O tym, dlaczego dziewczyny chcą poczekać z seksem do ślubu
Cześć! Chciałbym dzisiaj podzielić się z Wami wynikami ankiety, którą przeprowadziłem wśród swoich przyjaciół, dziewcząt i chłopców. Są w wieku od 15 do 22 lat. Pytanie było jedno i brzmiało: "Dlaczego chcesz zachować czystość przedmałżeńską?". Jest to grupa osób, dla których kwestia czystości jest oczywista. Elita! Superdziewczyny! Superchłopcy! Wiele i wielu z nich należy już do Ruchu Czystych Serc. W życiu - jak wiecie z własnych obserwacji - nie zawsze tak bywa... Niektóre z ankietowanych osób podały sporo argumentów, inne mniej. W sumie sporo ciekawych myśli. W tym liście zamieszczę wypowiedzi dziewcząt (z krótkim komentarzem), a w jednym z następnych - chłopców.
|
Dziewczyna wie, że nie dojrzała jeszcze do macierzyństwa. Teraz ma inne zadania do wypełnienia. Odpowiedzialność za swoją przyszłość i za dziecko skłaniają ją do zachowania czystości, jedynego w 100% pewnego środka do osiągnięcia tego celu.
W 2001 r. 42% pierwszych dzieci zostało poczętych, zanim ich rodzice zawarli małżeństwo. Oznacza to, że tyle par się pobrało, bo "dziecko było w drodze" - a więc raczej nie po głębokim namyśle i racjonalnej decyzji, czy to jest ten człowiek, z którym chcę spędzić całe życie i założyć rodzinę, ale przed nim. Ile z nich stworzy udane małżeństwa?... Obawiam się, że dla wielu całe życie będzie pokutowaniem za chwilę szaleństwa.
Oczywiście żadna z tych par nie zamierzała "wpaść". Myśleli sobie, że "będą uważać", że pozwolą sobie tylko na to czy tamto. Niektórzy stosowali nawet antykoncepcję. Każdy jednak środek antykoncepcyjny jest niepewny w mniejszym lub większym stopniu. Dziewczyny przeważnie zdają sobie sprawę, że są potencjalnymi matkami. (W przeciwieństwie do wielu mężczyzn, którzy zdają się myśleć, że można bawić się w męża i żonę bez żadnych konsekwencji, bo dzieci przynoszą bociany...). Dlatego ich przedmałżeńskiemu współżyciu towarzyszy lęk. Czas na macierzyństwo nie jest właściwy - wiedzą o tym. Boją się ciąży.
Pierwsze doświadczenia seksualne - jak mówią psycholodzy - są niezwykle istotne, ponieważ towarzyszące im emocje zostają na trwałe "wdrukowane" w psychikę. Jeżeli towarzyszy im lęk, będzie on także później towarzyszył współżyciu. Przedmałżeńskie stosunki płciowe są więc skutecznym sposobem obrzydzenia sobie seksu w małżeństwie.
Jest to także sposób na wywołanie w sobie niechęci do macierzyństwa. Jeżeli ktoś przez długi czas uważał dziecko za potencjalną, tragiczną "wpadkę", to czy będzie później umiał dostrzec, że jest ono w rzeczywistości "największym dobrem małżonków"? Tyle młodych małżeństw bez obiektywnie poważnej przyczyny panicznie boi się poczęcia dziecka! Dlaczego? Czy nie przedmałżeńskie współżycie jest jednym z tego powodów?
|
Mądre! Matka Teresa z Kalkuty powiedziała kiedyś do młodzieży: "Największy dar - o ile większy niż pieniądze, niż posag - jaki możecie sobie ofiarować w dzień ślubu, to czyste serce i dziewicze ciało".
Najpierw oddanie się sobie w przysiędze małżeńskiej: "Biorę ciebie za męża (żonę) i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci", a potem dopiero wyrażenie tego samego przez współżycie seksualne - oddanie siebie i przyjęcie daru z siebie od współmałżonka. Odwrotna kolejność albo drugie bez pierwszego nie ma sensu.
Pewien młody człowiek napisał: "Gdybym miał diamentowy pierścionek - powiedzmy pamiątkę rodzinną, bardzo cenną - nie dałbym go jakiejś dziewczynie po trzech miesiącach znajomości. Dałbym go żonie jako ślubny prezent".
Tyle dziewczyn daje siebie chłopakom po trzech miesiącach znajomości, zamiast mężowi w dniu ślubu. Jakże mało się cenią! Dziewica to - nawiasem mówiąc - najlepsza kandydatka na żonę. 20-letni Piotr tak to wyraził: "Chciałbym kiedyś móc spojrzeć moim dzieciom w oczy i opowiedzieć szczerze wszystko o ich matce i o sobie, ich ojcu. Chciałbym im móc powiedzieć, że ich matka była w młodości uczciwa, skromna, pracowita, pobożna, że kochała swoją rodzinę i czyniła wiele dobra. Sam staram się żyć jak najlepiej, żeby mieć co opowiedzieć swoim dzieciom. Na pewno nie ożenię się z dziewczyną, która chodzi co dwa miesiące z kimś innym, bywa na jakichś podejrzanych imprezach i nie wiadomo, co tam robi. Jakoś trudno mi wyobrazić sobie taką rozmowę: »Kochane dzieci, kiedy wasza mama była młoda, dosyć często się zakochiwała, a potem w łóżku dawała swoim ukochanym dowody miłości«...".
|
Młoda mężatka tak opisuje swoją noc poślubną: "Kiedy przygotowywałam się do najbardziej romantycznego wydarzenia w moim życiu, odkryłam nagle, że mam to już wszystko za sobą. Nie czekało mnie nic wyjątkowego. Co gorsza, przypominali mi się tamci mężczyźni, którym się kiedyś oddałam. Potem - chociaż tego nie chciałam - w najbardziej intymnych momentach przychodziły mi do głowy porównania męża z tamtymi mężczyznami. W końcu zaczęłam się zastanawiać, jak sama wypadłam na tle jego innych kobiet. Przedmałżeński seks zmienił coś wyjątkowego w rzecz banalną i płytką. Współżycie małżeńskie, zamiast łączyć nas głęboko, okazało się szarą częścią naszego życia".
Zanim więc ktoś zacznie oddawać się jakimś przedmałżeńskim intymnościom, powinien pomyśleć, że angażuje się m.in. w spłycanie i banalizowanie swoich relacji z przyszłym współmałżonkiem. Żadna antykoncepcja - zwróć uwagę - nie zabezpiecza przed tym.
|
Zakochanie nie oznacza jeszcze miłości prawda? Gorące uczucia nie muszą świadczyć o prawdziwej miłości. Niektóre dziewczyny - zauważ - zakochują się "na śmierć i życie" ze średnią częstotliwością raz na 3 miesiące. Swojego męża chcą jednak kochać nie tylko 3 miesiące. Miłość ta jedyna - prawdziwa, to coś innego niż zakochanie. Zakochanie mija tak szybko, jak powstało ("miłość [zaś] nigdy nie ustaje" - 1 Kor 13, 8), i potem z perspektywy czasu dziękuje się za to Opatrzności, bo obiekt "miłości" - okazuje się - wcale nie był wart tych uczuć, które wzbudził. Uczucia mogą zwieść. Nakładają - jak to się mówi - różowe okulary, powodują, że traci się głowę. Głowa jednak nie na darmo została nam dana i a żadnym wypadku nie należy dopuszczać do stanu, w którym się ją traci.
Gorzej, jeżeli dziewczyna - co też się zdarza - daje swojemu ukochanemu (wkrótce przestanie nim być) jakieś dowody miłości. Bardzo bolesna jest konstatacja - kiedy uczucia miną - że godziło się na jakieś intymne rzeczy w przekonaniu, że on kocha, a on chciał się tylko zabawić... Jeszcze gorzej, jeżeli dziewczyna oddała się komuś takiemu. Ona jeszcze się zastanawia, czy nie jest w ciąży, a on już radośnie "kręci" z inną. To naprawdę bardzo, bardzo boli.
W życiu nie zawsze należy kierować się emocjami. W moralnych wyborach zaś trzeba zawsze kierować się zasadami. Pan Bóg podał nam zasady życia, które chronią nas również przed emocjonalnymi zranieniami. Chronią nas! "Nie cudzołóż!" - mówi Stwórca. Przed ślubem należy zachować pełną czystość, choćby nie wiem co działo się w sercu.
Powiesz być może, że masz i takie koleżanki, które zmieniają chłopaków jak rękawiczki. Nawet same pchają się im do łóżek, a nic szczególnego z tego powodu nie przeżywają. W każdym razie nie widać, żeby były jakoś specjalnie zranione... Do końca jednak nie wiesz, co przeżywają... A poza tym oczywiście są różne dziewczyny. Są i takie, które mają codziennie po kilku klientów i nic sobie z tego nie robią... Stępiła się trochę ich wrażliwość, ale taki stan ducha nie jest przecież naszym ideałem, prawda?
|
Uzupełnię tę myśl dwoma krótkimi świadectwami chłopaków: "Przebywanie z czystą i skromną dziewczyną to szczególna radość. Emanuje wdziękiem. To się widzi i czuje. Dziewiczość jest atrakcyjna, przyciąga. Smutne natomiast, kiedy z dziewczyny emanuje rozwiązłość. To też się widzi" (Mateusz, lat 22).
"Po 2 latach spotkałem znowu Małgosię. Kiedyś była radosna, beztroska, ciepła. Bardzo ją lubiłem. Dzisiaj wygląda, jakby ją ktoś przepuścił przez jakiś piekielny młyn - wulgarna, prymitywna, wyrachowana. Ubiera się i mówi jak prostytutka. Oto kolejna ofiara głosicieli haseł o »wolnej miłości«. Czy nikt im nie zabroni tej działalności? Czy dalej będą wciągać młodzież w tę swoją piekielną maszynerię mielącą na miazgę ich radość, piękno, ideały?... Co czułem?... Smutek, wściekłość i bezsilność" (Piotr).
|
Nic dodać, nic ująć. "Miłość cierpliwa jest" (1 Kor 13, 4) - potrafi czekać. Jeżeli chłopak kocha, uszanuje decyzję dziewczyny, bo zależy mu na niej, a nie na seksie. Jeżeli zależy mu na seksie, a nie na dziewczynie, odejdzie, żeby szukać innej, łatwiejszej. Logiczne. I całe szczęście. Niech sobie idzie. Lepsze to niż męczyć się przez całe życie z egoistą.
|
Nie jest wyrazem szacunku dla siebie na przykład z premedytacją się upić, aby łatwiej było "pójść na całość". Dlaczego robi się coś takiego? No bo teraz jest moda na seks i trzeba nadążyć za koleżankami. Albo aby udowodnić sobie, że się jest dorosłą. I żeby dowód był mocniejszy, odgrywać jeszcze jakieś scenki z wcześniej oglądanych porno filmów... Albo ze zwykłej ciekawości "jak to jest" zgodzić się na bycie którąś z kolei dla jakiegoś przystojniaka, playboya przypadkiem poznanego na dyskotece.
Smutna rzeczywistość! Takie doświadczenia pozostawiają trwałe ślady w psychice. Nie robi się czegoś najbardziej intymnego pod słońcem z byle jakich motywów, byle gdzie i z byle kim. (Poza mężem wszyscy są w tym względzie "byle kim").
Nieczystość poniża. Jest fatalnie oblanym egzaminem życiowym. I to na własne żądanie! A od siebie nie ma ucieczki. Trzeba potem żyć z kimś, kto zachowywał się, jak kretynka, małpa afrykańska..." dalszy ciąg wypowiedzi nie nadaje się już do publikacji. Brak szacunku do siebie oznacza zaś dołki, depresje, myślenie typu "nic nie jestem warta", brak zaufania do swoich sił, utratę ideałów i nadziei ich osiągnięcia. To często napędza błędne koło. Szuka się wtedy potwierdzenia swojej wartości w nowych miłostkach, akceptacji grupy -a więc w "płynięciu z prądem".
Poczucie własnej wartości i radość biorą się ze zwycięstw, z dobrze zdanych egzaminów życiowych. Nie dziwię się, że jedna z dziewcząt napisała w ankiecie: "Wspaniale jest być dziewicą". "Serce czyste to serce radosne" - powiedziała Matka Teresa z Kalkuty. Jakże słusznie!
|
Dodajmy - nieczystość zabija miłość. Dlaczego tak jest? Bo "prawdziwa miłość jest z Boga" (1 J 4,7). Ciężki grzech natomiast usuwa z serca Boga, który "jest miłością" (1 J 4, 8); "Grzech śmiertelny niszczy miłość w sercu człowieka" - przypomina nam Katechizm Kościoła Katolickiego (1855).
Miłość w relacjach między chłopakiem i dziewczyną wzrasta tylko wtedy, kiedy oboje zachowują czystość. Współżycie rozbudza emocje, wiąże mocno kobietę z mężczyzną (albo lepiej powiedzieć - uzależnia emocjonalnie), ale przecież miłość -jak już pisałem - to coś znacznie więcej niż emocje i przywiązanie. Uczucia przemijają, prawdziwa zaś miłość trwa.
Różne czasopisma (całe mnóstwo!), a w nich "eksperci" od porad sercowych mówią dokładnie na odwrót: miłość = seks, seks = miłość. Słusznie mówią?... Gdyby mieli słuszność, najbardziej kochającymi osobami na świecie musiałyby być panie pracujące w agencjach towarzyskich. One bowiem prawie bezustannie "uprawiają miłość". Owocem tych "upraw" i tej "miłości" są m.in. zdradzone żony, rozbite małżeństwa i choroby weneryczne...
Ty nie nazywaj ciężkiego grzechu "kochaniem się". Ciężki grzech to wielkie zło, miłość natomiast to wielkie dobro. Nie istnieje nawet "grzeszna miłość". Jest albo grzech, albo miłość. Ogień i woda nie mogą współistnieć. Jakieś uczucia, jakieś uniesienia, zakochanie - te mogąiść w parze z grzechem, bo one nie są miłością. "Miłość nie dopuszcza się bezwstydu" (1 Kor 13, 5). Kto kocha prawdziwą miłością, nie chce grzeszyć.
"Starajcie się posiąść miłość" - pisze św. Paweł (1 Kor 14. 1). Wysiłek zachowywania czystości jest wysiłkiem zdobywania miłości.
|
Niektórzy mówią: "trzeba iść z postępem", "być nowoczesnym". Oczywiście! Postęp oznacza przechodzenie od czegoś gorszego do czegoś lepszego. Lepsze zastępuje gorsze. Regres odwrotnie - gorsze zastępuje lepsze. Jest postęp w technice. Do Rzymu czy Paryża nie musimy dziś jechać karocą kilka tygodni po wyboistych drogach. Wsiadamy w odrzutowy samolot i za 2 godziny jesteśmy na miejscu.
Ale czy łatwo dostrzegalny postęp w technice oznacza, że w każdej dziedzinie życia posuwamy się do przodu, tzn. z gorszego przechodzimy do lepszego? Popatrz, jaki byłby postęp, gdyby tylko połowa rozpustników się nawróciła. Pomyśl, o ile byłoby mniej zdrad małżeńskich, rozwodów, nieszczęśliwych dzieci, nieudanych małżeństw. O ile mniej by było chorób, wykorzystywanych seksualnie dzieci i dziewcząt, osób wciąganych w prostytucję i pornografię. O ile mniej cierpień! Jaki to byłby postęp! Wypełnianie przykazań Bożych jest postępem! Dobrze głoszą: "trzeba iść z postępem". Należałoby jeszcze dodać: "rozwiązłość jest regresem i ciemnogrodem".
Wyraz "nowoczesność" pochodzi od słów "nowy", "nowość". Zgoda? Myślisz, że na przykład życie na kocią łapę to nowość, a więc przejaw nowoczesności? No nie. to już było. Dawno, dawno temu. Powtórka z czasów, kiedy nie było jeszcze instytucji małżeństwa. Mentalność i obyczaje ludzi pierwotnych przezwyciężyło małżeństwo. Ten moment był nowością i nie będzie już bardziej nowoczesnej instytucji niż małżeństwo.
A czy tzw. wolną miłość (tzn. raz z tym, raz z tamtym) nazwałabyś nowoczesnym stylem życia? To także cofnięcie się do czasów przed cywilizacyjnych, kiedy to głównym motorem postępowania człowieka były popędy i instynkty. To najbardziej prymitywny sposób relacji kobiety z mężczyzną. Kiedy społeczności przechodzą od stanu barbarzyństwa do stanu ucywilizowania? Gdy uczy się okiełznywać instynkty, a zaczyna kierować się rozumem i zasadami.
"Najstarszy zawód świata" - jak widzisz - rozwija się w ostatnich latach w naszym kraju niebywale szybko. Nowoczesność? Niektóre ulice polskich miast przypominają ulice starożytnego Koryntu. Cofnięcie się o co najmniej 2000 lat! Ogrodzić tylko płotem i powiesić szyld: "Skansen erotyczny"
A ci seksuolodzy ze swoimi poradami? Jakby dopiero co wyszli z jaskiń! My już dawno latamy odrzutowcami, a oni mówią, że najnowocześniejsze są podróże na osiołku. I niektórzy dają się przekonać... Cóż za historia!
|
Playboye są przystojni, czarujący, dowcipni, modni itp. Cóż z tego, skoro nie mają zasad... Lubią opowiadać o swoich podbojach, zwłaszcza w męskim towarzystwie. Z Kasią robił takie i takie rzeczy. Wiesi trzeba powiedzieć kilka razy, że się ją kocha, aby osiągnąć swoje cele. Zosię natomiast trzeba zabrać na dyskotekę i trochę napoić piwem... Tak opowiadają. Są przecież duszą każdego towarzystwa. Co gorsza - mówią prawdę...
Wystarczy na dzisiaj. List już jest długi. Na koniec jeszcze w telegraficznym skrócie inne wymienione w ankiecie powody odłożenia do ślubu współżycia seksualnego:
|
O pewnych mocnych przeżyciach związanych z uprawieniem "wolnej miłości"
Nie domyślałem się do niedawna, jak mocnych przeżyć może dostarczyć przedmałżeński seks. Naprawdę mocnych! Oświeciło mnie dopiero pewne czasopismo dla dziewcząt... Wiesz, jedno z tych niemieckich wydawanych po polsku. Aż dech zapiera na samo wyobrażenie siebie w sytuacji, o której zaraz opowiem.
|
Otóż znalazłem tam artykuł, a w nim opis pewnego zdarzenia. Autorka chodziła na kurs angielskiego z pewną piękną 21-letnią dziewczyną o zielonych oczach, która miała "przystojnego faceta".
No i ten facet, mimo że miał dziewczynę tak piękną i - jak wynika z kontekstu - w pełni dyspozycyjną, wziął i przespał się z inną... Dziwisz się? Nic dziwnego! To raczej norma wśród facetów wychowanych według hasła "róbta, co chceta". Po prostu nie kontrolują siebie. Taki może mieć dziewczynę super ekstra, cud-miód, a i tak pójdzie z inną, nawet z pierwszą lepszą, bo jest uzależniony od seksu...
"Idź na test" - radzi autorka artykułu swojej nowej przyjaciółce. Chodziło o test na obecność wirusa HIV. Słusznie! Facet nieodpowiedzialny, nie wiadomo, do kogo polazł i do ilu jeszcze wcześniej, a w Polsce jest przynajmniej 15 tysięcy zarażonych tym wirusem. Lepiej sprawdzić, niż żyć w niepewności.
Poszły razem. Adres przychodni wykonującej testy zdobyły przez teleon zaufania. Kiedy dziewczyna o zielonych oczach wchodziła do gabinetu, była blada jak ściana. Okazało się, że najpierw potrzebna jest rozmowa z psychologiem. Wreszcie, po pobraniu krwi, można udać się do domu. Jest piątek. Wyniki testu na obecność wirusa HIV będą dopiero w poniedziałek. Teraz - przypuszczam - przeżycia związane z przedmałżeńskim seksem niezwykle się zintensyfikowały. Będę żyła czy w poniedziałek rano otrzymam wyrok śmierci? Faktycznie wyrok śmierci! Jeżeli to drugie, to kiedy umrę? Szybko czy za rok, za dwa, pięć lat?... Jaka będzie moja śmierć?... Przez weekend było nad czym myśleć.
Wreszcie poniedziałek. Zielonooka stoi przed znanym sobie gabinetem i nie może się zdecydować: wejść do środka czy nie?... W końcu wchodzi... Jaki jest wynik? Ujemny! Będzie żyła!!! Jaka ulga... Ile teraz radości, ile szczęścia! A wszystko za sprawą tzw. wolnej miłości...
Cieszę się, że dobrze się skończyło. Nie rozumiem natomiast jednej rzeczy: redakcja czasopisma, w którym znalazłem powyższą relację, wie, jak fatalnie może się zakończyć przedmałżeńskie współżycie, a pomimo to zachęca do niego na 1001 sposobów. Czy to jest normalne? Należałoby przekonywać do czystości przedmałżeńskiej na 1001 sposobów, bo jest to jedyny w 100% pewny sposób zapobiegania wszystkim chorobom przenoszonym drogą płciową. Nie tak jednak robią! Jakaś schizofrenia czy co?... Myślę, że sprawy mają się tak: redakcję po prostu mało obchodzi los czytelniczek. Mogą sobie chorować i umierać (prawda jest czasami brutalna). Chodziło tylko i wyłącznie o jakiś nowy, gorący i przyciągający uwagę temat.
Przy okazji znalazłem również odpowiedź na dwa pytania. Po pierwsze: ryzyko zarażenia się wirusem HIV, jeśli chodzi o zbliżenia seksualne, Jest duże".
Niektórzy reklamują prezerwatywyjako "zabezpieczenie", czyli - innymi słowy - zachęcają, aby zaryzykować życie, opierając swoją nadzieję na przeżycie na gumce grubości 0,25 mm. Swoje być albo nie być, żyć albo umrzeć opierają na jakiejś gumce! Myślisz, że oni sami i ci, którzy ich słuchają, są poczytalni?
Poza tym - jak wykazują badania - w gąbczastej strukturze lateksu, z którego wytwarzane są prezerwatywy, znajdują się tzw. mikropory. Widać je dokładnie pod mikroskopem. Pojedynczy por ma średnicę wielkości 5 mikrometrów. Tymczasem wirus HIV ma wielkość 0,1 mikrometra. Jest więc 50 razy mniejszy. Dotąd nie udało się wyprodukować prezerwatyw bez mikroporów. Jakoś nie mówi się o tym zbyt wiele... Zastanawiam się, dlaczego na opakowaniach prezerwatyw nie ma jakiegoś ostrzeżenia napisanego dużymi, czarnymi literami, jak na każdej paczce papierosów. Na przykład takiego: "STOSOWANIE MOŻE ZAKOŃCZYĆ SIĘ ŚMIERCIĄ".
A czy można zarazić się przez pocałunek? Według specjalistów ,jest to teoretycznie możliwe, ale mało prawdopodobne"... No i co? Będziesz się całować z jakimś mniej czy bardziej przypadkowym facetem, bo zarażenie się śmiertelnym wirusem HIV jest mało prawdopodobne?...
|
Wspomniany artykuł natchnął mnie także innymi myślami. Skądinąd wiem, że obecnie występuje już ok. pięćdziesięciu chorób przenoszonych drogą płciową. Średnio co 10 miesięcy pojawia się jakaś nowa. Owoc tzw. wolnej miłości reklamowanej 24 godziny na dobę. 365 dni w roku przez nowoczesne, postępowe, europejskie media... Jaka jest ta ..miłość" i jaka jest ta "wolność", widać po rezultatach.
Weźmy kilka przykładów. Opryszczka. W USA w 1995 r. zarażonych było tym wirusem 30 milionów osób. (Nie natrafiłem na polskie statystyki. Są one dla dysponentów wyżej wymienionych mediów kłopotliwe - ujawniają bowiem skutki ich propagandy. Wygodniej mówić na przykład o ptasiej grypie, bo w tym nie maczało się palców). Jedna trzecia do połowy ogólnej liczby zakażeń opryszczka nie wywołuje widocznych objawów - to znaczy że ktoś może być zarażony wirusem i zarażać innych, w ogóle nie zdając sobie z tego sprawy. (Tak jest przy wielu chorobach przenoszonych drogą płciową). Oprócz bólu głowy, mięśni i ogólnego złego samopoczucia wirus stwarza inne problemy. Noworodek urodzony przez zainfekowaną matkę z prawdopodobieństwem 40 - 60% będzie również zarażony wirusem, co spowoduje śmierć 40% chorych dzieci, a u wielu z tych, które przeżyją, nastąpi uszkodzenie mózgu. Stwierdzono ponadto bezpośredni związek między wirusem opryszczki a rakiem szyjki macicy.
Również zakażenie wirusem chlamydii często wywołuje tylko nieznaczne, uchodzące uwadze, objawy. Infekcja taka może doprowadzić do bezpłodności. Szacuje się. że wśród kobiet, które raz przeszły zakażenie chlamydiami. 10 - 15% stanie się trwale bezpłodnymi. Przy powtórnej infekcji prawdopodobieństwo bezpłodności wynosi już 30 - 35%, a przy trzeciej - 60 - 75%. Drobnoustroje wywołują też poronienia i przedwczesne porody.
Wirusowe zapalenie wątroby typu B powoduje u niektórych chorych poważne - czasami nawet kończące się śmiercią - uszkodzenie wątroby. (AIDS nie jest jedyną śmiertelną chorobą przenoszoną drogą płciową i nie jest jedyną nieuleczalną). Stwierdzono również, że znaczny odsetek wirusów ego zapalenia wątroby typu B prowadzi do występowania raka wątroby. Wirus może być przekazywany przez kobietę jej nie narodzonemu dziecku, co czasami powoduje śmierć płodu w łonie matki.
Zakażenie wirusem papillona, czyli brodawczaka, zwiększa prawdopodobieństwo zachorowania na raka szyjki macicy o 1 do 2 tysięcy razy... Itd., itd. Lista jest długa.
|
Coraz szybsze rozprzestrzenianie się chorób przenoszonych drogą płciową zaczyna stwarzać dosyć szczególną sytuację. Wyobraź sobie, że chodzą ze sobą chłopak i dziewczyna. On proponuje jej różne rzeczy zgodnie z reklamowanym powszechnie stylem życia. Ona jednak ma zasady i nie ulega jego namowom. (Odwrotna sytuacja też jest możliwa). W końcu kiedyś w złości po usłyszeniu kolejnej odmowy, powiedział jej, że jest "zacofana", że gdy innym proponował to samo, to zgodziły się bez problemu.
Pomyśl, co by to było, gdyby w końcu postanowili się pobrać. Wypadałoby otóż, żeby narzeczony zrobił sobie badania lekarskie. Nie tylko na obecność wirusa HIV, ale i innych chorób, przenoszonych - zwróć uwagę - nie przez owych "staroświeckich", "zacofanych" facetów i dziewczyny, ale przez tych "nowoczesnych" i "postępowych"... No i widzisz, jakie ma się romantyczne perspektywy, chodząc z takim nowoczesnym narzeczonym. Wiadomo, gdzie się z nim będzie chodzić - do poradni skórno-wenerologicznej...
Powyższe to nie tylko teoria, ale niestety rzeczywistość, coraz bardziej realna. Josh McDowell w swojej znakomitej książce pt. Mity edukacji seksualnej (Oficyna Wyd. "Vocatio", Warszawa 2000) zamieszcza świadectwo pewnej kobiety: "Byłam przez cztery lata mężatką. Mój mąż nie spędził w szpitalu ani jednego dnia. I nagle w styczniu dowiedzieliśmy się, że jest chory na AIDS, a dwanaście dni później już nie żył. Stwierdzono, że zaraził się wirusem przed sześciu laty, gdy miał z kimś romans. Wie pan, co kazano mi robić co trzy miesiące przez następnych kilka lat? Mam poddawać się testom, aby sprawdzać, czy będę żyć przez kolejne trzy miesiące... Wyobraża pan sobie, jak teraz wygląda moje życie? Wieczorem kładę się spać, ale długo nie mogę zasnąć. Gdy śpię, mam koszmarne sny. Wstaję rano i idę do pracy, ale nie mogę się tam skupić. A po wyjściu z kliniki myślę tylko o tym, że niedługo znów muszę tam wrócić, żeby się przekonać, czy przeżyję kolejne trzy miesiące...".
Na tym, niestety, jeszcze nie koniec. Powiedzmy jasno ryzykowny jest ślub z facetem "nowoczesnym", choćby nawet przeszedł wszystkie badania i wyleczył się ze wszystkich chorób (zakładamy, że są uleczalne), na które zapadł w trakcie uprawiania "wolnej miłości". Jeżeli bowiem nie nauczył się w okresie przedmałżeńskim samokontroli, to przy obecnym klimacie moralnym zrobi jakiś "skok w bok". Wcześniej czy później. I co wtedy?
Chyba wszystkie dziewczyny są przekonane, że ich narzeczony, a w przyszłości mąż nigdy ich nie zdradzi... Jeśli jednak ich wybranek nie cenił czystości w okresie przedmałżeńskim, przekonanie takie jest oparte nie na realnych podstawach, ale raczej znajduje się w sferze marzeń.
Josh McDowell opowiada, że w ciągu 50 dni swoich podróży z prelekcjami na temat czystości rozmawiał z 24 kobietami, z których każda była zarażona przez własnego męża 3-6 chorobami przenoszonymi drogą płciową. "Niektóre z tych chorób były nieuleczalne, inne powodujące raka. Kilka kobiet powiedziało mi - pisze J. McDowell - że ich lekarze radzili im co 6 miesięcy, do końca życia, przeprowadzać test wykrywający raka". I co Ty na to?... Istnieje jednak możliwość normalnego małżeństwa nawet z "nowoczesnym" facetem. Ktoś taki musiałby jednak w okresie przedmałżeńskim się nawrócić i zacząć poważnie traktować czystość, czyli - jak dotychczas aby ich chłopak był czysty. Nie pomagają nie łaskocze próżność... Właściwie bez myślał - "ciemnogród", i w końcu nauczyć się samoopanowania. Małżeństwo z kimś, kto nie nauczył się czystości, jest niebezpieczne dla zdrowia i życia! Niestety, często dziewczyny wcale nie zabiegają o to, aby ich chłopak był czysty. Nie pomagają w zachowywaniu czystości. Nawet przeciwnie! No bo to przecież tak przyjemnie rozbudzać jego zainteresowanie superminispódniczką, gołym brzuchem, obcisłymi szortami... Takie to łatwe, a tak przyjemnie łaskocze próżność... Właściwie bez wysiłku, a jakie rozbudza się zainteresowanie!... No cóż?... Szkoda!
Cześć! Do następnego razu.
Wasz Jaś Bilewic
O wojnie toczonej przeciwko młodym
Przypomniały mi się dwa wywiady z nowo zatrudnionym "doradcą młodzieży" opublikowane w pewniej gazecie ukazującej się w wielkim nakładzie. Doktor jest mocno lansowany przez tę gazetę jako nowa gwiazda polskiej seksuologii. Dotychczasowe bowiem gwiazdy mocno się już zestarzały i zapewne wkrótce będą musiały odejść z tego świata. Niech pamiętają o słowach Chrystusa: "Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia; lecz biada temu, przez którego przychodzą" (Łk 17,1).
Cześć! Jak kiedyś Wam wspominałem, czytuję czasami czasopisma dla dziewcząt. W każdym kiosku znajduje się ich duży wybór. Wiele tytułów, ale w środku zawsze mniej więcej to samo - barachło. Czytam, oczywiście nie dla przyjemności, lecz po to, aby lepiej poznać sposoby działania nieprzyjaciela. Lektura wprowadza mnie nieodmiennie w przygnębiający nastrój. Chodzę wtedy do sąsiadów, którzy mają dzieci, i podsuwam im myśl, żeby może wytoczyć gazecie mały procesik (tak jak to zrobiono w Niemczech). No, na przykład o nakłanianie dzieci i młodzieży do działań grożących różnymi chorobami, w tym AIDS - a więc niebezpiecznych dla zdrowia i życia. Albo o nakłanianie do czynów uzależniających. Kilka takich procesików i można by skutecznie przerwać "Drang nach Osten" firmy Bauer czy Axel Springer. Niech sobie idą z torbami z powrotem do Niemiec. I niech też koniecznie zabiorą ze sobą swoich polskich współpracowników (albo lepiej powiedzieć - kolaborantów).
Używam tej wojennej terminologii nie przez przypadek. Toczy się bardzo realna wojna przeciwko polskiej młodzieży i dzieciom, prowadzona nie tylko zresztą przez niemieckie koncerny medialne. Niszczyć ludzi można na różne sposoby, niekoniecznie wypowiadając im konwencjonalną wojnę, w której używa się karabinów, czołgów i rakiet. Istnieją różne wojny: konwencjonalna, psychologiczna, duchowa. Przykładowo zaborcy wyniszczali Polaków przez ich rozpijanie. Świadomie, celowo, na różne sposoby sprzyjali piciu. W rezultacie jedni tracili swoich ojców na wojnie czy w powstaniu, inni natomiast - przez alkoholizm. Zastanawiam się, która strata ojca jest bardziej bolesna dla dzieci... Teoretycy od niszczenia ludzi wiedzą, że niezwykle skuteczną bronią jest wikłanie w zło. Grzech nakłaniania do zła klasyfikuje Katechizm Kościoła Katolickiego jako przekroczenie V przykazania: "Nie zabijaj" (2284)... Pokażę Ci teraz kilka obrazków z wojny toczonej przeciwko młodzieży.
Radzić z miłością i odpowiedzialnością
Wziąłem tym razem do ręki czasopismo, które jakiś czas temu zrobiło na mnie trochę lepsze wrażenie. Pomyślałem wtedy nawet, że - cud nad cudy - chyba się nawrócili... Wkrótce niestety wszystko wróciło do poprzedniego stanu, a redakcja zatrudniła nawet nowego seksuologa - doktora nauk medycznych, kierownika jakiejś poradni seksuologicznej w Warszawie. Na kogo padł wybór? Czy zatrudniono kogoś zatroskanego o młodzież, lubiącego ją i odpowiedzialnego za własne słowa? Takich ludzi jest przecież mnóstwo...
Przypomniały mi się dwa wywiady z nowo zatrudnionym "doradcą młodzieży" opublikowane w pewniej gazecie ukazującej się w wielkim nakładzie. Doktor jest mocno lansowany przez tę gazetę jako nowa gwiazda polskiej seksuologii. Dotychczasowe bowiem gwiazdy mocno się już zestarzały i zapewne wkrótce będą musiały odejść z tego świata. (Każdy idzie po śmierci do swojego pana, oni więc pójdą najpewniej do Belzebuba, któremu służą całym sercem, całym umysłem i ze wszystkich swych sił).
Sięgnąłem po te teksty ponownie. Oto kilka fragmentów: "Zanim ktoś, kto na przykład »zalicza« dziesiątki przygodnych kontaktów, uznany zostanie za patologicznego erotomana, powinniśmy się uważnie przyjrzeć jego życiu. Jeżeli to człowiek aktywny na różnych polach, a jego życie seksualne jest tylko elementem ogólnej wysokiej aktywności życiowej, nie widzę powodów do niepokoju. (...) W historii ludzkości poligamia istniała i była powszechna. Orgie, haremy - to też było. Jak ktoś ma duży popęd seksualny, no to nie ma wyjścia. (...) Niektórzy seksuolodzy - zresztą sam się do nich zaliczam - twierdzą, że norma w seksuologii jest pojęciem abstrakcyjnym. Nie istnieje problem normalności i nienormalności zachowań seksualnych".
Wyobraź sobie, że masz męża, który zaczyna postępować tak, jak sugeruje ten Jeden z najlepszych specjalistów w swojej dziedzinie" (w ten sposób reklamuje go redakcja). Albo czy chciałabyś stać się dla kogoś z wysoką aktywnością życiową "przygodnym kontaktem", "zaliczonym, jednym z dziesiątek"? Przecież to podobno normalne...
Doktor - jak widzisz - ma poważne problemy. (Zresztą jest to cecha charakterystyczna prawie wszystkich seksuologów). Rzucają się w oczy dwa główne: jeden światopoglądowy, a drugi fachowy. Po pierwsze Doktor uważa człowieka w sferze seksualnej za zwierzę, zwierzęta bowiem faktycznie "nie mają wyjścia". Chciałoby się powiedzieć: "nie mierz innych swoją miarą". Pomyłka, człowiek to nie zwierzę! W przeciwieństwie do zwierząt ma rozum i wolną wolę, dlatego jest zdolny do samokontroli. Prawdą jest natomiast, że można zrobić z człowieka zwierzę. Zwłaszcza jeśli odpowiednio wcześnie zacznie się go w tym celu kształtować.
Po drugie Doktor nie widzi normy w dziedzinie, którą się zajmuje. Nie ma się czym chwalić! To trochę tak, jak gdyby lekarz internista nie wiedział, czy normalna temperatura ciała wynosi 36,6 °C, 42° czy 5°, i mówił, że norma jest abstrakcją - a więc każda temperatura jest dobra. "Zaliczanie dziesiątków przygodnych kontaktów" oraz orgie - pomijając inne ważne kwestie - prowadzą do szerzenia się chorób przenoszonych drogą płciową, w tym śmiertelnego AIDS. Jak więc mogą być normalnym zachowaniem seksualnym? W takich działaniach zwłaszcza lekarz powinien widzieć powody do niepokoju. Jeżeli zachowanie seksualne powoduje jakiekolwiek negatywne skutki fizyczne czy psychiczne, nie może być uznane za normalne, prawda? I odwrotnie: jest normą to, co służy dobru człowieka - zdrowiu fizycznemu, zdrowiu psychicznemu, trwałemu szczęściu, prawdziwej miłości, rozwojowi osobowemu itd. No widzisz, takie proste, dziecko by zrozumiało - a jednak przekracza możliwości wielkiego "specjalisty"...
Kuszenie Ewy
I jak - w związku z tym, co zostało powiedziane wyżej - mogła wypaść inauguracja poradnictwa młodzieżowego Doktora?... Nie byłem wcale zaskoczony.
Pisze 16-letnia dziewczyna: "Nie umiem odmówić sobie zaglądania na »różowe« strony w Internecie. Zawsze kończy się to masturbacją. Potem mam poczucie winy. Za każdym razem obiecuję sobie, że już nigdy więcej tego nie zrobię, ale nie mam siły przestać".
A oto obszerne fragmenty udzielonej porady: "Oglądanie pornografii i masturbacją to nic złego, pod warunkiem że to akceptujesz. Nie ma problemu, jeżeli traktujesz masturbację jako sposób rozładowania napięcia seksualnego. Jest ona pewnym etapem w rozwoju człowieka, ułatwia poznanie siebie i przygotowuje do współżycia. Jeżeli masz z tego powodu poczucie winy, możesz wykształcić nieprawidłowe podejście do seksu. W przyszłości oznaczać to może problemy w relacjach z partnerem"... "Z partnerem" - zwróć uwagę - nie z mężem. Albo jak mówi Doktor gdzie indziej: "z twoim mężczyzną". Wcześniej zaś znajdujemy sformułowanie "przygotowuje do współżycia", ale nie dodaje "małżeńskiego". Pewne słowa - widzę - nie występują w słowniku Doktora. Podam Ci kilka z nich: mąż, żona, małżeństwo, rodzina, czystość przedmałżeńska, naturalne metody planowania rodziny, poczęte dziecko, Kościół, Pan Bóg. Tam, gdzie rozwiązłość, ginie rodzina. Gdzie ginie rodzina - ginie człowiek. I tam, gdzie rozwiązłość, tam pochwała antykoncepcji, aborcji, "życia na kocią łapę", homoseksualizmu, ateizmu itp. Zachęta do rozwiązłości to chyba najskuteczniejszy sposób walki z rodziną i z wiarą.
Oto nasz Doktor stanął przed problemem szesnastolatki, która cierpi. Wie, jak pomóc? Trochę przypomina kowala zabierającego się do operacji neurochirurgicznej. Zgodnie ze swoją ideologią mówiącą, że wszystko jest normalne, odpowiada: pornografia i masturbacją "to nic złego".
W pierwszym momencie pomyślałem, że powyższe słowa wynikają z niebywałego wprost nieuctwa ich autora, ale potem doszedłem do innego wniosku. Chodzi o to, że przecież setki razy badania wykazywały destruktywny wpływ pornografii na psychikę człowieka, zwłaszcza człowieka młodego, i Doktor musiał coś o tym słyszeć. Pornografia, między innymi, uzależnia. Tak silnie, jak narkotyki czy alkohol, czego zresztą dziewczyna zaczyna doświadczać: "...nie mam siły przestać" - wyznaje. Czy komuś, kto wpada w narkomanię, należałoby powiedzieć: "narkotyki to nic złego, pod warunkiem że je akceptujesz"? Dlaczego więc Doktor napisał, co napisał?... Jeżeli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Przypuszczam, że artykulik został wyprodukowany na zlecenie producentów pornografii. Za dużą kasę!
(Jedno jeszcze pytanko na marginesie: Oglądanie pornografii przez 16-latkę to normalka? A przez 12-latkę - skoro nie ma normy? A przez 7-latkę? A czy 7-latka mogłaby też być "przygodnym kontaktem", bo przecież nie istnieje problem "normalności i nienormalności zachowań seksualnych"?).
Doktor twierdzi, że w tym, co robi dziewczyna, "nie ma nic złego". Wchodzi więc w sferę dobra i zła. Jest to obszar bardzo istotny, a zarazem niebezpieczny, ponieważ niebezpiecznie jest pomylić dobro ze złem. Jako lekarz jest specjalistą w tej dziedzinie?... No nie! Lekarz zajmuje się biologiczną sferą życia człowieka. Kto jest ekspertem od dobra i zła? Kto wie z całą pewnością, nieomylnie, co jest dobre, a co złe?... Pan Bóg i Kościół, który ustanowił m.in. po to, aby nauczał w tej kwestii.
Czy Doktor wie lepiej niż Pan Bóg? Mówi, jakby wiedział! Zacytuję dwa fragmenty Katechizmu Kościoła Katolickiego: "Pornografia (...) stanowi wynaturzenie aktu małżeńskiego. Narusza poważnie godność tych, którzy się jej oddają (aktorzy, sprzedawcy, publiczność), ponieważ jedni stają się dla drugich przedmiotem prymitywnej przyjemności (...). Pornografia jest ciężką winą. Władze cywilne powinny zabronić wytwarzania i rozpowszechniania materiałów pornograficznych" (2354); "Zarówno Urząd Nauczycielski Kościoła wraz z niezmienną tradycją, jak i zmysł moralny chrześcijan stanowczo stwierdzają, że masturbacja jest aktem wewnętrznie i poważnie nieuporządkowanym" (2352).
Jak więc widzimy, oglądanie pornografii i masturbacja stanowią poważne zło. Ale popatrz, co czytamy we wspomnianej poradzie: "umożliwiają one poznanie siebie", "przygotowują do współżycia", "pomagająrozładować napięcia"... Jakie cudowne obietnice! Co trzeba zrobić, aby się spełniły?... Popełnić ciężki grzech. Pamiętasz scenę kuszenia Ewy z Księgi Rodzaju?... Doktor mówi jak diabeł. Kusi do ciężkiego grzechu czytelników tekstu. Może nawet kilkadziesiąt tysięcy. I jakże przekonująco to robi! No bo kto by nie chciał poznać siebie? Albo kto by nie chciał przygotować się do współżycia małżeńskiego? Kto by wreszcie nie chciał pozbyć się napięć seksualnych, jeżeli się pojawią?...
"Nie należy mieć poczucia winy" - ciągnie dalej "specjalista". "Jeżeli ktoś je ma, może wyniknąć z tego nieprawidłowe podejście do seksu". Wniosek więc z tego taki, że trzeba się jakoś pozbyć poczucia winy: ciężki grzech jest OK i przynosi niezmiernie pozytywne skutki, poczucie winy jest złe i powoduje skutki negatywne; nie trzeba się pozbywać grzechu, który powoduje poczucie winy - trzeba po prostu uwolnić się od poczucia winy, a grzech popełniać dalej... Czysto belzebubia logika, czyż nie tak? W ten oto sposób nie tylko wikła się ludzi w nałogi, ale także tworzy ludzi bez sumienia. Oto kolejny znakomity pomysł diabła na rujnowanie ludziom życia - zagłuszyć sumienie. Człowiek bez sumienia zdolny jest do największych podłości i świństw. Z uśmiechem na ustach. Po prostu nie czuje, że czyni coś złego.
Dziewczyna pytająca o radę reaguje na grzech normalnie, tzn. poczuciem winy. To reakcja zdrowego, normalnego człowieka, niestety upadającego. Ten właśnie wyrzut sumienia powoduje, że nastolatka chce się uwolnić od zła, w które się wplątała. Czy jednak Doktor chce jej pomóc? Rzuca jakieś koło ratunkowe? Wprost przeciwnie: dokłada wszelkich starań, aby dziewczynę jeszcze bardziej pogrążyć...
* * *
Chciałbym Cię zapytać o coś dotyczącego nie tylko powyższej sytuacji, ale także analogicznych do niej, z którymi z pewnością spotkasz się w przyszłości. Powiem prosto: przez któregoś ze swoich uczniów będzie przemawiał do Ciebie Zły, szatan, obiecując Ci różne wspaniałości w zamian za popełnienie grzechu ciężkiego. I będzie mówił nie przez kogoś wyglądającego jak Marylin Manson, ale przez ludzi z ogładą, z tytułami naukowymi, na stanowiskach... Chciałbym Cię zapytać, czy posądzisz wtedy Pana Boga o pomyłkę, a uwierzysz w prawdomówność "kłamcy i ojca kłamstwa" (J 8, 44)? Zakwestionujesz dobroć Bożych przykazań, a uwierzysz w dobroć pokusy Złego? Odrzucisz miłość Boga, a uznasz szatana za życzliwego Tobie?... Nie pytam przypadkowo. Niestety, wielu tak robi - zapiera się Jezusa, a słucha szatana.
Boże plany
Współżycie seksualne według Bożego planu ma wyrażać prawdziwą miłość. Nie każdą miłość. Oczywiście, najbardziej intymny akt, jaki może zaistnieć między kobietą a mężczyzną, powinien być zarezerwowany dla najmocniejszej i jedynej miłości.
Taką prawdziwą miłość żywią do siebie kobieta i mężczyzna, kiedy potrafią szczerze i odpowiedzialnie wobec Boga oraz świadków odpowiedzieć "tak" na trzy następujące pytania: "Czy chcecie dobrowolnie i bez żadnego przymusu zawrzeć związek małżeński? Czy chcecie wytrwać w tym związku w zdrowiu i chorobie, w dobrej i złej doli, aż do końca życia? Czy chcecie z miłością przyjąć potomstwo, którym was Bóg obdarzy?". A następnie ślubować sobie nawzajem: "Ja, (...), biorę sobie ciebie, (...), za żonę (męża) i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci...". To są znaki prawdziwej miłości!
Jeżeli natomiast kobieta i mężczyzna w ogóle nie myślą o złożeniu.sobie takiej przysięgi albo nie są pewni, czy chcą być razem i wiernie do końca życia ani czy chcą mieć z sobą dzieci, to być może istnieje między nimi przyjaźń czy jakiś rodzaj miłości, ale nie jest to jeszcze ta jedyna miłość upoważniająca do współżycia.
Powyższe słowa oddania się sobie (wyrażone publicznie dla potwierdzenia ich powagi i szczerości) małżonkowie mogą następnie, z błogosławieństwem Bożym, wyrazić fizycznie. To, co wcześniej powiedzieli słowami, mówią teraz językiem ciała: jestem twój (twoja), bezwarunkowo, całkowicie, na zawsze. W zamyśle Stwórcy akt seksualny oznacza właśnie ostateczne, nieodwołalne i całkowite oddanie się sobie wzajemnie.
Współżycie seksualne zaplanował Pan Bóg (oprócz prokreacji), po to aby takie oddanie się sobie, taką prawdziwą miłość wyrażać i pomnażać. Nie w jakimś innym celu (np. rekreacyjnym). I nie tylko w noc poślubną. Każdy następny akt małżeński - nawet po wielu latach małżeństwa - powinien być przypomnieniem oraz przeżyciem miłości z dnia ślubu, a więc odnowieniem trzykrotnego "tak" i złożonej sobie przysięgi. Każdy powinien być podejmowany z pragnieniem oddania się współmałżonkowi i myślą: jeszcze raz chcę ci ślubować miłość, wierność, uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Współżycie seksualne podejmowane z taką motywacją służy miłości małżeńskiej - wyraża ją, odnawia i pomnaża. Żadne inne działanie nie ma w tym względzie większej mocy.
Człowiek pragnie głęboko w sercu miłości, która jest darem z siebie. Taka miłość go uszczęśliwia. Jest podstawowym powołaniem człowieka, ponieważ jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga, który jest miłością dającą siebie, bezinteresowną i wierną... Ale tę prawdziwą miłość - a więc i szczęście - można zaprzepaścić.
Pomyśl, jakiego współżycia chciałabyś w przyszłości? Chciałabyś, aby mąż podejmował je z taką motywacją, jaką opisałem wyżej? Czy może byś wolała, żeby tymczasowy partner podejmował je z myślą, aby wypróbować na Tobie to, co widział na filmie pornograficznym? Albo dlatego, że jest nałogowym onanistą i chce za pomocą Twojego ciała zaspokoić swój nałóg?... Tak właśnie by wyglądało Twoje współżycie, gdybyś trafiła na kogoś, kto mając 16 lat, poszedł za radami Doktora (,jednego z najlepszych specjalistów w swojej dziedzinie").
Jeżeli ktoś zawiera małżeństwo zniewolony nałogiem masturbacji albo oglądania pornografii, ma poważne trudności z normalnym przeżyciem aktu małżeńskiego, albo nawet ze zrozumieniem, czym powinno być współżycie małżeńskie. Im dłużej trwa nałóg, im bardziej jest intensywny, tym osobie nim dotkniętej trudniej zrozumieć, co oznacza ODDAĆ SIĘ współmałżonkowi. Działanie seksualne takiej osoby nigdy bowiem nie było bezinteresownym darem z siebie. Nigdy nie wynikało z miłości. Wypływało natomiast wyłącznie z egoistycznego pożądania. Ten sposób przeżywania seksualności, utrwalony może przez lata poddawania się nałogowi, nie zniknie z chwilą zawarcia małżeństwa. Przeniesie się tylko na relacje ze współmałżonkiem.
Małżonkowie często natrafiają na przeróżne trudności we wzajemnych relacjach, czasami nawet bardzo poważne, na co wskazuje rosnąca liczba rozwodów. Ich powodem jest najczęściej po prostu brak miłości. Współżycie seksualne powinno odnawiać i pomnażać ich miłość, ale nie czyni tego. Jest mechaniczne, bezosobowe i egoistyczne - jak masturbacja (w istocie nią jest) albo jak kopulacja aktorów w pornograficznym filmie. Przez propagowanie pornografii, masturbacji, "zaliczania przypadkowych partnerów" itp. czyni się ludzi niezdolnymi do normalnego współżycia seksualnego, a przez to destruktywnie wpływa na ich całe małżeńskie życie.
Można śmiało powiedzieć, że bardzo wiele zależy od jakości współżycia małżeńskiego. Zachowania seksualne małżonków - z kolei - zależy od tego, jak uformowali oni siebie w okresie przedmałżeńskim. To wtedy właśnie trzeba się nauczyć tego, co służy małżeństwu. Brak czystości przedmałżeńskiej jest patologią, ponieważ przynosi negatywne rezultaty. Ten wyżej wymieniony jest jednym z wielu. Zachowywanie czystości przedmałżeńskiej stanowi normę, ponieważ przygotowuje do udanego współżycia małżeńskiego, a oprócz tego przynosi wiele innych pozytywnych skutków. Wymienię tylko kilka: uczy wymagania od siebie, ofiarności, pracy nad sobą, rezygnowania z egoistycznych zachcianek, walki o dobro, pokonywania swoich słabości, wierności zasadom itp. Tego trzeba się nauczyć, aby umieć kochać. Zachowywanie czystości jest szkołą miłości.
Rozerwać kajdany zła
Dziewczyna, która pyta o radę, powinna uwolnić się od zła, w które się wplątała, i uleczyć rany spowodowane przez to zło. Jest jeszcze czas na zrobienie tego. Od czego zacząć? Przede wszystkim usunąć źródło pokus, którym jest Internet. Następnie zwrócić się do Chrystusa, Zbawiciela człowieka, w spowiedzi, Komunii św. i modlitwie. On został posłany, aby "więźniom głosić wolność, a uciśnionych odsyłać wolnymi" (Łk 4, 18). Jemu trzeba oddawać swoje pożądliwości - by je porządkował, napięcia - by je uśmierzał, zranienia - by je leczył. Właśnie tak! Nie skrywać swojej biedy. Przeciwnie - całą Mu ją wyznać i oddać: "Panie Jezu, oddaję Ci moje pożądliwości, złe myśli, napięcia seksualne, zniewolenia. Oddaję Ci całą moją przeszłość. Daj mi wolność. Przemień moją pożądliwość w pragnienie miłowania, tak jak Ty miłujesz. Ulecz moje rany spowodowane grzechem. Daj mi siłę i cierpliwość w walce z grzechem". Właśnie - Jezus nie działa sam, bez naszej współpracy. Trzeba ją podjąć. Może to wymagać sporego nakładu sił, ale żaden wysiłek nie jest ceną zbyt dużą za miłość, szczęśliwe małżeństwo, szczęśliwą rodzinę, za całą swoją przyszłość.
A gdyby ktoś dodatkowo potrzebował ludzkiego wsparcia w walce z nałogiem, to oprócz spowiednika mógłby się także zwrócić do psychologa. Ale koniecznie musi to być ktoś mający Boga za Ojca. Nie diabła.
Cześć! Do następnego razu.
Wasz starszy brat Jaś Bilewicz
O tym, jak rozmawiać z chłopakami na drażliwe tematy
Niektórzy mężczyźni uważają, że "nie" kobiety oznacza "być może" albo "spróbuj mnie jeszcze raz przekonać". Nie można pozostawiać żadnych wątpliwości co do granic związku. Mężczyzna musi wiedzieć, że nie będzie żadnych negocjacji. Jego reakcje są bardzo dobrym wskaźnikiem charakteru. Jeżeli mimo wszystko jest natarczywy, mam do czynienia z egoistą. Lepiej dać sobie od razu spokój. Ten problem to tylko wierzchołek góry lodowej.
Cześć! Rozpocznę dzisiejszy list do Was od fragmentu listu, który kiedyś sam otrzymałem. 23-letnia Ola tak napisała: "(...) Dziewczyna na jedną noc? Na dwa tygodnie? Dwa miesiące?... I w centrum tego wszystkiego stoi oczywiście łóżko. Nie, to nie dla mnie. To taki sam związek jak między prostytutką i jej klientem. Tylko że tam się płaci, a tu nie. Mieć ochotę na seks to trochę za mało. Niektórzy mężczyźni uważają, że »nie« kobiety oznacza »być może« albo »spróbuj mnie jeszcze raz przekonać« Nie można pozostawiać żadnych wątpliwości co do granic związku. Mężczyzna musi wiedzieć, że nie będzie żadnych negocjacji. Jego reakcje są bardzo dobrym wskaźnikiem jego charakteru. Jeżeli mimo wszystko jest natarczywy, Nie można mam do czynienia z egoistą. Lepiej od razu dać sobie spokój. Ten problem to tylko wierzchołek góry lodowej".
O co chodzi w dzisiejszym liście? Chodzi o następującą sytuację: spotykają się ze sobą dziewczyna i chłopak. Spotykają się, spotykają - no i w końcu pojawia się problem, czy będzie seks czy też nie. Przeważnie bywa tak, że dziewczyna chce zachować czystość, chłopak zaś mniej (przeważnie, bo wiadomo, że w dzisiejszych czasach pojawiają się także nachalne dziewczyny). I co wtedy?... Trzeba o rym porozmawiać, stawiając sprawę jasno i wyraźnie.
Zamiast tego czasami dziewczyny po dłuższych czy krótszych namowach ulegają, żeby - jak myślą - nie stracić chłopaka. Czyli innymi słowy: za trochę zainteresowania, ciepłych słówek, pokazania się przed koleżankami itp. płacą swoim ciałem. Ciekawa transakcja! Inne znowu są tak zakochane, że wystarczy, żeby facet - niczym jakiś sułtan turecki w swoim haremie - tylko mrugnął, a one już są gotowe na wszystko, czego zechce. Zapierają się swoich zasad, postanowień, wiary, Pana Boga... Innymi słowy, pod wpływem silnych emocji następuje u nich chwilowe, ale totalne wyłączenie pracy mózgu. Jeszcze inne zostały przerobione (przez media) na tak nowoczesne, że nie widzą problemu. Dla nich (jak dla wszystkich nowoczesnych dziewczyn) zabawa możliwa jest dopiero wtedy, kiedy - przepraszam za sformułowanie - ściągnie się majtki.
Moda na chodzenie ze sobą
O chodzeniu ze sobą już kiedyś pisałem. Lepiej nie rozpoczynać zbyt wcześnie, ale dać sobie czas na dojrzewanie, koncentrując się raczej na nauce, na rozwijaniu własnych zainteresowań, pasji itp. Kiedy jest się zbyt młodym, łatwo popełnić głupstwa, za które później przychodzi drogo płacić. Lepiej rozpocząć chodzenie, kiedy się jest na tyle dojrzałym, żeby poważnie myśleć o małżeństwie.
Współczesne mody - a właściwie ci, którzy je tworzą - nakłaniają do czegoś zupełnie innego, a mianowicie do rozpoczynania chodzenia, jak tylko znudzą się zabawy w piaskownicy. Od zabaw z piaskowymi babkami wprost do zabaw z żywymi babkami. Ogólnie rzecz biorąc, mody mogą być dobre (rzadko) albo złe, głupie lub szkodliwe (przeważnie). Dlaczego więc tylu ludzi i tak ochoczo idzie za nimi? Przypuszczam, że głównym tego powodem jest instynkt stadny. Mody go włączają. Miło jest robić to, co inni, czyli iść w stadku. Dodatkowo jeszcze nie potrzeba wtedy samodzielnie myśleć, co z pewnością wymaga wysiłku, a to staje się dzisiaj coraz mniej popularne. Problem jednak w tym, że kiedy idzie się tak bezmyślnie jak stado owieczek i baranków, to - mówiąc obrazowo - można się znaleźć w pewnym momencie zarówno na "zielonych pastwiskach" (i na to wszyscy liczą), jak też, niestety, przed budynkiem z szyldem "Rzeźnia"... Poczucie "kupą raźniej" bywa złudne! Zachęcam w związku z tym do używania rozumu, a nie tylko do kierowania się wrażeniami i instynktami, bo mody mogą być złe lub głupie podobnie jak ci, którzy je tworzą.
10 powodów zachowania czystości
Zanim przejdę do sedna swego listu, chciałbym przypomnieć jeszcze raz 10 (spośród wielu) odpowiedzi dziewcząt na pytanie: "Dlaczego chcesz zachować czystość przedmałżeńską?" (więcej na ten temat znajdziesz w wyd. specjalnym Miłujcie się! pt. Ruch Czystych Serc). Oto one:
Zachowanie czystości do ślubu to najlepszy filtr na nieodpowiedzialnych facetów. Jeśli kocha, poczeka. Jeśli nie chce czekać, nie kocha, a chodzi mu tylko o seks.
Seks rezerwuję dla męża. Nie chcę być dla nikogo jedną z kolejnych partnerek do łóżka.
Dlaczego nie poczekać do ślubu? Dzisiaj wszystko musi być natychmiast, od razu, już. Jakby jutro miał być koniec świata. Po co ten hałas? Potem będzie dużo czasu na seks - najwłaściwszy czas i najwłaściwsza osoba.
Często myślę o swoim przyszłym mężu. Jaki będzie? Jak będziemy żyć? Chcę poczekać na niego. Chyba go już nawet w jakiś sposób kocham. Niektóre dziewczyny, kiedy pojawiają się jakieś pokusy, piszą nawet listy do swoich przyszłych mężów, których teraz jeszcze w ogóle nie znają. Kiedyś im je pokażą. Fajne!
Postanowiłam poczekać, ponieważ najpiękniejszym darem dla małżonka jest dziewicze serce i ciało.
Przedmałżeńska czystość jest po to, żeby nauczyć się kochać. Bo zachowując czystość, człowiek uczy się wymaga- nia od siebie, ofiarności, samozaparcia, walki o dobro, pokonywania swoich egoistycznych zachcianek, wierności zasadom itp. Kochać potrafi tylko ten, kto się tego nauczy.
Zachowuję czystość między innymi dlatego, że nie chcę zostać 17-letnią panną z dzieckiem albo zarazić się jakimś paskudnym choróbskiem.
Mężczyźni cenią dziewice. Łatwych dziewczyn używają i potem je zostawiają.
Przedmałżeński seks to ciężki grzech. Tylko naiwni myślą, że im to nie szkodzi. Seks? Świetnie! Po ślubie, jak Pan Bóg przykazał.
...poza tym rozwieźli i cudzołożnicy nie wchodzą do Królestwa Bożego.
Kilka praktycznych wskazówek
Tak oto doszliśmy do praktycznej części listu. Podam Ci teraz kilka wskazówek, jak mówić "nie", bo wiem, że są z tym czasami spore problemy.
Poczekaj na nadarzającą się okazję, by wyrazić, co myślisz i czujesz. Takim dobrym momentem jest jakaś próba zbliżenia fizycznego z jego strony. Mów odważnie i jasno, ale spokojnie i ciepło. Nie bądź w defensywie, jakbyś nie była pewna swego. Masz prawo być dumna ze swoich wartości. Racja jest po Twojej stronie. Z całą pewnością właściwą rzeczą jest poczekać do ślubu. Pan Bóg się nie pomylił, a firmując czystość i zakazując nieczystości. Ta afirmacja i zakaz są wyrazem Jego miłości, bo chronią i Ciebie, i Twojego chłopaka, i Waszą przyjaźń czy miłość.
Powiedz swoje i jeżeli reakcja będzie negatywna, zostaw całą sprawę. Gdy chodzi o seks, mężczyźni potrafią być bardzo wytrwali. Po pierwszej odmowie wymyślają kolejne argumenty, wznoszą kolejne błagania, wygłaszają kolejne protesty. Nie prowadź jednak zbyt długich dyskusji. Twoje (i Boże) wartości nie podlegają dyskusji, jak gdyby nie były pewne. Chłopak musi teraz podjąć decyzję. Daj mu na to czas. Jest to ważny moment -próba jego miłości, albo przynajmniej dobrej woli. Jeżeli szczerze zaakceptuje Twoje wartości, to znaczy, że kocha. Wiesz, że nie spotyka się z Tobą, myśląc o czekających go przyjemnościach. Ty go interesujesz, nie seks.
Musisz dopuścić do siebie myśl, że nie jesteś dziewczyną dla tego akurat mężczyzny. Bądź przygotowana na to, że odejdzie. Taka perspektywa bywa trudna, zwłaszcza jeśli dziewczyna jest zakochana. Ale tylko tak postępując, znajdziesz kogoś, kto Cię uszanuje. Lepsza chwila bólu rozstania niż męczenie się potem, czasami przez całe życie! Bądź gotowa utracić nawet wielu chłopaków. Im wcześniej odejdą, tym lepiej.
A oto kilka konkretnych próbek dialogu. Dziewczyna powiedziała, że chce zachować czystość przedmałżeńską. A teraz dalsza część rozmowy:
On: "Ale ja cię kocham!"
Ona: "Skoro mnie kochasz, to szanuj moje wartości. To byłby bardzo dobry wyraz twojej miłości do mnie. Jeżeli nasza miłość jest prawdziwa, będzie trwała, a po ślubie znajdziemy mnóstwo czasu na fizyczne jej wyrażenie... Czy moglibyśmy dzisiaj zawrzeć małżeństwo? Nie, za słabo się znamy. Jest zbyt wcześnie, żeby to wiedzieć. A nie jest zbyt wcześnie, aby podejmować najbardziej intymny akt, jaki może istnieć pomiędzy kobietą a mężczyzną? Cóż to za logika?".
On: "Ale seks to naturalna część związku między kobietą i mężczyzną".
Ona: "Każdego związku? Każda z każdym robi wszystko?... Tak było u jaskiniowców. Mówiłeś, że jesteś wierzący! Seks to naturalna część jednego związku - małżeńskiego. Nie spieszymy się w odkrywaniu, czy chcemy się pobrać, a więc nie śpieszmy się również do jakichś intymności. Oddam się temu mężczyźnie, z którym będę do końca życia. Nie zamierzam być dla nikogo tymczasową partnerką do zabaw w łóżku. Proste".
On: "Ja chcę być z tobą do końca życia".
Ona: "Może tylko ci się tak wydaje w tej chwili. Gotów jesteś ślubować to wobec Boga i świadków? Ja nie jestem. I ty też nie. Nie znamy się jeszcze na tyle dobrze, aby podjąć taką decyzję. Czas pokaże, czy mamy być ze sobą".
On: "Jest XXI wiek! Wszyscy to robią!".
Ona: "Wszyscy?... Chcesz powiedzieć wszystkie miernoty. My też musimy robić to, co wszyscy? Z prądem płyną zdechłe ryby. Wszystkie!".
On: "Gdybyś mnie kochała, zgodziłabyś się".
Ona: "Na co? Na zrujnowanie naszego związku? Na wyrzuty sumienia? Na zamęt emocjonalny? Na zdradę Chrystusa? Może na dziecko? Chciałbyś zostać ojcem nieślubnego dziecka?... I wszystko tylko dlatego, że ty masz ochotę na seks. Jeżeli mnie kochasz, nie będziesz się domagał czegoś, czego nie chcę. Zależy mi na naszej miłości, na tobie, na sobie, dlatego chcę czystości... Ale może nie jestem dziewczyną dla ciebie?".
On: "Tak mi się podobasz. Tak działasz na mnie, że nie mogę wytrzymać". (Niektóre dziewczyny niezwykle lubią słuchać takich komplementów. Jest to skuteczny sposób ich rozmiękczania: "Wzbudzam aż takie zainteresowanie! Och! Jaka jestem sexy"!... Spokojniutko. To odzywa się typowa próżność kobieca. Nie sprzedaje się w ten sposób swoich wartości ani siebie). Ona: "Zabrzmiałeś, jakbyś był uzależniony seksualnie. Da się wytrzymać. Możemy kontrolować nasze ciała, a nie pozwolić, aby to one nas kontrolowały. Potrzeba tylko trochę dyscypliny. Dasz radę! Nie jesteś przecież jakiś dzielny wojak Szwejk".
On: "Jak mógłbym ożenić się z kobietą, o której nie wiem, jaka jest w tych sprawach?". Ona: "Chyba żartujesz! Chcesz mi zrobić egzamin? Każda prostytutka lepiej by go zdała. Jaki z tego wniosek? Może musiałbyś poszukać sobie żony w jakiejś agencji towarzyskiej... Nie, mój drogi, mylisz się. Jak będzie miłość, to będzie udane współżycie. Im większa miłość, tym bardziej udane. Nic więcej nie jest potrzebne. Zachowując teraz czystość, pracujemy na wspaniałe życie seksualne w małżeństwie".
On: "Jeżeli ty nie chcesz, znajdę sobie kogoś innego". Ona: "No i proszę - wyszło szydło z worka. Wiadomo teraz, o co ci chodzi. Cześć! Powodzenia!".
On: "Twoje poglądy są staroświeckie!".
Ona: "Patrzcie, ludzie, jaki on jest nowoczesny! Zaraz chyba spadnę z krzesła. Właśnie to, co ty proponujesz, to powrót do czasów hordy pierwotnej. Moje poglądy są sprawdzone. Dlatego jest mi z nimi bardzo dobrze i bezpiecznie. A ta twoja ťnowoczesnośćŤ znaczy rodzenie dzieci przez dzieci, łapanie chorób wenerycznych, rozwody, używanie kobiet jak zabawek...". Z grubsza rzecz biorąc, reakcje mężczyzny można podzielić na dwie kategorie: mniej lub bardziej egoistyczne (przykłady powyżej) oraz troskliwe. Teraz podam kilka reakcji troskliwych, świadczących o miłości. Dziewczyna powiedziała, że chce zachować czystość. A oto dalszy ciąg dialogu:
On: "Jeżeli tak chcesz, nie ma problemu. Dla mnie ważniejsza jesteś ty i nasz związek niż seks".
On: "Oczywiście. Nie całkiem rozumiem twoje zasady, ale skoro mówisz tak stanowczo, musisz mieć ważne powody. Będę się starał je zrozumieć. Zrobię wszystko, abyś czuła się ze mną dobrze. (Popatrz, on mówi, że kocha! Stać go na ofiarę. Ofiara jest miarą miłości. Im większa miłość, tym większa gotowość do ofiary).
On: "Nie musisz mnie przekonywać. Dobrze rozumiem, co masz na myśli. Ja też chcę żyć w ten sposób. Obawiam się jednak, że nie będzie to łatwe. Bardzo mi się podobasz, również fizycznie. Potrzebuję twojej pomocy. Musimy ułożyć sobie jakiś program chodzenia z sobą. No, rezygnujemy na przykład ze spotkań w samotności w domu, nie pijemy alkoholu, nie chodzimy na dyskoteki. Trudno. Nie jest to wysoka cena za naszą miłość".
On: "Bogu niech będą dzięki! Zawsze szukałem takiej dziewczyny i o taką dziewczynę się modliłem. Interesują mnie tylko dziewczyny z zasadami. Nie chcę, aby moja żona i matka moich dzieci była tuzinkowa".
Wiele dobrego może rozpocząć się od chodzenia z chłopakiem - ale i wiele złego. Wszystko zależy od zasad postępowania, które się przyjmie. Którą drogę wybierzesz? Ufam, że dobrą, Bożą, a nie złą, grzeszną. Ta pierwsza jest trudniejsza, ale tylko krocząc po niej, znajduje się pełnię miłości i życia. Tak mówi Jezus. Druga droga, czyli życie według znanego hasełka "róbta, co chceta", jest obecnie bardzo reklamowana. Bardzo! Jako przyjemna, "nowoczesna" i w ogóle pod każdym względem odlotowa. Megafony diabła zostały nastawione na pełny regulator. Ludzie mu oddani - eleganccy, kulturalni, profesjonalni - pracują dniem i nocą... Ty wybieraj Chrystusa. Szczęść Boże!
Wasz starszy brat Jaś Bilewicz
O modach
Cześć! Dzisiejszy list jest o modach. Napisałem w liczbie mnogiej, ponieważ różne są mody. Mówimy, że ktoś ubiera się modnie, ale również, że panuje dzisiaj moda na przykład na czytanie Harry'ego Pottera, używanie wulgarnego języka, na mieszkanie razem bez ślubu, chodzenie z chłopakiem (o tym pisałem ostatnio) itp.
Mody - a nawet trendy społeczne - tworzą zwłaszcza ludzie mediów. Oni bowiem mają środki, aby dotrzeć do ludzi ze swoimi pomysłami. Wiadomo, że kiedy pokazuje się w sposób atrakcyjny jakąś rzecz, zjawisko, styl życia i czyni się to dostatecznie długo, wielu odbiorców takiego przesłania przejmuje je jako własne, "kupuje" je - jak mówimy. I dzieje się tak bez względu na faktyczną wartość tego, co się "kupuje".
Na podobnej zasadzie działa reklama towarów. Handlowcy wiedzą, że towar, choćby był kiepskiej jakości, sprzeda się, jeśli się go ładnie opakuje i zareklamuje, czyli innymi słowy: umiejętnie zmanipuluje klienta. Na przykład mięsa z supermarketów nawet pies czasami nie chce żreć, ale ludzie jedzą, palce liżąc. W dzisiejszych czasach jakość towarów może spadać, ponieważ wzrasta umiejętność manipulowania klientem. I biznes się kręci. Reklamuje się - jak powiedziałem - nie tylko towary, ale także idee, sposoby zachowania, wartości itp. Są one przeważnie takiej jakości jak to mięso z supermarketów, ale ludzie palce liżą...
Szczyty manipulacji
Przypomina mi się pewien stary kawał: "Jaki jest szczyt manipulacji?... Zrobić komuś kupę pod drzwiami, następnie zadzwonić i nakłonić tam mieszkającego, żeby sobie posprzątał".
Patrząc na oddziaływanie mediów, widzę, że ten obraz dobrze opisuje rzeczywistość. Wielu faktycznie daje się przekonać i chętnie przystępuje do sprzątania. Nawet mówią, że było super, i zapraszają znowu. Po kilku zaś takich sprzątaniach i dalszych perswazjach gotowi są tych, którzy narobili im na wycieraczkę, całować po rękach - jako ich i ludzkości dobroczyńców, a cała klatka się zbiega, prosząc, żeby przyjść i do nich... Takie to szczyty osiągają na co dzień największe stacje telewizyjne czy najbardziej popularne gazety. Kto pozwala sobą manipulować? Zwłaszcza ci, którym nie chce się zbytnio pomyśleć, przeanalizować, ocenić. Ci, którzy kierują się wrażeniami - czyli ładnym opakowaniem. Pan Bóg dał im rozum, ale oni nie chcą go używać. Jasne, wysiłek też nie jest w dzisiejszych czasach modny. Modne jest luzactwo, któremu - co logiczne - towarzyszy nieodmiennie płycizna i głupota.
Wiele interesujących materiałów na ten temat dostarczają różne fora internetowe, w których internauci wypowiadają się na temat Kościoła. Można je zupełnie obiektywnie nazwać "internetowymi forami głupców" albo nawet "internetowymi forami satanistów". Fora te są największą chlubą ateistycznych mediów i absolutnym szczytem ich osiągnięć. Ochrzczonych i bierzmowanych przerobić na wojujących ateistów czy wręcz bluźniących satanistów - to dopiero sztuka!
Być sexy, sexy, sexy!
Tyle wstępu. A teraz jeden przykład spośród wielu panujących obecnie mód. Klasyczny. Rozpocznę od pytania: Po czym odróżnić stojącą przy drodze szybkiego ruchu panią lekkich i wolnych obyczajów łapiącą klientów od zwykłej autostopowiczki łapiącej okazję?... Na ogół odróżnia się je po ubiorze. Na ogół! Bardzo krótka sukienka, obcisłe do granic wytrzymałości materiału szorty i bluzki (z dekoltem oczywiście) itp. - to typowy mundurek bezprude-ryjnych i wyzwolonych pań. Musi być dużo, dużo gołego ciała - aby być sexy, jak najbardziej sexy. Prostytutki zawsze ubierały się w ten sposób, ponieważ -jak powszechnie wiadomo - obnażone ciało rozbudza w mężczyznach pożądanie, a o to właśnie najbardziej chodzi. Jeżeli uda się to zrobić w odpowiednim stopniu, będzie sukces - klient skorzysta z usług, choćby nawet miał żonę i dzieci. Patrząc na sprawę z komercyjnego punktu widzenia, powiemy, że trzeba pokazać towar, którym się handluje. Ponadto klient musi zobaczyć towar, którego będzie używał. Wszystko zaś zostanie nazwane "kochaniem się"...
Nadeszła wiosna. Odkładamy więc zimowe ciuchy i wkładamy lżejsze. Oczywiście, jak zwykle, wtrącą się "dyktatorzy mody" ze swoimi propozycjami, tak jakbyśmy nie mieli własnego gustu, własnych pomysłów i sami nie wiedzieli, w co się ubrać. Jaka będzie w tym roku wiosenna propozycja mody dla dziewcząt?... No jaka? Dokładnie wiadomo. Taka sama jak zawsze. Od lat o tej porze roku panowie dyktatorzy i panie dyktatorki zajmują się nie tyle gustownym ubieraniem dziewcząt, ile ich rozbieraniem. Naczelna i niezmienna zasada brzmi: pokazać jak najwięcej ciała - żeby dziewczyny były sexy, jak najbardziej sexy. Osobiście nie lubię (i nie tylko zresztą ja) dziewcząt biegających niemal goło po mieście, ale raczej każdej wiosny wyglądam ubranych z wdziękiem, estetycznie, pięknie, na przykład w sukienki do kolan - podkreślające urodę, ale skromne, bez agresywnego eksponowania ciała. Niestety, mało takich radujących serce widoków. Bardzo mało.
W ubiegłym roku popularne były dżinsy biodrówki. Wystającą z nich bieliznę i brzuchy można było oglądać nawet w kościołach. (Pisząc "bieliznę", mam na myśli nie taką normalną, ale tzw. stringi - czyli sznurki, dosłownie sznurki - bardzo dziś modne. Szczytowo inteligentny pomysł, nieprawdaż?). Dziewczyny potrafią powalczyć! Trwała zacięta walka o każdy centymetr gołego brzucha - aż biodrówki stawały się prawie samymi nogawkami.
Myślałem sobie, że tak ubrane mogłyby śmiało pójść na dowolny bal przebierańców. Każdy bramkarz wpuściłby je bez problemu. I nikt na balu nie miałby wątpliwości, za kogo się przebrały. Za kogo?... Inspiracją i ideałem dyktatorów mody są panie lekkich obyczajów. Chcieliby ubierać dziewczyny według stylu, który nazwałbym "na prostytutkę". Dlatego właśnie czasami tak trudno odróżnić panią łapiącą klientów od modnie ubranej autostopowiczki łapiącej okazję.
Większość dziewcząt idzie za tym, co dyktuje się im w kwestii ubioru. Wiele jest nawet zachwyconych. Gdyby miały okazję, całowałyby po rękach swoich dobroczyńców za ich mądrość, dobroć i subtelny zmysł estetyczny. Teraz są naprawdę sexy. Cóż za dobrodziejstwo! Ile uwagi można na sobie skupić. Ileż spojrzeń. A przy tym jest się na topie. Same korzyści. Fantastyczne!
Nie daj się zabić
Czy wszystkie propozycje projektantów mody idą w parze z chrześcijańskim stylem życia?... Przede wszystkim musimy sobie (chyba na nowo) uświadomić, że chrześcijanin nie może płynąć bezrefleksyjnie z różnymi prądami reklamowanych mód, wartości i ideologii. Zanim je "kupi", ocenia je w świetle nauki Chrystusa. Jeżeli nie zgadzają się z tą nauką, odrzuca je. Nikt nie wie lepiej niż Bóg, co jest dobre, a co złe. Pismo św. mówi: "Nie miłujcie świata ani tego, co jest na świecie. Jeżeli kto miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca" (1 J 2, 15). Brak krytycyzmu w stosunku do tego, co proponuje "świat", prowadzi do zaparcia się Chrystusa, utraty wiary, do straty życia nadprzyrodzonego, a w ostatecznym rozrachunku do zaprzepaszczenia życia wiecznego. Wokół nas toczy się wojna. Bez huku, bez wystrzałów, cicha, trudno dostrzegalna, ale zacięta - wojna o dusze. Zdajesz sobie z tego sprawę? Jest niezwykle niebezpieczna. Można zostać ciężko zranionym, albo nawet stracić życie - i to, co gorsza, życie wieczne. Nie daj się zabić! "Świat" stoi w opozycji do Jezusa, który nazywa szatana "władcą tego świata" (J 12, 31).
To władztwo widać wyraźnie we współczesnej Europie. Zachodni liberalizm jest bardziej niebezpieczny dla chrześcijan niż radziecki komunizm. W 1991 r. - czyli w roku upadku ZSRR, po 70 latach walki z Bogiem i jego Kościołem - ok. 30% mieszkańców Rosji przyznawało się do wiary w Chrystusa, natomiast w Szwecji, w kraju wolności i tolerancji - ok. 23%... Diabeł wymyślił nowe sposoby wyrywania Boga z serc ludzi. Kiedyś walczył prymitywnie - sierpem i młotem, dziś "w białych rękawiczkach" - metodą soft & light, w wolności i tolerancji.
Grzech zgorszenia
Wróćmy do rzeczy. Czy Pan Jezus mówi coś na interesujący nas temat, tzn. publicznego rozbierania się, bo taka moda?... Owszem: "Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa" (Mt 5, 28). Nieskromny ubiór dziewczyny może prowadzić mężczyzn nawet do ciężkich grzechów.
Nie znamy głębi ludzkiej słabości, którą obarczył naszą ludzką naturę grzech Adama. Jeżeli nie wolno nam narażać innych na niebezpieczeństwo utraty zdrowia czy życia fizycznego, doczesnego, to o ileż bardziej nie wolno tego czynić w stosunku do zdrowia czy życia nadprzyrodzonego, wiecznego. Dlatego Jezus mówi: "Biada człowiekowi, przez którego dokonuje się zgorszenie" (Mt 18, 37).
Co to jest zgorszenie, dokładnie wyjaśnia Katechizm Kościoła Katolickiego. (Czyni to - zwróć uwagę - przy omawianiu V przykazania - "Nie zabijaj". Zabić można duchowo. W tym znaczeniu liberalizm masakruje i eksterminuje całe chrześcijańskie narody. W Szwecji w ciągu zaledwie kilku dziesięcioleci zabito znaczną część chrześcijan. Z pewnością martwi są ci, którzy deklarują się jako niewierzący). "Zgorszenie jest postawą lub zachowaniem, które prowadzi drugiego człowieka do popełnienia zła. Ten, kto dopuszcza się zgorszenia, staje się kusicielem bliźniego. (...) może doprowadzić swego brata do śmierci duchowej. Zgorszenie jest poważnym wykroczeniem, jeżeli uczynkiem lub zaniedbaniem doprowadza drugiego człowieka do poważnego wykroczenia" (2284). I dalej katechizm mówi także o modzie: "Zgorszenie może być spowodowane przez prawo lub instytucję, przez modę lub opinię publiczną" (2286).
Wyobraź sobie teraz dziewczynę, która przychodzi do szkoły modnie ubrana, czyli bardziej rozebrana niż ubrana... Ilu swoich kolegów w klasie i szkole doprowadzi do pożądliwego patrzenia na siebie?... Nie wiemy. Pan Bóg wie. Obawiam się, że wiele będzie kiedyś zaszokowanych, kiedy zobaczą, do jakich pokus i upadków doprowadziły innych przez swój sposób ubierania się, który obecnie beztrosko uważają za rzecz mało ważną. Trzeba się spowiadać z tego grzechu ("Ubierałam się nieskromnie, co mogło spowodować, że inni patrzyli na mnie pożądliwie"), nawracać się i zadośćczynić.
Kardynał Stefan Wyszyński kiedyś wspominał: "Na Jasną Górę przyzedł mężczyzna i poprosił o spowiedź po 20 latach. »Co się stało, że dziś właśnie postanowiłeś się wyspowiadać?« - zapytał spowiednik. »Jechałem w jednym przedziale z młodą kobietą. Otaksowałem ją oczami, tak jak zwykle to czyniłem. Czytała książkę. Raz popatrzała na mnie. Wysiadając, jeszcze raz podniosła oczy. I nic więcej. Nie powiedziała ani słowa. I nagle poczułem się taki brudny, tak strasznie zły, że wysiadłem z pociągu i przyszedłem tutaj«". Skromna i czysta dziewczyna może wynieść chłopaka na wyżyny! Niestety, widzi się na ogól zupełnie odwrotną sytuację...
Wstydliwość i czystość
Powyższa historia prowadzi nas do jeszcze jednej ważnej sprawy. Otóż nieskromny ubiór powoduje z czasem utratę poczucia wstydliwości u osoby, która go nosi. Wstydliwość zaś chroni czystość. Gubi się wstydliwość, gubi się i czystość. Logiczne. O tym także mówi katechizm: "Czystość domaga się wstydliwości (...)" (2521); "Wstydliwość jest związana z czystością (...)" (2521); "Wstydliwość inspiruje styl życia, który pozwala na przeciwstawienie się wymaganiom mody i presji panującej ideologii" (2523).
Świetny materiał do przemyślenia. Albo jest jeszcze inna możliwość - dać sobie spokój z przemyśliwaniami i przyłączyć się do stadka wypełniających wymagania mody lub/i wyznawców "panującej ideologii". Kupą zawsze raźniej i łatwiej. Problem w tym, że dobre samopoczucie występuje w takich przypadkach tylko do czasu. Wspominałem o tym już kiedyś. Co gorsza, takie stadko idące za swoim guru może znaleźć się pewnego dnia w miejscu, gdzie panuje - używając języka Ewangelii - "płacz i zgrzytanie zębów"...
Jest oczywiście inna droga i inny cel. Święty Jan pisze właśnie do młodych: "(...) jesteście mocni i (...) nauka Boża trwa w was, i zwyciężyliście Złego" (1 J 2, 14). A więc zwyciężajmy Złego i niech nauka Boża trwa w nas!
Do następnego razu!
Jaś Bilewicz
nr 2-2008