Socjologia w medycynie
Seminarium 3
Rodzina a zdrowie i choroba
Anthony Giddens*
RODZINY
Jednym z głównych motywów tej książki jest zmiana. Świat, w którym żyjemy, jest pełen nowych możliwości, ale jest to też świat trudny i nieznajomy. Czy nam się to podoba, czy nie, musimy jakoś żyć z tą mieszaniną możliwości i ryzyka, jakie niesie. Ta refleksja nigdzie nie jest tak na miejscu, jak w odniesieniu do naszego życia osobistego i emocjonalnego. Zmiany, jakie zaszły w kilkudziesięciu ostatnich latach w krajach zachodnich, byłyby nie do pomyślenie dla wcześniejszych pokoleń. Wielka różnorodność rodzin i gospodarstw domowych jest dziś zjawiskiem powszednim. Ludzie pobierają się mniej chętnie i później niż kiedyś. Znacznie wzrosła liczba rozwodów, a wraz z nią rodziców samot-nie wychowujących dzieci. Wskutek zawierania powtórnych małżeństw lub tworzenia związków przez partnerów z dziećmi z pierwszego małżeń-stwa powstają rodziny odbudowane - „wielorodziny". Coraz więcej par decyduje się na wspólne życie - i mieszkanie - przed pobraniem się albo po prostu zamiast małżeństwa. Jednym słowem, życie rodzinne wygląda dziś zupełnie inaczej niż pięćdziesiąt lat temu. Instytucje rodziny i małżeństwa nadal istnieją i zajmują ważne miejsce w naszym życiu, ale ich charakter zmienił się radykalnie. Zmienił się nie tylko skład rodziny i gospodarstwa domowego. Nie mniej ważna jest zmiana tego, czego jednostki spodziewają się po swoich związkach. Pojęcie „związek" (relationship), odniesione do życia osobistego, weszło do powszechnego użytku zaledwie trzydzieści lat temu, wraz z przekonaniem, że w życiu osobistym potrzeba czegoś takiego, jak zaangażowanie w związek. W naszych późnonowoczesnych czasach związek wymaga pewnej aktywności, bycia czynnym - wymaga pracy. Aby związek przetrwał próbę czasu, trzeba zabiegać o zaufanie drugiej osoby. Tak wygląda dziś większość związków seksualnych, na tym też polega małżeństwo. W coraz większym stopniu związki opierają się na współpracy i komunikacji między partnerami. Komunikacja emocjonalna ma podstawowe znaczenie nie tylko w związkach seksualnych, ale również w przyjaźni i interakcjach między rodzicami a dziećmi.
Społeczeństwa całego świata stoją wobec tych samych kwestii związanych ze zmianą charakteru życia rodzinnego. Pojawiły się obawy o „rozkład" rodziny, zarówno w społeczeństwach uprzemysłowionych, jak i poza nimi. Różnice dotyczą tylko skali zjawiska i postaci, jaką przyjmuje ono w różnych kontekstach kulturowych. Zanik tradycyjnego modelu życia rodzinnego - w Wielkiej Brytanii, Chinach i innych krajach na całym świe-cie - jest odzwierciedleniem, a zarazem ważnym czynnikiem globalizacji. Jak się przekonamy, zmiany dotyczące życia rodzinnego często napoty-kają sprzeciw i rodzą u wielu tęsknotę za dawnymi dobrymi czasami. Ale sam fakt, że większość z nas - niezależnie od tego, czy opieramy się tym zmianom, czy nie - często zastanawia się nad nimi, wskazuje, jak dużo nowego dokonało się w naszym osobistym i emocjonalnym życiu przez ostatnie kilkadziesiąt lat. Powrotu do przeszłości nie ma. Zamiast tego musimy czynnie i twórczo uczestniczyć w zmieniającym się świecie i reagować na zmiany, jakie wywołują one w naszym życiu osobistym.
Podstawowe pojęcia
Przede wszystkim musimy zdefiniować pewne podstawowe pojęcia. Rodzina to grupa bezpośrednio spokrewnionych ze sobą osób, której dorośli członko-wie przyjmują odpowiedzialność za opiekę nad dziećmi. Więzy rodzinne to związki ustanowione między jednostkami poprzez małżeństwo lub pokre-wieństwo (matki, ojcowie, rodzeństwo, potomstwo itd.). Małżeństwo można zdefiniować jako uznany i aprobowany społecznie związek seksualny dwojga dorosłych ludzi. Kiedy dwie osoby pobierają się, zawiązuje się między nimi więź rodzinna; ale związek małżeński oznacza także powiązanie większej liczby członków rodziny. Rodzice, bracia, siostry i inni krewni jednostki stają się członkami rodziny jej współmałżonka.
Stosunki rodzinne są zawsze osadzone w kontekście szerszej grupy krewnych. Prawie we wszystkich społeczeństwach można odnaleźć strukturę nazywaną przez socjologów i antropologów rodziną nuklearną, składającą się z dwojga dorosłych ludzi tworzących wraz z własnymi lub adoptowanymi dziećmi wspólne gospodarstwo domowe. W większości społeczeństw tradycyjnych rodzina nuklearna jest częścią jakiejś większej struktury rodzinnej. Kiedy bliscy krewni, nie tylko małżeństwo z dziećmi, stanowią jedno gospodarstwo domowe albo cały czas pozostają ze sobą w bliskich stosunkach, mówimy o rodzinie poszerzonej. Rodzina poszerzona może obejmować dziadków, braci z żonami, siostry z mężami, ciotki i siostrzeńców.
W społeczeństwach zachodnich małżeństwo, a co za tym idzie, rodzina opiera się na monogamii. Prawo zabrania mężczyznom i kobietom zawie-rania małżeństw z więcej niż jednym partnerem na raz. Nie jest tak jednak wszędzie. W słynnym studium porównawczym kilkuset społeczeństw poło-wy XX wieku George Murdock ustalił, że poligamia, czyli możliwość posiadania przez męża lub żonę więcej niż jednego partnera, jest dopusz-czalna w ponad 80% z nich. Są dwa typy poligamii: poligynia, w której mężczyzna może mieć więcej niż jedną żonę, i o wiele mniej powszechna poliandria, w której kobieta może mieć równocześnie dwóch lub więcej mężów.
Zróżnicowanie rodzin
Zdaniem wielu socjologów nie można mówić o „rodzinie" tak, jakby istniał tylko jeden, mniej lub bardziej uniwersalny model życia rodzinnego. Jak zobaczymy dalej w tym rozdziale, w drugiej połowie XX wieku tradycyjny model rodziny nuklearnej stopniowo tracił swoją dominującą pozycję. Model rodziny tradycyjnej zachowała mniej niż jedna czwarta brytyjskich gospodarstw domowych. Wyraźne różnice we wzorach życia rodzinnego zaznaczają się też w mniejszościowych grupach etnicznych. Na przykład w skład azjatyckich gospodarstw domowych wchodzi często więcej niż jedna rodzina z dziećmi, podczas gdy dla społeczności czarnych charakterystyczny jest model wychowywania dzieci w rodzinie niepełnej.
Dlatego właściwsze wydaje się mówienie o „rodzinach". Takie ujęcie uwydatnia różnorodność modeli życia rodzinnego. Jeśli więc skrótowo będziemy często posługiwać się pojęciem „rodzina", nie należy zapominać o całej różnorodności, jaka się za nim kryje.
Rodzina w teorii socjologicznej
Socjologowie wywodzący się różnych szkół różnie podchodzą do badania rodziny i życia rodzinnego. Wiele perspektyw stosowanych jeszcze kilkadziesiąt lat temu, dziś, w świetle najnowszych badań i ważnych zmian społecznych, słabo przystaje do rzeczywistości. Mimo wszystko zanim przejdziemy do współczesnych perspektyw w badaniach nad rodziną, warto prześledzić ewolucję jej socjologicznych interpretacji.
Funkcjonalizm
W perspektywie funkcjonalistycznej społeczeństwo to zespół pełniących określone funkcje instytucji społecznych, których zadaniem jest zapewnienie ciągłości i konsensu. Zgodnie z tą perspektywą rodzina wypełnia ważne zadania, które zaspokajają podstawowe potrzeby społeczeństwa i pomagają utrzymać porządek społeczny. Zdaniem socjologów należących do szkoły funkcjonalistycznej w społeczeństwach nowoczesnych rodzina nuklearna ma do odegrania pewne określone role. Wraz z początkami industrializacji rodzina jako gospodarcza jednostka wytwórcza straciła na znaczeniu, jej zadania skupiły się wokół reprodukcji, wychowania dzieci i socjalizacji.
Według amerykańskiego socjologa Talcotta Parsonsa dwie główne funkcje rodziny to socjalizacja pierwotna i stabilizacja osobowości (zob. Parsons, Bales 1956). Socjalizacja pierwotna to proces, w którym dzieci poznają normy kulturowe społeczeństwa, w jakim przyszły na świat. Dzieje się to we wczesnym dzieciństwie, zatem rodzina jest najważniejszą instancją formowania osobowości człowieka. Stabilizacja osobowości dotyczy emocjonalnego wsparcia, jakiego rodzina udziela swoim dorosłym członkom. Rolą małżeństw, związków zawieranych między dorosłymi mężczyznami i kobietami, jest pomoc w utrzymaniu i zachowaniu zdrowia przez dwie dojrzałe osobowości. Uważa się, że w społeczeństwie uprzemysłowionym rola rodziny jako stabilizatora dojrzałych osobowości jest kluczowa, ponieważ rodzina nuklearna jest często oderwana od dalszych krewnych i nie może znajdować oparcia w szerszych więzach pokrewieństwa, jak to się działo w czasach przedindustrialnych.
Parsons uważał, że rodzina nuklearna jest najlepiej przygotowana do radzenia sobie z wymaganiami społeczeństwa przemysłowego. W „rodzinie konwencjonalnej" jedna dorosła osoba może pracować poza domem, podczas gdy druga będzie zajmować się domem i dziećmi. W praktyce taka specjalizacja ról w rodzinie nuklearnej oznacza, że mąż przyjmuje „instrumentalną" rolę żywiciela, a żona odgrywa „afektywną", emocjonalną rolę, pozostając w domu.
Zapatrywania Parsonsa na rodzinę okazują się obecnie nieadekwatne i przestarzałe. Funkcjonalistyczne teorie rodziny zostały poddane ostrej krytyce za przedstawianie domowego podziału pracy między mężczyzn i kobiety jako rzeczy naturalnej i nieproblematycznej, a co za tym idzie, uprawomocnianie tego stanu rzeczy. Jednakże odczytane w ich własnym kontekście historycznym, teorie te stają się nieco bardziej adekwatne. Zaraz po wojnie kobiety powracały do swoich tradycyjnych ról domowych, a mężczyźni na nowo podejmowali obowiązki jedynych żywicieli. Są jednak inne podstawy krytyki funkcjonalistycznej wizji rodziny. Podkreślając znaczenie rodziny w spełnianiu określonych funkcji, obaj teoretycy pomijają role innych instytucji społecznych, jak rząd, środki przekazu i szkoła, w zakresie socjalizacji dzieci. Teorie te ignorują również różnorodność modeli rodziny nuklearnej. Rodziny, które nie pasowały do „ideału" białych przedstawicieli klasy średniej z dobrych dzielnic, były postrzegane jako „dewiacyjne".
Teorie feministyczne
Dla wielu ludzi rodzina jest ożywczym źródłem radości, ciepła, miłości i przywiązania. Jednakże rodzina może też być miejscem wyzysku, samotności i rażących nierówności. Jako wyzwanie wobec harmonijnej i egalitarnej wizji rodziny, feminizm wywarł wielki wpływ na myślenie socjologiczne. Jednym z pierwszych „dysydenckich" głosów był glos amerykańskiej feministki Betty Freidan(1965), która pisała o „problemie bez nazwy" - izolacji i nudzie, które doskwierały wielu amerykańskim gospodyniom domowym z przedmieść, skazanym w ich odczuciu na życie w kieracie opieki nad dziećmi i prac domowych, od którego nie ma ucieczki. Wkrótce dołączyły inne wypowiedzi na temat zjawiska „żon-niewolnic" (zob. Gavron 1966) i niszczących związki międzyludzkie „dusznych" układów rodzinnych (zob. Laing 1999).
W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych perspektywa feministyczna zdominowała większość dyskusji i badań nad rodziną. Podczas gdy wcześniej głównym przedmiotem zainteresowania socjologii rodziny były struktury rodziny, rozwój historyczny rodziny nuklearnej i rodziny poszerzonej oraz znaczenie więzów rodzinnych, feminizm skutecznie zwrócił uwagę badaczy na to, co dzieje się wewnątrz rodziny, i na doświadczenia kobiet w sferze domowej. Wiele autorek nurtu feministycznego podało w wątpliwość prawomocność postrzegania rodziny jako jednostki kooperatywnej, opartej na wspólnocie interesów i wzajemnym wsparciu. Usiłowały one pokazać, że nierówne relacje władzy w rodzinie oznaczają większe korzyści dla jednych jej członków, a mniejsze dla innych.
Autorki piszące w duchu feminizmu zwróciły uwagę na cały szereg zagadnień, ale trzy główne wątki ich prac mają szczególne znaczenie. Jednym z najważniejszych przedmiotów ich zainteresowania jest domowy podział pracy, czyli to, jak różne zadania są rozdzielone pomiędzy członków gospodarstwa domowego. Wśród feministek panują różne poglądy co do historycznego rodowodu tego podziału. Dla jednych jest on skutkiem kapitalizmu przemysłowego, inne wiążą go z patriarchatem, a więc wywodzą sprzed epoki industrialnej. Są powody, by sądzić, że domowy podział pracy istniał już wcześniej, ale nie ma też wątpliwości, że kapitalistyczny system produkcji znacznie zaostrzył różnicę między domem a światem pracy. W efekcie wykrystalizowały się pojęcia „zajęć męskich" i „zajęć kobiecych'', a wraz z nimi relacje władzy, które dają się odczuć do dziś. Jeszcze do niedawna w większości społeczeństw przemysłowych był rozpowszechniony model mężczyzny-żywiciela rodziny
Feministki przeprowadziły szereg badań socjologicznych dotyczących podziału zajęć związanych z domem, jak opieka nad dziećmi i prace domowe, między mężczyzn i kobiety. Badały prawomocność takich stwierdzeń, jak istnienie „rodziny symetrycznej" (zob. Young, Wilmott 1973), zgodnie z którym rodziny z czasem stają się coraz bardziej egalitarne pod względem podziału ról i obowiązków. Okazało się, że kobiety w dalszym ciągu odpowiadają za zadania związane z domem i mają mniej czasu wolnego niż mężczyźni, mimo że kobiet pracujących zarobkowo poza domem jest więcej niż kiedykolwiek przedtem (zob. Gershuny, Godwin, Jones 1994; Hochschild 1989; Sullivan 1997). Inne badaczki w podobnym duchu dokonały zestawienia przeciwstawnych dziedzin pracy zarobkowej i niezarobkowej, z wykazaniem udziału niezarobkowej pracy kobiet w całej gospodarce (zob. Oakley 1974). Jeszcze inne badały rozkład zasobów wśród członków rodziny i wzory dostępu do rodzinnych finansów i kontroli nad nimi (zob. Pahl 1989).
Po drugie, feministki zwróciły uwagę na cechujące wiele rodzin nierówności w zakresie posiadanej przez ich członków władzy. Zagadnieniem, na które w związku z tym zwrócono szczególną uwagę, jest zjawisko przemocy w domu. Takie zjawiska, jak pobicie żony, gwałt małżeński, kazirodztwo i seksualne wykorzystywanie dzieci, stały się przedmiotem uwagi publicznej wskutek padających ze strony feministek zarzutów, że przemoc i wykorzystywanie drugiej osoby w rodzinie długo były lekceważone zarówno w badaniach naukowych, jak i w środowiskach prawodawców i osób odpowiedzialnych za politykę społeczną. Celem badań socjologicznych prowadzonych przez feministki było zrozumienie, jak to się dzieje, że rodzina staje się areną ucisku płci i przemocy fizycznej.
Trzecią sferą, w której zaznaczył się ważny wkład feministek, są badania czynności opiekuńczych. Jest to szeroka dziedzina obejmująca różnorodne czynności, począwszy od opieki nad chorym członkiem rodziny, a skończywszy na długotrwałej pomocy starszym krewnym. Czasami opieka oznacza po prostu dbałość o dobre samopoczucie psychiczne drugiej osoby; niektóre autorki feministyczne piszą o „pracy emocjonalnej" w związkach. Kobiety dźwigają więc nie tylko ciężar konkretnych zadań, jak sprzątanie i wychowanie dzieci; wiele pracy emocjonalnej wkładają też w utrzymanie więzi osobistych (zob. Duncombe, Marsden 1993). Czynności opiekuńcze opierają się na miłości i głębokim zaangażowaniu emocjonalnym, ale są zarazem rodzajem pracy, która wymaga umiejętności słuchania, uwagi, ustępstw i twórczego działania.
Nowe perspektywy w socjologii rodziny
Studia teoretyczne i badania empiryczne, które byty prowadzone w perspektywie feministycznej w ciągu kilkudziesięciu ostatnich lat, przyczyniły się do wzrostu zainteresowania rodziną zarówno wśród badaczy, jak i w całej populacji. Do codziennego słownika weszły takie pojęcia jak „druga zmiana" w odniesieniu do podwójnej roli kobiety, w pracy i w domu. Skupione często na konkretnych zagadnieniach dotyczących sfery domowej, feministyczne studia nad rodziną nie zawsze jednak odzwierciedlają szersze tendencje i czynniki działające poza domem.
W minionych latach w literaturze socjologicznej pojawiło się wiele ważnych pozycji poświęconych rodzinie, które pozostają pod wpływem podejścia feministycznego, ale nie mieszczą się ściśle w tym nurcie. Są one w głównej mierze poświęcone ważniejszym przemianom w zakresie modeli rodziny - powstawaniu i zanikaniu rodzin i gospodarstw domowych oraz temu, czego jednostki spodziewają się po związkach osobistych. Przedmiotem zainteresowania ich autorów jest wzrost liczby rozwodów i odsetka rodziców samotnie wychowujących potomstwo, powstawanie „wielorodzin" i rodzin gejowskich oraz rozpowszechniony zwyczaj mieszkania razem bez ślubu. Zmian tych nie można jednak zrozumieć w oderwaniu od większych przemian zachodzących w późnej epoce nowoczesnej. Aby uchwycić związek między zmianami w życiu osobistym jednostek a szerszymi wzorami przemian, należy zwrócić uwagę na procesy dokonujące się w skali społeczeństw, a nawet globu. Jednym z najważniejszych opracowań tego zagadnienia jest wspólne dzieło pary małżeńskiej Ulricha Becka i Elisabeth Beck-Gernsheim.
Beck i Beck-Gernsheim
W książce The Normal Chaos of Love (1955) Ulrich Beck i Elisabeth Beck-Gernsheim przyglądają się niespokojnej naturze relacji osobistych, małżeństw i wzorów życia rodzinnego na tle gwałtownych przemian zachodzących w świecie. Ich zdaniem tradycje, reguły i wskazówki, które rządziły związkami osobistymi, przestały obowiązywać, a jednostki stają dziś wobec konieczności wyboru spośród nieskończonej liczby możliwości tworzenia, poprawy, naprawy i rozwiązywania swoich związków z innymi. Fakt, że ludzie wchodzą dziś w związki małżeńskie z własnej woli, a nie z powodów ekonomicznych, jest źródłem swobody, ale niesie też nowe napięcia. W rzeczy samej małżeństwo wymaga dziś wiele pracy i wysiłku.
Według Becka i Beck-Gernsheim epoka, w której żyjemy, obfituje w sprzeczne interesy związane z rodziną, pracą, miłością i swobodą w realizacji indywidualnych celów. Te sprzeczności szczególnie dobitnie dają o sobie znać w relacjach osobistych, zwłaszcza gdy trzeba mieć na uwadze dwa, a nie jeden, „życiorys zawodowy". Autorzy mają tu na myśli fakt, że już nie tylko mężczyźni, ale coraz więcej kobiet podejmuje w swoim życiu karierę zawodową. Kiedyś kobiety pracowały poza domem raczej w niepełnym wymiarze godzin albo na dłuższy czas rezygnowały z pracy, żeby poświęcić się wychowaniu dzieci. Wzory te nie są już jednak tak wyraźne; kobiety, podobnie jak mężczyźni, kładą dziś nacisk na realizację swoich planów zawodowych i potrzeb osobistych. Beck i Beck-Gernsheim uważają zatem, że w naszych nowoczesnych czasach związki osobiste przestają być czysto osobiste. Przedmiotem uzgodnienia są w nich nie tylko sprawy miłości, seksu, dzieci, małżeństwa i obowiązków domowych, ale też kwestie pracy, polityki, ekonomii, powołania i nierówności. Przed nowoczesnymi parami stoi dziś szeroka gama problemów - od tych najbardziej przyziemnych do najbardziej fundamentalnych.
Nie dziwi więc pewnie, że narasta antagonizm między mężczyznami i kobietami. Beck i Beck-Gernsheim twierdzą, że „walka płci" jest „głównym dramatem naszych czasów", a dowodem na to jest rozwój poradnictwa małżeńskiego, sądów rodzinnych, grup samopomocy małżeńskiej i wzrost liczby rozwodów. Ale mimo że małżeństwo i życie rodzinne zdają się bardziej „kruche" niż kiedykolwiek przedtem, wciąż są dla ludzi bardzo ważne. Rozwody zdarzają się coraz częściej, ale dużo jest powtórnych małżeństw. Maleje wskaźnik urodzeń, ale z drugiej strony rośnie popyt na leczenie bezpłodności. Mniej ludzi decyduje się na małżeństwo, ale pragnienie posiadania u swego boku bliskiej osoby nie słabnie. Czym wytłumaczyć te sprzeczne tendencje?
Zdaniem autorów odpowiedź jest prosta. Rozgrywająca się „walka płci" jest najlepszym dowodem na istnienie „głodu miłości". Ludzie pobierają się z miłości i dla miłości się rozwodzą; przeżywają nie kończący się cykl nadziei, rozczarowań i nowych początków. Jeśli więc z jednej strony między kobietami a mężczyznami rodzą się silne napięcia, stoi za nimi głęboka nadzieja na znalezienie prawdziwej miłości i spełnienia.
Można by w tym miejscu powiedzieć, że „miłość" jako odpowiedź na pytanie o całą złożoność naszych czasów to dość duże uproszczenie. Jednak zdaniem Becka i Beck-Gernsheim to właśnie dlatego, że nasz świat jest tak przytłaczający, bezosobowy, abstrakcyjny i zmienny, miłość stała się taka ważna. Ich zdaniem jedynie miłość tworzy możliwość, dzięki której człowiek może naprawdę się odnaleźć i połączyć z drugim człowiekiem. W naszym świecie niepewności i ryzyka prawdziwa jest tylko miłość:
Miłość jest poszukiwaniem siebie, żarliwym pragnieniem kontaktu między mną a tobą, wspólnotą ciał, wspólnotą myśli, spotkaniem dwojga ludzi, którzy nie mają przed sobą niczego do ukrycia, wyznaniem i odpuszczeniem, zrozumieniem, potwierdzeniem i pielęgnowaniem tego, co było, i tego, co jest. tęsknotą za domem i wiarą w pokonanie wątpliwości i niepokojów, w które obfituje współczesne życie. Kiedy nic nie wydaje się pewne i bezpieczne, kiedy świat jest tak zatruty, że człowiek boi się nawet oddychać, ludzie ścigają zwodnicze marzenia o miłości, dopóki te nie obrócą się w koszmar (ibid.: 175-176).
Miłość jest zarazem rozpaczliwa i kojąca. Jest „przemożną siłą, która rządzi się własnymi regułami i wpisuje się w ludzkie oczekiwania, niepokoje i wzory zachowań". W naszym niepewnym świecie miłość stała się nowym źródłem wiary.
Małżeństwa i rozwody w Wielkiej Brytanii
Czy Beck i Beck-Gernsheim mają rację, twierdząc, że antagonizm między mężczyznami a kobietami jest „głównym dramatem naszych czasów” Statystyki dotyczące małżeństw i rozwodów zdają się potwierdzać ten pogląd. W wielu społeczeństwach industrialnych, z Wielką Brytanią włącznie, wzrost wskaźnika rozwodów jest jedną z najbardziej znaczących tendencji dotyczących rodziny. W tym podrozdziale dokładniej przyjrzymy się tym tendencjom i zastanowimy się, co z nich wynika.
Na Zachodzie przez wiele stuleci małżeństwo uchodziło za związek praktycznie nierozerwalny. Rozwodów udzielano tylko w drodze wyjątku, na przykład kiedy małżeństwo nie zostało skonsumowane. W paru krajach przemysłowych rozwodów nadal nie uznaje się. Ale są to dziś odosobnione przypadki. W większości krajów zmiany poszły w kierunku maksymalnych udogodnień w przeprowadzaniu rozwodów. Do niedawna praktycznie we wszystkich krajach uprzemysłowionych obowiązywał system oparty na orzeczeniu o winie. Aby para mogła uzyskać rozwód, jedna strona musiała wnieść pod adresem drugiej oskarżenie (na przykład o okrucieństwo, opuszczenie czy zdradę). Pierwsze przepisy rozwodowe „bez orzekania o winie" zostały wprowadzone w niektórych krajach w połowie lat sześćdziesiątych. Od tamtego czasu dołączyło do nich wiele krajów zachodnich, ale przepisy różnią się w szczegółach. W Wielkiej Brytanii ustawa o reformie spraw rozwodowych, która upraszcza procedurę rozwodową i zawiera klauzulę „nie orzekania o winie", została przyjęta w 1969 roku, weszła zaś w życie w roku 1971. Zasada „nie orzekania o winie" została zawarta w projekcie nowej ustawy przyjętym w 1996 roku.
W latach 1960-1970 liczba rozwodów w Wielkiej Brytanii systematycznie rosła o 9% rocznie i w ciągu dziesięciu lat podwoiła się. Do roku 1972 znów się podwoiła, częściowo w efekcie ustawy z roku 1969, ułatwiającej rozwód parom, których małżeństwa i tak od dawna były fikcją. Od roku 1980 wskaźnik rozwodów w pewnym stopniu się ustabilizował, ale w porównaniu z jakimkolwiek wcześniejszym okresem pozostaje bardzo wysoki.
Liczba rozwodów nie jest oczywiście bezpośrednim wskaźnikiem niezadowolenia z małżeństwa. Nie uwzględnia choćby ludzi, którzy żyją w separacji, ale nie są rozwiedzeni. Co więcej, ludzie, którzy nie są w swoich związkach szczęśliwi, mogą mimo wszystko decydować się na wspólne życie, czy to z powodu wiary w świętość więzów małżeńskich, czy z obawy przed ekonomicznymi lub emocjonalnymi konsekwencjami zerwania, czy wreszcie po to, żeby zapewnić dzieciom dom rodzinny".
Dlaczego jest coraz więcej rozwodów? Wpływa na to kilka czynników, które są związane z szerszym kontekstem zmiany społecznej. Z wyjątkiem bardzo małego odsetka ludzi zamożnych, małżeństwo nie łączy się już dziś z pragnieniem przekazywania własności i statusu kolejnym pokoleniom. W miarę jak kobiety uniezależniają się finansowo, małżeństwo przestaje być tak istotnym jak kiedyś kontraktem ekonomicznym. Ogólny wzrost zamożności sprawia, że łatwiej stworzyć osobne gospodarstwo domowe, gdy małżeństwo się nie klei. Fakt, że rozwód nie jest dziś specjalnie piętnowany, ma po części związek z tymi zmianami, a jednocześnie je napędza. Innym ważnym czynnikiem jest coraz większa skłonność do oceniania małżeństwa w kategoriach osobistej satysfakcji partnerów. Rosnące wskaźniki rozwodów mają chyba związek na tyle z głębokim niezadowoleniem z samego małżeństwa, ile z rosnącą determinacją partnerów do czerpania z niego satysfakcji i zadowolenia.
Rodzice samotnie wychowujący dzieci
Od paru dziesiątków lat przybywa rodziców samotnie wychowujących dzieci. Dziś ponad 20% dzieci wymagających opieki mieszka z jednym z rodziców. Znaczna większość tych rodziców - około 90% - to kobiety. Do połowy lat dziewięćdziesiąty w Wielkiej Brytanii było 1,6 miliona takich gospodarstw domowych i ich liczba stale rośnie. Na ogół zaliczają się one do najuboższych warstw społeczeństwa. Wiele osób samotnie wychowujących dzieci nadal spotyka się z potępieniem społecznym i ma problemy finansowe, niezależnie od tego, czy były kiedyś w związku małżeńskim, czy nie. Coraz rzadziej są jednak używane dawniejsze, oceniające kategorie, takie jak „porzucona żona", „rodzina bez ojca" i „rozbity dom".
Kategoria rodziców samotnie wychowujących dzieci jest wewnętrznie zróżnicowana. Na przykład ponad połowa wdów wychowujących dzieci mieszka we własnym mieszkaniu, ale zdecydowana większość kobiet, które nigdy nie wyszły za mąż, wynajmuje swoje lokum. Samotne rodziciel-stwo jest kondycją zmienną i trudno określić; granice: istnieje wiele dróg, jakie do niego prowadzą i pozwalają z niego wyjść. W przypadku śmierci współmałżonka taka zmiana statusu jest ostra i wyraźna, chociaż i w takim przypadku współmałżonek mógł przed śmiercią przez dłuższy czas leżeć w szpitalu i dana osoba mogła w tym czasie żyć praktycznie samotnie. Tak czy inaczej około 60% gospodarstw domowych z rodzicami samotnie wychowującymi dzieci jest następstwem separacji lub rozwodów.
Najszybciej rosnącą kategorią spośród 1,6 miliona rodziców samotnie wychowujących dzieci są samotne matki, które nigdy nie były zamężne. W 1997 roku stanowiły one 42% ogólnej liczby takich rodzin. Trudno ustalić, dla ilu spośród nich samotne wychowywanie dzieci było następstwem świadomej decyzji. Większość ludzi nie chce być samotnymi rodzicami, ale istnieje coraz znaczniejsza mniejszość osób, które same się na to decydują i postanawiają mieć dziecko albo dzieci bez wsparcia ze strony współmałżonka lub partnera. „Matki samotne z wyboru" to trafne określenie niektórych takich rodziców, osób, które zazwyczaj dysponują wystarczającymi środkami, aby swobodnie prowadzić gospodarstwo domowe w pojedynkę. Dla większości niezamężnych i nigdy nie mających męża matek rzeczywistość wygląda jednak inaczej. Istnieje silna korelacja między liczbą urodzeń poza małżeństwem a wskaźnikami ubóstwa i marginalizacji społecznej. Jak już mówiliśmy, jeśli chodzi o Wielką Brytanię, czynniki te w dużym stopniu tłumaczą wysoką liczbę samotnych rodziców pochodzących z Indii Zachodnich.
Crow i Hardey twierdzą, że wiele dróg, które prowadzą do samotnego rodzicielstwa i pozwalają z niego wyjść, świadczy o tym, że samotni rodzice nie są grupą jednolitą ani spójną. Chociaż samotnych rodziców mogą łączyć podobne problemy materialne i niekorzystna sytuacja społeczna, nie mają wspólnej tożsamości. Różnorodność tych dróg prowadzących do samotnego rodzicielstwa i możliwości zmiany tego stanu rzeczy oznacza, że - z punktu widzenia polityki społecznej - trudno je jednoznacznie określić zarówno pod względem statusu, jak i potrzeb.
Powtórne małżeństwo
Powtórnemu małżeństwu mogą towarzyszyć różne okoliczności. Niektóre powtórnie pobierające się osoby mają niewiele ponad dwadzieścia lat i są bezdzietne. Pary przed trzydziestką, po trzydziestce i czterdziestolatkowie mogą za to wprowadzać w nowy układ rodzinny jedno lub więcej dzieci z pierwszego małżeństwa. Dzieci osób pobierających się jeszcze później mogą być już dorosłe i nigdy nie mieszkać z nową rodziną. W nowej rodzinie też mogą pojawić się dzieci. Co więcej, każde z współmałżonków mogło przed ślubem być osobą niezamężną lub nieżonatą, rozwiedzioną lub owdowiałą. Przy formułowaniu jakichkolwiek uogólnień na temat powtórnych małżeństw należy zatem zachować dużą ostrożność, chociaż kilka ogólnych uwag można tu poczynić.
W 1900 roku około 90% wszystkich małżeństw w Wielkiej Brytanii było pierwszymi związkami współmałżonków. W przypadku powtórnych małżeństw na ogół przynajmniej jedna strona była osobą owdowiałą. Wraz ze wzrostem liczby rozwodów zaczęła też rosnąć liczba powtórnych małżeństw, przy czym małżeństwa te zawierało coraz więcej osób rozwiedzionych. W 1971 roku powtórne małżeństwa stanowiły 20% wszystkich małżeństw; dziś stanowią ponad 40%.
Obecnie dwadzieścia osiem na sto małżeństw przynajmniej dla jednego z partnerów jest małżeństwem powtórnym. Do trzydziestego piątego roku życia powtórne małżeństwa zawierają przede wszystkim osoby rozwiedzione. Powyżej tego wieku przybywa wdów i wdowców, tak że po pięćdziesiątym piątym roku życia odsetek takich małżeństw jest wyższy niż małżeństw zawieranych przez osoby rozwiedzione.
Jakkolwiek dziwne może się to wydawać, najlepszym sposobem zwiększenia swoich szans na małżeństwo jest, w przypadku obu płci, bycie wcześniej w związku małżeńskim! Ludzie, którzy byli w takim związku, zawierają małżeństwa częściej niż osoby niezamężne i nieżonate w podobnym przedziale wiekowym. W każdym przedziale wiekowym powtórne małżeństwo częściej zawierają rozwodnicy niż rozwódki: trzy na cztery rozwódki, a pięciu na sześciu rozwodników. Powtórne małżeństwa, przynajmniej statystycznie, są mniej udane od małżeństw zawieranych po raz pierwszy - częściej niż te ostatnie kończą się rozwodem.
Nie oznacza to wcale, że powtórne małżeństwa są skazane na niepowodzenie. Ludzie rozwiedzeni mogą się więcej spodziewać po małżeństwie. Dlatego też będą bardziej niż osoby w pierwszym związku skłonni zerwać nowy związek. Możliwe, że drugie małżeństwo, które jest w stanie przetrwać, daje partnerom więcej satysfakcji niż pierwsze.
Wielorodzinny
Pojęcie rodziny odbudowanej dotyczy rodziny, w której przynajmniej jedna z dorosłych osób ma dzieci z poprzedniego małżeństwa lub związku. Takie rodziny określa się powszechnie jako wielorodziny. Rodzina odbudowana - i jej zwiększenie, które może nastąpić - jest na pewno źródłem radości i niesie ze sobą określone korzyści. Ale mogą w niej również powstać pewne problemy. Po pierwsze, drugie z rodziców biologicznych z reguły żyje i może wywierać - często znaczący - wpływ na dziecko lub dzieci. Po drugie, ponowne małżeństwo jednego z byłych partnerów na ogół źle odbija się na relacjach między nimi. Na przykład kobieta z dwojgiem dzieci wychodzi za mężczyznę, także z dwójką dzieci, i zamieszkują razem. Jeżeli „zewnętrzni" rodzice w dalszym ciągu chcą, żeby dzieci odwiedzały ich tak jak przedtem, może to nasilić napięcia, które i tak towarzyszą zgraniu takiej nowo powstałej rodziny. Może to na przykład wykluczać możliwość wspólnego spędzania weekendów.
Po trzecie, w rodzinie odbudowanej spotykają się dzieci pochodzące z różnych rodzin, w których różne może być rozumienie właściwego zachowania. Większość pasierbów i pasierbic „należy" do dwóch rodzin równocześnie, co stwarza duże ryzyko spięć na tle obyczajowym i światopoglądowym. Oto opis doświadczeń macochy, której problemy rodzinne skończyły się separacją (Smith 1990: 42):
Wciąż pojawia się poczucie winy. Człowiek nie może zachować się tak, jak zachowałby się wobec własnego dziecka, więc czuje się winny, ale jeśli zareaguje normalnie, gniewem, też ma poczucie winy. Zawsze boję się, że jestem niesprawiedliwa. Nie zgadzaliśmy się z jej [pasierbicy] ojcem i gdybym na nią nakrzyczała. powiedziałby, że się czepiam. Im dłużej nie robił nic, żeby ją ułożyć, tym bardziej wychodziłam na czepialską [...] Chciałam jej coś zapewnić, być dla niej tym czymś, czego brakowało w jej życiu, ale widocznie nie potrafiłam się dostosować.
Niewiele norm reguluje relacje między macochami i ojczymami a pasierbami i pasierbicami. Jak dziecko ma się zwracać do nowego „rodzica", po imieniu czy raczej - „tato" lub „mamo"? Czy macocha i ojczym mogą stosować takie same metody wychowawcze, jakie stosowaliby wobec własnego dziecka? Jak ojczym lub macocha mają traktować współmałżonka swojego byłego partnera lub partnerki, kiedy ci przychodzą po dzieci?
Wielorodziny są nowym typem relacji rodzinnych, które dopiero od niedawna zaczęły kształtować się w nowoczesnych społeczeństwach zachodnich; nowe są też trudności, z jakimi borykają się małżeństwa zawarte po rozwodzie. Członkowie takich rodzin sami uczą się przystosowania do dość niezwyczajnej sytuacji, w jakiej się znajdują. Niektórzy autorzy mówią o rodzinach binuklearnych, podkreślając przez to, że dwa powstałe po rozwodzie gospodarstwa domowe nadal tworzą jeden układ rodzinny, obejmujący dzieci.
W obliczu tak różnorakich i skomplikowanych transformacji nasuwa się jeden, dość prosty wniosek: rozwód jest rozwiązaniem małżeństwa, ale nie rodziny. Mimo odbudowy relacji rodzinnych przez powtórne małżeństwo dawne więzy rodzinne utrzymują się, szczególnie tam gdzie są dzieci.
Nieobecny ojciec
Okres od końca lat trzydziestych do siedemdziesiątych nazywa się niekiedy czasem „nieobecnego ojca". Podczas drugiej wojny światowej wielu ojców rzadko widywało się z; swoimi dziećmi z powodu służby wojskowej. W okresie powojennym w znacznej większości rodzin kobiety nie pracowały zarobkowo i zajmowały się dziećmi w domu. Ojciec był głównym żywicielem rodziny, więc całe dnie spędzał w pracy. Z dziećmi widywał się tylko wieczorami i podczas weekendów.
W ostatnich latach wraz ze wzrostem liczby rozwodów i rodziców samotnie wychowujących dzieci temat nieobecnego ojca powraca w nowym znaczeniu. Odnosi się bowiem do ojców, którzy w wyniku separacji lub rozwodu widują się z dziećmi tylko z rzadka lub zupełnie tracą z nimi kontakt. Zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i w Stanach Zjednoczonych, krajach, gdzie wskaźnik rozwodów jest najwyższy na świecie, sytuacja ta stała się przedmiotem ożywionej dyskusji publicznej. Niektórzy mówią o „śmierci taty".
Niezależnie od przyjętej perspektywy poznawczej socjologowie i komentatorzy są zgodni, że wzrost liczby rodzin pozbawionych ojca tłumaczy cały szereg rozmaitych problemów społecznych, od wzrostu przestępczości do zwielokrotnienia kosztów społecznej opieki nad dziećmi. Niektórzy są zdania, że dzieci, które we własnej rodzinie nie doświadczyły sporów, współpracy i kompromisów między dorosłymi, nigdy nie staną się pełnymi i rzeczywistymi uczestnikami życia społecznego (zob. Dennis, Erdos 1992). W myśl tego stanowiska chłopcom dorastającym bez ojców trudno będzie w przyszłości sprostać zadaniu rodzicielstwa.
Stanowisko odnośnie do „kryzysu ojcostwa" prezentowane przez Francisa Fukuyamę jest nieco inne. W The End of Order (1997) Fukuyama dopatruje się korzeni „wielkiego rozpadu" rodziny we wzroście zatrudnienia kobiet. Nie twierdzi on, że kobiety pracujące zaniedbują swoje obowiązki związane z wychowaniem dzieci, ale uważa, że mężczyźni zaczęli postrzegać kobiety jako bardziej niezależne i zdolne do samodzielnej opieki nad dziećmi. O ile kiedyś młody człowiek poczuwał się do odpowiedzialności za swoje działania, o tyle, paradoksalnie, większe poczucie wolności może być wynikiem emancypacji kobiet.
Autorzy amerykańscy, biorący żywy udział w tej debacie, wywarli duży wpływ na podobną dyskusję w Wielkiej Brytanii. W książce Fatherless America (1995) David Blankenhorn wyraża pogląd, że w społeczeństwach, w których wskaźnik rozwodów jest wysoki, problemem jest nie tylko brak ojców, ale upadek samej idei ojcostwa, co może mieć fatalne skutki, gdyż wiele dzieci dorasta dziś bez autorytetu, do którego mogłyby się zwrócić w potrzebie. We wszystkich istniejących dotąd społeczeństwach małżeństwo i ojcostwo ukierunkowywały energię seksualną i agresję mężczyzn. Bez nich energia ta może zacząć znajdować ujście w przestępczości i przemocy. Jak to ujął jeden z recenzentów książki Blankenhorma, „lepszy tata, który po powrocie z roboty żłopie piwo przed telewizorem, niż żaden" („The Economist" 8 kwietnia 1995: 121).
Czy rzeczywiście? Kwestia domów bez ojca wiąże się z bardziej ogólnym problemem wpływu rozwodu na dzieci, a tu, jak widzieliśmy, trudno formułować jednoznaczne wnioski. Jak napisał ten sam recenzent: „A czy przypadkiem nie jest tak, że gburowaty ojciec płodzi gburowatych synów? Czy niektórzy ojcowie nie szkodzą rodzinie?" Zdaniem niektórych badaczy nie w tym rzecz, czy ojciec jest w domu, ale w tym, w jakim stopniu uczestniczy w życiu rodzinnym i obowiązkach rodzicielskich. Innymi słowy, ważny jest nie tyle skład rodziny, ile jakość opieki, uwagi i wsparcia, jakie dzieci otrzymują od jej członków.
Zjawisko „nieobecnego ojca" niejako automatycznie wskazuje na winę „nieodpowiedzialnych moralnie" mężczyzn, jednak pojawiają się też liczne głosy w obronie młodych mężczyzn, którzy często wiążą ze swoim ojcostwem duże nadzieje. Dopiero brak umiejętności koniecznych do utrzymania związku lub brak wsparcia ze strony innych sprawiają, że porzucają dzieci, aby dorastały w gniewie i alienacji. W Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii „kryzys ojcostwa" doprowadził do powstania grup samopomocy dla mężczyzn pragnących stać się lepszymi ojcami. Takie amerykańskie grupy, jak Dotrzymujący Słowa i Narodowa Inicjatywa Ojcostwa pracują z mężczyznami nad umiejętnością życia w rodzinie i bycia ojcem. W społeczności czarnych wydarzenia takie, jak „marsz miliona mężczyzn", zorganizowany przez Naród Islamski, służą zwróceniu uwagi na wielką liczbę rodzin składających się z matek samotnie wychowujących dzieci.
Kobiety bezdzietne z wyboru
Badanie dotyczące kształtowania się brytyjskiej rodziny (Brtish Family Formation Survey) z 1976 roku wykazało, że wśród zamężnych kobiet tylko bardzo nieliczne (1%) deklarowały, że nie chcą mieć dzieci. Nowy raport urzędu spisów powszechnych i statystyk (Office of Population Censuses and Surveys) wykazał, że 20% kobiet urodzonych w latach 1960-1990 nie będzie miało dzieci - z wyboru. Podejmując decyzję o urodzeniu dziecka, współczesne Brytyjki biorą pod uwagę inne cele życiowe, w tym sukces zawodowy i niezależność w życiu prywatnym.
Kobieta bezdzietna przestała być kojarzona ze stereotypem biednej starej panny. Zarówno w przypadku kobiet zamężnych, jak i niezamężnych powodem decyzji o nie posiadaniu dzieci bywa chęć utwierdzenia się w swojej wolności wyboru. Istnieją też jednak przyczyny negatywne. W Wielkiej Brytanii otwarcie nowych dróg kariery nie idzie w parze z gwarancjami socjalnymi w zakresie urlopów opiekuńczych i opieki nad dziećmi. Niektóre kobiety mogą więc obawiać się, że w przypadku rozwodu pozostawione same z dziećmi popadną w ubóstwo.
Wskaźnik urodzeń w Wielkiej Brytanii i w większości krajów zachodnich maleje. Przeciętna 1,73 dziecka na kobietę w Wielkiej Brytanii to nieco więcej niż w większości krajów Wspólnoty Europejskiej, ale to nadal mniej niż konieczne dla utrzymania populacji na obecnym poziomie 2.1 dzieci na kobietę. Najniższy wskaźnik urodzeń - 1,2 dziecka na kobietę - mają obecnie Włochy. Według prognoz „kryzys dziecięcy" w tym kraju doprowadzi w ciągu najbliższego ćwierćwiecza do spadku populacji z 57,3 milionów do 51.3 milionów.
Zamiast małżeństwa
Mieszkanie razem bez ślubu
Mieszkanie razem bez ślubu, kiedy para tworzy związek o charakterze seksualnym, jest coraz bardziej rozpowszechnione w większości społeczeństw zachodnich. Małżeństwo, niegdyś bezwzględna podstawa związku dwojga ludzi, nie pełni już takiej roli. Dziś właściwiej byłoby mówić o angażowaniu się w związki i zrywaniu związków. Coraz więcej osób trwale zaangażowanych w związki nie decyduje się na małżeństwo, ale mieszka razem, wspólnie wychowując dzieci.
W Wielkiej Brytanii jeszcze do niedawna życie na „kocią łapę" trąciło skandalem. W ankiecie ogólnego badania gospodarstw domowych (The General Household Survey), podstawowego źródła danych o strukturze gospodarstw domowych w Wielkiej Brytanii, pytanie o mieszkanie razem bez ślubu pojawiło się po raz pierwszy dopiero w 1979 roku. Jednak postawy młodych ludzi w Wielkiej Brytanii i innych krajach europejskich wobec mieszkania razem bez ślubu zmieniają się . W ciągu kilkudziesięciu ostatnich lat liczba mężczyzn i kobiet tworzących wspólne gospodarstwo domowe bez ślubu gwałtownie wzrosła. W Wielkiej Brytanii przez ostatnie czterdzieści lat wzrost ten wyniósł 400%. Bez ślubu dzieliło mieszkanie z partnerem tylko 4% kobiet urodzonych w latach dwudziestych i 19% urodzonych w latach czterdziestych, ale już prawie połowa kobiet urodzonych w latach sześćdziesiątych. Zgodnie z przewidywaniami w najbliższej przyszłości cztery spośród pięciu par małżeńskich będą mieszkały razem przed ślubem
Mieszkanie razem bez ślubu jest coraz popularniejsze, ale wyniki badań wskazują, że małżeństwo jest jednak bardziej stabilne. Prawdopodobieństwo rozpadu związku pary mieszkającej razem bez ślubu jest czterokrotnie wyższe niż prawdopodobieństwo rozpadu małżeństwa.
Współcześnie w Wielkiej Brytanii mieszkanie razem bez ślubu jest niejako etapem próbnym przed podjęciem decyzji o małżeństwie, chociaż okres ten staje się coraz dłuższy i coraz więcej par decyduje się na taką formę bycia razem jako alternatywę małżeństwa. Młodzi ludzie często nie planują docelowo wspólnego mieszkania, ale znajdują się w takiej sytuacji niejako siłą rzeczy. Para stanowiąca związek seksualny spędza ze sobą coraz więcej czasu, aż wreszcie jedno z nich rezygnuje ze swojego dotychczasowego mieszkania. Mieszkający razem młodzi ludzie prawie zawsze przewidują małżeństwo w jakimś późniejszym terminie, ale niekoniecznie ze swoim aktualnym partnerem. Tylko niektóre z takich par wspólnie gospodarują pieniędzmi.
Gejowskie i lesbijskie układy partnerskie
Wiele homoseksualistów i lesbijek żyje dziś w stabilnych związkach. Większość krajów w dalszym ciągu nie sankcjonuje jednak małżeństw homoseksualnych, więc gejowskie i lesbijskie związki opierają się nie na prawie, ale na osobistym zaangażowaniu i wzajemnym zaufaniu. Na określenie partnerstwa homoseksualistów używa się niekiedy pojęcia „rodzina z wyboru", które ma podkreślać coraz częściej pojawiające się w życiu codziennym takich par elementy pozytywne i twórcze. Wiele tradycyjnych cech związków heteroseksualnych - jak wzajemne wsparcie i opieka w chorobie, wspólne gospodarowanie środkami finansowymi itd. - w sposób jeszcze do niedawna nieosiągalny staje się częścią życia rodzin gejowskich i lesbijskich.
Począwszy od lat osiemdziesiątych rośnie zainteresowanie badaczy związkami gejów i lesbijek. Socjologowie dostrzegają w związkach homoseksualnych tylko im właściwe przejawy intymności i równości. Geje i lesbijki zostali wykluczeni z instytucji małżeństwa, a w parach tej samej płci trudno rozdzielić tradycyjne role związane z płcią, zatem konstruowanie i zawieranie związków homoseksualnych odbywa się niezależnie od norm i wskazań rządzących wieloma związkami heteroseksualnymi. Spotyka się opinie, że ważnym czynnikiem powstania szczególnej kultury wzajemnej troski i zaangażowania partnerów homoseksualnych była epidemia AIDS.
Weeks, Heaphy i Donovan (zob. 1999) wskazują na trzy wzory, według których konstruowane są partnerskie układy gejów i lesbijek. Po pierwsze, jest w nich więcej miejsca na równość partnerów, bo nie opierają się one na kulturowych i społecznych założeniach, stanowiących podstawę związków heteroseksualnych. Gejowskie i lesbijskie pary mogą dowolnie kształtować swoje związki w taki sposób, aby uniknąć nierówności i nierównowagi sił typowych dla wielu par heteroseksualnych. Po drugie, partnerzy homoseksualni ustalają ze sobą zasady i sposób funkcjonowania swojego związku. Podczas gdy na przykład w związkach heteroseksualnych kobietom przypada na ogół większość prac domowych i opieka nad dziećmi, oczekiwania takie nie są wpisane w układ homoseksualny. Wszystko jest tu do uzgodnienia, co daje szansę na równiejszy podział obowiązków. Po trzecie, związki gejowskie i lesbijskie charakteryzuje szczególna forma wzajemnego zaangażowania partnerów, bez podłoża instytucjonalnego. Wszystko wskazuje na to, że wzajemne zaufanie, gotowość do czynnego pokonywania trudności i wspólna „praca emocjonalna" są cechami wyróżniającymi związki homoseksualne (zob. ibid.).
Wraz ze złagodnieniem dawniej nietolerancyjnych postaw wobec homoseksualizmu sądy są coraz bardziej skłonne przyznawać opiekę nad dziećmi matkom żyjącym w związkach lesbijskich. Techniki sztucznego zapłodnienia oznaczają, że lesbijki mogą mieć dzieci bez odbywania stosunków heteroseksualnych. W Wielkiej Brytanii praktycznie wszystkie pary homoseksualne z dziećmi to kobiety, ale w kilku miastach Stanów Zjednoczonych w okresie od końca lat sześćdziesiątych i w początkach siedemdziesiątych instytucje opieki społecznej przyznawały opiekę nad bezdomnymi nastoletnimi gejami homoseksualnym parom mężczyzn. Praktyki tej zaniechano głównie pod wpływem negatywnej reakcji opinii publicznej.
Szereg niedawnych zwycięstw sądowych par homoseksualnych wskazuje, że wymiar sprawiedliwości stopniowo zaczyna rozpoznawać ich prawa. W Wielkiej Brytanii kamieniem milowym było orzeczenie w roku 1999, że para homoseksualna pozostająca w stałym związku może być uznana za rodzinę. Uznanie partnerów homoseksualnych za „członków rodziny" będzie miało wpływ na takie kategorie prawne, jak imigracja, zabezpieczenia socjalne, podatki, dziedziczenie i opieka nad dziećmi. W 1999 roku pewien amerykański sąd utrzymał prawa rodzicielskie pary gejów, z umieszczeniem ich nazwisk na świadectwach urodzenia ich dzieci, które przyszły na świat dzięki matce zastępczej. Jeden z mężczyzn, którzy wnieśli sprawę, powiedział: „Świętujemy tryumf prawa. Rodzina nuklearna, jaką znamy, przechodzi ewolucję. Nie chodzi o to, żeby był ojciec i matka, ale kochający, troskliwi rodzice, bez względu na to, czy to będzie samotna matka, czy dojrzały związek gejów" (zob. Hartley-Brewer 1999).
Spór o wartości rodzinne
„Rodzina się rozpada!" - wołają strażnicy wartości rodzinnych, badając zmiany, jakie zaszły w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat, jak liberalizacja i bardziej otwarty stosunek do spraw seksu, gwałtowny wzrost liczby rozwodów i ogólna tendencja do szukania własnego szczęścia kosztem dawnego pojęcia obowiązku względem rodziny. Ich zdaniem musimy odkryć moralny sens rodziny tradycyjnej, bardziej stabilnej i uporządkowanej niż pogmatwana sieć relacji, w jakie uwikłana jest dziś większość z nas.
„Nie!" - odpowiadają ich krytycy. - „Myślicie, że rodzina się rozpada, a tak naprawdę rodzina po prostu ulega zróżnicowaniu. Zamiast wtłaczać wszystkich w te same ramy, powinniśmy czynnie popierać różnorodność form rodziny i życia seksualnego".
Kto ma rację? Do obu stanowisk należy podchodzić raczej ostrożnie. Powrót do rodziny tradycyjnej nie jest już możliwy - nie tylko dlatego że, jak już mówiliśmy, rodzina tradycyjna, jak ją na ogół pojmujemy, nigdy tak naprawdę nie istniała ani dlatego że liczne ograniczenia, jakie w przeszłości narzucała ona jednostce, nie pozwalają uczynić z niej modelu na dziś. Jest tak również z tego powodu, że zmiany społeczne, które stwo-rzyły nowe formy małżeństwa i rodziny, są w większości nieodwracalne. Kobiety nie powrócą masowo do zajmowania się domem, skąd z takim trudem udało im się wyrwać. Dzisiejsze związki seksualne i małżeństwo, na szczęście czy nieszczęście, nie będą już takie jak niegdyś. Komunikacja emocjonalna, a dokładniej, umiejętność czynnego tworzenia i utrzymywania związków stała się podstawową sprawnością, od jakiej zależy jakość naszego życia osobistego i rodzinnego.
Co z tego wszystkiego wyniknie? Od czasów gwałtownego wzrostu odsetek rozwodów utrzymuje się wprawdzie na stałym poziomie, ale nie spada. Wszystkie dane o rozwodach są w pewnym stopniu przybliżone, ale na podstawie dotychczasowych tendencji można przyjąć, że 60% wszystkich zawartych obecnie małżeństw w ciągu najbliższych dziesięciu lat skończy się rozwodem.
Jak widzieliśmy, nie tylko kompletne pomyłki kończą się rozwodem. Ludzie, którzy kiedyś mogliby czuć się zmuszeni do trwania w nieudanych związkach, dziś będą bardziej skłonni próbować od nowa. Ale bez wątpienia tendencje w sferze życia seksualnego, małżeństwa i rodziny, które dla jednych otwierają nowe możliwości osiągnięcia satysfakcji i samospełnienia, dla innych stają się źródłem poważnych niepokojów.
Ci, którzy twierdzą, że wielkie zróżnicowanie istniejących dziś form rodziny jest rzeczą pożądaną, gdyż uwalnia nas od dawnych ograniczeń i cierpień, mają na pewno trochę racji. Mężczyźni i kobiety mogą, jeśli chcą, być sami, nie narażając się na społeczną dezaprobatę, z jaką spotykał się kiedyś stary kawaler, a tym bardziej stara panna. Pary tworzące związki bez ślubu nie muszą już obawiać się społecznego wykluczenia z grona swoich bardziej „szacownych" zamężnych i żonatych znajomych. Pary gejowskie mogą tworzyć wspólny dom i wychowywać dzieci, i nie są już narażone na taką wrogość, z jaką spotykały się w przeszłości.
Biorąc pod uwagę wszystko, co tu powiedzieliśmy, trudno oprzeć się wrażeniu, że znaleźliśmy się na rozdrożu. Czy istotnie przyszłość przyniesie dalszy spadek liczby małżeństw i długotrwałych związków? Czy nasze życie emocjonalne i seksualne będzie coraz silniej naznaczone gorzkimi i brutalnymi doświadczeniami? Niczego nie można powiedzieć na pewno. Jednakże z socjologicznej analizy małżeństwa i życia rodzinnego, którą tu przeprowadziliśmy, jasno wynika, że problemów tych nie rozwiążemy, oglądając się na przeszłość. Pozostaje nam starać się w miarę możliwości godzić indywidualną wolność, jaką większość z nas tak sobie ceni w życiu prywatnym, z potrzebą bycia w stałych i trwałych związkach z innymi ludźmi.
Rodzina i małżeństwo - dane z Polski
Przyczyną ok. 22% przypadków ustania małżeństwa jest rozwód. Według szacunków w 2004 r. rozwiodło się ok. 51 tys. par małżeńskich (w 2003 r. ponad 48 tys.). Przeciętnie na 1000 istniejących małżeństw 5,4 zostało rozwiązanych na drodze sądowej. Współczynnik rozwodów utrzymał się na poziomie sprzed roku (1,3‰) i pozostaje jednym z najniższych w Europie. W miastach natężenie rozwodów jest trzy razy wyższe niż na wsi.
Liczba rozwodów w latach 1990-2004
wg GUS
W 2004 r. wobec prawie 4 tys. małżeństw sądy orzekły separację (o około 1,5 tys. więcej niż w 2003 r.), w tym dla kilkunastu par małżeńskich separacja została zniesiona.
Proporcja rozwodów netto (liczba rozwodów przypadająca na 1 000 małżeństw) w latach 1980-2000
Liczba rozwodów w PRL i III RP oraz w wybranych krajach
lata |
w tys. |
na 1000 mieszkańców |
Wielka Brytania |
Francja |
Rosja |
Japonia |
USA |
1950 |
11,0 |
0,44 |
|
|
|
|
|
1955 |
13,3 |
0,49 |
|
|
|
|
|
1960 |
14,8 |
0,50 |
|
|
|
|
|
1965 |
23,6 |
0,75 |
|
|
|
|
|
1970 |
34,6 |
1,05 |
|
|
|
|
|
1975 |
41,3 |
1,21 |
|
|
|
|
|
1980 |
39,8 |
1,12 |
|
|
|
|
|
1985 |
49,1 |
1,32 |
|
|
|
|
|
1990 |
42,4 |
1,11 |
2,89 |
1,86 |
3,77 |
1,28 |
4,65 |
1991 |
33,8 |
0,88 |
- |
1,89 |
4,02 |
1,37 |
4,70 |
1992 |
32,0 |
0,83 |
3,01 |
1,91 |
4,30 |
1,45 |
4,76 |
1993 |
27,9 |
0,73 |
3,83 |
1,93 |
4,46 |
1,52 |
4,51 |
1994 |
31,6 |
0,82 |
- |
2,00 |
4,60 |
1,57 |
4,60 |
1995 |
38,1 |
0,99 |
2,90 |
1,96 |
4,50 |
1,60 |
4,40 |
1996 |
39,4 |
1,02 |
3,30 |
1,90 |
3,82 |
1,66 |
4,30 |
1997 |
42,6 |
1,10 |
2,90 |
2,10 |
3,80 |
1,80 |
4,30 |
1998 |
45,2 |
1,20 |
|
|
|
|
|
2004 |
51,0 |
1,30 |
|
|
|
|
|
Dobre i złe strony małżeństwa
Co jest dobrą stroną małżeństwa?
Oparcie w potrzebie - 68%
Stworzenie dzieciom domu 60
Wspólne dorabianie się 48
Zaspokajanie potrzeby miłości 37
Łatwiejsze rozwiązywanie
Codziennych spraw 27
Wspólne zainteresowania 21
Regularne pożycie fizyczne 11
Brak dobrych stron 1
Co jest złą stroną małżeństwa ?
Niewierność i zdrada 50
Zazdrość 39
Nieporozumienia finansowe 32
Różnice usposobień 31
Nadmiar obowiązków 27
Nuda 16
Brak swobody 14
Przykrości związane
z pożyciem fizycznym 8
Inne 3
Brak złych stron 14
OBOP, 1998
Czy zgadzasz się na legalizację związków homoseksualnych?
Zdecydowanie tak - 12%
Raczej tak 22
Zdecydowanie nie 44
Raczej nie 12
Trudno powiedzieć 10
CBOS, 2003
Czy partnerzy w związku homoseksualnym powinni mieć prawo:
Tak nie trudno powiedzieć
Posiadać wspólny majątek 55% 33% 12%
Korzystać z ule podatkowych 47 42 11
Adoptować dzieci 8 84 8
Uprawiać stosunki seksualne 38 36 26
CBOS, 2003
Czy zgadzasz się na legalizację konkubinatów, tak aby partnerzy mieli niektóre uprawnienia przysługujące małżeństwu?
Zdecydowanie tak - 31%
Raczej tak 29
Zdecydowanie nie 16
Raczej nie 15
Trudno powiedzieć 9
CBOS, 2002
W Polsce pytanie o wspólne zamieszkiwanie bez ślubu (w związku partnerskim) zadano po raz pierwszy w Narodowym Spisie Powszechnym w 2002 roku. Wg danych spisowych w związkach partnerskich żyje 200 tysięcy osób.
Henryk Domański*
Destrukcja czy trwanie
Czy procesy destrukcyjne mogą zagrozić trwałości rodziny? Z badań socjologicznych wynika, że nie.
Choć poglądy polityczne społeczeństwa polskiego stają się coraz bardziej lewicowe, znakomita większość Polaków broni tradycyjnych wartości, co zresztą przestało już być osobliwością w społeczeństwach przechodzących przez proces transformacji ustroju. Jedną z tych wartości jest rodzina.
Nowoczesna rodzina, w odróżnieniu od patriarchalnej, charakteryzuje się tym, że małżeństwa zawierane są we wcześniejszym wieku, że rodzina trwa dłużej, a stosowanie kontroli urodzeń sprawia, że rodzi się mniej dzieci. Małżeństwo jest dziś wynikiem wolnego wyboru dwóch stron, a małżonkowie razem podejmują decyzje. Ponad połowa rodzin deklaruje, że żona i mąż wspólnie decydują o wydatkach. Demokracja stworzyła model partnerski i, jak wykazują wyniki międzykrajowych badań porównawczych, przyjął się on nawet w wielu społeczeństwach Dalekiego Wschodu, kojarzonych z kulturą patriarchalną.
Jednocześnie demokracja, zdaniem krytyków nowoczesnej rodziny, stała się jedną z głównych przyczyn zagrożeń. Za negatywne skutki demokracji uważa się nadmiar wolności i liberalizmu, co znajduje swój wyraz w postępującym wzroście liczby rozwodów, małżeństw żyjących w separacji, osób żyjących samotnie i rodzin niepełnych. Jeżeli dodać do tego zwiększającą się skalę aborcji, wzrost stopy urodzeń poza małżeństwami i wzrost liczby przestępstw seksualnych, w tym również coraz częściej ujawniane przypadki molestowania nieletnich, wizja kryzysu rodziny rysuje się realistycznie.
Czy destruktywne procesy przeważają nad trwałością rodziny? Z badań socjologicznych wynika, że nie.
Prawdziwym zagrożeniem byłby bowiem odwrót od wartości przypisywanych małżeństwu i rodzinie. Otóż nic tego nie zapowiada. Od kilkudziesięciu lat, odkąd w różnych krajach zaczęto badać systemy wartości, rodzina i małżeństwo wymieniane są przez ludzi na pierwszym miejscu w hierarchii celów życiowych, wyprzedzając satysfakcję z pracy, karierę zawodową i dobra egzystencjalne, takie jak pieniądze, zasoby materialne, mieszkanie, dom czy możliwości kształcenia. Systematyczne badania porównawcze, które prowadzili Gerd Hofstede (2001) i Ronald Inglehart (1997), jednoznacznie wskazują, że rodzina pozostaje centralnym wyznacznikiem orientacji życiowych jednostek, co pozwala zachować wiarę w jej trwałość. Jak wykazuje Inglehart, odwołując się do wyników badań ankietowych prowadzonych w 32 krajach, w których wnikliwie śledzi się kierunek dokonujących się zmian, charakterystyczną prawidłowością w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat jest odchodzenie od materializmu w sferze orientacji życiowych. Coraz częściej ludzie za najważniejsze uznają potrzeby duchowe i wartości związane ze światem kultury. Wynikałoby stąd, że rodzina zachowuje odporność na zmiany mimo atakujących ją z różnych stron czynników destrukcji. Skądinąd zestawienie tych danych ze zwiększającą się liczbą rozbitych rodzin zdaje się potwierdzać jedną z paradoksalnych sprzeczności: gatunek ludzki jest w stanie unicestwić rzeczy, które ceni najbardziej.
W badaniach przeprowadzonych w 1999 roku na ogólnokrajowej reprezentacji dorosłych Polaków przez CBOS respondentom zadawano pytanie: "Każdy człowiek ma czasem problemy osobiste, każdy też potrzebuje czasem się zwierzyć, poprosić o radę. Czy jest taka osoba, z którą może pani/pan porozmawiać o wszystkich swoich kłopotach i problemach?". Odpowiedzi twierdzącej udzieliło 84 proc., gdy następnie poproszono respondentów o wymienienie tych osób, zdecydowana większość - 76 proc. wskazała na przedstawicieli najbliższej rodziny, na dalszą rodzinę wskazało 14 proc., a tylko 28 proc. wskazań dotyczyło przyjaciół1. To zdaje się zaprzeczać twierdzeniu, że kręgi towarzyskie tworzą konkurencyjne struktury dla rodzin. W świetle tych danych ludzie, którzy potrzebują emocjonalnego wsparcia, odnajdują je nie inaczej, jak kiedyś.
Ważnym czynnikiem opisującym społeczeństwo polskie jest niska ruchliwość przestrzenna ludności. Okazuje się, że zdecydowana większość (70 proc.) w dalszym ciągu mieszka w sąsiedztwie członków najbliższej rodziny, to znaczy w tej samej miejscowości lub gminie. A to w społeczeństwie polskim oznacza, że nie znika jedna z podstawowych przyczyn zachowania wewnętrznej zwartości podstawowej komórki społecznej, obejmującej rodziców, dorosłe dzieci, rodzeństwo i teściów. Z badań wynika, że 72 proc. mieszkańców Polski co najmniej raz w tygodniu odwiedzało rodziców, a 52 proc. widuje się z dziećmi.
Brak rozproszenia jest niejako strukturalną gwarancją łączności, która stanowi warunek zachowania ciągłości duchowej. Być może nie jest to warunek konieczny, niemniej faktem jest, że Stany Zjednoczone, które od lat są na pierwszym miejscu pod względem liczby rozwodów, mają jeden z najwyższych wskaźników zmian miejsca zamieszkania, wymuszonych przez stosowanie elastycznych form zatrudniania.
Można powiedzieć, że rodzina, tracąc pamięć o sobie, zanika, podobnie jak naród. Interesujących danych dostarczają wyniki badań z 1999 roku nad świadomością tradycji rodzinnych. Wskazują one, że ponad 60 proc. reprezentantów dorosłej ludności Polski ma zwyczaj prowadzenia w rodzinie rozmów o jej historii, z tego 17 proc. zwykło to robić często, a 44 proc. "od czasu do czasu".
Z tych samych badań nad świadomością tradycji rodzinnych z 1999 roku można wysnuć wniosek o dominacji wielopokoleniowej pamięci rodzinnej. Pytanie "jak daleko w przeszłość sięga pani/pana wiedza o swojej rodzinie" dawało ankietowanym kilka możliwości odpowiedzi. O przewadze "wielopokoleniowej pamięci" zdaje się świadczyć fakt, że tylko jedna piąta (21 proc.) ograniczyła się do wyboru stwierdzenia "wiem, co działo się za mojego życia, i co widziałem na własne oczy". Natomiast w ponad trzech czwartych pamięć ta była bardziej głęboka - 36 proc. zadeklarowało "wiem, co było za życia moich rodziców, zanim przyszedłem na świat", 35 proc. wiedziało "co było za życia moich rodziców, gdy moi dziadkowie byli młodzi", a 5 proc. sięgało pamięcią do młodości pradziadków.
Co więcej: systematyczne porównanie wyników badań dotyczących tego problemu sugeruje raczej wzrost świadomości tradycji rodzinnych, przy czym zwrotnym punktem była tu zmiana ustroju. O ile bowiem odsetki osób pamiętających czasy dziadków kształtowały się w 1982 i 1987 roku na poziomie 30 i 32 proc., to w następnych latach dokonał się skokowy wzrost tych wielkości; w 1999 roku osiągnęły one poziom 41 proc., równocześnie zaś relatywny udział kategorii żyjącej wyłącznie teraźniejszością, mającej przed oczami, to, co "jest tu i teraz", zmniejszył się z 27 do 21 proc.
Spójrzmy teraz na badania nad aspiracjami młodzieży, bo przecież wyniki tych badań można traktować jako zapowiedź przyszłości. W 1998 roku ogólnokrajowej reprezentacji uczniów ostatnich klas szkoły podstawowej zadano pytanie o najważniejsze cele życiowe, wymieniając na załączonej liście rodzinę, pracę, miłość i kilkanaście innych wartości. Okazało się, że priorytetowa wartość rodziny nie znika. Młodzi ludzie przypisywali największe znaczenie "udanemu życiu rodzinnemu i posiadaniu dzieci" (57 proc.), a dopiero na drugim miejscu znalazła się ciekawa praca (42 proc.), wyprzedzając miłość i przyjaźń (31 proc.) oraz zdobycie majątku (27 proc.). Faktem godnym odnotowania jest mała rola hedonistycznych wartości, kojarzących się z zanikiem samodyscypliny i odpowiedzialnego stosunku do życia. Tylko 19 proc. wymieniło "życie barwne i pełne rozrywek", zaś wagę seksu podkreśliło tylko 10 proc. ogółu badanych. Świadectwem braku oznak dekompozycji norm może być konsekwentny wzrost wskazań na wartości rodzinne w 1994 roku odsetek tych wskazań wynosił 48 proc., w 1995 roku wzrósł do 50, by dojść do poziomu 57 proc. w 1998 roku.
Może jednak zaniepokoić systematyczny spadek nowych małżeństw i wzrost liczby rozwodów. W latach 1990-1998 liczba nowych małżeństw (na 1000 ludności) zmniejszyła się z 6,7 do 5,4, natomiast - chociaż nieznacznie, bo z 1,1 do 1,2 - zwiększyła się liczba rozwodów. Ostatnia dekada minionego stulecia zakończyła się ujemnym bilansem, jeżeli porównać liczbę nowo zawartych małżeństw z małżeństwami rozwiązanymi w wyniku rozwodów i śmierci. Wprawdzie w latach 1995-1998 przewaga tych drugich zmniejszyła się z 10,4 do 9,5 tysiąca, jednak utrzymuje się między nimi różnica, a liczba wszystkich małżeństw zmniejszyła się z 9222,1 do 9188,3 tysiąca.
Można się pocieszyć faktem, że w porównaniu z rodziną patriarchalną nowoczesną rodzinę integrują dwa nowe czynniki. Pierwszy to orientacja na zaspakajanie potrzeb dzieci. Klasy średnie w rozwiniętych krajach zachodnich podporządkowują rytm życia wyborowi prestiżowego uniwersytetu i szkoły dla dziecka, czego bezpośrednim świadectwem jest uzależnianie decyzji o miejscu zamieszkania od możliwości kształcenia. Drugim integrującym czynnikiem jest wzrost roli państwa: przeznacza ono coraz więcej środków wspomagających rodzinę w zakresie ochrony zdrowia, zapewnienia bezpieczeństwa i opieki socjalnej, co pomaga utrzymać się na powierzchni rodzinom z klas niższych.
Trwałość rodziny jest gwarantowana przez prawo, co czyni z niej najpewniejszą instytucję dostarczającą opieki. Na gruncie zinstytucjonalizowanych norm powstała sieć wzajemnych zobowiązań i świadczeń opartych na emocjonalnej łączności między partnerami o równym statusie. Nie stworzono lepszej instytucji udzielającej pomocy i trudno byłoby rodzinę w tej roli zastąpić. To jeden z tych mechanizmów, które po uruchomieniu zaczynają działać samoczynnie, zadziwiając zdolnością do pokonywania przeszkód i odpornością na zmiany.
Henryk Domański - profesor w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN. Zajmuje się badaniami struktury społecznej i metodologią badań socjologicznych.
Iwona Taranowicz
RODZINA A PROBLEMY ZDROWIA I CHOROBY
Stosunkowo od niedawna rodzina cieszy się zainteresowaniem przedstawicieli nauk medycznych. Wprawdzie od wieków ta grupa społeczna zajmowała się swoimi chorymi, jednak wraz z pojawieniem się medycyny jej rola wydawała się mało istotna dla profesjonalnego procesu terapii. Dopiero wraz z przyjęciem przez WHO (Światową Organizację Zdrowia) socjoekologicznego modelu zdrowia zaczęto dostrzegać znaczenie nieprofesjonalnych systemów opieki i leczenia.
Obecnie szacunkowy udział rodziny w działaniach na rzecz zdrowia oblicza się na 75% w sytuacji zdrowia i 86% w sytuacji niepełnosprawności. Nic dziwnego, że rodzina zaczęła być postrzegana jako podstawowy, obok samego pacjenta, partner lekarza i medycyny.
Znaczenie rodziny dla zdrowia jej członków
W literaturze powszechnie przyjmuje się pogląd, zgodnie z którym rodzina działa ochronnie na zdrowie. Inaczej mówiąc, ci, którzy mają rodzinę, są ogólnie zdrowsi niż ci, którzy jej nie mają. Masowe badania prowadzone przez Synne'a w Kalifornii wykazały, iż po wyeliminowaniu takich czynników, jak palenie tytoniu i przebyte poważne choroby okazało się, że ludzie pozbawieni związków z rodziną umierają 2-3 szybciej niż ci, którzy utrzymują regularne kontakty z rodziną i przyjaciółmi. Szczególnie negatywnie na zdrowie wpływa utrata rodziny.
Skala, wydarzeń życiowych wg Holmesa i Rahe' a, będąca jedną z prób pomiaru znaczenia różnych zdarzeń życiowych w patogenezie chorób psychicznych, na pierwszym miejscu umieszcza śmierć małżonka, na drugim rozwód, na trzecim separację małżeńską, tym samym uznając je za zdarzenia niosące ze sobą największy ładunek negatywnie oddziałującego stresu. Każdemu z tych czynników przypisano odpowiednią liczbę punktów. I tak śmierć małżonka ma 100 pkt, rozwód 73 pkt, a separacja - 63 pkt. Skala zawiera 43 różne zdarzenia, którym przypisano kolejną punktację, na 43. pozycji znajduje się niewielkie naruszenie prawa z 11 pkt. Wśród pierwszych 15 osiem jest ściśle związanych z rodziną. „Ustalono, że jeżeli suma tych wydarzeń w ciągu roku wynosi średnio 150-190, to u 25% badanej populacji występują zaburzenia psychiczne, w przypadku osiągnięcia wartości 200-299 u 50% badanej populacji występują objawy zaburzeń emocjonalnych, powyżej 300 u 79% badanej populacji daje się stwierdzić symptomy choroby".
Z. Kawczyńska-Butrym podaje za innymi, że utrata rodziny wiąże się z:
nadciśnieniem - jest ono notowane szczególnie u młodych wdów;
ogólną chorobowością - osoby w pierwszym roku po rozwodzie mogą 12-krotnie częściej chorować niż osoby pozostające w związku małżeńskim;
poziomem uzależnień - częstszych w populacji osób rozwiedzionych;
częstotliwością samobójstw - najwyższe ryzyko obejmuje mężczyzn owdowiałych w starszym wieku;
częstotliwością wypadków - szczególnie są narażone osoby samotne oraz młodzi ludzie, którzy porzucili dom.
Znaczenie rodziny jako czynnika chroniącego zdrowie wynika przede wszystkim z faktu, że jest ona podstawową grupą wsparcia. Istnienie wsparcia społecznego jest obecnie traktowane lako jeden z ważnych elementów mających wpływ na zdrowie. Mieczysław Radochoński przytacza wyniki badań wskazujące na to, że posiadanie lub nieposiadanie wsparcia różnicuje zachorowalność i śmiertelność z powodu chorób układu krążenia. W jednym z nich 1234 pacjentów w wieku 25-75 lat z potwierdzonym klinicznie zawałem mięśnia sercowego obserwowano przez okres 4 lat, licząc od momentu zawału. „W tym czasie 18% z nich miało kolejny zawał serca, przy czym istotnie częściej występował on u osób samotnych. Także wskaźnik umieralności w tej grupie okazał się ponad 2-krotnie wyższy niż u pacjentów mieszkających z rodzinami". Inne badania objęły 194 pacjentów po zawale serca „powyżej 65. roku życia obserwowanych przez okres 6 miesięcy po wyjściu ze szpitala. W okresie tym zmarło aż 39% badanych. W grupie tej częściej byli reprezentowani pacjenci nie posiadąjący wsparcia emocjonalnego ze strony rodziny i osób bliskich. Przy tym zależność między brakiem wsparcia emocjonalnego a wzmożoną umieralnością okazała się podobna w odniesieniu do kobiet i mężczyzn".
We współczesnej koncepcji zdrowia szczególną wagę przywiązuje się do zachowań jednostki, uznając je niemal za najważniejszy czynnik kształtujący zdrowie. Jednostka najczęściej nie żyje jednak samotnie, ale w rodzinie. Spożywa posiłki nie indywidualnie, przyrządzając je sama dla siebie, ale wspólnie z członkami rodziny. Badania przeprowadzone przez CBOS w 1998 roku wykazały, że 59% Polaków jada obiady wspólnie z rodziną, a niemal tyle samo (58%) spożywa z rodziną kolacje. Stąd popularne hasło WHO „Twoje zdrowie w twoich rękach" można, zgodnie z sugestią Z. Kawczyńskiej-Butrym, zmienić na „Twoje zdrowie w rękach twojej rodziny. Wszystkie elementy wpływające na realizowane w życiu codziennym zachowania są obecne w rodzinie i w niej przede wszystkim kształtowane. „Mimo konkurencyjności instytucji oświatowych oraz środków społecznej komunikacji dom rodzinny odgrywa najistotniejszą rolę w procesie przekazywania potomstwu wiedzy medycznej oraz umiejętności niezbędnych w rozwiązywaniu problemów związanych ze zdrowiem i chorobą" . Rodzina kształtuje zdrowie poprzez realizowanie i wpajanie przyszłym pokoleniom wiedzy, wzorów zachowań związanych ze sferą zdrowia i tworzenie warunków sprzyjających lub niesprzyjających zdrowiu.
Rodzina wpływa na zdrowie poprzez:
kształtowanie postawy wobec zdrowia jako pewnej wartości,
realizowanie wzorów zachowań istotnych dla zdrowia,
przestrzeganie norm związanych ze zdrowiem,
posiadaną wiedzę na temat zdrowia i choroby
warunki materialne,
kształt struktury rodziny, czyli układ pozycji i ról rodzinnych, charakter więzi międzyczłonkami rodziny
realizację funkcji, przede wszystkim funkcji socjalizacyjnej, rekreacyjno-towarzyskiej, emocjonalno-ekspresyjnej.
Zachowania szczególnie ważne dla zdrowia, które są socjalizowane i realizowane w rodzinie, to:
-zachowania higieniczne związane z higieną osobistą i higieną otoczenia, np. mycie rąk.- zmiana pościeli czy wietrzenie pomieszczeń;
zachowania związane z higieną psychiczną, np. radzenie sobie ze stresem,
rozwiązywanie konfliktów rodzinnych, wzory komunikacji wewnątrzrodzinnej;
zachowania związane ze sposobem odżywiania, np. liczba i pora posiłków, ich jakość i urozmaicenie;
zachowania związane z wzorami spędzania czasu wolnego, np. dbanie o samo istnienie czasu wolnego, oglądanie telewizji, spotkania towarzyskie;
stosowanie używek, np. palenie papierosów, wzory picia alkoholu, wzory picia kawy;
zachowania w chorobie, np. korzystanie z usług medycznych, usług uzdrowicieli, samoleczenie;
zachowania związane z korzystaniem z usług oficjalnej medycyny, np. przestrzeganie lub nieprzestrzeganie zaleceń lekarskich, przyjmowanie leków, korzystanie z badań profilaktycznych.
Powyższe zachowania są związane z miejscem, jakie rodzina zajmuje w strukturze społecznej, położenie społeczne bowiem wyznacza możliwości ich realizacji. Dla zilustrowania tej zależności warto przytoczyć wnioski z badań przeprowadzonych przez Z. Wodniaka (1984) - stosowane wzory samoleczenia „różnicowała nie tyle przynależność do jednego z typów badanych rodzin (robotnicze lub inteligenckie), co raczej wzory kulturowe rodzin pochodzenia respondentek". Wyniki tych badań wyraźnie wskazują, że wzory przyswojone w procesie socjalizacji w rodzinie są mało podatne na zmiany, tym samym potwierdzając ogromne znaczenie rodziny w ich kształtowaniu.
Związki między zdrowiem a sytuacją społeczną rodziny widoczne są zwłaszcza przy rozpatrywaniu negatywnego oddziaływania rodziny na zdrowie.
Czynnikami przede wszystkim uwzględnianymi w tego typu rozważaniach są warunki materialne i poziom życia rodziny. Nie należy się jednak do nich ograniczać, znaczenie mają bowiem również cechy strukturalne i funkcjonalne rodziny. Analizy prowadzone w różnych krajach wykazują, że umieralność jest wyższa wśród niemowląt kobiet z niskim wykształceniem, których rodziny mają niski dochód i złe warunki mieszkaniowe. Jeszcze w latach 70. w Polsce śmiertelność niemowląt matek z wykształceniem niepełnym podstawowym była 3-krotnie wyższa niż matek z wykształceniem wyższym. Zróżnicowana jest również masa ciała noworodków. Badania przeprowadzone pod koniec lat 80. wykazały, że średnia waga noworodków matek robotnic niewykwalifikowanych wynosiła 3251 gramów, a matek pracownic umysłowych z wykształceniem wyższym 3371 gramów, średnia waga wynosiła wówczas 3270 gramów [9]. Inne badania z 1993 r. przeprowadzone na losowo dobranej 100-osobowej próbie we Wrocławiu wykazały, że matki z wykształceniem wyższym częściej i dłużej karmią swe dzieci piersią [10].
Cechy strukturalne rodziny są powszechnie uznawane za oddziałujące na stan zdrowia członków rodziny, jednakże niewiele tak naprawdę wiemy o sile tego wpływu. Zwraca się uwagę na znaczenie charakteru więzi rodzinnych, a nadmierną opiekuńczość lub chłód uczuciowy uznaje się za sytuacje niekorzystne dla zdrowia. Autorytarna pozycja matki lub ojca może być czynnikiem sprzyjającym zaburzeniom psychosomatycznym lub nerwicowym u dzieci, konflikt ról dotykający któregoś z członków rodziny rodzi stres psychospołeczny.
Określenie stopnia wpływu rodziny na zdrowie psychiczne i psychosomatyczne jej członków jest jednak dalekie od jednoznaczności. Dzieje się tak, ponieważ rodzina stanowi pewien system i obecność jednego czynnika negatywnie oddziałującego na zdrowie może być modyfikowana przez obecność innego, chroniącego zdrowie. Przyjmuje się zgodnie, że rodzina odgrywa ogromną rolę w etiologii wielu chorób psychosomatycznych i nerwicowych, ale znacznie trudniej określić znaczenie tej roli. Rodzina jest wówczas rozpatrywana jako swoisty czynnik ryzyka powstania zaburzeń zdrowia. W ujęciu koncepcji systemowych, przyjmujących założenie, że rodzina stanowi całość wzajemnie powiązanych elementów, choroba któregoś z członków jest wynikiem złego funkcjonowania i „choroby" całej rodziny. Wyróżnia się zespoły nerwicowe będące następstwem zaburzeń w komunikowaniu wewnątrzrodzinnym, a także nieprawidłowo pełnionych ról. Tego typu ujęcia stosowane są w medycynie psychosomatycznej i psychiatrii humanistycznej. Również socjologowie są świadomi znaczenia stosunków rodzinnych w powstaniu zaburzeń zdrowia. Klasyk socjologii medycyny Talcott Parsons (1969) pisze: „(...) ponieważ zaś internalizacja małej rodziny jest podstawą struktury osobowości, uważam, że wszelka patologia umysłu wywodzi się z zaburzeń struktury stosunku dziecka wobec jego rodziny".
Znaczenie rodziny w sytuacji choroby któregoś z jej członków
Normy społeczne zobowiązują rodzinę do zapewnienia bytu i opieki tym członkom rodziny, którzy ze względu na wiek lub stan zdrowia nie są w stanie samodzielnie zaspokoić własnych potrzeb. Jest to jedno z podstawowych instytucjonalnych zadań rodziny. W Polsce, gdzie w znacznie większym stopniu niż w krajach wysoko rozwiniętych rodzina pozostaje instytucją, funkcja opiekuńczo-zabezpieczająca jest nadal jedną z podstawowych. Badania dowodzą, że jej zakres nie ulega ograniczeniu, a opieka nad chorymi jest jednym z elementarnych przejawów jej realizacji.
Badania nad niepełnosprawnymi wskazują, że pomoc instytucjonalna pojawia się dopiero wówczas, gdy zawodzi rodzina, co więcej, nie jest oczekiwana: pracownicy socjalni i pielęgniarki nie są postrzegane jako pomagający rodzinie, ale wyłącznie zastępujący rodzinę, gdy jej zabraknie. Odgrywanie przez rodzinę tradycyjnej roli wobec chorych, starych i niepełnosprawnych jest zgodne z trendami obecnymi we współczesnej polityce zdrowotnej. Zmierzają one do wykorzystania naturalnego potencjału opiekuńczego tkwiącego w rodzinie i nieformalnych systemach opieki. Jednym z elementów współczesnego rozumienia zdrowia i systemu jego ochrony jest koncepcja samoopieki. Samoopieka odnosi się do nie sformalizowanych działań oraz decyzji związanych ze zdrowiem, podejmowanych przez poszczególne osoby, rodziny, sąsiadów, przyjaciół, współpracowników itd. Obejmuje samodzielny wybór leków i leczenia, wsparcie podczas choroby i pierwszą pomoc w „naturalnym środowisku”. W kontekście życia codziennego jest to więc zdecydowanie podstawowa forma systemu opieki zdrowotnej.
Działania prowadzone w ramach polityki zdrowotnej mają wspomagać rodzinę, a nie zastępować ją. Np. w Walii powołano zespoły mające na celu wspomagać rodzinę, świadczenie usług i szkolenia. Można wyróżnić 4 główne kierunki działalności tych zespołów: 1) organizowanie różnych form opieki domowej, 2) zapewnianie rodzinie okresu wypoczynku lub krótkotrwałego relaksu poprzez zabieranie osoby niepełnosprawnej, 3) dostarczanie do domów usług pielęgnacyjnych, 4) planowanie i popieranie niezależności osób niepełnosprawnych poprzez umożliwienie im korzystania z wszelkich form rehabilitacji.
Choroba i stosunek rodziny do choroby w pewien sposób organizują rodzinę, która zarazem wpływa na to, jak osoba chorująca przeżywa swoją chorobę i jaki jest jej sposób chorowania.
Rodzina aktywnie uczestniczy w procesie leczenia. Jest nieprofesjonalnym elementem systemu opieki zdrowotnej. Wykonuje, współuczestniczy lub nadzoruje realizację zaleceń lekarskich. Od tego, jak wywiązuje się z tych zadań, zależy często przebieg terapii, zwłaszcza w chorobach przewlekłych, choć nie tylko. Dotyczy to chociażby takich zachowań, jak przestrzeganie diety, regularne zażywanie leków, stosowanie odpowiednich ćwiczeń, dbałość o sen i wypoczynek, rezygnacja z niektórych zwyczajów. Wszystko to odbywa się w rodzinie. Zachowania te są w niektórych chorobach podstawą leczenia, np. w cukrzycy czy celiakii. Badania wskazują, że chorzy często nie przestrzegają podstawowych i ważnych zaleceń. Wśród 180-osobowej grupy dzieci w wieku 3-15 lat chorych na celiakię 41% nie przestrzegało diety. Częściej przestrzegały diety dzieci matek posiadających odpowiednią wiedzę na temat tej choroby, matek z wyższym wykształceniem, posiadających jedno dziecko. Jak wynika z innych badań, rodzina najczęściej uważa, że ma wystarczającą wiedzę na temat choroby i potrzebne umiejętności, by zajmować się chorym, ale znacznie rzadziej przyznaje, że to przedstawiciele służby zdrowia wyposażyli ją w odpowiednią wiedzę i umiejętności, chociaż lekarz jest wskazywany jako najczęstsze źródło tej wiedzy. Niedostatecznie - jak się wydaje - przedstawiciele służby zdrowia interesują się tym, czy i jaką wiedzę na temat choroby posiadają chory i jego rodzina. A przecież wiedza jest jednym z podstawowych czynników mających znaczenie w przestrzeganiu lub nieprzestrzeganiu zaleceń lekarskich.
Zdrowie przegrywa często z innymi wartościami, najczęściej z rodziną (rozumianą jako wartość) i wówczas zachowania służące jej realizacji stają się ważniejsze niż zdrowie.
Lekarzowi warto udzielić ważnej wskazówki, aby nie traktował tego, co robi rodzina, jako mało ważnego z profesjonalnego punktu widzenia. Często od rodziny bowiem zależy, czy pacjent zażywa leki, przestrzega diety, wykonuje ćwiczenia rehabilitacyjne i kontroluje stan zdrowia. To rodzina nadzoruje, przypomina, zawozi do lekarza, odbiera ze szpitala, karmi itp. Może wywierać presją na chorego, wspomagać go w walce z chorobą lub nie czynić tego. Rodzina wyręcza chorego w jego obowiązkach, podejmuje nowe związane z chorobą. Dla lekarza ważne jest, aby pamiętać, że w rodzinie pacjent wykonuje większość czynności, które stanowią istotę postępowania leczniczego, np. zażywanie leków; rodzina odgrywa w tym procesie niebagatelną rolę. Może nadzorować, motywować, wspomagać (np. kupując lekarstwa), ale może również odwodzić chorego od zbyt skrupulatnego przestrzegania wskazówek lekarza. Trzeba pamiętać, że chory czuje się czysto zagubiony, informacje udzielane przez lekarza nie zawsze są jasne i zrozumiałe, nie wspominając o tym, że często trafia do wielu lekarzy, którzy mówią mu niezupełnie to samo. Osoby bliskie i znane choremu podają różne przykłady, dzielą się własnymi doświadczeniami, wiedzą i przekonaniami, podsuwają gazety, broszury i książki, część z nich pracuje w służbie zdrowia lub ma z mą jakieś kontakty, udzielane przez nie rady wydają się zatem uzasadnione i racjonalne.
Lekarz nie jest jedynym źródłem wiedzy na temat choroby ani też nie jest absolutnym autorytetem w sprawach zdrowia. Badania, które przeprowadzono na reprezentacyjnej próbie dorosłych mieszkańców Wrocławia, wskazują wyraźnie, że jedynie dla 20% badanych lekarz jest niekwestionowanym autorytetem, połowa badanych odpowiedziała, że lekarz również może się mylić, nie można mu zatem wierzyć bezkrytycznie. Co ciekawe, jedna piąta uważa, że w sprawach zdrowia należy kierować się własnym rozsądkiem.
Lekarz zatem nie jest jedynym i wystarczającym źródłem wiedzy i rad dotyczących zdrowia i choroby. Chory selekcjonuje otrzymywane informacje, a rodzina mu w tym pomaga.
Lekarz powinien pamiętać, że działania mające dać poprawę stanu zdrowia są w większości realizowane przez samego pacjenta - on przecież musi przyjść na badania kontrolne czy rzucić palenie. Jak już wspomniano, rodzina może w tych działaniach wspierać chorego lub nie. Rodzina ponadto sama wykonuje te działania. Badania przeprowadzone wśród rodzin osób przewlekle chorych wykazały, że niemal wszystkie wykonywały którąś z następujących czynności: zabiegi pielęgnacyjne, nadzorowanie przyjmowania leków, nadzorowanie ćwiczeń rehabilitacyjnych i dowożenie na te ćwiczenia, jeśli jest taka potrzeba, stosowanie diety. Wszystkie te zachowania są ściśle związane z procesem leczenia i decydują o jego efektywności. Badani przyznawali także, że nie zawsze - i z różnych powodów - czynności te są wykonywane.
Współczesne kierunki rozwoju systemu ochrony zdrowia zmniejszają zasięg tradycyjnego stacjonarnego lecznictwa na rzecz placówek opiekuńczych i opieki środowiskowej sprawowanej w warunkach domowych chorego. Dlatego rodzinny system opieki i wsparcia zostaje włączony do systemu profesjonalnego. Jak próbowano wykazać powyżej, rodzina realizuje lub wpływa na realizację czynności składających się na proces terapeutyczny. Od jej wiedzy i umiejętności zależy też efektywność tego procesu. Zadaniem stawianym obecnie personelowi medycznemu jest uwzględnienie tego faktu w postępowaniu profesjonalnym i ściślejsza niż dotychczas współpraca z rodziną. Placówki służby zdrowia powinny wspomagać rodzinę. Pomoc ta powinna oznaczać:
wyposażenie członków rodziny w niezbędną do opieki wiedzę na temat choroby, jej istoty, przebiegu, rokowania, objawach i niezbędnych działaniach mających przynieść powrót do zdrowia, zahamowanie rozwoju choroby lub ograniczenie zagrożenia jej zaostrzenia;
przekazanie umiejętności niezbędnych do sprawowania opieki i wspierania chorego;
doradztwo w różnych sprawach związanych z. chorobą, np. gdzie można uzyskać dalszą pomoc, oraz w kwestiach wątpliwych czy problematycznych;
pośrednictwo w relacjach rodziny z innymi instytucjami mającymi za zadanie wspomaganie rodziny;
rozwiązywanie niektórych problemów lub pomoc w ich rozwiązaniu, jeśli rodzina sobie z nimi nie radzi;
wyręczanie rodziny lub pomoc w wykonywaniu niektórych jej zadań związanych z opieką i pielęgnacją osoby chorej, jeśli nie jest w stanie sama się z nich wywiązać.
Rodzina jest podstawowym środowiskiem wsparcia - zarówno społecznego (daje poczucie bezpieczeństwa), jak i psychicznego. Jest również łącznikiem między światem choroby i światem codziennym: przypomina o istnieniu rzeczywistości innej niż szpitalna czy choroby;
dostarcza informacji, co dzieje się w tej innej rzeczywistości, umożliwiając choremu choćby symbolicznie w niej uczestniczyć;
podtrzymuje społeczną tożsamość chorego, skutecznie powstrzymując jej ograniczanie do bycia pacjentem i chorym, lub przeciwnie - wzmacnia tożsamość „jestem chory";
ułatwia porozumienie między dwoma światami - światem choroby i światem nie-choroby, światem codziennym.
Obecna już od pewnego czasu w polskich szpitalach tendencja do ograniczania izolacji pacjentów od otoczenia, w tym od osób bliskich, jest z pewnością korzystna. Warto przy tym wspomnieć o roli rodziny nie tylko jako łącznika ze światem, ale także wielu funkcjach, jakie rodzina pełni również w szpitalu. Jak wykazują badania, członkowie rodziny wykonują przy chorym proste czynności higieniczno-opiekuńcze, takie jak podanie basenu czy mycie, karmienie, dbałość o czystą bieliznę osobistą. Niekiedy rodzina przynosi do szpitala leki i materiały opatrunkowe; zdarzało się to. nie tak rzadko przed reformą służby zdrowia, choć zapewne i obecnie nie jest zjawiskiem odosobnionym. Rodzina przynosi ponadto do szpitala żywność, napoje, gazety i książki. Pociesza i wysłuchuje informacji o stanie zdrowia, kontaktuje się z personelem medycznym. To najczęściej członkowie rodziny wręczają łapówki lub dowody wdzięczności, odpowiadają również za odpowiednie załatwienie tych spraw. Chory może wtedy sobie pozwolić na komfort udawania, że nic o tym nie wie i w tym nie uczestniczy. Dzięki temu relacja między nim a lekarzem może dalej przebiegać zgodnie ze społecznie akceptowanym wzorem.
Znaczenie choroby któregoś z członków rodziny dla jej funkcjonowania.
Choroba niesie ze sobą zmiany w życiu rodzinnym, przekształca dotychczasową organizacją życia, funkcjonowanie, wpływa na rodzinę jako całość. Choroba pociąga za sobą konsekwencje w odniesieniu do rodziny poprzez:
konieczność przejęcia dotychczasowych obowiązków osoby chorej,
podjęcie nowych obowiązków związanych z chorobą.
Może to oznaczać zmiany w strukturze rodziny, zmiany w układzie ról i pozycji. Choroba stanowi dla rodziny nową sytuację, do której musi się zaadaptować. Najtrudniejszy jest pierwszy etap choroby i pierwsza hospitalizacja. Wtedy odbywa się największa reorganizacja życia rodzinnego. Później rodzina przystosowuje się do sytuacji, wypracowuje sposób radzenia sobie, oddelegowuje jedną osobę lub więcej (najczęściej jest to kobieta) do zajmowania się chorym i jego sprawami.
Sposób, w jaki rodzina radzi sobie z chorobą, zależy od:
zasobów, którymi dysponuje:
materialnych (dochody, warunki mieszkaniowe, wyposażenie mieszkania),
kulturowych (wiedza, umiejętności, wzory zachowania, system wartości i norm),
czasowych (czy członkowie rodziny pracują, czy nie, czy mają dzieci i w jakim wieku,
ile czasu mogą przeznaczyć bez szkody dla innych typów działalności na opiekę nad chorym),
ludzkich (w jakim wieku są członkowie rodziny i z ilu składa się ona członków, stan ich zdrowia i sprawność);
wsparcia społecznego.
Jak wykazują badania, wsparcia osobie chorej udzielają przede wszystkim członkowie rodziny, najczęściej bliscy - rodzice, dzieci, rzadziej rodzeństwo, sporadycznie inni krewni. Równie rzadko sąsiedzi i przyjaciele. W praktyce nie spotyka się pomocy świadczonej przez instytucje, np. zakład pracy czy Kościół. Sporadycznie rodziny są wspomagane przez pomoc społeczną. Wsparcie może przyjąć różne formy - pomocy finansowej, innej pomocy materialnej (np. rzeczowej), usługowej, przekazania informacji, edukacji, doradztwa, ułatwiania i pośredniczenia w relacjach z ludźmi i instytucjami. Istnienie systemu wsparcia decyduje o tym, jak rodzina radzi sobie z chorobą i jej konsekwencjami. Wśród badanych rodzin z osobą przewlekle chorą te z nich, które deklarowały uzyskiwanie pomocy od innych, częściej oceniały, że radzą sobie dobrze z chorobą. I jak się okazuje, nic nie zmieniło wprowadzenie wolnego rynku, na którym można nabyć wszelkie usługi - rodzina nadal korzysta przede wszystkim, niemal wyłącznie, z nieformalnego systemu pomocy.
W podsumowaniu badań przeprowadzonych w latach 80. czytamy: „Status edukacyjny rodziny jest czynnikiem najsilniej różnicującym poziom funkcjonowania rodziny w obliczu choroby lub niepełnej sprawności, słabiej natomiast zaznacza swój bezpośredni wpływ standard materialny rodziny. Ważniejsze jest bowiem znalezienie się w sieci wymiany społecznej na drodze wzajemności świadczeń i usług niż bezpośrednie ich kupowanie. Powiązania wewnątrzrodzinne stanowią najważniejszy kanał docierania do tak zwanych dóbr rzadkich, wśród których poczesne miejsce zajmują ludzie (dysponenci świadczeń), instytucje i środki materialne służące zaspokajaniu potrzeb zdrowotnych. Ta swoista odmiana nepotyzmu staje się jednym z ważniejszych, acz niedocenianych źródeł zróżnicowania społecznego prowadzącego w warunkach konstytucyjnie gwarantowanej zasady równej dostępności i odpowiedniej jakości świadczeń medycznych do wtórnego uprzywilejowania lub wtórnego upośledzenia w procesie zaspokajania potrzeb zdrowotnych"
Słowa te w dużym stopniu nadal pozostają aktualne. W latach 90. rodzina pozostaje podstawowym elementem systemu wsparcia, chociaż wyraźnie wzrosło znaczenie warunków materialnych. Rzutują one na samoocenę stopnia radzenia sobie z chorobą. Im niższy standard materialny, tym częstsza ocena „radzimy sobie, ale z trudnością". Ocena ta zależy również od stopnia samodzielności osoby chorej. Podobne wnioski przyniosły badania poświęcone niepełnosprawności — ocena własnej sytuacji zależy od charakteru ograniczeń, jakie niesie choroba, i od cech statusu społecznego .
Ocena przez rodzinę stopnia radzenia sobie z chorobą wpływa na to, jak ocenia ona ogólny wpływ choroby na całość życia rodzinnego. Najczęściej jest ona negatywna, szczególnie jeśli rodzina nie najlepiej radzi sobie z problemami związanymi z chorobą. Zmiany, jakie wprowadza w życie rodziny choroba jednego jej członka (lub więcej członków), skutkują ograniczeniem wielu sfer aktywności rodziny jako całości i poszczególnych osób, które ją tworzą. W przypadku choroby osoby dorosłej, która dotąd spełniała ważne funkcje w rodzinie, u pozostałych członków rodziny może pojawić się obawa, czy rodzina poradzi sobie z zadaniami, które dotąd należały do chorego. Sam początek choroby może wówczas wiązać się z dezorganizacją życia rodzinnego. Choroba oznacza najczęściej pogorszenie standardu materialnego, mniej czasu wolnego i na korzystanie z rekreacji, wypoczynek czy uczestnictwo w kulturze. Pociąga za sobą stan przemęczenia psychicznego i fizycznego. U osoby, która bezpośrednio opiekuje się chorym, zaczynają się pojawiać dolegliwości i zaburzenia zdrowia. Zmiany i ograniczenia nie są takie same w każdym wypadku, zależą od charakteru choroby, jej stadium, wieku osoby chorej i roli, jaką odgrywała lub odgrywa w rodzinie. W trakcie wieloletniego przebiegu choroby u opiekunów może pojawić się skłonność do bagatelizowania objawów choroby, chęć wycofania się z pomocy choremu.
Należy wspomnieć również o etykietowaniu osób dotkniętych różnymi schorzeniami, przede wszystkim cięższymi upośledzeniami ciała i umysłu. Sytuacja taka powoduje często izolowanie się rodziny od otoczenia. Np. badania rodzin osób cierpiących na zaburzenia psychiczne wskazują na istniejący proces izolacji tych rodzin od otoczenia. Także choroba alkoholowa pociąga za sobą stopniową izolację rodziny, zmienia nadto cały system rodzinny - staje się on sztywną i zamkniętą strukturą, w której członkowie odgrywają specyficzne, nieprawidłowe dla ich społecznego funkcjonowania role.
Z nieprzychylną reakcją otoczenia spotykają się również rodziny dzieci upośledzonych i kalekich. Choroba dziecka powoduje często poczucie winy u rodziców, które może wpływać na relacje małżonków. Ciężka choroba dziecka jest dla rodziców ogromnym wstrząsem i wywołuje różne reakcje, czasami gniewu i złości, wyładowywanych na personelu medycznym.
Reakcja rodziców na wrodzone kalectwo czy upośledzenie, takie jak np. zespół Downa, wrodzona wada serca, mikrocefalia, rozszczep wargi i podniebienia, przechodzi przez następujące stadia:
wstrząs - większość rodziców na wiadomość o chorobie dziecka przeżywa szok, charakteryzujący się zaburzeniami osobowości, płaczliwością, ogólnym rozbiciem;
zaprzeczenie — niedopuszczanie myśli o chorobie, ucieczka przed prawdą, informacjami na temat choroby;
smutek, złość, niepokój - pojawiają się negatywne emocje kierowane na samych siebie, personel medyczny i na dziecko;
przystosowanie — początek procesu adaptacji do sytuacji choroby i pogodzenia się z nią;
reorganizacja - zmiana nastawienia do dziecka i choroby, zmiana postępowania, wypracowywanie strategii radzenia sobie z chorobą.
Głębsze upośledzenie umysłowe stanowi niejednokrotnie tak duże obciążenie, że rodzina z różnych powodów nie jest w stanie kontynuować opieki nad dzieckiem niepełnosprawnym i wówczas funkcję tę przejmują instytucje opiekuńcze. Podobnie ogromnym obciążeniem jest opiekowanie się osobą umierającą.
Obowiązujące wciąż wzory nakazują nie rozmawiać z chorym o śmierci, członkowie rodziny muszą ukrywać swój lęk, rozpacz czy przerażenie. Bezsilność wobec nieuniknionej śmierci jest tłumiona działaniami dającymi złudną nadzieją cudu, który zmieni bieg wydarzeń —zdobywaniem cudownych specyfików, wizytami u uzdrowicieli, a także intensyfikacją korzystania z usług medycyny oficjalnej. Rodzina korzysta z własnych zasobów, ale najczęściej okazują się one niewystarczające, dlatego konieczna staje się pomoc z zewnątrz. W radzeniu sobie z problemami, które niesie śmiertelna choroba kogoś bliskiego, „rodzina uruchamia różne wewnętrzne mechanizmy, specyficzne dla danej sytuacji wzory zachowań, reguły postępowania (izolowanie osoby chorej, ucieczka w uzależnienie, wycofanie się z kontaktów społecznych i inne), lecz nie zawsze są to mechanizmy właściwe moralnie, a także nie zawsze są to mechanizmy skuteczne dla zachowania spójności rodziny, utrzymania pozytywnych relacji, właściwej komunikacji między członkami rodziny" [23]. Aby rozwiązać problemy, jakie niesie nieuleczalna choroba i móc prawidłowo funkcjonować, rodzina, oprócz wsparcia ze strony dalszych krewnych czy innych członków nieformalnej sieci wsparcia, najczęściej musi również skorzystać z pomocy instytucjonalnej.
Każda choroba ma swą specyfikę rodzącą pewne problemy. Takim stanem, choć nie chorobą, jest także starość. Nie sposób scharakteryzować tu wszystkich istotnych aspektów obecności poszczególnych typów zaburzeń w rodzinie. Każda jednak choroba stanowi wyzwanie dla rodziny, pociąga konieczność reorganizacji systemu rodzinnego i wykorzystanie swych zasobów. Jeśli zasoby te są niewielkie, choroba może stać się zagrożeniem dla funkcjonalności tego systemu.
Czy jednak lekarz może coś zmienić, czy ma to jakieś istotne znaczenie w procesu leczenia? Z. Woźniak pisze: „(...) potencjał rodzinnych zasobów socjalizacyjnych i rodzinnego wsparcia w opiece i pielęgnowaniu oraz możliwości adaptacyjne systemu rodzinnego do wymogów sytuacyjnych są bardzo duże, lecz zbyt często kapitał ten nie jest odpowiednio wspomagany przez profesjonalistów. Generalizując, można stwierdzić, iż w konfrontacji ze sformalizowanymi formami pomocy wsparcie rodzinne zyskuje, bowiem pojawia się w porę, reaguje błyskawicznie na zmieniające się potrzeby, jest urozmaicone w formach i elastyczne w stosowaniu niezbędnych rozwiązań, a także mniej stresujące w działaniu". Rodzina jest najlepszym środowiskiem, w jakim powinien przebywać człowiek chory, stary czy niepełnosprawny. Jeśli jednak będzie zbyt obciążona obowiązkami związanymi z rozwiązywaniem problemów, jakie niesie choroba, starość czy niepełnosprawność, pozostawiona sama sobie, wówczas możliwości adaptacyjne zawiodą, a równowaga jej funkcjonowania jako systemu społecznego zostanie naruszona. Może to grozić dysfunkcjonalnością systemu rodzinnego i pojawieniem się różnego typu dysfunkcji u poszczególnych jej członków, w tym również zdrowotnych, a w rezultacie skłonić rodzinę do zaniechania zajmowania się chorym i przekazania go pod opiekę instytucji. Placówki służby zdrowia, oprócz funkcji leczniczych, pełnią też funkcje opiekuńcze i pielęgnacyjne. Powiązane są też z innymi instytucjami służb społecznych, takimi jak choćby pomoc społeczna. Lekarz czy pielęgniarka mogą być nie tylko doradcami, ale również pośrednikami między rodziną a instytucjami, które mogą jej pomóc.
*w: Socjologia,.PWN, 2004
* W: Republika Nowa, grudzień, 2002
World Health Organization
Woźniak Z., Socjomedyczne aspekty funkcjonowania rodziny, Poznań 1990
Woźniak Z., Socjomedyczne aspekty funkcjonowania rodziny, Poznań 1990
Ostrowska A., Sikorska J., Syndrom niepełnosprawności w Polsce. Bariery integracji. Warszawa 1996
Kawczyńska-Butrym Z., Relacje między umierającym a rodziną, s. 271
20
24
28
41