. Widzieć dalej niż do najbliższego weekendu. Widzieć dalej niż do sylwestra. Niż do emerytury, niż do końca życia. Bo nawet jeśli ktoś nie wierzy w życie wieczne, jeśli uważa, że łopatą w plecy i nic dalej nie ma, to powinien mieć na względzie tych, którzy na ziemi zostają. Jeśli nie dzieci i wnuki, to przyjaciół, kolegów, sąsiadów... Nie wolno żyć tylko dla siebie, bo przecież od innych otrzymaliśmy tyle dobra. To motyw ważny, ogólnoludzki. Chrześcijanin wie o tym, ale wie więcej - widzi wieczność. I jako spotkanie z tymi, których kochał na ziemi, i jako perspektywę nagrody bądź kary za wszystko, czym życie i świat wokół siebie wypełniał.
Wiedząc o bezkresnym trwaniu naszego życia, chrześcijanin przychodzi do Jezusa, pytać o reguły, o zasady, o normy postępowania. Dlaczego do Jezusa? Bo uwierzył, że właśnie w Jezusie jest fundament dobra i ostateczne źródło moralnej siły. Uwierzył, że Ewangelia jest najlepszym przewodnikiem przez życie. A Jezus w Ewangelii najpierw przypomina obowiązującą moc Dekalogu, czyli starotestamentowych dziesięciu przykazań. To podstawa. Na nich, jak na fundamencie buduje nowy gmach - miłości, wzajemnej służby, miłosierdzia, pokoju. I to jest mądrość - mądrość nie krótkowzrocznego pożeracza życia, ale cierpliwa, dalekowzroczna mądrość wiary. O takiej mądrości czytaliśmy na początku liturgii słowa. Taka mądrość przynosi człowiekowi wszelkie dobra, a niezliczone bogactwa w jej ręku.