Alicja Marta Budzyńska
Magiczny
ogród
Był sobie chłopiec imieniem Adaś. Adaś mieszkał wraz z rodzicami na skraju małego miasteczka nieopodal lasu. Wokół domu roztaczał się wspaniały ogród. Był to cudowny i wspaniały ogród, bo cały rok było w nim zielono. A to przez liczne świerki, choinki i inne iglaste drzewka i krzaczki, które aż trudno było zliczyć. Tak więc w tym zielonym zakątku zieleni było zawsze pięknie . Czy to zimą, gdy ostry mróz zmrażał wszystko dokoła, czy to latam, gdy zasiane przez mamę Adasia kwiaty rozkwitały i ślicznie współgrały z soczyście zielonym otoczeniem. Adaś uwielbiał ten ogród. Zawsze czuł się w nim bezpiecznie. Gdy miał zły dzień lub był smutny, albo płakał, gdy ukochana babcia Antonina umarła, biegł do ogrodu i chował się pod srebrzystą starą sosną. Tam wszystkie smutki mijały. Adaś był wesołym i ruchliwym chłopcem. Potrafił bardzo ładnie rysować i często robił laurki dla swoich bliskich, a nawet koleżanek,. Bardzo lubił sprawiać przyjemność innym, a gdy zobaczył, że jego podarki u każdego wywołują uśmiech, był bardzo z siebie dumny.
Inspiracją do tworzenia był ogród. Czuł w nim, jak wszystko żyje. Zdawało mu się nawet, ze to za sprawa tych tysiąca, miliona, a może tryliona wiecznie zielonych igiełek. Kiedyś nawet próbował je zliczyć, ale będąc w połowie pierwszego drzewka, stwierdził, że tak licząc może stracić za dużo czasu, a przecież ważniejsze jest wymyślanie i rysowanie nowych obrazków, które mogą komuś pomóc przywołać uśmiech. Wierzył, że w tych igiełkach zawarta jest jakaś tajemnicza moc. I to magia sprawia, że gdy w innych ogrodach robi się ponuro, a konary drzew straszą swoją nagością, u Adasia ciągle trwa czarodziejska zieleń. Zastanawiał się nawet jak może wyglądać czarodziej, który czuwa nad tym, aby w ogrodzie zawsze było pięknie. Nawet zaczął rysować jego portrety i mimo wielu próśb wypowiadanych w różnych miejscach ogrodu, czarodziej nigdy się nie pojawił.
Pewnego dnia Adaś poszedł do ogrodu, chociaż miał bardzo dużo lekcji do odrobienia i musiał pomóc mamie w porządkach. Od kilku dni czuł się jakoś dziwnie. Łatwo się męczył, był osłabiony i rozdrażniony. Nigdy czegoś takiego nie czuł. Kilka razy był przeziębiony i tyle, ale żeby stale spragnionym i mieć zajady wokół ust, to było za wiele. W dodatku jadł tyle co zawsze, a mimo to wydawało mu się, ze chudnie. Jeszcze nie powiedział mamie, ale w nocy zmoczył się w łóżko. Rozmyślał o tym co się z nim dzieje, aż zrobiło się ciemno, że nawet w wiecznie zielonym ogrodzie trudno było rozpoznać jakiekolwiek kształty. Ocknął się dopiero, gdy mama zaczęła go wołać. Ku swojemu zdziwieniu stwierdził, ze mimo spędzenia tylu czasu wśród ukochanych zielonych świerków i choinek wcale nie poczuł się lepiej. Zmartwiony wrócił do domu. Przemyślał wszystko i poszedł do rodziców powiedzieć o swoim problemie. Bał się ich reakcji, ale mama go przytuliła i powiedziała, że zabierze go do lekarza.
Następny dzień okazał się najgorszym dniem w życiu Adasia. Lekarz powiedział, że jest chory na cukrzycę. Tak bardzo się zmartwił, że nawet nie usłyszał, czy się tym zaraził czy może to w nim zawsze było. Pamięta tylko słowa: jest to choroba nieuleczalna, jedyne co można zrobić to wstrzykiwać „inną solinę”. Nie wiedział co to jest, za solą nie przepadał, a ta „inna solina” wcale mu się nie spodobała. W zasadzie nic mu się nie podobało! Ani ten wstrętny lekarz, ani to, że jest chory, ani cały dzień! Był zły, smutny i jedyne co mógł zrobić to płakać! Więc płakał! Do końca tego dnia, i następnego, i jeszcze następnego. Płakał, gdy mama przychodziła wstrzykiwać coś w jego rękę, gdy przyszedł jego najlepszy kolega Marek, a nawet gdy tata zrobił jego ulubione naleśniki z serem i sosem czekoladowym. Gdy miał już dosyć płakania w domu, poszedł do ogrodu, który zawsze był magiczny i czarodziejski. Ale nawet w nim nie przestał płakać. Schował się pod swoim ulubionym srebrnym świerkiem i myślał co dalej z nim będzie. Czy umrze? Czy może znajdą lekarstwo i będzie zdrowy, a te koszmarne codzienne zastrzyki się skończą.
Nagle usłyszał jakby trzask, potem szelest. Przetarł oczy zobaczył… Właściwie to w pierwszej chwili nie wiedział co ujrzał. Było to coś dziwnego.. miało wyłupiaste oczy, sterczące spod dziwnego kapelusza uszy i wąskie usta. Skórę miał szarą, brzydką i pomarszczoną. Przypominał Zgredka-skrzata z ulubionej powieści Adasia. Tyle tylko, że miał wielki wymyślny kapelusz i obszerną szatę w różnych odcieniach zieleni. Była ona pomięta z gdzieniegdzie uczepionym igliwiem. Adaś przestraszył się, ale gdy pomyślał o tym co go ostatnio spotkało było mu już wszystko jedno. Dziwna postać skłoniła się i zamrugała brzydkimi oczami. Zaciekawiony chłopiec zapytał się:
-Kim jesteś?
-Jestem Strażniczym tego ogrodu. Pilnuję, aby w nim było zawsze zielono.
-Jesteś czarodziejem?
-Nie. Ale sprawiam, że ten ogród jest magiczny. Pewnie zauważyłeś, że ogrody twoich sąsiadów większą cześć roku są ponure i brzydkie. Dopóki każdy z nich miał swojego Strażniczego, były też cały czas zielone, ale wszyscy już odeszli. Zostałem ja, ostatni.
-Dlaczego mi się dopiero teraz pokazałeś? Prosiłem już wiele razy wcześniej. Nawet laurki Tobie robiłem i sam wierszyki pisałem, a ciebie nie było. Pojawiasz się dopiero, gdy już znienawidziłem cały świat i nie chce mi się żyć -powiedział z wyrzutem chłopiec.
-Dlatego jestem! Nie tylko dbam o magię w ogrodzie, ale moim zadaniem jest także, aby każdy kto się tu zjawi zaznał szczęście i ukojenie, a nie przykrość -odparł z entuzjazmem strażniczy.
-Dla mnie już nie ma nadziei!!!-wykrzyczał i znowu zapłakał.
-Mylisz się Adasiu. Popatrz dookoła, odetchnij tym świeżym powietrzem, czy nie czujesz się już lepiej?
Chłopiec nabrał powietrza ile tylko zdołał, a było to trudne przez zatykający się już od łkania nos.
-Może trochę..-odpowiedział niechętnie- ale co z tego? Zaraz mama przyjdzie z kolejnym zastrzykiem z „innej soliny” i znowu będzie mnie boleć! W dodatku ja się boje zastrzyków!
Strażniczy przysunął się bliżej Adasia i zaczął:
-Pokażę coś Tobie.. Jak widzisz jesteśmy w pięknym ogrodzie, w którym rosną sosny, tuje, świerki i inne rośliny, ale nie będę cie zanudzał ich nazwami. Każde drzewo, a nawet krzaczek ma igły, dzięki nim wszystkie te rośliny żyją i są pięknie zielone przez cały rok. Dzieje się tak, bo każdą tą igiełkę zaczarowałem, w każdą wpuściłem życiodajną kroplę eliksiru. Dlatego rosną, są mocne i zdrowe. Każda igiełka wkuwa się w nawet najmniejszą łodyżkę i gałązką, karmiąc ją i dając siłę i energię, aby roślina przetrwała nawet najsroższy mróz czy prażące słońce. Zobacz na drzewa u twoich sąsiadów, tam igły są słabe i drzewa w każdej chwili mogą uschnąć.
Podobnie jest z twoim zdrowiem Adasiu! Lekarstwo, które wstrzykują tobie rodzice to nie „inna solina” ale insulina -eliksir, dzięki któremu będziesz zdrowo rosnąć i czuć się dobrze. Tak jak drzewa w tym ogrodzie. Uwierz mi również, że wstrzyknięcia nie są takie straszne i bolesne jak mówisz. Trzeba tylko wiedzieć jak bezpiecznie podawać insulinę i nie wyrywać się mamie! A najlepiej będzie, jeśli sam spróbujesz. Pomyśl o drzewach -one całe życie czują, że są kłute, ale polubiły to bo dzięki temu żyją.
W tym momencie mama zawołała Adasia, a strażniczy zniknął.
Tym razem chłopiec spokojnie czekał, aż mam poda mu lekarstwo i ku wielkiemu zdziwieniu poczuł tylko lekkie uszczypnięcie, tym razem bardziej łaskoczące niż bolące. Również mama pochwaliła Adasia za odwagę i to dodało mu pewności siebie. Wiec po kilku dniach sam spróbował podawać sobie lekarstwo, mimo wielu obaw, czy mu się uda, stwierdził, ze to nic strasznego, nawet sam zaczął badać sobie ilość cukru we krwi. Odwagi dodawało mu siedzenie w ogrodzie i patrzenie na te tysiące igiełek, które każde drzewko ma w sobie.
Nareszcie odkrył, na czym polega magia wiecznie zielonego ogrodu. Poczuł się jego częścią. Uśmiechnął się do siebie i stwierdził, że znowu wróciła jego siła i energia oraz chęć do zabawy. Wiedział, że dzięki swej chorobie stał się wyjątkowym i magicznym chłopcem. Był dumny ze swojego odkrycia, a swoją tajemnicą bardzo chciał się podzielić ze Strażniczym ogrodu. Niestety już nigdy się nie pojawił. A to dlatego, że Adaś znów był szczęśliwym chłopcem. Znaleźć można było jedynie gdzieniegdzie w ogrodzie pochowane laurki z pięknymi rysunkami…