2408


Indywidualista - istota społeczna. Bohater literacki szuka tożsamości.

Człowiek jest istotą społeczną czy też indywidualistą? Bohaterowie literaccy na przestrzeni epok prezentują różne postawy. Jedni szukają miejsca dla siebie w społeczeństwie, w środowisku. Uznanie otoczenia staje się dla nich miarą własnej wartości, potwierdzeniem sensu własnych dokonań. Nie chcą czuć się wyobcowani, niezrozumiani czy też wyśmiani. Często mamy do czynienia z postawą zupełnie odmienną, gdy bohater literacki dąży do niezależności, swobody, dostosowanie się do wymogów życia społecznego traktuje jako zniewolenie. Jednoznaczne ustalenie czy lepiej jest być istotą społeczną czy indywidualistą nie jest możliwe. Wielokrotnie tendencje społeczne i indywidualne ścierają się w osobowo­ści jednego bohatera literackiego. Poszczególne epoki literackie także kształtują pewien model bohatera. Na przykład literatura staropolska kreuje model obywatela, aktywnie ucze­stniczącego w życiu społeczeństwa i narodu, a więc istoty całkowicie uspołecznionej, romantyzm zaś czci wszelką niezależność, swobodę, in­dywidualizm, a mimo to bohater tej epoki to patriota występujący w obronie zniewolonego narodu. Tak więc można powiedzieć, że ścieranie się tenden­cji społecznych i indywidualnych obserwujemy nie tylko w osobowości poszczególnych bohaterów, ale także w różnych epokach literackich. Bohaterów indywidualistów nie trudno odnaleźć już w literaturze starożytnej. Antygona, tytułowa bohaterka tragedii Sofoklesa udowodniła, że jest osobą całkowicie niezależną, która potrafi przeciwstawić się bezdusznemu nakazowi króla Kreona, zabraniającemu grzebania zwłok Polinika, uznanego za zdrajcę. Postępowanie Antygony uczy nas, że człowiek ma prawo do wolności osobistej i niezależności, a postępować w życiu powinien przede wszyst­kim zgodnie z nakazami własnego sumienia. Minęły wieki a my wciąż podziwiamy tę wspaniałą córę Edypa, która poświęciła swe młode życie w obronie własnych ideałów, niezależności i wolności osobistej. Natomiast Kreona można potraktować jako człowieka, który tak bardzo utożsamiał się z własnym narodem, tak bardzo pragnął być wyrazicielem i obrońcą tej społeczności, na której czele stanął, że pragnienie to zagłuszyło u niego głos rozsądku, w oczach czytelnika stał się bez­dusznym tyranem, sprawcą tragedii swych najbliższych. Był królem Teb, pragnął przykładnie ukarać Polinika, który wprowadził do kraju obce wojska, przy tym nie chciał, aby go posądzono o to, że w swym postępowaniu kieruje się względami osobistymi, rodzinnymi. Tak bardzo przejął się społeczną rolą króla, że zapomniał o racjach uczuciowych. Ten konflikt między jednostką a władzą państwową przedstawiony w "An­tygonie" może też być traktowany jako starcie się postawy indywidualis­tycznej, niezależnej z postawą uspołecznioną. Literatura staropolska kształtowała przede wszystkim postawy obywatelskie, człowiek traktowany był jako istota społeczna. Zadaniem szkoły było właśnie przygotowanie młodego człowieka do pełnienia funkcji społecznej, do uczestnictwa w życiu politycznym kraju. Jak Kochanowski w znanej pieśni "O dobrej sławie" stwierdza wręcz, źe na wdzięczną pamięć potomnych może zasłużyć sobie tylko ten, kto "jako może, ku pożytku dobra wspólnego pomoże". Wszystkie swoje umiejętności i talenty należy spożytkować dla kraju. Tak więc ludzie obdarzeni darem wymowy powinni uczyć poczucia sprawiedliwości, umiłowania wolności, przestrzegania dobrych obyczajów, zaś odważni i silni powinni walczyć z wrogami ojczyzny z bronią w ręku. Model obywatela i patrioty ustawicznie zatroskanego o losy swej ojczyzny ukazał Jan Kochanowski także w "Odprawie posłów greckich". Jest nim Antenor, którego nadaremnie próbuje przekupić Aleksander. Kiedy rada trojańska wbrew ostrzeżeniom Antenom postanawia zatrzymać Helenę w Troi bohater ten nie obraża się, lecz natychmiast zastanawia się, jak skutecznie bronić się przed atakami Greków. Bohater renesansu jest więc człowiekiem mocno osadzonym w realiach życia społecznego, obywatelem uczestniczącym w wydarzeniach polity­cznych, kształtującym oblicze państwa i narodu, jest po prostu istotą społeczną. Zupełnie odmiennie kształtują się osobowości bohatera literackiego epoki romantyzmu. Romantyzm przyniósł bowiem kult uczucia, oryginal­ności twórczej oraz indywidualizmu. Bohater literacki tej epoki nie integruje się ze środowiskiem, w którym żyje, przeciwnie buntuje się przeciwko konwenansom i sztywnym regułom życia społecznego. Jest indywidualistą stojącym ponad szarym tłumem, jednostką wybitną, wyob­cowaną ze swego środowiska. Czy jednak jest w tej sytuacji człowiekiem szczęśliwym? Oczywiście tak nie jest, wyobcowanie i bunt rodzi poczucie tragizmu. Polski bohater romantyczny był także indywidualistą, jednostką nie­przeciętną, ale mimo to działał, walczył w obronie wolności swego narodu. Powstaje więc sytuacja wręcz paradoksalna, gdyż bohater jest indywidualistą, stojącym ponad tłumem, a jednak działającym w imię interesów własnego narodu, przedstawicielem konkretnej społeczności, zniewolonej przez wroga. Przejawem romantycznego indywidualizmu jest monolog Konrada, bohatera "Dziadów" cz. III, zwany Wielką Improwizacją. Bohater od­czuwa cierpienia swego narodu w sposób zwielokrotniony, szuka ratunku w ufności religijnej, w modlitwie, a widząc obojętność Stwórcy buntuje się przeciwko jego potędze. Postawa indywidualistycznego buntu przeciwko Bogu w imię szczęścia ludzkości była bardzo bliska polskim romantykom. Funkcjonował wówczas wśród udręczonych niewolą i kolejnymi klęskami narodowych powstań mit jednostki niezwykłej, zbuntowanej, o wybitnej indywidualności, działającej w osamotnieniu, mającej przynieść uprag­nioną wolność uciemiężonemu narodowi. Ulega on pewnej demitologizacji już w późniejszej twórczości samego Mickiewicza, który w "Panu Tadeuszu" kreuje postać przeciętnego polskiego szlachcica, mającego na sumieniu wiele grzechów burzliwej młodości, który ostatecznie staje się patriotą całe życie poświęcającym ojczyźnie. Integruje się także ze swym szlacheckim środowiskiem, gdyż nie wierzy już w skuteczność samotnego działania. Wędruje wytrwale od wsi do wsi, od karczmy do karczmy, od dworu do dworu, powtarzając że należy "oczyścić dom ze śmieci" czyli usunąć Moskali z kraju. Jacek Soplica nie jest już indywidualistą na miarę Konrada lecz istotą społeczną szukającą porozumienia ze swym narodem. Pozytywiści zdecydowanie przeciwstawiający się romantycznej uczu­ciowości, tendencjom indywidualistycznym stworzyli także nowy model bohatera. Była to istota całkowicie społeczna, działająca na tle społe­czeństwa, czy też własnego środowiska. Bohater romantyczny to najczęś­ciej jakaś tajemnicza, na dodatek skłócona ze środowiskiem jednostka, którą wielokrotnie trudno było osadzić w konkretnych realiach history­cznych i społecznych. Natomiast bohater pozytywistyczny działał zawsze w konkretnych realiach, był przedstawicielem konkretnej grupy społecz­nej, której interesy reprezentował. Jego konkretna i wymierna praca miała przynosić korzyść nie tylko jemu samemu ale także społeczeństwu. W ten właśnie sposób narodził się pozytywistyczny kult pracy, która nadaje sens ludzkiemu życiu, przynosząc korzyść nie tylko jednostce, ale także krajowi. Tak działający bohater był całkowicie zintegrowany ze środowis­kiem, w którym, a przede wszystkim dla którego pracował.

Tak pojęty pozytywistyczny sens pracy wyjaśnia "Legenda o Janie i Cecylii" zamieszczona w powieści Elizy Orzeszkowej "Nad Niemnem", legendarnych przodkach Bohatyrowiczów, którzy wykarczowali kawał nadniemeńskiej puszczy i założyli osadę, a okoliczna ludność nauczyła się od nich wielu umiejętności. Nie lęka się też wejścia w środowisko chło­pów z zaścianka Justyna Orzelska, decydując się wyjść za mąż za Janka Bohatyrowicza. Wierzy, że praca nada sens jej życiu, pragnie też - jeśli umie coś więcej od prostych chłopów - wiedzę tę przekazać im właśnie. Justyna jest bohaterką, która pragnie poczucia więzi ze społeczeństwem, z własnym środowiskiem, a ponieważ we własnym środowisku szlache­ckim czuje się wyobcowana z ufnością i nadzieją zwraca się do prostego, wiejskiego Ludu, czując instynktownie, że tu zostanie lepiej przyjęta. Na takiego społecznika i demokratę wolnego od przesądów klasowych wyrośnie jej kuzyn Witold Korczyński, student szkoły agronomicznej, częsty gość w zaścianku, który swą praktyczną wiedzą, zdobytą w szkole pragnie się podzielić z tymi, którzy nie mieli szansy jej zdobywać. Podobnie jak Justyna zapewnie nie będzie czuł się obco w środowisku, z którym od młodych lat szuka porozumienia i integralnej więzi. W literaturze młodopolskiej daremnie by szukać tak jednolitej koncep­cji bohatera literackiego. Pogłębia się analiza psychologiczna działań bohaterów, którzy stają przed coraz bardziej skomplikowanymi prob­lemami moralnymi, a nawet egzystencjonalnymi. Wśród bohaterów Żeromskiego należy zwrócić uwagę przede wszyst­kim na doktora Tomasza Judyma, bohatera "Ludzi bezdomnych", chociaż bardzo trudno będzie rozstrzygnąć czy był on indywidualistą, czy istotą społeczną. Z jednej strony uznany został za wybitnego społecznika, nazwisko jego stało się symbolem uspołecznienia jednostki. Judym bo­wiem całe swe życie poświęcił spłacaniu "tego przeklętego długu", jaki pozostał mu do spłacenia wobec własnej klasy w momencie, gdy udało mu się zdobyć wykształcenie i dzięki temu przekroczyć granice klasowe. Cały czas Judym konsekwentnie występuje w obronie najbiedniejszych, po­krzywdzonych i wyzyskiwanych. Odważnie atakuje warszawskich lekarzy na spotkaniu u doktora Czernisza, oskarżając ich o znieczulicę społeczną, walka o osuszenie stawów w Cisach kończy się wepchnięciem administ­ratora Krzywosąda do błotnistego, malarycznego stawu, równie konsek­wentny jest Judym w swych poczynaniach w Zagłębiu. Tak więc misja Judyma ma charakter zdecydowanie społeczny, natomiast metody jego działań są całkowicie indywidualne, pozwalające porównać Judyma z wie­lkimi bohaterami romantycznymi, którzy także buntowali się przeciwko światu w imię szlachetnych idei i stawali przed koniecznością dokonywa­nia tragicznego wyboru między szczęściem rodzinnym i osobistym a wy­branym posłannictwem. Judym przecież dokonuje wyboru na miarę Konrada Wallenroda, gdyż odrzuca miłość Joasi w obawie, że będzie ona stanowiła przeszkodę w realizacji jego idei. Natomiast bohaterowie "Chłopów" Reymonta to istoty społeczne, ukazane nie tylko na tle przyrody, ale także we własnym chłopskim środowisku. Pisarz starał się ukazać całą społeczność wiejską, typowe cechy chłopskiej zbiorowości, a każdy z bohaterów indywidualnych ma ściśle wyznaczone miejsce w tym środowisku. Na czele w tej hierarchii stoją najbogatsi gospodarze wójt, kowal, młynarz, Maciej Boryna. Mimo dużych różnic majątkowych w sprawach, dotyczących całej wsi bohatero­wie czują się bardzo zintegrowani. W bitwie o las występują gromadnie i solidarnie, podobnie niestety się zachowują, kiedy zapada decyzja o wywiezieniu Jagny ze wsi na kupie gnoju, będąca straszliwą zemstą zdradzanych kobiet i zatroskanych o los swych synów matek. Nawet Antek, kochanek Jagny, mimo napomnień Mateusza, nie decyduje się stanąć w jej o bronie, mówiąc: "W gromadzie żyję, to z gromadą trzymam". Poczucie więzi z wiej­skim środowiskiem jest dla Antka ważniejsze niż względy osobiste i uczuciowe.” Bohaterem, który uporczywie poszukuje dla siebie miejsca w społeczeń­stwie jest Cezary Baryka, główna postać "Przedwiośnia" Stefana Żeroms­kiego. Działa on w nowej rzeczywistości politycznej, gdyż Polska po wielu latach niewoli odzyskała niepodległość. Na tę doniosłą chwilę czekały całe pokolenia Polaków. Czy ziściły się ich marzenia, czy tak wyobraźali sobie nową ojczyznę. Cezary Baryka jest reprezentantem całego pokolenia Polaków, którzy pragnęli służyć swej ojczyźnie pracą i energią. Trudno jednak było odnaleźć właściwą drogę. Młody bohater "Przedwiośnia" znajduje się w samym centrum wydarzeń rewolucji rosyjskiej, w Chłodku, uczestniczy w zebraniu komunistów, prowadzi dyskusje z Szymonem Gajowcem, koniecznie chce znaleźć dla siebie miejsce w społeczeństwie. Nie jest też indywidualistą, a raczej typowym przedstawicielem ówczesnego młodego pokolenia Polaków. Wybór właś­ciwej drogi wcale nie był łatwy, nowe państwo było w najtrudniejszym okresie i rozwijało się metodą prób i błędów. Młody Baryka także ostatecznie nie odnajduje dla siebie miejsca. Chociaż w końcowym fragmencie powieści widzimy go na czele robotniczej manifestacji masze­rującej na Belweder, jednak znalazł się tam przypadkowo, a nie z racji swych ideowych przekonań, nie identyfikował się też chyba całkowicie z manifestującym tłumem, gdyż "parł oddzielnie" na "mur żołnierzy" zagradzający w okolicach Belwederu drogę manifestantom. Zupełnie inny charakter ma powieść Witolda Gombrowicza "Ferdydur­ke". Dla tego artysty wszelkie formy życia społecznego, do których jednostka musi się dostosować są zniewalaniem człowieka, ograniczaniem jego wolności osobistej, niezależności, indywidualizmu. Na określenie tych zjawisk używa Gombrowicz sugestywnych neologizmów takich jak "upu­pianie" i "ugębianie". Bohater Gombrowicza nie szuka dla siebie miejsca w społeczeństwie, przeciwnie chce od niego za wszelką cenę uciec, ale niestety nie jest to możliwe. Tak więc bohater powieści Gombrowicza jest istotą aspołeczną, za wszelką cenę chce on wyzwolić się z formy. Człowie­kowi jednak wciąż od najmłodszych lat narzuca się ustalone formy życia. Nie jest to rzeczą trudną, przecież bohaterem "Ferdydurke" jest trzydziesto­letni Józio, który został siłą przez profesora Pimkę doprowadzony do szkoły. Tutaj gra rolę ucznia tak doskonale, że ani koledzy z ławy szkolnej, ani profesorowie nie zauważyli jego dorosłości. Witold Gombrowicz przed­stawił w swej powieści niezwykle ważny i często dyskutowany przez artystów problem wolności człowieka w konfrontacji z ograniczeniami, jakie niesie kultura, tradycja i uznane wzory zachowań. Oczywiście pisarz broni wolności jednostki, uznaje bezwzględne prawo człowieka do obrony przed wszelkim zniewoleniem. Niestety wnioski z lektury nie są optymis­tyczne, gdyż społeczeństwo narzuca każdemu pewne role i niejako zmusza do ich odgrywania. Człowiek powraca wtedy do stereotypowych zachowań, niszcząc swoją osobowość. Niestety życie w społeczeństwie jest sfor­malizowane, a ucieczki przed formą nie ma, co uświadamia sobie w końcu Józio, który za wszelką cenę chciał wyzwolić się z formy, mówiąc: "Nie ma ucieczki przed gębą, jak tylko w inną gębę, a przed człowie­kiem schronić się można jedynie w objęcia innego człowieka. Przed pupą zaś w ogóle nie ma ucieczki." Podobny problem został też przedstawiony w "Tangu" Sławomira Mrożka. Rodzice głównego bohatera Artura w młodości walczyli o wy­zwolenie z okowów moralności i religii, czyli o możliwość zatańczenia tanga. Można powiedzieć, że walczyli o tę samą niezależność, której tak bardzo pragnęli bohaterowie Gombrowicza. Rodzicom Artura Stomilowi i Eleonorze w pewnym sensie się to udało. Są na pewno indywidualistami. Stomil, protestując przeciwko konwenansom, posiadł swą narzeczoną w teatrze, wywołując tym niemały skandal. Ich salon sprawia wrażenie "niechlujstwa, pomylenia i przypadkowości". W niesamowicie zagraco­nym wnętrzu nikt nie pomyślał o usunięciu katafalku, chociaż od śmierci dziadka minęło dziesięć lat. Na ogół bohaterowie są zadowoleni z panują­cej anarchii, babcia zamiast umrzeć wciąż gra w karty, wuj Eugeniusz zaniedbuje pisanie pamiętników. Stomil toleruje obecność w domu jakie­goś podejrzanego typa półinteligenta Edka, który siorbie przy jedzeniu i romansuje z jego żoną, gdyż wszelki protest byłby nienowoczesny. Pozornie więc jest to świat o jakim marzył dla swoich bohaterów Gombrowicz. Tym bardzo indywidualnym formom życia przeciwstawia się Artur, nie podoba mu się taki świat, który całkowicie wyszedł z formy. Nie udaje mu się jednak ten zamiar, gdyż Edek w walce o władzę wykańcza go paroma ciosami. Wszyscy będą musieli dostosować się do nowej formy - dyktatury. Podobnie jak w życiu tak i w literaturze nikt nie zdołał jednoznacznie ustalić, czy lepiej być indywidualistą, a więc człowiekiem wyalienowa­nym ze swego środowiska, czy też istotą uspołecznioną, człowiekiem w pełni zintegrowanym ze środowiskiem jednocześnie skrępowanym pewnymi ustalonymi formami życia społecznego. Zawsze każda skrajność budzi zastrzeżenia. Tak więc postawy skrajnie indywidualne, choć niewąt­pliwie oryginalne i bardzo cenione w sztuce mogą prowadzić do alienacji, a w ślad za nią do frustracji. Jednak bez takich ludzi oryginalnych, twórczych świat nigdy nie wkroczyłby na drogę postępu i wspaniałego rozwoju. Tak więc zdając sobie sprawę z tego, że jesteśmy integralną cząstką środowiska i społeczeństwa, w którym przyszło nam żyć, idźmy jednak przez życie odważnie, broniąc ludzkiego prawa do wolności osobistej i niezależności.

Twórcy "o sobie samych do potomności". Autobiografizm w literaturze i sztuce albo Subiektywne postrzeganie świata - pamiętnik i motywy autobiograficzne w literaturze.

Jan Parandowski w "Alchemii słowa" pisząc o podstawowych elemen­tach dzieła literackiego, stwierdził, że jednym z najważniejszych są właśnie motywy autobiograficzne. W każdym dziele znajduje się cząstka osobowości twórcy, chociaż czytelnik wcale nie musi sobie tego uświada­miać, gdyż najczęściej nie zna drobnych wydarzeń z życia artysty. Pisarz natomiast wszystko to co przeżyje, zobaczy doświadczy, każdą chwilę "najzwyczajniejszego dnia" chce przenieść na karty swych książek. Innymi oczyma spojrzy na modny kapelusz czy stary zniszczony płaszcz, którego opis będzie potem wzruszał pokolenia. Ten sam problem sygnalizuje Julian Tuwim w wierszu "Sitowie", wyznając, że artysta zupełnie innym okiem patrzy na otaczającą go przyrodę, gdyż to co zobaczy od razu chciałby przekazać za pomocą słowa poetyckiego: "Nie wiedziałem, że się będę tak męczył, Słów szukając dla żywego świata, Nie wiedziałem, że gdy się tak nad wodą klęczy, To potem trzeba cierpieć długie lata." Często jednak zdarza się tak, iż badacze literatury a nawet czytelnicy uświadamiają sobie, że dzieło literackie lub jego fragmenty oparte są na autentycznych przeżyciach twórcy. Mamy wówczas do czynienia z moty­wami autobiograficznymi, a skrajnym przejawem autobiografizmu jest forma pamiętnika. W tego typu wypowiedzi literackiej autor, narrator i bohater utworu to ta sama osoba. Zainteresowanie człowiekiem i jego życiem dochodzi do głosu już w literaturze renesansowej, znajduje się w niej także miejsce na wydarze­nia związane z życiem artysty. Tak więc jedno z najwspanialszych dzieł polskiej literatury renesan­sowej "Treny" Jana Kochanowskiego związane są z autentycznym, choć tak bardzo tragicznym przeżyciem nieszczęśliwego ojca. Spokojne i szczęśliwe życie rodziny Kochanowskich zostało nagle zakłócone, kiedy pod koniec 1579 roku zmarła ich ukochana córeczka Urszulka, mająca niespełna trzy lata. Rozpacz nieszczęśliwego ojca była tym większa, że widział on w Urszulce dziedziczkę swego poetyckiego talentu, nazywając ją słowiańską Safoną. Chociaż bezpośrednim bodź­cem do napisania "Trenów" była śmierć Urszulki, nie powstały one jednak całkiem spontanicznie, gdyż rozpatrywane w całości mogą być traktowane jako traktat filozoficzny o ludzkim losie i życiu, o stosunku człowieka do świata. Prawdziwym bohaterem "Trenów" staje się sam autor, człowiek rozpaczający po stracie córki, przedstawiający własne uczucia i rozterki, buntujący się przeciwko światu i szukający pogodzenia z losem.

Jan Kochanowski znany był jako poeta głoszący optymistyczną radość czy też propagujący główne założenie stoików, aby z jednakowym spokojem znosić i przeżywać chwile radości jak i cierpienia. Jednak w obliczu śmierci najdroższej osoby renesansowy światopogląd poety uległ nagle załamaniu. Buntuje się on przeciwko Bogu, boleśnie odczuwa niesprawiedliwość losu, wątpi w sens własnego życia. Ten kryzys światopoglądowy najlepiej ilustruje tren IX, w którym poeta nawet nie wspomina o swej zmarłej córeczce, lecz wyznaje, że wy­pracował sobie filozofię życiową, osiągnął najwyższy "próg mądrości". Ten wiele lat budowany system filozoficzny legł nagle w gruzach, wszystkie głoszone zasady okazały się nieaktualne i nieprzydatne w ob­liczu śmierci ukochanego dziecka. Tren ten kończy się pełną żalu apostrofą do Mądrości: "Nieszczęśliwy ja człowiek, którym lata swoje Na tym strawił, żebych był ujrzał progi twoje! Terazem nagle z stopniów ostatnich zrzucony I między insze, jeden z wiela, policzony." W trenie XI poeta dochodzi do smutnego wniosku, że ludzi szlachet­nych, dobrych i cnotliwych także nie omija cierpienie. Przekonał się o tym nawet Brutus, bohaterski obrońca rzymskiej republiki, mówiąc przed śmiercią "fraszka cnota". Doświadczony okrutnie przez los poeta przy­znaje, że traci rozum i zmysły: "Żałości! Co mi czynisz? Owa już oboje Mam stracić: i pociechę i baczenie swoje" Tak więc "Treny" to przede wszystkim dramat zrozpaczonego ojca, który traci zmysły, złamany cierpieniem. Dochodzenie do równowagi psychicznej, szukanie pocieszenia i próbę pogodzenia się z losem, a także z Bogiem przedstawia poeta w trenie XIX. Serce zrozpaczonego ojca koi jego własna matka, ukazująca mu się we śnie ze zmarłą Urszulką na ręku. Zapewnia go, że Urszulka zażywa wiecznej szczęśliwości w niebie, a przez swoją przedwczesną śmierć uniknęła wielu smutków, cierpień i trosk, które nie omijają człowieka w dorosłym życiu. Matka uświadamia też swemu synowi, że wszyscy ludzie są śmiertelni, a każdy ma wyznaczony kres swego życia. W końcu poeta parafrazuje znaną maksymę Cycerona "huma­na humane ferenda", która w wersji Kochanowskiego brzmi "ludzkie przygody ludzkie (po ludzku) noś" . Zgodnie z tą maksymą należy z godnoś­cią przeżywać wszystko, co człowiekowi może się przydarzyć. Także o fraszkach Jana Kochanowskiego mówi się, że są one poetyckim pamiętnikiem poety, gdyż artysta pisał je niemal całe życie. Uwiecznił epizody z życia dworskiego i wiejskiego, z licznych podróży tworząc wiele fraszek o charakterze autobiograficznym. Typowa autobiograficzną fraszką jest wierszyk "Do gór i lasów". Poeta w niezwykle zwięzłej formie zdołał przedstawić wydarzenia z własnego życia, takie jak podróże przez Niemcy i Francję do Włoch, studia, pobyt na dworach możnych magnatów, a także na dworze królewskim, a nawet wyprawę na Inflanty oraz otrzymanie probostwa: "Dziś żak spokojny, jutro przypasany Do miecza rycerz, dziś między dworzany W pańskim pałacu, jutro zasię cichy Ksiądz w kapitule, tylko że nie z mnichy." Renesansowy poeta czyni tematem utworu swe własne życie, a zmien­ność i różnorodność własnego życia porównuje do greckiego bożka Proteusa, który mógł dowolnie zmieniać swoją postać. Jednym z najpopularniejszych gatunków literackich epoki baroku były pamiętniki. Niemal każda szlachecka rodzina spisywała dzieje swego rodu, chociaż nikt nie zabiegał o wydawanie pamiętników. Ustawiczne wojny, rokosze i inne burzliwe wydarzenia stwarzały okazję do opisywa­nia przygód. Najwybitniejszym spośród licznej rzeszy pamiętnikarzy był Jan Chryzo­stom Pasek, który spisał swe burzliwe dzieje i zaprezentował sylwetkę typowego szlachcica Sarmaty w "Pamiętnikach", których jednak nie pisał na bieżąco, lecz pod koniec życia, spisując wydarzenia z okresu służby w wojsku, a potem równie awanturnicze życie szlachcica ziemianina. Ten ubogi szlachcic z Rawy Mazowieckiej 11 lat służył w wojsku, myśląc przede wszystkim o zdobyciu łupów. Cechowała go jednak wielka ciekawość świata, był bystrym obserwatorem życia, ludzi, ich obyczajów oraz otaczającego świata. Życie obozowe pełne było pijatyk bezprawnych pojedynków i awantur. Opisując je Pasek oczywiście uniewinnia się, twierdząc, że zawsze działał w obronie własnej, a przy tym chwali się i koloryzuje, stwierdzając na przykład, że uciekał przed wrogiem tylko raz, a gonił przeciwnika tysiące razy. Autor "Pamiętników" kreśli wspaniały wizerunek ówczesnego szlach­cica, człowieka zacofanego, zabobonnego o ograniczonych horyzontach umysłowych, religijnego fanatyka, pieniacza i awanturnika, konserwatysty przywiązanego do szlacheckich przywilejów, ceniącego nade wszystko złotą wolność szlachecką. Szokuje współczesnego czytelnika sposób w jaki ożenił się Pasek. Jadąc na zaręczyny w ogóle nie znał swej przyszłej żony, którą zarekomendował mu mąż stryjecznej siostry. Była to wdowa, której największym atutem było posiadanie sporego majątku. Jednego tylko nie przewidział i nie odgadł, że Anna z Remiszewskiech Łącka, decydując się na powtórne małżeństwo była od niego piętnaście lat starsza. Jako szlachcic ziemianin Pasek był takim samym awanturnikiem i pie­niaczem, jak kiedyś w wojsku. Wszczynał burdy, urządzał bezprawne zajazdy, o których wspomina jedynie mimochodem lub je sprytnie przemilcza. Wiadomo jednak, że pięciokrotnie skazany był na banicję, a procesował się osiemnaście razy, w tym dziesięć lat a krowę. "Pamięt­niki" Jana Chryzostoma Paska to wspomnienia autentyczne, pełne barw­nych i niezwykle ciekawych przygód, napisane gawędziarskim, pełnym prostoty stylem. Współczesnego czytelnika denerwują zapewne liczne makaronizmy, ale wówczas były one zjawiskiem normalnym. Prawdziwa moda na motywy autobiograficzne nastała w epoce roman­tyzmu, której twórcy programowo dążyli do uzewnętrzniania ludzkich uczuć i przeżyć. Często wykorzystuje te motywy w swoich utworach Adam Mickiewicz. W roku 1818 w czasie letnich wakacji młody Mic­kiewicz, przebywając u kolegi poznał w Tuhanowiczach Marylę Weresz­czakównę, która wkrótce stała się największą miłością jego życia. Roz­wojowi wzajemnych uczuć sprzyjały romantyczne spacery do pobliskich Płużyn, potajemne spotkania w tuhanowickim parku, wspólne czytanie romantycznych lektur. Niestety Maryla nie potrafiła siłą uczucia dorównać poecie. Ulegając naciskom rodziców bogata i posażna panna odrzuciła miłość ubogiego szlachcica i początkującego poety, wychodząc w lutym 1821 roku za hrabiego Wawrzyńca Puttkamera. Głębia i szczerość przeżyć osobistych sprawiły, że powstało dzieło, jakiego nie znała dotąd polska literatura. W "Dziadach" cz. IV poeta w niezwykle sugestywny sposób ukazał swój osobisty dramat, swe tragiczne przeżycia, traktując miłość jako wartość najważniejszą w ludzkim życiu, decydującą o szczęściu i losie człowieka. Bohater "Dziadów" cz. IV jest nieszczęśliwym kochan­kiem, który po przeżytym zawodzie miłosnym popełnił samobójstwo. Jest więc błąkającym się po świecie duchem, który swemu nauczycielowi, unickiemu księdzu opowiada dzieje swej miłości. Wspomina spotkania z ukochaną, jej małżeństwo z bogatym panem, swój żal, rozpacz i gniew, pogardę, oburzenie pomieszane z tkliwością i uwielbieniem. Uczucia te ostatecznie dochodzą do głosu w znanym monologu: "Kobieto! puchu marny! ty wietrzna istoto! Postaci twojej zazdroszczą anieli, A duszę gorszą masz, gorszą niżeli!... Przebóg! tak ciebie oślepiło złoto!I honorów świecąca bańka, wewnątrz pusta." Także geneza III części "Dziadów" związana jest z osobistymi przeży­ciami poety. Zapewne bezpośrednim bodźcem do napisania tego dzieła stały się wydarzenia związane z powstaniem listopadowym. Mickiewicz na wieść o wybuchu przyjechał z Włoch do Wielkopolski, lecz nie udało mu się przekroczyć ściśle strzeżonej granicy między zaborem pruskim a rosyjskim. Spędził kilka miesięcy na dworach tamtejszej szlachty, a po klęsce powstania wraz z falą emigrantów wyjechał na zachód. Zatrzymał się początkowo w Dreźnie, rozmawiał z powstańcami, spotykał przyjaciół. Tutaj właśnie napisał najwybitniejszy dramat romantyczny - "Dziady" cz. III. Ponieważ jednak w samym powstaniu poeta nie brał udziału, nie opisał wydarzeń bezpośrednio z nim związanych. Akcja pierwszej sceny roz­grywa się w klasztorze bazylianów w Wilnie, zamienionym na więzienie. Umieszczono tu młodzież aresztowaną w trakcie toczącego się procesu filomatów i filaretów. Jak wiadomo Adam Mickiewicz był jednym z oskarżonych w tym procesie, a dzieło swe dedykował tym przyjaciołom i współtowarzyszom niedoli, którzy nie przeżyli zesłania: "Świętej pamięci Janowi Sobolewskiemu, Cyprianowi Dasz­kiewiczowi, Feliksowi Kółakowskiemu, spółczuciom - spół­więźniom - spółwygnańcom za miłość ku ojczyźnie prze­śladowanym, z tęsknoty - ku ojczyźnie - zmarłym w Archan­gielsku - na Moskwie - w Petersburgu, narodowej sprawy męczennikom poświęca Autor"

Tak więc w scenie więziennej występują przyjaciele Mickiewicza pod swymi autentycznymi nazwiskami i imionami. Jest wśród nich wspo­mniany Jan Sobolewski, Żegota, Tomasz (Zan) Jankowski, Frejend. Sam poeta kryje się pod imieniem Konrada, o którym dowiadujemy się, że jest poetą. Zaś imię Konrad stało się dla Mickiewicza i dla polskich czytel­ników po napisania "Konrada Wallenroda" synonimem patriotyzmu i gotowości oddania życia za ojczyznę. Pierwiastek osobisty dochodzi też do głosu w Inwokacji i Epilogu do "Pana Tadeusza" Mickiewicz w piękny i wzruszający sposób mówi o swej miłości i tęsknocie do ojczyzny, którą opuścił pod przymusem, jako ofiara carskiej tyranii. Pierwsze słowa Inwokacji znane są zapewne każdemu Polakowi: "Litwo! Ojczyzno moja! ty jesteś jak zdrowie; Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie, Kto cię stracił. Dziś piękność twą w całej ozdobie Widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie" Ojczyzna jest dla poety największym skarbem, którego wartość docenia się dopiero po jego utracie. Okrutny los spotkał polskich emigrantów, tułających się po różnych krajach zachodniej Europy. Nie mogli oni marzyć o powrocie do kraju, toteż jedynie w myślach i marzeniach mogli przenosić się na "ojczyzny łono". O taki właśnie powrót prosi poeta Pannę Świętą z Częstochowy i Ostrej Bramy w Wilnie:

"Tymczasem przenoś moją duszę utęsknioną Do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych, Szeroko nad błękitnym Niemnem rozciągnionych;" Szczegółowo genezę "Pana Tadeusza" przedstawił też Adam Mic­kiewicz w Epilogu. Pracę nad utworem traktował jako ucieczkę od sporów i kłótni polskiej emigracji w Paryżu. Ze wstydem też wyznaje, że nie wziął udziału w powstaniu, pisząc: "Biada nam zbiegi, żeśmy w czas morowy Lękliwie nieśli za granicę głowy." Próbuje wytłumaczyć swym czytelnikom, dlaczego nie chce pisać o dziejach najnowszych, najbardziej tragicznych, związanych z po­wstaniem listopadowym. Były to dla polskiego narodu problemy zbyt świeże, zbyt bolesne, aby przypominać o nich narodowi pogrążonemu w żałobie: "Ale o krwi tej, co się świeżo lała, O łzach, którymi płynie Polska cała, O sławie, który jeszcze nie przebrzmiała! O nich pomyślić nie mieliśmy duszy!... Bo naród bywa na takiej katuszy, Że kiedy zwróci wzrok ku jego męce, nawet Odwaga załamuje ręce (...) O matko Polsko! Ty tak świeżo w grobie Złożona - nie ma sił mówić o tobie." Najlepszym schronieniem od emigracyjnych sporów była dla poety ucieczka do kraju lat dziecinnych, który zawsze zostanie "święty i czysty jak pierwsze kochanie". Z dzieciństwem łączą się najpiękniejsze wspo­mnienia każdego człowieka. Mickiewicz także chętnie wraca do czasów beztroski i niezakłóconego szczęścia. Z sentymentem wspomina młodość spędzoną w otoczeniu przyjaciół, w gronie rodziny, gdyż utracona ojczyz­na, to kraj ludzi szlachetnych, życzliwych, prawych, darzących się wzajemną miłością i szacunkiem. W końcowym fragmencie Epilogu poeta wyraża swe pragnienie tak typowe dla każdego artysty, aby jego utwory trafiły do każdego, polskiego domu. Natomiast w samej epopei Adam Mickiewicz tylko raz pozwala dojść do głosu osobistym przeżyciom i wspomnieniom z lat młodości, pisząc o ogólnym entuzjaźmie, jaki ogarnął cały naród, wiosną 1812 roku, kiedy zniewolony naród czekał na wkroczenie wojsk Napoleona, wiążąc z tym nadzieje na odzyskanie niepodległości. Sam Mickiewicz miał wówczas czternaście lat, a wspomi­na ten moment w następujących słowach: "Urodzony w niewoli, okuty w powiciu Ja jadną taką wiosnę miałem w życiu" Jednym z charakterystycznych gatunków epoki romantyzmu był poemat dygresyjny, który z założenia wykorzystuje motywy autobiograficzne, gdyż taki charakter mają dygresje, w których narrator zwraca się bezpo­średnio do czytelnika, atakuje wrogów, broni się przed napastliwymi krytykami. Taki właśnie charakter mają dygresje, zawarte w "Beniows­kim" Juliusza Słowackiego. Słowacki przyśpieszył wydanie tego utworu, gdyż po uczcie u Eustachego Januszkiewicza, wydanej na cześć Mic­kiewicza, z okazji jego nominacji na profesora College de France w prasie ukazały się fałszywe informacje, że Słowacki upokorzył się przed Mic­kiewiczem, który rzekomo zarzucił Juliuszowi, że nie jest poetą. Roz­goryczony Słowacki daremnie czekał na jakiekolwiek sprostowanie same­go wieszcza, toteż w dygresjach zamieścił wiele aluzji do niechlubnej uczty, szczególnie w dygresji przeciwko Mickiewiczowi, któremu zarzucił słowianofilstwo, prowadzące w ostatecznym efekcie do ugody z caratem. Z żalem płynącym prosto z serca pisze Słowacki o niechętnych mu rodakach, o niezrozumieniu jego poezji: "Bo się kruszyło we mnie serce smętne, Że ja nikogo nie mam ze szlachetnych: I próżno słowa wyrzucam namiętne, Pełne łez i krwi i błyskawic świetnych Na serca, które zawsze dla mnie wstrętne ­Ja co mam także kraj łąk pełen kwietnych, Ojczyznę, która krwią i mlekiem płynna, A która także mnie kochać powinna." Mimo wszystko zdobył się Słowacki na obiektywny sąd o Mickiewiczu, nazywając go "litewskim bogiem". Bez wahania jednak porównuje swą poezję z dziełem wieszcza pisząc: "Bądź zdrów! - A tak się żegnają nie wrogi, Lecz dwa na końcach swych przeciwnych - Bogi." Słowacki umiejętnie bronił się też przed atakami krytyków, z których najbardziej zjadliwy był Stanisław Ropelewski, który pisał o "Ballady­nie": "...kiedy się (Grabiec) spać położył, Balladyna go zarżnęła i jest królową - Kostryn powiesił Pustelnika, potem wspólnym usiłowaniem sprowadzili śmierć Kostrym, potem jeszcze parę zabójstw." Nie ulega wątpliwości, że tą metodą można ośmieszyć każde arcydzieło. Poeta w dygresji ośmieszającej krytyków Słowackiego zarzuca im, że nie znają podstawowych założeń romantyzmu, nie wiedzą, jak powinien wyglądać dramat fantastyczny lub mistyczny. Zarzuty dotyczące poematu "Anhelli" tłumaczy autor w sposób następujący: "Pewnie bym takich nie napisał bredni, Gdybym był zwiedził Sybir sam, realnij, Gdyby mi braknął gorzki chleb powszedni,. Gdybym żył jak ci ludzie borealni: Troską i solą z łez gorących biedni!" Wydanie "Beniowskiego" było całkowitym zwycięstwem autora. Wro­gowie umilkli, a nawet zaczęli zabiegać o względy poety. Tylko obrażony Stanisław Ropelewski wyzwał Słowackiego na pojedynek, ale w ostatniej chwili stchórzył. Autentyczne wydarzenia z życia autora związane są także z powstaniem "Wesela" Stanisława Wyspiańskiego. Jak wiadomo było to autentyczne wesele młodopolskiego poety Lucjana Rydla z wiejską dziewczyną z pod­krakowskiej wsi Bronowice Jadwigą Mikołajczykówną, które odbyło się w 1900 roku w Krakowie. Sam Wyspiański kolega szkolny pana młodego był jednym z weselnych gości. Tam właśnie w bronowickiej chacie "ujrzał" swoją sztukę. W ten sposób powstał jeden z najwybitniejszych młodopolskich dramatów, a wielu gości weselnych mogło się bez trudu zidentyfikować, kiedy w marcu 1901 roku zasiedli w krakowskim teatrze na premierze "Wesela". Ukazując, a nawet krytykując wiele autentycz­nych postaci Wyspiański jednak w samym utworze nie wspomniał nawet o sobie samym. Wstrząsające tragiczne przeżycia pokolenia wojny i okupacji hitlerows­kiej zostały uwiecznione w polskiej literaturze obozowej, a także w poezji. Najpełniej poczucie katastrofizmu pokoleniowego zostało wyrażone w po­ezji Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Chociaż nie należy nigdy utoż­samiać podmiotu lirycznego z samym autorem to jednak jest rzeczą oczywistą, że źródłem natchnienia dla tego poety były wielokrotnie jego własne doświadczenia i przemyślenia z okresu wojny. Poeta wielokrotnie podkreślał, że najpiękniejsze lata młodości jego pokolenia przypadły na czas wojny i okupacji hitlerowskiej, a więc zostały spędzone "z głową ciężką na karabinie." Młodzi ludzie udowodnili, że są w pełni od­powiedzialni za losy swego kraju głosząc bezwzględny nakaz walki z wrogiem, a jednocześnie czynem dokumentując prawdziwość tych słów. Nietrudno wskazać wielką rolę motywów autobiograficznych w wierszu "Rodzicom". Poeta wyznaje, że od nich uczył się patriotyzmu. Chociaż nadzieja na zwycięstwo z dnia na dzień maleje obiecuje on swym rodzicom, że nigdy ich nie zawiedzie: "Dzień czy noc - matko, ojcze - jeszcze ustoję w trzaskawicach palb, ja żołnierz, poeta, czasu kurz. a pójdę dalej - to od was mam: śmierci się nie boję..." Poecie wciąż towarzyszy tragiczne przeczucie, dotyczące własnej śmie­rci i związana z tym trwoga, aby jego mogiła nie pozostała bezimienna. Mówi o tym Baczyński w wierszu "Mazowsze":"Gdy w boju padnę - o daj mi imię, moja ty twarda, żołnierska ziemio." Także w wierszu "Pokolenie" Baczyński wypowiada się nie tylko w swoim własnym imieniu, lecz ukazuje niepokoje moralne całego młodego pokolenia. Wojna i okupacja hitlerowska dokonała straszliwego spustoszenia w ludzkiej psychice. Każdy sen staje się koszmarem, gdyż człowiek ustawicznie lęka się śmierci i zaczyna patrzeć wilkiem na drugiego człowieka. Obowiązujące od wieków normy moralne okazały się nieaktualne w obliczu totalnego zagrożenia. Obce będzie uczucie litości człowiekowi, który widział śmierć swego brata, bestialsko zamordowane­go, któremu oprawcy wykłuli oczy i łamali kości kijem. Trudno jest odnaleźć się w obliczu takiej dewaluacji pojęć moralnych młodemu człowiekowi: "Nas nauczono. Nie ma litości... Nas nauczono. Nie ma sumienia... Nas nauczono. Nie ma miłości... Nas nauczono. Trzeba zapomnieć... Krzysztof Kamil Baczyński jeden z najwybitniejszych polskich poetów po mistrzowsku przedstawił tragiczny los własny i swojego pokolenia. Szansę ocalenia własnego człowieczeństwa upatrywał właśnie w postawie patriotycznej w niełatwym heroizmie, który należy zachować w tych trudnych "czasach pogardy". Doskonale scharakteryzował własną po­stawę, w wierszu "Wiatr": "Wołam cię obcy człowieku, co kości odkopiesz białe, kiedy wystygną już boje, szkielet mój będzie miał w ręku, sztandar ojczyzny mojej."

Poeta czynem potwierdził słuszność głoszonych patriotycznych haseł. W momencie wybuchu powstania znajdował się w Śródmieściu. Otrzymał przydział na stanowisko bojowe w okolicy Placu Bankowego. Zginął 4 sierpnia 1944 roku, został pochowany na podwórzu ratusza, w miejscu, gdzie obecnie znajduje się pomnik warszawskiej Nike. Bardzo często własne przeżycia wojenne czy też obozowe stają się tematem literackim. Rozwija się tak zwana literatura faktu - są to wspomnienia i bezpośrednie relacje, pamiętniki, wywiady, rozmowy. Wielokrotnie podkreślano, że nie wolno utożsamiać z autorem narratora i bohatera opowiadań Tadeusza Borowskiego, vorarbeitera Tadka z auto­rem, chociaż autor celowo stwarza taką iluzję, nadając swemu bohaterowi imię Tadek. Z drugiej jednak strony jest rzeczą oczywistą, że opowiadania te są oparte na autentycznych przeżyciach samego autora. Tadeusz Borowski został aresztowany w lutym 1943 roku i po krótkim pobycie na Pawiaku przewieziony do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, a po­tem do Dachau. Po wyzwoleniu obozu przez armię amerykańską Tadeusz Borowski jeszcze przez rok przebywał w Niemczech, poszukując swej narzeczonej Marii Rundo. Do kraju powrócił wraz z nią w 1946 roku. Te tragiczne obozowe przeżycia przedstawił Tadeusz Borowski w dwóch cyklach opowiadań "Pożegnanie z Marią" oraz "Kamienny świat". Sam autor cudem ocalał z obozowego piekła, ale fakt ten skłonił go do smutnych refleksji dotyczących ludzkiej moralności. Obóz ukazał, jako miejsce, w którym można żyć, jeśli wyeliminuje się takie uczucia jak litość, miłość, poczucie moralności. Szansę przeżycia ma tylko człowiek zlagrowany, który zaakceptował obozowe życie, przyzwyczaił się do widoku ustawicznie dymiących krematoriów, pogodził ze śmiercią innych, dopóki "samemu się jakoś żyje." Tę bezwzględną walkę o przetrwanie w obozie wygrywa silniejszy i sprytniejszy, pozbawiony moralnych skrupułów więzień, który potrafi kraść i oszukiwać, a będąc głodnym, żyjąc w stanie ustawicznego zagrożenia i lęku przed śmiercią pozostaje obojętny na cudzy głód, cierpienie i śmierć. W pierwszym opowiadaniu "Pożegnanie z Marią" bohater, podobnie jak autor pracuje w czasie okupacji w prywatnej firmie budowlanej, a jednocześnie przygotowuje swój debiut poetycki. Poezja stanowi dla niego rodzaj ucieczki od okrutnej, okupacyjnej rzeczywistości. Wojna i okupacja hitlerowska powiększyła tragiczny dysonans między literaturą a życiem. Wszystko co człowieka otacza w czasie wojny zaprzecza światu znanemu z tradycji kulturowej. W całości na własnych przeżyciach został oparty utwór Mirona Biało­szewskiego p.t. "Pamiętnik z powstania warszawskiego", wydany w 1970 r. a więc ćwierć wieku po tragicznych wydarzeniach. Jednak swe przeżycia przedstawił autor w formie pamiętnika, stwarzając doskonale iluzję, jakby opisywał wydarzenia dopiero co minione. Autor wspomina, że wieść o wy­buchu powstania dotarła do niego 1 sierpnia 1944 roku po południu, kiedy wyszedł po chleb. Cywilni mieszkańcy budowali barykady, a powstańcy zajmowali bojowe pozycje. Miron też budował barykady, wywieszał na kamienicach polskie flagi. Ludzie zeszli do piwnic i Miron po kilku dniach został rozłączony z matką, kiedy pomagał sanitariuszce przenieść ranną kobietę do szpitala na ulicę Żelazną. Dotarł wtedy do swego przyjaciela Swena i w piwnicy jego domu spędził resztę powstania. Ze Starówki tak jak większość mieszkańców przedostał się kanałami, niosąc ze Swenem ciężko rannego powstańca. Kiedy po upadku powstania Miron spotkał w końcu swą matkę i ciotkę, uświadomił sobie, że udało się przeżyć jemu oraz jego najbliższym, po prostu rozpłakał się. Wszystkich warszawiaków wywożono na roboty do Niemiec. Został tam skierowany również Miron wraz ze swym ojcem, ale udało im się uciec. Do Warszawy powrócili jeszcze przed ostatecznym zakończeniem wojny, w lutym 1945 roku. Czytelnika tego swoistego pamiętnika zadziwia dokładność z jaką autor odtwarza najdrobniejsze szczegóły sprzed lat, przypomina sobie dokładnie przeżyte wydarzenia, a nawet rozmowy prowadzone nie tylko z przyjació­łmi, ale także z przygodnie spotkanymi osobami. Przedstawiony w formie pamiętnika opis powstania warszawskiego jest najpełniejszym, widzianym oczyma cywila obrazem tamtych dni, mającym wartość niezwykłego dokumentu. Wybranie formy pamiętnika wydaje się celowe, gdyż przekaz taki staje się bardziej autentyczny i wiarygodny. Tragiczne przeżycia w niemieckich, a także sowieckich łagrach rodziły potrzebę upamiętnienia tych okrutnych wydarzeń. Formę wspomnień wy­brał też Gustaw Herling Grudziński, gdyż jego najbardziej znany utwór p.t. "Inny świat" to wstrząsająca relacja z pobytu autora w sowieckim łagrze. Autor został aresztowany przy próbie przedostania się przez wschodnią granicę do armii polskiej na Zachodzie. Oskarżono go o szpiegostwo, powołując się na niemieckie brzmienie jego nazwiska. Po kilkumiesięcznym śledztwie zesłano go do obozu w Jercewie pod Archangielskiem, gdzie był więziony od listopada 1940 roku do stycznia roku 1942. Został zwolniony po ogłoszeniu amnestii dla polskich więźniów i protestacyjnej głodówce. Utwór "Inny świat" ukazał się w 1951 roku w Londynie w języku angiel­skim, a w 1953 roku także w języku polskim. Grudziński przedstawia swoje własne przeżycia obozowe, toteż narrator wypowiadający się w pierwszej osobie jest także bohaterem utworu. Wspomina uciążliwe śledztwo, pobyt w szpitalu po przybyciu do obozu, a potem "dzień po dniu" okrutną obozową rzeczywistość. Z największym sentymentem wspomina więźnia Miszę Kos­tylewa, który aby nie pracować dla znienawidzonego reżimu wkładał pota­jemnie rękę w ogień, aż rana ociekała ropą. Kiedy zaś został wyznaczony na etap na Kołymę w przeddzień ustalonego widzenia się z matką, wówczas Misza oblał się wrzątkiem i zmarł. Grudziński wspomina, że chciał zamiast Kostylewa pojechać na Kołymę, ale ofiara jego nie została przyjęta. Cztery miesiące po ogłoszeniu amnestii dla Polaków Grudziński podjął wraz z czterema innymi Polakami protestacyjną głodówkę, ale czwartego dnia trzech przerywa protest. Początkowo najbardziej dokuczało uczucie lęku, potem dotkliwy głód. Pojawiła się opuchlizna głodowa - na dłoniach wystąpiły obrzęki, każdy ruch wywoływał ostry ból. Ósmego dnia Gru­dziński wraz z drugim głodującym Polakiem zostali odesłani do szpitala, gdzie życie uratował im doktor Zabielski, podając zamiast zupy i chleba po dwa zastrzyki z mleka. Po zwolnieniu Grudziński przedostał się do armii Andersa, z którą przeszedł cały szlak bojowy. Tak więc własne przeżycia niezwykle często stają się tematem utworów literackich. Zdaniem Mickiewicza, im bardziej burzliwe są to przeżycia tym lepsze powstają dzieła. Mówi o tym poeta w sonecie "Ajudah". Wsparty w romantycznej pozie na skale spogląda w dół na spienione morze, na fale rozbijające się o brzeg, przynoszące ze sobą perły i korale. Także w serce poety uderzają różne namiętności, ale właśnie te życiowe burze są jak perły, gdyż opisane zapewnią twórcy pamięć potomnych: "Podobnie na twe serce, o poeto młody! Namiętność często groźne wzburza niepogody; Lecz gdy podniesiesz bardon, ona bez twej szkody Ucieka w zapomnieniu pogrążyć się toni I nieśmiertelne pieśni za sobą uroni, Z których wieki uplotą ozdobę twych skroni."

Władza - powołanie, zobowiązanie, zaszczyt, namiętność, pokusa... Do jakich refleksji na ten temat skłania Cię lektura wybranych dzieł literackich?

Każdy człowiek stawia sobie jakieś cele w życiu, do czegoś dąży, pragnie coś osiągnąć, do czegoś dojść. Często wśród tych pożądań znajduje się władza i związane z nią zaszczyty. Potrzeba dominacji tkwi w każdym z nas, ale najczęściej ogranicza się ona do najbliższego kręgu rodziny, przyjaciół bądź też nie ujawnia się wcale. Jeśli władza rozumiana jest jako droga prowadząca do zaszczytów, jeśli zdobywana jest za wszelką cenę, a nawet siłą, wówczas dochodzi do nadużycia władzy. Natomiast z idealną sytuacją mielibyśmy do czynienia wówczas, gdyby władza była traktowana jako powołanie, zobowiązanie wobec tej grupy plemiennej, narodowej czy społecznej, na czele której dany władca stanął. Z różnego rodzaju nadużyciami władzy spotykamy się już w literaturze starożytnej. Kreon antagonista Antygony, tytułowej bohaterki dramatu Sofoklesa zapewne chce traktować swą władzę jako zobowiązanie wobec udręczonego licznymi klęskami, a potem wojną narodu tebańskiego. Dlatego tak surowo postanawia ukarać Polinejkesa, brata Antygony, uznanego za zdrajcę, gdyż w walce o tron tebański sprowadził do kraju obce wojska. Kara jednak nie dotknęła nieżyjącego Polinika, lecz przede wszystkim jego siostrę Antygonę, która postępując zgodnie ze swym sumieniem i nakazami religii za wszelką cenę postanowiła pogrzebać brata, wbrew wyraźnemu zakazowi Kreona. Kreon natomiast nie chciał, aby naród tebański oskarżył go o stronniczość wobec Antygony, która była jego siostrzenicą, lub posądził o słabość i uległość wobec młodej dziew­czyny. Jest to uniwersalny, wciąż aktualny konflikt między jednostką a władcą. Zbyt rygorystyczne pojmowanie zadań i obowiązków władcy doprowadziło Kreona do tragedii. Nie musiał być tak bezwzględny i okrutny wobec Antygony, a żaden władca nie ma prawa tak ograniczać wolności jednostki, jak uczynił to władca Teb. Chciał traktować swą władzę jako powołanie, ale przerodziła się ona w jego wykonaniu w namiętność, która nie pozwoliła mu ugiąć przed słabą, młodziutką, ale jakże szlachetną i odważną córką Edypa, która okazała się istotą wolną i niezależną, która oddała swe życie w obronie własnych ideałów. Do nadużycia władzy w imię własnych, prywatnych interesów doszło też zapewne w starożytnej Troi, gdy król Priam ulegając zachciankom syna Parysa zdecydował się zatrzymać porwaną przez niego żonę króla Menelausa Helenę. Do problemu tego powraca też Jan Kochanowski w "Odprawie posłów greckich". Krytykuje króla Priama, jako władcę nieodpowiedzialnego, chwiejnego, uległego. Jedna z wypowiedzi chóru ma charakter uniwersalny, ponadczasowy, gdyż skierowana jest do każ­dego władcy, gdziekolwiek i kiedykolwiek powołanego do pełnienia tak odpowiedzialnej funkcji. Władcy powinni zdawać sobie sprawę z tego, że ponoszą odpowiedzialność za losy narodu, na którego czele stanęli. Nie mogą więc myśleć o swych prywatnych interesach, lecz o szczęściu obywateli, których oddano pod opiekę władcy. Zły nieodpowiedzialny władca nie powinien czuć się bezkarny, bo chociaż na ziemi nie ma zwierzchnika każdego despotę i tyrana czeka sąd najbardziej sprawiedliwy - sąd boży. Dla tego sędziego nie jest ważne czy stoi przed nim bogaty pan w złoconych szatach, czy chłop w ubogiej siermiędze - wyrok zawsze będzie sprawiedliwy. Końcowy fragment tej wypowiedzi chóru to ostrze­żenie, że złe rządy nieodpowiedzialnych władców wielokrotnie doprowa­dziły już do upadku państw, czego przykładem jest właśnie starożytna Troja. Może jednak zdarzyć się tak, że władca posiadający szereg istotnych zalet nie jest właściwie oceniany przez swych poddanych. Z taką właśnie sytuacją mamy do czynienia w satyrze Ignacego Krasickiego "Do króla". Poeta swoje zaszczyty i stanowiska zawdzięczał królowi Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu i do czasów rozbiorów należał do najbliż­szego otoczenia króla, pochwalał jego działalność kulturalną, oświatową i sprawowanie mecenatu nad artystami oraz uczonymi. W niektórych kręgach magnackich dostrzegał jednak nieuzasadnioną niechęć do króla, któremu szlachta nie mogła darować, że przed elekcją był tylko stolnikiem litewskim. Wśród magnatów w opozycji znalazł się potężny ród Czartorys­kich, gdyż jego przedstawiciele mieli nadzieję, że królem zostanie książe Adam Czartoryski. Poeta z pełną dozą ironii ośmieszył konserwatywną szlachę, a jednocześnie bardzo zręcznie pochwalił samego króla, wymieniając wiele jego istotnych zalet, takich jak polskie i szlacheckie po­chodzenie, młody wiek, łagodny sposób rządzenia, sprawowanie opieki nad artystami i uczonymi. Trudno o pochlebniejszą ocenę tego monarchy, za którego panowania dokonano trzech rozbiorów Polski, w wyniku czego Polska całkowicie i na wiele lat utraciła niepodległość. Prawdziwym dramatem walki o władzę jest utwór Williama Szekspira "Makbet". Dla tytułowego bohatera władza jest najpierw prawdziwą pokusą, aby w końcu stać się pożądaniem i prawdziwie szaleńczą namiętnością. Makbeta poznajemy jako wiernego poddanego szkockiego króla Duncana, dzielnego i odważnego, za zasługi obdarzonego tytułem tana Kawdoru. Pierwsza pokusa pojawia się, gdy czarownice przepowiada­ją Makbetowi nie tylko te zaszczyty, ale także tron szkocki. Pragnienie zdobycia władzy jest jeszcze umiejętnie podsycane przez lady Makbet, która tak bardzo chciałaby być królową Szkocji. Ta żądza potęguje się, nie chcą oni już czekać na spełnienie się przepowiedni, lecz postanawiają pomóc losowi. Kiedy król Duncan gości w zamku Makbeta, żona usilnie nakłania go do dokonania okrutnej zbrodni. Zabójstwo Duncana otwiera Makbetowi drogę do szkockiego tronu. Jednak jedna zbrodnia pociąga za sobą konieczność dokonania następnych, ohydnych, bezsensownych i ok­rutnych zbrodni. Trzeba zamordować nie tylko króla, ale także jego pokojowców, aby ich obarczyć winą za śmierć króla. Jako król Makbet nie morduje już własnoręcznie, lecz wynajmuje w tym celu morderców. W ten sposób ginie Banko, chociaż ofiarą miał być także jego syn, któremu udało się uciec, w podobny sposób ginie rodzina Makdufa. Makbet ze swą żoną rządzą Szkocją wyjątkowo okrutnie i krwawo. Zdobyta w taki okrutny sposób władza nie daje im satysfakcji, radości ani szczęścia. Pierwsza ugina się pod ciężarem zbrodni lady Makbet, chociaż oboje małżonków dręczą krwawe wizje popełnionych zbrodni. Lady Makbet popada w coraz większy obłęd, a w końcu umiera. Okrutnego króla także dosięga w końcu ręka sprawiedliwości, chociaż wydawało mu się, że las nigdy nie "do­jdzie" do murów jego zamku, ani że nigdy nie stanie do walki z rycerzem nie zrodzonym naturalnie przez kobietę. Jednak obydwie przepowiednie miały się spełnić, gdyż żołnierze, aby być jak najdłużej niezauważeni, posuwali się powoli, niosąc przed sobą gałęzie drzew, a Makduf był właśnie tym człowiekiem, którzy przyszedł na świat w wyniku cesarskiego cięcia. Z jego ręki zgodnie z przepowiednią zginął okrutny król Szkocji, dla którego władza stała się niezwykłą namiętnością, żądzą doprowadzają­cą do zbrodni. W podobnie bezwzględny sposób dąży do zdobycia władzy bohater tytułowy Mickiewiczowskiego poematu Konrad Wallenrod. Władza ta jednak była mu potrzebna do realizacji szlachetnych planów, związanych z losem ojczyzny - Litwy, bezskutecznie zmagającej się z krzyżacką potęgą. Konrad wychowany wśród Krzyżaków powrócił w młodości do ojczyzny, ożenił się z córką księcia Kiejstuta Aldoną, ale opuścił swój kraj, gdyż, "szczęścia w domu nie znalazł, bo go nie było w ojczyźnie". Postanowił za wszelką cenę zdobyć władzę, aby korzystając z niej doprowadzić zakon do zguby. Podobnie jak Makbet musi mordować i oszukiwać, ale nikt nie traktuje go jak mordercę, gdyż jego ostateczny cel jest szlachetny. Konrad dzięki zdobytej władzy częściowo osiągnął swój cel. Jako mistrz krzyżacki doprowadził do załamania się potęgi krzyżac­kiej. Niestety sam został w końcu zdemaskowany. Aby zaś uniknąć haniebnej śmierci z ręki wroga popełnił samobójstwo. Tym razem władza nie była ani powołaniem, ani namiętnością czy pokusą. Była środkiem prowadzącym do osiągnięcia szlachetnego celu. W podobnym celu chce zdobyć władzę bohater "Dziadów" cz. III Adama Mickiewicza Konrad. W scenie Wielkiej Improwizacji rozpoczyna najpierw dialog z Bogiem, oskarża Stwórcę o obojętność wobec cierpień polskiego narodu. Jednocześnie w szczytowym momencie improwizacji ogarnia go poczucie wielkiej potęgi i siły, a wówczas żąda od Boga rządu dusz, gdyż twierdzi, źe lepiej będzie panował nad światem niż Bóg. Tak więc wszechpotężna władza nad światem potrzebna jest Konradowi po to, aby uczynić swój zniewolony naród szczęśliwym: "Ja bym mój naród jak pieśń żywą stworzył I większe niźli Ty zrobiłbym dziwo, Zanuciłbym pieśń szczęśliwą" Wizerunek cara despoty pojawia się też w wierszu Adama Mickiewicza "Reduta Ordona". Rosyjski władca panuje nad połową Europy, gdyż każe tysiącom ludzi iść w bój i ginąć za państwo cara, w którym większość obywateli cierpi nędzę i głód: "Gdzie jest król, co na rzezie tłumy te wyprawia? Czy dzieli ich odwagę, czy pierś sam nadstawia? Nie, on siedzi o pięćset mil na swej stolicy..." Zdaniem Mickiewicza rządy rosyjskich carów to rządy okrutnych despotów-tyranów, którym nawet los własnego narodu jest zupełnie obojętny, toteż ten uciemiężony naród wielokrotnie występował przeciwko swym władcom, chociaż każdy bunt w carskiej Rosji był krwawo tłumiony. Inne uciemiężone narody także mogą zwracać się przeciwko uzur­patorom. Wokół takiego właśnie wydarzenia rozgrywa się akcja "Kor­diana" Juliusza Słowackiego. Wypadki będące tłem wydarzeń tego dramatu rozegrały się w Warszawie w nocy z 24 na 25 maja 1829 roku. Wówczas do stolicy przybył następca cara Aleksandra Mikołaj, aby koronować się na króla Polski. Wtedy niektórzy działacze patriotyczni planowali dokonanie zamachu na życie cara, ale działając w porozumieniu z wpływowymi osobistościami ówczesnego życia politycznego napotkali na ich zdecydowany opór. Bohater dramatu również nie dokonał zamachu, jednak każdy władca tyran, despota siłą zdobywający władzę nie powinien być pewnym swego jutra. Nieodpowiedzialne rządy mogą doprowadzić nie tylko do klęski państ­wa, przed czym przestrzegał Jan Kochanowski, ale także do katastrofy osobistej samego władcy. W powieści p.t. "Granica" Zofia Nałkowska ukazała poszczególne szczeble kariery i dochodzenie do stanowiska prezydenta miasta swego bardzo nieodpowiedzialnego bohatera Zenona Ziembiewicza. Został on prezydentem, ale stanowisko to zdobył za cenę rezygnacji z własnych ideałów. Po raz pierwszy "sprzedawał" się redak­torowi Czechlińskiemu, kiedy rodzice odmówili dalszego finansowania jego studiów w Paryżu. Zenon obiecał wówczas za pomoc finansową przysyłać z Paryża artykuły "na zamówienie", czyli o żądanej wymowie ideologicznej. Kiedy Zenon sam został redaktorem "Niwy" również podporządkował się miejscowej elicie, zamieszczając w gazecie takie artykuły, jakich sobie życzyli. Obejmując urząd prezydenta Zenon po­czynił wiele obietnic, takich jak wybudowanie tanich mieszkań dla robotników, pijalni mleka dla dzieci, ośrodka sportowego. Oczywieie obietnic tych nie dotrzymał, gdyż były one zbyt pochopne. Nie umiał potraktować powierzonej mu władzy z należytym szacunkiem, nie myślał o innych, a jedynie o sobie. Nie zdołał nawet zapobiec tragedii, gdyż w czasie robotniczej manifestacji, wywołanej masowymi zwolnieniami w hucie Hettnera nie wydał kategorycznego zakazu strzelania do tłumu, a kiedy padli zabici odpowiedzialność za śmierć robotników spadła na prezydenta miasta. Całkowita klęska w życiu zawodowym zbiegła się u Zenona z klęską w życiu osobistym, gdyż porzucona kochanka wtargnęła do jego gabinetu, oblewając jego twarz żrącym kwasem. Kiedy skompromitowany całkowicie prezydent dowiedział się, że nigdy nie odzyska wzroku sam popełnił samobójstwo.

W konfrontacji z tragicznym losem prezydenta miasta Zenona Ziem­biewicza mimo woli przypominają się słowa przestrogi, skierowane pod adresem nieodpowiedzialnych władców przez Czesława Miłosza w wier­szu napisanym w roku 1950, a uwiecznionym wiele lat później na pomniku poległych stoczniowców w Gdańsku. Wiersz zaczyna się od następującej przestrogi: "Który skrzywdziłeś człowieka prostego Śmiechem nad krzywdą jego wybuchając... Nie bądź bezpieczny..." Czesław Miłosz atakuje wszelkie rządy despotyczne, wszelką tyranię. Władca, który otacza się gromadą pochlebców i błaznów, a krzywdzi biednego człowieka, nie może czuć się bezpieczny, chociaż ogarnięci strachem tchórze będą mu się kłaniać, chwalić jego mądrość i wybijać na jego cześć medale, ciesząc się jednocześnie, że udało im się przeżyć jeszcze jeden dzień. Zakończenie wiersza to ostrzeżenie skierowane pod adresem władców tyranów:

"Nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta. Możesz go zabić, narodzi się nowy. Spisane będą czyny i rozmowy. Lepszy dla ciebie byłby świt zimowy. I sznur i gałąź pod ciężarem zgięta." Literatura niestety niezwykle rzadko dostarcza przykładów takich wład­ców, dla których władza byłaby zaszczytem ale i zobowiązaniem i powo­łaniem, dla których dobro kraju byłoby wartością nadrzędną. Najczęściej mówi się o władcach, którzy niegodni są zaszczytu jaki ich spotkał, nadużywają władzy, a nieraz doprowadzają do takich kataklizmów w dzie­jach ludzkości jakim był faszyzm, hitleryzm i stalinizm.

"Ale ten płacz Antygony, Co szuka swojego brata, To jest zaiste nad miarę Wytrzymałoścż ". Czesław Miłosz

Literatura i sztuka wobec ludzkiego cierpienia.

Od początków istnienia literatury, od prastarych, antycznych mitów i biblijnych opowieści obiektem zainteresowania twórców był człowiek, zaś życie ludzkie składa się nie tylko z radości, ale także cierpienia i smutku. Te właśnie uczucia - cierpienie, smutek, ból, rozpacz, tra­giczne zmagania człowieka z losem, z innymi ludźmi, z siłami natury stają się stałym tematem literackim. Mijają lata, setki i tysiące lat, a człowiek ze swym smutkiem, rozpaczą i bólem jest taki sam, chociaż świat, który go otacza ulega zaskakującym i niewyobrażalnym zmianom. Pieszy podróżujący, podpierając się kijem przesiadł się do samolotu, a pochylający się nad zwojem papirusu zasiadł do elektro­nicznej drukarki, ale przecież ludzie ci tak samo cierpią, odczuwają ból i rozpacz. Symbolem ludzkiego, niezawinionego cierpienia jest biblijny Hiob, którego życie, tak jak i los każdego z nas został przedstawiony w sposób następujący: "Człowiek zrodzony z niewiasty ma krótkie i bolesne życie, wyrasta i więdnie jak kwiat, przemija jak cień chwilowy..." Hiob był człowiekiem bogobojnym, szlachetnym, sprawiedliwym i bo­gatym, szczęśliwym ojcem siedmiu synów i trzech córek, Bóg jednak wystawił Hioba na ciężką próbę - utracił on majątek, a w wyniku straszliwego huraganu zginęły wszystkie jego dzieci, zaś on sam za­chorował na trąd. Mimo tych nieszczęść Hiob nie utracił wiary w Boga, chociaż uskarżał się na swój okrutny los, a nawet żałował, że nie umarł w dniu swych urodzin. Autor księgi Hioba podkreśla, że nieszczęścia, które go spotkały nie są karą za grzechy: "Czołem w proch uderzyłem, oblicze czerwone od płaczu, w oczach już widzę pomrokę, choć rąk nie zmazałem występkiem i modlitwa moja jest czysta." Historia Hioba uświadamia nam gorzką prawdę, że cierpienie jest nieodłącznym składnikiem ludzkiego losu, a przeżyte cierpienie czyni nas bardziej wrażliwymi na cudzy ból i nieszczęście. Literatura starożytnej Grecji kreowała bohaterów, którzy kierowani różnymi namiętnościami wielokrotnie cierpieli i rozpaczali. Najbardziej wzruszające karty Homerowej "Iliady" to fragmenty, w których opisana jest rozpacz Achillesa po śmierci najserdeczniejszego przyjaciela Patrol­lesa. Ludzie starożytni bardzo uzewnętrzniali swój ból, toteż Achilles rwie włosy z głowy, a także znęca się okrutnie nad zwłokami Rektora, który pokonał w pojedynku Patroklesa, włócząc jego ciało przywiązane do rydwanu wokół mogiły przyjaciela. Jego ból rodzi okrucieństwo, gniew i chęć zemsty, toteż bardziej przejmujący jest ból Priama, ojca Rektora, który z murów swego oblężonego miasta obserwował pojedynek Achillesa z Rektorem, złamany bólem i cierpieniem pragnąłby jedynie godnym pogrzebem uczcić swego syna. Pogrzebanie ciała zmarłego było niezwyk­le ważne dla ludzi w starożytnej Grecji, gdyż wierzyli oni, że dusza zmarłego nie dostanie się do Hadesu, dopóki ciało nie zostanie po­grzebane. Potężny król Troi, syn boskiego Dardam udaje się do obozu wroga z olbrzymim okupem, upokarza się przed młodym Achillesem, klękając na kolana i całując jego ręce, błaga o wydanie ciała najdroższego i najdzielniejszego syna Rektora. Któż nie zrozumiałby takiego bólu, takiej rozpaczy i poświęcenia. Toteż Priam osiąga swój cel, powraca do Troi z ciałem Rektora, a witają go płacze i lamenty matki Hekabe, żony Rektora Andromachy i całego trojańskiego dworu. Utulą swój ból dopiero wówczas, gdy ciało Rektora zostanie uczczone pogrzebem, spalone na stosie, prochy zebrane przez przyjaciół i najbliższych w urnę, i w końcu usypany zostanie kurhan. Sprawa pogrzebania zwłok brata staje się przyczyną cierpienia Anty­gony, która nie potrafi się pogodzić z okrutnym zakazem króla Kreona. Pragnie postąpić zgodnie z nakazami własnego sumienia i religii. Ta niezłomność, przysparza jej wiele bólu i cierpienia. Nie może ona pogodzić się z wyrokiem Kreona, który skazał ją na śmierć głodową przez zamurowanie w skalnej jaskini i popełnia samobójstwo. Jej czyn staje się źródłem cierpienia najbliższych, narzeczonego Hajmona, który przy zwło­kach ukochanej także popełnia samobójstwo, jego matki Eurydyki, która także odbiera sobie życie. Okrutny Kreon pozostaje sam ze swym bólem i cierpieniem - jego najbliżsi syn i żona oraz siostrzenica nie żyją. Przejmujący jest także ból i cierpienie jednego z najwspanialszych bohaterów greckiej mitologii Prometeusza, który stworzył człowieka z łez i gliny, tchnął w niego duszę, kradnąc iskierkę z rydwanu słońca, a potem wyposażył człowieka w cały szereg umiejętności, które zapewniły mu moc panowania nad światem. Nie udało się jednak Prometeuszowi uchronić człowieka od wszelkiego zła, bólu, nieszczęść, cierpień i chorób. Oto bogowie zesłali na ziemię Pandorę, wyposażoną w tajemniczą puszkę. Prometeusz ją odprawił, ale jego brat Epimeteusz pojął Pandorę za żonę. Wówczas wspólnie otworzyli tajemniczą puszkę, uwalniając wszelkie smutki, nieszczęścia, cierpienia i choroby, które odtąd na zawsze będą towarzyszyły człowiekowi. Tak więc już ludzie starożytni pojęli to, że cierpienie jest nieodłącznym składnikiem ludzkiego istnienia. Sam Prome­teusz także nie uniknął cierpienia, gdyż za swą zuchwałość wobec bogów został okrutnie ukarany. Przykuto go do ścian Kaukazu, a zgłodniały orzeł codziennie wyjadał mu wątrobę, która wciąż odrastała. Któż słyszał rozlegające się wśród skał jęki cierpiącego Prometeusza? Bogowie ulito­wali się nad tym cierpiącym dobroczyńcą ludzkości i Herakles skruszył okowy, którymi przykuto nieszczęśnika do skały. Prometeusz został zabrany na Olimp i zaliczony w poczet bogów nieśmiertelnych. Miłość matczyna była częstym motywem literackim. Jedną z pierw­szych cierpiących matek była zapewne Demeter, siostra Zeusa, matka Persefony, którą porwał Hades i uczynił swoją żoną. Nieszczęśliwa matka nie mogła pogodzić się ze stratą jedynej córki, toteż Zeus, ulegając błaganiom Demeter pozwolił Persefonie, zwanej też Korą spędzać część roku z matką, a część z mężem. W czasie obrzędów religijnych ku czci bogini Demeter, która nauczyła ludzi uprawy roli wystawiano dramat, w którym przedstawiano porwanie Persefony, żale matki i wreszcie jej powrót. Kiedy powracała na ziemię z ciemności Hadesu, za sprawą uradowanej matki zakwitały kwiaty, zieleniały łąki, nadchodziła wiosna. Czasem jednak cierpienie człowieka było zasłużoną karą za popełnione czyny. Zasłużył sobie na swój los Tantal syn Zeusa i Pluto, częsty gość na Olimpie. Spożywając wraz z bogami nektar i ambrozję stał się nieśmiertel­ny, kradł jednak boski napój, aby napoić nim własnych dworzan. Pewnego razu zaprosił na ucztę bogów, podając im pieczeń z ciała własnego syna Pelopsa. Bogowie olimpijscy jednak nie spożyli tej potrawy, przywrócili też życie Pelopsowi. Natomiast Tantal został strącony do Tartaru, gdzie cierpi wieczny głód i pragnienie. Stoi w sadzawce, a nad nim zwisają gałęzie drzewa, pełne owoców. Gdy jednak Tantal chce się napić, woda odpływa, a gdy chce zerwać owoc, gałąź odchyla się. Jakby tego nie było dość nad głową Tantala zwisa wciąż chwiejąca się skała. Tak więc męki Tantala to poczucie ustawicznego zagrożenia, a także cierpienie, wynika­jące z pożądania rzeczy niedostępnych. Największym męczennikiem w historii ludzkości był Chrystus, który poprzez swą męczeńską śmierć na krzyżu miał zapewnić grzesznym ludziom zbawienie. Przejmujące sceny wnoszenia krzyża, samego ukrzy­żowania i śmierci są częstym motywem, występującym nie tylko w litera­turze ale także w sztuce. Poszczególne stacje religijnego obrzędu zwanego drogą krzyżową obrazują kolejne etapy męki Chrystusa. Jego męczeńskiej śmierci towarzyszy rozpacz jego matki, która bezsilnie musi patrzeć na cierpienie jedynego syna. Motyw Matki Bolejącej (Stabat Mater Dolorosa) pod krzyżem umęczonego Chrystusa jest bardzo popularny zarówno w literaturze jak i w sztuce począwszy od XIII wieku, gdyż wtedy właśnie powstała łacińska pieśń "Stabat Mater Dolorosa". Także w polskiej literaturze średniowiecznej znana jest pieśń p.t. "Lament Matki Boskiej pod krzyżem", zdecydowanie najpiękniejszy wiersz liryczny tamtej epoki. Napisany jest w formie monologu rozpaczającej matki, zmuszonej patrzeć na śmierć syna. Jej cierpienie ukazane jest w wymiarze czysto ludzkim, prosi ona innych o współczucie:

"Pożałuj mię stary, młody, Boć mi przyszły krwawe gody: Jednegociem Syna miała I tegociem ożalała". Swój liryczny monolog Maryja kieruje do umierającego na krzyżu syna. Chciałaby dzielić z nim mękę, prosi, aby przemówił do niej słowami ostatniej pociechy. Zrozpaczona matka pragnie obmyć krew, spływającą z ran, podtrzymać opadającą, umęczoną, spowitą w cierniową koronę głowę, podać spragnionemu picie. Niestety święte ciało syna zostało zawieszone na wysokim krzyżu i bolejąca matka nie może w żaden sposób ulżyć jego cierpieniom. Kolejną apostrofę Matka Boska kieruje do Anioła Gabriela, który zwia­stując jej cudowne poczęcie obiecywał wiele radości, a tymczasem nie­szczęśliwa matka wylewa łzy rozpaczy, patrząc na męczeńską śmierć syna. W końcu Matka Boska zwraca się do wszystkich matek, życząc im przede wszystkim, aby nie musiały tak cierpieć, jak ona sama. Cierpiący po stracie ukochanej córki ojciec pojawia się w poezji renesansowego poety Jana Kochanowskiego. Jako autor "Trenów" wy­stawił swej zmarłej córeczce najwspanialszy i najbardziej trwały pomnik, który przetrwał wieki i nadal wzrusza nowe pokolenia czytelników, gdyż jest przejmującym opisem ojcowskiego bólu. Ten ojcowski ból uczynił tematem swego obrazu Jan Matejko, malując obraz "Jak Kochanowski nad zwłokami Urszulki", ukazując poetę czule żegnającego się ze swą córeczką, składającego na jej czole ojcowski pocałunek. Utwór Kochano­wskiego staje się filozoficznym traktatem o ludzkim życiu, losie i cier­pieniu, a właściwym bohaterem staje się sam autor, człowiek rozpaczający po stracie dziecka. Buntuje się on przeciwko boskiej niesprawiedliwości, podaje w wątpliwość sens swego dalszego życia, nie może zrozumieć, dlaczego cierpienie nie omija ludzi szlachetnych, dobrych, prawych. W trenie XI pyta: "Kogo kiedy pobożność jego ratowała? Kogo dobroć przypadku złego uchowała? Nieznajomy wróg jakiś miesza ludzkie rzeczy Nie mając ani dobrych, ani złych na pieczy." Człowiek niejednokrotnie pragnie udawać mędrca, filozofuje na temat życia i jego sensu, a potem w obliczu śmierci kogoś bliskiego traci rozum i zmysły: Żałości! Co mi czynisz? Owa już oboje Mam stracić: i pociechę i baczenie swoje?" Natomiast barokowy poeta Jan Andrzej Morsztyn nawet z ludzkiego cierpienia potrafił uczynić literacką igraszkę. W wierszu "Do trupa" porównał nieszczęśliwie zakochanego do trupa. Podobieństwa sprowadza­ją się do stwierdzenia, że zostali oni ugodzeni strzałami miłości lub śmierci, są bladzi, przed zmarłym płoną świece, a w sercu zakochanego skryty płomień. Różnice skłaniają do stwierdzenia, iż lepiej być trupem niż nieszczęśliwie zakochanym, gdyż zmarły nie czuje już żadnego bólu, a zakochany cierpi "srogi ból". W piękny, wzruszający sposób mówili o cierpieniu poeci romantyczni. Najczęściej cierpienie to było spowodowane nieszczęśliwą miłością, która wielokrotnie prowadziła do samobójczej śmierci. Cierpienie doprowadziło niemal do obłędu bohaterkę Mickiewiczowskiej ballady "Romantycz­ność" Karusię, która nie może zapomnieć o swym ukochanym, zmarłym przed trzema laty. Widzi go nie tylko we śnie, ale także na jawie, rozmawia z nim. Wyznaje, że źle jej na świecie w obcych ludzi tłumie, który szydzi z jej nieszczęścia, nie rozumie jej cierpienia. Złamana bólem jest także bohaterka ballady "Rybka" Krysia, uwie­dziona przez panicza, a potem porzucona. Zawód miłosny doprowadza ją do samobójczej śmierci. Miłość romantyczna najczęściej była źródłem cierpienia, gdyż zawsze pojawiały się jakieś przeszkody nie pozwalające na realizację szczęścia. Często był to po prostu brak wzajemności, jak na przykład w przypadku Gustawa, bohatera IV części "Dziadów". Jest on błąkającym się po świecie duchem, który swemu nauczycielowi opowiada dzieje swej nieszczęśliwej miłości, która doprowadziła go do obłąkania i samobójczej śmierci. Nieszczęśliwy kochanek rozpamiętuje swe tragi­czne przeżycia. Wspomina jak stopniowo popadał w obłęd, stojąc pod oknami pałacu, w którym odbywało się wesele, aby w końcu wbić sobie sztylet w pierś. Jako nieszczęśliwy kochanek cierpi takźe Jacek Soplica. We wzruszają­cy sposób mówi o swym uczuciu w przedśmiertnej spowiedzi. Bwa, córka bogatego Stolnika Horeszki odwzajemniała jego miłość, lecz dumny magnat, nie zważając na szczęście swej jedynaczki nie miał zamiaru oddać jej ręki ubogiemu szlachcicowi. Jak bardzo dręczył się Jacek zwlekając z oświadczynami i wciąż łudząc się nadzieją? Co przeżywał, kiedy w końcu podano mu czarną polewkę do stołu, znamionującą odmowę? Chciał wykraść swą ukochaną, uciec z nią gdzieś daleko, ale obawiał się, gdyż Ewa była zbyt wątłego zdrowia. Nie stłumił swej miłości przez przypadkowy ożenek z pierwszą napotkaną na drodze kobietą, jedynie unieszczęśliwił swą żonę, szukając zapomnienia w alkoholu. Biedna kobieta zmarła wkrótce po urodzeniu syna Tadeusza, zaś Jacek nadal błąkał się samotnie pod oknami zamku Horeszki, aby dostrzec choć cień ukochanej. W ten sposób stał się świadkiem ataku Moskali na zamek Horeszki i wówczas zastrzelił w nagłym przypływie gniewu triumfującego Stolnika. Cierpienie romantyków miało także inne źródło, gdyż było związane z sytuacją udręczonej ojczyzny, zniewolonej przez wroga. Mękę narodu polskiego porównują do męczeństwa Chrystusa na krzyżu. Tak jak Chrystus był Mesjaszem, zbawcą ludzkości, tak Polska ma wyzwolić inne narody europejskie z jarzma niewoli. W tym przekonaniu o niezwykłym posłannictwie wybranego narodu zawiera się istota mesjanizmu. Kiedy miara cierpień polskiego narodu się wypełni Polska tak jak Chrystus zmartwychwstanie. W widzeniu księdza Piotra rozgrywa się symboliczna scena ukrzyżowania Polski. Rolę Heroda pełni car Mikołaj I, Piłatem umywającym ręce jest Francja, a rolę oprawców pojących żółcią i octem pełnią Prusy i Austria. Żołdak Moskal został nazwany "najsroższym z siepaczy", to on wytacza krew niewinną polskiego narodu. Szlachetni patrioci takie cierpienia udręczonego narodu odczuwali jak swoje własne. Takim bohaterem był Konrad bohater III części "Dziadów" Adama Mickiewicza. Nazwano go romantycznym Prometeuszem, który nie tylko buntuje się przeciwko Bogu, lecz cierpienia narodu stają się przyczyną jego bólu. "Patrzę na ojczyznę biedną,

Jak syn na ojca wplecionego w koło, Czuję całego cierpienia narodu, Jak matka czuje w łonie bole swego płodu." Mniej symboliczny, ale równie przejmujący wymiar ma bardziej realne, a więc może bardziej dotkliwe cierpienie innych bohaterów tego dramatu. Jan Sobolewski opowiada o wywożeniu polskich skazańców na Sybir. Więźniowie byli stłoczeni w ciasnych kibitkach, skuci ciężkimi kajdanami, których młodzi chłopcy nie mogli udźwignąć. Wśród więźniów znajdował się Wasilewski, tak torturowany w czasie śledztwa, że nie mógł iść o własnych siłach, spadł z pierwszego stopnia więziennych schodów i zmarł. Nawet żandarm niosący do kibitki jego ciało potajemnie łzy ocierał. Torturami i uciążliwym śledztwem został doprowadzony do samobój­czej śmierci młody Rollison, uczeń wileńskiego gimnazjum. Prześladowcy ułatwili mu samobójstwo, umieszczając w celi na piętrze i otwierając okno. A jak porównać cierpienie młodego Rollisona z cierpieniem jego matki, samotnej wdowy, dla której syn był jedyną radością i nadzieją życia. Rozpacz dwukrotnie zawiodła ją w progi pałacu okrutnego senatora Nowosilcowa, najpierw nieszczęśliwa matka błaga o litość, a potem przeklinała oprawców syna.

O męczeństwie Cichowskiego opowiada natomiast w scenie p.t. "Salon warszawski" Adolf. Jak rozpaczała jego młoda żona, kiedy policja upozorowała samobójstwo, pozostawiając płaszcz i kapelusz Cichowskie­go nad brzegami Wisły. Ile przecierpiał sam więzień w czasie śledztwa, gdy karmiono go śledziami, nie podając picia, straszono i pojono opium, skoro po powrocie do domu nie poznawał żony ani syna, lecz z oznakami choroby psychicznej zaszywał się w najciemniejszym kącie pokoju, a na odgłos pukania do drzwi powtarzał "nic nie wiem, nie powiem". Zmienił się też nie do poznania. Aresztowano młodego, urzekającego urokiem osobistym chłopca, a wypuszczono człowieka, który mimo młodego wieku całkiem wyłysiał, opuchł od złego jedzenia i wilgoci panującej w celi. Nie chciał też opowiadać o przeżytych cierpieniach, ale były one wyryte na jego twarzy i w wyrazie jego oczu: "Bo na tym oku była straszliwa powłoka. Żrenice miał podobne do kawałków szklanych, Które zostają w oknach więzień kratowanych (...) i widać w nich rdzę krwawą, iskry, ciemne plamy." Wszystkie te cierpienia romantyków bledną w obliczu gehenny, jaką przeżyły narody europejskie w czasie drugiej wojny światowej. Ogrom cierpień trudno ogarnąć ludzkim doświadczeniem, trudno skomentować, ocenić. Pisarze, którzy podjęli się trudnego zadania przedstawienia wojen­nej, a przede wszystkim obozowej rzeczywistości często wybierali formę reportażu, rezygnując z autorskiego komentarza, nie podejmując w ogóle próby oceny przedstawionych zdarzeń. W "Medalionach" Zofii Nałkows­kiej jedyna próba oceny przerażających zjawisk zawarta została w motcie: "Ludzie ludziom zgotowali ten los." Autorka wyszła ze słusznego założenia, że ogrom zbrodni, cierpień i śmierci nie da się ogarnąć ludzkim doświadczeniem, a każda interpretacja, każda próba zakwalifikowania hitleryzmu w ramach przyjętych wartościowań etycznych byłaby osłabie­niem rzeczywistej wymowy zdarzeń. Jak bowiem wartościować masowe gazowanie ludzi i spalanie ich ciał w krematoriach, wyrób mydła z ludz­kiego tłuszczu, znęcanie się nad bezbronnymi więźniami. W obozie oświęcimskim wyróżniał się swym okrucieństwem August Glass, który upatrywał sobie ofiarę i bił w nerki tak, aby nie pozostawiać śladów, a śmierć następowała dopiero po kilku dniach. Jeden z blokowych wyznaczył sobie swoisty rekord - dziennie zabijał około piętnastu osób, inny gołymi rękami dusił przed śniadaniem kilku więźniów. Matki musiały patrzeć na śmierć swoich dzieci, których los był wstrząsający, gdyż najmniejsze kierowano do selekcji. Toteż kiedy zbliżały się do pręta zawieszonego na wysokości jednego metra i dwudziestu centymetrów "prostowały się, stąpały wyprężone na palcach, by zaczepić głową o pręt i uzyskać życie". O straszliwych cierpieniach ofiar hitlerowskiego okrucieństwa opowia­da bohaterka opowiadania "Dno". Więziona najpierw na Pawiaku opo­wiada o powszechnie dokonywanych tam doświadczeniach na więźniach, o ściąganiu krwi potrzebnej na froncie dla niemieckich żołnierzy. Najbar­dziej przerażającą, a jednak często stosowaną torturą było zamykanie więźniów z powiązanymi rękami i nogami w komorze z głodnymi szczurami. Inni więźniowie rankiem musieli wynosić trupy z powyjadany­mi wnętrznościami z pakamery. Niektórym jeszcze biło serce. Podróż do obozu też była źródłem wielu niewyobrażalnych cierpień. Więźniowie podróżowali wiele dni na stojąco, ciasno stłoczeni w zaplom­bowanych wagonach, w straszliwym zaduchu, stojąc we własnych od­chodach. Na jednej ze stacji niemiecki oficer, słysząc przeraźliwe wycie zdeterminowanych kobiet, rozkazał otworzyć wagony i sam się przeraził tego, co zobaczył. Pozwolono wówczas kobietom umyć się i oporządzić, potem jednak aż do Ravensbruck nikt już nie otwierał wagonów. W męs­kich wagonach było po trzydziestu, czterdziestu uduszonych, kobiety wprawdzie przeżyły wszystkie, ale wiele z nich zwariowało. Chore psychicznie natychmiast rozstrzelano. Jak wiele bólu musiała doświadczyć bohaterka opowiadania "Przy torze kolejowym", Żydówka postrzelona w kolano przy próbie ucieczki z trans­portu, skoro błagała o to, aby ją ktoś zabił? Jakimi słowami można wyrazić ból, rozpacz i cierpienie Żyda Michała P. z opowiadania "Człowiek jest mocny", który pracował przy grzebaniu zwłok gazowanych w specjalnych samochodach. Najpierw zaprowadził do samochodu ojca i matkę, siostrę z pięciorgiem dzieci oraz brata z żoną i trójką dzieci. Człowiek ten opowiedział też o swym najstraszniejszym przeżyciu: "Jednego dnia - a był to wtorek - z trzeciego samochodu, który przyjechał tego dnia do Chełmna, wyrzucili na ziemię zwłoki mojej żony i moich dzieci, chłopiec miał siedem lat, dziewczynka cztery. Wtedy położyłem się na zwłokach mojej żony i powiedziałem, żeby mnie zastrzelili. Nie chcieli mnie zastrzelić! Niemiec powiedział: Człowiek jest mocny, może jeszcze dobrze popracować. I bił mnie drągiem, dopóki nie wstałem." Przejmujące są również obrazy martyrologii Żydów. Przedstawia je tytułowa bohaterka opowiadania "Kobieta cmentarna". Chociaż w jej słowach odzywają się echa uprzedzeń Polaków do Żydów, jednak ze współczuciem mówi o scenach rozgrywających za murami cmentarza, czyli w pobliskim getcie. Żydów wywożono samochodami do obozów śmierci, a tych, którzy próbowali stawiać opór zabijali na miejscu. Zamykano drzwi i podpalano domy. Ludzie skakali na bruk, wyrzucali na beton własne dzieci. Kobieta cmentarna kończy swe zeznania następującą refleksją: "Rzeczywistość jest do zniesienia, gdyż jest niecała wiadoma. Dociera do nas w ułamkach zdarzeń, w strzępach relacji. Wiemy o spokojnych pochodach ludzi idących bez sprzeciwu na śmierć, o skokach w płomienie, o skokach w przepaść. Ale jesteśmy po tej stronie muru." Jak bardzo cierpiała Dwojra Zielona, tytułowa bohaterka jednego z opowiadań Nałkowskiej, która straciła wszystkich najbliższych. Wspo­mina jak w czasie akcji wywożenia do Treblinki chowała się na strychu. Przebywała tam nieraz kilka tygodni, jedząc surową kaszę mannę i kawę. W końcu przestała się ukrywać, gdyż stwierdziła, że woli umrzeć ze swoimi niż w samotności. W noc sylwestrową została postrzelona w oko, gdyż Niemcy urządzili sobie zabawę, strzelając do ludzi. Wstrząsający jest również wywiad z Markiem Edelmanem, jedynym ocalałym członkiem ŻOB-u, przeprowadzonym przez Hannę Krall i wyda­nym w postaci książki zatytułowanej "Zdążyć przed Panem Bogiem". Do powstania w getcie przystąpiło 220 osób, natomiast niemieckich żołnierzy było około dwóch tysięcy. Po zamknięciu getta i w trakcie jego likwidacji głód spowodował, że Ryfka Ulman odgryzła kawałek ciała swego zmar­łego z głodu syna Berka. Jakimi słowami można wyrazić ból i cierpienie tej kobiety. W getcie można było na podstawie bezpośrednich obserwacji prowadzić badania na temat choroby głodowej. Pierwszy jej etap to nadmierne wychudzenie, potem pojawiają się obrzęki powiek, stóp i ca­łych powłok skórnych. W tym stanie ludzie już nie pamiętają o głodzie, ale na widok jedzenia stają się agresywni, jedzą łapczywie. Trzeci etap to charłactwo głodowe, stan przedśmiertny, przy czym przejście od życia do

śmierci jest powolne, stopniowo ulegają zanikowi wątroba, nerki, śledzio­na, kości gąbczeją i miękną. Prowadzący te badania lekarze także zginęli, jedyna ocalała lekarka wyjechała do Australii, lecz badania przeprowadzo­ne w getcie zapewne się jej nie przydadzą, gdyż australijscy chorzy nie wiedzą co to głód. Edelman wspomina jak w czasie likwidacji getta pielęgniarka zadusiła poduszką nowo narodzone dziecko, aby zaoszczędzić mu i matce cierpień, po wojnie zaś została wybitnym pediatrą. Większym dzieciom podano truciznę, w ten sposób ratując je przed komorą gazową. Z czym i w jakich słowach porównać gehennę Żydów w getcie? Garstka powstańców w war­szawskim getcie doskonale wiedziała, że nie ma żandych szans na zwycięstwo, przystępując do powstania jego uczestnicy pragnęli jedynie umrzeć z godnością, toteż 8 maja członkowie sztabu ŻOB popełnili samobójstwo. Także powstanie warszawskie było bohaterskim, ale nie mającym szans powodzenia zrywem młodych patriotów, którzy ruszali z butelkami samozapalającymi na niemieckie czołgi. Praca w konspiracji była bardzo niebezpieczna niemal każde aresztowanie było równoznaczne z wyrokiem śmierci. Jakby nie dość było warszawiakom ulicznych egzekucji i łapanek, postanowili bezpośrednio zmierzyć się z wrogiem. Sanitariuszki często z narażeniem własnego życia transportowały rannych. Miron Białoszewski opisał powstanie oczyma cywila. Warszawiacy z rozpaczą obserwowali, jak ginie ich ukochane miasto. Niemcy zdobyli Krakowskie Przedmieście, gdyż Niemcy jeńców i złapanych przypadkowo Polaków prowadzili przed swoimi czołgami, a powstańcy nie zdecydowali się strzelać do swoich. Ludzie chronili się w piwnicach w ustawicznym strachu o własne życie i los najbliższych. Szpitale nie mieściły rannych, brakowało personelu, leków, środków opatrunkowych. Umęczeni głodem i ustawicznymi bom­bardowaniami warszawiacy nie wytrzymali psychicznie, wychodzili z pi­wnic prosto pod kule nieprzyjaciela. Ze Starego Miasta powstańcy, a także cywile wydostawali się kanałami, chociaż tam także czyhała śmierć, gdyż Niemcy wrzucali przez włazy granaty. Jednak gehenna warszawiaków nie skończyła się w dniu 1 października, kiedy powstanie upadło, gdyż Niemcy postanowili wywieźć zdrowych mieszkańców Warszawy na robo­ty do Niemiec, zaś pozostałych do obozów w Generalnej Guberni.

Moralne cierpienia człowieka nie skończyły się też w dniu zakończenia wojny - wystarczy sięgnąć do poezji Tadeusza Różewicza, który jeszcze w roku 1955 w wierszu "Krzyczałem w nocy" pisał: "Krzyczałem w nocy umarli stali w moich oczach cicho uśmiechnięci" Po zakończeniu wojny człowiek stanął w obliczu równie straszliwego zagrożenia, przynoszącego cierpienie i masową zagładę - stalinizmu. O cierpieniach związanych z życiem w sowieckich łagrach pisze Gustaw Herling Grudziński w utworze "Inny świat". Ten inny świat to stalinowska Rosja, świat odwróconych wartości moralnych i braku litości. Budując obóz kargopolski więźniowie spali przy czterdziestostopniowym mrozie w szałasach, karczowali las i budowali budynki, otrzymując dziennie talerz zupy i 300 gramów chleba. Najpierw zaczęli umierać komuniści polscy i niemieccy, którzy w Rosji daremnie szukali schronie­nia przed prześladowaniami. Grudziński przytacza przejmujący opis ich śmierci: "...umierali nagle, jak ptaki spadające w czasie mrozu z gałęzi, albo raczej jak głębinowe ryby oceaniczne, które pękają od wewnętrznego ciśnienia, gdy je spod ucisku wielu atmosfer wydobyć na powierzchnię. Jedno krótkie kaszlnięcie, ledwie dosłyszalne zakrztuszenie się i koniec. Maleńki, biały ob­łoczek pary zawisł na chwilę w powietrzu, głowa opadła ciężko na piersi, ręce zaciskały kurczowo dwie kule śniegu. I nic więcej. Ani jednego słowa. Ani jednej prośby." Jak wielkie musiało być cierpienie fizyczne i psychiczne Miszy Kos­tylewa, który postanowił nie pracować dla reżimu i w tym celu wkładał co pewien czas rękę do ognia, a rana wciąż ociekała ropą. Udręczonego Kostylewa przy życiu utrzymywała nadzieja widzenia się z matką. Toteż, gdy Kostylew w przeddzień wyznaczonego widzenia został wyznaczony na etap na Kołymę, po prostu oblał się wrzątkiem i zmarł w straszliwych męczarniach. Grudziński, który zgłosił się na ochotnika za Kostylewa na etap (jego ofiara nie została przyjęta) pisze o Miszy: "I choć umarł inaczej, niż żył, gdy go znałem i na swój sposób kochałem do dziś (...) widzę go z przekrzywioną od bólu twarzą i ręką zanurzoną w ogniu jak ostrze hartowanego miecza." Matki Kostylewa nie zawiadomiono o śmierci syna. Przyjechała na widzenie, a dostała kilka pamiątek, zabierając je łkała: "O gdybyż to widział ten, który swym samoistnym i rozpacz­liwym szaleństwem, swą dziecinną i ślepą tęsknotą za wolno­ścią wysączył z jej oczu wszystkie łzy." Sam autor, narrator i bohater także musiał przeżyć straszliwe męczarnie zanim uzyskał wolność. Mimo ogłoszenia amnestii dla polskich więźniów zwolniono go dopiero po protestacyjnej głodówce, która trwała osiem dni. Początkowo najbardziej dokuczało Grudzińskiemu uczucie lęku, później straszliwy głód, w końcu pojawiła się opuchlizna głodowa, na dłoniach pojawiły się obrzęki, a każdy ruch wywoływał ból. Życie Grudzińskiemu odesłanemu po ośmiu dniach do trupiarni (obozowy szpital) uratował lekarz Zabielski, podając mu zamiast zupy i chleba zastrzyki z mleka. Trudno byłoby wymienić wszystkie utwory literackie związane tematy­cznie z ludzkim cierpieniem. Cierpienie towarzyszyło człowiekowi od zarania dziejów ludzkości, miało wymiar indywidualny lub ogólnonarodo­wy. Jednym źródłem cierpienia są zawody miłosne lub konflikty z otocze­niem. Najczęściej jednak cierpienie ma wymiar bardziej ogólny, gdyż jak widać, ludzkość wciąż nawiedzają kataklizmy straszliwsze od biblijnego potopu czy zagłady Sodomy i Gomory. Faszyzm, stalinizm, komunizm, totalitaryzm to najważniejsze zagrożenia współczesnego świata. Jeśli wierzyć biblijnej księdze Hioba człowiek nigdy nie uwolni się od cierpienia, wciąż dręczyć go będą wojny głód i śmierć.

Małżeństwa literackie. Od św. Aleksego do Ziembiewiczów.

Rodzina to podstawowa i zapewne najważniejsza komórka społeczna. W małżeństwie człowiek szuka miłości, życiowej stabilizacji, szczęścia. Postawa człowieka wobec życia kształtuje się właśnie w rodzinie, ale też na łonie rodziny powstają pierwsze konflikty między małżonkami czy też między rodzicami a dziećmi. Losy małżeństw są bardzo częstym tematem literackim i te szczęśliwe, a także skomplikowane i pogmatwane, spowo­dowane zdradą, brakiem wzajemności, nietolerancją. Jeżeli przegląd i charakterystykę literackich małżeństw mamy rozpo­cząć od świętego Aleksego od razu należy stwierdzić, że było to małżeńst­wo bardzo nietypowe. Aleksy urodził się w Rzymie, jako syn bogatego patrycjusza Eufamijana i jego żony Aglijas. Kiedy Aleksy miał 24 lata pojął za żonę cesarską córkę, królewnę Famijanę. Jednak w noc poślubną opuścił swą młodą żonę, pozostawiając ją w dziewictwie, a sam wyruszył w świat, aby służyć jedynie Bogu, żyjąc w ascezie, jako żebrak. Po wielu latach takiego życia powrócił do Rzymu i resztę życia spędził pod schodami własnego pałacu, skazując się dobrowolnie na chłód, spiekotę i poniżenie, gdyż "każdy nań pomyje lał." Tak żył jeszcze szesnaście lat, patrząc na swych najbliższych, którzy nie wiedzieli, kim jest ten żebrak leżący pod schodami. Tajemnica pochodzenia św. Aleksego wydała się dopiero po jego śmeirci, gdyż żonie zmarłego udało się wyjąć z jego zaciśniętej ręki kartkę z imieniem i nazwiskiem. Niezwykła siła woli i samozaparcie to cechy charakteru godne podziwu, ta wytrwałość w dąże­niu do celu, której niejednokrotnie brakuje nam, ludziom współczesnym. Natomiast motywy tych poczynań są dla nas niezrozumiałe, tak jak za tysiąc lat nasi potomkowie nie będą rozumieli nas. Budzi też nasz sprzeciw egoizm Aleksego, gdyż myślał on jedynie o swym zbawieniu, a los

najbliższych był mu w zasadzie obojętny. Pozostawił w rozpaczy ojca i matkę, opuszczając ich na zawsze, skazał na samotne życie swą młodą żonę. Społeczne funkcje rodziny dostrzegali pisarze odrodzenia. Mikołaj Rej w "Żywocie człowieka poczciwego", chwaląc życie szlacheckie ziemiani­na, widział je na łonie rodziny, w otoczeniu przyjaznych sąsiadów i życzliwej czeladzi. Praca w sadzie i w ogrodzie jest źródłem wielu przyjemności, gdyż zawsze wykonywana jest w towarzystwie żonki. Zimą zaś niezwykle miło jest posiedzieć w ciepłej izbie, porozmawiać z żoną, popatrzeć, jak małe dzieci się bawią. Podobny model życia został przedstawiony w "Pieśni świętojańskiej o Sobótce" Jana Kochanowskiego. Po zebraniu plonów nadchodzi czas błogiego i zasłużonego odpoczynku, pora towarzyskich, zimowych spot­kań przy ciepłym kominku. Ten model życia przekazuje ziemianin swym synom i wnukom, ucząc ich, że spokój sumienia i radość życia osiąga się przez uczciwą pracę: "A niedorośli wnukowie, Chyląc się ku starszej głowie, Wykną przestawać na mgle Wstyd i cnotę chować w cale." Niestety często też w dawnych czasach małżeństwa były zawierane ze względów materialnych, przy czym decyzję podejmowali zazwyczaj rodzi­ce, nie pytając wcale młodych o zdanie. Względami materialnymi kierował się autor "Pamiętników" Jan Chryzostom Pasek, kiedy postanowił się ożenić. Nie znał on w ogóle swej przyszłej żony, zdecydował się pojechać do wdowy Anny z Remiszowskich Łąckiej, gdyż polecił ją Paskowi mąż stryjeczny siostry. Najważniejszym atutem owej wdowy było posiadanie przez nią sporego majątku. Spodobała się ona Paskowi, toteż przystąpił do oględnych oświadczyn, wpraszając się na służbę, nie przewidział jednak, ani nie odgadł, że Anna z Remiszowskich Łącka, decydując się na powtórne zamążpójście była od niego piętnaście lat starsza: "A już mi się przecie podobała była, i że to z młodu bywała gładka, mnie się też i natenczas widziała młoda, i nigdy bym nie rzekł, żeby miała te lata, czegom potem doszedł: w czter­dziestu sześć za mnie szła, a ja supponebam, że nie ma nad 30 lat." Szuka posażnej żony również pan Piotr, bohater satyry "Żona modna" Ignacego Krasickiego. Sam przyznaje się, że ożenił się z uwagi na "owe wsie dziedziczne". Małżeństwo to także nic nie wiedziało o uczuciach, jakie powinny łączyć dwoje ludzi, lecz oparte było na przedślubnej intercyzie. Modna żona okazała się kobietą oschłą, egoistką, rozrzutną, której jedyną troską było sprostanie cudzoziemskiej modzie. Zgodziła się wyje­chać z miasta na wiei jedynie na okres letni, w angielskiej karecie na resorach, w której pan Piotr z trudem znalazł dla siebie miejsce, gdyż owa dama zabrała ze sobą niezliczoną ilość pudełeczek, a także kanarka w klatce, mysz na łańcuszku, srokę, kotkę z kociętami i suczkę faworytkę. Zwolniła szybko starą, oddaną służbę, szlachecki dworek zamieniła w pałac, wyśmiała męża, który pokazał jej wspólną sypialnię. W końcu urządziła wielki bal, na który zjechali liczni goście z miasta, wśród których nieszczęsny pan Piotr musiał się uganiać "jako jaki sługa", a żona bawiąc gości łaskawie na niego spoglądała i uśmiechała się. W czasie pokazu fajerwerków spaliły się stodoły pełne zboża, lecz pożar gasił sam pan Piotr, gdyż reszta gości traktowała to jako dodatkową atrakcję. Mimo wszystko nie żal nam pana Piotra, gdyż pamiętamy, że ożenił się on z uwagi na wsie dziedziczne swej żony. Podobnie miało wyglądać małżeństwo Szarmanckiego, jednego z boha­terów "Powrotu posła", z Teresą. Szarmancki po przetrwonieniu własnego majątku na zagranicznych wojażach szukał posażnej kandydatki na żonę. Do małżeństwa na szczęście nie doszło, gdyż jej ojciec starosta Gadulski, który chciał ożenić córkę nie dając posagu, mylnie odczytał intencje Szarmanckiego. Natomiast syn Podkomorzego Walery, który od dawna kochał Teresę, z radością pojął ją za żonę, nie żądając żadnego posagu, a chciwemu Gadulskiemu tylko o to chodziło. Należy jednak przypusz­czać, że te perypetie majątkowe i uczuciowe rzadko znajdywały tak pozytywne, jak w tej komedii, zakończenie. Małżeństwa romantyczne także nie były niestety szczęśliwe, tak jak i miłość romantyczna, która była zawsze tragiczna, przy czym często prowadziła bohaterów do samobójczej śmierci. Jednak miłość traktowali romantycy jako sprawę najważniejszą w ludzkim życiu. Zawsze jednak na drodze do szczęścia stawały jakieś przeszkody: różnice klasowe, mająt­kowe, sprzeciw rodziców, zdrada, wreszcie cele ważniejsze niż miłość i rodzinne szczęście. Gustaw, bohater IV części "Dziadów" nie może pojąć za żonę swej ukochanej, którą "oślepiło złoto", gdyż wyszła za mąż za bogacza. Młody Walter Alf, bohater Mickiewiczowskiego "Konrada Wallen­roda", pokochał z wzajemnością córkę księcia Kiejstuta- Aldonę, pojął ją za żonę, lecz małżonkowie niedługo cieszyli się szczęściem rodzinnym, gdyż Walter "szczęścia w domu nie znalazł, bo go nie było w ojczyźnie". Pozostawił więc w rozpaczy młodą żonę, powrócił do Krzyżaków, został ich mistrzem, aby doprowadzić znienawidzony zakon do zguby. Mimo wielu lat rozłąki miłość ich przetrwała, gdyż Aldona poprzez umówiony znak odgadując, że jej mąż został zdemaskowany przez Krzyżaków i wypił truciznę także umarła z żalu. Tak bardzo się kochali, tak niedługo byli szczęśliwi. Romantyczny poeta w ten sposób uświadamiał swym czytelnikom, że celem nadrzędnym jest zawsż~ -dobro ojczyzny, a nie swoje własne. Literatura epoki pozytywizmu, dając szeroki i obiektywny obraz ów­czesnego społeczeństwa dostarcza wiele przykładów małżeństw zarówno szczęśliwych, jak i kojarzonych z czystego wyrachowania. Jedna z najpiękniejszych małżeńskich historii została opowiedziana przez Elizę Orzeszkową w legendzie o Janie i Cecylii, zamieszczonej w powieści "Nad Niemnem". Jan i Cecylia byli to legendarni przodkowie Bohatyrowiczów, którzy przybyli za czasów ostatnich Jagiellonów z cent­ralnej Polski. Chociaż Jan był chłopem, a Cecylia pochodziła z wysokiego rodu młodzi pokochali się i pragnęli spędzić życie razem. Przewidując reakcję swych środowisk przywędrowali na Litwę i schronili się przed resztą świata w nadniemeńskiej puszczy. Byli szczęśliwi nawet wówczas, gdy sypiali w dziupli drzewa, gdy ciężko pracowali przy karczowaniu lasu, zakładając piękną i samowystarczalną osadę. Doczekali się licznego potomstwa i dożyli w szczęściu i miłości 100 lat. Na wzór tego właśnie małżeństwa skojarzone zostaje w powieści małżeństwo Justyny Orzelskiej i Jana Bohatyrowicza. Cieszy nas odważna, podyktowana nakazami serca decyzja Justyny, która zdecydowanie odrzuca propozycję małżeństwa bogatego ziemianina Teofila Różyca i decyduje się wyjść za mąż za Janka. Minęły wieki, a więc nie musi lękać się reakcji swego środowiska, chociaż jej ciotka Emilia Korczyńska nie może pojąć decyzji Justyny, jednak inni bohaterowie powieści z szacunkiem przyjmują decyzję Orzelskiej, która woli pracować, ale spędzić życie u boku kochanego człowieka, czuć się kochaną i dowartościowaną. Wzrusza czytelnika wielkie uczucie i praw­dziwe oddanie Jana, który zakochał się w Justynie, nie mając początkowo żadnej nadziei, a potem nie mógł uwierzyć we własne szczęście. Czytelnik cieszy się, że Justyna Orzelska postąpiła tak jak przed wiekami Cecylia, natomiast nie powtórzyła błędu swej ciotki Marty Korczyńskiej, która dwadzieścia kilka lat wcześniej także pokochała chłopa z zaścianka Anzelma Bohatyrowicza, jednak lękała się reakcji swego szlacheckiego środowiska, a także czekającej ją w gospodarstwie Anzelma ciężkiej pracy. Zarówno Anzelm jak i Marta przeżywali resztę życia samotnie, przy czym ciężka praca wcale nie ominęła Marty, gdyż zajmowała się ona prowadzeniem domu Benedykta. Są także w powieści "Nad Niemnem" małżeństwa bardzo niedobrane, w których jedno z małżonków dźwiga ciężar utrzymania całej rodziny. Żona Benedykta Korczyńskiego Emilia, to kobieta ustawicznie niezado­wolona z życia, której obce są troski i kłopoty związane z utrzymaniem majątku Korczyn, obciążonego przez rząd carski podatkami i kontrybuc­jami wojennymi. Jej życie toczy się w obrębie salonu, wypełnione czytaniem francuskich romansów, uskarżaniem się na "globusa" oraz na męża, żąda wypłaty procentów od wniesionego w posagu majątku na własne potrzeby. Benedykt postanawia jednak za wszelką cenę utrzymać rodzinny Korczyn, chociażby dlatego, że w korczyńskim lesie znajduje się zbiorowa mogiła powstańców, w której spoczywa także jego brat Andrzej. Odmienne role pełnią w małżeństwie Bolesław i Maria Kirłowie. Cały ciężar utrzymania rodziny spoczywa właśnie na niej, zaś mąż Bolesław spędza czas w okolicznych salonach, losy dość licznej rodziny w ogóle go nie obchodzą. Dziwi nas obojętność pani Emilii, ale całkowity brak odpowiedzialności za losy rodziny ze strony pana Bolesława jest po prostu szokujący. Nie mogą z pewnością potoczyć się pomyślnie dalsze losy małżeństwa Zygmunta i Klotyldy Korczyńskich. Zygmunt, syn poległego powstańca Andrzeja wychowywany był przez matkę, która marzyła o tym, aby syn wyrósł także na patriotę, a jako malarz upamiętnił kiedyś bohaterski czyn ojca. Niestety Zygmunt zawiódł wszystkie jej nadzieje. Powstańczy zryw określił, jako patriotyczne mrzonki, wyrósł na bezwzględnego egoistę i kosmopolitę. W młodości zainteresował się Justyną Orzelską, ale zgodnie z życzeniem matki ożenił się z bogatą arystokratką. Mało jednak interesował się żoną, natomiast Justynie zaproponował niedwuznaczną rolę kochanki. Biedna Klotylda przeżywała męki niepewności i zazdrości, chociaż Justyna z oburzeniem odrzuciła niedwuznaczną propozycję Zygmunta. Jednym z najbardziej popularnych literackich małżeństw jest Bogumił i Barbara, bohaterowie "Nocy i dni" Marii Dąbrowskiej. Autorka skupia uwagę na ukazaniu ich życia w kręgu rodzinnym, wśród zwykłych, podobnych do siebie dni, wypełnionych pracą i codziennymi troskami, najczęściej pozbawionego wydarzeń niezwykłych i zaskakujących. Barbara i Bogumił poznali się w Borku u państwa Ładów, dalekich krewnych Barbary. Bogumił zakochał się w Barbarze od pierwszego wejrzenia, gdy zadał sobie pytanie, kim jest ta panienka w sukni w kwiaty, wiedział wówczas, że zobaczył kobietę swego życia. Wyznał jej to później, mówiąc: "Gdyby nie ty (...) nigdy nie wróciłbym do normalnego życia, nigdy już nie pokochałbym nikogo." Natomiast o decyzji Barbary w dużej mierze zadecydował fakt, że Bogumił był powstańcem, a więc człowiekiem godnym największego szacunku. Pierwsze lata małżeństwa Niechcicowie spędzili w Krępie, dość dużym majątku, którego Bogumił był administratorem. Pani Barbara większość czasu spędzała w domu, zajmując się z pełnym poświęceniem wujem Klemensem Kuckim, także powstańcem. Krępa wiąże się głównie z narodzeniem ich pierwszego syna Piotrusia, który stał się oczkiem w głowie obojga rodziców. Szczególnie matka pani Barbara poza synem nie widziała świata, poświęcała mu wszystkie swe uczucia, tak że zabrakło ich dla męża. W Krępie małżonkowie przeżyli też największą tragedię, gdyż Piotruś zmarł na zapalenie płuc. Barbara całe dnie spędzała na grobie syna, oddając się bez reszty wspomnieniom, zaś Bogumił stoczył najtrud­niejszą walkę z samym sobą, aby nie popełnić samobójstwa. Małżonkowie nie mogli dłużej tu zostać, nie mogli wiecznie żyć bolesnymi wspo­mnieniami o jedynym synu. Toteż gdy siostra Barbary Teresa Kociełłowa zawiadomiła ich, że jest możliwość administrowania dużym majątkiem w okolica Kalińca, wówczas Niechcicowie bez żalu opuścili Krępę i przenieśli się do Serbinowa. Tu mógł Bogumił w pełni realizować swoje zamiłowanie do pracy na roli. W Serbinowie przyszła na świat Agnieszka, nieco później Emilka i Tomaszek. Dni płynęły dość jednostajnie, Barbara ożywiała się, kiedy przyjeżdżała Teresa z dziećmi lub inni członkowie jej rodziny. Małżonków łączyła wspólna praca, troska o dobre wychowanie dzieci i zapewnienie im przyszłości. O życiu małżeństwa Niechciców można powiedzieć to, co dotyczyć może każdego, zwyczajnego małżeńst­wa, że bywają w nim "noce, bywają dni powszednie, ale czasem bywają też niedziele." Duży wpływ na losy ich małżeństwa miało przeniesienie się pani Barbary z dorastającymi dziećmi do Kalińca, kupno Pamiętowa, rozstanie z Bogumiłem i śmierć męża. Pani Barbara przeżyła swe życie z jednym mężczyzną, chociaż pojawił się w nim oprócz Bogumiła najpierw Józef Toliboski, a potem młody nauczyciel z Krępy. Żadnego z nich nie kochała, chociaż całe życie wmawiała sobie, że uczuciem obdarzyła Toliboskiego. Był pierwszym, który ją zauważył i zaczął adorować, a także pierwszym, który ją zlekceważył. Pozostał na zawsze mitem młodzieńczej miłości i utraconego szczęścia. Ilektroć czuła żal do Bogumiła tylekroć myślą i marzeniem uciekała do Toliboskiego, zaś Bogumił wytrwale ją kochał, mimo iż była taka zimna i nieczuła. Często też rozmyślał: "Tyle rzeczy było w tej Basi, które mogą uprzykrzyć człowie­kowi urodę najpiękniejszej kobiety. Tymczasem co na nią spojrzał, wszystko to wydawało mu się pomyłką. Prawdą była tylko ta twarz i te w niej zapowiedzi, które się nigdy nie spełniły. Nie wierzył ni słowom, ni uczynkom. Wierzył tej twarzy, tej gorzkiej urodzie." Jakże ociężały i pozbawiony wdzięku jest Bogumił w porównaniu z uwodzicielskim, pełnym czaru Toliboskim. Był jednak człowiekiem, któremu się wierzy, zarówno wtedy, gdy wyznaje swoją miłość pani Barbarze i gdy razem z nią rozpacza po stracie Piotrusia. Bogumił bardzo kochał Barbarę, chociaż zdawał sobie sprawę, że była to miłość nieodwza­jemniona. Jak zwykle w życiu tak i w tym wypadku próbował pocieszyć się, spojrzeć optymistycznie na ich związek, mówiąc: "Czyż można przestać kochać niebo i ziemię za to, że deszcz i niepogoda?" O małżeństwie Niechciców nie można powiedzieć, że było całkowicie nieudane, chociaż oboje małżonkowie reprezentowali całkowicie odmien­ne postawy wobec życia. Bogumił Niechcic reprezentuje postawę współ­brzmiącą z życiem, główną cechą jego osobowości jest afirmacja życia, umiejętność cieszenia się nim w każdym momencie, a także wielka życzliwość do ludzi, budząca zaufanie: "Patrząc na jego twarz spoglądało się niby w czysty, prze­stronny dziedziniec, wiodący do bezpiecznego domu". Życie nie szczędziło mu ani pokus, ani trudnych doświadczeń, ani chwil zniechęcenia. Nigdy jednak nie załamywał się, doświadczając złego losu, opanowywał sytuację i pokonywał trudności. Pani Barbara jest postacią bardziej skomplikowaną psychicznie, gdyż reprezentuje postawę nie harmonizującą z życiem. Jest to "niezgoda na życie" będąca wynikiem niezaspokojonych aspiracji, niewygasłych na­dziei i zawiedzionej miłości. Charakterystyczny jest jej lęk przed uczest­nictwem w życiu, nieufność do ludzi, ciągłe przeżywanie na nowo porażek i nieszczęść, rodzące "wieczny niepokój". Na zakończenie rozważań należy zastanowić się jakie było małżeństwo Ziembiewiczów. Miało szansę być udanym, gdyby nie całkowity brak odpowiedzialności Zenona Ziembiewicza, bohatera powieści "Granica" Zofii Nałkowskiej. Jest on synem Waleriana Ziembiewicza, rządcy mająt­ku hrabiego Tczewskiego w Boleborzy. Zenon jeszcze w czasie pobytu w gimnazjum poznaje swoją przyszłą żonę Elżbietę Biecką, której poma­gał w nauce matematyki. Elżbietą opiekowała się ciotka Cecylia Kolicho­wska, gdyż jej matka prowadziła życie światowej damy. Wówczas Elżbieta nie odwzajemniała jeszcze uczuć Zenona, gdyż zainteresowana była przystojnym rotmistrzem Awaczewiczem, którego spotkała u swej nauczycielki języka francuskiego. Natomiast Zenon w czasie ostatniego wakacyjnego pobytu w Boleborzy nawiązuje romans z młodziutką córką kucharki Justyną Bogutówną. Jest to w pewnym stopniu zaskakujące, gdyż Zenon potępiał liczne i tolerowane przez matkę romanse ojca z młodymi służącymi, tymczasem sam bardzo szybko wszedł w boleborzański schemat. Po ukończeniu studiów w Paryżu Zenon zostaje redaktorem "Niwy". Rozpoczyna wówczas starania o rękę Elżbiety, co nie przeszkadza mu w kontynuowaniu romansu ze spotkaną przypadkowo na ulicy Justyną, którą Zenon wielokrotnie zaprasza do hotelowego pokoju. Jednocześnie oświadcza się Elżbiecie i zostaje przyję­ty, chociaż narzeczona próbuje zerwać zaręczyny, dowiedziawszy się o istnieniu Justyny i jej ciąży, wyjeżdżając do matki do Warszawy. Uczucia jednak są tym razem silniejsze od rozsądku i poczucia moralno­ści, toteż Zenon uzyskuje przebaczenie Elżbiety. Justyna zaś wyznając ukochanemu, że jest w ciąży dowiaduje się w końcu, że nigdy nic jej nie obiecywał i że od dawna związany jest z Elżbietą Biecką. Zrozpaczona Justyna decyduje się na przerwanie ciąży, po czym nigdy już nie powraca do równowagi psychicznej. Przeciwnie jej depresja wciąż się pogłębia. Zenon mógłby bez przeszkód cieszyć się miłością swej żony i małym synkiem Walerianem, gdyby nie Justyna, która dla Ziembiewiczów staje się bardzo sekretnym ciężarem, żąda znalezienia jakiegoś miejsca pracy, które niemal natychmiast porzuca. Kiedy próbuje popełnić samobójstwo Zenon zapewnia jej opiekę lekarską, lecz zawiedziona kochanka wdziera się do gabinetu prezydenta Ziem­biewicza i oblewa jego twarz żrącym kwasem. Oślepiony i skompromito­wany Zenon popełnia samobójstwo. Został ukarany za to, że własne szczęście chciał budować na krzywdzie drugiego człowieka. Bez skrupułów przekraczał wszelkie granice od­powiedzialności moralnej. Swym postępowaniem głęboko zranił zarówno Justynę jak i Elżbietę. Uważał przy tym, że nie ma sobie nic do zarzucenia. Nic przecież nie obiecywał Justynie, potem zaś nigdy nie odmówił jej pomocy, Elżbiecie też w końcu powiedział o istnieniu Justyny. Chociaż obiecał jej, że natychmiast zakończy ten romans, nadal spotykał się z Justyną, gdyż była taka samotna i nieszczęśliwa po śmierci swej matki. Granicę odpowiedzialności moralnej przekroczył w pewnym niedostrze­galnym momencie, a jej istnienie uświadomiła mu dopiero żona Elżbieta, kiedy już oboje nie mogli zapanować nad piętrzącymi się trudnościami, mówiąc: "Chodzi o to, że musi coś przecież istnieć. Jakaś granica, za którą nie wolno przejść, za którą przestaje się być sobą." Tragiczna historia małżeństwa Ziembiewiczów uświadamia nam, że nie można budować własnego szczęścia na cudzej krzywdzie, tak jak to pragnął uczynić Zenon. Opierając się na przytoczonych przykładach można zaryzykować stwie­rdzenie, że literackie małżeństwa dość rzadko bywają szczęśliwe. Wy­gląda na to, że fabuła staje się bardziej ciekawa, jeśli przed bohaterami piętrzą się różnorodne przeszkody i kłopoty. Jeśli perypetie te zostają pokonane wówczas losy bohaterów te szare, codzienne, zwyczajne prze­stają być obiektem zainteresowania literatury. Jednak sam temat jest niezwykle częstym motywem literackim, gdyż małżeństwo jest niewątp­liwie najważniejszym wydarzeniem w ludzkim życiu, a rodzina to najważ­niejsza, choć najmniejsza komórka społeczna.

"Powieść jest zwierciadlem przechadzajctcym się po gościńcach" Stendhal Rozwiń słowa Stendhala, pamiętając o rozwoju tego gatunku w końcu XIX i XX wieku.

Powieść jest podstawowym gatunkiem prozy epickiej czasów nowożyt­nych, całkowicie pomijanym w rozważaniach teoretyków literatury epoki klasycyzmu, mimo że istniało już wówczas wiele utworów, które re­prezentowały ten właśnie gatunek. Klasycy nie chcieli uznać powieści za gatunek czysto literacki, ponieważ jego najważniejszą funkcją była funk­cja poznawcza, a także dydaktyczna. Źródłem powieści są wcześniejsze utwory o charakterze fabularnym, żywoty świętych, legendy, mity, poda­nia, średniowieczne kroniki, życiorysy sławnych mężów. Za pierwszą nowożytną powieść, która powstała na wiele lat przed ostatecznym ukształtowaniem się tego gatunku należy uznać "Don Kicho­ta" Cervantesa. Początki powieści nowożytnej sięgają XVIII wieku, kiedy gatunek ten ukształtował się na gruncie różnych odmian prozy publicys­tycznej, takich jak esej, felieton i reportaż. W literaturze polskiej pierwsze próby powieściowe to "Żywot człowie­ka poczciwego", a także "Pamiętniki" Jana Chryzostoma Paska, a pierw­sza nowożytna powieść polska to "Mikołaja Doświadczyńskiego przypa­dki" Ignacego Krasickiego. Natomiast w drugiej połowie XIX wieku, w epoce pozytywizmu powieść stała się najbardziej popularnym gatunkiem literackim. W powieści świat przedstawiony prezentuje narrator, a składnikami świata przedstawionego są bohaterowie oraz wydarzenia rozgrywające się w określonym czasie i prze­strzeni, tworzące fabułę powieściową. Jest ona w powieści wielowątkowa, obejmuje dzieje wielu bohaterów, pochodzących z różnych środowisk społecznych. Fabuła składa się z wątku głównego, obejmującego dzieje postaci pierwszoplanowych oraz wielu wątków ubocznych. Tło historyczne lub społeczno-obyczajowe rozbudowane jest za pomocą wielu epizodów. Pomiędzy wydarzeniami zachodzą związki przyczynowo-skutkowe oraz rak zwane celowościowe, które tworzą akcję, zaś jej głównym składnikiem jest konflikt, znajdujący w utworze pomyślne lub zakończone niepowo­dzeniem zakończenie. W II połowie XIX wieku ukształtowała się powieść realistyczna, w której wydarzenia zostały przedstawione zgodnie z zasadami praw­dopodobieństwa życiowego, a zasada ta jest równoznaczna ze stwier­dzeniem Stendhala, iż powieść jest zwierciadłem, przechadzającym się po gościńcach. Honoriusz Balzac, autor "Komedii ludzkiej" pragnął w swych utworach przedstawić krytyczny obraz ówczesnego społeczeństwa fran­cuskiego, natomiast w Polsce najwybitniejsze osiągnięcia realizmu kryty­cznego to "Lalka" Bolesława Prusa oraz "Nad Niemnem" Elizy Orzesz­kowej. Obie powieści są mocno osadzone w realiach historycznych i społecz­no-obyczajowych epoki, ukazują krytyczny i wszechstronny obraz ów­czesnego, polskiego społeczeństwa, a więc z całą pewnością można je nazwać tym zwierciadłem, przechadzającym się po gościńcach życia. W powieści "Nad Niemnem" scharakteryzowane zostało szczegółowo środowisko ziemiańskie i schłopiałej szlachty zaściankowej, czyli rodziny Korczyńskich i Bohatyrowiczów dwadzieścia kilka lat po klęsce po­wstania styczniowego. O samym powstaniu nie ma w utworze mowy, lecz do rangi symbolu urasta zbiorowa mogiła powstańców, znajdująca się w korczyńskim lesie. W mogile tej został pochowany Andrzej Korczyński, pozostawiając zrozpaczoną wdowę i syna Zygmunta, który niestety za­wiódł wszystkie nadzieje matki, gdyż wyrósł na kosmopolitę, który większość życia spędzał za granicą, beztrosko trwoniąc rodowy majątek, a bohaterski czyn ojca nazywając "patriotyczną mrzonką". Zygmunt jest jednym z najbardziej negatywnych bohaterów tej powieści, który o po­wstaniu wyraża się w sposób następujący: "Tylko szaleńcy i krańcowi idealiści bronią do ostatka spraw absolutnie przegranych (...) ja za mogiły bardzo dziękuję (...) mój ojciec był szaleńcem (...) do najwyższego stopnia szkod­liwym." Natomiast życie jego matki wdowy po Andrzeju było wypełnione wspomnieniami o mężu, którego uznała za bohatera. Wzorem wielu ówczesnych Polek pani Andrzejowa nadal chodzi w czerni, mimo iż od powstania upłynęło już wiele lat. Najpiękniejszą postacią w powieści jest Benedykt, najmłodszy z braci Korczyńskich, na którym spoczął ciężar utrzymania rodowego majątku, na przekór zaborcy, który nakłada kary i wojenne kontrybucje. Utrzymanie rodzinnej ziemi traktuje Benedykt jako swój patriotyczny obowiązek. Nie boi się ciężkiej pracy, z jednakowym oburzeniem przyjmuje propozycję brata Dominika o przeniesieniu się do Rosji, gdzie można się nieźle urządzić, jak i radę szwagra Darzeckiego, dotyczącą sprzedaży lasu, w którym znajduje się zbiorowa mogiła powstańców, której nie można zniszczyć, ani o niej zapomnieć. Skoro powieść ma być zwierciadłem życia, musi prezentować bohate­rów pozytywnych i negatywnych. Obok Zygmunta bohaterem negatyw­nym jest też Dominik, co prawda uczestnik powstania, zesłany do Rosji, gdzie po odbyciu katorgi uległ wynarodowieniu. Pozostał urzędnikiem w carskiej Rosji, przeciwko której kilkadziesiąt lat wcześniej wyruszał do boju. Negatywnymi bohaterami w powieści są także szwagier Benedykta Darzecki, który natarczywie domaga się posagu swej żony Jadwigi i w tym celu proponuje sprzedaż lasu, a obawy o powstańczą mogiłę nazywa śmiesznym sentymentalizmem. Bardzo krytycznie ocenić należy także Bolesława Kirło, ojca pięciorga dzieci, o których utrzymanie i wykształcenie w ogóle się nie martwi, pozostawiając ciężar utrzymania licznej rodziny na barkach żony. Sam nie hańbi się żadną pracą, jest stałym bywalcem salonów okolicznej szlachty. Równie negatywną postacią jest Teofil Różyc, krewny Kirłowej, czło­wiek znudzony życiem i światem. Jego postawa i sposób bycia stanowi zapowiedź nowych, modernistycznych czasów. Rozczarowany do życia, poszukuje ulgi w zażywaniu narkotyków. Liczne podróże sprawiły, że roztrwonił większość rodowego majątku, ale z ziemią rodzinną nie czuje się związany. Ożywia się na myśl o możliwości romansowania z piękną ale ubogą panną Justyną Orzelską, a kiedy przekonuje się, że zwykły salonowy flirt nie wchodzi w grę, decyduje się ją poślubić, nie przewidu­jąc, że i tym razem spotka się ze zdecydowaną odmową. Owa Justyna Orzelska jest obok Benedykta swego wuja jedną z najpiękniejszych powieściowych postaci. Żyje ona na łaskawym chlebie w Korczynie wraz z ojcem, zdziwaczałym staruszkiem. Dokucza jej bezczynność, pustka dworskiego życia, lekceważenie ze strony innych. Toteż Justyna z całą świadomością odrzuca propozycję małżeństwa bogatego Róźyca, decydu­jąc się wyjść za mąż za Janka Bohatyrowicza. Wiedziała, że czeka ją ciężka praca, lecz uważała, że to właśnie praca nada sens jej pustemu dotąd życiu, jeśli będzie wykonywana u boku ukochanego człowieka. Tak więc ocena środowiska szlacheckiego jest zróżnicowana. Wciąż żywe są w niektórych kręgach tradycje patriotyczne, ale część bogatego ziemiaństwa ulega niestety wynarodowieniu. Praca w tej epoce staje się podstawowym miernikiem wartości człowieka, ale nie wszyscy jeszcze doceniają wartość pracy dla samego człowieka jako jednostki, jak i całego społeczeństwa. Natomiast chłopi z zaścianka Bohatyrowicze zostali przez Orzeszkową ukazani w pozytywnym świetle. Dali wyraz swego patriotyzmu, gdyż Jerzy Bohatyrowicz zginął w powstaniu i został pochowany w zbiorowej moglie w korczyńskim lesie, zaś Anzelm Bohatyrowicz został ciężko ranny. Mieszkańcy zaścianka, potomkowie legendarnego Jana i Cecylii to ludzie prości, ale uczciwi, pracowici jak ich przodkowie. Autorka ukazuje ich często podczas pracy, którą zawsze wykonują z największą ochotą, a do żniw przygotowują się jak do największego święta, w trakcie pracy zaś żartują, śpiewają wesoło ludowe pieśni. Bolesław Prus w "Lalce" ukazał przede wszystkim środowisko miesz­czańskie, bardzo zróżnicowane oraz arystokrację, obydwie grupy społecz­ne poddając ostrej krytyce. Akcja właściwa "Lalki" rozgrywa się w latach 1878-1879, ale dzięki "Pamiętnikom starego subiekta" sięga lat wcześ­niejszych, wojen napoleońskich, w których uczestniczył ojciec Rzeckiego, a także powstania węgierskiego, w którym uczestniczył Rzecki i Katz i powstania styczniowego. Mieszczaństwo polskie nie było tak bogate jak zachodnioeuropejskie, a czynnikiem dodatkowo hamującym rozwój burżuazji w Polsce był jej wyjątkowo niski prestiż społeczny. Nie dysponując odpowiednimi kapita­łami mieszczaństwo polskie nie inwestowało w rozwój przemysłu, który wkrótce stał się terenem ekspansji kapitału zagranicznego. Wśród przed­stawcieli mieszczaństwa znajdujemy jednostki pozytywne, takie jak na przykład doktor Szuman, przyjaciel Wokulskiego, który wraz z nim uczestniczył w powstaniu styczniowym i podążył z nim na Syberię, chociaż był z pochodzenia Żydem, jednak czuł się Polakiem. Niemiecka, lecz spolonizowana rodzina Minclów hołdowała tradycjom oszczędzania i powolnego dorabiania się. Wokulski, który przez rozsądny ożenek stał się właścicielem sklepu, z pochodzenia był szlachcicem, jego ojciec utracił majątek po powstaniu listopadowym. Najlepiej w końcu radzi sobie żydowska rodzina Szlangbaumów, jej członkowie są energiczni, oszczędni i pracowici. Ich nadrzędnym celem jest zdobywanie pieniędzy, w tym celu nie gardzą nawet lichwą i oszustwem. Młody Szlangbaum najpierw był subiektem w sklepie Wokulskiego, pracował bardzo sumiennie, sprawnie obsługiwał klientów, a w końcu kupuje sklep od Wokulskiego. O wiele bardziej ostrej krytyce została poddana polska arystokracja. Prus przedstawił różnych jej przedstawicieli, którzy reprezentują zróż­nicowane poglądy i postawy. Na pierwszym planie ukazana jest rodzina Łęckich, Tomasz i jego córka Izabela. Są oni spokrewnieni z licznymi arystokratycznymi rodami Europy, ale życie ponad stan i ustawiczne wojaże zagraniczne spowodowały, że stanęli na skraju bankructwa. Sprze­dają rodowe srebra, kamienicę, a w końcu skłaniają Izabelę, aby "sprzeda­ła się" Wokulskiemu. Bardzo negatywnie zostali scharakteryzowani baron i baronowa Krze­szowscy, a także Kazimierz Starski fircyk, flirciarz bawidamek i łowca posagów. Bolesław Prus jako realista dostrzegał też w szeregach arystokracji jednostki pozytywne. Prezesowa Zasławska to kobieta rozumna i szlachet­na, całkowicie pozbawiona poczucia wyższości w stosunku do przed­stawicieli niższych klas. Bohaterem pozytywnym jest także Julian Ocho­cki, młody lecz mądry uczony, który marzy o tym, aby rezultaty jego badań służyły społeczeństwu. W przeważającej mierze arystokracja to społeczni pasożyci, którzy żyją na koszt społeczeństwa, są też kosmopolitami, pozbawionymi patriotycz­nych uczuć. Nie podejmują też żadnych pozytywnych działań, są klasą zamkniętą, nie chcą dopuścić do swych szeregów ludzi z innych klas, liczy się pochodzenie, a nie istotne wartości człowieka. Nie zapomniał też Prus o biedocie Powiśla, ukazując wstrząsające obrazy nędzy, ludzkiego cierpienia i poniżenia. "Lalkę" można nazwać "zwierciadłem, przechadzającym się po gościń­cach", gdyż Prus dostrzegł też typowe procesy, zachodzące w ówczesnym społeczeństwie. Ubożenie wielu arystokratycznych rodów zostało przed­stawione na przykładzie rodziny Łęckich. W ślad za tym idzie stopniowe bogacenie się mieszczaństwa, które walczy o należne miejsce w społe­czeństwie. Takie miejsce zająłby zapewne Stanisław Wokulski, gdyby nie wycofał się z interesów z powodu tragicznych przeżyć osobistych. Przejawem realizmu jest także wierny obraz ówczesnej Warszawy. Dziś możemy dokładnie umiejscowić sklep Wokulskiego, mieszkanie Rzec­kiego i Wokulskiego. Jednak ówczesna Warszawa to nie tylko ulice, place i domy, ale także codzienne życie mieszkańców, dzieje sklepu Minclów, później Wokulskiego, historia kamienicy Lęckich, dzieje spółki hand­lowej. Z powieściowymi bohaterami uczestniczymy w wyścigach kon­nych, spektaklach teatralnych, a nawet licytacjach i procesach sądowych oraz występach zagranicznych artystów Rossiego i Molinariego. Także styl powieści jest przejawem realizmu, gdyż autor stosuje indywidualizację postaci za pomocą języka i doboru słownictwa. Powieść młodopolska zdecydowanie różni się od powieści realistycznej epoki pozytywizmu. W powieściach pozytywistycznych starano się ukazać właściwe kierunki działania społecznego, natomiast w powieści młodopol­skiej akcent przesunięto na problem wewnętrznej odpowiedzialności jednostki. Narrator oceniający, formułujący program został zastąpiony przez narratora biernie relacjonującego przebieg wydarzeń, a ich logiczny tok został zastąpiony luźnym następstwem scen o charakterze autonomicz­nym. Została też naruszona zasada ciągłości i logicznego toku przy­czynowo-skutkowego. Także wszechwiedza narratora została ograniczona, brak jego ocen i opinii zgodnie z panującym przekonaniem, że przeżycia wewnętrzne jednostki są trudne do jednoznacznej oceny i interpretacji. Zgodnie z młodopolską modą nastąpiła poetyzacja przeżyć i dająca się wyraźnie odczuć przewaga ekspresji nad celami poznawczymi. Najwybitniejsze powieści tej epoki "Ludzie bezdomni" Stefana Żerom­skiego oraz "Chłopi" Władysława Stanisława Reymonta są utworami łączącymi elementy realizmu, naturalizmu i symbolizmu. Mimo to autorzy nie rezygnują z głównej funkcji powieści, która nadal jest "zwierciadłem przechadzającym się po gościńcach". Tak więc w "Ludziach bezdomnych" Żeromski przedstawia wierny obraz warunków życia i pracy proletariatu miast i wsi. Opisuje Żeromski dom noclegowy w Paryżu dla bezdomnych, brudne i zaniedbane kamieni­ce czynszowe na ulicy Ciepłej i Krochmalnej, doktor Tomasz Judym odwiedzając bratową obserwuje warunki pracy w fabryce cygar, gdy dym tytoniowy wdziera się do gardła, powodując ciągłe podrażnienia. Tomasz zwiedza też stalownię, w której pracował jego brat Wiktor. Panowała tu zawsze wysoka temperatura, powietrze przesycone było oparami różnych gazów, nawet podłoga parzyła w stopy: "...Na galerii z żelazną balustradą, za płomieniem, a w poło­wie jego wysokości, zdawało się, że w samym ogniu, jak salamandra, ukazała się czarna figura" Tomasz Judym w tym osmalonym od ognia człowieku rozpoznał swego brata i serce jego poruszyło się do głębi. Wiedział już wówczas, że zawsze i wszędzie będzie walczył o poprawę warunków źycia i pracy robotników, między innymi tych właśnie hutników, których ubranie i skóra spalona jest od sypiących się wokół iskier. Czytelnik w ślad za głównym bohaterem poznaje też warunki życia i pracy górników w Zagłębiu Dąbrowskim. Mieszkania górników były ponure i zaniedbane, stare tynki odpadały, a na podwórkach leźały kupy śmieci. Nieco dalej za miasteczkiem wzdłuż szosy znajdowały się budy sklecone naprędce, nigdy nie tynkowame. W kopalni zdarzało się wiele wypadków. Często prymitywnie podparte stropy chodników zawalały się, niektóre korytarze znienacka zalewała woda, inne w jednym momencie zapełniały się trującymi gazami. W mo­mencie wybuchu dynamitu, kruszącego węglową ścianę górnicy chronili się do sąsiedniego chodnika. Z podobną sytuacją mamy do czynienia w innymi arcydziele epoki młodopolskiej, a mianowicie w "Chłopach" Reymonta. Ta powieść także nasycona jest elementami symbolicznymi, znajdują się w niej wspaniałe, impresjonistyczne opisy przyrody, jednak głównym celem autora jest ukazanie z epickim rozmachem realistycznego obrazu polskiej wsi na przełomie XIX/XX w. Realizm powieści wspomagany jest także przez naturalistyczne opisy, drobiazgowe i pełne drastycznych szczegółów, gdyż zadaniem naturalistów było odtwarzanie rzeczywistości z fotograficzną dokładnością. W tej sytuacji powieść Reymonta w istocie staje się "zwierciadłem, przechadzającym się po gościńcach" polskiej wsi. Rey­mont ukazuje więc najbardziej charakterystyczne procesy historyczne i społeczne, a wśród nich najważniejszym staje się konflikt z dworem o tak zwane serwituty, czyli prawo do zbierania suchych gałęzi w lesie oraz do wypasania krów w "zagajach". Pierwsza wzmianka o istniejącym konflik­cie znajduje się na początku utworu, kiedy gajowy przepędził Borynowego pastucha Witka wraz z bydłem z leśnej łąki. Do ostrego konfliktu dochodzi w momencie, kiedy dziedzic decyduje się na sprzedaż i wyręb lasu. Chłopi postanawiają bronić swych praw, a na czele wzburzonego tłumu staje Maciej Boryna. Dochodzi do bójki "z dworskimi", w trakcie której Maciej zostaje śmiertelnie ranny, zaś pozostali chłopi przebywają w areszcie do późnej wiosny. Akcji powieściowej towarzyszy też epicki obraz codziennego życia i pracy rolnika w polu, zagrodzie i w obejściu. Poznajemy rozplano­wanie i stan wiejskich zabudowań, wnętrza mieszkalne, uczestniczymy w kopaniu ziemniaków, ścinaniu kapusty, siewie, dojeniu krów, karmieniu świń. Wiele miejsca zajmuje opis zwyczajów i obrzędów ludowych, najczęś­ciej związanych z całorocznym cyklem wierzeniowym. Wiemy jak wy­glądały w Lipcach zaduszki, wigilia, Boże Narodzenie, Wielkanoc i Boże Ciało także piesza pielgrzymka do Częstochowy. Reymont dostrzegał też zróżnicowanie majątkowe mieszkańców wsi, podkreślając wielokrotnie, że miarą prestiżu w środowisku wiejskim jest ilość posiadanych morgów. W związku z tym na polskiej wsi istniał ustawiczny konflikt pokoleniowy o ziemię. Rodzice nie chcą oddawać ziemi dorosłym dzieciom i żyć na ich łaskawym chlebie, obawiając się losu wypędzonej ze swego domu starej Jagustynki, natomiast dorośli synowie chcieliby jak najszybciej się usamodzielnić. Autor ukazuje też typowe cechy całej wiejskiej zbiorowości, takie jak przywiązanie do ziemi, religijność i solidarność całej społeczności w ob­liczu wspólnego zagrożenia. "Chłopi" Władysława Stanisława Reymonta to pierwsza w polskiej literaturze chłopska epopeja odzwierciedlająca wszechstronny, szeroki obraz życia najliczniejszej grupy narodu, ukazując szczegółowo życie codzienne, zajęcia gospodarskie, rozrywki i obyczaje, ludowe obrzędy. Autor drobiazgowo opisał chatę i obejście bogatego Boryny i ubogiego Bylicy, wiejską karczmę, młyn i plebanię, ukazał konflikty i procesy społeczne, głód ziemi i codzienną walkę o przetrwanie, konflikty z dwo­rem i antagonizmy wewntrzne, przeludnienie wsi i ustawiczne rozdrab­nianie gruntów wskutek zapisów i działów rodzinnych. Społeczność wiejska ukazana jest w przełomowym momencie, gdyż zaczynają się chwiać patriarchalne stosunki rodzinne, o czym świadczy konflikt Antka ze starym Boryną, którego podłożem jest nie tylko romans Antka z macochą, ale także spór pokoleniowy o ziemię. Wzrasta też świadomość społeczna chłopów i poczucie siły, chłopi zajmują zdecydo­wane stanowisko wobec dworu, umieją walczyć o swoje prawa. W literaturze XX-lecia międzywojennego bardzo głębokie przeobraże­nia zachodzą w obrębie gatunku powieściowego, które zazwyczaj stano­wią negację XIX-wiecznej konwencji realistycznej. Zdaniem ówczesnych twórców otaczający człowieka świat staje się coraz bardziej zaskakujący, ulega ustawicznym zmianom, postrzegany jest przez twórców w drodze subiektywnych wizji. Mimo tego powieść nadal można nazwać słowami Stendhala "zwierciadłem przechadzającym się po gościńcach". Potwier­dził prawdziwość tych słów Marcel Proust, autor wielotomowego cyklu powieściowego zatytułowanego "W poszukiwaniu straconego czasu". Autor tworzy w dziele plastyczny obraz środowiska mieszczańskiego, ale narrator wypowiadający się w pierwszej osobie liczby pojedynczej każde wydarzenie gruntownie analizuje i ocenia, nie przestrzegając przy tym układu chronologicznego, lecz ukazując je tak, jak mu się przypomina, jakie wywołuje skojarzenia w świadomości autora. Utwory Franza Kafki natomiast traktowane są jako przypowieści, w których autor w sposób metaforyczny i paraboliczny stara się jednak odzwierciedlić pewną prawidłowość ówczesnego świata. Zdaniem Kafki, autora znanych powieści "Proces" i "Zamek", świat dla jednostki staje się koszmarem, a człowiek wyalienowany ze społeczeństwa, nieprzy­stosowany do życia jest bezbronny wobec zbiurokratyzowanego świata. Utwory Kafki to metafora ukazująca tragizm ludzkiego losu w świecie rządzonym przez groźne i wrogie dla człowieka siły. W literaturze polskiej najwybitniejszymi osiągnięciami XX-lecia mię­dzywojennego są powieści "Noce i dnie" Marii Dąbrowskiej oraz "Grani­ca" Zofii Nałkowskiej, a także "Przedwiośnie" Stefana Żeromskiego. O każdej z nich można powiedzieć, że jest zwierciadłem swego czasu. Maria Dąbrowska w "Nocach i dniach" przezwyciężyła panującą wówczas modę na reportaż, psychoanalizę i tak zwaną "czystą formę", świadomie stosując tradycyjną formę epickiej narracji, opowiadając wyda­rzenia z perspektywy minionych lat i zachowując dystans wobec bohate­rów. Swoje sądy i opinie o życiu przedstawia Dąbrowska w formie nieosobowych formułek, zwanych aforyzmami. W ten sposób autorka podkreśla głębszy sens czynów i działań ludzkich, tworząc etyczną naukę życia i ideału moralnego. Utwór należy do tak zwanych sag rodzinnych, przedstawiając dzieje wielu pokoleń, a więc także procesów społecznych zachodzących w obrębie danego środowiska. W powieści Dąbrowskiej obserwujemy przede wszystkim przeobrażenia zachodzące w obrębie środowiska szlacheckiego. Było to gwałtowne ubożenie szlachty i utrata majątków. Przyczyny tego zjawiska były różnorodne. W przypadku rodziny Niechciców były to kolejne konfiskaty, związane z udziałem przedstawicieli rodu w kolejnych powstaniach narodowowyzwoleńczych. Po powstaniu listopadowym pozostał Niechcicom już tylko majątek Jarosty, zaś po powstaniu styczniowym ojciec Bogumiła został zesłany na Syberię, gdzie zmarł, majątek skonfiskowano, toteź Bogumił musiał pracować jako rządca cudzych majątków. Inne były przyczyny deklasacji rodziny Ostrzeńskich - hulaszczy tryb życia i trudności spowodowane uwłaszczeniem chłopów, a więc utratą bezpłatnej siły roboczej. Rodziny takie najczęściej przenosiły się do miasta, zasilając szeregi inteligencji pracującej. Matka Barbary Ostrzeńs­kiej Jadwiga postanowiła wykształcić wszystkie swoje dzieci, gdyż prze­konała się jak niestałe są korzyści płynące z posiadania majątku, gdy jej mąż Adam przehulał bardzo szybko jej dwa folwarki, a potem zginął od uderzenia pioruna, pozostawiając ją z czworgiem małych dzieci. Powieść Zofii Nałkowskiej "Granica" jest utworem o charakterze psychologicznym, gdyż autorkę interesuje przede wszystkim problem odpowiedzialności jednostki za własne czyny i związane z tym zagad­nienie samooceny oraz oceny środowiskowej, gdyż ocena ta nie zawsze jest zbieżna. Kontrowersyjne jest rozstrzygnięcie, która z tych ocen jest ważniejsza, prawdziwsza, wiarygodniejsza, bardziej obiektywna. Chociaż ze względów oczywistych problemy psychologiczne powinny być rozpat­rywane indywidualnie, to jednak rozważania Nałkowskiej odzwierciedlają pewne stereotypy ludzkich zachowań, autorka zaś stara się w tym skomplikowanym świecie, w którym dewaluują się różne wartości ustalić jedno stale obowiązujące kryterium moralności. Jej zdaniem przekracza­my granicę odpowiedzialności moralnej za własne czyny, jeśli swym postępowaniem krzywdzimy drugiego człowieka, tak jak to uczynił główny bohater powieści Zenon Ziembiewicz, krzywdząc żonę Elżbietę i kochankę Justynę Bogutównę. Gdyby w "Granicy" został ukazany jedynie ten problem moralny i tak z całą pewnością można by nazwać tę powieść "zwierciadłem przechadzającym się po gościńcach życia", gdyż ukazuje skomplikowane ludzkie losy. Autorka jednak nie ograniczyła się jedynie do problematyki moralnej, gdyż dzieje Ziembiewiczów zostały ukazane na tle konkretnych warunków społecznych. Symbolicznym obrazem różnic społecznych w Polsce mię­dzywojennej jest kamienica pani Cecylii Kolichowskiej, w której - jak mówi Elżbieta - ludzie zdecydowali się żyć na sobie warstwami, gdyż co dla jednych jest podłogą, dla innych jest sufitem. Najuboższych mieszkań­ców piwnic jest więcej niż lokatorów na wszystkich innych piętrach. Na samej górze hierarchii społecznej znajduje się hrabia Tczewski, z którego wolą zawsze musi liczyć się Zenon Ziembiewicz, jako redaktor "Niwy" i jako prezydent miasta. Stosunkowo pobieżnie przedstawiona została w powieści burżuazja, gdyż reprezentuje ją tylko wspomniany w utworze właściciel huty Hettner. Mieszczaństwo reprezentuje Cecylia Kolichowska, dla której źródłem utrzymania staje się czynszowa kamienica. Jest bezwzględna dla lokato­rów, piwnice, w których pobieliła ściany z surowych cegieł i wstawiła dymiące piecyki przeznaczyła na lokale mieszkalne dla Metody. Najgorszy był los rodzin proletariackich. Jasia Gołąbska mieszkanka piwnicy porzucona przez męża musiała bezsilnie patrzeć na śmierć swych dzieci, jej brat Franek Borbocki zginął w czasie robotniczej manifestacji. Tak więc Zofia Nałkowska przedstawiła przekrój ówczesnego polskiego społeczeństwa z realizmem godnym pozytywistów, ze współczuciem godnym Żeromskiego. Stefan Żeromski był pisarzem, który zawsze reagował na aktualne wydarzenia polityczne, czego dowodem jest jego ostatnia powieść "Przed­wiośnie", w której starał się odzwierciedlić skomplikowane problemy nowo powstałego państwa polskiego. Oto spełniły się marzenia wielu pokoleń Polaków, którzy nie umieli pogodzić się z niewolą. Jak wyglądała konfron­tacja marzeń wielu pokoleń z rzeczywistością? "Przedwiośnie" jest wyra­zem niepokojów, wahań i rozterek ideowych oraz poszukiwań nie tylko głównego bohatera Cezarego Baryki, lecz całego młodego pokolenia, które pragnęło służyć ojczyźnie. Nie łatwo było wybrać drogę, a przede wszyst­kim zdecydować, czy jest ona właściwa. Cezary Baryka po tragicznych przeżyciach w Baku w trakcie rewolucji radzieckiej powraca do Polski. W drodze słucha cierpliwie opowieści ojca o szklanych domach, które okazują się utopią. Walczy w wojnie polsko-rosyjskiej, uczucie buntu rodzi się w nim, gdy obserwuje beztroskie życie ziemiaństwa w Nawłoci i przerażającą nędzę chłopów w Chłodku. Mimo to nie znajduje dla siebie miejsca wśród polskich komunistów. Uczestnicząc w jednym z zebrań i słuchając raportu towarzyszki Karyli dochodzi do wniosku, że klasa "przeżarta nędzą i chorobami", pozbawiona dostępu do kultury nie może stanąć na czele narodu. Przyłącza się jednak do robotniczej manifestacji, maszerującej na Belweder, chociaż znalazł się na trasie pochodu przypad­kowo i zbliżając się do Belwederu "wyszedł z szeregu robotników i parł oddzielnie, wprost na ten szary mur żołnierzy, na czele zbiedzonego tłumu. Tak więc pisarz postawił w "Przedwiośniu" niepokojące pytanie, dotyczące przyszłości młodego państwa polskiego, ale nie znalazł na te pytania jednoznacznej odpowiedzi, gdyż nikt jeszcze wówczas jej nie znał. Przed­stawił, czyli odzwierciedlił polskie przedwiośnie, a więc początki polskiej państwowości, odbudowującej się po latach niewoli, wierząc, że nadejdzie dla polskiego narodu "jasna wiosenka", o której marzył Szymon Gajowiec. Powieść może też prezentować świat w krzywym zwierciadle, twórca posługuje się wówczas groteską, demaskując utarte schematy i stereotypy, ukazując mechanizmy decydujące o istocie stosunków między ludźmi. Takie krzywe zwierciadło zastosował Witold Gombrowicz w powieści "Ferdydurke", wydanej w Polsce tuż przed wojną. Witold Gombrowicz przedstawił w tej powieści niezwykle ważny i często dyskutowany przez artystów problem wolności człowieka w kon­frontacji z ograniczeniami, jakie niesie kultura, tradycja i przyjęte formy współżycia społecznego. Społeczeństwo, w którym człowiek żyje narzuca mu pewne role, zmusza do ich odgrywania. Życie w społeczeństwie jest więc mocno sformalizowane, a ucieczki przed formą nie ma. Gombrowicz stara się skompromitować te komórki społeczne, które zmuszają człowieka do przyjęcia pewnej formy. Taką instytucją jest przede wszystkim szkoła, do której trafia bohater trzydziestoletni Józio. Nauczyciele narzucają uczniom swe poglądy, postawy, zapatrywania i sądy, jednym słowem "upupiają" i "ugębiają" ich. Robią to z łatwością, o czym świadczy przypadek Józia, dorosłego mężczyzny, któremu narzu­cono formę bycia uczniem, a on odegrał ją tak doskonale, że nikt nie dostrzegł jego dorosłości. W krzywym zwierciadle została też przed­stawiona lekcja języka polskiego, na której uczeń Gałkiewicz nie może pojąć, dlaczego Słowacki musi go zachwycać, skoro go nie zachwyca. Nauczyciel zaś powtarza formułkę, iż "Słowacki wielkim poetą był", a kiedy każe czytać Syfonowi poemat Słowackiego, wówczas każdy ze śmiertelnie znudzonych uczniów jest gotów przyznać, że "Słowacki wielkim poetą był, nawet Gałkiewicz podziela zdanie innych. Skrytykowane zostało też środowisko mieszczańskiej inteligencji na przykładzie rodziny państwa Młodziaków. Wybrali oni formę nowoczes­ności, toteż swej córce Zucie pozwalają spotykać się z kim chce i gdzie chce, a nawet może ona mieć nieślubne dziecko. Jak fałszywa jest to nowoczesność okazuje się, gdy państwo Młodziakowie spotykają w sypia­lni córki dwóch mężczyzn, profesora Pimkę i ucznia Kopyrdę, zwabionych tam przez Józia. Kopyrdę mogliby jeszcze Zucie darować, ale profesor Pimko nie mieści się w ich wyobrażeniach. W ziemiańskim salonie ciotki Hurleckiej, do którego zostaje porwany Józio, uciekając od Młodziaków, panuje przeraźliwa nuda, rozmowy toczą się o niczym, zachowania wszystkich osób ujęte są w ściśle określoną formę - jaśnie pan Konstanty i panicz Zygmunt biją lokaja ustawicznie, każdy z nich dopiero wówczas czuje się jak prawdziwy pan. Witolda Gombrowicza można uznać za prekursora awangardowego kierunku, ukształtowanego we Francji w latach pięćdziesiątych naszego wieku, nazwanego nouveau tuman (nowa powieść). Jego główni przed­stawiciele zakwestionowali dotychczasowe formy powieściowe. Świat przedstawiony nie jest dany w całości, bohater poznaje go dopiero w trakcie, który postrzega ten świat w krzywym zwierciadle, a więc jest on pełen absurdu, groteskowy i niedorzeczny. Po zakończeniu drugiej wojny światowej w literaturze zapanowała moda na reportaż, pamiętnik, rozwijała się tak zwana literatura faktu. Ogrom hitlerowskich, a także stalinowskich zbrodni wywoływał szok i przerażenie. Zbędne stały się wszelkie autorskie komentarze, a uciekanie się do fikcji literackiej byłoby w tym wypadku niedorzecznością. Pisarze znów powracają do koncepcji, że powieść powinna być "zwierciadłem, przechadzającym się po gościńcach życia". Formę pamiętnika nadaje swym wspomnieniem z sowieckiego obozu Gustaw Herling-Grudziński, tytułując swój utwór "Inny świat". Przedstawia on szczegółowo okolicz­ności swego aresztowania i uciążliwego śledztwa, a każdy z następnych rozdziałów poświęca innej dziedzinie obozowego życia. Pisze o wyczer­pującej pracy przy wyrębie lasu, o głodowych racjach żywnościowych, 0 obozowym życiu dzień po dniu, bez nadziei, radości, wreszcie o prawach obozowego życia. Te niepisane prawa spowodowały, że niezwykle gor­liwy oficer śledczy Gorcew znalazłszy się w obozie razem ze swymi niedawnymi ofiarami "skazany" jest przez swych współwięźniów na śmierć. Został przydzielony do najcięższej pracy, nikt mu nie pomógł. Gdy stracił przytomność w pracy i wieziono go do obozu w saniach, to w obawie, aby nie trafił do szpitala, zgubiono nieprzytomnego Gorcewa w lesie, a poszukiwania rozpoczęto dopiero wówczas, gdy było pewne, że Gorcew zamarzł.Autor opisuje też funkcjonowanie obozowego szpitala, tak zwanej trupiarni, organizację widzeń z najbliższą rodziną oraz dnia wolnego, który zdarzał się w obozie raz na dwa trzy tygodnie, chociaż regulamin obozowy mówił o co dziesiątym dniu. Ze względu na obfitość szczegółów i autentyzm związany z opisywaniem własnych przeżyć utwór Grudzińs­kiego możemy nazwać także zwierciadłem obozowego życia. Popularną odmianą gatunku powieściowego w literaturze współczesnej jest także powieść parabola. W dawniejszych epokach był to gatunek literatury moralistycznej, utwór narracyjny, w którym wydarzenia i przedstawione postacie służą jako przykłady uniwersalnych praw doty­czących celu i sensu życia, postaw człowieka i praw rządzących jego egzystencją. Fabuła takiej powieści jest schematyczna i uboga w realia, gdyż zacierałyby one niepotrzebne metaforyczny sens utworu. Dosłowne zna­czenie utworu nie jest istotne, gdyż właściwa interpretacja przypowieści wymaga przejścia od sensu dosłownego do metaforycznego. W literaturze współczesnej gatunek ten prezentuje "Dżuma" Alberta Camusa oraz "Folwark zwierzęcy" Orwella. Należałoby zatem rozstrzygnąć, czy takie paraboliczne, pełne sym­bolicznych znaczeń powieści można określić, jaki "zwierciadło" świata. Jeśli uświadomimy sobie tę metaforyczną wymowę powieści, zapewne tak. Jeźeli Camusowską dżumę potraktujemy jako wszelkie zło otaczające­go nas świata, wówczas charakteryzując poszczególnych powieściowych bohaterów uświadomimy sobie, jak różne postawy wobec zła tego świata mogą przyjmować ludzie. Ostatecznie wizja człowieka i ludzkości nie jest w powieści Alberta Camusa pesymistyczna, gdyż większość powieś­ciowych bohaterów podejmuje walkę ze złem, chociaż jednocześnie główny bohater doktor Rieux stwierdza, iż "bakcyl dżumy nigdy nie umiera", co jednak wcale nie oznacza, że nie powinniśmy wciąż na nowo podejmować walki ze złem. Jeśli więc potraktujemy "Dżumę" jako wielką parabolę świata, w którym wciąż pojawia się jakaś nowa "dżuma" zagrażająca rodzajowi ludzkiemu, a dzieje bohaterów odczytamy jako nakaz walki ze złem, wtedy także i powieść Camusa możemy porównać do Stendhalowskiego "zwierciadła, przechadzającego się po gościńcach."

Tak więc na przestrzeni minionego wieku powieść, gatunek ukształ­towany w pozytywizmie, podlegała różnorodnym przeobrażeniom. Stoso­wano realistyczne i naturalistyczne metody opisu, wprowadzano w obręb gatunku powieściowego fantastykę i groteskę, modyfikacjom ulegała struktura powieści, jej fabuła i akcja, ulegała zmianie rola narratora, a mimo to głównym celem powieści zawsze pozostawało ukazywanie życia społeczeństwa, rządzących w nim prawidłowości i wzajemnych stosunków, innymi słowy powieść zawsze była "zwierciadłem przecha­dzającym się po gościńcach życia.

" W kręgu miłości i nienawiści - o bohaterach literackich, których rozumiem, podziwiam, oskarżam.

Obiektem zainteresowania literatury od początków jej istnienia był człowiek - bohater literacki wraz ze swymi problemami, życiowymi dylematami i przeżywanymi konfliktami. Czytelnik zaś, śledząc losy literackich bohaterów kształtował swe opinie o nich, klasyfikował na dobrych i złych, próbował analizować ich postępowanie, często stawiał siebie w analogicznej sytuacji, aby rozstrzygnąć problem, zastanawiając się, jak sam by postąpił, jakie zająłby stanowisko. Mało jest w literaturze bohaterów, którzy byliby nam całkowicie obojętni. Bohaterowie pozyty­wni od wieków stanowią dla ludzi wzorce osobowe, są podziwiani, uważani za godnych naśladowania. Bohaterowie negatywni będą przez nas oceniani surowo, oskarżani, chociaż często wśród nich odnajdziemy i takich, których motywy postępowania będziemy starali się zrozumieć. Przegląd bohaterów literackich pod tym kątem możemy rozpocząć od literatury antycznej - jest ich spora i różnorodna galeria. Mitologia grecka dostarcza przykładów wspaniałych, szlachetnych po­staw. Najpiękniejszą postacią greckiej mitologii jest niewątpliwie Prome­teusz, który stworzył człowieka, a potem był jego dobroczyńcą - nauczył go licznych rzemiosł i umiejętności, dając mu moc panowania nad światem. To wspaniałe i szlachetne poświęcenie się wywołało gniew bogów olimpijskich. Prometeusz przykuty do ścian Kaukazu cierpiał okrutne męki, ale na zawsze pozostał w świadomości ludzkości jako symbol bezinteresownego poświęcenia się i buntu przeciwko bogom w imię wolności człowieka. Do idei prometeizmu powracali bardzo często twórcy późniejszych epok. Bohaterowie "Iliady" Homera także stali się bohaterami ludzkości. Najdzielniejszym trojańskim wojownikiem był odważny, mężny syn króla Priama Hektor. Trudno nie podziwiać go, gdy staje do pojedynku z Achil­lesem, chociaż wie, źe z woli bogów musi zginąć, łatwo zrozumieć, że lękając się wielkiego przeciwnika trzykrotnie okrąża mury Troi, zanim stanie do walki. Mimo wielkiego męstwa i wspaniałej urody, boskiego pochodzenia nie budzi naszej sympatii szybkonogi Achilles, tak straszliwie zawzięty w swym gniewie, że nie potrafi przed pojedynkiem przeczuwającemu swą śmierć Hektorowi obiecać, że odda jego ciało zrozpaczonemu ojcu, lecz mówi: "Psie, ty mi moich rodziców ani mych kolan nie tykaj! ...Przenigdy cię matka czcigodna Już nie opłacze na marach - ta, która ciebie zrodziła, Ale psy głodne i sępy do szczętu ciebie rozszarpią." Jakiż okrutny i nieludzki w swym gniewie wydaje się Achilles, kiedy bezcześci ciało zabitego Hektora, włócząc je przywiązane do rydwanu, wokół mogiły swego przyjaciela Patroklosa, którego zabił wcześniej Hektor. Można powiedzieć w istocie, iż zemsta jest rozkoszą bogów. Wiele kontrowersji i sprzecznych uczuć wzbudzają bohaterowie "Anty­gony" Sofoklesa. Niekłamany podziw należny jest przede wszystkim Antygonie, która tak odważnie i dzielnie przeciwstawiła się Kreonowi, broniąc swoich racji, które uznała za słuszne. Nie zawahała się nawet poświęcić swego młodego życia, nie sprzeniewierzyła się samej sobie. Pogrzebała ciało swego brata Polinika, zgodnie z wiarą ojców, zgodnie z nakazami religii. Czytelnik powinien zrozumieć też postępowanie Ismeny, która będąc bojaźliwą starała się początkowo odwieść siostrę od jej postanowienia, ale później pragnęła ponieść wraz z nią karę. W naszej pamięci na zawsze jednak pozostanie wspaniale zarysowany przez Sofoklesa portret Anty­gony, najpiękniejszej z greckich bohaterek, wspaniałej córy Edypa z króle­wskiego, choć tak tragicznego, naznaczonego przekleństwem bogów rodu Labdakidów, która tak odważnie broniła prawa jednostki do wolności osobistej, umiała bronić swych przekonań i ideałów. Podziwiamy Anty­gonę tym bardziej, iż nam, ludziom współczesnym najczęściej brakuje tej niezłomności i wielkiej siły woli, jaką reprezentowała Antygona. Natomiast postępowanie Kreona budzi sprzeciw, chociaż uświadomimy sobie, że motywy, którymi się kierował są obiektywnie słuszne. Nie chciał stracić autorytetu władcy, ani ugiąć się przed młodą kobietą. Nie chciał, aby go posądzono o jakąkolwiek stronniczość, bo przecież Antygona była jego siostrzenicą, a także narzeczoną jego brata. Mimo to Kreon jest bohaterem, którego można oskarżyć o bezwzględność i okrucieństwo, bezmyślną i zbyt doktrynerską bezkompromisowość, która spowodowała śmierć wszystkich najbliższych mu osób. Wiele kontrowersji i sprzecznych sądów rodzi także próba oceny średniowiecznych bohaterów, a w szczególnoci ascetów, których re­prezentował tytułowy bohater legendy o świętym Aleksym. Syn bogatego, rzymskiego patrycjusza wyrzekł się bogactw, przywilejów, szczęścia rodzinnego i wybrał życie żebraka, dobrowolnie znosząc głód, chłód, spiekotę i poniżenie. Wymagało to niezwykłej siły woli i cierpliwości. Godne podziwu są te cechy charakteru, ta wytrwałość w dążeniu do celu, której wielokrotnie brakuje nam, ludziom współczesnym. Natomiast same motywy postępowania św. Aleksego są dla nas niezrozumiałe, tak jak za tysiąc lat nasi potomkowie nie będą mogli zrozumieć nas. Budzi też nasz sprzeciw egoizm, a nawet egotyzm Aleksego, który myślał tylko o wyty­czonym przez siebie celu - własnym zbawieniu, natomiast los najbliż­szych był mu zupełnie obojętny. Opuścił na zawsze swego ojca i matkę, skazał na samotne życie swą młodą żonę. Równie kontrowersyjną postacią jest Roland, średniowieczny rycerz francuski, dowódca tylnej straży wojsk Karola Wielkiego. Zaatakowany znienacka przez Saracenów zrazu nie decyduje się na wezwanie pomocy, gdyż byłoby to niezgodne z kodeksem etycznym walecznego rycerza. Kiedy patrzy na śmierć swych żołnierzy trąbi w róg, ale niestety jest już za późno. Roland posiada wiele cech charakteru, które budzą podziw współczes­nego czytelnika. Przede wszystkim przyświecają mu piękne i do dziś aktualne ideały: Bóg, Honor, Ojczyzna, do dziś umieszczane na wielu sztandarach. Roland nie cofa się nawet w obliczu śmierci, zawsze gotowy oddać życie za swego władcę, ojczyznę i wiarę. Wiele wątpliwości budzi natomiast średniowieczne poczucie honoru, które nie pozwoliło Rolandowi wezwać pomocy i spowodowało śmierć wielu ludzi. Inna jednak była mentalność średniowiecznych rycerzy, toteż Roland pozostanie w naszej kulturze wzorem niedoścignionym wszelkich cnów rycerskich - odwagi, męstwa, waleczności i honoru. Także literatura romantyczna kreuje wielu takich bohaterów, którzy stanowią wspaniałe wzorce osobowe do naśladowania. Polska literatura romantyczna rozwijała się w warunkach niewoli narodowej, toteż wy­kreowany w tej epoce bohater to wspaniały patriota, nieustraszony bojownik o wolność swego zniewolonego narodu. Romantycy przy tym utożsamiali swe jednostkowe losy z losami całego narodu, zgodnie ze słowami Mickiewiczowskiego Konrada, który w "Dziadach", w scenie Wielkiej Improwizacji wyznawał: "Ja i ojczyzna to jedno (...) Nazywam się Milijon, Bo za miliony kocham i cierpię katusze." Czy mogą się pojawić jakiekolwiek wątpliwości przy ocenie Konrada Wallenroda? Można powtarzać tak często stawiane pytanie, czy "Konrad Wallenrod" jest poematem o zdradzie? Dla współczesnego czytelnika Wallenrod jest wspaniałym wzorem patrioty, który dla ojczyzny poświęca szczęście rodzinne i osobiste, a także własny spokój sumienia, z koniecz­ności wybierając drogę podstępu i zdrady,. w obliczu przeważających sił wroga, z pełną świadomością, że być może przyjdzie mu poświęcić także i własne życie. Do takiego bezgranicznego poświęcenia mógł być zdolny jedynie człowiek wielkiego serca, ducha i umysłu, bohater dla którego wartością nadrzędną jest ojczyzna: "Słodszy wyraz nad wszystko, wyraz miłości, któremu Nie masz równego na ziemi oprócz wyrazu - ojczyzna. " Walka o wolność była dla romantyków sprawą najważniejszą. Dla powstańców, organizatorów ataku na Belweder Wallenrod stał się wzorem osobowym, bohaterem godnym naśladowania, o czym świadczą słowa Aleksandra Chodźki, dotyczące oddziaływania utworu Mickiewicza na kształtowanie się postaw patriotycznych Polaków: "Słowo stało się ciałem, a Wallenrod Belwederem." Współczesny czytelnik nie ma żadnych wątpliwości, oceniając Kon­rada, którego czyn uznajemy za wielki i słuszny. Najwłaściwsze dla oceny postawy tego bohatera są słowa wybitnego historyka polskiej literatury Juliusza Kleinera, który pisał: "Mickiewicz dał największą kreację czło­wieka szlachetnego, pchniętego naciskiem losu na tory zbrodni. Dał jedną z najtragiczniejszych postaci wszystkich wieków. Dał hymn płomienny na cześć ofiarnej miłości ojczyzny. Nie ma w literaturze polskiej drugiego utworu, gdzie by powinność narodowa została ujawniona z taką potęgą, z taką bezwzględną konsekwencją i z taką krańcowością." Niedoścignionym i podziwianym wzorem patriotyzmu pozostanie też w świadomości Polaków Jacek Soplica, bohater "Pana Tadeusza", cho­ciaż ocena jego postępowania wcale nie musi być całkowicie jednoznacz­na. Autor przecież mówi o jego hulaszczym trybie życia w młodości, o jego skłonności do awantur i pojedynków. Przy tym jednak Jacek był ulubieńcem okolicznej szlachty, a więc taki właśnie styl życia był wówczas często spotykany. Przeciwko Jackowi przemawia też jego zachowanie po przeżytym zawodzie miłosnym. Człowiek, który miłość uważał za najważniejszą wartość w życiu, zdecydował się na małżeństwo przypadkowe z pierwszą napotkaną na drodze dziewczyną ubogą, po to, aby ostatecznie zmarnować jej życie i uczynić półsierotą swego syna. Dziwi nas i oburza taka decyzja bohatera. Najwięcej kontrowersji budzi jednak zabójstwo Stolnika. Każde mor­derstwo jest przecież czynem niemoralnym, godnym potępienia. W jaki sposób moźemy bronić Jacka, jak go zrozumieć? Zabójstwo, którego dokonał było popełnione w afekcie. Jacek w swej przedśmiertnej spowie­dzi wyznał, jak perfidnie zachował się wobec niego Stolnik. Długo udawał przyjaciela, gdyż za pośrednictwem Jacka mógł dowolnie dysponować głosami okolicznej szlachty na sejmikach. Obserwował rodzącą się mię­dzy jego córką Ewa i Jackiem miłość, ale nadal zapraszał Jacka, a gdy biedny szlachcic próbował się oświadczyć, zręcznie zmieniał temat roz­mowy, a w końcu; doskonale orientując się w uczuciach Jacka, pytał go, jako serdecznego przyjaciela o radę w sprawie zamążpójścia Ewy: "...Stolnik rzekł! Panie Soplica, Właśnie przyjechał do mnie swat Kasztelanica, Ty jesteś moj przyjaciel, cóż ty mówisz na to? Wiesz Wasze, że mam córkę piękną i bogatą, A kasztelan witebski! Wszakże to w senacie Niskie drążkowe krzesło, cóż mi radzisz bracie? Nie pamiętem już zgoła, co mu na to rzekłem, Podobno nic - na konia wsiadłem i uciekłem!" Takie postępowanie Stolnika było wyjątkowo niegodziwe, obrażało też poczucie dumy, cieszącego się popularnością Jacka. Zabójstwo nie zostało dokonane z premedytacją, a Jacek nie miał nawet przy sobie broni, kiedy znalazł się w pobliżu zamku Horeszki. Widząc triumfującego nad Mos­kalami Horeszkę, kierowany nagłym impulsem chwycił broń stojącego obok Moskala i wystrzelił. Natychmiast' swego czynu pocałował - stał przecież bez ruchu i czekał, aby Gerwazy go zastrzelił. Zresztą sam Stolnik umierając, zdawał sobie sprawę z ogromu wyrządzonych Jackowi krzywd, gdyż umierając, uczynił w jego stronę znak krzyża. Po dokonaniu zabójstwa Jacek stał się zupełnie innym człowiekiem. Uznany za zdrajcę, opuścił ojczyznę i syna Tadeusza, wstąpił do zakonu, zniknęła bezpowrotnie jego duma i buta, przyjął przecież nazwisko Robaka: "Ja, niegdyś dumny z rodu, ja, com był junakiem, Spuściłem głowę, kwestarz, zwałem się Robakiem, Że jako Robak w prochu..." Jacek postanowił ofiarną służbą dla ojczyzny odkupić winy i błędy młodości. Wstąpił do Legionów, wszędzie walcząc ofiarnie i bohatersko, był wielokrotnie ranny i więziony, wreszcie przybył w ojczyste strony, aby zorganizować powstanie. Zdaniem autora służba ojczyźnie, gotowość poświęcenia dla niej życia jest spełnieniem najzaszczytniejszego obowiązku. Dlatego zarówno boha­terowie utworu, jak i my czytelnicy przebaczamy Jackowi błędy jego młodości, uznajemy go za bohatera, wzór patrioty, który swym po­stępowaniem ~ uczy nas, jak kochać ojczyznę, co w życiu człowieka powinno być wartością nadrzędną. W świecie bohaterów literackich epoki romantyzmu spotykamy wiele bardzo różnorodnych postaci, nie tylko wspaniałych wzorów godnych naśladowania, ale także takich, pod których adresem kierujemy słowa ostrego oskarżenia. Pozytywiści patrzyli na świat w sposób bardzo realistyczny, toteż wiedzieli, że nie może on się składać z samych jednostek pozytywnych, że są w nim także ludzie źli, egoiści, kosmopolici, utracjusze, zdrajcy. Najsympatyczniejszą postacią literatury pozytywistycznej jest zapewne Ignacy Rzecki, jeden z bohaterów "Lalki". Znamy jego życie od wczes­nego dzieciństwa, dzięki pamiętnikom. Związał je ze sklepem Mincla, nie wyobrażał sobie życia bez swej ukochanej Warszawy i pracy, która była jedynym sensem jego życia. Rzecki był we wzruszający sposób staroświe­cki i staromodny, jednak bardzo życzliwy i ufny, a nawet trochę naiwny w stosunku do ludzi. Jego codzienne życie opromieniała niezachwiana wiara, że kiedyś Polska odzyska niepodległość, być może przy pomocy jakiegoś nowego "Napoleona". Jeśli uświadomimy sobie, że praca w skle­pie była sensem jego życia, nie trudno nam będzie zrozumieć załamanie psychiczne starego subiekta, związane ze sprzedażą sklepu Szlangbaumo­wi. Rzecki był zabezpieczony przez Wokulskiego finansowo do końca życia, lecz nie o względy materialne chodziło Ignacemu, po prostu życie utraciło nagle dla niego sens. Godną podziwu jest także Justyna Orzelska, bohaterka powieści Elizy Orzeszkowej "Nad Niemnem". Nie popełniła ona błędu swej ciotki Marty, która obdarzyła w młodości odwzajemnionym uczuciem chłopa z zaścianka Anzelma Bohatyrowicza, jednak lękając się reakcji swego szlacheckiego środowiska, nie zdecydowała się go poślubić. Justyna była o wiele odważniejsza, postanowiła być posłuszna nakazom serca, śmiało przeciwstawiła się swemu otoczeniu, odrzuciła propozycję małżeńską bogatego, choć do gruntu zepsutego ziemianina Teofia Różyca i zdecydo­wała się wyjść za mąż za Janka Bohatyrowicza. Udowodniła, że wie, czego oczekuje od życia i konsekwentnie broniła swych przekonań. Podziwiać także należy postawę Benedykta Korczyńskiego, który tak dzielnie walczył z wszelkimi przeciwnościami, związanymi z prowadze­niem gospodarstwa. Nie pomagały mu w tej walce nawet najbliższe osoby. Kapryśna, wciąż niezadowolona z życia pani Emilia chroniła się przed wszystkimi problemami w świat francuskich romansów, a potem wymaga­ła od męża równie romansowego zachowania. Troska o dom, a nawet o własne dzieci, które z pewnością kochała po swojemu była jej zupełnie obca. Na dodatek domagała się procentów od wniesionego przez siebie majątku na perfumy, biżuterie, stroje. Biedny Benedykt był jednak osaczony ze wszystkich stron. Szwagier Darzecki natarczywie domagał się posagu swej żony Jadwigi, a brat Dominik, który pozostał w Rosji po zakończeniu zesłania, radził mu, aby przeniósł się do Rosji, gdzie można się nieźle urządzić. Benedykt wiedział jednak swoje, nie mógł sprzedać lasu, jak radził mu szwagier, gdyż w korczyńskim lesie znajdowała się zbiorowa mogiła powstańców, miejsce dla Benedykta święte, nie tylko dlatego, że w tej mogile spoczywał jego brat Andrzej. Nie mógł też sprzedać zaborcom ziemi swych ojców, chciał, aby nadal pozostała ona w polskich rękach. Jeśli dodać do tego - przejściowe na szczęście - kłopoty z dorastającym synem Witoldem należy podziwiać Benedykta, że się nie załamał, nie zrezygnował, pozostał wierny samemu sobie. Jakże negatywnym przeciwieństwem Benedykta jest jego bratanek, syn poległego w powstaniu Andrzeja Zygmunt, człowiek, który nie umiał uszanować żadnej świętości. Bohaterski czyn ojca nazwał patriotyczną mrzonką, bez większych oporów pod presją matki porzucił Justynę Orzelską, a będąc już żonatym, zaproponował jej niedwuznaczny romans, trwonił bezmyślnie majątek swych ojców, sprawy ojczyzny były mu zupełnie obojętne. Ile też bólu zadał własnej matce, która marzyła o tym, aby syn - jako malarz - upamiętnił bohaterski czyn własnego ojca. Pani Andrzejowa wychowała jedynaka na egoistę, człowieka bezmyślnego, pozbawionego nie tylko idei, lecz jakiegokolwiek celu i sensu życia. Wspaniałe kreacje bohaterów, których postępowanie zmusza do reflek­sji, do formułowania sądów i opinii odnajdujemy w prozie Stefana Żeromskiego. Pisarz ten wielokrotnie uświadamia nam, że człowiek nie jest istotą doskonałą, to nie leży w jego naturze. Oczywiście zarówno w literaturze jak i w życiu zdarzają się chlubne wyjątki. Wiele zaleźy od otoczenia, od środowiska, w którym człowiek żyje. Działanie w pojedynkę jest zawsze trudniejsze i tylko duża odporność psychiczna może człowieka uchronić przed porażką. Takie właśnie zmagania z losem ukazane zostały w noweli Stefana Żeromskiego "Siłaczka". Bohaterowie, to dwoje młodych idealistów, którzy pragnęli zmienić świat. Stanisława Bozowska była wiejską nau­czycielką, zaś Paweł Obarecki pracował w miasteczku Obrzydłówku jako lekarz. Poznali się w czasie studiów w Warszawie, kiedy to wśród studentów i młodej inteligencji rozpowszechnione były hasła pomocy dla prostego ludu. Czas nauki minął jednak szybko i młodzi ludzie stanęli twarzą w twarz ze wszelkimi przeciwnościami losu. Po okresie czysto teoretycznych rozważań przyszedł czas na realizację idei. Okazało się szybko, że wcale nie jest to taka prosta sprawa. Dochowanie wierności młodzieńczym ideałom okazało się zbyt trudne dla Obareckiego. Z tej życiowej próby zwycięsko wyszła panna Stanisława. Otoczona prawdziwą miłością prostego, wiejskiego ludu uczyła wiejskie dzieci, a w wolnych chwilach pisała dzieło swego życia "Fizykę dla ludu", zapominając o sobie. Nie złamały jej żadne przeciwności losu, poddała się dopiero chorobie, umierając na tyfus. Pozostała po niej wdzięczność i wiele wspomnień mieszkańców wsi, a przede wszystkim podziw i szacunek wielu pokoleń czytelników. Paweł Obarecki także rozpoczął pracę ze szlachetnym zamiarem reali­zowania swych ideałów. Chciał nieść bezinteresowną pomoc ludziom chorym. Rozpoczął walkę z miejscowym znachorem i aptekarzem, który realizował jego niefachowe recepty. Uległ jednak presji małomiastecz­kowego środowiska. Dlaczego Paweł Obarecki przegrał? Zabrakło mu siły charakteru, jaką posiadała Stasia, niezłomności i uporu w pokonywaniu

przeszkód. Za rezygnację z własnych ideałów zapłacił pogardą do samego siebie. Jego klęska była tym bardziej bolesna, że w pewnym momencie zdał sobie z niej sprawę, kiedy pochylał się nad łóżkiem umierającej Stasi. Przeciwstawienie się własnym ideałom, to swego rodzaju moralna śmierć, to utrata poczucia własnej wartości. Kiedy człowiek traci wiarę w siebie, dochodzą do głosu najwięksi wrogowie ludzkiej psychiki - rezygnacja i niechęć. Natomiast dochowanie wierności własnym ideałom nadaje sens życiu człowieka, jest źródłem jego moralnej siły. Dlatego właśnie Stasia, pozornie słaba kobieta zasłużyła sobie na zaszczytne miano siłaczki. Podziwianym przez czytelników, chociaż w pewnej mierze kontrower­syjnym bohaterem jest doktor Tomasz Judym, bohater "Ludzi bezdom­nych". Poświęcając się bez reszty walce o polepszenie warunków życia i pracy proletariatu świadomie rezygnuje ze szczęścia rodzinnego i osobis­tego. Musi dokonać niełatwego wyboru, gdyż kocha Joasię Podborską, a od wczesnego dzieciństwa pozbawiony rodzinnego domu, marzy o do­mowym ognisku, podobnie jak i Joasia. Poczucie obowiązku, przekonanie o konieczności spłacenia "przeklętego długu" wobec klasy, z której się wywodził okazuje się silniejsze. Podziwiamy więc Judyma za jego niezwykłą siłę charakteru, szlachetność, głębokie współczucie dla wszel­kiej ludzkiej nędzy, jednocześnie trudno nam jest pogodzić się z jego decyzją ostatecznego zerwania z Joasią. Typowo pozytywistyczne społe­czne zaangażowanie Judyma idzie w parze z jego typowo romantyczną naturą. Bunt wobec zastanej rzeczywistości, negacja świata, konieczność dokonania wyboru, który będzie tragiczny, wewnętrzne rozterki, walka z samym sobą to cechy romantyczne. Nie zawsze literatura kreuje bohaterów pozytywnych, dostarczając tym samym wzorców osobowych. Głównym, a jednak zdecydowanie negatyw­nym bohaterem jest Zenon Ziembiewicz z powieści "Granica". Należało­by go oskarżyć o to, że był człowiekiem nieodpowiedzialnym nawet za własne czyny, wciąż przekraczającym granice odpowiedzialności moral­nej. Tę granicę się przekracza - zdaniem autorki - gdy swym po­stępowaniem krzywdzi się innego człowieka. Przekracza się ją w pewnym niedostrzegalnym momencie, toteż Zenon wcale nie czuł się winny, bo przecież niczego nie obiecywał Justynie, wyszukiwał dla niej wciąż nowe miejsca pracy, po próbie samobójstwa zapewnił jej opiekę lekarską, zaś Elżbiecie wyznał, że mimo obietnic romansu nie zakończył. Zapraszał Justynę do hotelowego pokoju, gdyż była samotna i nieszczęśliwa, a on jedynie chciał ją pocieszyć. Istnienie tej granicy uświadomiła Zenonowi jego żona Elżbieta, kiedy już oboje nie umieli zapanować nad piętrzącymi się problemami, mówiąc: "Chodzi o to, że musi coś przecież istnieć. Jakaś granica, za którą przestaje się być sobą, za którą nie wolno przejść". Zupełnie analogicznie, nieodpowiedzialnie i nieetycznie postępował Zenon w życiu zawodowym, robiąc błyskotliwą karierę zawodową. Za­czynał jako lewicujący młody człowiek, ale szybko "sprzedał" się sferom rządzącym, aby ukończyć studia w Paryżu wzamian za pisanie do "Niwy" artykułów o odpowiedniej wymowie ideologicznej. Po powrocie z Paryża został redaktorem naczelnym tego czasopisma, zastępując na tym stanowi­sku Czechlińskiego, który został starostą i niebawem zapominając o swych niedawnych lewicowych poglądach. Jednocześnie uczestniczył w życiu towarzyskim miasteczka, przyjmował znakomitych gości w swej redakcji, sam także bywał częstym gościem salonów. Kiedy został prezydentem miasta był u szczytu popularności. Poczynił nawet robotnikom pewne obietnice, rozpoczął budowę tanich domów dla robotników, planował ośrodek wypoczynkowy z boiskiem i kortem tenisowym, ale żadnego z tych szlachetnych zamiarów nie zrealizował. W czasie robotniczej manifestacji nie wydał zdecydowanego zakazu strzelania do robotników, toteż został obarczony odpowiedzialnością za śmierć kilku z nich. Dopiero w obliczu końcowej katastrofy Zenon zrozumiał, że ludzie oceniają go zupełnie inaczej niż on sam, bowiem "jest się takim, jak myślą ludzie, nie jak myślimy o sobie my". Oskarżenie skierowane pod adresem Zenona powinno być jeszcze ostrzejsze, gdyż długo nie poczuwał się on do winy, umiał zręcznie usprawiedliwiać każdy swój uczynek, co jednak w żadnym wypadku nie zwalnia go od odpowiedzialności za własne czyny. Wśród podziwianych przez czytelników bohaterów na pewno znajdzie się też Bogumił Niechcic, jeden z najwspanialszych bohaterów literackich, wyrażający swym postępowaniem optymistyczną afirmację życia, czyli umiejętność cieszenia się nim w każdym momencie, życzliwość i ufność w stosunku do innych ludzi. Czyż można nie podziwiać bohatera, o którym autorka mówi: "Patrząc na jego twarz spoglądało się niby w czysty, prze­stronny dziedziniec, wiodący do bezpiecznego domu". Życie nie szczędziło mu ani pokus, ani trudnych doświadczeń, ani chwil zniechęcenia. Nigdy jednak się nie załamywał, doświadczając złego losu opanowywał sytuację i pokonywał trudności. Inne jego zalety godne podziwu. objawiające się w bezpośrednim działaniu to energia, wytrwałość powaga i niezwykła szlachetność w stosunkach z ludźmi. Podziw, jaki okazywali mu inni, zaufanie, jakim go darzyli świadczą najlepiej o zaletach jego charakteru. Żonę Barbarę wiernie i wytrwale kochał, chociaż zdawał sobie sprawę, że jest to miłość nieodwzajemniona. Jak zwykle w życiu próbował i w tym wypadku pocieszyć się, spojrzeć optymistycznie na ich związek, mówiąc: "Czyż można przestać kochać niebo i ziemię, za to, że deszcz i niepogoda". Kochał też bardzo swoje dzieci, chociaż wymagał od nich szacunku, posłuszeństwa i uznania, solidności i pracowitości. Pragnął przecież wychować ich na prawdziwych obywateli, patriotów, ludzi, którzy będą się cieszyć szacunkiem i zaufaniem innych. Wiele różnorodnych opinii i kontrowersji budzą kreacje bohaterów z powieści Jerzego Andrzejewskiego "Popiół i diament". Nie można przecież przejść obojętnie ani obok Maćka Chełmickiego, ani Antoniego Kosseckiego. Maciek Chełmicki, uczestnik powstania warszawskiego, po jego klęsce znalazł się w partyzanckim oddziale AK, dowodzonym przez majora Wagę, który nie złożył broni po zakończeniu wojny. Maciek otrzymuje rozkaz zastrzelenia działacza partyjnego szczebla wojewódzkiego Stefana Szczuki. Początkowo przyzwyczajony do żołnierskiej dyscypliny nie zastanawia się nad moralną oceną swego czynu, do refleksji skłania go dopiero znajomość z Krysią Rozbicką, barmanką w hotelu "Monopol", która wbrew oczekiwaniom obojga szybko przerodziła się w miłość, bo przecież młodzi ludzie brutalnie pozbawieni przez wojnę najbliższych: rodziców, przyjaciół, spragnieni byli miłości. Wtedy Maciek postanawia, że zabójstwo Szczuki będzie jego ostatnią akcją. Po dokonaniu zabójstwa Maciek zostaje zastrzelony przez przypadkowo napotkany patrol żoł­nierzy. Autor celowo uczynił śmierć Maćka dziełem przypadku, gdyż stawała się ona wówczas symbolem nieuniknionego losu. Podziwiamy Maćka, jako bohatera walczącego o wolność ojczyzny, rozumiemy jego rozterki duchowe i niepokoje moralne, a także tragizm ówczesnego młodego pokolenia AK-owców, uwikłanego tak tragicznie w spory ideowe. Mimo specyficznych warunków obozowych w jakich znalazł się sędzia Kossecki należy pod jego adresem skierować słowa ostrego oskarżenia. Przed wojną Antoni Kossecki był szanowanym sędzią sądu powiatowego. W czasie wojny został aresztowany i wywieziony do obozu Gross-Rossen. Człowiek o niezachwianym - jakby się zdawało - autorytecie moralnym w obozie załamuje się i myśli jedynie o ratowaniu własnego życia. Zostaje obozowym sztubowym, potrafi nawet znęcać się nad współwięźniami. Dzięki temu udaje się mu przeżyć, początkowo po powrocie izoluje się od społeczeństwa, a nawet najbliższej rodziny. Po pewnym czasie Kossecki podejmuje próbę powrotu do normalnego życia, gdyż wydaje mu się, że nikt nie wie o jego obozowej przeszłości. Tymczasem Stefan Szczuka zdążył przed śmiercią powiedzieć Podgórskiemu o dokonaniach Kossec­kiego vel Rybickiego w obozie. Były sędzia prosi swego przedwojennego asystenta Podgórskiego, aby nie oddawał go w ręce sprawiedliwości, prezentując przy tym własne, niedorzeczne racje. Uważa, że inna obowią­zuje moralność w czasach wojny, a inna w czasie pokoju. Ten sam człowiek w różnych okolicznościach może różnie się zachować. W sprzy­jających warunkach, w czasie pokoju może być szlachetny i uczciwy, a w momencie zagrożenia własnego życia może stać się zbrodniarzem. Jest to zatrważająca opinia, tym bardziej, że wygłaszana przez sędziego, który z racji zawodu powinien stać na straży ludzkiej moralności. W dodatku Antoni Kossecki wyraża gotowość służenia swą pracą i do­świadczeniem ojczyźnie, o zgrozo! Chce znów osądzać innych, a to przede wszystkim on powinien zostać osądzony. Za okrutnego, młodocianego zbrodniarza należy też uznać Jurka Szret­tera, który strzałem w plecy zabija swego kolegę, towarzysza dziecięcych zabaw, Janusza Kotowicza. Nie odczuwa żadnych skrupułów moralnych, po dokonaniu zabójstwa stwierdza, że Janusz nie był mu potrzebny, wartość istotną stanowiły jego pieniądze. Chociaż zdajemy sobie sprawę z tego, że Jurek Szretter stał się ofiarą wojennego rozprzężenia moralnego i faszystowskiej ideologii, wyrażającej się ambicjami przywódczymi i pogardą dla ludzkiego życia, mimo to nie jesteśmy w stanie zrozumieć tego wyjątkowo okrutnego czynu młodego Jurka. Oceniając natomiast bohaterów "Dżumy" Alberta Camusa należy za punkt wyjścia do tych rozważań przyjąć słowa głównego bohatera doktora Rieux, że "w ludziach więcej rzeczy zasługuje na podziw niż na pogardę". W istocie większość powieściowych bohaterów podejmuje bezwzględną i ofiarną walkę z dżumą, a pod tym określeniem może kryć się wszelkie zło tego świata. Bohaterowie głęboko moralistycznej powieści Camusa zdali swój życiowy egzamin, nie pogodzili się ze złem, a chociaż nie byli pewni zwycięstwa, stanęli do walki. Jedynie doktor Bernard Rieux wie, że zwycięstwa w walce z dżumą zawsze będą połowiczne, gdyż: "bakcyl dżumy nigdy nie umiera i nie znika, że może przez dziesiątki lat pozostać uśpiony (...) i że nadejdzie być może dzień, kiedy na nieszczęście ludzi i dla ich nauki dżuma obudzi swe szczury i pośle ja, by uśmiercały w szczęśliwym mieście". Wśród tych ludzi godnych podziwu na czoło wysuwa się doktor Bernard Rieux, który podejmuje bezwzględną walkę z dżumą. Nigdy nie jest mu obojętny los drugiego człowieka. Śmierć każdego chorego jest dla niego prawdziwym ciosem, jednak śmierć małego synka sędziego Othona wywołuje w nim prawdziwy bunt przeciwko złu. Oświadcza wówczas księdzu Paneluux, że do śmierci nie będzie kochał tego świata, gdzie dzieci są torturowane. Bernard przeżyje dżumę straciwszy najbliższych, zachowując do końca godną podziwu, bohaterską postawę, połączoną z bolesną świadomością, że zwycięstwa w walce z dżumą zawsze będą tymczasowe. Dzielnie towarzyszy doktorowi w jego zmaganiach z dżumą Jean Tarrou, który od wczesnej młodości nienawidzi wszystkich zadżumio­nych, chociaż posiada tę bolesną świadomość, że dżuma (zło) jest wszędzie. Zwierzając się doktorowi wyznaje: "Wiem, że wszyscy żyjemy w dżumie, i straciłem spokój. Szukam go dziś jeszcze, usiłując zrozumieć wszystkich i nie być śmiertelnym wrogiem nikogo. Pewne jest jedynie, że należy zrobić wszystko, żeby nie być zadżumionym..." Tymczasem pierwszym "zadżumionym", którego spotkał u progu swej młodości Tarrou, był jego własny ojciec - prokurator okręgowy. Syn zobaczył swego czułego, wspaniałego ojca, jak domaga się dla przestępcy kary śmierci, tymczasem w oczach skazańca czaił się strach. Młody Jean opuścił rodzinny dom i odtąd zawsze i wszędzie podejmował walkę ze złem, wierząc, że dobro tkwi w ludzkiej naturze, nie można więc się od ludzi odwracać, lecz należy im pomóc. Tarrou zmarł, kiedy dżuma ustępowała już z udręczonego miasta, ale swym postępowaniem zapisał się do grona tych bohaterów godnych podziwu, którzy własną śmiercią opłacali wierność wyznawanym ideałom.

Najpierw zrozumieć, a późnej podziwiać należy także Raymonda Ramberta dziennikarza z Paryża, któremu zamknięcie zadżumionego miasta Oranu uniemożliwiło powrót do ukochanej. Początkowo buntował się przeciwko takiemu zniewoleniu i wszelkimi nielegalnymi drogami starał się opuścić miasto. Kiedy jednak nadarzyła się w końcu taka okazja Rambert zupełnie nieoczekiwanie rezygnuje z możliwości wyjazdu. Po­stanawia zostać, aby pomóc zadżumionemu miastu. I wie, że nie może stchórzyć, nie może uciekać przed odpowiedzialnością za własne czyny, gdyż "byłoby mu wstyd, gdyby wyjechał. Przeszkodziłoby mu to kochać kobietę, którą zostawił" . Zrozumiał też, że zło tego świata nigdy nie jest indywidualną sprawą jednego człowieka, czy grupy ludzi, lecz sprawą nas wszystkich i dlatego postanowił zostać, w sposób następujący uzasadniając swą nagłą zmianę decyzji: "Zawsze myślałem, że jestem obcy w tym mieście i że nie mam tu z wami nic wspólnego. Ale teraz, kiedy zobaczyłem to, co zobaczyłem, wiem, że jestem stąd, czy chcę tego, czy nie chcę. Ta sprawa dotyczy nas wszystkich". Właśnie ta wewnętrzna walka z samym sobą, to dochodzenie do właściwej ideologii zasługuje na podziw. Trudno jest wymienić na przestrzeni epok wszystkich bohaterów litera­ckich podziwianych, rozumianych lub oskarżanych przez czytelnika. Ponieważ jednak "w ludziach więcej rzeczy zasługuje na podziw niż na pogardę" w literaturze też częściej spotykamy bohaterów szlachetnych, odważnych, stanowiących wspaniałe wzorce osobowe, którzy stają się "własnością" całej ludzkości.

"Wielkie dzieła literatury światowej nie są na ogół optymistyczne (...) Ale nie odbierają nadziei." Julian Przyboś Skomentuj to twierdzenie, odwołując się do wybranych utworów.

Literatura od początków swego istnienia starała się ukazywać skom­plikowane problemy człowieka, jego zagrożenia i tragedie. Czy była optymistyczna? Na pewno nie, gdy ukazywała bezsilność człowieka wobec praw rządzących światem. Jednak prawie każde arcydzieło literatu­ry światowej pozostawia promyk nadziei, pozwala uwierzyć człowiekowi, że jednak dobro zawsze popłaca i zawsze zwycięża. Pod tym kątem można rozpatrywać każdy wybitny utwór, będzie optymistyczny, jeżeli dobro zwycięży w nim nad złem. Optymistyczne wnioski można wysnuć nawet z ponurej opowieści biblijnej o Kainie i Ablu, która ilustruje odwieczną walkę dobra ze złem. Kain jest upostaciowaniem zła - zawistny, zazdrosny i chciwy, zabija swego brata Abla, którego ofiarę Bóg przyjął łaskawie, podczas gdy na ofiarę Kaina nawet nie wejrzał. Nie może jednak uciec przed gniewem Boga, a w ślad za nim płyną słowa boskiego przekleństwa: "Tułaczem będziesz i zbiegiem na ziemi, a żadna ziemia nie będzie urodzajna dla ciebie". Tak więc zło zostało ukarane, co skłania do optymistycznych wniosków, gdyż jakie życie czeka Kaina, wiecznego tułacza i zbiega, który nie znajdzie na tej ziemi zakątka, w którym poczułby się bezpiecznie, ani nigdy nie doczeka się owoców swej pracy. Aby patrzeć optymistycznie na świat należy uwierzyć, że dobro zostanie nagrodzone. Takim wynagrodzonym wyznawcą Boga był Noe, człowiek uczciwy i sprawiedliwy, bogobojny, gotowy nieść pomoc po­trzebującym. Toteż podczas potopu, kiedy Bóg postanowił zgładzić wszystkich za ich występki i nieprawości, jeden Noe miał się uratować, gdyż na polecenie Boga wybudował arkę, w której przetrwał wraz z rodziną czas potopu. Sięgnijmy do literatury starożytnej i spróbujmy rozpatrzeć ten problem na przykładzie jednego z najwybitniejszych starożytnych dramatów, jakim jest "Antygona" Sofoklesa. Bohaterka utworu uwikłana jest w konflikt z prawem państwowym i władcą, który skazuje, łamiącą jego zakaz grzebania zwłok Antygonę na karę śmierci. Czy jednak zło, które reprezentuje w utworze bezwzględny Kreon zatriumfowało? Został on przecież okrutnie ukarany śmiercią najbliźszych, syna Hajmona, narzeczo­nego Antygony, żony Eurydyki. Antygona mówi do swego prześladowcy: "Współkochać przyszłam nie współnienawidzieć". Jaka więc optymis­tyczna nauka kryje się wśród kart tego dzieła, Antygona umiera, ale my wiemy, że miłość a nie nienawiść to najlepszy ludzki doradca. Dlatego czcimy Antygonę, tę bohaterską grecką dziewczynę z królewskiego, choć tak tragicznego rodu Labdakidów, wspaniałą córę Edypa, która nie zawahała się poświęcić swego młodego życia w obronie tych wartości, które uważała za słuszne. Autor "Antygony" Sofokles nie odebrał nam nadziei, gdyż stanął po stronie Antygony, a nie Kreona. Dla odmiany sięgnijmy do literatury polskiej. "Treny" Jana Kochanow­skiego są tragicznym wyrazem rozpaczy kochającego ojca, opłakującego śmierć ulubionej córeczki. Nie może to być więc utwór optymistyczny. Śmierć dziecka rodzi postawę buntu, poeta opisuje załamanie się dotych­czasowego, optymistycznego poglądu na świat w trenie X: "Fraszka cnota! - powiedział Brutus porażony. Fraszka, kto się przypatrzy, fraszka z kaźdej strony! Kogo kiedy pobożność jego ratowała? Kogo dobroć przypadku złego uchowała? Nieznajomy wróg jakiś miesza ludzkie rzeczy Nie mając ani dobrych, ani złych na pieczy". Okazuję się niestety, iż ludzi dobrych, poboźnych, cnotliwych takźe nie omijają nieszczęścia i cierpienia. Czyż więc warto być dobrym, cnot­liwym, pobożnym? Pojawia się zwątpienie. Jan Kochanowski jednak nie odbiera nam nadziei. Oto w trenie XIX, szukając dla siebie pocieszenia powraca do humanistycznego pogodzenia się z życiem, parafrazując maksymę Cycerona "kumana kumane ferenda", czyli "ludzkie przygody, ludzkie (po ludzku) noś". W myśl tej maksymy należy z godnością przeżywać wszystko, co człowiekowi może się w życiu przydarzyć. Są także w literaturze, szczególnie renesansowej utwory, w których znajdują się konkretne wskazania, jak osiągnąć optymistyczną radość życia. Zapewne zaliczyć do tej grupy należy pieśń Jana Kochanowskiego "Serce roście". Zdaniem renesansowego poety prawdziwą radość życia osiągnie jedynie ten, kto będzie postępował zgodnie z nakazami własnego sumienia. Nie trzeba go rozweselać śpiewem, grą na lutni czy "przylewaniem wina", gdyż człowiek wolny od wyrzutów sumienia zawsze będzie wesoły. Powróćmy jednak do wielkiej klasyki światowej. Jednym z najwspanial­szych dzieł wybitnego dramaturga angielskiego Szekspira jest "Makbet", dramat ludzkich namiętności i nieposkromionej żądzy władzy. Lady Makbet żona tytułowego bohatera popycha go do zbrodni, skłania do działania wbrew wszelkim skrupułom moralnym i sumieniu. Morderstwo, dzięki któremu stanie się królową Szkocji, wydaje się jej sprawą prostą, działa więc w sposób bezwzględny i wyrachowany. Makbet, chociaż da się nakłonić do zabójstwa króla Dunkam, nigdy swej zbrodni do końca nie zaakceptuje. Morderstwo przerasta jego siły, wytrąca z równowagi. Kiedy jednak wkroczy się na drogę zbrodni, jakże trudno z niej zboczyć. Toteż Makbet skuteczniej od swej źony zagłuszył sumienie, stał się bezwzględ­nym tyranem, utracił człowieczeństwo, sięgnął dna upadku. Obserwując poczynania zbrodniczej pary my także możemy utracić wiarę w człowieka. A jednak Szeksipr pozostawia nam nadzieję, nie pozwala zwątpić w huma­nistyczne wartości. Jego bohaterowie nie potrafią przecież żyć z ciężarem popełnionych zbrodni. Otóż straszliwe przywidzenia dręczące Makbeta, obłęd i śmierć Lady Makbet pozwalają uwierzyć, że człowiek jest z natury istotą dobrą, która nie jest w stanie udźwignąć ciężaru własnych zbrodni. Polscy romantycy tworzyli w tragicznych dla polskiego narodu chwi­lach. Zniewolony naród pozostawał pod rządami zaborców, najlepsi synowie narodu umierali w kopalniach syberyjskich, lub przebywając na przymusowej emigracji tęsknili do kraju, do którego nie mogli powrócić. Sytuacja polityczna i niewola narodowa zdeterminowała oblicze polskiego romantyzmu. Bohaterowie romantyczni byli wojownikami o wolność ojczyzny, męczennikami narodowej sprawy, ponosili klęski, składali swe życie w ofierze. Mimo to romantycy zachowali optymistyczną wiarę, że kiedyś nadejdzie wolność i tę wiarę pragnęli przekazać czytelnikom. Dla Adama Mickiewicza ta wiara sprowadziła się do idei mesjanizmu. U jego podłoża tkwiło wywodzące się z judaizmu przekonanie o przyjściu bożego wysłannika Mesjasza, który miał wyswobodzić naród izraelski z niewoli. Ksiądz Piotr także w swym widzeniu przewiduje nadejście jednostki niezwykłej - wskrzesiciela narodu. Ten mąż niezwykły zbiegł jako dziecię z syberyjskiego transportu: "Z matki obcej, krew jego dawne bohatery, A imię jego czterdzieści i cztery". Idea mesjanizmu przynosiła cierpiącemu narodowi nadzieję, że jego udręka nie pójdzie na marne, że naród doczeka się upragnionej wolności. Mimo zdecydowanie pesymistycznej wymowy ostatnich scen "Wesela" Stanisław Wyspiański także nie odbiera narodowi nadziei. Oto zgromadze­ni przed dworkiem Gospodarza goście weselni uzbrojeni w szpady, flinty, kosy zastygli w całkowitym bezruchu i nie są zdolni do podjęcia walki. Czekają na dźwięk czarodziejskiego rogu, jednak nikt nie usłyszy jego dźwięku. Gospodarz, otrzymawszy róg od Wernyhory, przekazał go lekkomyślnie drużbie Jaśkowi, ten zaś zgubił go, schylając się po czapkę z pawimi piórami. Weselna ozdoba była więc dla niego ważniejsza od wielkiej narodowej sprawy. Ironicznym komentarzem do postępowania Jaśka są słowa Chochoła:

"Miałeś, chamie złoty róg, miałeś, chamie, czapkę z piór: czapkę wicher niesie, róg huka po lesie, ostał ci się jeno sznur".

Na próżno Jasiek, przypomniawszy o swej wielkiej dziejowej misji woła dramatycznym głosem: "Chyćcie koni, chyćcie broni!" Wszyscy poruszają się jak zaklęci w rytm usypiającej muzyki Chochoła, tańcząc chocholi taniec niemożności i marazmu. Jaką więc nadzieję pozostawił ówczesnemu czytelnikowi Wyspiański? Czymże jest Chochoł? przecież to wiązka słomy, którą na zimę okrywa się krzew róży, ale na wiosnę spod słomianego chochoła wyrosną nowe pędy róży. Także chocholi taniec polskiego społeczeństwa nie będzie trwał wiecznie, poja­wią się w polskim społeczeństwie nowe siły, które poprowadzą naród do walki, nadejdzie taki czas, gdy wreszcie zabrzmi złoty róg. Powieściopisarstwo Josepha Conrada prezentuje niełatwą problematykę moralną. Najczęściej tematem jego powieści jest samotna walka człowieka z żywiołem lub okrutnym otoczeniem. Bohaterowie toczą samotny bój przeciwko nieubłaganemu losowi, podejmują trudne decyzje, dokonują skomplikowanych wyborów, zgodnych z przyjętą przez siebie etyką. Wierność wobec przyjętych obowiązków, poczucie odpowiedzialności za los innych, to główne zasady, którymi kierują się bohaterowie, ludzie uczciwi, honorowi. Takim bohaterem jest także lord Jim, tytułowy bohater jednej z najbardziej znanych powieści Conrada. A jednak ten szlachetny bohater ponosi klęskę. Jest bohaterem tragicznym, tak jak tragiczna jest wizja świata, w którym żyje. Okazuje się bowiem, że człowiek, który bezkompromisowo dąży do realizacji pewnych określonych ideałów musi niejednokrotnie rezygnować z innych, równie ważnych i słusznych. Naszym zadaniem jest poszukać w tej tragicznej wizji świata odrobiny nadziei. Otóż lord Jim nie był człowiekiem bez skazy. Tragedią osobistą musiał zapłacić za popełnione w życiu błędy. Największą jego winą była ucieczka z tonącego statku, był ten niefortunny skok z pokładu "Patny" do szalupy ratunkowej i pozostawienie pasażerów statku na pastwę losu. Nieważne, że inni oficerowie uczynili to samo. Za tę chwilę słabości lord Jim musi zapłacić wyrzutami, które będą go dręczyły do końca życia. Nie może sobie darować, że dokonał niewłaściwego wyboru, że sprzeniewie­rzył się własnym ideałom. A mimo to po raz drugi dokonał niewłaściwego wyboru, kiedy postanowił zaufać Brownowi, kładąc na szali źycie wielu tubylców Patusanu. Jeśli więc śmierć Jima potraktujemy jako karę za popełnione przez niego błędy, ocalimy nadzieję i wiarę w dobro i ustalony porządek moralny. Optymistyczna wiara w człowieka, w jego szlachetność, dobroć jest stale obecne w powieściopisarstwie Stefana Żeromskiego. Podejmował on najbardziej istotne problemy patriotyczne i etyczne, został wielkim auto­rytetem moralnym epoki. Bohaterowie Żeromskiego to przeważnie pozy­tywne, niedościgłe wręcz wzorce osobowe, postacie nieskazitelne moral­nie, potrzebne społeczeństwu, zachowujące bezwzględną wierność tym ideałom, które uznano za słuszne. Żeromski kreując takich szlachetnych bohaterów jest optymistą, pozwala także i nam uwierzyć w istnienie dobra. Tomasz Judym działa w środowisku konserwatywnym, ale reprezentuje piękną, optymistyczną wiarę, że nie można przejść obojętnie wobec zła, cudzego nieszczęścia i cierpienia, że walkę ze złem zawsze należy podejmować. Bohaterowie Żeromskiego nie mogli się pogodzić ze złem, podobnie jak autor, o którym Leopold Staff napisał: "Toczył obłędnym rozpaczy spojrzeniem, Spalał się sercem, jak wieczna pochodnia I dookoła patrzył z przerażeniem Na małość, nędzę, brud i podłość co dnia". Wiele nadziei dotyczącej ludzkiego losu odnajdujemy w twórczości wybitnego pisarza amerykańskiego Ernesta Hemingway'a. Bohaterowie jego utworów realizują model życia "mocnego", odznaczają się pełną heroizmu postawą są zawsze lojalni wobec innych, często poddawani próbie charakteru, z której, rzecz jasna wychodzą zwycięsko. Znamienne są tu słowa samego pisarza, że "człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać". Oto bohater nagrodzonej Noblem nowelki "Stary człowiek i morze", rybak Santiago kilka dni walczy na morzu z olbrzymim marlinem, a później z rekinami, które zjadają jego zdobycz. Choć rekiny zjadły jego zdobycz, stary rybak nie załamuje się, a jego oczy nadal świeciły młodzieńczym blaskiem, wyrażały miłość i nadzieję. Bohater powieści "Komu bije dzwon" Robert Jordan jest amerykańs­kim ochotnikiem, biorącym udział w wojnie domowej w Hiszpanii po stronie republikanów. Poświęca się bezinteresownie wykonuje powierzone zadanie, ale niestety ginie w obronie ideałów. Optymistyczne jest przeko­nanie, że ludzkość na świecie stanowi jedną wielką wspólnotę, które zostało wyrażone w odpowiednio dobranym motcie, będącym fragmentem wiersza angielskiego poety Johna Donne: "...Śmierć każdego człowieka umniejsza mnie, albowiem jestem zespolony z ludzkością. Przeto nigdy nie pytaj, komu bije dzwon, Bije on Tobie". Jednym z najbardziej optymistycznych dzieł we współczesnej literatu­rze światowej jest także uwieńczona nagrodą Nobla powieść Alberta Camusa "Dżuma". Jej niezwykły optymizm związany jest z tym przeko­naniem autora, że "ludzie są raczej dobrzy niż źli - trzeba im tylko dać szansę". Postacie występujące w "Dżumie" stanowią niecodzienny zespół ludzi, którzy niewiele mówią o swej działalności, o ustawicznym naraża­niu własnego życia, a jednak nie szczędzą sił w codziennej walce z dżumą. Piękną postacią jest skromny i cichy urzędnik Józef Grand, pełen godności człowiek, wyznający zasadę, że nigdy nie będzie się prosił, ani nikomu kłaniał. Silne poczucie więzi z innymi ludźmi spowodowało, że zgłosił się ochotniczo do brygad sanitarnych. Na podziw zasługuje także dziennikarz Raymond Rambert, który w imię miłości do dziewczyny tak usilnie zabiega o możliwość wyjazdu z zadżumionego Oranu, a później zostaje w imię miłości do ludzi, gdyż nagle pojmuje, że dżuma jest także i jego sprawą. Pozwala nam zachować optymistyczną wiarę w człowieka także Jean Tarrou syn prokuratora generalnego, który swą walkę ze złem rozpoczął we wczesnej młodości, kiedy pierwszym zadżumionym okazał się jego ojciec. Tarrou uciekł z domu, przemierzył niemal całą Europę, opowiadając się zawsze po stronie sprawiedliwości i dobra, kierował się czystością sumienia i silnym poczuciem moralności, które nie pozwoliło mu biernie patrzeć na szalejącą zarazę. Doktor Rieux udowodnił, źe jest prawdziwym człowiekiem, sam także wierzył w człowieka, w jego dobro. Nie umie się pogodzić z ludzkim cierpieniem, zjawia się wszędzie tam, gdzie go potrzebują, mimo zmęcze­nia ponad siły. Walka z zarazą staje się dla niego sensem życia, swoistym świadectwem prawdy. Camus ostrzega ludzkość przed wszelkimi od­mianami dżumy, czyli wszelkiego zła, wyrażając jednocześnie głęboką prawdę o człowieku, który - podobnie jak bohaterowie "Dżumy" - za­wsze gotów jest jest podjąć walkę ze złem. W tym przekonaniu wyraża się optymizm autora. Literatura światowa przedmiotem swego zainteresowania czyni czło­wieka, ukazując jego problemy, konflikty, często tworząc pesymistyczną wizję świata i człowieka. Doskonale próbie czasu opierają się i na miano arcydzieł zasługują te wielkie dzieła, które nie ograniczają się do kata­stroficznej wizji świata, lecz pozostawiają czytelnikowi nadzieję, która pozwala wierzyć w zwycięstwo dobra nad złem, w istnienie norm moralnych i triumf prawdy nad kłamstwem.

"Uczyniwszy na wieki wybór, w każdej chwili wybierać muszę" J, Liebert Przedstaw bohaterów literackich w sytuacji wyboru i oceń ich postawy.albo Bohater literacki XX wieku w sytuacji wyboru.

Każdy człowiek wielokrotnie w swym życiu znajduje się w sytuacji wyboru. Czasem jest to wybór trudny, niezwykle ważny, decydujący o naszej postawie życiowej, a także odpowiedzialności moralnej za własne czyny. Wielokrotnie musimy wybierać w życiu między dobrem i złem, toteż niezwykle ważne jest, aby człowiek umiał odróżnić dobro od zła, wybrać między dobrem publicznym a własnym, prywatnym interesem, między poświęceniem się dla ojczyzny. Jak zachować się w konkretnej sytuacji życiowej, jak upewnić się, czy nasz wybór będzie słuszny? Mimo upływu czasu wciąż aktualna staje się w tej sytuacji rada Jana z Czarno­lasu, zamieszczona w pieśni "Serce roście" "Ale to grunt wesela prawego, Kiedy człowiek sumienia całego Ani czuje w sercu żadnej wady Przez by się miał wstydać swojej rady" Literatura od wieków kreuje bohaterów, którzy stają przed koniecznoś­cią wyboru. Wiadomo, że niemożność wyboru czyni człowieka jednostką zniewoloną, ale jednocześnie konieczność jego dokonywania niejedno­krotnie rodzi sytuację tragiczną. Z taką właśnie sytuacją mamy do czynienia w dramacie antycznym, na przykład w "Antygenie" Sofoklesa. Istotą konfliktu tragicznego w starożytnej tragedii było zetknięcie się racji obiektywnie słusznych, ale wzajemnie się wykluczających, między który­mi nie można dokonać racjonalnego wyboru, który nie prowadziłby do końcowej katastrofy. Takiego tragicznego wyboru dokonała tytułowa bohaterka, łamiąc okrutny zakaz króla Kreona, dotyczący pogrzebania ciała jej brata Polinika, uznanego za zdrajcę, gdyż w walce o tebański tron sprowadził do kraju obce wojska. Kierowała się uczuciem, gdyż jed­nakowo kochała obu poległych braci, uczuciami religijnymi, a przede wszystkim własnym sumieniem. Jest w pełni świadoma konsekwencji swego czynu, toteż zdecydowanie odsuwa od udziału w pogrzebie swoją siostrę Ismenę. Swój wybór musi okupić własną śmiercią - skazana na śmierć głodową w skalnej grocie, popełnia samobójstwo. Jak należy ocenić postępowanie Antygeny. Mijają wieki, a każdy czytelnik bez wahania powie, że Antygona to jedna z najwspanialszych, greckich bohaterek, wspaniała córa Edypa, która nie zawahała się po­święcić własnego życia w obronie tych ideałów, które uznała za słuszne.

Wybór dokonany przez Antygonę był bezkompromisowy lecz słuszny, nikt zapewne nie będzie miał trudności z kwalifikacją tego szlachetnego czynu greckiej bohaterki, nie zawsze jednak wybory dokonywane przez bohaterów literackich nie budzą żadnych wątpliwości. Roland bohater średniowiecznej epiki rycerskiej, niedościgły wzór wszelkich rycerskich cnót dokonuje wyboru, który jemu, średniowiecz­nemu rycerzowi wydaje się całkowicie słuszny, natomiast dla nas, ludzi współczesnych nie jest już tak oczywisty. Roland, siostrzeniec króla Karola Wielkiego, dowodzący tylną strażą jego wojsk, zostaje zdradziecko zaatakowany przez pogańskich Saracenów. Staje wówczas przed dylema­tem, czy zadąć w róg, aby wezwać pomoc, a więc przyznać się do strachu przed wrogiem, splamić swój rycerski honor czy też podjąć nierówną walkę. Hrabia Roland nie wzywa pomocy, a potem, widząc śmierć tylu dzielnych rycerzy sam dochodzi do wniosku, że dokonał niewłaściwego wyboru. Średniowieczny rycerz, jakim był Roland posiadał wiele cech charak­teru, które budzą podziw współczesnego człowieka. Wierność ideałom, gotowość poświęcenia za nie życie, odwaga powodują, że Rolanda uznajemy za wzór wszelkich cnót rycerskich - męstwa, honoru, lojalności, wierności. Ten wybór, który budzi nasze wątpliwości także był dokonywa­ny w imię ideałów, a nie z uwagi na własne, osobiste korzyści, był dokonywany przez średniowiecznego rycerza, który honor cenił nade wszystko i w tym kontekście musimy go zrozumieć. O wiele bardziej kontrowersyjnego wyboru, szokującego współczes­nego człowieka dokonał św. Aleksy, którego ascetyczne życie zostało opisane w "Legendzie o św. Aleksym". Aleksy, syn bogatego rzymskiego patrycjusza w wieku 24 lat opuścił rodziców i młodą żonę, aby prowadzić życie żebraka. Takiego szokującego nas wyboru dokonał jednak z pobudek osobistych, wierzył, że w ten sposób zapewni sobie zbawienie. Decyzja ta wymagała niezwykłej siły woli, wytrwałości, której niejednokrotnie bra­kuje nam, ludziom współczesnym. Jednak motywy postępowania trudno nam zaakceptować, ale zapewne nasi potomkowie za tysiąc lat nie będą rozumieli także i i nas. Konieczność dokonywania ważnych, życiowych wyborów może uczy­nić człowieka istotą nieszczęśliwą, rozdartą wewnętrznie, wśród wahań i rozterek poszukującą właściwej rogi. Taką osobowością był zapewne Mikołaj Sęp Szarzyński, który sam o sobie powie: "Cóż będę czynił w tak straszliwym boju? Wątły, niebaczny, rozdwojony w sobie". Szarzyńskiemu, który tworzył u schyłku renesansu, a ze względu na problematykę swych wierszy został nazwany "zwiastunem baroku" zupeł­nie obca była renesansowa harmonia tak typowa dla Jana Kochanows­kiego, nieznana optymistyczna radość życia. Swoje niepokoje filozoficzne, moralne i religijne wyraził poeta w sone­cie IV "O wojnie naszej, którą wiedziemy z szatanem, światem i ciałem". Człowiek nie może czuć się szczęśliwy i spokojny, gdyż istotą ludzkiego życia jest "wieczne bojowanie", gdyż musimy wybierać między pokusami szatana a zbawieniem. Doczesne przyjemności wydają się człowiekowi grzeszne. W tej samej epoce, gdy Jan Kochanowski radził, aby "szaleć, kiedy czas po temu" młody Szarzyński dręczył się, nie wiedząc, jaką postawę życiową wybrać, a ta konieczność dochowania wyboru czyniła go nieszczęśliwym. Podobne rozterki przeżywa podmiot liryczny sonetu V "O nietrwałej miłości rzeczy świata tego". Pełen wahań i niepokojów moralnych stwierdza: "I nie miłować ciężko, i miłować Nędzna pociecha..." Tą trudną miłością jest miłość do Boga, gdyż człowiek woli wybrać ziemskie przyjemności, a więc zabiega o bogactwa, sławę, władzę, szuka rozkoszy w ziemskiej miłości, ale wybór takiego życia budzi trwogę i niepokój, dotyczący pozaziemskiego bytowania. Bezradny, "rozdwojony w sobie" poeta pyta: "Komu tak będzie dostatkiem smakować Złoto, sceptr, sława, rozkosz i stworzone piękne oblicze, by tym nasycone I mógł mieć serce, i trwóg się warować" Bohaterowie romantyczni, podobnie jak ich wielcy, starożytni poprzed­nicy musieli w swym życiu wybierać, a dokonywane wybory były także tragiczne. Najczęściej był to wybór między obowiązkiem patriotycznym, powinnościami wobec zniewolonej ojczyzny a szczęściem osobistym. Takim właśnie bohaterem, zmuszonym do dokonania tragicznego wy­boru jest tytułowy bohater poematu Adama Mickiewicza "Konrad Wallen­rod". Jest z pochodzenia Litwinem, porwanym przez Krzyżaków w dzie­ciństwie i wychowany na krzyżackiego rycerza. Dzięki litewskiemu wajdelocie udaje mu się ocalić świadomość narodową, a nawet powrócić do ojczyzny. Na dworze księcia Kiejstuta odnajduje miłość i szczęście, poślubiając jego córkę Aldonę. Radość i osobiste szczęście burzy jednak myśl o ojczyźnie, ustawicznie zagrożonej atakami Krzyżaków. Tak jak wszyscy ludzie szlachetni, wielkiego umysłu i serca, tak i Konrad "szczęścia w domu nie znalazł, bo go nie było w ojczyźnie". Konrad dokonuje więc tragicznego wyboru - postanawia powrócić do zakonu, żyć wśród znienawidzonych wrogów, udając jednego z nich, starać się o wy­bór na mistrza, aby podstępem doprowadzić zakon do zguby. Wybór taki jest wyjątkowo trudny - Konrad wie, że pozostawia w rozpaczy młodą, kochającą i kochaną żonę, a na dodatek musi wybrać drogę niegodną średniowiecznego rycerza, drogę podstępu i zdrady. Do takiego działania zmusza go konkretna sytuacja polityczna. Litwa nie ma żadnych szans na pokonanie wroga w otwartej walce. Konieczność wyboru takiej drogi postępowania rodzi u Konrada głęboki konflikt moralny: "Jeden sposób, Aldono, jeden pozostał Litwinom: Skruszyć potęgę Zakonu: mnie ten sposób wiadomy ­Lecz nie pytaj, dla Boga! Stokroć przeklęta godzina, W której od wrogów zmuszony, chwycę się tego sposobu". W chwilach wahania, załamań psychicznych także Halban utwierdza Konrada w słuszności wybranej drogi: "Wolnym rycerzom wolno wybierać oręże I na polu otwartym bić się równymi siłmi,

Tyś niewolnik, jedyna broń niewolników podstępy" Tak więc Konrad zdeterminowany sytuacją ojczyzny musi zdradzać, mordować, chociaż jest uczciwym i szlachetnym człowiekiem. Współczesny czytelnik nie ma żadnych wątpliwości, oceniając dokona­ny przez bohatera wybór. Nie może być bowiem mowy o zdradzie, jeśli słowa te odnoszą się do wroga, a celem nadrzędnym i uświęcającym wszystkie środki jest dobro ojczyzny. Taki moment, kiedy trzeba dokonać ważnego życiowego wyboru jest także w życiu Jacka Soplicy. Po przypadkowym zabójstwie Stolnika, Moskale uznali go za swego stronnika, oddano mu część skonfiskowanego majątku Stolnika Horeszki. Mógł wtedy Jacek zrobić łatwo karierę, dojść do zaszczytów i urzędów, opowiadając się po stronie zaborców. Tak jednak nie uczynił. Wybrał o wiele trudniejszą drogę, opuścił kraj, syna i udał się na emigrację, aby w legionach Dąbrowskiego walczyć o wolność - jak mniemał - własnej ojczyzny. Ważnego życiowego wyboru dokonuje też Justyna Orzelska, bohaterka powieści Elizy Orzeszkowej "Nad Niemnem", zubożała szlachcianka, przebywająca na łaskawym chlebie w Korczynie. Odczuwa ona pustkę dworskiego życia, decyduje się wyjść za mąż za Janka Bohatyrowicza, odrzucając przy tym propozycję małżeńską bogatego, lecz zmanierowane­go i znudzonego życiem ziemianina z Podola Teofila Różyckiego. Pode­jmuje w pełni świadomą decyzję, gdyż uważa, że to właśnie praca, która zapewne ją czeka nada sens jej życiu. Odważnie przeciwstawia się zaskoczonej rodzinie, a niebawem okazuje się, że ludzie szlachetni, uczciwi i prawi w pełni akceptują jej decyzję. Równie pozytywnych wyborów dokonują bohaterowie prozy Stefana Żeromskiego. Jednak ich wybory zawsze okupione są wyrzeczeniem się osobistego szczęścia, skazywaniem innych na cierpienie. Cechuje ich tak zwany maksymalizm etyczny, czyli bezwzględna wierność wyznawanym ideałom. Doskonale reprezentuje ten typ bohater nowelki "Doktor Piotr" Piotr Cedzyna. Po ukończeniu zagranicznych studiów otrzymuje propozy­cję zyskownej pracy w Hull, lecz rezygnuje, gdy w trakcie odwiedzin obserwuje wielką samotność starego ojca i jego przywiązanie, bezgranicz­ną miłość do syna. Zmienia jednak nagle decyzję, gdy odkrywa, że pieniądze na jego studia ojciec zdobywał, potrącając kilka kopiejek z wypłat dla robotników cegielni. Nieważnym dla doktora staje się w tym momencie fakt, że ojciec Dominik robił to za przyzwoleniem właściciela cegielni. Oburzony postanawia natychmiast wyjechać do Anglii, aby jak najszybciej spłacić ten dług. Dokonuje niełatwego, a nawet kontrowersyj­nego wyboru. Pozostawia zrozpaczonego, a przede wszystkim nie rozu­miejącego swej winy ojca. Źródło tego tragicznego konfliktu kryje się w odmiennej wrażliwości moralnej obu antagonistów. Piotr staje się niezwykle surowym sędzią własnego ojca, zapominając na jaki cel szły pieniądze. Porzuca starego i kochającego go człowieka, dla którego takie rozstanie w gniewie jest tragedią. We wzruszający sposób opisana jest rozpacz starca, który "schylał się ku ziemi i przy świetle ostatniego brzasku zorzy wieczornej rozpoznawał głębokie ślady syna, które mróz niemiłosierny utrwalał na tej okrutnej drodze". Ocena dokonanego przez Piotra wyboru jest trudna, gdyż racje uczucio­we są zdecydowanie po stronie starego ojca, natomiast racja moralna leży po stronie syna, który swym postępowaniem protestuje przeciwko krzyw­dzie społecznej i trochę egoistycznie pragnie zachować własną nieskazitel­ność moralną. Podobny typ myślenia i postępowania, równie bezkompromisową po­stawę moralną prezentuje doktor Tomasz Judym, bohater powieści Stefana Żeromskiego "Ludzie bezdomni". Bohaterowi pochodzącemu z pro:etariatu udaje się ukończyć medycynę, po czym mógłby rozpocząć szczęśliwe, dostatnie i spokojne życie, nie zapomina jednak o swym pochodzeniu. Uważa, że jego obowiązkiem jest spłacenie przeklętego długo wobec klasy, z której się wywodzi. Wszędzie, gdzie się znajdzie rozpoczyna bezkom­promisową walkę o poprawę warunków życia i pracy robotników. U doktora Czernisza atakuje nieczułych na los robotników warszawskich lekarzy, w Cisach podejmuje walkę o osuszenie stawów, siedliska zarazków malarii. Kończy się ona wepchnięciem administratora Krzywosąda do błotnistego stawu i utratą posady. Najbardziej kontrowersyjną i dyskusyjną decyzję podejmuje doktor Tomasz Judym w Zagłębiu Dąbrowskim. Z przerażeniem ogląda ciemne, zakopcone nory, służące za mieszkania robotnikom, obser­wuje zatrważające warunki pracy w kopałniach, lekceważenie najbardziej podstawowych zasad bezpieczeństwa. Powoli dojrzewa w nim decyzja na miarę tragicznych, antycznych czy romantycznych wyborów. Judym darząc uczuciem Joasię Podborską i ciesząc się jej wzajemnością odrzuca miłość, która obojgu tak bardzo była potrzebna, rezygnuje z tej pięknej zapowiedzi szczęścia rodzinnego i osobistego, gdyż dochodzi do wniosku, że nie ma prawa założyć rodziny, której mógłby się poświęcić bez reszty, gdyż musi spłacić ów "dług przeklęty". ' "Nie mogę mieć ani ojca, ani matki, ani żony, ani jednej rzeczy, którą bym przycisnął do serca z miłością, dopóki z oblicza ziemi nie znikną te podłe zmory". Zapewne nie słyszy szeptu odchodzącej Joasi, która mówi, że mu w tym nie przeszkodzi, kiedy pozostaje sam z rozdartą duszą, zranionym przez siebie sercem, pod sosną zwisającą nad brzegiem urwiska. Jak ocenić wybór Judyma? Porównać go można i do Konrada Wallenro­da, który także pozostawił w rozpaczy Aldonę, poświęcając się nadrzęd­nym celom, przedkładając dobro ojczyzny nad swoje własne. Można też wspomnieć o szlachetnym Prometeuszu, który buntował się przeciwko bogom w imię dobra ludzkości. W postawie Judyma jest ta sama szlachetna pasja, obok której nie można przejść obojętnie, a nazwisko tego bohatera stało się w świadomości polskich czytelników synonimem pewnej określonej postawy wobec świata. Problematyka związana z wyborem postawy źyciowej nasila się w lite­raturze XX wieku, staje się modnym tematem, podstawowym zagad­nieniem egzystencji człowieka. Kontynuuje tę problematykę Stefan Żeromski w "Przedwiośniu", cho­ciaż w o wiele mniej tragicznym wymiarze. Staje przed koniecznością wyboru główny bohater utworu Cezary Baryka. Niełatwo mu odnaleźć właściwą drogę, dokonać słusznego wyboru w skomplikowanej rzeczywis­tości. Akcja rozgrywa się tuż po zakończeniu wojny, kiedy Polska odzyskała niepodległość. Nadeszła dla narodu chwila, na którą czekały pokolenia. Cezary czuje się zagubiony, wyobcowany, bo przecież wy­chowywał się w dalekim rosyjskim nieście Baku. Po powrocie do Polski rzucony między obcych ludzi wciąż nie umie odnaleźć właściwej drogi życia, znaleźć dla siebie miejsca w społeczeństwie. Dyskutuje z Szymo­nem Gajowcem, który wierzy w połowiczne, powolne reformy, optymis­tycznie oczekując na nadejście "jasnej wiosenki", która powinna nastąpić po smutnym i szarym przedwiośniu. Zapoznaje się z programem komunis­tycznym, dziwiąc się jak klasa "przeżarta nędzą i chorobami", po­zbawiona przez wieki uczestnictwa w kulturze może myśleć o przejęciu władzy. Ostatecznie Cezary Baryka nie dokonuje zdecydowanego wyboru, gdyż ani on, ani prawdopodobnie sam autor nie wiedział jeszcze wówczas, jaka droga jest słuszna, waha się pełen wewnętrznych rozterek. W zakończeniu utworu przyłącza się do robotniczej manifestacji, a jednak spotkał demon­strantów przypadkowo, w dodatku "parł oddzielnie, wprost na ten szary mur żołnierzy na czele zbiedzonego tłumu". Wymieniając wciąż bohaterów pozytywnych, których wybory należy zaaprobować nie można zapomnieć o takich literackich postaciach, które w swym życiu nie dokonały należytego wyboru i w związku z tym poniosły życiową klęskę. Ten rodzaj ludzi reprezentuje bohater "Granicy" Zofii Nałkowskiej Zenon Ziembiewicz. Dorosłe życie rozpoczyna z wiarą, że uda mu się żyć godnie, szlachetnie i uczciwie. Potępia swego ojca Waleriana romansującego z każdą młodą służącą oraz matkę, która akceptuje tę sytuację. Karierę zawodową także rozpoczyna jako lewicują­cy student, jednak szybko rezygnuje z młodzieńczych ideałów. Dlaczego ponosi klęskę zarówno w życiu osobistym jak i zawodowym? Ma przecież prawo wyboru, może decydować o swoim życiu. Niestety zawsze wybiera drogę kompromisów, idąc dokładnie w ślady ojca, uwodzi córkę kucharki Justynę Bogutównę, jako prezydent miasta nie wywiązuje się też z obiet­nic danych robotnikom, a nawet dopuszcza do strzelaniny w czasie robotniczej manifestacji. Jego pragnienia, aby żyć uczciwie nie spełniły się, gdyż Zenon dokonał niewłaściwego wyboru, w niedostrzegalnym dla siebie momencie przekroczył granicę odpowiedzialności moralnej, tę granicę, za którą zaczyna się krzywda drugiego człowieka. W trudnej sytuacji stawiani są przez autora także wszyscy bohaterowie dramatów Szaniawskiego. Znajdują się oni w sytuacjach, w których należy odróżnić dobro od zła, prawdę od fałszu, a wybory nigdy nie są jednoznaczne. Odbiorca po zapoznaniu się z dziełem Szaniawskiego jest wciąż zmuszany do powrotu do przedstawionych problemów, do pode­jmowania na nowo prób ich rozstrzygnięcia. Dzieje się tak dlatego, gdyż bohaterowie tych dramatów stają zawsze przed niełatwymi wyborami, buntują się przeciwko szarości dnia codziennego, protestują przeciwko drobnomieszczańskiej stabilizacji, dostrzegają zgubny wpływ nowoczes­ności na ludzką psychikę. Bohaterem dramatu "Żeglarz" jest ubogi historyk Jan, który zebrał wszystkie potrzebne materiały, aby udowodnić, że kapitan Nut wcale nie jest bohaterem, chociaż miasto przygotowuje się do obchodów pięć­dziesiątej rocznicy jego śmierci. Kapitan rzekomo zginął na statku, który podpalił, nie chcąc oddać się w ręce nieprzyjaciela. Potwierdzeniem przypuszczeń Jana jest pojawienie się staruszka Pawła Szmidta, który w istocie jest kapitanem, a w dodatku dziadkiem Jana. Jan nosi się z zamiarem ujawnienia prawdy, ale w chwili odsłonięcia pomnika kapita­na nieoczekiwanie nawet dla samego siebie rezygnuje z tych planów. Ulega ogólnemu entuzjazmowi tłumu, nie chce pozbawiać ludzi wiary w idee, a może nie chce ranić starego kapitana. Ocena dokonanego wyboru wcale nie jest jednoznaczna. Jan sam nie wie, czy postąpił słusznie, a czytelnik tym bardziej nie może znaleźć jednoznacznej odpowiedzi. Dręczą nas wątpliwości, czy Jan miał prawo zataić prawdę, albo czy mógł zataić prawdę, aby nie pozbawiać tłumu ich ulubionego bohatera? Ten niepokój moralny, który towarzyszy czytelnikowi przy lekturze dramatów Szaniawskiego jest najwspanialszą cechą jego twórczości. Wojna i okupacja hitlerowska spowodowały, że zniknęły niepokoje moralne a wybór stał się prosty i oczywisty. Odżył w literaturze roman­tyczny etos bohatera - patrioty zawsze gotowego poświęcić życie w obro­nie ojczyzny. O tym patriotycznym obowiązku przypomina u progu wojny Władysław Broniewski w wierszu "Bagnet na broń": "Kiedy przyjdą podpalić dom

ten w którym mieszkasz - Polskę ty ze snu podnosząc skroń, stań u drzwi Bagnet na broń! Trzeba krwi". Nie zawiodło także młode pokolenie poetów, które reprezentuje piękna patriotyczna poezja Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Młody poeta pod­kreśla tragizm młodego pokolenia, ludzi, którzy najpiękniejsze lata swego życia muszą spędzać "z głową na karabinie". Jednocześnie stwierdza, że dziedziczy po swych przodkach patriotyczną postawę, dlatego wybór drogi życiowej nie nastręcza żadnych trudności: "Umrzeć przyjdzie, gdy się kochało wielkie sprawy głupią miłością". W niezwykle wzruszającym wierszu "Rodzicom" poety wyznaje, że po nich właśnie dziedziczy patriotyczną postawę, od nich nauczył się odwagi i gotowości umierania za ojczyznę: "Dzień czy noc - matko, ojcze - jeszcze ustoję w trzaskawicach palb, ja, żołnierz, poeta, czasu kurz Pójdę dalej - to od was mam: śmierci się nie boję". Poeta, który ginął w czwartym dniu powstania warszawskiego, prze­czuwał swój tragiczny los, a mimo to nigdy nie zwątpił w słuszność wyboru, jakiego dokonał. Przeciwnie - szansę ocalenia człowieczeństwa upatrywał w heroizmie i postawie patriotycznej. Pisze o tym w wierszu "Wiatr" "Wołam cię, obcy człowieku, co kości odkopiesz białe. Kiedy wystygną już boje, szkielet mój będziesz miał w ręku sztandar ojczyzny mojej". W czasie wojny i okupacji możliwości dokonywania jakichkolwiek wyborów były ograniczone, w podobnej sytuacji więc znajdował się bohater literacki tej epoki. Człowiek w obozie w zasadzie pozbawiony możliwości wyboru, zniewolony i zastraszony, stawał się nieludzki, gdyż żył w nieludzkich warunkach. Człowiek zlagrowany, którego wykreował Tadeusz Borowski na podstawie własnych doświadczeń obozowych nau­czył się obojętnie patrzeć na śmierć i cierpienie innych, troszczył się jedynie o to aby przeżyć. Podobna sytuacja panowała w łagrach sowiec­kich. Trudno nawet zdecydować, czy słuszny był wybór, jakiego dokonał Misza Kostylew, którego prezentuje w utworze "Inny świat" Gustaw Herling Grudziński. Misza w pewnym momencie zadecydował, że nie będzie dłużej pracował dla znienawidzonego reżimu. Zanurzał więc co parę dni rękę w ogniu, aby być niezdolnym do pracy. W końcu popełnił samobójstwo, oblewając się wrzątkiem. Zrobił to w momencie, kiedy zgasła jego ostatnia nadzieja utrzymująca go przy życiu, jaką było mające wkrótce nastąpić widzenie się z matką. Kiedy w przeddzień tego widzenia został przeniesiony do obozu na Kołymę, wówczas podjął decyzję. Oto jakich wyborów mógł dokonywać człowiek w sowieckim łagrze, jak starał się zachować własne człowieczeństwo. Literatura powojenna próbowała jednak odbudować zburzony przez wojnę i okupację hitlerowską system wartości. Człowiek, bohater literacki znów stał się jednostką wolną, która mogła wybierać między dobrem a złem, a więc jednocześnie ponosić odpowiedzialność za ten wybór. Optymistyczną wiarę w to, że ludzie zawsze będą dokonywać właś­ciwych wyborów prezentuje Albert Camus w powieści p.t. "Dżuma". Epidemia, która wybuchła w algierskim mieście Oranie nie może być traktowana jedynie w sensie dosłownym. Jest ona także symbolem wszelkiego zła, zagrażającego człowiekowi. Większość powieściowych bohaterów dokonuje właściwego wyboru, podejmując walkę z dżumą. Bohaterowie tacy jak doktor Rieux czy Tarrou od początku wiedzą, jaką zająć postawę, natomiast Raymond Rambert, dziennikarz z Paryża, po zamknięciu Oranu za wszelką cenę chce wyjechać z zadżumionego miasta. Kiedy jednak otwiera się przed nim taka możliwość, wtedy dokonuje właściwego wyboru. Postanawia zostać, aby pomóc zadżumionemu mias­tu. Wie, że nie może stchórzyć, nie może uciekać przed odpowiedzialnoś­cią za własne czyny. Wie, że wstydziłby się samego siebie, gdyby wyjechał, że nie mógłby nadal kochać kobiety, którą pozostawił w Paryżu. W polskiej poezji współczesnej Zbigniew Herbert, wciąż uparcie przypomina czytelnikom o konieczności dokonywania właściwych wybo­rów, zgodnych z prawdą, sprawiedliwością oraz od wieków ustalonymi normami moralnymi.W tomie poezji "Pan Cogito" wydanym w 1974 roku prezentuje bohatera, który analizuje podstawowe zagadnienia egzystencjonalne i pro­blemy moralne. Zbiór zamyka wiersz, w którym poeta wymienia cały szereg zasad moralnych, których człowiek powinien przestrzegać. Tak więc nie wolno być obojętnym na obłudę, przemoc, należy umiejętnie odróżnić dobro od zła i zawsze wybierać dobro. Trzeba też być odważ­nym, szlachetnym, tak jak bohaterowie starożytnych i średniowiecznych eposów Gilgamesz, Hektor i Roland. Być może poezja Zbigniewa Herber­ta pomoże i nam dokonać właściwego wyboru, jeśli dobrze zapamiętamy słowa tego wybitnego poety-humanisty: "Ocalałeś nie po to, aby żyć masz mało czasu trzeba dać świadectwo bądź odważny gdy rozum zawodzi, bądź odważny W ostatecznym rachunku jedynie to się liczy". Człowiek, a więc także i bohater literacki ustawicznie znajduje się w sytuacji wyboru. Dokonywanie ważnych życiowych wyborów jest bardzo trudne, ale gdyby człowiek nie miał takiej możliwości, czułby się ograniczony i zniewolony. Gdy musi wybierać waha się i niepokoi, przeżywa rozterki, lecz gdyby nie mógł wybierać nie byłby wolnym. Ta możliwość wolnego wyboru czyni człowieka odpowiedzialnym za własne czyny. Musi za nie odpowiadać przed społeczeństwem, a przede wszyst­kim przed samym sobą.

Jeśli wybierać będziemy zgodnie z własnym sumieniem zachowamy wewnętrzną harmonię i pogodę ducha, a wybory nasze z pewnością okażą się właściwe, my zaś zachowamy szacunek do samych siebie.

Męczennicy, prorocy, karierowicze, kanalie, błazny. Galeria postaci i postaw ludzkich w III części "Dziadów" (lub w "Lalce").

Tematyka wielkiej literatury romantycznej zdeterminowana została sytuacją polityczną polskiego zniewolonego narodu. Powstania narodowe, martyrologia narodu to podłoże, na którym rozwijała się literatura o tema­tyce narodowowyzwoleńczej. Programowe hasło romantyków - narodo­wość literatury znalazło doskonałą realizację w literaturze epoki. O tym, jak wielka jest rola narodowej poezji pisał Adam Mickiewicz już w "Kon­radzie Wallenrodzie", nazywając ją "arką przymierza, łączniczką między dawnymi i młodszymi laty" oraz "strażniczką narodowego pamiątek kościoła". "Dziady" cz. III to jeden z najwybitniejszych dramatów romantycz­nych. Utwór powstał w Dreźnie, w ciągu kilku zaledwie miesięcy 1832 roku. Poeta, który w czasie powstania listopadowego przebywał w Poznań­skiem, po jego upadku wraz z falą emigrantów wyjechał z kraju. Zatrzymał się w Dreźnie i tam właśnie powstało najwybitniejsze dzieło polskiego romantyzmu. Można powiedzieć, że bodźcem do napisania dzieła stała się klęska powstania listopadowego. Ponieważ jednak poeta nie brał udziału w powstaniu, przedstawił w utworze wydarzenia wcześ­niejsze, związane z wileńskim procesem filomatów i filaretów, pokazał także wstrząsające obrazy martyrologii polskiej młodzieży. Jednocześnie dostrzegł zróżnicowanie polskiego społeczeństwa, w którym znajdowali się patrioci, ale także niestety zdrajcy, czyli kanalie. Najliczniejszą grupę stanowią męczennicy, których poeta uczynił bohaterami swego utworu. Przede wszystkim takim właśnie męczen­nikiem i to nie fikcyjnym, powołanym do życia przez wyobraźnię poety, ale autentycznym bojownikom o wolność dedykował swój utwór, pisząc: "Świętej pamięci Janowi Sobolewskiemu, Cyprianowi Dasz­kiewiczowi, Feliksowi Kółakowskiemu spółuczniom - spół­więźniom - spółwygnańcom za miłość ku ojczyźnie - prze­śladowanym, z tęsknoty - ku ojczyźnie - zmarłym w Archan­gielsku - na Moskwie, w Petersburgu, narodowej sprawy męczennikom poświęca Autor". Wymienionych bohaterów, a także Tomasza (lana), Frejenda, Jankow­skiego i wiele innych autentycznych postaci spotykamy w scenie, roz­grywającej się w klasztorze bazylianów w Wilnie. Zgromadzeni tu więźniowie są prawdziwymi męczennikami narodowej sprawy. Większość została aresztowana bez udowodnienia jakiejkolwiek winy, zostali umiesz­czeni w wilgotnych, ciemnych celach, karmieni jedzeniem, wywołującym niestrawność lub morzeni głodem, wciąż mają nadzieję, że to jakaś tragiczna pomyłka, że wkrótce zostaną zwolnieni. Tak się jednak nie stało, a wręcz przeciwnie rozpoczęto wywożenie skazańców na Sybir. Taką właśnie scenę obserwował prowadzony na przesłuchanie do magistratu Jan Sobolewski i po powrocie do więzienia zdawał relację współtowarzyszom niedoli. Więźniowie byli stłoczeni w ciasnych kibitkach, w których musieli przebyć tysiące kilometrów. Mieli ogolone jak rekruci głowy, byli skuci kajdanami. Wśród skazańców było też dziesięcioletnie dziecko, skarźące się, że nie może udźwignąć łańcuchów, lecz policmajster stwier­dził, że kajdany mają wagę zgodną z przepisami. Sobolewski zwrócił też uwagę na wygląd i zachowanie swego przyjaciela Janczewskiego, który "wychudł, sczerniał, ale jakoś dziwnie wyszlachet­niał". Jan był dumny z jego bohaterskiej postawy, Janczewski bowiem starał się wyrazem twarzy dać do zrozumienia płaczącemu tłumowi, że nic go nie boli. Kiedy zaś kibitka ruszyła Janczewski zdjął kapelusz, podniósł w górę rękę i trzykrotnie krzyknął "Jeszcze Polska nie zginęła". Prawdziwym męczennikiem okazał się też inny więzień - Wasilewski, który był tak torturowany w czasie śledztwa, że nie mógł iść o własnych siłach, upadł z pierwszego stopnia więziennych schodów i zmarł: "Wasilewski nie zemdlał, nie zwisnął, nie ciężał, Ale jak padł na ziemię prosto, tak otężał. Niesiony jak słup sterczał i jak z krzyża zdjęte Ręce miał nad barkami żołnierza rozpięte. Oczy straszne, zbielałe, szeroko rozwarte". Poeta celowo porównuje jego męczeństwo do męki Chrystusa na krzyżu, było to nawiązanie do koncepcji polskiego mesjanizmu, którego twórcy porównywali mękę Chrystusa do prześladowań Polaków przez carat. Na czele zgromadzonych w bazyliańskiej celi więźniów stoi bezprzecz­nie poeta Konrad. Wygłasza on w swej celi słynny monolog, który kreuje go na romantycznego Prometeusza, bohatera, który cierpi i poświęca się za cały naród. Tak jak starożytny Prometeusz buntuje się przeciwko Bogu nieczułemu na cierpienia zniewolonego narodu. Jednocześnie wyraża swą całkowitą gotowość poświęcenie się dla narodu, w przejmujący sposób mówi o swym własnym cierpieniu spowodowanym niewolą oraz o umiło­waniu ojczyzny: "Nazywam się Milijon - bo za milijony Kocham i cierpię katusze. Patrzę na ojczyznę biedną, Jak syn na ojca wplecionego w koło, Czuję całego cierpienia narodu, Jak matka czuje w łonie bóle swego płodu. Cierpię, szaleję". Wymieniając "męczenników narodowej sprawy" nie można pominąć Cichowskiego, którego tragiczne losy opowiada Adolf w salonie warszaw­skim. Urodziwy, czarujący, ogólnie lubiany młodzieniec został aresz­towany tuż po ślubie, przy czym sprytnie upozorowano jego samobójstwo, pozostawiając płaszcz i kapelusz nad brzegami Wisły. W mieście jednak krążyły pogłoski, że: "...Cichowski żyje, że męczą, że przyznać się wzbrania i że dotąd nie złożył żadnego wyznania". W czasie śledztwa stosowano wymyślne tortury, karmiono śledziami, pojono opium, straszono. Kiedy po latach bezowocnego śledztwa uwolnio­no Cichowskiego, był człowiekiem wyczerpanym fizycznie i psychicznie. Nie rozpoznawał żony ani przyjaciół, na odgłos pukania do drzwi zaszywał się w głębi pokoju, krzycząc: "Nic nie wiem, nie powiem".

Wyłysiał teź i opuchł od wilgoci oraz złego jedzenia, nie chciał opowia­dać o torturach, tylko jego oczy zdradzały ogrom przeżytych cierpień. Carscy prześladowcy nie oszczędzali nawet najmłodszych, uczniów gimnazjum, ich także czyniąc męczennikami narodowej sprawy. Uczniem wileńskiego gimnazjum był młody Rollison, dotkliwie pobity w czasie śledztwa, który mimo tortur nie wydał nikogo. Zrozpaczona matka błagała prowadzącego śledztwo senatora Nowosilcowa o litość, wielu wpływowych ludzi wstawiało się też za nim, litując się nad niewidomą wdową Rol­lisonową. Nowosilcow obiecał więc, że zajmie się sprawą Rollisona tymczasem wraz ze swymi współpracownikami obmyślił perfidny sposób pozbycia się "niewygodnego" więźnia, otwierając okno celi i mając świadomość, że Rollison próbował już wielokrotnie popełnić samobójstwo: "Rollison od wielu dni cierpi pomieszanie, Chce sobie życie odjąć, do okien się rzuca A okna są zamknięte. (...) On chory na płuca. Nie należy w zamknionym powietrzu go morzyć, Rozkażę mu więc okna natychmiast otworzyć Mieszka na trzecim piętrze - powietrza użyje..." Rollison rzeczywiście wyskoczył przez okno, a nieszczęsna matka jeszcze raz wtargnęła do salonu senatora Nowosilcowa, przeklinając go i jego współpracowników za ich okrucieństwo. O prorokach, którzy próbują przewidzieć dalsze losy uciemiężonego narodu, dać słowa pocieszenia i nadziei także jest mowa w "Dziadach" . Przede wszystkim należy tu wymienić księdza Piotra, którego widzenie wyraża istotę polskiego mesjanizmu narodowego. U jego podłoża tkwiło wywodzące się z judaizmu przekonanie o przyjściu bożego Mesjasza, który miał wyswobodzić z niewoli naród izraelski i przywrócić mu wolność. Toteż męczeństwo polskiego narodu pod zaborami wielokrotnie porównywane jest do męki Chrystusa na krzyżu. Najważniejszym skład­nikiem tego widzenia jest jednak prorocza wizja, przewidująca nadejście jednostki niezwykłej, wskrzesiciela narodu, namiestnika wolności. Ten mąż wybitny zbiegł jako dziecię z syberyjskiego transportu, jednak autor określa go w zagadkowych i nie do końca wyjaśnionych słowach: "Na trzech koronach, a sam bez korony: A życie jego - trud trudów, A tytuł jego - lud ludów; Z matki obcej, krew jego dawne bohatery, A imię jego czterdzieści i cztery". Dlaczego idea mesjanizmu była tak bliska romantykom'? Otóż przynosi­ła cierpiącemu narodowi nadzieję, że jego cierpienie nie pójdzie na marne, że właśnie poprzez cierpienie równe męce Chrystusa naród polski doczeka się wolności i przyniesie ją innym uciemiężonym narodom. V proroczej wizji mesjanistów można też odnaleźć jeszcze inny typowy element postawy romantycznej - jest to wiara w jednostkę niezwykłą, wielką, nieprzeciętną. Przecież tacy właśnie byli bohaterowie romanty­czni. Adam Mickiewicz zdawał sobie sprawę, że polskie społeczeństwo nie jest całkowicie jednolite, że znajdują się w nim zarówno patrioci, jak i dorob­kiewicze, a także kanalie. Taki mocno zróżnicowany obraz warszawskiego społeczeństwa przedstawił poeta w scenie p.t. "Salon warszawski". Zgro­madzonych tam gości dzieli wyraźnie na dwie grupy. Towarzystwo stoliko­we to kosmopolici, pozbawieni uczuć patriotycznych, ludzie rzeczywiście myślący jedynie o swej karierze. Są to wyżsi rangą urzędnicy, generałowie, damy z towarzystwa i warszawscy literaci. Wszyscy rozmawiają po francus­ku, żałują, że Nowosilcow wyjechał z Warszawy, gdyż był wspaniałym organizatorem balów. Nikt natomiast nie wspomina, że został oddelegowa­ny do Wilna, aby przeprowadzić śledztwo w sprawie filomatów, ktoś prosi szambelana o wstawiennictwo, pragnąc, aby jego żona została pierwszą ochmistrzynią, ktoś inny boi się słuchać opowiadania o męczeństwie Cichowskiego, boi się też wyjść w środku opowieści. Bardzo negatywnie zostali też przedstawieni literaci. Nikt przecież nie czyta ich opowieści "o sadzeniu grochu". Zapytani przez jedną z dam, dlaczego nie chcą pisać o sprawie tak ważnej dla narodu jak męczeństwo Cichowskiego, od­powiadają, że temat jest zbyt świeży, zbyt aktualny, gdyż żyją jeszcze świadkowie i uczestnicy tych tragicznych wydarzeń. Jest też zbyt prozaicz­ny, mało jest poezji w opowieści o tym, jak ktoś jadał śledzie. Przede wszystkim jest to temat zbyt okrutny, zbyt krwawy dla Polaków: "Nasz naród scen okropnych, gwałtownych nie lubi, Śpiewać, na przykład, wiejskich chłopców zalecanki, Trzody, cienie - Słowianie, my lubim sielanki". W tym samym salonie stoi przy drzwiach grupa patriotów, a wśród nich młodzi demokraci, późniejsi organizatorzy powstania. Jest wśród nich A***G*** (Adam Gurowski), N*** (Ludwik Nabielak) uczestnik ataku na Belweder, a także główny organizator spisku Piotr Wysocki. Są przerażeni tym, że na narodu czele stoją ludzie, którym należy się stryczek, a nie władza. To skłania Piotra Wysockiego do następującej refleksji dotyczącej polskiego narodu: "...Nasz naród jak lawa, Z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa, Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi, Plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi". Ta plugawa, twarda i zimna skorupa to polska arystokracja, kosmo­polityczna i pogodzona z niewolą, a więc ludzie, których można nazwać dorobkiewiczami, a nawet kanaliami. Natomiast gorąca wewnętrzna lawa to patriotyczna młodzież polska, którą autor nazwał "narodowej sprawy męczennikami" . Jednak prawdziwe kanalie to ludzie z bezpośredniego otoczenia Nowo­silcowa. Są zdrajcami ojczyzny, którzy służą zaborcy, ciemiężą własny naród. Pelikan i Doktor (August Becu) prześcigają się wzajemnie z kom­plementami dla senatora i donosami. Pelikan na polecenie Doktora policzkuje księdza Piotra, który odważył się wystąpić w obronie prze­śladowanej młodzieży, a także wdowy Rollisonowej. Obaj też obmyślają perfidny plan zgładzenia młodego Rollisona, otwierając okno jego celi. Ich okrucieństwo i podłość nie pozostaną jednak bez kary, a jej pierwszą zapowiedzią jest uderzenie pioruna, od którego ginie Doktor. Wielką kanalią, a jednocześnie karierowiczem jest sam senator Nowosi­lcow, specjalnie przez cara oddelegowany z Warszawy do Wilna dla prowadzenia śledztwa. Jego troska o własną karierę opisana jest po mistrzowsku w fantastycznej scenie p.t. "Widzenie senatora". Najpierw senator marzy o orderze, tudzież o rubli stu tysiącach, cieszy się, że inni carscy urzędnicy mu zazdroszczą, kłaniają się, chociaż go nienawidzą. Wokół słychać błogie nad wyraz szepty: "senator w łasce, w łasce, w łasce". Nagle ta fantastyczna wizja zmienia się, tak jak zmienną jest łaska pańska. Wtedy marszałek odwraca się do Nowosilcowa plecami, podobnie senatorzy i szambelan, a wokół słychać złowieszczy szept: "senator wypadł z łaski, z łaski, z łaski". Jak współczesny czytelnik spogląda na bohaterów Mickiewiczowskich "Dziadów". Budzi nasz podziw tak wielki bunt przeciwko niewoli narodowej, umiłowanie wolności, szczery patriotyzm, a także utożsamia­nie losów ojczyzny i swoich własnych. Męczennicy narodowej sprawy uczą nas, jak kształtować własne patriotyczne postawy, stanowią dla nas wzory osobowe.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
2408 id 30723 Nieznany
kolokwium organiczna II id 2408 Nieznany
2408 Ultraniskoszumny przedwzmacniacz SSM2210
2408
2408
2408 id 30723 Nieznany
2408
2408

więcej podobnych podstron