Kto realnie rządzi w Polsce? "Musimy wybrać drogę uporczywej pracy nad przywracaniem polskości tym, którzy stali się >>tutejszymi<< albo >>turystami<<"
http://wpolityce.pl/artykuly/28834-kto-realnie-rzadzi-w-polsce-musimy-wybrac-droge-uporczywej-pracy-nad-przywracaniem-polskosci-tym-ktorzy-stali-sie-tutejszymi-albo-turystami
opublikowano: 18 maja, 23:46 | ostatnia zmiana: 18 maja, 23:48
Fot. Blogpress.pl
Za: Blogpress.pl
W panelu dyskusyjnym pod tym tytułem na Kongresie Polska - Wielki Projekt wzięli udział Joanna Potocka, prof. Andrzej Nowak, prof. Andrzej Zybertowicz oraz prof. Ryszard Legutko. Dyskusję prowadził Marek Magierowski. Mówiono m.in. o tym, jak przywrócić polskość tym, którym jest ona obojętna, jak wyjść z pułapki społecznej bylejakości III RP i odbudować wspólnotę oraz jak mamy stać się suwerennym narodem politycznym.
Rozpoczął prof. Andrzej Nowak, mówiąc, że pierwszym zobowiązaniem przy rządzeniu Polską jest pojęcie ojczyzny. Nawiązał do tytułu kongresu, zauważając, że ojczyzna nie jest projektem, lecz dziedzictwem. Sednem tego dziedzictwa - mówił prof. Nowak - jest ziemia, terytorium, na którym możemy się czuć bardziej u siebie niż gdzie indziej, ale też historia, która nas ukształtowała i kultura, która dała nam przede wszystkim język.
- Ojczyzna to jest przede wszystkim dziedziczenie po naszych ojcach, dziadach i pradziadach oraz niepisane zobowiązanie by tego dziedzictwa nie zmarnować. Nie zmarnować dziedzictwa terytorium, domu i jego wyposażenia, nie zmarnować dziedzictwa kultury, języka i historii, w której odnajdujemy sens wspólnej opowieści o nas w czasie - zaakcentował.
Historyk mówił, że przetrwaniu wspólnego dziedzictwa służyło spisywanie historii. Pierwszym zrobił to Gal Anonim, który choć nie należał do spadkobierców pierwszych Polan, to ten spadek opisał dla tych, którzy to dziedzictwo podejmowali. Ojczyzna już wtedy to nie była tylko historia, ale i program na przyszłość. Gal Anonim zafascynowany był tym, że po tak wielu najazdach kraj, o którym pisał, nie dał się ujarzmić. Podobna nuta pobrzmiewa w kronice tworzącego 80 lat później mistrza Wincentego, od XV w. przezywanego Kadłubkiem. Mistrz Wincenty pisał kronikę nie dla dynastii, lecz dla wolnego i niezwyciężonego ludu Lechitów, których wspólnotę nazwał Rzeczpospolitą.
Niestety - zauważył prof. Nowak - Polska nie jest projektem, ale są realizowane projekty jej likwidacji przez imperia, którym ona przeszkadza oraz przez tych, którym wydaje się ona niezwyciężona. Jego zdaniem, setki tysięcy młodych ludzi jest obojętnych na dziedzictwo, które tworzy Ojczyznę:
- Wybili się na niepodległość od krzyża, od Smoleńska, od Polski.
Andrzej Nowak zastanawiał się, czy można się z takimi ludźmi porozumieć. Uznał, że kompromis byłby zdradą tych, którzy za Polskę ginęli, ale czy mamy dać się zamknąć w rezerwacie, gdzie będziemy mogli kultywować nasze dziedzictwo?
Zdaniem profesora, musimy wybrać drogę uporczywej pracy nad przywracaniem polskości tym, którzy stali się na powrót "tutejszymi" albo turystami. To może być projekt naszej świadomej, systematycznej działalności, żeby Polaków było więcej i żeby odnowić ciągłość naszej wspólnej historii.
- To jest praca organiczna, która trwa nieprzerwanie od czterdziestu pokoleń i która się nie skończy, dopóki z niej nie zrezygnujemy - zakończył swoje wystąpienie prof. Nowak.
Prof. Andrzej Zybertowicz zaczął od tego, że dla obozu patriotycznego najważniejsza jest wiedza nie o tym, dlaczego Polską rządzi ten, kto rządzi. Zwrócił uwagę na błąd myślowy, który jego zdaniem polega na nieustannym diagnozowaniu sytuacji przy braku umiejętności programowania działań. Socjolog zauważył w obozie IV RP niedosyt myślenia strategicznego, objawiający się tym, że nie ze wszystkimi beneficjentami systemu III RP należy prowadzić wojnę. Jego zdaniem część należy zneutralizować, a z częścią wchodzić w sojusze. Za ważne uznał rozpoznawanie i wykorzystywanie pól napięć między głównymi beneficjentami III RP.
Polska, zdaniem profesora Zybertowicza, znalazła się w tzw. pułapce społecznej, czyli sytuacji, gdy większość ocenia panującą sytuację jako złą i dolegliwą, ale ma racjonalne motywy, żeby taki stan rzeczy podtrzymywać. Posłużył się przykładem Kenii, gdzie badani przez socjologów wieśniacy i intelektualiści twierdzili, że nie chcą uczestniczyć w korupcji, ale ponieważ wszyscy wokół w niej uczestniczą, to nieracjonalne byłoby zrezygnowanie z takich działań jako metody zabezpieczania swoich interesów. - Ta pułapka powoduje, że dostępne naszemu społeczeństwu zasoby są wykorzystywane w mniejszym stopniu niż to jest możliwe - mówił prof. Zybertowicz.
Zwrócił uwagę, że większość obywateli zachowywałaby się wobec państwa uczciwie i płaciła podatki, gdyby była przekonana, że państwo tych pieniędzy nie zmarnuje oraz gdyby była przekonana, że tak wypada i inni też tak zrobią. Natomiast w sytuacji, w której jest się przekonanym, że wszyscy naokoło oszukują, bez korumpowania człowiek staje się dziwolągiem, który niczego nie jest w stanie załatwić.
Socjolog wskazał, że od Platformy Obywatelskiej idzie przekaz, że partia ta nie traktuje ani rządzenia, ani wspólnoty poważnie i przymyka oko na negatywne zjawiska w administracji, szkolnictwie czy styku przedsiębiorczości ze sferą publiczną. Zdaniem Zybertowicza, tkanka kulturowa przyzwoleń na takie zjawiska została odziedziczona po PRL-u, ale za rządów obecnej koalicji została doprowadzona do typu idealnego. W opinii socjologa jest to zasadniczy element elektoratu III RP:
- Ten elektorat funkcjonuje w obszarze racjonalnego strachu, bo to są np. ci biznesmeni, którzy dają łapówki przy zamówieniach publicznych i działając na styku prywatno-publicznym zbudowali swoje fortuny. Mają więc racjonalne obawy, że gdy wprowadzone zostaną rządy prawa, oni będą w tarapatach. Oni potrafili wciągnąć do "obozu lęku" innych, podobnie jak zrobili to zdegenerowani ludzie służb specjalnych PRL z tymi, którzy nigdy nie byli donosicielami. Wielcy złodzieje, którzy mają racjonalne podstawy do tego, żeby się bać państwa prawa, potrafili zapisać do "obozu przestraszonych" tysiące pracowników administracji i małych biznesmenów, którzy nie tworzą chorych struktur lecz się do nich dopasowują. Ten nieracjonalny lęk może być siłą polityczną - przestrzegał Zybertowicz.
Określając elementy programu praktycznego, socjolog za fundamentalne uznał "obniżenie poziomu strachu i lęku przez zmianę języka i wypromowanie nowych twarzy a także przez selektywną amnestię, która pewnej części biznesu da szanse zalegalizowania majątku, którego i tak nigdy im nie odbierzemy, a ich strach co do tego wpycha ich w ręce przeciwników Polski". Dodał do tego również zakończenie lustracji w sensie prawnym, którą uznał za "niewydolną i wytwarzającą więcej kosztów politycznych niż korzyści".
W opisie głębszego poziomu lęku u tych, którzy nie mają interesu w popieraniu patologicznego systemu III RP Zybertowicz posłużył się pojęciem markera somatycznego wprowadzonego przez neurologa Antonio Damasio. Marker somatyczny jest niczym innym, jak tym co odczuwamy czasem "w trzewiach", wyobrażając sobie negatywne bądź pozytywne skutki podjęcia jakiejś decyzji, jeszcze zanim dokonamy racjonalnej analizy. Zdaniem profesora, system polityczny III RP bez względu na to, czy to było zaprogramowane czy nie, wbudował takie markery somatyczne milionom ludzi, z intelektualistami włącznie. Dzieje się to już na poziomie manipulacyjnych zbitek językowych, jak np. nie mające nic wspólnego z rzeczywistością "państwo policyjne PiS".
- W Polsce markery somatyczne ma wdrukowany obóz osób "ciężko przestraszonych przez Jarosława Kaczyńskiego". Jeśli nie znajdziemy sposobu na zneutralizowanie tych mechanizmów, to żadne racjonalne argumenty do ludzi nie trafią. Aby dotrzeć do tego obozu, należy poznać sposób myślenia tych ludzi i zastosować odpowiednie techniki "terapeutyczne" - radził Zybertowicz. Przede wszystkim trzeba mieć ofertę dla ludzi wykluczanych z systemu, np. masowo zwalnianych z pracy jego wcześniejszych beneficjentów.
Socjolog zauważył, że "z bagna bylejakości III RP wynurzają się wyspy, które są oazami polskości". Jest to cały archipelag patriotyczny, którego motorem działania jest słuszny wstyd za państwo. Ten archipelag pomoże odbudować wspólnotę, składa się jednak z setek projektów, których twórcy wykorzystali już swoje zdolności przywódcze i nie są w stanie wejść na wyższy poziom samoorganizacji. Zdaniem Andrzeja Zybertowicza każdy, kto chce przynależeć do archipelagu musi zaakceptować minimum patriotyczne, wyznaczające "kontury polskości". Najważniejsze punkty tego minimum patriotycznego to to, że Polska jest nam do naszych działań potrzebna oraz uznanie roli Kościoła katolickiego.
- Można być dobrym Polakiem nie będąc katolikiem, można być dobrym Polakiem nie będąc osobą wierzącą, można być dobrym Polakiem mając poglądy lewicowe, prawicowe, albo nie posiadając jasności w tej materii, ale nie można być dobrym Polakiem nie rozumiejąc kulturowej i organizacyjnej roli Kościoła katolickiego w dziejach Polski - zakończył swój wykład prof. Andrzej Zybertowicz.
Kolejna prelegentka Joanna Potocka mówiła o swobodach obywatelskich i polskiej myśli politycznej na przestrzeni wieków. Zaakcentowała, aby nie ulegać negatywnemu stereotypowi złotej wolności, rzekomej anarchii liberum veto, co przez wiele lat było celowym zabiegiem manipulacyjnym mającym zohydzić pańską Polskę. Zwróciła uwagę, że wolność sarmacka kształtowała się na dwóch poziomach: wolności od ingerencji władzy w sferę spraw prywatnych, ponad którą istniała jednak wolność starsza i ważniejsza, republikańska - wolność współuczestniczenia w życiu politycznym, współdecydowania o sprawach państwowych. Dla wolności szlacheckiej kluczową kwestią była także wolność słowa, panował wręcz nakaz dyskutowania o sprawach ważnych dla ogółu - mówiła Potocka.
I Rzeczpospolita przyciągała, bo była wyjątkową koncepcją poprzez powiązanie ustroju politycznego z architekturą, kulturą, sztuką i obyczajami. - Ani unicestwienie ziemiaństwa, ani wymordowanie polskich oficerów i polskich elit nie unieważnia polskiej idei wolności, a wręcz przeciwnie - wzmacnia ją i rozszerza zarówno w czasie jak i przestrzeni - zauważyła Potocka. Ostrzegła, że w ostatnich latach tracimy wolności obywatelskie gwarantowane przez Konstytucję. Jej zdaniem ignorowane są przez władzę ustawowe inicjatywy obywatelskie i wnioski o referenda: - Odbiera nam się możliwość jakiegokolwiek wpływu na stanowione prawo. Z drugiej strony monitorowany jest nasz każdy krok w przestrzeni publicznej kamerami, których liczba lawinowo rośnie, z błahych powodów mogą być podsłuchiwane nasze rozmowy telefoniczne, zbierane są o nas drażliwe dane w systemach oświatowym, finansowym i w ZUS. Prelegentka zadawała pytanie, kto kontroluje kontrolującego.
Potocka mówiła też o państwie jako korporacji: - Państwo nie jest korporacją, nie jest instytucją powołaną wyłącznie do prowadzenia interesów. Ale jeśli ktoś potrzebuje takiej Polski, to niech będzie to samodzielna wielka korporacja, a nie oddział zagranicznej firmy. Prelegentka zauważyła, że demokracja w tej chwili nie bazuje na wiedzy i kreowaniu postaw obywatelskich, ale polega na tym, że poprzez emocje i pewne iluzje przekazujemy zaufanie innym, a procesem tym można świetnie manipulować.
- Polska tak jak USA ma 200 lat historii republikanizmu. Kiedy czyta się współczesne teorie amerykańskiego republikanizmu, to przypominają one myśli dawnych Polaków. Los wolnego państwa leży w rękach obywateli. Stańmy się znowu narodem politycznym - wezwała na zakończenie swojej prelekcji Joanna Potocka.
Prof. Ryszard Legutko mówił o polskich elitach w kontekście rządzenia, bo jak zauważył "elity charakteryzują się tym, że rządzą". - Władza elit III RP nie jest umocowana prawnie czy konstytucyjnie, ale jest ogromna, o czym mogło się przekonać Prawo i Sprawiedliwość w latach 2005-2007, kiedy elity zmobilizowały się na ogromną skalę i wypowiedziały wojnę tej partii - mówił Legutko. Dodał, że to była mobilizacja o charakterze wręcz histerycznym, bo żadna partia u władzy nie spotkała się z taką reakcją. Jednym z wyznaczników tej elity jest czytanie w poczuciu głębszej identyfikacji "Gazety Wyborczej" oraz "Polityki". Legutko podzielił się kilkoma spostrzeżeniami dotyczącymi tej elity.
Zauważył, że tak jak każda elita, również i ta jest grupą wąską, ale za to mającą ogromną rzeszę tych, którzy ją wspierają. Armię supporterów Legutko określił mianem "lumpeninteligencji". - Rzecz nie w tym, że istnieje ogromna rzesza tej lumpenelity, ale że coraz trudniej odróżnić szpicę od reszty, ponieważ oni używają tego samego języka, występują razem, mieszają się. Dopieszczane są osoby, które brutalizują dyskurs, co powoduje degradację elity - zauważył prelegent.
Mówił, że ta elita wywodzi się z PRL-u. - PRL mógł powstać, bo zniszczono elity w sensie dosłownym. Wszystkie środowiska mogące stanowić alternatywę zostały zlikwidowane lub uciszone, natomiast grupa funkcjonariuszy ustroju miała monopol - mówił Legutko. Ponieważ władza przyciąga, grupa ta się odtwarzała. Miała nie tylko dzieci i wnuków, bo rodzinne powiązania w tamtym systemie odgrywały znaczącą rolę, ale także uczniów. Podobnie jest dziś. - Każdy, kto chce zrobić karierę będzie się pchał, przymilał i umizgiwał do elity władzy, której monopol się dzięki temu odtwarza - zauważył Legutko. Wpływy monopolistyczne tej grupy są ogromne a dodatkowo zwalcza ona opozycję wszelkimi metodami. - Tylko głos głównej siły jest znaczący, a ci którzy się odzywają inaczej są deprecjonowani lub wyśmiewani. To jest bardzo wyraźny syndrom monopolu - skonstatował były minister edukacji.
Zwrócił uwagę, że grupa ta, choć na pewnym etapie walczyła z PRL, to nie rozstała się z jego dziedzictwem, nie dopuszcza też krytyki dawnego reżimu na innych zasadach niż te, jakie sama określiła. Podobnie jest z III RP. Choć niektórzy przedstawiciele elity władzy zdają sobie sprawę ze słabości obecnego państwa, to jednak III RP jest "jest ich ukochanym dzieckiem" i będą walczyć z tymi, którzy to państwo chcą szeroko reformować, jak to robił PiS pod hasłem IV Rzeczpospolitej. - Przy wszystkich zasługach tej grupy, zwłaszcza w pewnym pokoleniu, nie stawiała ona nigdy suwerenności państwa i narodu jako hasła podstawowego. W PRL nie było to hasło racjonalne i być może jest to poza wrażliwością polityczną tych osób - mówił prof. Legutko. Dzisiejsze elity III RP suwerenności wręcz się obawiają i straszą jej rzekomymi demonami. W opinii prof. Legutko, świetnie wpisuje się w te ramy polityka smoleńska Tuska.
- Ten sposób myślenia sprawia, że ta grupa poprzez wpływ i na polityków, i na język, i na społeczeństwo, doprowadza do tego, że polityka suwerenna jest już na samym początku skażona, uznana za podejrzaną. Stąd jest też ta histeryczna niechęć do Prawa i Sprawiedliwości, głoszącego hasła samodzielności i stanowczości. Ta grupa przez swój wpływ, przez sankcjonowanie różnych działań politycznych będzie długo jeszcze odgrywać złą i szkodliwą rolę paraliżującą myślenie. Bardzo trudno będzie polskiej polityce wyzwolić się z tego syndromu i uzyskać szerokie przyzwolenie społeczne na samodzielność i to nie tylko w polityce międzynarodowej ale również w sprawach wewnętrznych. Stosunek elit III RP i dużej części polskich polityków do rozwiązywania problemów wewnętrznych jest tak samo nie suwerenny jak w kwestiach dotyczących polityki zagranicznej - skonstatował prof. Ryszard Legutko.
Żeby nie kończyć pesymistycznie, za napawające nadzieją Legutko uznał to, że w Polsce są na szczęście także inne elity o coraz większej sile, których kilkanaście lat temu nie było. Pełne wystąpienia w relacji wideo: