Marai Sandor - Księga ziół, Zdrowie,zioła,wegetarianizm,zdrowe odżywianie,oczyszczanie organizmu


SANDOR MARAI

KSIĘGA ZIÓŁ

FÜVES KÖNYV

przekład — Feliks Netz

Czytelnik — Mała Proza

Warszawa 2003 — wydanie 4

ISBN — 978 83 07 03190 3

DEDYKACJA

Książkę tę dedykuję Senece, ponieważ uczył, że bez moralności nie ma człowieka.

I Epiktetowi, ponieważ uczył o tym, co jest w naszej mocy.

I Markowi Aureliuszowi, który nauczył się od Epikteta, czym jest to, co jest w naszej mocy — i był cierpliwy.

I Montaigne'owi, ponieważ był pogodnego usposobienia i nie przejmował się tym, co stanie się z jego dziełem po śmierci.

I w ogólności stoikom, którzy pocieszali, kiedy nie było pociechy na ziemi, i nauczali, aby nie bać się śmierci ani niewolnictwa, ani biedy, ani choroby.

I dwóm - trzem mężczyznom, którzy byli moimi przyjaciółmi i prawdziwymi mężczyznami.

I dwóm - trzem kobietom.

O TYM, JAKI JEST CEL TEJ KSIĄŻKI

Czytelniku, ta książka chciałaby być szczera. Napisał ją człowiek, którego wiedza jest skromna i ograniczona. Ta książka nie chce niczego więcej, niż wszystkie niezliczone książki w czasie zaprzeszłym i przeszłym dokonanym, które pragnęły mówić o losie ludzkim na ziemi. Chciałby ów człowiek opowiedzieć, jak należy mieszkać, jeść, pić, spać; jak chorować i jak zachować zdrowie, jak kochać i jak się nudzić, jak sposobić się na śmierć i jak pogodzić się z życiem. To niewiele, bowiem człowiek w ogóle, a autor tej książki w szczególności, mało wie o sobie i świecie. Ale dostatecznie dużo jak na trud wyznaczony człowiekowi. Bo też i niczego więcej nie możemy się w życiu podjąć.

Zatem ta książka, Czytelniku, będzie szczera i nie będzie mówić o ideach i bohaterach, lecz tylko o tym, co ma związek z człowiekiem. Autor, pisząc tę książkę, nie chce pouczać, lecz sam się uczyć. Chce uczyć się z książek, jakie pisali przed nim mędrcy i wtajemniczeni, chce uczyć się z życia ludzi, na tyle, na ile udało mu się obserwować i zrozumieć, chce uczyć się ze znaków życia, a więc z liter, z człowieczego serca, z traw, a jednocześnie ze znaków na niebie. Bowiem wszystko to razem tworzy ludzki los. Nie jest to książka uczona, lecz taka jak książki, które uczą rzeczy elementarnych. Ten, który ją napisał, nie zna absolutnej prawdy i często myli się w szczegółach. Bo jest człowiekiem. Ale szuka bezwzględnej prawdy i nie wstydzi się, kiedy się myli w szczegółach. Bo jest człowiekiem. Więc ta książka będzie taka, jak dawne zielniki, które prostymi przykładami pragnęły odpowiedzieć na pytanie, co trzeba robić, gdy kogoś boli serce albo gdy Bóg go opuścił.

A kto to wie lepiej, niech lepiej to powie.

O WARTOŚCI ŻYCIA

Wartość życiu może nadać jedynie służba sprawie człowieka. Brzmi to cokolwiek oschle i ogólnikowo. Ale to jedyna prawda, jaką poznałem, z wszystkimi następstwami. Nikt nie może siedzieć, jak byczek Fernando, na kwitnącej łące i bezkarnie wąchać pięknych kwiatów. Jesteś człowiekiem, musisz więc żyć po ludzku, pośród ludzi.

Żyjesz po ludzku, jeżeli żyjesz sprawiedliwie. Jeżeli u spodu każdego twojego uczynku i słowa leży ten oto zamiar — nie szkodzić ludziom. Jeżeli usiłujesz — nie zwracając na siebie uwagi i nie popisując się — pomagać ludziom. Czasami tylko w ten sposób, że nie przemilczasz prostych prawd. Czasami, że nie przekazujesz dalej cudzych kłamstw. Czasami jedynie przez to, że nie mówisz tak, kiedy wszyscy wołają tak, tak! Nie godzić się — przez całe życie, konsekwentnie — z kłamstwem większe to bohaterstwo, niż okazyjnie, bijąc się w piersi, głośno przeciwko niemu protestować.

Tylko wtedy spoczniesz w spokoju na łożu śmierci, jeżeli każdego dnia, w pełni tego świadom, służyłeś prawdzie. Czasami prawda jest prosta i skromna. Lecz ty nie przebieraj. Taka jest wartość życia.

O TYM, JAK TRZEBA ŻYĆ I PISAĆ

Każdy mędrzec, którego myśli udało mi się poznać, uczył, że należy tak żyć i pisać, jakbyśmy każdą naszą czynność wykonywali w życiu po raz ostatni, jakby po każdym napisanym przez nas zdaniu śmierć miała postawić kropkę. Jedynie świadomość śmierci, pozbawiona czułostkowości, lęku i nierozumnego tchórzostwa, nadaje naszemu życiu i pisaniu prawdziwego dostojeństwa. Trzeba żyć i pisać z wiarą w nieodwracalność losu, a więc spokojnie, bardzo uważnie, z jednakową siłą obserwując świat i nas samych, nasz rozum i naszą namiętność, ludzkie zamiary i nasze związki z wszechświatem. Jest to jedyna postawa godna człowieka — sam Bóg więcej nie żąda od nas. I nie ma większego grzechu ni bardziej daremnego trudu, niż chcieć czegoś więcej lub czegoś innego nad to, czego Bóg żąda od nas.

O LUDZKIM CHARAKTERZE

Najciekawszym zjawiskiem, z jakim spotykamy się w życiu człowieka, jest jego charakter. Nic nie jest tak interesujące, zaskakujące, nieobliczalne, jak proces, w którym człowiek zdradza właściwości swojego charakteru. Cokolwiek przedstawia świat — krajobrazy i cuda natury, nieprzejrzane odmiany ziemskiej fauny i flory, nic nie jest tak swoiste, jak charakter jednego czy drugiego człowieka. Kiedy naszą ciekawość, z jaką obserwujemy rzeczy tego świata, przeniesiemy na człowieka, od razu poczujemy, że poznanie ludzkiego charakteru było prawdziwym zadaniem naszego życia. Wszystko inne, co poznaliśmy, jedynie wzbogaciło naszą wiedzę. Lecz nasza dusza wzbogaci się tylko poprzez poznawanie charakterów. Jest to bowiem najbardziej bezpośrednie ludzkie doświadczenie, tak — charakter to człowiek.

A skoro charakter — to człowiek, daremnie próbujemy go zataić; bo człowiek w równie znikomym stopniu może ukryć swój charakter, jak jakaś czapka - niewidka zdolna jest ukryć istotę jego ciała. Do jakiegoś czasu możemy nosić sztuczne brody i chodzić w przebraniu, lecz w jednej chwili spada z nas wszelki kostium i ukazuje się prawda. W końcu jeden gest, jedno słowo, jeden postępek odsłania nasz prawdziwy charakter — bal maskowy może być tylko krótkotrwały. Natomiast spotkanie z prawdziwymi właściwościami charakteru jest największym ludzkim przeżyciem.

O TYM, CO JEST PRAWDZIWYM ŻYCIOWYM DOŚWIADCZENIEM

Zatem prawdziwe ludzkie doświadczenie sprowadza się przede wszystkim do poznania samego siebie. Poznawanie świata jest interesujące, pożyteczne, niepokojące lub pouczające; poznanie nas samych jest najdłuższą podróżą, najbardziej poruszającym odkryciem, najbardziej kształcącym spotkaniem. Podróż do Rzymu czy wyprawa na Biegun Północny nie są tak zajmujące, jak dowiedzenie się czegoś istotnego o naszym charakterze, a więc o prawdziwej naturze naszych skłonności, o naszym stosunku do świata, do dobra i zła, do ludzi, do namiętności. Od czasu, gdy mój umysł dostatecznie dojrzał, szukam w życiu już tylko tego jednego doświadczenia.

O POZNANIU CIAŁA

Równocześnie z poznawaniem naszego charakteru winniśmy poznawać naturę naszego ciała. Ale tylko tak, jakby to była natura złego i niewiernego sługi. Nasz charakter jest panem, nasz umysł wydaje rozkazy; ciało jest tylko sługą. Tak też należy się z nim obchodzić, rozumnie i godnie, bezstronnie i surowo, jak ze sługą, który w każdej chwili jest skory do niewierności, ucieczki i buntu. Musimy poznać jego naturę, skłonności i, na ile to możliwe, pojednać go ze światem, z perspektywami, z odwiecznym rytmem życia. Sługą jest ciało i jest całkiem dziecinne. Skłonności naszych organów są tak pierwotne, jak żądania małego dziecka. Ciało domaga się wszystkiego, każdej przyjemności, nieprzerwanie żąda wszelkiego rodzaju zaspokojenia. Wtedy trzeba obchodzić się z nim surowo. Materia, z jakiej jest wykonane, zachowuje więzy krwi z ziemią, wodą i gwiazdami; w ciele jest coś odwiecznego, a jednocześnie tak śmiesznie ulega rozkładowi i przemija. W bardzo krótkim czasie, kiedy ów sługa znajduje się pod naszymi rozkazami, musimy poznać jego naturę i jakość, jego tajemnicze potrzeby oraz życzliwie i zdecydowanie dać mu to wszystko, co może być mu niezbędne, by wypełnił swoje zadanie i nie mącił naszego umysłu ani nie wadził naszemu charakterowi. Zaś sam charakter niech nie toleruje żadnego buntu niewolników.

O ZMYSŁACH

Rozumiem to tak — musimy zachować godność wbrew naszym zmysłom. Jedynie dzięki ostrożności i godności oraz doświadczeniu możemy pozostać panami naszych zmysłów. Kto jest gwałtowny wobec siebie, ponosi klęskę. Wojsko zmysłów to jest dzika horda. Zmysły walczą przeciwko człowiekowi wszystkimi sposobami, niczym zapaśnicy catch - as - catch - can, nie przestrzegają żadnych reguł gry, kopią, szczypią i gryzą. W ich buncie jest coś trwożliwego i zarazem wspaniałego. Człowiek żyje dopóty, dopóki są w nim namiętności. Ale namiętności można wychowywać. Samolubstwo, lubieżność, cielesne głody można zaczarować w coś człowieczego. Zachłanność można przekształcić w pożyteczną człowieczą wolę. Tak jak można oswoić wiatr, ogień i światło, i stosowne siły oddać w pożyteczną służbę człowiekowi — nawet jeżeli są tak potężne, iż biczują morze, podpalają lasy i miasta — człowiek jest silniejszy! — tak samo można poskromić siły i namiętności, które przenikają na wskroś ludzkie ciało, panują nad naszymi sercami i nerwami. Te dzikie siły można wychować tak, by służyły człowiekowi. Ku temu trzeba wiele doświadczenia, wiele smutku, wiele woli i nadludzkiej siły.

O LUDZKIM ZACHOWANIU SIĘ

Jakakolwiek postawa, która wyraża się chęcią zbudowania własnego ładu życia, porządku dnia poza porządkiem ludzkim, nie jest prawomocna. Sprawy i postępki świata mają dla człowieka sens dopóty, dopóki chcą wpływać na ludzi i współdziałają z ludzkim światem. To współdziałanie może być bezpośrednie i pośrednie. Jednakże nikt nie ma prawa żyć tylko dla siebie, a nawet tylko dla siebie tworzyć.

O TYM, ŻE CZŁOWIEK JEST CZĘŚCIĄ ŚWIATA

Człowiek, w swojej niezmierzonej pysze i próżności, skłonny jest wierzyć, że może żyć nawet wbrew prawom świata, może je zmieniać i bezkarnie buntować się przeciw nim. To tak, jakby kropla wody powiedziała — jestem inna niż morze. Albo iskra — mnie ogień się nie ima. A przecież człowiek nie jest niczym innym, niż zwyczajną częścią składową świata, jest materią, która psuje się tak samo, jak mleko albo mięso z niedźwiedzia, jak wszystko, co w jednej chwili pojawia się na wielkim targowisku świata, by później, w następnej chwili, trafić na śmietnik lub do kloacznego dołu. Człowiek w swojej cielesnej istocie nie jest elementem świata wyższego rzędu; raczej tylko sumą materiałów, skazanych na nędzny rozkład. Kamień, metal dłużej żyją niż człowiek. Dlatego to wszystko, co znaczymy w świecie dzięki naszemu ciału, jest mało ważne. Jedynie nasza dusza jest silniejsza i trwalsza niż kamień i metal — dlatego nigdy nie wolno patrzeć na siebie inaczej, niż przez pryzmat duszy. Ta siła, która się objawia w podlegającej zepsuciu materii ciała, jest nie tylko częścią świata, lecz całym jego sensem. Tą siłą jest dusza człowieka. Wszystko inne, cokolwiek znaczymy w świecie, i jakkolwiek się światu prezentujemy, jest śmieszne i żałosne.

O PRZESĄDACH

Nie wolno żyć przesądami. Piątek, trzynastkę, rzucanie uroku, wróżbiarskie objaśnianie liczb i znaków przynieśli na nasz świat gnostycy, niezborne, chaotyczne sekty, Syryjczycy i aleksandryjscy kuglarze, zezowaci objaśniacze pisma, obłudni zapaleńcy z pianą na ustach, napływający do wczesnochrześcijańskiego Rzymu. Młode chrześcijaństwo nie miało jeszcze dość siły, aby pobić tych, którzy rzucają urok, na piątek mówią — zwykły dzień, na trzynastkę — liczba jak inne. Były to czasy zamętu i fermentu. Stoicy już nie rozkazywali w Rzymie, chrześcijanie jeszcze nie panowali. Zagubiony człowiek był przeciwny naturze w ogóle i swojej w szczególności. Bał się, skowyczał, oddawał przesądom i czarom. Jesteś człowiekiem, masz wiarę, wiesz, że za zjawiskami jest porządek, wyższy rozum. Wzgardź zabobonami.

Ale wiedz i to, że dumna świadomość twojego umysłu i wiary nie dyscyplinuje i nie trwoży tajemniczych sił tego świata, które od twojego urodzenia aż do śmierci skradają się i czają wokół ciebie. Wypadek, zgodność liczb, prawo wielkich liczb, ziemia, powietrze, niezrozumiałe zamiary i plany słonecznych promieni, wszystko to nie daje się ogarnąć wzrokiem. Dlatego możesz zachować w sercu odrobinę pokory i drżenia. Świat nie jest tylko ciemny i jasny, o nie; świat jest zmącony. Jest w nim nie tylko słoneczny promień, blask i ciepło; są też demony (Goethe wierzył w demony). Świat jest nie tylko rozumny i konsekwentny; gdzieś tam w zjawiskach ukrywają się również czary. Nie możesz być przesądny, albowiem to nie przystoi człowiekowi. Ale też nie możesz całkowicie pogardzać przesądami, bo to nadludzka, niestosowna pycha. Już raczej powinieneś się do przesądów odnosić z łagodną ironią, jak ktoś, kto się uśmiecha — ale i trochę boi.

O SYSTEMIE, KTÓRY POZNAJEMY PÓŹNIEJ

Starszy wiek, mijające lata naprawdę dają coś w zamian za to, że w ciągu życia znosiliśmy mordęgę, upokorzenie i bolesne baty. Dają nie tylko doświadczenie, bowiem doświadczenie samo w sobie nie ma wiele wychowawczej energii, co możemy dostrzec w życiu na każdym kroku — ludzie, którzy posiadają tragiczne doświadczenia, popełniają te same nieszczęsne błędy także wtedy, gdy z góry znają ich następstwa. Nie, starszy wiek ma tę wielką zaletę, że z naszych doświadczeń potrafimy zbudować system, jeśli nie jesteśmy zupełnie głupi i podli, i nie zamierzamy być siwymi pajacami, wyśmiewanymi i lekceważonymi przez innych ludzi! Jak wędrowiec, który w czasie swych wędrówek poznał skomplikowany system górski i dotarłszy na najwyższy szczyt, przenika spojrzeniem strukturę okolicy, ogarnia wzrokiem geologiczne prawidłowości powiązanego pasma szczytów górskich, tak i my z mijającymi latami widzimy system we wszystkim, co dzieje się w naszym życiu i w życiu innych ludzi. Ta przenikliwość spojrzenia, która przychodzi z upływem lat, jest największym zadośćuczynieniem, jakie możemy zyskać w trakcie poznawania ludzi i spraw tego świata.

O TYM, ŻE CODZIENNIE MUSISZ IŚĆ DALEJ

Jako że jesteś wędrowcem, codziennie musisz iść dalej drogą, która jest twoim jedynym celem, a więc prowadzi do poznania twojej duszy i boskiej treści, ukrytej w twojej duszy. A to niełatwe. Pomyśl tylko, jak wiele różnych pokus nęci cię, byś zaprzestał drogi, abyś odpoczął, abyś zajął się czymś innym! Na skraju drogi stoi piękna kobieta i powabnym uśmiechem daje ci znak. Twoje ciało i zmysły reagują na to wezwanie, chciałbyś stopić się z tym ciałem, oddać się słodkiemu odurzeniu rozkoszy. Ale powinieneś wiedzieć, że po czczych i rozkosznych chwilach przychodzi pustka i bezradność. Bo twoja dusza chce czegoś innego i kiedy swoje ciało nakarmisz piekącymi przyprawami innego ciała, dusza pozostanie głodna i spragniona. Po drodze trafią ci się pieniądze, ordery, tytuły, stanowiska — ale co z tym wszystkim poczniesz, skoro względy, fatyga, stracony czas, które są ceną za uznanie świata, odrywają najlepsze siły twojej duszy od trudu boskiego poznawania? Kompani na poboczu drogi coś wykrzykują, wołają cię, zachęcają do złośliwego uczynku — co możesz zyskać na tych wszystkich interesach i zabawach, kiedy tak tkwisz przy biesiadnym stole albo przy stole gry, a twoja dusza pyta cię udręczonym szeptem — dlaczego tutaj marnujesz czas? wszystko to jest dziecinne i żałosne. musisz iść dalej, przecież masz swoją sprawę. Podobnie zwraca się do ciebie życie, codziennie, w każdej chwili — namawia cię, abyś odpoczywał, oddawał się rozkoszy, sycił się próżnością i władzą. A przecież nie to jest twoją powinnością! Jesteś wędrowcem i każdego dnia musisz iść dalej. Nie możesz wiedzieć, jak długo będziesz żył i czy w ogóle będzie czas na to, byś dotarł do ostatecznego celu twojej drogi, poznania własnej duszy i tego, co boskie. Dlatego codziennie idź dalej, nawet w biedzie, nawet z okaleczonymi stopami. Bo jesteś wędrowcem.

O POKUSIE I DOŚWIADCZENIU

Na pytanie, czy doświadczenia życiowe uzbrajają nas przeciwko tanim lub niebezpiecznym, odzywającym się z wielką siłą pokusom, trzeba odpowiedzieć przecząco. Takimi pokusami są — fałszywa ambicja, rozliczne pasje — jak miłość, publiczne występy, światowy sukces, podniety zmysłów, przesadne, szkodliwe dla naszego zdrowia obżarstwo, pijaństwo i środki odurzające, cielesne namiętności i bardziej od nich szkodliwe i niebezpieczne dewiacje ducha i charakteru, jak choćby żądza zemsty, zakłamanie i chciwość. Wszystkie te niebezpieczeństwa i powaby uwodzą człowieka z zawziętą powtarzalnością, w każdym okresie życia. Doświadczenie, które uczy, że wszelka przesada, kłamstwo i nieczysty zamiar prowadzą do oszustwa, obrzydzenia, upokorzenia i choroby, nie daje nam gwarancji, iż nie staniemy się ofiarami pokus. Przed upadkiem może nas ochronić jedynie wierność naszemu charakterowi, a nie nasze doświadczenia. W przyrodzie nie występuje bezwzględne dobro i zło; lecz dla człowieka bezwzględnie złe jest to, czego nie potrafimy bezkarnie pogodzić z naszym charakterem. A więc i w tym przypadku, jak zawsze, gdy musimy się na coś zdecydować, nie badajmy kwestii, czy nadarzająca się pokusa jest sama w sobie dobra lub zła, lecz spytajmy wprost — czy to, co zamierzamy zrobić, jest zgodne z naszym charakterem? Doświadczenie życiowe nie jest tak ważne, jak gruntowna i bezwzględna znajomość naszego charakteru. Są ludzie niedoświadczeni, którzy wszakże pozostają wierni swojemu charakterowi i dlatego nie oblewają egzaminu przed światem, i są też stare, szczwane lisy, które nie potrafią dostosować pragnień do swojego charakteru, i dlatego co rusz ponoszą porażkę i haniebnie padają na nos.

O NAMIĘTNOŚCI

Wierzyć w to, że możemy uciec od namiętności, jest takim samym szaleństwem, jakby ktoś wierzył, że można zbudować dom z piasku w środku pustyni, kryjówkę przed samumem.

Namiętność jest bowiem tak samo sensem naszego życia, jak rozum, umiar i rozważna obrona. Tylko ten może być pełnym człowiekiem, z mądrą uległością respektującym porządek przyrody, kto szczerze i na miarę własnej natury potrafi powierzyć samego siebie porywom swego ciała i charakteru. Ale nie stanie się zwierzęciem, zna bowiem granice, których musi się chwycić zębami i pazurami, gdy — na krawędzi rozumu — atakuje go trąba powietrzna. Nie wypieraj się własnego ciała, ale obchodź się z nim godnie i wyniośle, jak poskramiacz z dziką bestią. Nie wypieraj się żądz, lecz wyznacz im zakres. Nie wypieraj się zmysłów, lecz stań w samym ich centrum, jak kapitan pośród zbuntowanej załogi na statku miotanym przez burzę — surowy i rozumiejący, nieubłagany i bohaterski. Nie możesz zrobić nic innego. To wszystko, co może uczynić człowiek.

O OPIESZAŁOŚCI W CZYNIENIU DOBRA

Prawdziwą przyczyną większości ludzkich bied, niepowodzeń, beznadziejnych, haniebnych i złowróżbnych sytuacji nie jest zło tkwiące w człowieku, lecz po prostu gnuśność. To swego rodzaju lenistwo, które wychodzi na dobre, o czym mówi Biblia. Zabójca jest dość rzadkim ludzkim fenomenem. Do zabójstwa bowiem potrzebna jest siła, indywidualność, wyobraźnia, wielkie pasje. Przed zabójcami można się bronić. Lecz częściej spotyka się człowieka, przed którym nie można się bronić, który milionkrotnie pomnaża ludzkie biedy i tragedie, ten poczciwy i gnuśny osobnik, który odwraca głowę, gdy widzi podłość lub bezprawie, nie zadzwoni, choć wie, że ten telefon mógłby czemuś zapobiec, raczej ostrożnie obejdzie nędzę i bez słowa pójdzie dalej, mimo iż bez specjalnej ofiary, bez wysiłku mógłby przywrócić komuś chęć do życia lub pomóc biedakowi. Człowiek, który staje do walki ze światem w interesie własnej tyranii, nie jest tak niebezpieczny, jak uprzejma, obłudna i przemyślna przeciętność, mrucząca ugodowość i tchórzliwe, a też leniwe samolubstwo. To jest grzech główny. Tego rodzaju człowiek czyni świat takim, jaki jest, i jemu możemy być wdzięczni, gdy mając ów zasób doświadczeń, bez specjalnego żalu żegnamy się, w godzinę śmierci, ze światem.

O TYM, ŻE ŚWIAT NAS WOŁA

Ciągły konflikt między przyzywającym mnie, wabiącym światem a obcą moim predyspozycjom, mojej naturze działalnością publiczną spowodował wiele zamętu i powikłań w moim życiu. Bowiem ludzie są istotami towarzyskimi i ta piękna skłonność, jaka w nas tkwi, nie zasługuje na pogardę — dobrze, gdy ludzie poszukują nawzajem swojego towarzystwa, gdy w trakcie inteligentnych rozmów, prowadzonych w przyjacielskiej atmosferze, nawzajem poznają swoje poglądy, i jeśli te spotkania nie dają im nic więcej poza chwilową ucieczką przed samotnością, to już to samo warte było tej odrobiny zmęczenia i niewygody, która jest ceną bycia wśród ludzi. Człowiek jest istotą towarzyską i najczęściej właśnie w towarzystwie rozwija piękne przymioty swego charakteru — ten, kto godnie i cierpliwie rozmawia, kto w przemyślanym i efektownie formułowanym dialogu próbuje poznać poglądy bliźnich o świecie i ludzkich palących kwestiach, kto cierpliwie odpowiada na kontrargumenty, nie wyrokuje przed czasem, dobrze formułuje odpowiedzi i, czy to z grzeczności, czy też dla świętego spokoju, nie jest skłonny odstąpić od tego, co uważał za prawdę — ten w gruncie rzeczy wykonuje najpiękniejsze ludzkie zadanie, kiedy przyłącza się do towarzystwa, poznaje opinie bliźnich i nie przemilcza własnych. Ale raczej chęć ucieczki przed pustką i nudą pcha większość ludzi w krąg bliźnich; bardzo rzadko zdarza się, że po wieczorze spędzonym wśród ludzi nie mamy poczucia winy, jakbyśmy zostali współuczestnikami jakiejś rozpusty lub pijatyki. Bardzo trzeba uważać i w porę unikać zaproszeń do takich domów, których gospodarze oczekują od towarzystwa jakichś — towarzyskich czy zawodowych — dowodów uznania. Na takich spotkaniach uważa się gości za rzadki towar, który gospodarze sprzedają na światowym targowisku próżności.

Zawsze unikałem życia towarzyskiego i wszelkich jego wielkoświatowych czy zawodowych odmian. I nie ociągałem się, gdy trzeba było urazić ludzi, którzy w imię próżności lub fałszywie rozumianej ambicji zapraszali mnie do swoich domów. zapraszać — o, tak, to wielka umiejętność, która wymaga wiele duchowej szlachetności, taktu, znajomości ludzi i sytuacji. Przyjąć czy też nie przyjąć zaproszenia — to także jest kwestią charakteru, jak każda ludzka kwestia.

O TYCH, KTÓRZY W TOWARZYSTWIE WYGŁASZAJĄ REFERATY

Trzeba uważać w towarzystwie na tych ludzi, którzy nigdy nie zwracają się do swoich sąsiadów przy stole, lecz zawsze do całego towarzystwa, chcą, aby każdy z obecnych słuchał każdego ich słowa, pilnie uważają, by ani jedno słowo nie potoczyło się im pod stół, bezustannie opowiadają historie, wygłaszają referaty, aby potwierdzić swoją wybitność i aby oczarować towarzystwo. Takich ludzi mile i chętnie zaprasza się do towarzystwa, ponieważ zajmują uwagę obecnych, zaspokajają ich ciekawość, a niekiedy potrafią stworzyć przyjemny nastrój, ku zadowoleniu zebranych. Lecz są to fałszywi prorocy — nie to jest dla nich ważne, co mówią, nawet nie to, że przekonują tych, do których mówią; ważne jest dla nich tylko i wyłącznie zaspokojenie własnej próżności. Wskazane jest starannie unikać towarzystwa takich ludzi.

O TYM, ŻE CZŁOWIEK CZTERDZIESTOLETNI WIE WSZYSTKO

Powiada Marek Aureliusz, że mężczyzna czterdziestoletni, w którym jarzy się iskra rozumu, przeżył wszystko i wie wszystko, co działo się z ludźmi przed nim i co jeszcze może się z nimi dziać w czasach, jakie nadejdą po jego śmierci.

Szczegóły mogą być rozmaite i odmienne, ale fundamentalne doświadczenie — wspólne dla każdego ludzkiego życia — w ciągu czterdziestu lat faktycznie staje się udziałem każdego człowieka. Bowiem zaznał namiętności, doświadczył stałości praw natury i wie z całą pewnością, że jest śmiertelny. Więcej nie wiedział ani Cezar, ani Antoniusz, ani Marek Aureliusz, i człowiek w ciągu dziejów nie dowie się więcej o sobie samym i o świecie. Wszystko inne to już tylko powtarzanie.

O TYM, ŻE TEN, KTO CZEGOŚ SIĘ DOWIEDZIAŁ, BĘDZIE OBOJĘTNY

Za wiedzą stoi obojętność. Gdy dowiesz się czegoś istotnego o życiu, będziesz spokojny i obojętny.

Ta obojętność nie użala się. Nie oskarża, nie odpytuje, nie domaga się zemsty, ni zadośćuczynienia, ni wyjaśnienia. Wszystko, co ludzkie, jest beznadziejne. Jedynie boskie jest pełnią, jedynie dusza nie jest pozbawiona nadziei. Czegóż innego może chcieć człowiek niźli obojętności, gdy ze swymi ludzkimi pragnieniami zwraca się ku temu, co boskie? Człowiek wtajemniczony jest cichy. Wie, że pomoc jest niemożliwa. Co najwyżej może nie szkodzić — innym i sobie. Czego może się spodziewać ten, kto żyje ku śmierci, a jednocześnie żyje wśród ludzi, a więc żyje w sprzeczności? Jeżeli jednak potrafi nakierować swoje serce na spokój i pokorę — zazna nieomal pocieszenia i słonecznej pogody.

O WYGODZIE I SAMOTNOŚCI

Na próżno mówimy — nie ma znaczenia ani nagana, ani uznanie świata! wszystko przemija! — jeśli w głębi duszy nie czujemy, że sumiennie wypełniliśmy naszą powinność wobec świata. Dobrze znam ten rodzaj samooskarżenia. Nie tak trudno jest zrezygnować z tego, co oferuje świat — z próżnego uznania, z niezliczonych zabaw, z możliwości zaspokojenia aspiracji towarzyskich i materialnych — i odgrodzić się od ludzi, i żyć tylko pracą, w ciasnym kręgu spraw, dla których podjęliśmy człowieczą służbę. Zarazem nie tak łatwo to zrobić, ale też nie jest to niemożliwe; nasze wycofanie się mają nam za złe, bo w takiej postawie dopatrują się krytyki i pogardy dla rzeczy tego świata; nazywają nas dziwakami, a jednocześnie pewien szacunek otacza ponurego pustelnika, i właśnie ten szacunek zaspokaja naszą próżność. Poza tym, odgradzając się od ludzi, wyzwolimy się od wielu niedogodności.

A przecież jakiś głos szepcze nam, że postępujemy dla własnej wygody, samolubnie, gdy rezygnujemy ze styczności z ludźmi i, uciekając w wyniosłą samotność pustelnika, błąkamy się po pustyni naszego dzieła i naszego sposobu bycia. Po pierwsze, każdy pustelnik — wedle francuskiego przysłowia — który dokładnie zna rozkład jazdy, jest podejrzany; większość z tych, którzy się stali pustelnikami, czy to wskutek obrazy, czy też na skutek kompleksu niższości, doskonale zna czas odjazdu pociągów, które mogą ich z powrotem zawieźć do świata! — a wokół większości wielkich samotników unosi się aura próżności, niczym zorza polarna, która tylko lśni, ale nie ogrzewa i nie daje światła. Wreszcie nie każdy ma prawo być samotnikiem. Tylko ten ma prawo do samotności, tylko ten ma rzeczywiście prawny tytuł do odgrodzenia się od ludzi, kto w ten sposób lepiej potrafi służyć sprawie człowieka. Nikt bowiem nie ma prawa być samotnikiem z powodu spleenu, uporu albo próżności. Ale jeśli natura naszego temperamentu lub charakter naszej pracy, którą chcemy służyć człowiekowi, są takie, że niezbędna jest nam samotność, wtedy i tylko wtedy możemy unikać towarzystwa ludzi. Wszelako taki robotnik i taka praca są czymś rzadkim, i człowiek, który wybiera samotność, najpierw powinien gruntownie rozliczyć się z własnym sumieniem.

O TYM, ŻE O WSZYSTKIM ROZSTRZYGA CZAS

Kiedy życie, jakaś ludzka sytuacja zmusza cię do podjęcia decyzji, pamiętaj, abyś ją podjął w granicach prawa zmian, ponieważ każda decyzja tylko w czasie otrzymuje ostateczną moc i postać.

Decyduj się, ale nie tak znów bezwzględnie! Nie za wszelką cenę! Nie tak zupełnie! Daj ludzkiej decyzji tę możliwość gry, jaka jest konieczna, aby mogła dostosować się do świata i czasu, a także usytuować się pomiędzy ludzkimi zamiarami a prawami zmiany. Nie chciej przysięgą, gwoździami i młotkiem przytwierdzić raz na zawsze tego, na czym ranek i noc stale coś zmieniają, na czym również twoje serce i rozum — dzisiaj, jutro, wiecznie — coś polerują, zmieniają, przetwarzają. Daj decyzji czas i przestrzeń, aby znalazła swoje prawdziwe miejsce i formę w świecie. Decyduj, ale nie za bardzo! Decyduj się, ale nie bezwarunkowo! Działaj, ale jednocześnie wszystko powierzaj czasowi. Zobaczysz, na drugi dzień albo za rok, że nie ty decydowałeś, lecz ta wielkość, w której rozstrzyga się każda ludzka sprawa — czas.

O PRÓŻNOŚCI

Czy najwięcej i najokrutniej nie cierpiałeś z próżności? Czy nie chciałeś stale czymś się popisać? Biegłością umysłu i ducha, albo też innymi, bardziej podejrzanymi i śmieszniejszymi, uzdolnieniami, towarzyską przebojowością, swoim entree lub znajomością ludzkich rzeczy? Kręciłeś się na targowisku świata i byłeś tak śmieszny, jak clown na posypanej trocinami cyrkowej arenie, kiedy naśladuje niebezpieczne pokazy poskramiaczy zwierząt i siłaczy. I dlaczego nigdy nie pomyślałeś, że poklask, jaki możesz zdobyć, jest tylko przypadkowym poklaskiem nudzącego się, zawistnego i dziecinnego tłumu? Jedna chwila samotności, samopoznania, kiedy przezwyciężyłeś próżność, więcej dała tobie i światu niż wszystkie żałosne przedstawienia, jakie dawałeś przed światem. Jeden gest pokory jest bardziej bohaterski niż wszystkie cyrkowe numery, jakie ludzie oklaskują. Pomyśl o tym, póki nie jest za późno.

O TYM, ŻE PIĘKNO JEST KRUCHE

Jesteś niespokojny, bo twoje zmysły drażni i prowokuje ta piękna, młoda kobieta, i obawiasz się, czy swojej urody i młodości nie dzieli z innymi? A czegóż ty się po niej spodziewasz? Jakichś ślubów klasztornych, ponurej wierności? Nie po to jest piękna i młoda. Pomyśl tylko, jak wielką troską i zmartwieniem jest dla niej to kruche piękno i ta przemijająca młodość, ten okrutny dar, jakim Stwórca ją pobłogosławił i ukarał — to piękno, które z każdym dniem, z każdą chwilą zmienia się, przemija, staje się coraz bledsze i kruchsze? Czy ona może myśleć o czymś innym, czy może oddać swoje serce czemuś innemu niż własnemu pięknu i własnej młodości, czy może zajmować się czymś innym, prawdziwie i bez reszty, wedle swego serca i dla swojego dobra? To tak, jakbyś chciał zatrzymać słoneczną chwilę poranka albo swoiste oświetlenie morza, jakbyś życzył sobie, aby świat na wieki pozostał właśnie taki! Ucz się skromności, ciesz się pięknem, ale nie oczekuj od niego więcej nad to, co może dać. Natomiast ciepła życia szukaj gdzie indziej — piękno jest zimnym płomieniem, nie można się przy nim ogrzać.

OGÓLNIE O CHOROBIE

Chorobę należy przyjmować z taką samą pokorą, z jaką przestępca przyjmuje zasłużony i sprawiedliwy wyrok. Albowiem choroba zawsze wynika z konfliktu naszego charakteru, natury, gniewu i namiętności, słabości i grzesznych skłonności. Jeżeli na ulicy potrącił cię tramwaj, również i ty jesteś przyczyną tego wypadku — dlaczego nie byłeś bardziej czujny, rozważny i przezorny niż nieprzyjazny świat!

Nie mówię, że zachowując zdwojoną czujność, rozwagę i przezorność, możesz uniknąć choroby. Choroba jest jednym z naturalnych rekwizytów i instrumentów życia, które wszystko stwarza i wszystko niszczy. Jednakże tryb egzekucji zazwyczaj wybierasz sobie sam. Natura jest dobrotliwym katem — jeżeli zechcesz, przydzieli ci mądry, pełen godności rodzaj śmierci — ciche zgaśnięcie, powolne wypalenie się. Lecz jeśli nie zachowujesz się stosownie do twojego charakteru — zakładając, że masz dobry, ludzki charakter — przypiecze cię na wolnym ogniu. Pamiętaj o tym, gdy zaatakuje cię choroba.

O TYM, ŻE OSZUKUJEMY LEKARZA

Ile razy szedłem do lekarza, nie umiałem uwolnić się od dręczącego i upokarzającego uczucia, że oszukuję kogoś zacnego, kto zgodnie ze swoją sztuką i znajomością człowieka zajmuje się mną skrupulatnie i troskliwie, lecz całkowicie beznadziejnie. Bowiem wszystko, co mógł mi zalecić — lekarstwa, niezwyczajne sposoby leczenia, woda lub słoneczna kąpiel, proszki i płyny — może nawet leczyło mi nerki, wątrobę albo serce, lecz nie mogło wyleczyć tego, co jest jedyną przyczyną mojej choroby — mojego trybu życia, który wynika z mojego charakteru, z głębi mojej natury i z moich skłonności. Dlatego my obaj — lekarz i chory — zawsze się oszukujemy, poważnie i grzecznie, najlepiej, jak potrafimy. Nie można wyleczyć trybu życia, a odmienić go można jedynie na jakiś czas.

Dlatego sama natura, rozumnie, troszczy się o choroby — ponieważ większość ludzi tylko podczas przymusowej kwarantanny, jaką jest choroba, daje wypocząć swoim namiętnościom. il est quelque fois saine d'etre malade — powiedział pewien Francuz. Najwięcej ludzi zmarłoby w wieku czterdziestu pięciu lat, gdyby co jakiś czas nie odpoczęło sobie w łożu boleści.

O UGODZIE

Najważniejsze jest, abyśmy naszą pracę, nasze skłonności i tempo naszego życia godzili z wielkim i odwiecznym rytmem przyrody. Ruch księżyca, zmiana kierunku wiatrów, skwar dnia, prądy nocy, wszystko to tworzy nasz osobisty los, także porządek naszych dni powszednich — człowiek słyszy z bardzo daleka przestrogi i ostrzeżenia, sygnały ostrzegawcze wszechświata… Trzeba żyć jednocześnie ze słońcem i z księżycem, z wezbraniem wód, z zimnem i ciepłem — nigdy przeciwko światu, lecz zawsze w zgodzie z harmonią świata, z powszechnym porządkiem stwarzania i niszczenia. Tylko ci potykają się w życiu, którzy są wewnętrznie głusi na głosy świata.

O TYM, ŻE MUSIMY ŻYĆ TAKŻE SERCEM

Lecz jednocześnie musimy żyć także sercem, tym innym rytmem życia, który jest bardziej tajemniczy i głębiej ukryty, trudniej poznawalny niż porządek, wedle którego toczy się świat. Ten, czyje serce uderza w rytmie osiemdziesiąt razy na minutę, nie może chcieć żyć jak wyczynowi maratończycy. Stale należy słuchać tajemniczych sygnałów Morse'a, wysyłanych przez nasze ciało i charakter, tych subtelnych i energicznych wieści, które określają prawdziwą miarę twojego życia. Komu ambicja i namiętność stępiły zmysły, nigdy już nie usłyszy tych dźwięków. Taki człowiek żyje przeciwko rytmowi swojego ciała, duszy i świata; żyje w sposób niegodny człowieka, a więc nieludzko pokutuje.

O TYM, ŻE MAMY PRAWO ZMIENIAĆ PRZEMOCĄ ŻYCIOWE SYTUACJE

Męczy cię otoczenie i charakter twojej pracy, czujesz, że gdzie indziej, pośród innych ludzi, w innych warunkach potrafiłbyś pracować z większą energią i z prawdziwą satysfakcją. Współżycie z ludźmi wyczerpało cię, rodzina, kochanka, przyjaciele są dla ciebie ciężarem, coraz mocniej pragniesz nawiązać nowe kontakty. Znasz, po ciemku, wszystkie zakamarki swojego mieszkania i masz nadzieję, że w nowym, nowocześniejszym, wygodniejszym mieszkaniu odnajdziesz komfort ciała i spokój ducha. Co więcej, do znudzenia znasz miasto, w którym urodziłeś się, dorastałeś, stawałeś się mężczyzną. Ba, kraj, który jest twoją ojczyzną, poznałeś jak górnik kopalniane szyby, w których przepracował czterdzieści, pięćdziesiąt lat; znasz go nie tylko w poziomie, ale i w pionie, znasz go ze wszystkimi jego niebezpieczeństwami i przepaściami. I słyszałeś o innych krajach, o dalekich światach, gdzie warunki współżycia ludzi są o wiele godniejsze. Dręczy cię zwątpienie, ponagla i popędza pragnienie porzucenia miejsca pracy, rodziny, kochanek, miasta, ojczyzny, aby jednym gwałtownym ruchem wyrwać się z tego wszystkiego, co dotychczas było twoim środowiskiem.

W godzinie próby sprawdź swoje doświadczenia, swój umysł i charakter, a świadom rzeczywistej natury rzeczy tego świata, zbadaj owe pragnienia. Nowi ludzie nie mogą ci dać nic takiego, co mogłoby zasadniczo zmienić twój stosunek do świata; bo tylko ty sam możesz dać sobie coś istotnego. Podobnie w nowym miejscu pracy nadal będziesz pracownikiem i od ciebie zależy, z jaką energią stworzysz sobie w nowej sytuacji odpowiednie możliwości działania.

Wszystko zależy od ciebie. Bo właśnie w tym nowym mieście, w obcym kraju, tam, gdzie warunki współżycia ludzi są o wiele godniejsze, znajdziesz z czasem ten sam ludzki egoizm, chciwość, próżność i złą wolę, to, co w ojczyźnie wydawało ci się nienawistne; bo zrąb ludzkiej natury nie zmienia się za szlabanami, wyznaczającymi granice państwa. Poza tym będziesz tam obcy; a być obcym to zawsze tyle samo, co być nędzarzem; a jedno z praw ludzkich nakazuje, abyś zawsze, bezwarunkowo, pozostał wierny swojej ojczyźnie, nawet wtedy, gdy ta ojczyzna, wzorem tyranów, niegodnie traktuje swoje dzieci.

Kiedy zatem masz prawo zmieniać okoliczności swojego życia, sytuacje, ramy? W każdym razie nie wtedy, gdy spodziewasz się, że dzięki takiej właśnie decyzji zaspokoisz swoje pragnienia, skończysz z nudą i weźmiesz odwet. Zostań tam, gdzie postawiło cię życie, wypełniaj swoje obowiązki i napełniaj duszę prawdą; więcej nie możesz otrzymać w nowym świecie ani też na południowych wyspach. Ale jeśli pewnego dnia przekonasz się, że środowisko i warunki twojej pracy, twojego życia nie są zgodne z twoim charakterem — wtedy i tylko wtedy zdecyduj się na zmianę. I wiedz, że w obrębie każdej zmiany pozostaniesz ten sam.

O UBIERANIU SIĘ

W ogóle nie należy przejmować się ubiorem.

O DOBROWOLNYCH ŚLUBOWANIACH

Te śluby, jakie składamy sobie — od jutra nie robię tego czy tamtego, żyję tak albo siak, nie zajmuję się tym czy tamtym — być może należy przemyśleć jeszcze gruntowniej, niż przyrzeczenia składane innym ludziom. Bowiem dane komuś słowo możemy odwołać, jeśli widzimy, że świat zmienia się wokół naszego słowa, inaczej sytuują się ludzkie sprawy wokół idei, uznanej kiedyś za prawdziwą i wyznawanej dobrowolnie. Prawda również się zmienia. Ale słowo dane sobie znaczy tyle, że zawarliśmy umowę z naszym charakterem, który się nie zmienia, i dlatego nie można zmienić zawartej z nim umowy. Gdy świat wzgardzi nami, bo z jakiejś przyczyny tyczącej kwestii sumienia nie potrafiliśmy dotrzymać danego słowa, to tę wzgardę da się przeżyć, ponieważ z dwóch układających się stron świat wcale nie jest wzorem cnót. Jeśli natomiast oszukujemy własny charakter, to i wtedy da się dalej żyć, ale nasza wewnętrzna postawa będzie niepewna, grzeszna i chwiejna.

O RYTMIE ŻYCIA

Nieustannie zmieniać rytm życia. Świadomie i uważnie wymieniać pracę i odpoczynek, niedostatek i dostatek, trzeźwość i odurzenie, ba, nawet zmartwienie i radość; świadomie wstawać od nakrytego stołu życia, kiedy najwięcej wysypuje się z rogu obfitości, świadomie sprzęgać ze sobą troski z zadaniami, które mają energię wychowawczą. W żadnej sytuacji nie stawać się butnym. Fundamentem wszystkiego jest boska myśl, duch, który rządzi światem; i ten duch nie znosi żadnej zadufanej w sobie przyjemności, zarozumiałego zadowolenia, ślepawego, leniwego samozaspokojenia. Zawsze kształtować się i zmieniać, dostosowywać się i coś ofiarować, zawsze dawać, gdy coś otrzymujesz, cokolwiek zdobyłeś, zawsze, tak czy inaczej, przekaż drugiemu… Byleby nie żyć w pewności. Zawsze oczekiwać burzy i pożaru. A kiedy nawiedza nas burza i pożar, nie dziwić się i nie lamentować. Spokojnie mówić — zdarza się. I gasić, i bronić się.

O TYM, ŻE NICZEGO NIE TRZEBA SIĘ BAĆ

Jeżeli bronisz dobrej sprawy, czegóż możesz się bać? Bo i cóż ci się może przydarzyć? Powalą cię, oczernią, zhańbią? Oskarżą, fałszywie osądzą? Nic nie zmieni faktu, że broniłeś dobrej sprawy, a przeto dobre było i to, co zrobiłeś, gdy włączyłeś się w obronę dobrej sprawy. Zatem nie przejmuj się niczym i nikim, jedynie racją tej sprawy, której powinieneś bronić. W końcu, w obliczu prawdy są bezsilni. Mogą cię powalić, ale nie mogą pokonać, mogą cię oskarżyć, ale nie mogą wmówić ci kłamstwa. Mogą ci odebrać życie, ale nie mogą odebrać prawdy. Tylko wtedy nie jesteś w życiu samotny, gdy bronisz dobrej sprawy. W tym procesie nie ma zapłaty ni nagrody. Ale nie ma też ugody. Dlatego nie bój się wypowiadać tego, o czym w głębi duszy jesteś przekonany, że jest prawdziwe.

O TYM, ŻE JESTEŚMY WOLNI

Kiedy stoisz naprzeciw możnowładców, zawsze myśl o tym, od kogo ci ludzie otrzymali władzę. I co właściwie mogą uczynić przeciwko tobie. Odebrać ci dobra, wolność, życie? I co potem? Drobniutki mikrob, zakaźna bakteria także może pozbawić cię życia, które jest kruche i nietrwałe jak życie owadów. Nie, najpotężniejszy pan nie ma prawdziwej władzy nad twoją duszą, dlatego jest bezradny, jeżeli ty jesteś sprawiedliwy, a on niesprawiedliwy. Tylko wtedy może uczynić coś przeciwko tobie, jeżeli przyłapie cię na występku, a sam jest sprawiedliwy. Dlatego nie myśl o tym, co powiesz możnowładcy, ani o tym, jak się zachowasz; myśl o tym, że jesteś wolny, dopóki jesteś sprawiedliwy, a możnowładca jest bezsilny wobec twojej prawdy.

O TYM, ŻE MĘDRCY TEŻ UMIERAJĄ

Każda książka, która uczy, jakie przyjąć stanowisko i jak się zachować wobec śmierci, ma w sobie posmak czegoś upokarzającego i zniechęcającego. Cała ta ars beatae moriendi, wszyscy mędrcy — pogańscy w starożytności i chrześcijańscy w średniowieczu, stoicy, wyznawcy wiary, humaniści, przyrodnicy czasów nowożytnych — usiłują wpoić nam przekonanie, że śmierci w ogóle nie należy się bać. Jedni proponują — jako obronę i postawę — pychę i wyniosłą godność, drudzy mądrą łagodność i akceptację, jeszcze inni obojętność, jedni uwielbienie, tęsknotę, jakby śmierć była najwyższym dobrem, zbawczym biletem wstępu na drugi świat, przy czym wcale nie musimy się aż tak bardzo spieszyć z kupnem tego biletu. Tak mówi Seneka, kiedy uczy obojętności, ponieważ odsłania przed nami, jak to wszystko, co pozostawiamy na ziemi, jest znikome, kruche i niegodne uwagi, tak mówi chrześcijanin Boecjusz, tak też mówi przyrodnik Huxley, kiedy życie i śmierć postrzega jako dwie odmiany swego rodzaju procesu chemicznego. Każdy mędrzec stara się zająć stanowisko wobec lęku przed śmiercią.

To usiłowanie jest ludzkie i wzruszające. I właśnie dlatego zupełnie beznadziejne. Pamiętaj, że mędrcy także umierają. I próżno mówią, że — śmierć to jedynie zmiana — bo nie potrafią tą mądrością uspokoić naszych serc ani też serc własnych. Ich rozum może i uznaje tę prawdę, lecz ich serca pozostają nieukojone. Seneka umiera, szczękając zębami. Nie wstydź się lęku przed śmiercią. Nie wstydź się przyznać, iż sprawia ci ból myśl o tym, że masz pozostawić tę ohydną i wspaniałą pewność, życie, w zamian za nieznaną i złowieszczo niepojętą niepewność, jaką jest śmierć, zaprzestanie, nicość. Możesz się bać, ale spokojnie. Nie lamentuj, ale masz prawo się bać. A zresztą, jeżeli ci to ulży na duszy, możesz sobie lamentować. Nie chciej umierać z godnością, a więc kłamliwie. Umrzyj tak, jak żyłeś — w ludzki sposób, zatem trochę po bohatersku i odrobinę tchórzliwie.

O RZECZYWISTEJ POTRZEBIE

Więcej, o wiele więcej masz żywić się trawą, rośliną, owocem. Mniej, o wiele mniej tłustym i czarnym mięsem! Masz jeść więcej ryb i codziennie żytni chleb. Nigdy nie pić w ciągu dnia żadnych napojów alkoholowych, a jeśli już pijesz, to tylko wieczorem, tylko po posiłku, tylko czyste wino, nigdy o innej porze i nic innego. Jeśli piłeś któregoś dnia, to przez następne dwadzieścia cztery godziny nie waż się tknąć kieliszka. Masz słuchać szumu krwi, kiedy ze szczerym pragnieniem chce wymieszać się z rytmem krwi drugiego ciała. Masz odwracać się od każdej przygodnej pokusy. Masz wiedzieć, kiedy ty chcesz czegoś naprawdę, ty, czyli twoje ciało, twój smak, twój temperament, a kiedy jesteś głodny lub spragniony z żarłoczności, z próżności, z nudy lub kiedy jesteś ciekaw swoich zmysłów.

Masz żyć podług rzeczywistych potrzeb twojego ciała i na miarę twojego charakteru.

O WROGU

Są ludzie tobie obojętni, twoi przyjaciele, twoi przeciwnicy, którzy w imię idei lub przekonania walczą przeciwko tobie. To naturalny porządek życia, tylko w ten właśnie sposób — pomiędzy przyjaciółmi i wrogami, w wielkim tłumie ludzi obojętnych życie ma chwile pięknego napięcia.

Co innego wróg. To nie jest przeciwnik, to coś znacznie więcej. Jakby los wam dwóm kazał zmierzyć się w pojedynku bez żadnego powodu i bez sensu. Wiesz o nim, tak jak on wie o tobie, choć drogi waszego życia, waszych karier nigdy się nie skrzyżowały. Nienawidzi cię, nastaje na twój kawałek chleba, na twoje życie — a przecież nigdy nie zrobiłeś mu nic złego. Przez całe życie unikacie się i szukacie wzajemnie.

Cóż możesz uczynić przeciwko niemu? Nade wszystko staraj się go zrozumieć. On nadaje równowagę twojemu życiu. W przeciwnym razie walka, jaką toczy twoje życie, byłaby niezdarna, koślawa. Potrzebujesz go. Musisz pokonać samego siebie, aby móc pokonać jego. Musisz poznać prawdę, abyś mógł mu przeciwstawić twoją rację. Musisz być lepszy, bo on wierzy i rozgłasza wszem i wobec, że jesteś zły. Bóg wyznaczył go na twojego towarzysza na ziemi. Macie wspólną sprawę, jak dwaj szermierze. Nie przebij go przed czasem — w ogóle go nie przebij. On uczy cię żyć, walczyć, bronić się. Wiedz, że potrzebujesz go.

O KOBIETACH W OGÓLE

KOBIETOM W PODZIĘCE

Dziękuję tobie, która mnie urodziłaś. I tobie, która zostałaś moją żoną. I tobie, trzeciej, dziesiątej, tysięcznej, która posłałaś mi uśmiech, znak czułości, ciepłe spojrzenie na ulicy, na odchodnym; pocieszałaś, kiedy byłem samotny, ukołysałaś, kiedy bałem się śmierci. Dziękuję ci, bo byłaś jasnowłosa. I tobie, bo byłaś biała. I tobie, bo miałaś piękne ręce. I tobie, bo byłaś głupia i dobra. I tobie, bo byłaś mądra i wesoła. I tobie, bo byłaś cierpliwa i wielkoduszna. I tobie, bo swoimi włosami zakryłaś moją twarz, kiedy poniosłem porażkę i chciałem ukryć się przed światem, i tobie, bo ciepło swojego ciała oddałaś mojemu ciału, kiedy marzłem sam na sam z moim życiem. I tobie, bo urodziłaś mi dzieci. I tobie, bo miękkimi palcami zamkniesz mi oczy. I tobie, bo dałaś mi chleba i wina, kiedy byłem głodny i spragniony. I tobie, bo z twojego ciała promieniowała rozkosz. Wielkie dzięki i tobie, bo byłaś dobra jak zwierzęta. I tobie, bo twoje ciało miało ten sam zapach, co ziemia u zarania życia. Wielkie dzięki kobietom, wielkie dzięki.

O OJCZYŹNIE I PAŃSTWIE

Czy możemy nauczyć kogoś miłości ojczyzny? To tak, jakbym powiedział — batem i knutem zmuszę cię, abyś pokochał samego siebie. Ojczyzna — to nie tylko pola i góry, polegli bohaterowie, mowa ojczysta, kości przodków na cmentarzach, chleb i kraj — nie. Ty jesteś ojczyzną, ty od stóp do głów, w całej twej cielesnej i duchowej istocie; ona cię urodziła, ona cię pogrzebie, żyjesz nią i wyrażasz ją w każdej kalekiej, wspaniałej, gorejącej i nudnej chwili, których suma tworzy twoje życie. A twoje życie jest chwilą w życiu ojczyzny.

Nie umiem nauczyć cię miłości ojczyzny — szaleńcem jest ten, kto zaprzecza samemu sobie. Twoja ojczyzna jest osobistością ponadczasową, zwielokrotnioną w wymiarze historycznym. Ojczyzna jest losem, także indywidualnym. To nieważne, czy kochasz ją, czy nie. Jesteście jednią. Ale zdaje mi się, a nawet wiem, że ty… — słowem, uroczyście, w piśmie i na podium — dajesz raczej świadectwo miłości i wiary w państwo. Bowiem niczego nie należy oczekiwać od ojczyzny. Ojczyzna nie daje odznaczeń, ni posad, ani chleba z masłem. Ojczyzna jedynie jest. Ale państwo daje wyśmienite stalle, śliczne breloczki do twojego surduta, pierwszorzędny ochłap, jeżeli sprawnie mu służysz, jeżeli chodzisz wokół niego z kadzidłem, jeżeli — po męsku, z wypiętą piersią — wyznajesz przed światem, że kochasz państwo, także wtedy, gdy łamią cię kołem. Człowieka za coś takiego w ogóle nie łamie się kołem. I właśnie dlatego każda miłość do państwa jest podejrzana. Ten, kto kocha państwo, kocha interes. Ten, kto kocha ojczyznę, kocha przeznaczenie. Pomyśl o tym, kiedy charczysz na podium i bijesz się w piersi.

O HAŃBIE I BÓLU INNYCH

Ten, kto chce, opancerzony, wytrwać — w sposób godny człowieka — w bezlitosnym boju życia, postępuje właściwie, gdy wychowuje samego siebie nie tylko dla bezstronnej i bezwzględnej sprawiedliwości, ale i dla nieustraszonej dumy, w pogardzie dla wszelkiego rodzaju intryg i niebezpieczeństw, patrząc z góry na wszelkie sytuacje, w jakich może znaleźć się człowiek. Wyniosłość nie oznacza w moim rozumieniu aroganckiej obojętności, lecz umiejętność zachowania zimnej krwi przez człowieka rozumnego i z charakterem w obliczu rozmaitych ciosów, jakich nie szczędzi nam życie. Na ludzką nikczemność, nędzę, splot nieszczęśliwych wypadków i tragedii, wszelkie prawdopodobieństwa, jakie każdej chwili czają się dokoła nas, aby obalić to, co — środkami naszej sztuki — budowaliśmy w nas lub w świecie, aby zakłócić spokój naszej duszy, zatruć względne zadowolenie z naszego życia, ukraść to, do czego godziwie doszliśmy — na to wszystko nie można patrzeć z dostatecznej wysokości, obojętnie, okiem chłodnym i wyniosłym.

Jedynie wówczas nie mamy prawa pozostać zimni i wyniośli, kiedy widzimy, że poniżają i dręczą niewinnych. W takich razach niechaj człowiek nie próbuje, niewzruszenie i zimno, spoglądać na ludzką nędzę z wyżyn poglądów, mądrości czy postawy. W swojej sprawie pozostań wytworny, chłodny, nieczuły i hardy. W sprawie nędzy drugich bądź wrażliwy, zapalaj się, działaj — nie wahaj się być ciężarem dla możnych, bądź natrętny, proś, gdy trzeba, nie szczędź siebie, dopuszczaj się wszystkiego, aby pomóc. W sprawie drugich nie możesz być bezstronnie i na chłodno mądry, ni dumny, ni wyniosły. Ból i poniżenie niewinnych zobowiązuje cię do tego, abyś porzucił nagie skały twojego spokoju. Wtedy, tylko wtedy nie masz prawa pozostać samotny i dumny. Dobrze to sobie zapamiętaj!

O SUMIENIU

Tylko sumienie może być twoim sędzią, katem albo protektorem, nikt inny! Gdy piszesz, zdajesz sprawę tylko własnemu sumieniu, nikomu innemu. Obojętne, czego oczekują od ciebie, obojętne, jak cię ukarzą, jeżeli nie dasz im tego, czego się po tobie spodziewali, lub tego, co chcieli usłyszeć! Więzienie i wstyd, pręgierz i sponiewieranie, fałszywe oskarżenie i słowne upokorzenie, bieda i nędza, wszystko to prawdziwie nie dotyka. Tylko twoje sumienie potrafi cię ukarać, tylko ten tajemniczy głos może powiedzieć — zawiniłeś. Albo — jest dobrze. Reszta to mgła, dym, nicość.

O TYM, ŻE NIKT NIE MOŻE OBRONIĆ PISARZA

Wielekroć urządzano na mnie nagonki i inicjowano napaści — w karierze pisarza takie nagonki są nieuniknione, niekiedy przyjmują obrót zgoła niebezpieczny dla jego życia — i przekonałem się, że żadna interwencja z zewnątrz nie może obronić pisarza. Ani żadna władza, ani sąd, ani pomoc kolegów po piórze, ani nawet szczery zapał ludzi mu życzliwych, ani mądrość doświadczonych. Pisarza bronią tylko i wyłącznie jego dzieła. I nawet nie jakość jego dzieł, które często są nierówne, ale zamysł, który prześwietla cały jego pisarski dorobek. Ten zagadkowy promień i siła, które — jakoś tam, czyli względnie — sprawiają, że pisarz jest nie do zranienia. Pisarz tylko wtedy może przegrać, gdy udowodnią mu, że ów zamysł nie był szczery. Wtedy pisarz i jego dzieło popełniają harakiri. Wszystko inne niewiele się liczy — ani oskarżenie, ani obrona.

O CZYTANIU

Czytać należy intensywnie. Czasami powinieneś czytać z intensywnością większą od tej, z jaką pisano tekst, który czytasz. Czytać należy gorliwie, z pasją, z uwagą i bezlitośnie. Autor może paplać, lecz ty czytaj rozumnie; każde słowo, jedno po drugim, tam i z powrotem, wsłuchując się w książkę, wypatrując śladów, które prowadzą w gąszcz, uważając na tajemnicze sygnały, które sam autor mógł przeoczyć, gdy kroczył naprzód w puszczy swojego dzieła. Nigdy nie należy czytać lekceważąco, od niechcenia, jak ktoś, kogo zaproszono na królewską ucztę, a on tylko dłubie końcem widelca w potrawach. Czytać trzeba elegancko, wielkodusznie. Czytać należy tak, jakbyś w celi śmierci czytał ostatnią książkę, którą ci przyniósł strażnik więzienny. Czytać trzeba na śmierć i życie, bo to największy ludzki dar. Pomyśl — tylko człowiek umie czytać.

O PORZĄDKU I OPATRZNOŚCI

Przekonałem się, że u fundamentów ludzkiego życia jest porządek. A ponieważ życie ludzkie jest najbardziej skomplikowaną formą dzieła Stworzenia, można domniemywać, że gdzie indziej również jest porządek — w świecie egzystencji prostszej i prymitywniejszej, w przyrodzie skał, szopów praczy, gadów i planet. We wszystkim jest porządek, rzeczy i sprawy dochodzą do nas także wtedy, gdy nawet nie ruszymy palcem, porządek jest także w tym, że co jakiś czas dajemy znak palcem albo głową po to, by rzeczy i sprawy dotarły do nas, abyśmy my dotarli do pewnych miejsc, ludzi, myśli, z którymi łączy nas coś osobistego i nieuchronnego. Wierzę, że we wszystkim jest porządek.

Ale wierzę również, że za tym porządkiem jest zamysł, którego nie znam. Nazwij go, jak chcesz. Ja nazywam go Opatrznością. Ów zamysł troszczy się o mnie, osobiście, karze mnie, prowadzi, urządza moje sprawy, pcha w głąb, każdej chwili kontroluje, buduje wokół mnie świat i mnie buduje w tym świecie, wykorzystuje mnie. Kto sobie tego z czasem nie uzmysłowi, znaczy to, że jest ślepy i głuchy. Za wszystkim jest Opatrzność — w to również wierzę.

O SPRAWIEDLIWYM ORZEKANIU

Z takim samym poczuciem sprawiedliwości orzekaj we własnej sprawie, z jakim zwykłeś orzekać w sprawie drugich. Względem siebie nie wolno ci być niecierpliwym, niesprawiedliwym, przesadnie wymagającym. Jeżeli chcesz, aby świat uznał twoją ludzką wartość, ty sam musisz ją uznać. Zachowuj się przeto odpowiedzialnie, bądź cierpliwy i wielkoduszny. Nie wymagaj od siebie więcej, ani niczego innego, ani niczego gorszego ponad to, co uważasz za sprawiedliwe względem innych. Nie można być bezwzględnie wymagającym wobec siebie. Staraj się być skromniejszy, wiedz, że twoje siły są żałośnie ograniczone. W pracy, w zaspokajaniu ambicji i wszelkich ludzkich pragnień — miarkuj nie tylko siebie, ale i innych. Nie wystarczy współczuć ludziom; współczuj także sobie. Bo ty także jesteś człowiekiem — tak łatwo o tym zapomnieć pośród powszechnej rywalizacji. Nie tylko inni zapominają; najczęściej ty sam.

O DUSZY I WŁADZY

Palącym pytaniem każdego dawnego filozofa było — co człowiek ma w swojej władzy? I wszyscy odpowiadali jednogłośnie — tylko swoją duszę.

To najstarsza, ba, jedyna prawda, której sens człowiek poznał i uznał za bezwarunkowo prawdziwy. Czas, doświadczenie, odczuwanie i zaduma nie odmieniły tej prawdy. Tylko nasza dusza jest w naszym władaniu, nic innego. Lecz jest to władza nieograniczona. Nikt nie może nam pomóc, nikt nie może nam odebrać władzy sprawowanej nad naszą duszą, nie ma takiego tyrana, nie ma takiego systemu społecznego, prawa naturalnego, które mogłoby nam przeszkodzić, iżbyśmy byli wolni w naszej duszy. Jest to wolność absolutna. I stosując miarę tej wolności, każda inna wolność, jaką może nam dać społeczeństwo, władza i pieniądze, jest ułamkowa i względna.

O LEKARZACH I STRONACH ŚWIATA

W średniowieczu istniało przekonanie, że lekarze przynoszą z sobą choroby do pewnych miejsc, niczym materiał niezbędny do wykonywania ich rzemiosła. Monteskiusz, po kilku stuleciach, przeciwstawił się owemu przesądowi.

Nie lekarze przynoszą choroby, lecz choroby przynoszą lekarzy. Rzeczywiście widzimy, że każdej stronie świata odpowiada inny lekarz. Sposób leczenia, który ma gorących i mądrych zwolenników w Paryżu, nie skutkuje w Konstantynopolu. Lekarstwo, które niezawodnie działa w Oslo, nie działa już tak pewnie w Marsylii i Budapeszcie. Lekarz, który w Londynie przywrócił życiu tysiące chorych, jest bezradny w Bagdadzie, gdy los go tam rzuci. Człowiek choruje i leczy się nie tylko stosownie do swojej natury i obyczajów, ale i części świata, w której żyje. Co w Helsinkach jest środkiem przeczyszczającym, w Chartumie powoduje obstrukcję, a skurcz żyły, który w Budapeszcie bez wątpienia ustępuje pod działaniem piramidonu, w Chinach nie ustępuje, jakkolwiek mandaryn także zażywa piramidon. W Budapeszcie połykamy pół grama chininy, a na Sumatrze nabieramy jej łyżeczkę do herbaty. Wiele przyczyn składa się na to, że człowiek jest chory lub zdrowy. Pamiętaj o tym, kiedy wymyślasz lekarzowi.

O TYM, ŻE ZDRAJCY NIE TRZEBA ŻAŁOWAĆ

W procesie przeciw człowiekowi, kiedy tylko jest to możliwe, należy wydawać wyrok uniewinniający. Tylko wówczas nie, gdy oskarżonego uznasz winnym zbrodni zdrady, zaplanowanej na chłodno i bez pośpiechu.

Już prędzej można wybaczyć zabójcy niż zdrajcy. Zabójca zazwyczaj działa w afekcie i płaci za to całym swoim życiem. Zabójca i ofiara są zwykle ze sobą powiązani wedle ukrytego i niepojętego prawa. Zabójca najczęściej trafia na szubienicę. Ale zdrajca ściska ci rękę, zdrajca patrzy ci w oczy, wypytuje o twoje plany, wzdycha z tobą, jęczy, zaklina się. Nigdy nie wybaczaj zdrajcy. Dla zdrajcy nie miej litości. Kto raz zdradził — wszystko jedno, czy to mężczyzna, czy kobieta — dla tego nie ma już żadnej próby, usprawiedliwienia, rozgrzeszenia. Usuń go ze swego życia. Przyglądaj się jego losowi bez współczucia. Jest bowiem ostatnim z ludzi we wspólnocie i w życiu prywatnym. Nie ma dla niego usprawiedliwienia.

O PODRÓŻY

Nie wolno podróżować samemu. Samotny podróżny wykonuje coś w rodzaju pracy przymusowej. Podróżować można jedynie w towarzystwie taktownym, budzącym zaufanie. Towarzystwo kobiety o duszy wrażliwej i czułej bądź uważnego i cierpliwego przyjaciela uwielokrotnia przeżycia doznawane w podróży, potęguje barwność rzeczy godnych zobaczenia, pomaga zrozumieć to wszystko, co pokazuje nam szlak podróży i sam świat.

Bo człowiek tylko w towarzystwie potrafi oglądać i odczuwać świat. Towarzystwo przydaje ludzkiego wymiaru posępnemu czarowi podróży, ustawicznej zmianie. W latach moich wędrówek po świecie często podróżowałem sam, z małym bagażem, zawsze rozgorączkowany, niespokojny, goniący za czymś. Brakowało mi mądrego towarzysza, który by stał przy mnie w trakcie pełnego niebezpieczeństw i niepokojów doświadczania świata, który by mnie ostrzegał, który by dzielił ze mną posępną samotność zajazdów i obyczaje kolei, przyprawiające o rozstrój nerwowy. W towarzystwie odpowiedniego człowieka możesz odbyć podróż dookoła świata, a będzie ci się zdawało, że wszystko to trwa jedną chwilę. W pojedynkę jedynie wleczesz się przez świat, nawet jeśli jedziesz ekspresem albo lecisz samolotem.

O TYM, ŻE NIC NIE MOŻE CIĘ PRZESTRASZYĆ

Cóż może cię przestraszyć, jeśli twoja dusza jest spokojna? Jeżeli pokonujesz próżność, lubieżność i chciwość? Jakież potęgi mogą cię dręczyć, jeżeli ty sam nie zadręczasz siebie? Czym jest więzienie, jeżeli wolna jest twoja dusza? Czymże jest śmierć, jeżeli poznajesz świat i własną duszę i nie dbasz o błahostki? Doprawdy, byłeś jak dziecko, które jest nieszczęśliwe, bo nie otrzymuje tego czy tamtego. Zawsze myśl tak — nie mam władzy ni majątku, może nawet i zdrowia. a jakiż jestem potężny, jakże bogaty i jaką mam przewagę nad innymi, bo moje pragnienia nakierowałem na prawdę i prawdziwość rzeczy, a moja dusza jest wolna! Tego nikt nie może ci odebrać i nikt nie może ci dać nic więcej.

O NIKCZEMNOŚCI I POMOCY

Skala ludzkiej nikczemności jest tak nieograniczona, temperatura tak wysoka, pomysłowość tak oryginalna i urozmaicona, formy, w jakich objawia się, tak zaskakujące, że niekiedy cofamy się przed nią i czujemy, że jest to największa ludzka siła.

Później przekonujemy się, że gdziekolwiek naciera ludzka nikczemność, tam natychmiast pojawia się ludzka pomoc. Najczęściej ów zamysł pospieszenia z pomocą jest bardziej nieudolny niż nikczemność, bardziej tchórzliwy i niezdecydowany. Trudniej jest zorganizować energię pomocy. Ale zjawia się, nieproszona, niekiedy bardzo zawstydzona, i naraz zmuszony jesteś dostrzec, że w obliczu nikczemności budzi się w człowieku gotowość pospieszenia z pomocą. Czasami za późno. Czasami niedoskonale. Jednak w końcu tryumfalnie. Przekonałem się o tym.

O TYM, ŻE ŻYJEMY PODŁUG LUDZKIEJ MIARY

Czy jesteś zmęczony życiem? Tak, pewnego dnia czujesz, że przychodząc na świat, podjąłeś się zadania ponad siły.

Zbyt wiele było oporu, zbyt wiele nieobliczalnego, nieprzyjaznego, zbyt wiele niegodziwości, beznadziei, zbyt wiele zadań, zbyt wiele cierpień i rozczarowań. A czy nie przychodzi ci na myśl, że właśnie to zbyt, to wiele nadało twojemu życiu rangę i przydało mu wartości? Czy nie czujesz, że miałeś swoje zadanie, osobistą sprawę? Czy nie czujesz, że natura, co tak nierozumnie przesadza i trwoni, wyróżniła cię tym, iż stworzyła cię człowiekiem i wyznaczyła ci zadanie na ziemi podług ludzkiej miary? Czy możesz być inny niż zmęczony? To właśnie było twoją sprawą na ziemi — abyś żył i abyś się zmęczył.

O TYM, ŻE PAKOWANIE SIĘ POSTARZA

Podróżuj, ale z małym bagażem. Podróżuj, ale w każdej chwili pamiętaj, że w podróży nigdzie nie usiedzisz dłużej na jednym miejscu. Nie trać wiele czasu na porządkowanie bagażu, nie zabieraj na drogę zbyt wiele rzeczy. Pakowanie się postarza.

Drobne, uboczne zadania postarzają szczególnie podstępnie. Marudzenie, nadmierne komplikowanie powszedniego ceremoniału, gniew z powodu urwanych guzików, zmartwienie wywołane nie wysłanymi w porę listami, pakowanie się w czasie podróży. Człowiek starzeje się nie tylko dramatycznie — gdy powiewa białymi kędziorami, gdy zwapniają mu się żyły, nie. Człowiek starzeje się przed czasem także wtedy, gdy brudna bielizna już po tygodniu nie mieści się w jego walizce, choć przed tygodniem, wyprasowana, doskonale się w niej mieściła. Podróżuj lekko, jak ptaki. W ten sposób dotrzesz dalej i pozostaniesz młody.

O ROZLICZANIU SIĘ

Pewnego dnia trzeba się rozliczyć ze wszystkiego. Ale to ze wszystkiego. Rzecz to nieuchronna. I jakkolwiek to odkładasz — to, w czym się myliłeś, co jesteś dłużny, przed czym stchórzyłeś, w czym jest twoja wina, z tego wszystkiego rozliczysz się pewnego dnia. Dlatego bezustannie wzmacniaj swoją duszę — bo nie jesteś bez grzechu. A kiedy prowadzą cię na stos, powtarzaj w duchu — jestem niewinny, ale jestem też winny. I rozlicz się dobrowolnie, wprzód, nim tego zażądają — czyń roztropnie, a ludzie będą cię bardziej szanować, jeżeli to uczynisz. Nie zwlekaj z tym rozliczeniem. Bo i na co możesz liczyć? Jesteś człowiekiem, a przeto jesteś winny.

O MARCHWI

Przekonałem się, że drobno utarta, surowa marchew, podlana sokiem cytrynowym, jest nie tylko orzeźwiającym pożywieniem, lecz koi nerwy, a zwłaszcza nerwy oczne. Słyszałem — osobiście tego nie doświadczyłem — że jeden z komponentów marchwi, karoten, pod każdym względem wzmacnia nerwy wzrokowe i niekiedy zapobiega procesowi ślepnięcia, powoduje zanik tworzącego się bielma. Nie jest to pewne, lecz możliwe. Natomiast pewne jest, że podlana sokiem cytrynowym surowa marchew, którą w trakcie posiłku możemy spożywać zamiast sałaty, wzmacnia organizm, orzeźwia, jest w niej coś pożytecznego i uzdrawiającego. I na pewno nie szkodzi. Tak samo polecam obfite spożywanie nieobranych jabłek — jeśli w sezonie, to codziennie jedno — oraz picie soku cytrynowego i pomarańczowego. Zauważyłem, że w tych latach, kiedy pod koniec zimy spożywam obficie marchew, piję sok cytrynowy i pomarańczowy, jestem odporny na przeziębienie i choroby zakaźne.

O LUDZKIM MATERIALE

Przez pięć, dziesięć tysięcy lat nie zmienił się materiał ludzki. Zmieniły się tylko kostiumy, ustroje i warunki życia. To, co jest człowiekiem — dusza i charakter — nie zmieniło się. W mieście Ur, w Babilonie, żyli tacy sami ludzie, jak w dzisiejszym Budapeszcie — tak samo postrzegali w swoich duszach świat i dokładnie tak samo reagowali na świat. Tyle że — bez narzędzi — bliżej byli tajemnic świata, bliżej czasu, bliżej gwiazd i migowego języka natury. Mieli subtelniejszy słuch, wzrok — nawet i bez teleskopu ostrzejszy, więcej postrzegający, czulszy, więcej przeczuwający, więcej ogarniający. Materiał ludzki nie zmienił się, ale człowiek — dzięki paru geniuszom i przyrządom — jest w cywilizacji technicznej bardziej ślepy i głuchy, niż był u zarania ludzkich dziejów. Gnuśniejszy i głupszy. Lepiej poinformowany i zarazem mniej wykształcony. Wydaje mu się, że za pociśnięciem guzika kieruje wszechświatem. Ta olbrzymia struktura — cywilizacja — skazała człowieka na wygnanie z wielkiej, tajemniczej, intymnej wspólnoty świata.

O TYM, ŻE POWINIENEŚ UCZESTNICZYĆ W SPRAWIE TYCZĄCEJ LUDZI

Dokądkolwiek uciekasz, w pracę, w rolę, którą pragniesz odegrać, w postawę, jaką chcesz przyjąć, ludzie nie pozwalają ci odejść, ciągną za tobą, żądają, abyś uczestniczył w ich akcjach, dzielił z nimi troski, nadzieje, plany, szarpią cię za poły płaszcza, napadają, wyrzekają się ciebie, jeżeli uchylasz się od wspólnych zadań. Musisz pogodzić się — a to niełatwe, jeśli jesteś artystą, człowiekiem myślącym, naturą kontemplacyjną — z tym, że powinieneś być z ludźmi. Powinieneś płakać z nimi i śmiać się z nimi, bo szczęśliwy i zadowolony możesz być jedynie o tyle, o ile oni ci na to zezwolą.

ale ludzie — powiadasz — tylko w pojedynkę są ludźmi odpowiedzialnymi, czującymi, zdolnymi do współczucia; w tłumie są niczym sfora; zagrzewają ich najtańsze hasła, pierś tłumu rozpierają najnikczemniejsze żądze. jakże mam brać udział w ich sprawach, jeżeli nie chcę, aby ucierpiała moja dusza?

Mogę ci odpowiedzieć jedynie tak — zachowaj wolność swojej duszy, a pozostaniesz sprawiedliwy. Kiedy tłum zażąda od ciebie czegoś, z czym nie godzi się twoje sumienie, odmów spełnienia jego żądania. Wszystko jedno, jaka jest cena i jakie będą następstwa takiej postawy. Granicę twojej solidarności wyznacza sprawiedliwość. Ty także masz swoje prawo i swoją władzę, nie tylko oni. Tym prawem i władzą jest prawda — mogą ci rozbić głowę, ale tej władzy nie mogą ci odebrać.

O ZAWIŚCI

Są ludzie nieuleczalnie okaleczeni, których chciwość i próżność skaziła tak głęboko, że nie ma żadnego sposobu, aby się zbliżyć do ich chorej duszy i zjednać ją sobie. Takim ludziom współczuj, lecz ich omijaj. Nie ma takiego wielkodusznego uczynku, bezinteresownej postawy, dzielnego i szlachetnego podejścia, które mogą pomóc tym ludziom. Osobliwie zawiść dręczy tych ludzi. Wymiotują żółcią, krzyczą we śnie, miotają się w swoich legowiskach jak epileptycy, plują pianą, gdy widzą, że ktoś zdobył coś z łaski życzliwego losu, że czegoś w życiu dopiął. To ludzie chorzy, zaraźliwie chorzy. Unikaj ich towarzystwa, nie sądź, że argumentacja i dowód mogą ich przekonać. To tak, jakbyś chciał udowodnić trędowatemu, że zdrowi są bezgrzeszni i niewinni! Nie uwierzy ci. Gdy odkryjesz przed nimi prawdziwy powód ich choroby, znienawidzą cię. Gdy chcesz oddziaływać na ich uczucia, chwytają za maczugę. Tak głęboko pogrążają się w swoich gniewach, jak zesłaniec w swoim wygnańczym losie — nie widzą innego wyjścia niż zemsta. Nie układaj się z nimi, omijaj ich i znoś ich istnienie na ziemi jak dopust losu.

O PRZESTRZEGANIU PORZĄDKU RUCHÓW

Uważaj, aby nigdy nie działać w pośpiechu, w pracy, w życiu towarzyskim, także w powszednich czynnościach podporządkuj się surowym konsekwencjom faktów i sytuacji. Nie próbuj dwiema rękami robić to i tamto w tej samej chwili. Kiedy piszesz list, nie rozmawiaj przez telefon. Kiedy palisz, nie chciej w tym samym czasie leczyć się z kataru tchawicy. Kiedy czytasz, nie słuchaj muzyki. I nade wszystko — uważaj na głęboki porządek zadań i sytuacji. U podstawy rozlicznych ludzkich zadań tkwi swego rodzaju zręczność; nie zawadzi się jej nauczyć. Gdy coś chwytasz, chwytaj obiema rękami, i to mocno; gdy coś wypuszczasz, wypuszczaj świadomie i ze wszystkimi konsekwencjami; gdy mówisz, niech twoje słowa trwają w czasie jak kamień; gdy cieszysz się z czegoś, ciesz się bez zastrzeżeń. W życiu jest również coś z rzemiosła; dni powszednie mają swoich mistrzów, mają też swoich partaczy. Uważaj na swoje gesty. Przyczyną większości ludzkich nieszczęść jest nie greckie fatum, lecz niezręczność, gnuśność, niedbałość. Wyucz się tego fachu — życia, pozostań mistrzem życia każdym swoim gestem i czynem.

O PRZYJAŹNI

Nie istnieje związek między ludźmi, który byłby głębszy, bardziej poruszający, niż przyjaźń. Ileż jest egoizmu i próżności wśród zakochanych, a także w związku uczuciowym, łączącym rodziców i dzieci! Tylko przyjaciel nie jest egoistą; w przeciwnym razie żaden z niego przyjaciel. Jedynie przyjaciel nie jest samolubny, bowiem nie dla siebie, ale dla przyjaciela pragnie wszystkiego, co dobre i piękne. Kochanek (kochanka) zawsze czegoś się domaga; przyjaciel niczego nie oczekuje dla siebie. Dziecko zawsze chce coś dostać od rodziców, chce przeróść ojca; przyjaciel nie chce otrzymywać ni przerastać. Nie ma w życiu człowieka bardziej tajemniczego, szlachetniejszego daru niż skąpa w słowa, wyrozumiała, cierpliwa i ofiarna przyjaźń. I nie ma nic rzadszego.

Montaigne, kiedy zadumał się nad uczuciem, jakie wiązało go z La Boetie, powiedział — byliśmy przyjaciółmi… bo on to był on, a ja byłem ja. Nad wyraz to precyzyjne. A Seneka w jednym z listów do Lucyliusza pisze tak — ten, kto jest przyjacielem, kocha, lecz ten, kto kocha, nie zawsze jest przyjacielem. To stwierdzenie — to nawet więcej niż precyzja — to już sama prawda. Każda miłość jest podejrzana, bowiem w jej popiele tli się samolubstwo i sknerstwo. Jedynie sympatia przyjaciela jest bezinteresowna — nie ma w niej interesu ani gry uczuć. Przyjaźń jest służbą, mocną i poważną służbą, największą człowieczą próbą i rolą.

O MIŁOŚCI

W harcach kobiety i mężczyzny nie dopatruj się niczego innego prócz beznadziejnej walki, do której zagrzewają bezlitosny egoizm i pozbawiona hamulców próżność. Oby czarujące chwile, spokojniejsze sytuacje życiowe, okazjonalne złagodnienie nigdy nie pozwoliły ci zapomnieć, że kiedy stoisz naprzeciw kobiety, jesteś wojownikiem, którego skóry, ba, życia domaga się strona przeciwna. Walcz po rycersku, ale walcz. Jeśli czasem spotkasz się z wielkodusznością, odpłać wielkodusznością; jeżeli otrzymasz czułość, odpłać czułością, bez czułostkowości. Ale nigdy, na jedną chwilę nie zapomnij, że u spodu każdego czułego spotkania tli się nagi egoizm i próżność. Ten, który leży w łóżku w objęciach kobiety, leży na żarzących się węglach. Może przypalić sobie skórę; musi wszakże chronić swoją ludzką rangę i szacunek dla siebie. Bacz pilnie i walcz. Wokół ciebie stoją przeciwnicy, z piórami we włosach, z farbą na twarzach, jak dzicy wojownicy.

O TYCH, CO ŚMIEJĄ SIĘ TYLKO USTAMI

Jest pewien gatunek człowieka, który śmieje się tylko ustami. Tacy ludzie są jak dotknięci paraliżem; jak głusi albo ci, u których nie funkcjonuje zmysł powonienia. Żartujesz w ich obecności, wypowiadasz swoje zdanie o jakiejś karykaturalnej lub zabawnej życiowej sytuacji i ze zdumieniem spostrzegasz, że nie rozumieją i nie słuchają tego, co w krótkiej, przygodnej historyjce jest przewrotnie zabawne — śmieją się, ale śmieją się tylko ustami. Ich serce i rozum nie przeniknęły na wskroś przewrotnej śmieszności owej sytuacji. Uprzejmie się śmieją, szczerzą zęby. Lecz ich serce nigdy się nie śmieje. Ci ponuro szczerzący zęby potrafią być groźni. Nie żartuj z nimi. Kiedy ty wskazujesz na życie, oni w odpowiedzi pokazują kły.

O TYM, ŻE CHOROBA JEST WYPOCZYNKIEM

W straszliwej rywalizacji, jaką jest życie, większość ludzi jedynie wtedy wypoczywa, gdy jest chora. Choroba, wedle słów francuskiego poety, jest nie tylko podróżą biedaków, ale i wywczasami biedaków, Riwierą w zimie, Tatrami i Egiptem. Na gorączkowe nastroje choroba wysyła prawdziwą gorączkę, aby się nieco uspokoiły. Ktoś żądny sławy i wiecznie niezadowolony, kto — jak Kleist, poeta — zmienia miasta, jak gorączkujący poduszki, jedynie w łóżku, w czasie choroby uświadamia sobie swoje prawdziwe pragnienia, beznadziejne namiętności.

Choroba jest wypoczynkiem, to truizm. Dlatego uprzedź nakaz natury, przymusowy urlop, i wstaw do rejestru twojego rozpędzonego życia drobne, sztuczne choroby, abyś mógł sobie odpocząć. I choć jesteś w doskonałym zdrowiu, nie opuszczaj czasami przez jeden dzień swojego łóżka. Masz wilczy apetyt, gryzłbyś nawet gwoździe — lecz głoduj, z własnej woli, przez dzień, dwa. Serce jeszcze ci nie zrzędzi z powodu nikotyny, odpłać mu się tym, że bez nakazu rzucisz palenie na trzy dni. Organizm będzie ci wdzięczny za tak niewielką troskę! I owe nieznaczące, sztuczne stany chorobowe i kuracyjne — wywołane nie na rozkaz choroby — dobrowolne diety, odjęcie od ust i wypoczynek dorównają podróży na Wschód albo operacji ślepej kiszki. Spróbuj. A ujrzysz cuda.

O TYM, ŻE NA SPRAWY TRZEBA ZACZEKAĆ

Zaczekaj, z cierpliwością anioła i świętego, nim sprawy — ludzie, idee, sytuacje — które do ciebie należą, przyjdą do ciebie. Ani jednym krokiem, ani jednym gestem ni słowem nie przyspieszaj ich zbliżania się. Bowiem pewni ludzie, pewne idee, sytuacje, które należą do twojego życia, twojego charakteru, do twojego ziemskiego i duchowego losu, stale są w drodze, zmierzając do ciebie. Książki. Mężczyźni. Kobiety. Przyjaźnie. Poszukiwania, wielorakie prawdy. To wszystko zbliża się do ciebie powolnym przetaczaniem się, i pewnego dnia musicie się spotkać. Ale nie działaj w pośpiechu, nie przyspieszaj ich drogi i zbliżania się. Jeżeli bardzo się ku nim spieszysz, może ominąć cię to, co jest ważne i przeznaczone tylko dla ciebie. Czekaj, mężnie, uważnie, całym swoim losem i całym swoim życiem.

O CZEKANIU

Jeżeli ktoś nie przychodzi w porę na umówione spotkanie — czy to kobieta, czy mężczyzna, przyjaciel czy obcy — możesz czekać piętnaście minut. Potem odejdź. Jeżeli nie potrafi usprawiedliwić się uzasadnionym pretekstem, nie szukaj już nigdy towarzystwa takiego człowieka. Nie zachowuj w sercu gniewu czy urazy, bo to nie przystoi człowiekowi. Ale też nie stwarzaj komu innemu okazji, by przestał na ciebie czekać. Bowiem ludzie obrażają się także wskutek arogancji i tchórzostwa. Kazać na siebie czekać też jest taką impertynencką obelgą.

W każdej, ale to w każdej sprawie bądź punktualny co do sekundy. Nie możesz być tak zmęczony, smutny, ponury, abyś mógł uchybić prawu uprzejmej punktualności. Punktualność nie jest tylko grzecznością królów, lecz obowiązkiem każdego odpowiedzialnego, mającego poczucie rangi człowieka. Człowiekiem pierwszorzędnym jest ten, kto, nie mając w tym interesu, jest punktualny. Człowiek leniwy, arogancki, frywolny zawsze się spóźnia. W końcu taki człowiek spóźni się na spotkanie życia — na poznanie samego siebie.

O FANATYKU

Zawsze i wszędzie, na wszelki sposób i przy każdej okazji należy walczyć z fanatyzmem. Z epileptyczną furią o spienionych ustach, która wydostaje się z ludzkich schowków i chce posiekać, przerobić świat. Walczyć z fanatyzmem trzeba cierpliwością, objaśnieniem, rozumem, konsekwentną pedagogiką. Także współczuciem. Współczuj fanatykowi. Napada na ciebie, lecz w ataku furii odgryzie sobie język i poobija się.

O TYM, ŻE NIE WOLNO UPAŚĆ PRZED SAMYM SOBĄ

Jeżeli w naszym życiu uformowała się jakaś reguła, musimy się jej uchwycić za wszelką cenę; bo życie dorosłego człowieka tak samo składa się z reguł i życiowych zasad, jak budowla z mocno zespolonych ze sobą cegieł, i nie jest wskazane zachwiać tą konstrukcją, aby usunąć z miejsca jedną czy drugą cegłę. Nasze życie do czterdziestki napełnia się przepisami, które inni uważają za dziwactwa — my zaś wiemy, że ich rzeczywistym zadaniem jest obrona przed anarchią. Wstawanie, kładzenie się do łóżka, rozrywki, czas pracy, stosunki z ludźmi, wszystko to z czasem regulują surowe prawa.

I jeśli wykroczymy przeciwko tym prawom, nasze sumienie przepełni się poczuciem winy. To nieprawda, że sposób życia może być spontaniczny. Ty sam możesz być niekiedy spontaniczny, twoje decyzje, pasje, pomysły mogą być samorzutne — ale twój sposób życia, który jest niezależny od tego wszystkiego, nie może być żywiołowy i nieprzemyślany. Jeśli ludziom nie podoba się, że żyjesz tak czy siak, inaczej, niż oni by chcieli, niż sobie wyobrażają, albo też inaczej, niż im to kiedyś pod przymusem wpojono lub narzucono przez jakieś nieporozumienie — nie przejmuj się. Nie żyjesz dla ludzi. Lecz jeśli ty sam występujesz przeciwko twoim prawom, gorzko pożałujesz tej niewierności. Nawet w swoich przewinach i błędach przestrzegaj pewnego układu, który wynika z praw twojego życia. Przed światem możesz upaść, ile razy zechcesz. Nie wolno nam pobłażać samym sobie; bo to jest prawdziwy upadek.

O BOHATERSTWIE

Największym bohaterstwem jest trwać przy swojej pracy, cokolwiek świat o tym mówi. A jeszcze większym bohaterstwem jest zniszczyć swoją pracę, jeżeli czujesz, że nie umiesz w stopniu doskonałym zrobić tego, na co podpisałeś umowę z samym sobą. Żyj pomiędzy tymi dwoma zamysłami, nie mów o tym, żyj całkowicie oddany swojej pracy i bądź bezlitosny względem swojego dzieła. Bądź surowy dla twojego dzieła, daleko bardziej surowy niż nawet cały świat.

O ŚWIĘTACH

Gdy w twoim życiu nadchodzi czas świąt, świętuj je całym sobą. Włóż czarne ubranie. Zaczesz włosy wilgotną szczotką. Przestrzegaj higieny osobistej — wewnątrz i na zewnątrz. Zapomnij o wszystkim, co jest rytuałem i zadaniem codzienności. Święto nie tylko w kalendarzu zapisane jest czerwonymi literami. Popatrz na starożytnych, jak zapamiętale świętowali, jak bezwarunkowo, w jakże skomplikowany sposób i z jaką dziką radością! Święto jest odmianą. Święto jest głębokim i czarownym zawieszeniem ładu. Niech święto będzie świąteczne. Niech będzie w nim taniec, kwiaty, piękne kobiety, wyborne potrawy, trunki, które burzą krew i skłaniają do wyznań. A nade wszystko niech będzie w nim coś z dawnego poczucia harmonii, z dnia siódmego, z przerwy, z całkowitego wyłączenia, niech będzie w nim gorliwość i bezwzględność. Święto jest godnością życia, jego najwyższą mądrością. Gotuj się na nie ciałem i duszą.

I nie tylko w kalendarzu są dni zapisane czerwonymi literami. Także życie przynosi wiele różnorodnych, niewidocznych świąt. W takich razach zapomnij o wszystkim, bacz, byś nie przeoczył święta.

O TYM, ŻE SAM ROZUM TO ZA MAŁO, BY ROZUMIEĆ

Rozum nie wystarcza, byśmy zrozumieli siebie lub zjawiska świata — dla istotnego, nieomylnego zrozumienia i odczucia trzeba czegoś jeszcze, czegoś więcej niż rozumu. Trzeba i łaski, i pokory, jakiegoś szczególnie fortunnego działania naszego ciała i instynktów, także korzystnego usytuowania przedmiotu naszych badań, a może potrzebna jest też odpowiednia konfiguracja gwiazd, byśmy coś rozumieli na tej ziemi. Pomyśl o tym, kiedy rozpiera cię duma, bo zdaje ci się, że rozumiesz to czy tamto.

O SZCZĘŚCIU

Szczęścia, naturalnie, nie ma w tym — poddającym się destylacji, łatwym do opakowania, dającym się zaopatrzyć w etykietkę — sensie, jak to sobie wyobraża większość ludzi. Jakby wystarczyło wejść do apteki, gdzie za trzy sześćdziesiąt wydają pewien lek, po którym nic już nie boli. Jakby dla jakiejś kobiety żył gdzieś jakiś mężczyzna lub jakaś kobieta dla jakiegoś mężczyzny i gdy kiedyś spotkają się, już nigdy nie będzie w ich życiu nieporozumień, samolubstwa, gniewu, jedynie wiecznie pogodne, nieustanne zadowolenie, dobry nastrój i zdrowie. Jakby szczęście w ogóle było czymś innym niż tęsknotą za nieosiągalnym!

Większość ludzi spędza życie na metodycznym, żmudnym, pilnym, niezmordowanym przygotowywaniu się do szczęścia. Ci ludzie planują sobie, że będą szczęśliwi, w tym celu podróżują i trudzą się, z pracowitością mrówki i drapieżną chciwością tygrysa kolekcjonują rekwizyty szczęścia. A gdy okazuje się, że życie minęło, dowiadują się, że nie wystarczy gromadzić wszelkie rekwizyty szczęścia. Bo czyniąc to, trzeba też być szczęśliwym. A o tym właśnie zapomnieli.

O SEKSIE I SMUTKU

U podstawy rzeczy jest seks. Może także w życiu kryształów. Ale wszelka seksualność jest smutna.

Tak widzieć kwestię ciała, jak rodzaj wyroku. Tylko czułość jest ludzka. Namiętność jest nieludzka i beznadziejna.

Ale wyrok, który każdą żyjącą istotę skazuje na namiętność, jest okrutny. Pomiędzy żądzą a spełnieniem buduje się żywy świat, posługując się antyhumanitarną wolą, tak jak faraonowie, posługując się nagimi tłumami, budowali piramidy.

Czego oczekujesz, biedny, nagi niewolniku, kiedy nabijany gwoździami bicz rozkoszy smaga cię po grzbiecie?

Szczęścia? Zaspokojenia?

Budujesz gmach świata, używając jako spoiwa krwi i spermy, wykonujesz katorżniczą robotę. Jedynie delikatność i czułość pozwala na kilka chwil zapomnieć o smutnym przymusie bezlitosnego niewolnictwa seksualizmu.

O TYM, ŻE SERCA SIĘ ŁAMIĄ

I to dokładnie tak, jak w piosenkach, które śpiewają kawiarniane szansonistki. A nauka z tych piosenek zawsze płynie taka, że raz złamanych serc nie da się już nigdy zlepić w jedną całość.

Tyle samo uczy nas życie. Jeśli jakiś człowiek zbliżał się do kogoś z ufnością, z bezwarunkową czułością, a jego uczucia zostały zranione, serce złamane, to już nigdy nie potrafi zwrócić się do drugiej osoby z prawdziwą ufnością i bezwarunkowym oddaniem. Nie ma na ziemi wrażliwszego materiału nad materiał ludzki. Człowiek nie potrafi zapomnieć rany zadanej jego duszy lub uczuciom. Niezależnie od tego, jakie jeszcze przyjaźnie czy miłości przyniesie mu życie, pozostanie podejrzliwy, każdy związek będzie dla niego szpetną i złą, przygodną grą; on wiecznie łaknie zemsty. Taki jest człowiek. Uważaj, gdy stajesz twarzą w twarz z ludźmi o zranionych sercach — nie zdołasz ich pocieszyć. I nie ma takiej cierpliwości, mądrości, wielkoduszności, namiętności, która byłaby zdolna ukoić owe zawiedzione serca.

O TYM, ŻE ĆWICZENIA CIELESNE NIE ZAWSZE SĄ ZDROWE

Na przykład ja sam — co prawda już w dojrzałym, męskim wieku — nabrałem wielkiej ochoty do pływania i gry w tenisa. Szczególnie polubiłem tenis, gdy przekroczyłem czterdziestkę; jest to jedyny sport prawdziwie humanitarny — człowiek zmaga się z człowiekiem ze wszystkich sił, ale pomiędzy walczącymi stronami pozostaje nieprzekraczalna granica — nigdy się nie dotkną. To tak, jak z Lutrem, który nigdy nie widział Erazma, choć przez całe życie toczył z nim pojedynek. Jak dobrze było pływać, zwłaszcza w morzu! Pływać bardzo długo, w niemej, litej jak skała wodzie, jakby człowiek powracał między odwieczne żywioły bytu! Ale zorientowałem się, że owe ćwiczenia cielesne odciągają mnie od mojej pracy. Przyjemne dla ciała, nie czyniły żadnego dobra dla mojej duszy. A co nie jest dobre dla mojej pracy i dla mojej duszy, w rezultacie nie jest pożyteczne dla mojego ciała. Dlatego ograniczyłem owe przyjemności; bo też coraz więcej było w nich próżności — pozostać młodym, zdrowym! A to przecież nie moja rzecz zachować młodość i zdrowie, aczkolwiek nie jest też moim zadaniem chorować. Człowiek wybrany do pracy duchowej ma jedną tylko sprawę — pracę duchową. Być może jedynym rodzajem hartowania ciała, na jaki możemy sobie pozwolić, jest spacer; jesteśmy jak więźniowie, którzy przez jedną godzinę w ciągu dnia chodzą dookoła więziennego dziedzińca. Praca jest największym więzieniem.

O KULTURZE CHARAKTERU

Z dumą i pychą myślisz o tym, że przeczytałeś i zrozumiałeś kilka książek, pomnożyłeś wiadomości, dowiedziałeś się czegoś o przyrodzie albo o marzeniach ludzkiego ducha. Czujesz, że jesteś wykształcony, lepszy niż niewykształceni. Pomyśl tylko, jak nieskończenie wielką masę wiedzy zawiera w sobie suma wszystkich książek, a ile jeszcze trzeba by ich przeczytać, aby w pełni zrozumieć zaledwie jedną? Pomyśl o biegnących wokoło żelaznych regałach biblioteki British Museum, jak długo musiałbyś żyć, aby poznać coś z materiału ludzkiej myśli, jaki zawierają w sobie zgromadzone tam książki! Ale wystarczy, abyś rozejrzał się po swojej domowej bibliotece — przyznaj się, jak wielu książek nie przeczytałeś spośród tych, które stoją na twoich własnych regałach, a pośród tych przeczytanych ileż trafiło się takich, które w pełni zrozumiałeś, czytając je z natężoną uwagą? Jałowe i daremne jest wykształcenie, które pozwala bez mrugnięcia okiem mierzyć się z wszechświatem ludzkiego ducha. Raczej pomyśl, że zrozumienie, ogarnięcie, odczucie już tylko jednego przedmiotu wiedzy wymaga sumy wysiłków całego życia. Pomyśl też o tym, ile tego wszystkiego napisano, przemyślano przed tobą, jakież to oceany myśli spoczywają w przeszłości i z jaką siłą, w każdej nowej epoce, wybucha z uniwersum zjawisk bogactwo ludzkiej myśli. Pomyśl o tym i zawstydź się. Kultura twojego mózgu jest ograniczona i dziecinna. Ale kultura twojego charakteru i serca może być pełna i godna człowieka, także wtedy, gdy zasoby twojej duchowej wiedzy są ograniczone.

O LENISTWIE

Są dwa rodzaje lenistwa — poziome i pionowe. Istnieje taki rodzaj człowieka, który jest leniwy tylko w wielkich perspektywach życia; w planach; w tym, że odkłada na później własne postanowienia i decyzje; powoli buduje dzieło swojego życia, wszystko wbudowuje w czas, w wielkie odległości. Jest też inne lenistwo, pionowe, kiedy pozostajemy leniwi względem chwili, kiedy nie myślimy, nie mówimy lub nie robimy tego, co moglibyśmy pomyśleć, powiedzieć, zrobić właśnie w tej konkretnej chwili. Nie sięgamy po coś, co moglibyśmy zdobyć bez specjalnego trudu, a co później, być może, zdołamy zdobyć tylko za cenę wielkiego poświęcenia, nie podejdziemy do telefonu, nie napiszemy tego listu albo nie zanotujemy tej myśli natychmiast, wtedy, w tej właśnie chwili. Ten ostatni rodzaj lenistwa jest bardziej niebezpieczny. W takich chwilach, przegapionych, zaniedbanych z lenistwa, przemija nasze życie.

O PRZYKAZANYCH ZADANIACH

Pewnego dnia odzywa się w tobie głos. Akurat czymś się zajmujesz lub coś zajmuje ciebie — obowiązki, które, tak uważasz, są pierwszorzędnej wagi i dotyczą tylko ciebie, są tylko twoją sprawą. Przygotowywałeś się do tego zadania i z zapałem kończysz pracę. I naraz odzywa się głos, który mówi — twoja sprawa jest inna. I nagle błyska możliwość zadania, o jakim nigdy przedtem nie pomyślałeś. Wiesz, że to zadanie nie będzie dla ciebie całkowicie bezpieczne. Odwiedzie cię od dotychczasowego kierunku twojej pracy i zażąda nadzwyczajnego wysiłku, wywoła wiele nieporozumień, sporów, serię niebezpieczeństw. A jednak teraz wszystko musisz porzucić. To nowe zadanie poważnie zagraża twoim praktycznym interesom. A jednak wszystko musisz odłożyć, musisz podjąć się tego wysiłku, tego niebezpieczeństwa, tego poświęcenia, zakresu nowych obowiązków, tego zasugerowanego i niezrozumiałego nowego zadania. Nakazu tego głosu nie można pomylić z niczym innym.

Kto w takim przypadku dobrze słyszy i jest posłuszny, być może padnie pośród ziemskich niebezpieczeństw, wywołanych przez to zadanie, ale ocali swoją duszę. A kto jest głuchy i wygodny albo jest tchórzem, ten dalej będzie sobie spacerkiem szedł przez życie, lecz z duszą zranioną, niezaspokojoną i niespokojną. Wybieraj, przyjacielu.

O MĄDROŚCI I FILOZOFII

Mądrzy ludzie zawsze mnie męczyli i wyczerpywali. W ich towarzystwie czułem się jak przed uprzedzoną do mnie komisją egzaminacyjną. Wiecznie musiałem uważać, ponieważ oni również nie spuszczali mnie z oka, obserwując mnie spod ściągniętych brwi, jak myśliwy zwierzynę, czy też właściwie reaguję na ich mądre uwagi, czy jestem dostatecznie mądry, by oni, ludzie mądrzy, odzywali się do mnie? Niestety, mądrzy ludzie zawsze mnie męczyli. I nigdy niczego się od nich nie dowiedziałem, niczego istotnego. Najczęściej wyjaśniali, dlaczego coś nie jest dobre — życie, dzieło jakiegoś człowieka, wiosna albo jesień. Lecz nigdy nie powiedzieli, że życie jest również dobre, śmierć — czymś naturalnym, a człowiek nie tak całkiem beznadziejny; na to byli zbyt mądrzy.

Mądrość nie jest filozofią. Mądrość jest to biegłość, ruchliwość systemu nerwowego, lotność umysłu. Filozofia jest prawdą, uspokojeniem, wyrozumiałością i zgodą. Mądrzy ludzie nigdy nie są mędrcami, zbyt są podnieceni, niemal stale upici własną mądrością; lecz mędrcy są także mądrymi ludźmi i jednocześnie kimś więcej niż tamci, ponieważ niczego nie chcą udowodnić. Unikaj towarzystwa mądrych, bowiem rozdrażnią cię, a w końcu obrażą. Szukaj towarzystwa mędrców. Z mądrymi można rozmawiać. Z mędrcami można milczeć.

O HARTOWANIU SIĘ I REGULAMINIE

Intelektualiście, twórcy, tak samo jak szermierzowi, lub woltyżerowi, lub siłaczowi, potrzebne są treningi, sposoby hartowania się, a także regulamin zdrowotny i ćwiczebny. Z niechlujnego, nikczemnego, niemoralnego trybu życia nie można w kilka chwil przeskoczyć na arenę ludzkiego wysiłku najwyższej miary, aby zabrać się do twórczej, duchowej pracy.

Tryb życia, prosty i powszedni regulamin w życiu, żywienie się, otoczenie, porządek dzienny, wszystko to określa jakość wiersza albo rozprawy naukowej.

Nie możesz od piątej do wpół do szóstej po południu rozmawiać z Bogiem, jeśli w nocy i w ciągu dnia żyłeś jak świnia. Chciwy, pazerny tryb życia ciska odpadki do morskiego oka twojej pracy. Myślenie wymaga nieustannego ćwiczenia; twórczość nawet czegoś więcej.

O GOTOWOŚCI

Jako że jesteśmy śmiertelni — największym darem ludzkiego życia jest to, że z każdym dniem uważamy ten fakt za nader oczywisty i rozumiemy go coraz lepiej — tak musimy urządzać nasze życie codzienne, jak człowiek, który żyje w ciągłej gotowości. Jak Seneka, kiedy w Urbs panuje Neron; jak damy i panowie w lochach Conciergerie; jak każdy człowiek, który żyje w czas rewolucji. Bo życie to jest rewolucja. W każdym razie czasami; na przykład w okresie, w którym teraz żyjemy i kiedy masy przechwytują władzę.

Dlatego musimy żyć a jour. Każdego dnia dawać światu odpowiedź, w liście, uczuciem albo myślą. Z nagła uważnie przyjrzeć się zwątpieniu, jakie rodzi się w nasze dni powszednie; pełnią sił, jeśli to tylko możliwe, odpowiedzieć na każde pytanie; przepracować i dokończyć aktualny etap naszego zadania. Natura także żyje a jour, każdego dnia wszystko przetwarza, załatwia i odkłada na miejsce.

O URZĘDZIE I URZĘDNIKACH

Nie ma takiego okresu w dziejach ludzkości zaawansowanej w rozwoju, żyjącej w społeczeństwach, aby co znamienitsi poeci i myśliciele nie złorzeczyli na urząd i urzędników. Jedynie koczownik, jedynie horda nie znała owej skargi. Grupy ludzkie zorganizowane w społeczeństwo nie mogą się obejść bez tego zła koniecznego, jakim jest urząd — Cyceron łajał go tak samo, jak Szekspir lub Monteskiusz, i żadna epoka nie może bez niego istnieć. Bowiem na początku była agora, plac, na którym ludzie, wychodząc z koczowniczego życia, zebrali się, aby omówić wspólne im, ludziom, zadania; dokoła placu powstało miasto, polis; wokół miasta powstało państwo wskutek chorobliwego, naturalnego pączkowania. Ten proces powtarza się przez tysiąclecia, w jednostajnym rytmie. Urzędnik jest konsekwencją społeczeństwa, urząd — warunkiem funkcji życia miasta. Jeszcze nikt nie wynalazł w ich miejsce czegoś innego lub lepszego.

Urząd zawsze był zły i zawsze był arogancki; pomyśl o tym, kiedy stoisz w kolejce do kasy, by po grzecznym i pokornym czekaniu móc uiścić podatek albo uratować coś, co zresztą, zgodnie z prawem, jest także twoje. Nie jest celem urzędu być dobrym. Jego cel nie jest ludzki, lecz państwowy. Najlepszym urzędnikiem i najdoskonalszym urzędem jest ten, który zbyt nie utrudnia życia. Który przesadnie nie działa. Jeżeli życie dogada się z urzędem, jeżeli pójdą na ugodę, mniej więcej pół na pół, i nie będą się nawzajem zbytnio dręczyć, to jest najlepsze, co może być. Do tego jednak zdolne są jedynie bardzo rozwinięte, przejrzałe, a nawet przekwitające już społeczeństwa i urzędy.

O UTARTYM JABŁKU

Mądrze czyni ten, kto co rano, po obudzeniu, a przed posiłkiem, zjada na czczo jedno, dwa utarte jabłka. Jabłko — to tajemniczy owoc. Nieprzypadkowo jest jednym z najstarszych symboli w świadomości człowieka. Jabłoń była drzewem wiadomości, jabłko było biblijnym zakazanym owocem. No, ten zakazany owoc ma coś wspólnego z człowiekiem. Może jabłko odegrało swoją rolę, kiedy człowieka wypędzano z Raju; nie wiemy tego na pewno. Ale zauważyłem, że utarte na surowo jabłko jest jednym z niezawodnych elementów codziennej higieny. Orzeźwia, uspokaja żołądek, ma regulujący wpływ na jelita. Zwłaszcza jeśli przed utarciem umyjesz jabłko starannie, czystymi rękami, następnie pokropisz sokiem cytrynowym. Ta delikatna odżywka nie zapewnia długiego życia, lecz twój żołądek i jelita z wdzięcznością przyjmują ten codzienny, czysty prezent o właściwościach leczniczych. Bo człowiek jest człowiekiem nie tylko przez serce i umysł, ale także przez żołądek i jelita.

O PRAWDZIWEJ GŁUPOCIE

Bo i głupota jest wieloraka. Są ludzie inteligentni, w których duszach wygasł migoczący promyk rozumu, ponieważ urodzili się i wychowali w niefortunnych warunkach. Są też ludzie głupi, bo nie umieją panować nad własnym ciałem, otumania ich namiętność, płomień ich duszy dławi pycha zmysłów. Są i tacy głupi ludzie, którzy po prostu stali się ofiarami okoliczności. Tych należy żałować. Ale prawdziwa głupota jest dość rzadka, a przez to bardziej niebezpieczna i beznadziejna. Człowiek z natury jest istotą rozumną. Prawdziwą, ciemną, beznadziejną głupotę należy obserwować z takim samym zaciekawieniem, jak pradawne, budzące trwogę zjawisko przyrody, jak cielę o dwu głowach, jak zwyrodniały, niepojęty wybryk natury, w którym nie ma — dosłownie — krzty rozumu. Prawdziwa głupota jest niezniszczalna. Czego nie dostaje duszy i ciału takiego człowieka? Ducha Świętego czy też pewnych soków, produktów i gruczołów? Jodu? Hormonu płciowego? Dokładnie nie wiadomo. Co jednak powinniśmy wiedzieć — to, że jest wskazane, aby wszelkimi sposobami unikać prawdziwych głupców i w sposób nie rzucający się w oczy bronić się przed nimi. Nie staraj się ich przekonać, ponieważ nie ma w nich życzliwości. Kochany, biedny idiota jest poczciwcem; człowiek głupi jest złośliwcem. Idioci — to biedne dzieci Boga; głupcy są sprzymierzeńcami piekła. Są nieszczęściem, które trzeba znosić.

O SMUTKU

Nie odpędzaj smutku. Przychodzi bez przyczyny; może w takich chwilach starzejesz się, może coś zrozumiałeś, może w tę godzinę smutku żegnasz się z czymś. A jednak smutek upiększa życie. Nie trzeba, abyś ze zwieszoną głową włóczył się po ziemskich traktach, obnosząc swój sztuczny weltschmerz, medytując o beznadziejnym przemijaniu życia i wszelkich zjawisk, uganiając się za niknącymi fantomami radości. Bo też po pierwsze, owe rozliczne radości, które znikają, być może nie były prawdziwymi radościami. Przypomnij sobie… Poza tym — smutek w nieoczekiwanej chwili przykrywa świat, na który patrzysz, cudowną, szarosrebrną mgłą, i wszystko staje się szlachetniejsze, rzeczy i wspomnienia. Smutek jest wielką siłą. Wszystko widzisz z większego oddalenia, jakbyś w czasie wędrówki wspiął się na szczyt. Sprawy okażą się bardziej tajemnicze, prostsze i prawdziwsze w tej szlachetnej mgle, w perłowym świtaniu. Naraz sam poczujesz się bardziej ludzki. Jakbyś słuchał muzyki bez melodii. Świat też jest smutny. Jakże podły, jakże trywialny, jakże bekający z przeżarcia, jakże nie do zniesienia byłby świat całkowicie z siebie zadowolony, jakże smutny byłby świat bez smutku!

O ZDROWIU I PRAWDZIE

Kiedy osacza cię choroba, jeszcze przez jakiś czas, ogromną siłą woli, możesz panować nad nią. Na początku. Kiedy przeznaczenie dopiero skrada się wokół ciebie. Mierzy twoje siły, jak zawodnik siły przeciwnika. Jeśli wtedy napinasz uwagę, jeśli jesteś bardzo silny, jeśli zachowujesz prawdziwy ład w duszy, we wszelkich twoich sprawach — zdrowie równa się prawda — być może w pierwszej fazie walki będziesz silniejszą stroną. Pozostać przy zdrowiu — to tyle samo, co pozostać uczciwym i sprawiedliwym.

O KOBIETACH I PTAKACH

Kobiety z takim samym instynktem znajdują sobie miłosny pokarm na ziemi, jak ptaki ziarna lub ryby. Krążą w nieskończonej przestrzeni, instynkt prowadzi je ponad jeziorami, rzekami, morzami, nizinami, aby, po skomplikowanych zygzakach i zakolach, nagle runąć w dół. W takich razach cudownie przejawia się ich instynkt i dobre oko. Bardzo rzadko się mylą i tylko niekiedy zdarza się, że ofiara jest silniejsza albo zręczniejsza i wyślizguje się im z dziobów jak kijanka z dzioba mewy. Wówczas trochę skrzeczą, jak mewa; i odlatują dalej, krążąc, kołując, niezmordowanie, czujnie.

O JEZUSIE I SAMOTNOŚCI

Każdy człowiek, któremu Bóg wyznaczył misję, jest samotny. Jezus zwrócił się z krzyża do matki jak ktoś, kto odrzuca wszelkie ludzkie współodczuwanie. Są to najokrutniejsze słowa pisma świętego. Bo Jezus powiedział, że ten, kto chce pójść jego śladem, musi porzucić rodzinę, porzucić wszystkich. Ten człowiek z misją nie żąda mniej od siebie i od swoich wyznawców. Nie można zbawić świata i jednocześnie być najlepszym mężem, synem i ojcem z czwórką dzieci, z małżonką, z kanarkiem i starczą zapomogą. Misja zawsze wymaga całkowitego osamotnienia, pustynnej samotności, okrutnej, omal nieludzkiej postawy. Każdy człowiek, który bierze na siebie brzemię ludzkich spraw, musi także przyjąć tę samotność, także nieludzkość. Kto jej nie podejmie, jest kuglarzem; nawet wtedy, gdy go ukrzyżują.

O KRYTYCZNYCH DZIESIĘCIU MINUTACH

Każdy wiek, każdy okres życia, ba, każdy dzień ma swoje krytyczne dziesięć minut, kiedy to wszystko, co do tej pory cierpliwie znosiłeś, a więc — twoja praca, twoje otoczenie, twoje niespełnienia, twoje pragnienia i twoja własna natura — naraz, ni stąd, ni zowąd, wydaje ci się nie do zniesienia. Jest to kryzys potężny niczym eksplozja. Pochylasz się nad swoją pracą i raptem odczuwasz niedoskonałość tego, co dotychczas zrobiłeś, a także nieznośną beznadziejność skali i zakresu oczekujących cię zadań. Pochylasz się nad swoim życiem i w błysku jednej chwili, niczym topielec, widzisz w skondensowaniu to wszystko, do czego byłeś zbyt leniwy, tchórzliwy, zakłamany lub samolubny, a co teraz zagraża wezbraniem i uduszeniem.

Ten kryzys, tych dziesięć minut, te zagrażające życiu i pracy chwile powracają z upływem lat, jeszcze bardziej zapalczywe. Zdarza się, że wracają co dzień. Powinieneś w takich razach pamiętać, że kryzysy wiążą cię z czasem; patrz uważnie na wskazówkę serca i zegarka. Jak ktoś, kogo męczy atak, a on wie, że ataki również mają swój odmierzony rytm. Zaprzestań na krótko swojej pracy, rozluźnij surowy porządek dnia, spróbuj być niedbałym i pokornym. Dziesięć minut minie. Praca i życie, dopóki coś was łączy, pozostaną.

O ZŁODZIEJACH PRĄDU

Znam ludzi, których kulturę podziwiam, których sposób myślenia zaskakuje mnie, którzy wszelako we współżyciu są męczący. Znam też innych ludzi, którzy nie są szczególnie mądrzy lub wykształceni, nigdy nie mówią nic zaskakującego lub oryginalnego, a jednak gdy po spotkaniu żegnam się z nimi, mam uczucie, że coś od nich otrzymałem.

Wydaje się, że człowiek to nie tylko jego wykształcenie, inteligencja, lecz również pewien rodzaj prądu, który ze zmienną mocą i obfitością promieniuje z jednostki. Są ludzie ubodzy w ów rodzaj prądu, którzy bezustannie czerpią siły ze swojego otoczenia. Ci są jak owi złodzieje prądu, którzy za pomocą kabla, podłączonego do przewodu w sąsiednim mieszkaniu, podkradają prąd do swojego mieszkania lub warsztatu, wskutek czego w ich mieszkaniu jest widniej, a w warsztacie są lepsze warunki do produkcji. Tacy ludzie zamęczają na śmierć. Gadają bez przerwy, wreszcie ty, ich słuchacz, biedny i wyczerpany, rozstajesz się z nimi. Tych ludzi należy unikać.

O WYPADKACH

Natomiast o nieszczęśliwych wypadkach — podobnie jak o czarownicach, których nie ma — ani słowa więcej! Nie wierzę w wypadki. Jest tylko nieuwaga. Potrąca cię tramwaj, w czasie podróży kradną ci bagaż, szantażuje cię jakiś cham i miesza z błotem twoje nazwisko, jedzeniem i piciem rujnujesz sobie żołądek — i cóż z tego? Dlaczego bardziej nie uważałeś? Świat jest niebezpieczny, możliwość wypadku tli się w każdej życiowej sytuacji, w każdym twoim działaniu, owo niebezpieczeństwo i możliwość wypadku są tożsame z ludzkim życiem. Ba, możliwe, że ta szansa wytwarza w człowieku napięcie, ma głębszy wpływ na jego postawę. Pomyśl tylko, jaki byłby świat, jakie byłoby ludzkie życie bez szansy na nieszczęśliwy wypadek? Jakże zuchwale byłoby pewne swego, jakże bezwstydnie wyniosłe i pełne pychy! Nie, możliwość wypadku tli się w każdej twojej chwili; wszystko — rzeczy, sytuacje, ludzie, substancje chemiczne, wzory z dziedziny statyki i fizyki, wszystko to jest przeciwko tobie. Zatem uważaj. Nie z duszą na ramieniu, lecz stosownie do twojej ludzkiej rangi, poważnie i rzeczowo, bacznie. I zawsze, ilekroć przytrafi ci się nieszczęśliwy wypadek, wiedz, że to nie świat samowolnie knuje intrygę przeciwko tobie, lecz ty byłeś słaby, leniwy i małostkowy. Nie ma potrącenia przez tramwaj. Jesteś tylko ty i tramwaj, i porządek świata.

O GADUŁACH

Przymus gadania dla większości ludzi jest jednoznaczny z prawem życia; gadają, póki żyją; dopóki gadają, żyją; nie myślą, lecz gadają, a więc, tak im się wydaje, są. W rzeczywistości jednak nie ma ich, w tym sensie, w jakim jest ten, kto myśli; jedynie gadają; a ten, kto gada, nie myśli. Człowiek myślący, gdy tylko może, milczy; a gdy już nie może dłużej milczeć, wówczas mówi lub pisze. Ale czyni to tylko w ostatecznej potrzebie. Dla gaduły natomiast wartkie mówienie, za pomocą którego wysyła w świat mnóstwo niezbornych informacji, alkaliczne tęsknoty, niezgrabne spostrzeżenia, powierzchowne uwagi, jakie zmysły dostarczają do jego świadomości — jest życiową potrzebą. Możliwe, że pękłby, gdyby nie gadał. Nie przetrawia materii świata; natychmiast ją wypluwa, wyrzuca z siebie w stanie równie surowym, w jakim ją przyjął. Nie ma takiej prośby ni groźby, która mogłaby mu zamknąć usta. Zagada cały świat, który potem będzie nie do wytrzymania — bo kiedy przemówi gaduła, znikną pojęcia, a świat napełni się słowami.

O MILCZENIU I TYCH, CO MILCZĄ

Ale nie zawsze masz prawo milczeć; zwłaszcza gdy gaduła gada, prędzej czy później musisz zareagować. Oczywiście, nie byłoby nic przyjemniejszego, nic bardziej pociągającego, niż zawsze, przy każdej okazji milczeć pośród ludzi i jedynie poprzez swoje dzieło przemawiać do świata — poprzez swoje dzieło, które może być książką albo parą porządnie uszytych butów, albo tylko cierpliwym i zrównoważonym faktem istnienia. To byłoby najlepsze; ale życie tak tanio nie oferuje rozwiązania. Powinieneś milczeć, ale nie jak ktoś, kto milczy z przymusu albo z pychy, z pogardy; do tego nie masz prawa, bo jesteś człowiekiem i twoi bliźni mają prawo prosić cię, byś odpowiedział na ich pytania. Masz tak milczeć, jakbyś czegoś strzegł. I rzeczywiście, kto milczy odpowiedzialnie, zawsze coś zachowa — tajemnicę, pozycję, świadomość ludzkiej kultury. Lecz niekiedy musisz też mówić, musisz zrzucić ciemny płaszcz milczenia, musisz nago wyjść na arenę, z prawdą w ręku — jedyną bronią stosowną dla rycerskiego turnieju. Jeżeli ktoś przeczy prawdzie, ty nie masz prawa milczeć.

O WIELKICH LASACH, SZCZEGÓLNIE IGLASTYCH

W lasach jest coś wstrząsającego, szczególnie w lasach iglastych. Poraża nie tylko ich ciemne i konsekwentne milczenie, głęboki cień, katedralna wyniosłość i nabożne skupienie. Wstrząsająca jest wola życia, poprzez którą wielki las wyraża siły natury. Pomyślmy tylko, jakież to siły i zamysły budowały setki tysięcy pięćdziesięciometrowych drzew iglastych! Co sama natura zmarnowała w nasionach, pylnikach, znamionach, w próbach, w słońcu, w deszczu i wietrze, zanim powstał taki las! I jakże świadomy swojego celu, i jakże milczący jest ten byt, który nie chce niczego innego, niż tylko być, tylko rosnąć i trwać przez stulecia, w całej pełni wyrażając siebie, oddychając, odpowiadając światu — a jednocześnie na nic i na nikogo nie nastając, dając dom i życie miliardom istnień. Jakże wielką i mądrą wspólnotą jest ów rozległy las iglasty na pięćdziesięciu tysiącach mórg. I niczym nasi przodkowie, lasy iglaste strzegą życia. Zarazem, swymi potężnymi pniami, stanowią gwarancję dla ziemi i nieba. Kiedy tylko możesz, idź do lasu.

O TYM, ŻE NATURA JEST RÓWNOCZEŚNIE WSPANIAŁA I NUDNA

Ale kiedy wchodzisz do wielkiego lasu albo wychodzisz na pustkowia, albo gdy podróżujesz morzem i twoja dusza wypełnia się uczuciem wspaniałości i nieskończoności, nie łudź się — wiedz, że ciebie w głębi serca interesuje tylko człowiek, nic innego. Gwarna kawiarnia jest tak samo ciekawa jak Atlantyk, albo Sahara, albo sosnowe lasy w Karpatach. Tak, jeden tylko człowiek, kiedy odsłania swoją istotę albo zdradza tajemnicę, jest ciekawszy niż Mont Blanc. Podziwiaj nieskończoność natury, staraj się żyć w harmonii z własnym charakterem i siłami przyrody, ale nie wstydź się i nie zaprzeczaj, gdy nawet najwspanialszy jej spektakl zdumiewająco szybko przestanie cię interesować i pociągać, jeśli bezpośrednio nie ma nic wspólnego z losem znanych ci ludzi. Romantyczna okolica w ciągu krótkiego czasu okaże się niezrozumiała i nudna, jeśli na nieskończoną scenę natury nie wejdzie człowiek, jedyny prawdziwy i nigdy nie nużący przedmiot twojej obserwacji i twojego zainteresowania. Twoją sprawą, przeżyciem, rolą, losem na tej ziemi jest człowiek, a nie Mont Blanc. Świat jest tylko barwą i dekoracją, którą niezbyt uważnie obserwujesz; twoje serce i umysł, dygocąc, nasłuchują jedynie monologu tego podejrzanego bohatera. Wszystko inne, prędzej czy później, zrobi się nudne.

O MUZYCE

Tołstoj miał rację, muzyka jest największym rajfurem, najniebezpieczniejszym uwodzicielem. Rozum zaczyna skowyczeć, gdy słyszy muzykę. Muzyka sprzeciwia się zdrowemu rozumowi. Nie chce rozumieć, jak rozum, ale rozlewać się, rujnować, rozbrajać, uwodzić; dotyka w nas tego, co tajemnicze i bolesne, odsłania to, co tak troskliwie ukrywaliśmy przed sobą, co trzymaliśmy w karbach wszelkimi dostępnymi nam narzędziami; muzyka jest jak wiosenna woda z tajania śniegu, rujnuje obszary nie bez skrupułów przez rozum rozparcelowane, uprawiane, obrabiane, wreszcie uporządkowane i zdyscyplinowane. Dokądkolwiek wtargnie muzyka, tam prawa rozumu tracą ważność. W rozkoszy, jakiej dostarcza muzyka, jest coś chorobliwego — zmysłowa potrzeba zaspokojenia tęsknoty za śmiercią. Muzyka to jest atak. Człowiek, który swoje życie buduje na fundamencie poznania, dyscypliny, rzeczywistości, powinien zatkać uszy i trzymać się z dala od muzyki. Życie bez muzyki jest o wiele uboższe. Ale też bardziej ludzkie, twardsze, smutniejsze i rozumniejsze.

O SZCZĘŚCIU

Herodot, który tak czarująco plotkuje o Grekach, Persach, Medach i Lidyjczykach, o losie starożytnych ludów i ich przywódców, powiada, iż nie zawadzi samowolnie i wbrew naturze przeciwstawiać się szczęściu, które zapala przed nami swoją gwiazdę. Każdy starożytny lud, Persowie, Babilończycy, Fenicjanie, każda starożytna religia ostrzega szczęśliwych ludzi przed ich gwiazdą. Bogowie, Los — nie znoszą trwałego szczęścia — doświadczył tego Herodot w czasie swych wędrówek, uczą tego wszystkie dawne przypowieści, religie, przesądy. Twój dom nie jest twój, twoje złoto, twoja żona, twoje dziecko, twoje zdrowie, twoja sława, wszystko to jest twoje tylko w takim stopniu, w jakim może dopisać ci szczęście w grze w kości. Wszystko to jest twoje tylko na jedną chwilkę — potem los się odmienia. Tak chcą bogowie.

Dlatego nic nie jest tak wzruszające jak historia o pierścieniu Polikratesa, rybie i rybaku. Człowiek przeczuwa swój los i chciałby, składając ofiary, uciec przed tym losem. Ale ofiara także nie pomaga, bogowie są bezlitośni. Okrutnie uśmiecha się do ciebie szczęście i gdy, dygocąc, odwracasz się od niego, spieszy za tobą, aby los później dopadł cię, upokorzył i obrabował.

Co zatem jest twoje, co to takiego, czego bogowie nie mogą ci odebrać? Twoja jest tylko praca. Ta praca, która nie oczekuje nagrody, ani laurów, ani chwały u potomności. Tak też będzie z tobą, jeśli teraz jej nie unikasz i nie przejmujesz się jej losem. Tylko zmęczenie jest twoje, pot i poświęcenie. Wszystko inne jest bardziej ulotne niż poranna mgła, kruchsze niż skrzydełko motyla.

O TOWARZYSZACH PODRÓŻY

W pociągu albo na pokładzie okrętu ludzie czują się tak, jakby wyzwolili się spod rutynowych prawideł dotychczasowego życia, zaczynają trajkotać wylewniej i ufniej niż zwykle, oczekują cudu, z tupetem i nadzieją mrugają do towarzyszy podróży. Bacz, byś ich nie obraził. Kiedy głupkowato i niezdarnie, lecz nade wszystko ze wzruszającą, ludzką nadzieją zwrócą się także do ciebie z pytaniami w rodzaju — jak pan myśli, czy o północy w varad będzie bagażowy? — odpowiadaj z uśmiechem, w kilku słowach. Nie unikaj ich, bo w tym stanie ducha, kiedy pociąg lub okręt pcha ich w kierunku domniemanego cudu — wszelka zmiana jest oczekiwaniem na cud — są nadzwyczaj wrażliwi. Uśmiechaj się, potakuj głową, potem wracaj do książki albo do krajobrazu. Nie daj im odczuć, że cudów nie ma. Ale też nie łudź ich cudami. Masz powiedzieć tylko tyle, że może trafi się bagażowy, o północy, w Varad. I ani słowa więcej.

O ZMYSŁOWOŚCI

Większość ludzi odnosi śmiertelne rany w walce płci. Ich próżność nie znosi ani miłości, ani braku miłości; tak samo doskwiera im samotność, jak życie we dwoje; tarzają się w rozpuście albo wcielają się w rolę obrażonego samotnika, który pała żądzą zemsty.

Nad naszymi zmysłami możemy zapanować tylko wtedy, gdy w swoim czasie nauczymy się skromności. Nie ma trwałych rozwiązań uczuciowych; możliwe, że nawet przyjaźń nie jest trwała; nic, co ludzkie, nie jest trwałe. Na płaszczyźnie ludzkiego życia nie ma uczuciowych planów pięcioletnich; są jedynie sytuacje, zawsze niedoskonałe. wielkie uczucia zadają najgłębsze rany i zawsze przed czasem. Chwilowy bunt naszych zmysłów musimy znosić jako jedno z naszych życiowych doświadczeń. Trzeba się pogodzić z tym, że nie ma rozwiązania, jest tylko cierpliwość. A jeśli ktoś jest tak silny, że przekuwa swoje namiętności na szlachetne zamiary, rozpuszcza je w tyglu pracy, jeśli z tych sił odparowuje w kolbach próżność — postępuje mądrze. Ale to jest najtrudniejsze zadanie w życiu.

O TYM, ŻE GDZIEŚ CZEKAJĄ, ALE TO NIEWAŻNE

Gdzieś czekają, przed południem lub po południu, czas płynie, a ty jeszcze nie uporałeś się ze swoją pracą. Chciałbyś się pospieszyć? Działasz zbyt pospiesznie; pracy, która jest jedynym sensem twojego życia, poświęcasz dość letnią uwagę, ponieważ gdzieś czekają? A niech sobie czekają. Nikt i nic nie jest ważne, prócz twojej pracy. Czas też nie jest ważny — nie pozwól, by czas przeszkadzał ci w pracy.

Nieważna jest pora dnia, tak jak nieważne jest, kto czeka i w jakim celu gdzieś tam czekają. Nieważne jest i to, że mógłbyś coś uczynić dla swojego zdrowia, gdybyś przed czasem opuścił swoją pracownię, wybrał się na spacer w ładną pogodę albo odwiedził któreś z pożytecznych i zbawiennych kąpielisk, gdzie odświeżyłbyś swoje ciało. Nieważna jest także twoja kochanka czy ów potężny i wpływowy człowiek, którego przyjaźń stracisz, jeśli każesz mu czekać. Nikt i nic nie jest ważne, ponieważ i tak umrzesz, a do tego czasu musisz ukończyć swoją pracę. Tylko to miej na uwadze; nie wskazówkę zegara ni kalendarz.

O GORLIWOŚCI W CZYNIENIU DOBRA

Bo istnieje nie tylko opieszałość w czynieniu dobra. Innym grzechem jest gorliwość w czynieniu dobra, ów niecierpliwy zapał, jaki pewnym ludziom każe co parę chwil zrywać się z miejsca, aby niezwłocznie uczynić coś dobrego, obok ich własnej pracy, pośród rozmaitych życiowych okoliczności — pospiesznie ocierają łzę; przez telefon załatwiają formalności związane ze śmiertelnym wypadkiem; albo zażegnują kryzys małżeński; uściskiem ręki, na odchodnym, wyrażają pogrążonym w żałobie rodzicom współczucie z powodu śmierci dziecka; i w ogóle wtrącają się, ale tylko tak, pospiesznie i mimochodem, do cudzych nieszczęść. Chorym na raka mówią, że mają jeść dużo arbuza, a bankrutowi radzą, żeby koniecznie obejrzał najnowszy film Chaplina. Ci uliczni sprzedawcy dobra i współczucia handlują marnym i niezbyt bezpiecznym towarem. Cierpiącemu podają cukier kartoflany. Nie przyjmuj ich dobroci, wypluj ją jak tanie kartoflane cukierki, jakimi cię częstują.

O WYBREDNOŚCI

I ćwicz swoją duszę w nieubłaganym poczuciu wybredności. To jest najważniejsze. Masy są tylko chciwe, nie zaś wybredne. Ty pozostań umiarkowany i wymagający. Świat coraz bardziej upodabnia się do domu towarowego Woolwortha, gdzie za szóstaka jest do nabycia, w marnym wykonaniu, wszystko, co może zadowolić — szybko, tanio i w lichym gatunku — powszednie marzenia tłumów, skłonnych do rozkoszowania się byle czym. Niebezpieczeństwa owego zaspokajania tłumów już ujawniają się na wszystkich obszarach życia i ducha. Kultura nie tylko wtedy ginie, gdy na wykwintnych placach Aten i Rzymu pojawiają się barbarzyńcy z bojowymi toporami, ale również wtedy, gdy tacy sami barbarzyńcy pojawiają się na publicznych placach kultury i załatwiają sobie, bez jakiejkolwiek wybredności, podaż i popyt oraz wymianę towarową na wielką skalę. Wybieraj! Nie grymasząc i kręcąc nosem, ale surowo i bezlitośnie. Nigdy nie możesz być wystarczająco wybredny w kwestiach moralności i ducha. I nigdy nie możesz być wystarczająco konsekwentny, gdy mówisz — to jest szlachetne, a to fałszywe, to jest wartościowe, a to tandetne. Oto twoja powinność, skoro jesteś człowiekiem i chcesz zachować to miano.

O BÓLU GŁOWY

Kiedy migrena uporczywie powraca przez kilka dni, poszukajmy godnego zaufania okulisty, poprośmy go, aby poddał nas niezbędnym badaniom; i dopiero potem wybierzmy się do internisty.

Pospolite, powszednie bóle głowy najczęściej powoduje nikotyna; następnie pogoda, ciśnienie atmosferyczne i zmiany temperatury dnia w zależności od przesunięcia się frontu atmosferycznego; rzadziej błąd dietetyczny; jeszcze rzadziej zakłócenia w krążeniu krwi. Również może je powodować nerwowość, tchórzostwo, lęk przed trudnymi zadaniami czy sytuacjami. A oto moje propozycje na ostry skurcz żyły — wypijmy filiżankę gorącej, mocnej kawy, zaciemnijmy pokój, połóżmy się do łóżka, połknijmy jedną albo dwie tabletki algocratiny, bolącą czaszkę ogrzejmy elektryczną poduszką i pozostańmy w łóżku jedną, dwie godziny. Ta metoda jest niezawodna i bezwarunkowo leczy nieskomplikowany skurcz żył i migrenę. W przypadku innego rodzaju bólu głowy natychmiast zwróćmy się do okulisty i internisty.

O WIELKIM BÓLU I TWOJEJ POSTAWIE WZGLĘDEM BÓLU

Jeśli cię dosięgnie ciężki cios, jeśli poczujesz ból duszy, nade wszystko pomyśl o tym, że to jest naturalne, ponieważ jesteś człowiekiem. A coś ty sobie wyobrażał? Jesteś człowiekiem, przeto umrą twoje kochanki, opuszczą cię przyjaciele, i wszystko to, co zbierałeś i kochałeś, uleci niczym pył na wietrze. Nic w tym dziwnego, jeśli wszystko dzieje się w zgodzie z porządkiem natury, to rzecz pospolita i oczywista. Już prędzej dziwić może, że ciężkie ciosy nie dosięgają nas każdego dnia. Jesteś człowiekiem, musisz więc cierpieć; a cierpienie twoje nie trwa wiecznie, ponieważ jesteś człowiekiem.

Twoje zachowanie się w żałobie i pośród razów losu dostosuj do tej prawdy. Nigdy nie pokazuj światu swojego bólu. Nie okazuj też dumy i pychy. Nie przecz bólowi przed samym sobą, ale wiedz, że ból i cios zawsze jest klęską. Ludzie myślą tak — zmarł ktoś, kto był dla niego ważny, kogo kochał; a więc i on poniósł klęskę. Odczuwaj ból, ale nie wydawaj z siebie syknięcia. Bo kiedy sykniesz, kiedy uronisz łzę, to w tej samej chwili już odrobinę oszukujesz. Prawdziwy ból jest niemy; łzy i krzyk to już jest ulga. Zatem nie zwódź samego siebie i nie rozweselaj świata. Milcz. Powściągaj mimikę i gesty. A gdy sam zostaniesz ze swoim bólem, powiedz tak — rozgość się, bólu. i jakkolwiek będziesz mnie bolał, wiem, że tak być powinno, ponieważ jestem człowiekiem.

O SILE WYOBRAŹNI

Wedle Francuzów prawdziwą fantazję ma tylko ten, kto umie zobaczyć rzeczywistość. A to rzadka zdolność. Ludzie uważają, że fantazja jest tożsama z wyobrażeniem jakiegoś nigdy nie istniejącego zjawiska. Ale zjawiska, które nigdy nie istniały, nie mają rąk ni nóg, są niczym gryfy z bajki, a to, co nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, jest nudne i dziecinne. Prawdziwa siła wyobraźni buduje coś nowego, cudownego i zaskakującego tylko z rzeczywistości. Zobaczyć rzeczywistość — to przedsięwzięcie o wiele bardziej zaskakujące i fantazjotwórcze niż budowanie z obłoków urojonych zamków, które się rozwalą przy pierwszym podmuchu rzeczywistości. Ucz się widzieć człowieka w całej jego postaci i wiedz, że jest bardziej zaskakujący i cudowniejszy niż skrzydlaci bohaterowie mitów.

O PRZYSTOSOWANIU SIĘ

W naszej pracy, w porządku życia, w stylu, w sposobie, w jaki nasz charakter, nasz rozum, nasz smak odpowiada na zjawiska świata, w tym wszystkim jest wewnętrzne prawo, którego nie możemy samowolnie a bezkarnie ominąć. Nie chciej pracować inaczej, niż określa to twój charakter, twoje uzdolnienia, natura samej pracy. Nie chciej inaczej być szczęśliwy, inaczej wypoczywać i podejmować się śmiałych zadań, niż nakazuje ci twój charakter i twój system nerwowy. Przystosuj się do prawa, które nieubłaganie wyznacza twoje miejsce, twoja praca i twoja postawa względem życia. Wszystko należy po kolei doprowadzić do końca i przyjąć — radość, żal, powołanie, zadanie, porażkę, a także śmierć. Przystosuj się do siebie, do niepojętego i twardego prawa twojego życia, które precyzyjnie wyznacza kolejność twoich działań, temperaturę intelektu i uczuć. Nie chciej być zręczniejszy, mądrzejszy, szczęśliwszy i zdolniejszy, ani też bardziej nieszczęśliwy i wyzbyty nadziei, niż jesteś. Prawo płonie ognistymi literami na fasadzie gmachu twojego życia. Czytaj to prawo codziennie, w każdej chwili.

O PRZYPŁYWIE I SENNYM ROJENIU

Niechaj postawa, jaką przejawiasz wobec świata i życia, będzie wolna od patosu i czułostkowości. Ale do pracy, do twórczej pracy konieczne jest coś jeszcze — senne rojenie, patos i przypływ, konieczny jest pewien przerost uczuć. Wielkich dzieł nie da się rozrysować na papierze cyrklem, z zimną głową; w ogóle nie można uprawiać twórczości za pomocą spekulacji; tak jak nie można tworzyć z pomocą spekulacji ani płodzić dzieci wedle planów nakreślonych uprzednio ołówkiem na papierze. Niezbędne jest także uczucie i namiętność, wezbranie i oddanie się tworzeniu. Wychowanie katolickie zostawia w duszy wiele fantazji i uczucia, i taka dusza może nie znosi dobrze licznych doświadczeń twardej i prymitywnej codzienności — daje się ponosić uczuciom — ale będzie czuła na zagadnienia twórcze. Wychowanie protestanckie wychowuje ku niezależności od uczuć i fatalizmu, ku powszednim pożytkom, co może jest najużyteczniejsze. To prawda, że świadomość fatalizmu może tworzyć tylko niezłomne żywoty; rzadziej i z trudnością wielkie dzieła. Dlatego pozostań twardy i niepodległy uczuciom — w poniedziałek i wtorek, kiedy grzebiesz swoich najbliższych albo musisz walczyć z aroganckimi przeciwnikami; kiedy tworzysz, staraj się snuć marzenia i nie bój się przypływu natchnienia.

O ZWIERZĘTACH

Nie wstydź się tego, że kochasz zwierzęta. Nie rumień się dlatego, że jakiś pies bliższy jest twojemu sercu niż większość ludzi, których znasz osobiście.

Kłamią prorocy i ci grubiańscy, kiepscy ludzie, którzy karcą cię za tę nić sympatii, i mówią tak — kradnie ludziom uczucia, które trwoni na psy! samolubny, zimny typ! — nie przejmuj się nimi. Spokojnie kochaj swojego psa, tego niezmordowanego przyjaciela o lśniących oczach, który za swoją przyjaźń nie prosi o nic więcej niż byle jaki ochłap i pogłaskanie. Nie wierz w to, jakoby słabość i egoizm skłoniły cię do miłości do zwierząt. To są nasi bracia, wyrabia się ich w tym samym warsztacie, co człowieka, i mają rozum, częstokroć bardziej skomplikowany i subtelniejszy niż większość ludzi. Niech sobie drudzy nazywają słabością miłość do zwierząt i szydzą z niej — a ty spaceruj sobie ze swoim psem. Jesteś w dobrym towarzystwie; i Bóg o tym wie.

O ARCYDZIEŁACH

Jeżeli tylko możesz, żyj zawsze tak, abyś choć kilka chwil z każdego dnia mógł poświęcić któremuś z zaklętych w kryształ arcydzieł ludzkiego ducha! Niech nie minie bodaj jeden dzień, byś nie przeczytał paru linijek Seneki, Tołstoja, Cervantesa, Arystotelesa, pisma świętego, Rilkego albo Marka Aureliusza. Każdego dnia wysłuchaj paru taktów muzyki, jeżeli nie sposób inaczej, choćby z pozytywki jakiś temat z Bacha, Beethovena, Glucka bądź Mozarta. Niech nie minie jeden dzień, byś nie popatrzył przez kilka minut na dobre reprodukcje obrazu lub rysunku Breughla, albo Dürera, albo Michała Anioła. Wszystko to można bez trudu zaaranżować, tak łatwo przecież znaleźć pół godziny, która jest niezbędna dla arcydzieł! Jakże łatwo napełnisz swoją duszę szczęśliwą harmonią ludzkiej doskonałości.

Jesteś bogaty, nawet jeżeli jesteś nędzarzem. Pełnia ludzkiego ducha jest także twoją własnością. Żyj nią, każdego dnia, tak jak człowiek oddycha.

O CIERPLIWOŚCI

To jest ta ludzka zdolność, na którą najtrudniej zdobyć środek, ta właściwość, przeciwko której buntują się najbardziej tajemnicze instynkty naszej istoty, ponieważ jesteśmy śmiertelni, ponieważ nasz czas jest odmierzony, ponieważ nasza gwiazda spada — jest to najboleśniejszy obowiązek, wobec nas samych, wobec naszego losu i jego najgłębszego sensu — naszej pracy. Nie ma prawdziwej twórczości bez nieskończonej, rozumnej cierpliwości, zdolnej zapanować nad najsekretniejszą strukturą człowieka. Bowiem twórczość nigdy nie jest kuglarskim pokazem, błyskawicznym sans gene - passe, dzieła sztuki nie można wyjąć z cylindra. Nie jest ono tylko kwestią geniuszu — samo dzieło jest już cierpliwością, cierpliwością organicznego rozwoju, cudem spowalnianego i przyspieszanego dojrzewania. Nauczyć się cierpliwości, w życiu i w pracy, to tyle, co nauczyć się tajemnic Stwórcy. Wykuj tę lekcję, ty, który jesteś niespokojny i śmiertelny.

O WYBORZE I WIERNOŚCI

Zastanów się, zanim weźmiesz do ręki książkę i zaczniesz ją czytać, rozważ to, przynajmniej tak, jak wtedy, gdy z ufnością podajesz rękę drugiemu człowiekowi. Bowiem na pewien czas skupiasz na książce uwagę swojej duszy; a to dużo, ponieważ życie jest krótkie, a dusza jest tylko twoja. A kiedy już się zdecydowałeś i zacząłeś czytać, czytaj powoli, bardzo uważnie i cierpliwie, jakbyś polemizował ze słusznym wnioskowaniem. I jeśli nawet książka nie odpowiada twojemu gustowi i twoim przekonaniom albo narracja jest nudna i powikłana, doczytaj ją do końca. Właśnie dlatego, że życie jest krótkie, a książek jest nieomal tyle, co kropli wody w oceanie, starannie wybieraj książkę, zanim otworzysz jej stronice. Czytaj konsekwentnie i wiernie, ale wybieraj uważnie, ponieważ książce, którą akurat czytasz, podarowujesz cząstkę własnego życia i rozumu. Skoro już zabrałeś się do czytania, bądź wierny książce, także wtedy, gdy ona zwraca się przeciwko tobie, przeciwko twojej duszy i twojemu rozumowi. Książka potrafi być również wrogiem; trzeba stoczyć z nią pojedynek do samego końca. Ale odzywaj się tylko do godnych przeciwników; którym — jak powiada pewien poeta — nawet w czasie pojedynku należy dać lekcję fechtunku.

O POTĘDZE ROZUMU

Cokolwiek dzieje się na świecie, nie zapominaj o prawdzie, że państwo i władza polityczna nigdy nie może się obejść bez władzy mędrców i rozumu. Także wtedy, gdy w życiu wspólnoty na czas jakiś górę biorą instynkty albo miejsce odchodzących cesarzy zajmują pretorianie. Oni także nie mogą uczynić niczego trwałego przeciwko potędze rozumu. Pomyśl o tym, jak to dzięki wychowaniu Arystotelesa — za pośrednictwem pewnego zdolnego człowieka — powstało imperium. Bo przecież imperium macedońskie co najmniej w takim samym stopniu stworzył Arystoteles, co Aleksander Wielki. Nigdy nie ociągaj się, gdy trzeba dowieść racji zdrowego rozumu przeciwko racji władzy politycznej i państwowej. Państwo pozbawione kierownictwa rozumu — to tylko horda; państwo, które jest własnością władzy politycznej, niechybnie rozpadnie się. Jedynie zespolone siły rozumu mogą nadać kształt ludzkiej wspólnocie. Państwo może zabić filozofa; ale żyć bez niego i uchować się — nie może.

O ZAGROŻENIU ŻYCIA

W sytuacjach zagrażających życiu powinniśmy myśleć o tym, że nasz czas, pod każdym względem, minął, także wówczas, gdy ręka losu dosięgnie nas dziesięć lat wcześniej czy później; bo tylko silne napięcie, twórcze chwile — nie zaś kalendarzowe miary fizycznego istnienia — oznaczają treść życia. Żyłeś, jeśli ze wszystkich sił wyrażałeś ten boski nakaz, jaki był treścią twojego życia, jeśli wypełniałeś, z ochotą i sumiennie, swoje obowiązki. Takie chwile były czasem prawdziwego życia. Wszystko inne było tylko przygotowaniem, oczekiwaniem. A natura jest ekonomiczna — tych, którzy są jej niezbędni w twórczym dziele, nie wypuszcza przed czasem; dopiero wtedy przestaje się nimi zajmować, gdy zrobią to, na co świat zawarł z nimi umowę. Zatem zagrożenie życia jest jednoznaczne z tym, czy żyłeś dobrze, czy żyłeś dzielnie, wypełniając swoje obowiązki. Reszta to sprawa prywatna, która w głębi serca nie interesuje nawet ciebie.

O KĄPIELI

Kiedy tylko możesz — ale nigdy kradnąc czas przeznaczony na pracę, z nieczystym sumieniem, działając w pośpiechu! — idź dwa, trzy razy w tygodniu do którejś z publicznych łaźni z termami. Kąpiel jest starym ludzkim obyczajem i nie tylko ćwiczy i odświeża ciało, lecz także duszę. Kąp się powoli, wedle praw twojego ciała, rozważnie i nie skąpiąc czasu. Wody lecznicze przenikną w głąb ciebie przez twoje ciało i ożywią duszę, uspokoją nerwy umęczone przez świat i pracę. Kąpieliska lecznicze są to takie nasycone wilgocią klasztory, gdzie bez przeszkód możesz oddać ciało i duszę trzeźwemu i godnemu wypoczynkowi. Wody siarczane i żelaziste przesączają się przez pory do wewnętrznych organów, do systemu nerwowego; atmosfera łaźni, zawoalowane, zaparowane otoczenie uwalnia od tandetnych wyobrażeń zewnętrznego świata. Zatem kąp się systematycznie i metodycznie jak Rzymianie.

Nie przejmuj się tym, że Spartanie pogardzają twoim obyczajem; pamiętaj, że Sparta nie dała światu ani jednego oryginalnego myśliciela i w końcu zmarniała. Kąp się ze spokojnym sumieniem. Kąp się metodycznie, zmieniaj baseny i prysznice gorące na letnie, a potem na zimne, powierz swoje ciało sprawnym rękom masażystów, przesiaduj długo w ciepłej wodzie, pozwól owinąć twoją czaszkę turbanem zimnej wody, oddaj ciało i duszę spokojowi ciepłej wody i letniej ciszy, myśl, ucz się cierpliwości wody, wypoczywaj. W ramionach hurys nie można tak wypoczywać, jak w basenach leczniczych kąpielisk z gorącą wodą. W komorze ogrzanej gorącym powietrzem nigdy nie przebywaj dłużej niż dwie, trzy minuty. A obsłudze daj pokaźny napiwek. I wiedz, że jesteś śmiertelny, lecz póki żyjesz, coś jesteś winien swojemu ciału. Na przykład kąpiel leczniczą dwa razy w tygodniu; najwyżej trzy razy.

O TYM, CO WARTO I CZEGO NIE WARTO ROBIĆ

Nie warto, abyś podniósł pióro, nie warto, byś upuścił jedną kroplę atramentu na papier, nie warto zmarnować kwadransa twojego życia na to, byś napisał coś takiego, co spodoba się tłumowi i ćwierćinteligentowi, który, przeczytawszy to, zawoła — o, tak! my też tak myśleliśmy! — za co urzędowy świat przypnie ci do piersi order, a jakaś literacka firma zapłaci ci dużo pieniędzy, a za te pieniądze możesz wystawić sobie piękny dom, który potem zapełnisz rzadkimi przedmiotami i szlachetnymi meblami! Bo albo to, co podoba się tłumowi, jest zawsze pomyłką z jego strony, albo z twojej strony — zdradą. Odznaczanie — to jest złota folia, dziecinna zabawka. A ta góra pieniędzy, jaką możesz otrzymać za pracę, która tak spodobała się światu, i ten piękny dom, jaki możesz sobie na tej górze pieniędzy wystawić, wszystko to tylko mgła, którą pewnego dnia zdmuchnie tchnienie sił tego świata. Ty nie zaprzątaj sobie głowy niczym innym, jak tylko tym głosem, którym anioł zagrzewa cię do pracy.

O ATAKU POZIOMYM I PIONOWYM

Z pewnością nie jest przypadkiem, że najskuteczniejszą bronią podczas drugiej wojny światowej był samolot — broń, która atakuje pionowo. Bowiem wszystkie dotychczasowe wojny ludzkości zaczynały się i przebiegały w linii poziomej. Tę wojnę poprzedził kryzys, który nazywają wertykalnym najazdem tłumów — tłum nie wtargnął poziomo na terytorium sztuki, ale w obrębie sztuki, w pionie, zaatakował pewną formę życia. Naturalnie, że kiedy ten atak, to wertykalne wtargnięcie przekształciło się w wojnę — poszukało broni stosownej do swojej natury, działającej w pionie — bomb i samolotów. Bo też wielkim zwrotom w dziejach ludzkości zawsze towarzyszy styl i zmiana rekwizytów.

O NIKOTYNIE

Nikotyna jest największym podarunkiem współczesnego życia i najsilniejszym ciosem — wynalazł ją diabeł, i człowiek nie może nic przeciwko niej uczynić, dopóki na ziemi panuje nuda. Nikotyna jest silną trucizną, nadto ogłupia. Ilekroć jednego dnia dużo palę, aby móc pracować, nazajutrz jestem półgłówkiem, niezdolnym do pracy. Poza tym może wywołać uczucie niepokoju, pocenie się, wzmożone bicie serca i inne niebezpieczne dla życia powikłania. Nie można nic przeciwko niej uczynić. Dymek z papierosa okrywa świat miłosierną zasłoną z mgły; owo gorzkie szczęście i zapomnienie — to tylko pospolite, chwilowe upojenie; któż jest tak silny, by z niego zrezygnować czy bodaj zrezygnować o chwilę wcześniej, niż to będzie bezwzględnie konieczne? Bo pewnego dnia będzie to konieczne… Serce, nerwy wzrokowe, żołądek, jelita, wszystko zbuntuje się przeciwko nikotynie. Wtedy odrzucimy ten gorzki niedopałek, raptownie przybierzemy na wadze, będziemy zdrowi, tędzy i nieszczęśliwi.

Ale do tej chwili! Jakbyśmy co dnia ssali gorzką pierś złej, a jednak uszczęśliwiającej pramatki! Wszak jakiś rodzaj gry i trucizny też jest niezbędny do życia; w przeciwnym razie nie byłoby to życie, lecz tylko zdrowie i rutyna.

O TYM, CZEGO NAUCZYŁEM SIĘ W CZASIE ATAKU LOTNICZEGO

W czasie ataku lotniczego nauczyłem się jednego — że uczucie strachu, które na odgłos bliskiego eksplodowania bomb w pierwszym kwadransie usidliło i mnie, nazbyt niegodne jest człowieka, zanadto upokarza i nie zasługuje na to, byśmy mu oddali we władanie naszą duszę i nerwy. Dlatego nauczyłem się czegoś, co zarazem jest jedyną prawdziwą wartością wszystkich naszych zamysłów — że nie wolno bać się niczego, bo kto boi się w chwili zagrożenia, ten wcześniej, w czasach pokoju, nadaremnie uczył się, czytał i rozmyślał, na próżno zbierał doświadczenia o wartości ludzkiego życia i naturze śmierci. Kto boi się, ten oszukuje — oszukiwał samego siebie w ciągu całego swojego życia, ponieważ nie przygotował się, szczerze, ze wszystkich sił, całą swoją duszą, na śmierć. Dlatego wychowałem samego siebie tak, abym już nigdy więcej nie bał się niczego, co mogłoby mi zagrażać ze strony ludzi albo natury; jeszcze tylko boję się tego, czym mógłbym uchybić samemu sobie; boję się głosu mojego sumienia; ponieważ demaskują nas nasze czyny.

O LUDZKIEJ POSPOLITOŚCI

Tłum, jako siła społeczna, rozpanoszył się za mojego życia w takim stopniu, że nie ma takiej jaskini, postawy, światopoglądu, dokąd jeszcze moglibyśmy się przed nim schronić. Naturalnie, nierozumny, głupi jest ten, kto się obraża na sam fakt istnienia tłumu i szuka schronienia, przyjmując postawę wybrednego i skwaszonego indywidualizmu. Tłum po prostu jest, jak deszcz, wiatr, ziemia. Trzeba się z nim liczyć. Jednakże powiada Arystoteles — wielki tłum ma duszę niewolnika i postępuje jak bydło. Dwa i pół tysiąca lat mija, jak padło to stwierdzenie; nigdy nie było tak aktualne, jak dzisiaj.

Ludzka pospolitość przybrała w naszych czasach rozmiary tak beznadziejne, że nie ma już systemu pedagogicznego, który by umiał skutecznie z nią walczyć. Odruchy tłumu nie są już odruchami ludzkimi w tym rozumieniu, w jakim poznawaliśmy to, co ludzkie, a więc w rozumieniu chrześcijańskiej kultury oraz klasycznego i starożytnego wychowania. Nie można polemizować z masami; to tak, jakbyś polemizował z pijakiem albo z głupcem, którzy w odpowiedzi wyjąkują wyłącznie swoje urojenia. Nie można wpłynąć na ich uczucia; czują inaczej, niż człowiek czuł do tej pory. W ich duszach litość, poczucie wspólnoty uległy wypaczeniu; chciwość, żądza krwi panują w ich nerwach, nieograniczona i zachłanna, żarłoczna i smutna pogoń za rozkoszą. Jeden powód więcej, aby każdy prawdziwie ludzki osobnik uporczywie i dzielnie trwał na swoim miejscu, aby myślał, czuł tak, jak przystało człowiekowi.

O SATYSFAKCJI

Oto jedyna satysfakcja, co więcej, jedyny sposób osiągnięcia zadowolenia w życiu — dokończyć tę cichą, nienachalną, lecz fachowo wykonywaną pracę, do której wyznaczyły cię twoje skłonności i uzdolnienia, nie uciekać przed tą pracą w jakąś tam próżną rolę, zadowolić się przeświadczeniem, że twoja praca, w miarę możliwości, była sumienna, a może i pożyteczna dla ludzi. Niczego więcej życie dać nie może.

O CYGARNICZKACH Z FILTREM

Po czterdziestce wskazane jest palić papierosy przez cygarniczkę z filtrem. Te cygarniczki napełnione mineralnym wkładem wchłaniają jedynie nieznaczną część produktów spalania nikotyny i papierosowej bibułki, a przecież w niemałym stopniu pomagają. Nie uchronią przed zatruciem nikotyną, ale łagodzą poranny kaszel i śluzowatą chrypkę. Polecam wszystkim.

O TYM, ŻE KOBIETAMI NIE TRZEBA SIĘ ZBYTNIO PRZEJMOWAĆ

Nigdy nie rozumiałem mężczyzn, którzy potrafią wzdychać i lamentować z powodu kobiety. Powiadają — co ona teraz robi? kocha innego? Albo — dlaczego nie jest ze mną? Albo — jak długo będzie należała do mnie? Te odczucia w prawdziwym, tragicznym znaczeniu są mi nieznane, przynajmniej teraz już są mi nieznane — nie mogę, oczywiście, powiedzieć, że w młodych latach nie przechodziłem przez takie chorobliwe kryzysy. Lecz teraz nie potrafię zrozumieć, że ktoś może popełnić samobójstwo z powodu niewierności czy oziębłości kobiety. Wraz z dojrzewaniem płciowym, w moich latach męskich, odnosiłem się do kobiet jak do miłych i potrzebnych partnerek, które pośród swych wielkich życiowych zadań od czasu do czasu sprzymierzały się ze mną, byśmy wspólnie znosili ciężki los, los człowieczy. Zresztą nie oczekiwałem od nich wierności, ni szczególnej serdeczności, ni poświęcenia. Radowała mnie ich czułość, emocjonujące i kojące, ogłuszające siły naszych ciał, bystry umysł, instynktowne, a niekiedy heroiczne porywy, obserwowałem ich wytrwałą i pedantyczną zręczność, gdy — dziecięca naiwności! — chciały utrwalać ludzkie uczucia. Ale kiedy wychodziły z mojego pokoju albo z mojego życia, już więcej o nich nie myślałem. Taką mam naturę i sądzę, że jedynie taka postawa godna jest mężczyzny; i jestem wdzięczny losowi, że ofiarował mi takie usposobienie.

O TAKTYCE BOJOWEJ I LINII FRONTU

W czasach, jak nasze, kiedy wszystko dzieje się nie tylko w poziomie, ale i w pionie, człowiek postąpi słusznie, jeśli nauczy się żyć z odwagą frontowego żołnierza. Bowiem kiedy postępujesz mądrze, niemałostkowo, kiedy poruszasz się rozważnie, kiedy liczysz się z miejscem, sytuacją, niebezpieczeństwem, kiedy zmierzasz tam, gdzie opór jest najsłabszy, kiedy nie atakujesz przed czasem, a w chwili ataku zachowujesz zimną krew i spokój — wtedy jesteś naprawdę odważny. Być żołnierzem w czasie starcia jest zadaniem niebezpiecznym, ale nie mniej niebezpieczne jest być mieszczaninem, gdy życie atakuje nas totalnie — w poziomie i w pionie. A my żyjemy w takiej epoce. Dlatego bądźmy opanowani w gestach, w dzień i w nocy, przy każdej okazji, abyśmy w wielkiej walce, która wyznaczyła nas na bojowników, nie trwonili niepotrzebnie sił. Walczyć trzeba dniem i nocą. Nasza praca, lektury, pojęcia, jakie stworzyliśmy o życiu, wiedza i doświadczenie, wszystko to jest bronią w tej walce. Zatem zajmijmy swoje miejsce w skromnym i niebezpiecznym okopie, obserwujmy z jamy naszego życia każdy ruch wroga i nie trwońmy przed czasem ni energii, ni amunicji. Równocześnie, gdy niebo jest gwiaździste, a wróg śpi, patrzmy również w gwiazdy.

O NASZYCH GRZECHACH I ŚWIADOMOŚCI GRZECHU

Trzeba nauczyć się milczeć, co być może jest najtrudniejsze. Człowiek zawsze mówi o jedno słowo za dużo. Nigdy dość milczenia. Także dlatego, że wszelka rozmowa jest beznadziejna. Jakże beznadziejne jest już słowo napisane i utrwalone! Rozejrzyj się po świecie — w czym pomaga to mnóstwo zapisanych słów, rad, przekonujących starań? W niczym zgoła. Czego możesz się spodziewać po tym, że coś komuś powiesz? Niczego. Dlatego milcz, a zawsze milcz silniej i konsekwentniej, niż mówisz, nie chciej na siłę przekonywać drugich, bo to niemożliwe — prawda jedynie wówczas ma wychowawczą siłę, gdy sam ją odkrywasz — i nie popisuj się, że niby coś wiesz. Raz jeszcze powiadam ci — milcz. Gdy trwa wojna i gdy jest pokój, milcz. A jeśli mówiłeś, nie zapomnij potem wypłukać sobie ust. A kiedy mówiłeś fałszywie i dręczy cię sumienie, nie odpędzaj od siebie tej świadomości grzechu; spójrz jej prosto w oczy, twardo; i mów — znowu mówiłem fałszywie, przesadnie, porywczo lub też chełpliwie; to już się stało i nic na to nie poradzę; ale w przyszłości będę twardszy i będę milczał. Milcz, ponieważ Bóg także milczy, i On wie — dlaczego. Milczenie jest mądrością.

O TYM, ŻE NIE MOŻESZ LICZYĆ NA NIKOGO

Wiedz, a wiedz wszystkimi siłami serca i rozumu, że w krytycznych chwilach nie możesz liczyć na nikogo. Nie ma takiego krewnego, przyjaciela, kochanki, których naprawdę znasz; w krytycznej chwili każdy zrzuca maskę, pokazuje czysty egoizm, a ty pozostajesz sam, gdy największą potrzebą byłoby, iżby ktoś stanął przy tobie i pomógł ci dobrym słowem, pokrzepiającym spojrzeniem. Przecież niczego więcej nie oczekujesz od nikogo; ale w potrzebie nie dostaniesz nawet tego.

Żyj — uprzejmy i cierpliwy — wśród ludzi, ale nie zdawaj się na niczyją pomoc. Zaprawiaj się ku samotności i sile. Wiedz, że nikt nigdy nie pomaga. Ale nie lamentuj. Jesteś człowiekiem, a więc niczego nie możesz oczekiwać od ludzi; i to jest naturalne.

O PISARZU I O ŚWIECIE

Pisarz nie powinien niczego oczekiwać od świata. To wszystko, co może dać mu świat — pieniądze, majątek, pozycję, społeczne uznanie — odbije się na jego pracy, naruszy duchową równowagę, źle wpłynie na moralną siłę jego dzieła. Pisarz nie powinien być autorytetem społecznym; jego dzieło dokładnie tyle samo straci ze swego ciężaru etycznego, na ile wzniesie się w uznaniu społecznym. Pisarzowi nie jest potrzebny żaden tytuł, żadne stanowisko; jedynym jego tytułem, jedynym stanowiskiem może być tylko jego nazwisko. A jedynym majątkiem na świecie jest jego dzieło. I niech pisarz nie ciuła pieniędzy ani przedmiotów wartościowych w postaci ruchomości i nieruchomości; niech tak zorganizuje sobie życie, aby nie musiał napisać ani jednej linijki wbrew sobie, i niech przyjmuje jedynie taką zapłatę, jaką w najlepszej wierze, nie oglądając się na modę i względy społeczne, może uznać za równowartość swojej pisarskiej pracy. I niechaj nie przejmuje się tym, czy to, co pisze, podoba się, czy nie, niech nie przejmuje się tym, co stanie się z jego dziełem po jego śmierci. Pisarz powinien żyć ubogo. A jeśli się zdarzy, że będą mu łopatami sypać złoto, oby miał dość sił, by odwrócić się od tego sukcesu. I jeśli zachłanne ręce przypinają mu do piersi order, niech jego ręka odtrąci natrętów. Niech nigdy nie politykuje; zawsze niech osądza; naturalnie przede wszystkim i najsurowiej — samego siebie. W przeciwnym razie nie ma prawa mienić się pisarzem.

O LUDZKIEJ MATERII

Ludzka materia jest trująca, należy postępować z nią z największą ostrożnością i przezornością. Ludzka materia to jest to, co żyje w duszy człowieka; co tworzy substancję naszej duszy; ta niepochwytna, a jednocześnie rzeczywista materia, która sprawia, że nie jesteśmy drzewami, nie jesteśmy zwierzętami, lecz ludźmi. Ta materia jest taka sama jak trucizna. Jest to materia szkodliwa. Człowiek nie jest stworzeniem bezpiecznym, lecz niebezpiecznym, jak cyjanek albo muchomor czerwony. Człowiek jedynie wtedy nie zatruwa duszną materią swojego bliźniego, jeżeli nie ma ku temu sposobności, gdy próba wydaje mu się niebezpieczna lub zbyt trudna. Gdy jednak ma ku temu sposobność, wówczas — bezinteresownie, bezcelowo i bez pożytku — natychmiast rozsiewa swoją truciznę po świecie. Ludzka materia jest tak trująca, że bez zagrożenia śmiercią można ją tolerować tylko w minimalnych dawkach. Jedynie rozumem można je wszystkie zneutralizować, rozumem i świadomością beznadziei. Bowiem człowiek jest beznadziejny, nie można go wychować do prawdziwych zadań, nie można zneutralizować odwiecznej trucizny w jego duszy. Człowiek jest zagrożeniem dla świata.

O ARCYDZIELE I O CZYMŚ CUDOWNYM

Do tego, aby dzieło człowieka było arcydzielne i wiecznie mieniło się blaskiem oraz zachwycało ludzi, konieczne jest coś jeszcze poza talentem, tematem i doskonałym wykonaniem. W arcydziele jest pewien element cudowności, który czarodziejskim blaskiem przenika na wskroś całość, tak przy tym łagodnie i ujmująco, jak światło księżyca letnią noc, nierealnie, a przecież jasno, bo można przy nim dobrze widzieć, a nawet czytać. Arcydzieło niechaj będzie realne, precyzyjne, mądre, świadome celu, proporcjonalne, starannie wykonane, wiernie oddane — i niechaj będzie w nim jeszcze coś innego. Niechaj w nim będzie coś cudownego. I przy zdrowej przytomności, niechaj w nim będzie także coś z zapomnienia. Niech będzie wzniesione wedle prawideł inżynierii, ale niechaj będzie w nim również chaos, szczypta odwiecznej mgły, jaka wzbija się złotymi ziarenkami na szlaku gwiazdozbiorów. Bez owej cudowności dzieła są tylko wielkie albo doskonałe. Czasami arcydzieło nie jest aż takie doskonałe. Tyle że promieniuje, że jest w nim także tylko sen, światło gwiazd, cudowność. A to jest ta część zadania, na którą artysta nie ma już żadnego wpływu; ostatnie pociągnięcie pędzlem, cudowność jest dziełem Boga.

O BOGU

Nigdy nie umiałem wyobrazić sobie Boga, prawdopodobnie dlatego, że nie jest ludzki ni ziemski, lecz boski. Człowiek, gdy wyobraża sobie Boga lub oddaje Boga na obrazie czy w postaci rzeźby, zawsze wyobraża sobie i przedstawia brodatego praojca, kogoś w rodzaju wodza plemienia, z bujnym włosem, w peplum, z wełnistą brodą, niczym rabina bądź francuskiego inspektora szkolnego. Jak Grecy i Rzymianie przedstawiali Zeusa i Jowisza, tak chrześcijanie przedstawiają Ojca. To wyobrażenie zawsze mi przeszkadzało, napełniało mnie uczuciem wstydu. Takiego człekokształtnego Boga, który ma ondulowaną brodę, ma także nos, który co jakiś czas wyciera, nie mogłem odczuwać jako prawdziwego Boga. Spośród wizerunków Ojca, Syna i Ducha Świętego, jedynie wyobrażenie Ducha Świętego wydawało się godne Boga. Bóg stworzył świat i zarządza nim, i dlatego jest pewne, że świat jest podobny do Niego — lecz Bóg nie może być człowieczy, ponieważ w takim razie musiałby także chodzić do fryzjera. Ta naiwność zawsze mnie rozdrażniała. Mój Bóg nie ma brody ani peplum. Stoi — za wszelką rzeczą — jako Siła i Rozum. Dla mnie Bóg jest to Zamysł, który przenika świat. Ten Zamysł jest świadomy. Dlatego mogę z nim rozmawiać, bez fałszywych wyobrażeń, tak jak drobniutki rozum rozmawia z definitywnym Rozumem przez duże r.

O TYM, ŻE LUDZIE SĄ NIEOBLICZALNI

Bo ludzie są zupełnie nieobliczalni. Na próżno znasz kogoś od trzydziestu lat — nie potrafisz przewidzieć, jak się zachowa, gdy odniesie sukces i kiedy spotka go niepowodzenie. Na próżno znasz czyjś charakter, czyjeś codzienne przyzwyczajenia, czyjś intelekt, serce, reakcje — bowiem człowiek pozostaje tajemnicą nawet wtedy, gdy jest, skądinąd, półgłówkiem. Na cios może odpowiedzieć piskiem i okrzykiem radości, sukces niekiedy go załamuje, rozstraja. Zdarza się, że ludzie z przyczyn niezrozumiałych wpadają we wściekłość; na przykład — noszą żałobę, doznają upokorzeń, nieszczęść materialnych, cielesnych lub moralnych, po czym w jednej chwili zabijają lub zaczynają charczeć i wyć, bo tramwaj nie nadjeżdża w porę albo but ich uwiera. Ludzie zrównoważeni, znający umiar, bardzo dziwnie reagują na czyjąś prostacką uwagę — jakby zraniono najczulsze miejsce ich ludzkiej istoty. Jedni nie wytrzymują dzwonka telefonu, inni, zanim pójdą pod szubienicę, proszą o szklankę czerwonego wina. Zwierzę, kamień, roślina są bardziej przewidywalne i obliczalne, a burza i trzęsienie ziemi bardziej zasługują na zaufanie niż człowiek. Ludzie są cudowni.

O RYTMIE I ZMIANIE

Wskazane jest zmieniać i odmieniać nie tylko życiowe sytuacje, ale i porządek życia. Czasami niewiele znacząca podróż, zmiana miejsca o parę kilometrów wyrywa nas z pospolitej, okresami dręczącej i na pozór niemożliwej do zniesienia, kręcącej się w kółko bezradności. Czasami wystarczy wybrać się do Ostrzyhomia, a już przychodzą nam do głowy inne myśli o życiu, wyraźniej widzimy nasze zadania. Podróż odmienia idee, powiadają Francuzi. Inny pokój, w którym układamy się do snu, inne twarze, odmienna kuchnia, wszystko to uruchamia w naszych duszach swego rodzaju ciąg pogody i świeżości.

I właśnie tak powinniśmy zmieniać powszedni rytm naszego życia. Nie gwałtownie. Nie bez zastanowienia. Ale świadomie, instynktownie, kiedy czujemy, że uwięźliśmy w dotychczasowym sposobie bycia. Kto do tej pory uparcie wstawał o świcie, niech tak zorganizuje sobie rytm spania i wstawania, aby przez jakiś czas budzić się koło południa. Kto wcześnie chodzi spać i czuje, że zabrnął w życiowy ślepy zaułek, niech kładzie się po północy. Kto do tej pory przed południem kończył co ważniejsze prace, niechaj, jeśli to możliwe, spróbuje zmienić rytm pracy, przenosząc ją na czas popołudniowy. Kto wieczorem bywa zmęczony, niech odpoczywa w ciągu dnia, a pracuje nocą. Kto ucinał sobie drzemkę po obiedzie, niech teraz prześpi się pół godzinki przed obiadem. Byle tylko nie zdrętwieć w życiowych sytuacjach, nie nałożyć papuci i nie zapuścić brody, i zawsze uważać, aby twórcze siły świata odnajdywały nas w oczekiwaniu i ciągłej gotowości! Niewiele do tego trzeba. Jest to sztuka umiejętnego współgrania słuchu, serca, uwagi, instynktu i rozumu. I jest to jedna z tajemnic życia.

O TAKCIE I DELIKATNOŚCI

Bo istnieje coś takiego, co jest czymś więcej, czymś wartościowszym niż wiedza, rozum, ba, czymś cenniejszym niż dobro. Istnieje pewien rodzaj delikatności, który jest najwyższym osiągnięciem, na jakie człowiek może się zdobyć. Jest nim czułość, która jest niewidoczna, pozbawiona koloru i smaku, a przecież tak niezbędna, jak na terenie skażonym przez zarazę gotowana woda, bez której człowiek umrze z pragnienia albo się rozchoruje. To jest takt i delikatność, które niczym cudowny słuch muzyczny wiecznie przypominają człowiekowi, ile jest człowieczeństwa w tym, co robi — dużo czy mało, co wolno, a co jest przesadą, co boli drugiego i co jest aż tak dobre, że stanie się naszym wrogiem ten, którego tym obdarzymy, a on nie potrafi okazać wdzięczności. To jest ta delikatność, która zna nie tylko stosowne słowa i właściwą intonację, lecz także czułość milczenia. Rzadko, ale spotyka się ludzi, którzy to potrafią. Którzy dobro, zawsze przecież samolubne, wydestylowali i uszlachetnili, a swoją przyjaźnią lub sympatią nikomu nie sprawiają bólu, nie naprzykrzają się ciągłą gotowością zacieśniania znajomości i nigdy nie wypowiadają o jedno słowo za wiele ponad to, co potrafi znieść drugi człowiek, i jakby mieli jakieś szczególne, subtelne narządy słuchu, w lot wychwytują to, co by mogło sprawić ból drugiemu człowiekowi. I zawsze potrafią zmienić temat. A wszystko to, co zagraża ludziom, słyszą tak przenikliwie, jak radary, które postrzegają nieprzyjacielski samolot zbliżający się na wielkich wysokościach, pomiędzy chmurami. Takt i delikatność odbierają w sposób nadludzki. Tak, obie te właściwości są nadludzkie.

O GOŚCINIE

Bycie gościem — to jedno z najmilszych i najbardziej uprzykrzonych zniewoleń. Bo daremnie powiadają gospodarze — u nas gość robi to, co chce! wstaje i kładzie się spać, kiedy chce! je, co chce! nie musi przejmować się domownikami! — naturalnie, ani goście, ani gospodarze nie robią nic innego, jak od rana do wieczora wzajemnie się sobą przejmują, jedni obserwują tryb życia drugich, odgadują ich życzenia, dostosowują się do siebie. Przy czym gospodarze są swobodniejsi, bo znajdują się w swoim domu, i stosując terror ukształtowanego w ten sposób porządku dnia, wpływają na gościa, który od rana do wieczora zmuszony jest zachowywać się tak, jakby robił to, co chce, choć nie robi nic innego, prócz tego, że dostosowuje się do gospodarzy. Szczególnym grubiaństwem jest zapraszanie kogoś w gości na dzień czy zgoła na noc, poza miasto. Jest to zamach na poczucie smaku człowieka, jego zwyczaje, czas, przyjemności, pracę i w ogóle tryb życia. niczego więcej nie zabieraj ze sobą oprócz piżamy i szczoteczki do zębów! — mówią gospodarze; i proszę, na dzień, dwa jesteś wygnany ze swojego życia, pozbawiony swobody działania, a nierzadko i swobody myślenia.

Bycie gościem — to niewola. Zapraszanie kogoś w gości jest świadectwem dużej duchowej szorstkości i samolubstwa. Nawet przyjęcie zaproszenia na kolację jest nad wyraz ciężkim, nudnym i męczącym obowiązkiem. Najstosowniej jest spotkać się z przyjaciółmi w restauracji, wieczorem o godzinie dziewiątej, by o jedenastej wrócić do domu; przy czym każdy zapłacił swój rachunek. Wszystko inne jest zamachem na czyjąś wolność i samolubstwem.

O PLANIE PRACY I O CIARKACH

Naturalnie, nie szkodzi, jeśli jest jakiś plan pracy. Tylko nie ustalaj tego planu sztucznie. Pewnego dnia — z oczekiwania, ze studiów, ze skłonności, z powszedniego ładu i z inspiracji nadzwyczajnych chwil — ukształtuje się ów plan pracy. Nigdy nie ulegaj kuszącym pomysłom. Zaświta ci pomysł i ty, mając w posiadaniu rozmaite umiejętności, zapewne potrafisz coś z niego zbudować, coś, co ma formę, co wygląda tak, jakby było prawdziwą sztuką. Ale pozostanie pomysłem, także wówczas, gdy doskonale go wykonasz. Prawdziwa praca, osobista i ostateczna, jest czymś innym. Trzeba zaczekać, aż wszystko, co ma przyjść, przyjdzie, ażebyś rzeczywiście napisał lub uczynił to, co jest właśnie twoją sprawą. A wówczas bądź nieubłagany i konsekwentny wobec siebie i swojej pracy. Lecz podstawowym warunkiem każdego twórczego aktu jest taki stan ducha czy taki stan nerwów, który Goethe nazywa schauder. Jeżeli nie czujesz tych ciarek w czasie pracy, tworzysz jedynie coś odpowiedzialnego i poprawnego. Bez schauder nie ma twórczości.

O ROLI I CZĘŚCI SKŁADOWEJ

Masz swoją rolę; i to jest twoja umowa z Bogiem. Ale jesteś także częścią składową w wielkiej strukturze świata, nie znaczysz wiele więcej niż śruba lub przewód, który jest jednym z pomocniczych narzędzi ubocznego i podrzędnego procesu w nieskończenie skomplikowanym mechanizmie. Nigdy nie zapominaj o swojej roli, ponieważ jest tylko twoja, przypisana twojej osobie, i nie zapomnij nigdy, że w Całości nie znaczysz wiele więcej niż część wymienna, śruba albo przewód.

O DNIU POWSZEDNIM I ŚWIĘCIE

Miej to na względzie, aby z każdego dnia, z najbardziej powszedniego, ponurego dnia zrobić święto, choćby na kilka chwil! Jednym życzliwym słowem. Szlachetnym uczynkiem. Uprzejmym gestem. Niewiele trzeba do takiego święta. Do każdego dnia możesz przemycić czarodziejski element, możesz obdarować siebie kwadransem prawdy zaczerpniętym z książki, zadowoleniem wynikającym ze zrozumienia mglistego pojęcia, pocieszeniem albo rozpogodzeniem twojego otoczenia. Życie będzie bogatsze, odświętne i bardziej ludzkie, jeśli kilka chwil codzienności napełnisz czymś nadzwyczajnym, ludzkim, życzliwym i uprzejmym; a więc świętem.

O TYM, ŻE KULTURA WYMAGA WIELE ODWAGI

Powinieneś wiedzieć, że ludzie nie bez powodu przywiązują się do tego, co przeciętne, mętne i znachorskie, do iluzji i powierzchownych, przyswojonych odruchowo wiadomości, a zatem do niewykształcenia. Bo wykształcenie — to tyle, co odkrycie i udźwignięcie prawdy — prawdziwe poznanie prawdy. A udźwignąć prawdę zawsze jest bardzo ciężko. Do kultury, a więc do poznawania rzeczywistości i prawdy, potrzeba nadzwyczajnej odwagi. Człowiek poznaje prawdę całym swoim sercem, losem, całą swą istotą. Człowiek może zdobyć kulturę tylko za cenę życia i śmierci. Ludzie zawsze chętniej przystają na zawoalowane objaśnianie nieprzyjemnej prawdy, a więc na niewykształcenie, niż na surową, nieskomplikowaną — jak zdanie proste nierozwinięte — prawdę, która jest wykształceniem, czyli kulturą. Ludzie w skrytości wiedzą, że wszystko, co prawdziwe i ludzkie, a więc rzeczywiste, zostało poczęte we krwi, pocie i pasji, ale chętniej szepczą ze spuszczonymi oczyma, że dzieci przynosi bocian. Bo tak jest milej i wygodniej. Ale kultury bocian nie przynosi.

O POKUSIE

Zawsze, ilekroć nachodzi cię pokusa, która obiecuje ci przyjaźń, namiętność, poufałość, przywiązanie — wiedz i pamiętaj, że materiał, z którego powstaje takie przywiązanie, łatwo się psuje, ponieważ jest to materiał ludzki. Co dzisiaj jest przysięgą, jutro będzie utrapieniem, co dzisiaj jest namiętnością i pożądaniem, jutro będzie niezrozumiałym, karykaturalnym wspomnieniem, co dzisiaj jest wiernością, jutro będzie smutnym obowiązkiem. Pokusa daremnie uśmiecha się i obiecuje. Daremnie żyje w twoim sercu, aż do śmierci, pragnienie podzielenia się z kimś, całkowicie i z ufnością, twoim samotnym życiem. Nie ma na to sposobu, bo jesteś człowiekiem. Zawsze pamiętaj o tym.

O CZYMŚ NADZWYCZAJNYM

Zanim wyrobisz sobie opinię o czymś nadzwyczajnym, wrzuć to do młynka rzeczy powszedniego użytku i miel przez jakiś czas. Spotkałeś się z nadzwyczaj piękną kobietą, której uroda oślepiła cię i wprawiła w zakłopotanie? Przyglądaj się temu nadzwyczajnemu pięknu czas jakiś, przez pryzmat powszednich dni, a raptem zrozumiesz, że każde piękno jest beznadziejne i smutne, nie warto się nim specjalnie zajmować. Oślepia cię nadzwyczajna inteligencja jakiegoś człowieka? Sprawdź to, co mówi, w praktyce powszedniego dnia, a rychło zrozumiesz, że mądrość nie jest czymś nadzwyczajnym i nieuchwytnym, lecz zgoła prostym i naturalnym. Spotkałeś człowieka wyposażonego w nadzwyczajną władzę? Pomyśl tylko, jak krucha jest potęga tego człowieka, w poniedziałek czy wtorek może go zabić najemny morderca, zmiana politycznego kursu, czy nawet coś tak drobnego jak zakaźny mikrob. Spotkałeś się z nadzwyczajną ludzką dobrocią? Tedy zdumiewaj się i pozostań pobożny. Tylko że to nie zdarza ci się tak często.

O PRÓBIE OBCIĄŻENIA RZECZYWISTOŚCI

Każde swoje słowo tak zapisuj, tak wypowiadaj, by przetrzymało próbę obciążenia rzeczywistym światem. Może to właśnie jest tajemnicą pisania i życia. Bo słowo daremnie zajmuje miejsce w przestrzeni literackiej, jeżeli nie wytrzyma ciśnienia atmosferycznego rzeczywistości w przestrzeni świata.

O TYM, ŻE CO JAKIŚ CZAS TRZEBA W ŻYCIU POLUZOWAĆ

Jak żeglarz, którego statek dopadła wielka burza i który naraz widzi, że liny napinają się, a żagle niebezpiecznie wydymają pod oszalałym tchnieniem huraganu, druty zgrzytają i trzeszczą, zataczając się na chwiejącym się i tańczącym pokładzie, spieszy ostatkiem sił — pomiędzy ryczącymi i przedzierającymi się falami — do żagli i lin, aby to wszystko poluzować, tak i ty w niebezpiecznych i burzliwych chwilach swojego życia wiedz, że nie można znieść wielkiego napięcia, trzeba rozluźnić ludzkie więzy i kontakty, w przeciwnym razie wszystko pozrywa się i połamie. W takich razach odrzuć na bok wszystko — pracę, stosunki z ludźmi, porządek życia, zdaj się na los i burzę. W życiu każdego człowieka, w każdym okresie życia zrywają się takie burze, kiedy to wszystko, co dotychczas było wiązaniem, nie wytrzymuje napięcia porywów namiętności. Rozluźnij się i czekaj. Nad ranem burza ustanie.

O TARPEJSKIEJ SKALE

Wcale nie jest pewne, że Spartanie, zrzucając z Tarpejskiej Skały dzieci o wątłym ciele, wraz z mizernymi ciałkami nie wyrzucali silnych, potężnych dusz. Zawsze kochałem wątłe dzieci; nie tylko żywiłem naturalną słabość do tak bezbronnych, małych, bladych istot, ale i respekt, a nawet pociąg. Wcale nie jest pewne, że największe wysiłki ludzkości biorą na siebie i wykonują je doskonale zbudowani zapaśnicy i nienaganni gladiatorzy, co więcej, sądzę, że chuchra też mają swoją sprawę na świecie, i być może ta ich sprawa wcale nie jest błahym zadaniem. Naturalnie, nie mówię, że mamy hodować mizeroty, mówię jedynie, żebyśmy ufali życiu, jego zamiarom względem ludzi, i uwierzyli, że istoty o wątłej posturze też mają swoją sprawę na naszym świecie. Być może życie właśnie ich wypatrzyło sobie do tak potężnych zadań, pod których ciężarem padłby gladiator. Tarpejska Skała zatem nigdy nie może być rozwiązaniem. Życie wie lepiej niż Spartanie, kogo ma zachować do współpracy, a kogo odrzucić.

O KŁAMSTWACH

Kłamca zawsze mówi prędko, trajkocząc i mieląc językiem. Pilnie uważa, by błahy szczegół kłamstwa przyozdobić wszelkimi odcieniami prawdopodobieństwa. Drobiazgowo opisuje ubranie tego, z którym się nie spotkał, ale kłamie, że dopiero co go widział. Łże płynnie jak dobry uczeń, który monotonnie wyklepuje wyuczoną lekcję.

Kłamca nie ma prawdziwej wyobraźni, najczęściej kłamie bez celu; nie wie, że najprostsza rzeczywistość jest o wiele ciekawsza niż to wszystko, co on zdoła nałgać.

O ZADANIU I O CHWILI

Uważaj, abyś nie przeoczył chwili, która jest tylko twoją chwilą, porą wyznaczoną przez los na realizację twojego dzieła. Wygoda, marudzenie, tchórzostwo, lenistwo niekiedy opóźniają wykonanie twojego zadania, choć w głębi serca dobrze wiesz, że czas naładowany jest czymś, co chce wypowiedzieć tylko poprzez ciebie, i nie wolno ci przeoczyć tej chwili, ponieważ ktoś inny powie zamiast ciebie i nie da świadectwa twojej wierze w dobro i prawdę. W nauce, w sztuce, w literaturze, w życiu publicznym są takie naglące chwile, kiedy prawda jest już w pełni dojrzała i trzeba ją wypowiedzieć. Jeżeli tak to odczuwasz, bez wątpienia właśnie ciebie wyznaczył los do tego zadania, nie spóźnij się jak lichy aktor, który przegapił moment swojego wejścia na scenę.

Bo istnieje nie tylko twoje dzieło, istnieje również czas. I wewnątrz tego czasu mieści się ta twoja chwila, której nie wolno przegapić.

O SAMOTNOŚCI

Gdy patrzę w moje serce i dobrze sprawdzam to wszystko, czego doświadczyłem, żyjąc wśród ludzi, muszę powiedzieć, że każda społeczność jest beznadziejna, i człowiek, chcąc właściwie żyć i samemu doprowadzić do końca swoją pracę, do której los wyznaczył jego, właśnie jego, postępuje rozumnie, gdy żyje zupełnie sam. Wszelkie tkliwe, ludzkie uczucie przekształca się w praktyce w egoizm; postąpisz tedy rozumnie, jeżeli pozostaniesz sam, nawet wtedy, gdy będzie to bardzo bolesne i trudne. Nie ma kobiety, nie ma przyjaciela, nie ma takiego ludzkiego związku, który by z czasem nie upokarzał. Pozostań uprzejmy i samotny, bo ludzie są beznadziejni.

Właściciela sklepu z obuwiem albo statecznego finansisty i w ogóle przygniatającej większości ludzi nie możesz nakłaniać, żeby żyli samotnie; znakomita większość ludzi nadaje się do tego, by żyć we wspólnocie, w rodzinie i wśród przyjaciół, i rozmnażać się do końca świata. Taka jest zasada, i tak jest w porządku. Ale dla człowieka twórczego ducha prawdziwym życiowym zadaniem nie jest rodzina ani pielęgnowanie przyjacielskiej wspólnoty, lecz jego dzieło, do którego konieczna jest całkowicie czysta atmosfera. Tam, gdzie ludzie oddychają, powietrze będzie zmącone, zduszone i nieczyste. Dlatego pozostań sam, jeżeli masz swoją sprawę — w pracy i w życiu.

O SERCU

Ale dopóki wierzysz, że gdzieś bije serce, które bije dla ciebie, wybaczaj ludziom. Jedno ludzkie serce, które, bezinteresownie, żywi uczucie do ciebie, wystarczy, abyś wybaczył tym wszystkim, których samolubne i marne serca zdążyłeś poznać; wystarczy, abyś wybaczył wszystkim ludziom. Tak niewiele trzeba, aby przebłagać cię wśród tej beznadziei. Wystarczy jeden człowiek. I nie jest prawdą, że nie spotkałeś takiego człowieka. Tylko że akurat byłeś zdenerwowany albo niecierpliwy i zachłanny, i poszedłeś dalej. Bo jesteś człowiekiem, bo takie jest ludzkie serce.

O WSPÓLNEJ SPRAWIE

Mało znam pojęć, którymi by w mojej epoce żonglowano tak zuchwale i tak niekonsekwentnie, jak pojęciem wspólnej sprawy. Ludzie, o których można by słusznie domniemywać, że nigdy nie dali żebrakowi dwudziestu filerów, z hasłem wspólnej sprawy na ustach stawali do walki o postęp ludzkości, przemawiali, stojąc na beczkach i z trybun ludowych wieców. Tym hasłem zapełniali pierwsze strony gazet znakomici publicyści, których działalność, rozwijana w interesie wspólnotowej zasady, w końcu naprawdę przynosiła skutek — piękny dom albo posiadłość, którą załatwiali sobie tytułem rachunku kompensacyjnego za ukończoną pracę w dziele popularyzowania poczucia wspólnoty. Tylko ci nie mówią o wspólnej sprawie, którzy, o każdym czasie, oddawali społeczeństwu swoją pracę, energię i życie — a lud milczał. Wydaje się, że lud, czyli społeczeństwo, nie ma poczucia wspólnoty. Po prostu żyje dla siebie i dla wspólnoty, bez haseł.

O DUMIE ZAWODOWEJ

Duma zawodowa wzrasta dokładnie w takiej mierze, w jakiej ludzie z usłużną pokorą zrezygnowali ze swojej osobistej dumy. Za moich czasów większość ludzi bez słowa pozwalała, aby Państwo, Urząd, Instytucja pozbawiły ją przywilejów jednostki, danych od Boga. Ludzie przystawali na to, by bezduszny, kiepski i sztywny regulamin cywilizacji nakazywał im, jak mają mieszkać, ubierać się, bawić i używać życia, ba, w tej epoce określono nawet, jak mają chodzić po ulicy. Godzono się, by na komendę myśleć i mówić. Godzono się, by sztucznie nadmuchany potężny krąg interesów, który nazywano Partią, Urzędem lub Zasadą, wmieszał się we wszystkie sfery prywatnego życia, by przystrzygał i kształtował charaktery i sposób myślenia. Wszystko to znoszono bez słowa sprzeciwu. Każdy mógł tresować jednostkę; w milczeniu podporządkowywała się. Ale ten sam oswojony i wytresowany człowiek, którego pozbawiono wszystkich przywilejów przypisanych jednostce, zaczynał charczeć, gdy ktoś ośmielił się osądzać zawód, do którego przynależał. Mogłeś wypowiadać dowolną opinię o kotlarzu, znosił to z gnuśną cierpliwością, mrugając oczami; ale gdy ośmieliłeś się mówić o Profesji Kotlarzy, natychmiast zaczynali krzyczeć i protestować wszyscy kotlarze świata. Podobna sytuacja była z urzędnikami, lekarzami, pisarzami. Dentysta w milczeniu godził się, abyś w cztery oczy nazwał go głupcem, ale natychmiast odwoływał się do Światowego Stowarzyszenia Dentystów, gdy ktoś publicznie ośmielił się twierdzić, że dentyści nie są najdoskonalszymi i nienagannymi ludźmi na ziemi. Jednostka przełykała wszystko, profesja szczerzyła kły. To także przeżyłem.

O POMYŚLE I PRZEŻYCIU

Uważaj, by pomysł nigdy cię nie porwał, i nie zmuszaj się do twórczej pracy przed czasem. Bo sam pomysł jest niczym. Pies też ma pomysły. Każdy partacz ma notes pełen doskonałych pomysłów — literackich, socjalnych, politycznych. dobry pomysł błyska, bo coś przeczytałeś, usłyszałeś, bądź czegoś doświadczyłeś, bo jakieś ziemskie zjawisko dotknęło naskórka twojej duszy — a ty już ostrzysz ołówek i z pomysłu wyciosujesz dzieło, powodujesz, że do rozmiarów dzieła puchnie to, co jest niczym innym i niczym więcej, niż zaledwie pomysłem! Uważaj, bo to pokuszenie jest częste w życiu twórcy. Nie tylko dzieła winny leżakować latami; także pomysły. Jeżeli z pomysłu nie wyniknie przeżycie, odrzuć go, jakkolwiek byłby mądry, kuszący i gustowny. Przeżycie pisze się samo; pomysł piszesz ty. A to niedobrze.

O MIŁOŚCI

Miłość można dać i można ją otrzymać. Nie można tylko jednego — szantażować miłości. A tego najczęściej nie wiedzą ci biedacy i nieszczęśliwcy, którzy są złaknieni miłości.

To oczywiste, że człowiek albo kocha, albo jest kochany — ten prąd zmienny wytwarza natura z nieubłaganą konsekwencją. Najdoskonalsza i najszczęśliwsza forma harmonii jest wtedy, kiedy jedno bez specjalnego buntu godzi się na to, by drugie go kochało. W końcu natura jest także łaskawa — prawda, że nigdy nie pozwala, by kochał ten, od którego tego oczekujemy, ale zgadza się, byśmy bezgranicznie kochali tego, który nas nie kocha. Tylko na jedno nie daje zgody — byśmy łzami, oskarżeniami, atakiem lub błaganiem wymuszali miłość na drugiej osobie. Jeszcze można wyłudzić tkliwość czy namiętność; ale miłość jest suwerenna.

O ŚWIECIE I WYPACZENIU

Zdecydowałeś się na wielkie działanie. Postanowiłeś, że wypowiesz to, co poznałeś. Chcesz wykrzyczeć na cały świat sekret twojego życia, twoje najgłębsze przekonanie. Staniesz przed ludźmi i — tak to postanowiłeś — powiesz, nareszcie, prawdę. Podejmujesz walkę, odrzucasz szyderstwo, porzucasz dom, ojczyznę. Tak, zdecydowałeś, że staniesz przed światem, świadom wszystkich następstw, i wypowiesz prawdę.

Wszystko to bardzo piękne. Takie jest powołanie człowieka na ziemi, to jego prawdziwe zadanie. Lecz nigdy nie zapominaj o jednym — świat jest przerażającym, krzywym zwierciadłem. Takim, jak te w gabinecie krzywych luster, które wysokich ludzi pokazują jako małych, a grubasów jako chudych golców. Nie możesz liczyć na to, że trafi się na świecie choćby jeden tylko człowiek, który twoje słowa, twoje działanie dokładnie tak zrozumie, przyjmie i zinterpretuje je, jak to sobie obmyśliłeś. Zawsze tylko ty jeden wiesz, czego chciałeś naprawdę; świat tyle tylko widzi i pojmuje z twoich zamysłów, ile zagadkowe krzywe lustro ludzkiego umysłu uchwyci i odbije. Dlatego nigdy nie lamentuj — nie zrozumieli mnie! nikczemnicy! Zawsze mów tylko to — ja chciałem to i to, ale świat pojął mnie tak i tak. Bo taka jest prawda.

O REWOLUCJI I REWOLUCJONIŚCIE

Kiedy to stulecie było młode, ja też byłem młody; jako że byliśmy młodzi, naturalnie oboje byliśmy rewolucjonistami. A potem mijał czas, i stulecie, a wraz z nim jego dziecię wkroczyli w wiek męski; i pragnęliby mądrze się starzeć. Już chciałbym włożyć papucie albo szlafrok; już chciałbym odrzucić wszystkie hasła rewolucji, ponieważ czas spowodował dojrzewanie tych haseł w moim sercu i w mojej świadomości, i już wiedziałem, że w praktyce wolność, równość, braterstwo wcale nie są takimi ideałami, za jakie je za młodu, jak przystoi rewolucjoniście, uważałem. I już pragnąłbym mówić o tym, że chronić jest o wiele trudniej, niż odrzucić stare i budować nowe ze skorup; teraz już chciałbym się pogodzić z ludźmi, budować ład i opuścić wszystkie sztandary. Lecz czas mi tego nie umożliwił. Zrozumiałem, że muszę pozostać beznadziejnym rewolucjonistą, ponieważ pokolenie, które przychodzi po mnie, dziwnym sposobem w ogóle nie jest rewolucyjne; nie mam komu przekazać sztandaru, jak nakazywałyby natura i porządek spraw ludzkich; ja muszę zostać tym, który protestuje i wznosi barykady, ponieważ żyję w epoce, której młodzi synowie gotowi są przyjąć wszystkie ograniczenia nie przyjęte przeze mnie i mój wiek, gdy byliśmy młodzi. Bezzębny i posiwiały, muszę pozostać rewolucjonistą, uparcie powtarzającym święte słowa o wolności myśli, równości i braterstwie, w które chyba nawet już tak bezwarunkowo nie wierzę. Muszę, w sędziwym wieku, pozostać sankiulotą; chociaż byłoby tak dobrze raz wreszcie ubrać się w szlafrok!

O PODRÓŻY I HOTELOWYCH POKOJACH

Gdy podróżujesz, nie staraj się wyczarować domu z hotelowego pokoju. Są tacy ludzie, którzy beznadziejnie zabierają w podróż tęsknoty i rekwizyty z własnego domu i najchętniej zabraliby z sobą kanarka, fotel na biegunach i album rodzinny, aby w hotelowym pokoju nie brakowało im liturgicznych symboli domowego ogniska. Ci ludzie są rozpieszczeni i dziecinni, wiecznie tęsknią za nianią i kołyską. Człowiek doświadczony oczekuje od podróży krótkotrwałych, świeżych, urlopowych wrażeń, czegoś dziko nieobliczalnego, zaskakującego rzeczywistość, i nie zamierza szukać w hotelowym pokoju domowego ciepełka. Człowiek, który zna swoje serce, świat i naturę ludzkich spraw, we własnym domu żyje tak samo, jak w hotelowym pokoju i nie napycha zbytecznymi, sentymentalnymi bądź marnymi rupieciami pomieszczenia, gdzie upływa jego doczesny żywot.

Taki człowiek we własnym domu żyje tak samo, jak w hotelu; bo czegóż trzeba do życia? Łóżka, stołu i krzesła. A ty jesteś podróżnikiem, przelotnym wędrowcem, nawet w swoim podnajmowanym mieszkaniu. Myśl o tym zawsze, ilekroć wyciągasz się w łóżku, w domu czy na obczyźnie — nadal musisz wstawać rano. Właściciel może ci wymówić. A do tego nie trzeba — nigdy, nigdzie — ni kanarka, ni fotela na biegunach.

O GNUŚNOŚCI JELIT

Unikaj środków przeczyszczających. A kiedy już dręczący ból głowy lub ostry nieżyt żołądka zmusza cię, byś je zażył, zadowól się — i to bardzo rzadko — szklanką ciepłej wody z angielską solą. W preparacie ze strączyńca jest siłowy zamysł, aby sztucznie wmieszać się w porządek natury. Za niedowładem jelit najczęściej kryje się sknerstwo, kurczowa chciwość, cierpiąca na febrę ambicja; a także leniwy tryb życia; za gnuśnością jelit kryje się, całkowicie i bez reszty, gnuśność życia i człowieka. Jeżeli ty sam jesteś gnuśny, dlaczego spodziewasz się, że twoje trawienie będzie żwawe? Za każdą chorobą kryje się charakter całego człowieka. Pogódź się ze swoim charakterem, a będziesz również żył w zgodzie ze swoim trawieniem.

O WSPOMNIENIACH I O CZYMŚ CUDOWNYM

Nigdy nie mogę zrozumieć, dlaczego najpiękniejszym wspomnieniem z mojego życia jest chwila, kiedy — mogłem mieć dziesięć lat — w pewne zimowe popołudnie wszedłem do ciemnej, pustej sypialni mojej matki i, stojąc w progu, dostrzegłem na politurze mebli i kaflowym piecu na wprost okna świecące się odbłyski niebieskiego śniegu, leżącego na ulicy i na dachach przeciwległych domów. Czaru tamtej chwili nie umiem zapomnieć. Niebieski odblask śniegu w ciemnym pokoju matki zdumiał mnie swoją realnością, przy tym nigdy przedtem ani potem nie przepełnił mnie tak widocznym uczuciem szczęścia. Nigdy dotychczas i nigdy później, w całym moim życiu, nie poznałem, nigdy i nigdzie nie spotkałem tak całkowitego omamu tajemnicy, bajki, oczarowania, czegoś z baśni, z Andersena. Co wtedy działo się z moim sercem lub z moimi nerwami czy z całym światem? Nie wiem, nie potrafię tego objaśnić. Czegoś cudownego nie da się objaśnić. I takie wspomnienie wiecznie świta w duszy, takim samym bajkowym, niebieskim blaskiem, jak ów śnieg na dachach naprzeciwko sypialni mojej matki.

O BARBARZYŃSTWIE I BIZANTYJCZYKACH

W ślad za panowaniem barbarzyńców zawsze idzie panowanie Bizancjum. Pewien rodzaj ludzkiej, historycznej prawidłowości, będącej konsekwencją własnego ustroju ludzkiej natury, nakazuje, by za brutalnym najazdem, za podbojem, za zamętem szedł jak cień przerafinowany, zepsuty, sztuczny system, wypełniony służalczymi ceremoniami, trucizną, sztyletem i duszną uprzejmością z jej gładkim gadaniem, kłanianiem się w pas oraz łaszącym się okrucieństwem. Taki jest człowiek — raz barbarzyński, raz bizantyjski. I tylko czasami, w bardzo rzadkich okresach, pod panowaniem nadzwyczajnej jednostki o ambicjach wychowawczych, która potrafi pogodzić surowość doskonałych praw z niepisanymi prawami ludzkiej godności, człowiek się uczłowiecza; lecz są to okresy rzadkie i szybko przemijające.

O TYM, CZEGO LUDZIE SOBIE ŻYCZĄ

Ludzie, naturalnie, życzą sobie zawsze, aby ten, który objaśnia, który ma zdolność wyrażania — pisarz, wypowiadał się w ich interesie. A pisarz nie może spełnić tego życzenia, ponieważ ludzkie interesy są opaczne i sprzeczne ze sobą. Pisarz zawsze może wyrażać tylko prawdę, w każdym razie taki przyświeca mu zamiar. Ale jednocześnie, gdy ludzie zachłannie i niecierpliwie domagają się od pisarza, aby wczuł się w ich sytuację i wypowiedział w ich imieniu to wszystko, co leży w ich interesie, oczekują również, by pozostał bezstronny i bezinteresowny. Dlatego powinieneś wiedzieć, że nigdy nie możesz postępować wedle ich upodobania — gdy służysz ich interesom, utracisz samego siebie, gdy jesteś bezstronny, stracisz łaskę ludzi, kiedy powiesz prawdę, nie to badają i oceniają, co powiedziałeś, lecz odkrywają braki w twoim dziele, zarzucają ci, że nie powiedziałeś tego i owego, i surowo zapytują, dlaczego nie powiedziałeś?

Nikt nie prosi kapelusznika, aby zrobił buty, tak jak nikt nie prosi szewca, aby zrobił kapelusz — ale pisarza wszyscy proszą o wszystko, z takim zapałem i niecierpliwością. Dlatego nigdy nie słuchaj nikogo prócz swojej własnej duszy i Anioła.

O PŁOMIENIACH I AZBEŚCIE

Wiedz, że kiedy wypowiadasz prawdę — najprostszą prawdę — raptem wybuchają wokół ciebie płomienie — istna pożoga namiętności, obrachunków i obrazy. Kto mówi prawdę, przechodzi przez morze ognia, i czyni roztropnie, gdy wkłada na siebie swego rodzaju ubranie z azbestu, w przeciwnym razie natychmiast zginie w płomieniach. To azbestowe ubranie nie może być niczym innym niż obojętnym, nieubłaganym spokojem, spokojem nakazu i służby — nie możesz postąpić inaczej, tak musisz czynić nawet wtedy, gdy cię palą. Pisarz, w jakimś stopniu, zawsze płonie na stosie. Czasami pieką go na powolnym ogniu, czasami wydają na pastwę sążnistych płomieni. Pisarz jest jak fakir, który opętany swoją wiarą, w zimnej ekstazie, bosą stopą, bez czucia, bez obrażeń przechodzi przez ognisko, bo i pisarza nic innego nie chroni przed oparzeniami trzeciego stopnia, jak jego wiara i opętanie — które są zimne, nieubłagane i bezlitosne zarówno względem niego, jak i drugich. Włóż na siebie to azbestowe ubranie, wypowiedz swoją prawdę, przejdź przez płomienie.

O CUDZIE

Ty nie wierzysz w cud, negujesz go? Ale widzisz, nie mogę cię przekonać, ponieważ główną cechą cudu jest to, że jest cudowny — nie można go udowodnić, jak udowadnia się fakt życiowy, nie można sfotografować ani zawczasu wywróżyć i wyliczyć podług matematycznych reguł. Nigdy też nie jest łatwo postrzegać formy objawiania się cudu — nie zawsze chodzi na dwóch nogach, nie można go sfotografować, nie ma jego danych hipotecznych ni metrykalnych. Cud, całkiem po prostu, objawia się — i niekiedy dopiero znacznie później pojmujemy, co było cudem, w jaki sposób wmieszał się w nasze życie i co w tym wmieszaniu się było ponadnaturalnego i cudownego. Nie umiem zademonstrować ni udowodnić cudu. Ale pomyśl, jak bardzo niepochwytne i cudowne jest w prawdziwej rzeczywistości to wszystko, co uważasz za powszednie i naturalne — już sam fakt istnienia jakże jest cudowny! To, że się urodziłeś, żyjesz i pewnego dnia umrzesz! Wszystko to uważasz za naturalne? Wobec tego jesteś ślepy i głuchy jak pień. Już sama rzeczywistość jest cudowna, niepochwytna, ze wszystkimi swoimi naturalnymi rekwizytami, z materią także jest nadnaturalna! Bo też dlaczego cud miałby być bardziej niepojęty niż nieprawdopodobnie skomplikowana rzeczywistość? Cud jest duszą świata, która objawia się we wszystkim. Dlatego jestem jego wyznawcą — bowiem dusza świata jest obecna i we mnie, w każdym moim dniu powszednim, w moim smutnym i cichym losie.

O POKUSIE

Ilekroć zwątpisz w swoją pracę, ilekroć skusi cię zmęczenie, mdłości, dręczące uczucie utraty celu! — samooskarżenie, że to tylko próżność, mroczne pożądanie, że lepiej byłoby porzucić to wszystko, doprowadzić do końca jedynie działania najkonieczniejsze i samozachowawcze, a więc — czytać i żyć; żyć bez znaczenia i przeminąć bez śladu — wiedz, że to najcięższa pokusa, jaką ci podsunie życie. Wówczas musisz być silniejszy niż prawdziwi bohaterowie, kiedy stoją oko w oko z niewykonalnym zadaniem.

Wiedz, że do wszystkiego masz chyba większe prawo, aniżeli uciec przed pracą, jaką los wybrał dla ciebie.

O STRACHU

Nie upłynie wiele czasu, a świat zapomni całkowicie i bez reszty nie tylko twoje imię i twoją osobę, pył zapomnienia pokryje nie tylko pamięć o twoim dziele, lecz zbutwieje także materia twojego dzieła, zadrukowany papier i oprawa płócienna ulotnią się w nicości, nikt na świecie nie zobaczy już nigdy obrazów, jakie namalowałeś, rzeźby z marmuru — twoje prace czas zetrze na drobny pył. Wszystko to z całą pewnością nastąpi i w swoim czasie, i upłyną zaledwie sekundy na zegarze czasu, zanim w pełni i bez reszty ulegniesz zniszczeniu ty i wszystko, co w świecie znaczyłeś. Czego zatem boisz się w życiu? Co jest aż tak ważne lub niebezpieczne, lub godne zazdrości, abyś uciekał przed prawdą? Nie rozumiem cię.

O OFIARACH I ZAMACHOWCACH

Zawsze i wszędzie myśl tylko o tym, że ludzie, którzy zbliżają się do ciebie, są jednocześnie grzeszni i niewinni, i że to samo prawo działa w ich sercach, co w twoim sercu i w pulsie wszechświata, i są tak samo śmiertelni jak ty. Ludzkie zło i ludzkie dobro są po równi prądem i częścią składową życiodajnego rytmu świata. Na największego złoczyńcę — nawet na tego, który nastaje na moje życie — nie umiem spojrzeć inaczej, jak na jedno z narzędzi całego mechanizmu życia. Nastaje na moje życie, ale on także jest ofiarą — dlaczego mam go nienawidzić?

O TYM, CO ISTOTNE

Uważaj, aby w życiu i w pracy nie uwiodły cię komunał i błahostka, możliwości rozwiązań łatwych i przyjemnych. Zawsze trafi się szansa, która rozwiąże napięcie koniecznego wysiłku, wskaże boczne wyjście, zaoferuje tańszą możliwość. Mów o tym, co istotne, pisz to, co istotne, działaj konstruktywnie. To zawsze jest trudniejsze i wymaga więcej życiowej energii — ale w tym samym czasie, kiedy zdecydujesz się oddać swoje istotne siły sytuacji lub pracy, zrozumiesz, że było to rozwiązanie prostsze, ba, jedyne i idealne. Rzecz uboczna, półrozwiązanie, komunał, pustosłowie, unik, staranne owijanie w bawełnę, wszystko to w końcu wymaga więcej wysiłku, i to podlejszego, niż to, co istotne, proste, idealne. Kiedy wybierasz boczne wyjście, marnujesz czas i siebie. To, co istotne, zawsze jest tańsze, pożyteczniejsze, skuteczniejsze. Żyj ekonomicznie, twórz oszczędnie, całą swoją energię kieruj tylko na to, co istotne, i na nic innego.

O MIODZIE I SZTUCE ODDYCHANIA

Nie musisz być akurat fakirem i żyć podług praw jogi, poddając siebie uporczywym i dziwacznym ćwiczeniom, ale myślę, że postępuje słusznie ten, kto o świcie, po przebudzeniu, staje przy otwartym oknie i kilka razy głęboko oddycha przez nos, napełnia płuca rzeźwym, porannym powietrzem, wietrzy je i wypłukuje z nich dym po papierosach, opary nieczystego powietrza, zalegającego pokój. Coś przecież trzeba dać płucom. Ciało jest bardzo wdzięczne, entuzjastycznie kwituje bodaj ułamek jemu poświęconej uwagi. Przekonałem się także, że dobrze robi miód — do śniadania, które nie może być zbyt lekkie, zjedz łyżkę stołową czystego miodu. Jest w miodzie coś, co przemycają doń czyste siły natury; organizm przyjmuje to z wdzięcznością.

O CZŁOWIEKU SUWERENNYM

Człowiek suwerenny, który poświęcił życie na głoszenie i praktykowanie prawd, które poznał i za które ponosi konsekwencje, jest — co naturalne — zawsze skromny i grzeczny. Także wtedy, gdy głosi prawdę. Najbardziej znamiennym rysem człowieka suwerennego jest to, iż niczego się nie boi, jedynie własnego sumienia, i jednocześnie o nic się nie obraża. Bo ten, kto się obraża, nie jest odważny i nie jest suwerenny. Ten, kto się boi i obraża, nie potrafi na śmierć i życie, konsekwentnie reprezentować prawdy w świecie. Ten, kto się obraża, wdaje się w kłótnie. Człowiek suwerenny nigdy się nie kłóci, co więcej, nawet nie wdaje się w polemiki. Wypowiada swoją prawdę, po czym trwa na pozycji, do ostatniej chwili, i bierze na siebie wszystko, co wynika z prawdy i z niecierpliwych nieporozumień świata. Wszystko inne to tylko gardłowanie. Jeśli masz swoją pozycję, nie wolno ci się bać. Tylko partacze zwykli się obrażać i ci, dla których opinia świata ważniejsza jest od prawdy.

O TYM, ŻE Z PODLECAMI NIE MA CO ZACZYNAĆ

Co to jest zło? Nadzwyczaj złożone zjawisko. Za okrucieństwem kryje się najwięcej okaleczeń z lat dziecinnych — lecz kryje się za nim także coś innego — charakter, współgra cielesnej i duchowej struktury, złe przykłady. Kultura tysiącleci nie potrafiła zlikwidować tkwiącej w człowieku skłonności do okrucieństwa. Zwierzęta, bestie nigdy nie są okrutne, z wyjątkiem kota. Zło rodzi się z niedosytu; następnie z braku kultury. Człowiek skłonny do okrucieństwa nie zna w buchalterii swojego życia rubryki winien i ma, on tylko żąda. Nie sądzę, abyśmy byli zdolni zlikwidować w takim człowieku porywy zła i okrucieństwa dobrocią, pobłażliwością i nauczaniem. Kto urodził się zły — bo i tak się zdarza — albo kogo oszustwa, doświadczenia i okrutne zakręty życia nie nauczyły cierpliwości i sztuki wybaczania, lecz podłości, dla takiego człowieka stracona jest wszelka argumentacja moralna. Najrozsądniej ustąpić mu z drogi, o ile to możliwe. Możliwe jednak, że trzeba go również pożałować, najczęściej bowiem w mrocznym tle dzieciństwa takiego człowieka stoi okrutna, samolubna i głupia matka albo podły ojciec.

O TYM, ŻE TRZEBA RÓWNIEŻ PŁONĄĆ

Jak na stosie, tak trzeba płonąć. Jak ktoś, kto wie, że palą go za coś, i nie czyni nic, a nawet nie chce uczynić nic przeciwko temu. Nie wystarczy poznać prawdę, nie wystarczy ją sformułować, nie wystarczy odważnie wypowiedzieć — bo i materię życia, tkaninę ciała trzeba oddać na pastwę płomieni, które jednocześnie przypalają od wewnątrz i z zewnątrz. Ten stos, gdzie w końcu należy postawić każdego człowieka, który chce prawdy, wznoszą oni dwaj — kat i ofiara. Nie można pogodzić się na samym końcu. Każda próba, doświadczenie i odwaga są daremne. Nic nie pomoże, w końcu, jeśli chcesz, żeby pozostało coś z tego, co było sensem twojego życia, musisz spłonąć.

O TALENCIE I GŁUPOCIE

Bardzo trzeba uważać na tych ludzi, których natura pobłogosławiła talentem, ale do talentu nie dodała im rozumu. Ci bowiem są najgroźniejszymi rywalami każdej umiejętności i w ogóle ludzkiej wspólnoty. Można współpracować z człowiekiem mniejszego talentu, lecz rozumnym, natomiast z utalentowanym, ale głupim — nie ma zgody. W ten sposób obdarowany i pokarany człowiek wiecznie podejrzewa, że coś wyjdzie na jaw; podejrzewa słusznie. W końcu naprawdę wychodzi na jaw, że jest głupi, i ten smutny defekt oddziałuje na jego dzieło i talent. Podobnie jak piękna kobieta, która potrafi się wdzięcznie uśmiechnąć i stroić czarujące miny, nie jest już taka piękna w chwili, gdy w trakcie rozmowy wychodzi na jaw, że ta piękność jest głupia jak but. Istnieje bezrozumna piękność tak samo, jak pozbawiony rozumu talent. Są to paskudne fenomeny. Głupcy — co w ciągu dnia zbudują, w nocy zburzą. Są też nadzwyczaj podejrzliwi. Więcej może być pożytku dla świata z człowieka rozumnego, pozbawionego szczególnego talentu niż z człowieka utalentowanego, ale nie obdarzonego rozumem. W końcu to oni będą prorokami — znam to z doświadczenia.

O SZTUCE JAKO PRZEZNACZENIU

Bo talent nie wystarczy. Nie wystarczy też intelekt. Wykształcenie także nie wystarczy, aby ktoś był artystą. Do tego wszystkiego konieczne jest przeznaczenie, którego nie można rozumieć opacznie i którego nie może zmienić żadna ludzka siła czy ludzki zamiar. Każdy rodzaj sztuki obfituje w utalentowanych ludzi, którzy w szczęśliwych chwilach, wysiłkiem swego talentu, skupienia, powagi, w końcu nawet stworzą coś pożytecznego. Czasami coś rzadkiego i wspaniałego. Tak powstają wszystkie dzieła światowej literatury, malarstwa i muzyki. Ale ci ludzie nie są twórcami, lecz tylko wykonawcami, bo nie mają swojego przeznaczenia. Jeśli przypadkiem trafią do zawodu lekarza lub inżyniera, wówczas również mogą tworzyć coś znakomitego i pożytecznego. Ale artysta, ten prawdziwy, nie może trafić do żadnego innego zawodu, i nie istnieją takie historyczne czy współczesne przyczyny, które mogłyby go oderwać od podjętego zadania; nie może być nikim innym niż pisarzem, malarzem lub muzykiem. Kto w ten sposób staje się artystą, ten ma swoje przeznaczenie. Inaczej być nie może.

O TYM, CO POSPOLITE, I O WIZJI

Powinniśmy tak ćwiczyć naszą świadomość i umiejętność patrzenia, abyśmy i w tym, co pospolite, co nas otacza, w codzienności, umieli dojrzeć to, co jest jednorazowe, cudowne, wizyjne. Bo cud nie jest jak moment grzmotu, kiedy rozwierają się niebiosa, grzmią trąby, snują się mgły, otwierają się grobowce i pośród zamętu rozlega się głos Boga; nie, cud najczęściej jest zupełnie cichy. Przechodzisz z jednego pokoju do drugiego i coś widzisz — wyraz czyjejś twarzy; usytuowanie jakiegoś przedmiotu; i naraz odsłania się przed tobą prawdziwy sens tego przedmiotu i jego relacja ze światem; słyszysz głos jakiegoś człowieka, choć nie słyszałeś go nigdy wcześniej, i za pośrednictwem obojętnych słów dociera do ciebie tajemnica tego człowieka; cudu jest zawsze tylko tyle. Najważniejsze, aby nie oślepnąć w rzeczywistości, w powszedniości; abyś zobaczył to, co widziałeś już tyle razy — ta zdolność umiera u większości ludzi, podobnie jak w cywilizowanym człowieku słabnie funkcjonalna rutyna pewnych narządów zmysłu, na przykład węchu. Patrz, wyczuj cud tam, gdzie akurat jest. A zawsze jest w pobliżu, w zasięgu twojej ręki, tak blisko, że przez całe życie nie przyszło ci do głowy, aby wyciągnąć po niego rękę.

O TYM, ŻE NAJMĄDRZEJ JEST ZOSTAĆ SAMEMU

Nie licz na nikogo. Jeśli liczysz na kogokolwiek, już nie jesteś wierny swojej pracy. Jeśli przyjąłeś czyjąkolwiek pomoc, nie skończysz swojej pracy całkowicie, bezwarunkowo, na śmierć i życie, tej pracy, którą powierzył ci twój los. Nie ma nikogo takiego, kto może ci pomóc. Nikt w ostatniej chwili nie może pomóc, nikt nie może obronić dzieł, ludzi, narodów; nikt inny, bo dzieło, człowiek i naród bronią się same. Tylko ta jedna jedyna siła, która stworzy dzieło, zbuduje życie, może je obronić. Dlatego najmądrzej jest pozostać samemu. Tylko ten, kto prawdziwie, zdecydowanie jest samotny, kto w głębi duszy nie odczuwa samotności, tylko ten jest silny. Nie możesz być sentymentalny ani łudzić się nadzieją. U kresu musisz umrzeć, wiedz o tym. Czegóż więc się boisz? I czego się spodziewasz? Jeżeli jesteś wierny swojej pracy, to i śmierć nie może nic uczynić przeciwko tobie, dopóki koniec nie zwieńczy twojego dzieła. Wiedz to i pozostań dzielnym samotnikiem.

O TYM, ŻE TRUDNO JEST WZNIECIĆ OGIEŃ

Zaobserwowałem, że trudno jest wzniecić ogień. W kaflowym piecu, płonącym wiórem albo skrawkiem gazety i suchym polanem, wzniecić taki ogień, który zapłonie w zimnym, kaflowym piecu i będzie się żwawo palił; do tego też konieczna jest zręczność i doświadczenie. Uważasz, że jest to zadanie proste i pospolite, które wykonuje każda umorusana służąca. Ale ty, taki mądry, popróbuj tylko swoimi wprawnymi rękami, a przekonasz się, jak kłopotliwe jest to zadanie, ile wymaga doświadczenia i zręczności! Nie umiem rozpalić w kaflowym piecu, jakkolwiek staram się. Nie umiem jeszcze wielu innych rzeczy, na przykład na fortepianie gram tylko tak, jak smutny wyrobnik muzyczny w lokalu rozrywkowym; a jednak jakże kompetentnie, z jakąż dumą ośmielam się perorować o muzyce! Nie umiem prowadzić lokomotywy. Nie umiem przyszyć oderwanego guzika. Ale właśnie to i wiele innych drobnych umiejętności tworzy świat. Ucz się szacunku dla wszelkiej ludzkiej zręczności, dla każdego gestu.

O TYM, ŻE TCHÓRZE NIE SĄ ZDOLNI NAWET DO ZDRADY

Unikaj ich, jak tylko możesz. Ci bowiem gorsi są niż zdrajcy. Bo dla zdrajcy nie ma w istocie żadnego usprawiedliwienia, dla niego jest stryczek. Ale ten, kto z zamiarem przezornej samoochrony kręci się koło ciebie i wokół wspólnej sprawy, a nie ma odwagi ni tytułu moralnego do tego, by pozostać sam, ani do tego, by ponieść konsekwencje działania, zdrady lub zemsty — ten naprawdę jest podlecem. Są następstwa czynu, które ponoszą równocześnie zdrajca i ofiara. Zdrada jest nikczemnym czynem, jednakże jest czynem. Ale ci przezorni, którzy z gładką twarzą stoją obok wspólnej sprawy, a nie są dość dzielni, aby wkroczyć na drogę aktywnej, bohaterskiej, pełnej samotności, ani też dość dzielni na to, aby siebie ochronić, ani też, aby zdradzić sprawę, pod której hasłami kręcą się wśród ludzi, ci, których każdy uważa za towarzysza swojej partii, a w rzeczywistości nie są dość ludzcy i bohaterscy, by wyznać swój grzech i ponieść wszelkie konsekwencje — ci tchórze, którzy nie są zdolni nawet do zdrady, zbyt słabi, aby się mścić, zbyt bezsilni, by wybrać samotność, ci są najbardziej niebezpieczni. Zdrajcą możesz pogardzać. Ale takim człowiekiem nie pogardzaj i nie prześladuj go; patrz na niego tak, jakby był powietrzem.

O NIEPOROZUMIENIU

Na ziemi żyje, jak powiadają, dwa miliardy kilka milionów ludzi. Wiedz zatem, iż są dwa miliardy kilka milionów szans na to, aby opacznie zrozumieć twoje słowa i działania. Ilu ludzi żyje na ziemi, tyle jest możliwych nieporozumień. I to właśnie jest w życiu ludzkim wspaniałe i przerażające, to właśnie jest tragiczne w każdym ludzkim wystąpieniu i przedsięwzięciu. Powiadasz — białe albo czarne. Ale na ziemi żyją przecież biali i czarni, czyż nie? I w oczach białego czarny jest inny niż w oczach czarnego. I nieskończenie rozmaicie odbija się świat w każdej ludzkiej duszy. Każde wypowiedziane, napisane słowo ma całkowicie inne brzmienie w duszy każdego z dwóch miliardów paru milionów ludzi. Wiedzieć powinieneś i to, i nigdy nie powinien zaskoczyć cię oddźwięk, jakim jeden człowiek odpowiada na słowa drugiego człowieka. Życie ludzkie jest wieczną cyrkulacją nieskończonych nieporozumień. Suma tych nieporozumień to jest dopiero ów barwny, skomplikowany, trwożliwy i doskonały cud, którego rzeczownikiem zbiorowym — człowiek.

O ZMIANIE I NADZIEI

Życie — czasami tak to odczuwasz — naprawdę jest nie do zniesienia. Żyjesz w chwili przełomowej, gdy wszystko drży i zmienia się — tradycja, prawa moralne, znane formy życia. Jakbyś już nie mieszkał w domu, ale w puszczy życia, gdzie ustawicznie grzmi niebo i szaleje burza. I masz nadzieję na zmianę. Ufasz, że kiedyś wszelki gniew spali się w sercach na popiół, a proch i gorzki dym, jakie zalegają serca, rozproszą się. I znowu blask słońca padnie na ludzką okolicę. Niebo będzie niebieskie, a owoce drzew pachnące. Zmiana sprowadzi pokój.

Zmiana, naturalnie, nastąpi wtedy, gdy tutaj będzie odpowiednia pora, gdy odpoczną namiętności. Lecz jedno się nie zmieni — ludzka natura. Nie ma takiej moralności, argumentacji, cudu, które prawdziwie i głęboko potrafiłyby odmienić ludzką naturę. Ci, co przyniosą zmianę i posłużą się nią, będą przecież tylko ludźmi, a więc będą niesprawiedliwi, nietolerancyjni, okrutni, chciwi i rozpustni. Zmiana, odmiana wszelkich ludzkich spraw nastąpi, ale człowiek nie zmieni się. Dotychczas zawiodły wszelkie próby wychowania człowieka. Czasami bardzo silny charakter, indywidualność, na krótki czas, na czterdzieści, pięćdziesiąt lat ludzkiego życia, potrafi w praktyce urzeczywistnić moralne wymagania wielkich wychowawców ludzkości. Te okresy są sporadyczne i rzadkie w dziejach rodzaju ludzkiego. I to jest moment najwyższego wzlotu człowieka. Ale to nader rzadkie zjawisko. Człowiek pozostaje taki, jaki był. Materiał ludzki jest beznadziejny, ognia i ługu też nie da się zmienić.

O TYM, ŻE TRZEBA DUŻO SPACEROWAĆ

Naturalnie, trzeba zawsze spacerować samemu, co najmniej godzinę, ale lepiej półtorej, a jeśli można — dwie godziny dziennie. Spacer w najbardziej ludzki sposób wyraża rytm życia. Kto spaceruje, nigdzie nie chce dotrzeć, jeśli bowiem wyrusza w drogę z wyraźnym zamiarem, znając cel podróży, ten już nie spaceruje, lecz kursuje. Spacerowicz z każdą chwilą przybliża się do celu spaceru, którym nie jest dom, albo drzewo, albo piękny widok, lecz właśnie owo powietrzne, bezpośrednie zetknięcie ze światem. Człowiek, który powoli zlewa się z krajobrazem, staje się częścią lasu lub pola, stopniowo, więc rytmicznie powierza siebie — pośród wielkiej dekoracji natury — wiecznej rzeczywistości, nieskończonej przestrzeni świata, w każdej chwili czuje, że w czasie spaceru powrócił do domu. Spacer — to zupełna samotność. W pokoju otaczają cię książki i przedmioty, które przypominają ci o zadaniach i obowiązkach, o pracy albo o twojej życiowej misji. Kto spaceruje, uwalnia się od swojej pracy, jest sam ze światem, duszę i ciało powierza wieczystym żywiołom. Pomyśl tylko, że chodzisz po ziemi i możesz spacerować pod gwiazdami. To wspaniała rzecz.

O ZNAKACH ZODIAKU I GWIAZDACH

Nie szkodzi, jeżeli dokładnie wiesz, spod jakiego jesteś znaku. Bowiem bezspornie urodziłeś się pod gwiazdami, a więc masz z nimi coś wspólnego.

Ale żyj tak, jak ktoś, kto urodził się na ziemi i kto do niej, do ziemi, powróci. Gwiazdy jedynie pozdrawiaj spojrzeniem, ponieważ, jeśli o nie idzie, nie możesz wiedzieć niczego. Możesz znać tylko ziemię. Bo ziemią byłeś i ziemią będziesz. Poznawaj ziemię, przyzwyczajaj się do niej.

Pokochaj ziemię, bo to twój los, który jest zapisany w znakach i gwiazdach. Dbaj o niego, pogódź się z nim, poznaj również materię, nie stroń, grymasząc, od ziemi.

Ziemia nie jest brudna. Jest taka jak ty; jest materiałem, w którym tkwi energia. Znaki i gwiazdy są to tajemnice. Bez wątpienia, żyjesz pośród tajemnic. Ale pewniejsze jest to, że pewnego dnia umrzesz i będziesz ziemią.

O TEATRZE I WIDZACH

Epiktet zaleca, abyśmy, jeśli to możliwe, w ogóle nie chodzili do teatru. Lecz skoro już tam przyszliśmy, zachowujmy się skromnie i cicho.

W teatrze bowiem siedzą dzieci. Dzieci, a nawet niemowlęta. Podnosi się kurtyna, błyska reflektor na czerwonym pluszu, a na widowni w tej właśnie chwili siedzi tysiąc niemowląt z rozdziawionymi ustami, które czekają na cud. Owe niemowlęta przed kilku minutami, w życiu prywatnym, były poważnymi lekarzami, rozsądnymi adwokatami, sumiennymi i oświeconymi nauczycielami, ludźmi dorosłymi, odpowiedzialnymi, rozważnymi. Ale w chwili, gdy zajęli miejsce na widowni teatralnej, gdy na czerwonym pluszu kurtyny błysnął żar reflektora, cały ów teatralny tłum możemy już uważać za lokatorów — o drobnych, rozdziawionych buziach — gigantycznego dziecięcego pokoju. Tysiąc niemowląt czeka na smoczek. I kiedy dostaną smoczek — słodki czy gorzki, wszystko jedno — siedzą cicho, nieprzytomne ze szczęścia. Ale jeśli w ciągu pięciu minut nie dostaną smoczka, zaczynają się wiercić, pokasłują, ziewają, kwękają, nierzadko szczebiocąc, protestują. Co to jest smoczek? Napięcie. Dlatego więc nie bądź w teatrze zbyt dumny, jeśli coś ci się spodoba. Powiedz tak — byłem dobrym dzieckiem i dostałem smoczek.

O ŚMIERCI JAKO NAOCZNYM ŚWIADKU

Kiedy czule rozmawiasz z kobietą, albo układasz się z możnowładcami, albo polemizujesz z paplającym głupstwa, wiedz, że za tobą stoi śmierć i przez ramię przysłuchuje się twojej rozmowie. Jej koścista twarz jest uważna, śmieje się, szczerząc zęby. Bo jakimikolwiek słowami szermowałaby twoja prawda, śmierć wie, że ostatnie słowo należy do niej. Pomyśl o tym, kiedy obiecujesz, targujesz się albo argumentujesz.

O TWÓRCZOŚCI I WYKSZTAŁCENIU

Człowiek twórczy i utalentowany nie ma prawa podkradać czegoś dla własnej twórczości z czasu koniecznego do samokształcenia. Nie jest znowu tak ważne, abyś pisał codziennie; ważniejsze, byś codziennie czytał. Zawsze miej czas na kształcenie, codziennie. Bo nie jest takie pewne, że kiedy coś tworzysz, pomagasz sobie i ludzkości; do tego niezbędna jest łaska Boża. Ale z pewnością pomagasz również sobie, ojczyźnie i ludzkości, gdy codziennie poświęcasz czas na kształcenie swojej duszy, odczytujesz urywek dzieła wyjątkowo twórczego ducha, dokładnie poznajesz pewną prawdę lub gałąź wiedzy. Nie jest istotne, by w jakiejś wspólnocie ludzkiej było wielu pisarzy, natomiast jest istotne, by było wielu czytelników. Nieważne, czy ty opiszesz piękno i prawdę; ważne, abyś je poznał.

O TYCH, CO MAJĄ RACJĘ

Trzeba bardzo uważać na tych, którzy mają rację. Na przykład dotknęła ich wielka niesprawiedliwość, podłość — odebrano im owoce ich pracy, wolność, pobito ich bliskich, a tego wszystkiego dokonali bezprawnie ludzie chciwi, albo niegodziwi, albo nie znający litości. Tacy ludzie mają rację i chodzą po świecie niczym płonąca pochodnia, obnosząc szkarłatny ogień klęski, swoją bezsporną prawdę. I domagają się odszkodowania albo pragną zemsty, niekiedy sami już nie wiedzą, czego właściwie chcą? — byleby coś potłuc… Ci nieszczęśliwcy są bardzo niebezpieczni, bo mają rację; niebezpieczny jest każdy człowiek, który ma rację i wie o tym.

W praktyce współżyć można tylko z ludźmi mającymi poczucie własnej winy, z tymi, którzy coś zbroili w ten czy w inny sposób, i wiedzą o tym. Z nimi można wprawiać w ruch całe społeczeństwa. Obrażeni, ci którzy mają bezsporną rację, są gorsi od ludzi, którzy przeczytali jedną książkę. Ci bowiem znają tylko jedną prawdę i chcą, aby cały świat służył tej jedynej prawdzie, prawdzie ich niezawinionych cierpień. W ogóle nie można się do nich zbliżać z argumentami rozumu lub serca. Trzeba odczekać, aż czas wyssie z ich dusz wężowy jad pierwszego bólu. Wtedy się uspokoją. I pewnego dnia uprzytomnią sobie, że oni także są odpowiedzialni za to, co się dzieje. Każdy jest odpowiedzialny za to, co się z nim dzieje. Dopiero wtedy pociesz ich; nie wcześniej.

O TYM, CO BYŁO TWOIM ZADANIEM NA ZIEMI

W końcu powinieneś wiedzieć, co było twoim zadaniem na ziemi. W żadnym wypadku nie to, abyś trzymał w fabryce chemicznej — w pewnej ilości, jakiejś tam jakości i w postaci jakiejś substancji — kości, mięso, tłuszcz i trzewia. Ani też to, abyś zbierał ordery i zaszczyty, abyś prezesował w towarzystwach, spacerował w wytwornych strojach i potrząsał dzwoneczkiem. Ani też — a to już jest bardziej bolesne — abyś był bardziej szczęśliwy, bo szczęścia nie ma, wszak każde twoje pragnienie zniekształca się w chwili urzeczywistnienia i raczej jest ciężarem niż radością. Taki jest człowiek.

Nie, jedyne twoje zadanie, jedyna racja twojego istnienia na ziemi jest ta — poznaj prawdziwą naturę spraw ludzkich i ziemskich, wzajemne powiązania ludzkich i ziemskich spraw i zachowuj się godnie także wtedy, gdy twoi bliźni zachowują się niegodnie.

Taką miałeś sprawę na ziemi; nic więcej.

O TYM, JAK NALEŻY ŻEGNAĆ SIĘ Z MŁODOŚCIĄ

Młodość należy pożegnać na wesoło. Zatem nie w stanie wzruszenia, nie sentymentalnie, jak to czynią słabeusze, beksy i ludzie zagubieni, którzy ze zwieszoną głową, ze łzą w oku patrzą za odchodzącą młodością, kiwając jej na pożegnanie i głosem drżącym od czułostkowości, od użalania się nad samym sobą, pojękują — vale, młodości! oddalasz się i znikasz, szczęśliwa młodości. Tak nie należy pożegnać młodości. Z młodością należy się żegnać pełną piersią, gromkim śmiechem, jak ktoś, kto uwalnia się od niebudzącego zaufania towarzysza podróży. Należy powiedzieć tak — zniknijże już, młodości. bez żalu patrzę, jak się oddalasz. być młodym — to nie było coś aż tak specjalnego. był zamęt, mgła, tęsknota, dezorientacja, fałszywe pojęcia i jeszcze bardziej fałszywe wyobrażenia, pożądanie i strach, że w wielkim konkursie pozostajemy w tyle. i jakiż zawód, kiedy trzymaliśmy kogoś w ramionach! i ten lęk, że przegapiamy kogoś innego, o ileż prawdziwszego! a ta sława, o której marzyliśmy za młodu, jakże była inna, kiedy już przyszła, o ileż bardziej podejrzana i ulotna! a doczesne dobra, kiedy już przybyły do naszego życia, jakże podejrzanie lepiły się od brudów ludzkiej zawiści! nie, z młodością można się żegnać bez zbędnej litości. był to stan podwyższonej temperatury, wzruszające i tkliwe omdlenie. teraz, gdy odchodzisz, młodości, z radością zwracam się ku innym okolicom. teraz ja jestem ja, od stóp do głów. nie to, żeby dobry, mądry czy absolutnie sprawiedliwy — ale już trochę domyślam się, czym jest prawda. moje nerki nie są już tak sprawne; ale umysł się wyostrzył. rozczarowania nie dotykają już do żywego, co najwyżej zaskakują. Powiedz tak — bogu dzięki, nareszcie skończyła się młodość.

O NIESPRAWIEDLIWOŚCI I WTRĄCANIU SIĘ

Ilekroć w życiu spotykamy się z niesprawiedliwością lub okrucieństwem — biciem dzieci, dręczeniem zwierząt, upokarzaniem człowieka bądź odmawianiem mu tego, co się mu, wedle praw boskich i ludzkich, należy — zawsze na nowo pojawia się pytanie, czy masz prawo i obowiązek mieszać się, wtrącać w zawiłości cudzych losów i podejmować się niewdzięcznej roli niepożądanego adwokata? Czy też masz iść dalej, z nieczystym sumieniem, ale bez zadraśnięcia?

Wiedz, iż do spraw innych ludzi, a także świata, tylko dopóty masz prawo się mieszać, dopóki ty sam, osobiście, bez interwencji obcych osób bądź władz, naprawdę potrafisz pomóc tam, gdzie dostrzegasz krzywdę, niesprawiedliwość lub okrucieństwo. Bo ten, kto w aureoli prawa przerzuca w takich razach ciężar niesienia pomocy na innych, zwraca uwagę władz bądź humanistów na to, co widział, już robi sprawę z ludzkiej nędzy, już podejmuje się roli rozjemcy pomiędzy cierpieniem a pomocą, już oszukuje samego siebie i świat. Pozostań sam z ludzkim cierpieniem i staraj się pomóc na miarę twoich własnych sił. Jeżeli możesz zetrzeć łzy z twarzy dziecka, jeżeli możesz złagodzić los chorego konia, jeżeli możesz ofiarować pieniądze, które należą do ciebie, jeśli możesz dać szmaciarzowi kilka sztuk odzieży, jeżeli osobiście możesz w czymś pomóc radą albo działaniem — wtedy, tylko wtedy masz prawo wtrącać się. Lecz każdy, kto w takich razach wzywa przez telefon policję albo pisze list do gazet, albo zarządza zbiórkę dla biednych, słowem każdy, kto na cudzym nieszczęściu chce sobie upiec własną pieczeń — jest podejrzany. Twój ból i twoja bieda są także tylko twoje i tylko ty osobiście możesz na nie zaradzić. Wszystko inne jest daremne.

O ŚWIATOWYM DOSTOJEŃSTWIE

Światowe dostojeństwo — to złota folia i żeton do gry; lecz ludzkie dostojeństwo — to realność, szczere złoto. Dlaczego grasz o fałszywe pieniądze, skoro Bóg napełnił ci kieszeń szczerym złotem?

O SPRAWIEDLIWOŚCI

Z kimkolwiek się prawujesz, wiedz, że jest on tylko człowiekiem, który ma jeden jedyny tytuł do wielkości — sprawiedliwość.

To wszystko, co mówi, co wie, jakąż ma rangę?

Tylko wtedy ma do tego prawo, byś uważał go za człowieka, gdy pokona w sobie próżność, żądzę, pychę i chciwość, i powie prawdę w twojej sprawie i w sprawie świata, o której właśnie mówiliście. Wszystko inne jest może i miłe, bądź ujmujące, ale ciebie niechaj nie niepokoi i nie kusi.

O TYM, ŻE NIKT NIE MOŻE POMÓC

Trzeba się z tym pogodzić, że człowiek nie umie pomóc. Nie ma takiej kobiety i takiego przyjaciela. Trzeba się z tym pogodzić, że pomoc być może nie jest konieczna — to miotanie się, ta beznadzieja, te chwilowe rozwiązania, ta wieczna nierozwiązywalność wszystkiego, co ludzkie — to właśnie jest warunkiem, abyś stał się człowiekiem i na ludzki sposób wypowiedział się w świecie.

O PERSPEKTYWIE

Rzeczy nie są tylko same w sobie — mają swoją perspektywę. Dlatego nigdy nie mów o jakimś zjawisku — jest takie czy siakie — mów jedynie — kiedy patrzy się z tej perspektywy, wydaje się, że jest takie.

O POKORZE I GODNOŚCI

Ludzie chętnie pysznią się i nienawidzą, gdy nadarza się ku temu okazja; najczęściej naprawdę są osobliwie okrutni, jak dzieci. Lecz ty bądź pokorny i jednocześnie strzeż swojej godności.

Bowiem obu możesz strzec jednocześnie. Twoja godność zmieni się w zwyrodniałą maskę, jeśli nie zaświta za nią świadomość pokory twojej omylnej osoby; twoja pokorna postawa będzie kalką tchórzostwa mięczaka, jeśli inni nie poczują za nią twojej człowieczej rangi. Skoro musisz żyć wśród ludzi — i nie jesteś tapirem ni sępem, gdzież indziej tedy możesz żyć? — jednocześnie musisz panować i być posłuszny, zawsze z klasą i skromnie, zawsze poważnie i chętnie, zawsze pokornie i godnie. W przeciwnym razie będziesz tylko zuchwałym facetem, budzącym litość tchórzliwym niewolnikiem. Epiktet w rzeczywistości był niewolnikiem, a jednak — z pokorą znosił ten los i panował nad ludźmi.

O TYM, ŻE NIC NIE POWINNO CIĘ ZDZIWIĆ

Dziwi cię, że z jakiegoś człowieka wytryskuje podłość niczym trucizna z ropuchy? Lecz zastanów się, jakiego to rodzaju jest człowiek? Jaki szkaradny, jaki bezsilny, jak dalece jego siłą jest tylko nienawiść i zazdrość?

Zetrzyj wydzielinę, która bryznęła na twoją twarz, nie rozdeptuj ropuchy, bo pobrudzisz sobie but krwią i ropą.

O SEKSUALNYM GŁODZIE I CHCIWOŚCI

Obnoszona na zewnątrz, jaskrawo demonstrowana i stale udowadniana religijność zawsze osłania głęboką i tchórzliwą chciwość i seksualny głód.

O PRÓŻNOŚCI

Największą, tragiczną pokusą wieku męskiego nie jest kobieta, lecz próżność. Naraz napada cię ziemski głód — chcesz zaszczytów, pozycji między ludźmi, tytułu lub orderu, wszystkiego, co błyszczy, co możesz przypiąć do piersi w postaci wisiorków, co możesz wydrukować na swojej wizytówce w słowach pustych i wzniosłych. Chcesz fotela, kiedy większość boso tłoczy się na wielkich traktach i miejskich kocich łbach. Chcesz dostojeństwa, kiedy dla niezliczonych ludzi życie jest tak nędznie puste, że większość traci swoją ludzką godność.

To ciężka godzina w życiu mężczyzny. Większość w tym czasie ponosi porażkę. Tylko ten pozostaje człowiekiem i mężczyzną, kto umie pochylić się nad ludzką biedą, kto zadowala się jedynym zaszczytem, jaki przystoi człowiekowi — znajomością swojego rzemiosła i gotowością służenia pomocą, a odrzuca wszystko, co może dać mu świat w geście bezwartościowego uznania. Zważ tylko, jacy nikczemni ludzie dostąpili najwyższych zaszczytów i tytułów! Kto paraduje z orderami! Ty pozostań człowiekiem, bez tytułu, bez ozdób. A wtedy naprawdę będziesz miał rangę pośród ludzi. W przeciwnym razie będziesz tylko wielce szanownym panem — taki jesteś skromny? Myślałem, że pragniesz więcej.

O CIELE

Dwojako możesz zawinić przeciwko ciału — rozpustą lub tchórzliwą, próżną i obrażoną ascezą. Nie wytrzyma żadnej z nich, przekornie i definitywnie odpowie na obrazę. Ciało znosi jedynie szczerość.

O TYM, ŻE ZAWSZE JESTEŚ W DRODZE

Wydaje ci się, że zbudowałeś dom, i z dumnych szczytów swojej kariery możesz, zadowolony, oglądać świat. Czy nie wiesz, że na wieki pozostaniesz wędrowcem, i wszystko, co czynisz, jest ruchem wędrowca, podążającego drogą? Po wsze czasy idziesz przed siebie pośród miast, celów, okresów życia, zmian, i jeśli odpoczniesz, nie odpoczniesz pewniej i trwalej niż wędrowiec, który przycupnął na pół godzinki w cieniu przydrożnej jabłoni. Miej to na względzie, kiedy układasz plany. Sensem twojej drogi nie jest cel, lecz wędrówka. Nie żyjesz w określonych sytuacjach, ty zawsze jesteś w drodze.

O UMOWACH

Do pracy — która jest tylko twoja, od której nie masz możliwości ani prawa uciec, która jest twoim przeznaczeniem — nie wystarczy sama gotowość, zdolność, wiedza, doświadczenie, nie. Do pracy potrzeba nie tylko inspiracji i łaski. I nie tylko pilności pociągowego zwierzęcia. Wszystko to jest potrzebne i wszystko to nie wystarcza.

Do pracy potrzebna jest także boska cnota. Tą cnotą jest cierpliwość. Nie porzucić pracy. Nie wycofać się. Nie uciec przed nią. Cierpliwie ją znosić, jak tajemniczą chorobę, z dnia na dzień, latami, żyć z nią przez całe życie, jak więzień ze swoim więzieniem, jak chory z dolegliwością, którą Bóg mu wymierzył.

Cierpliwość nie jest cnotą człowieka. Jeśli jednak ją podjął i ćwiczy się w niej, wtedy, tylko wtedy, chwilami podobny jest do Boga.

O UMOWIE RAZ JESZCZE

Wszystko, czego świat może chcieć od ciebie, to ugoda i połowiczne rozwiązanie. Liczy się tylko to, na co ty układasz się sam ze sobą i swoim charakterem. Ta umowa nie przewiduje ugody.

Życie, bezlitośniej niż lichwiarze, pobiera procent od ludzkiego charakteru. Za wszystko musisz zapłacić, za niezależność, za radość, także za zdrowie cielesne, ale najstraszliwszą cenę musisz zapłacić za umowę, związaną z twoim charakterem i pracą. Temu ciemięzcy nigdy nie możesz powiedzieć — boli mnie głowa. Albo — miałbym chęć na coś innego. Nawet galernikowi jest lżej niż temu, kto umowę o pracę podpisał z własnym charakterem.

O ŻYCIU I O ŚMIERCI

Czasami czujesz, że w następnej chwili umrzesz. Wtedy nie trzeba bezwarunkowo wzywać lekarza. Naucz się nie bać i nie żywić nadziei. Śmierć nie jest czymś najgorszym, co może się przydarzyć śmiertelnikowi, nie, śmierć w ogóle nie jest zła — śmierć jest nijaka. Umierajmy, skoro tak trzeba, po ludzku, a więc z godnością, bez pośpiechu i bez pisku.

Ale i żyjmy, póki można, po ludzku, a więc uważnie, szukając sensu zjawisk, badając ich prawdziwą naturę. Bo też co byś mógł powiedzieć lekarzowi, gdybyś go wezwał w chwili niebezpiecznej, a on jął wypytywać o przyczynę twojego złego samopoczucia? Umysł twój działa, a więc wypadałoby, byś wszystko wiedział, co się tyczy twojego ciała. I kiedy tak przyglądasz się sobie, to zarazem dziwisz się, jak bardzo powikłana jest rzeczywistość — każda ludzka sprawa ma nieskończoną ilość przyczyn, każdy związek, jaki cię łączy z wszechświatem, jest przyczyną czegoś, co w pewnej chwili zdarzy się w naszym życiu albo w naszym organizmie, zaś z wszystkich przyczyn główną jestem ja sam — fakt istnienia. Ta przyczyna kryje się za każdym fenomenem życia. Tę przyczynę można samowolnie usunąć, ale nie można jej całkowicie rozebrać, ani objaśnić, ani zrozumieć.

O PRAWDZIE I O TYM, CO JEST ZA NIĄ

Kochaj, głoś i wyznawaj prawdę, małą i wielką prawdę, prawdę dnia powszedniego i prawdę chwil tragicznych, zawsze, odważnie, bez lęku. Ale nie zaszkodzi, jeśli, czyniąc to, cicho się śmiejesz — i z siebie, i z prawdy.

Bowiem prawda jest stała i niezmierzona jak wielkie prawa natury. Lecz ty, który jesteś człowiekiem, wierzysz w prawdę i wyznajesz ją, nie jesteś stały ani niezmierzony. Nawet pogoda zmienia swoje zamiary, nawet padający śnieg zbacza z drogi wyznaczonej mu z boskiego rozkazu, nawet kobieta może mieć wpływ na ciebie — oto jak bardzo jesteś niestały. Czegóż więcej możesz spodziewać się po sobie? Głoś prawdę, ale też nie zaszkodzi, jeśli, czyniąc to, czasami się uśmiechniesz.

O LUDZKIEJ WRAŻLIWOŚCI

Cudowne jest i to, jak bardzo ludzie są wrażliwi. Jak róża. Jak pierwiosnek. Z takim poczuciem tragizmu wsłuchują się w każde słowo, które może obrazić ich próżność, jak żadna z żyjących w świecie istot. Pewien ton potrafi śmiertelnie zranić takiego człowieka, a już to, że akurat nie napomkniesz o nim, kiedy on czeka, abyś go pochwalił bądź mu przytaknął — zmienia go w twojego śmiertelnego wroga. I ci sami ludzie, którzy bojaźliwie, wyostrzonym słuchem odbierają wszystko, co tyczy ich osoby, którzy w poufałym uścisku ręki, w tonacji rozmowy telefonicznej widzą sygnały opinii lub prawdy, wysłane w ich kierunku, ciż sami ludzie, delikatniejsi i wrażliwsi od mimozy, beztrosko podążają śladem najbardziej grubiańskiej nikczemności, znęcają się bez mrugnięcia okiem, z zimną krwią, a niekiedy także nie bez przyjemności. Nie warto osądzać tej akurat elastyczności ludzkiej duszy; lecz wiedzieć o niej trzeba. I nigdy niczemu się nie dziwić.

O GRZECZNOŚCI

Na ogół ludzie obrażają się, gdy odnosimy się do nich z nadmierną uprzejmością. Mówię o Europejczykach i Amerykanach. Jedynie Chińczycy potrafią znosić bezwzględną, całkowitą i ostateczną grzeczność, która już nasyciła tkaninę ich ciał i dusz, tworzy jedność z życiem, zarówno dla czyściciela flaków, jak i księcia. Ta grzeczność, która jest równoznaczna z formą życia całego narodu, jest najwyższym przejawem ludzkiego współżycia.

Ale nasza grzeczność jest całkowicie powierzchowna. Francuzi mają jedynie uprzejmą literaturę i sposób wypowiadania wojny, ale jadalnia, sklep, salon to już nie to. Nie wystarczy powiedzieć — pardon, gdy nadepniemy komuś na nogę. Trzeba też czuć owo pardon — a to już znacznie trudniejsze. Nasza epoka jest jedną z najbardziej niegrzecznych w dziejach ludzkości. Średniowieczny kat jeszcze klękał przed ofiarą i prosił ją o przebaczenie, ponieważ musiał jej ściąć głowę — zaś Maria Antonina na szafocie powiedziała Sansonowi — pardon. A dzisiaj nie proszą siebie o przebaczenie ni kat, ni ofiara. Jest to wysoce zasmucające.

I jeśli ktoś w naszych czasach jest doskonale grzeczny, współcześni odbierają tę postawę z zimną, beznamiętną obojętnością. Dzisiaj każdy domaga się wyjawienia prawdziwych zamiarów i grzeczność uważa za wykręt i zdradę. Chociaż to nie to — to po prostu jest tylko doświadczenie. Nie ma innego rozwiązania. Kiedy jedni, z namiętnym zapamiętaniem bądź z durną nienawiścią, grzebią w trzewiach drugich, ty pozostań grzeczny.

O FORMACH

Natomiast form należy przestrzegać do ostatniej chwili. W trakcie posiłku, w trakcie rozmowy. W łóżku i przy stole. W czasach, gdy współżycie między ludźmi staje się coraz bardziej bezforemne, ty pozostań wierny ostatecznie i krystalicznie ukształtowanym formom powitania, ukłonu, uścisku ręki i wyrażania uczuć i sądów. W czasie, gdy wszyscy domagają się, abyś włożył uniform, ty konsekwentnie chodź w marynarce, a wieczorem, gdy akurat wybierasz się na przyjęcie, włóż czarny garnitur. Nie dla samego garnituru, lecz dla formy.

Nie tylko książki ocalają kulturę. Kulturę ocalają drobne, powszednie odruchy. Kiedy jakaś epoka idzie przeciwko tobie ze wniesionymi pięściami, ty się jej odkłoń, spokojnie i grzecznie, tak jak uchylasz kapelusza.

Nie możesz uczynić nic innego.

O OJCZYŹNIE

Czy jest ci wszystko jedno, kim są ci, którzy zabierają głos w imieniu twojej ojczyzny? Czy jest ci obojętne i to, co mówią ci, którzy uważają się za uprawnionych do zabierania głosu w imieniu twojej ojczyzny?

Słuchaj tylko swojej ojczyzny.

Zawsze, wszystko oddaj ojczyźnie. Świat bez twojej ojczyzny nie ma dla ciebie żadnej wartości. Nie oczekuj od niej dobra, i nie lamentuj, gdy cię skrzywdzą w imieniu ojczyzny. To nieistotne. W ogóle niczego nie oczekuj od ojczyzny. Tylko daj jej to, co masz w życiu najlepszego.

To najwyższy nakaz. Łotrem jest ten, kto nie zna tego nakazu.

O ŚWIECIE

I nigdy nie zapominaj, że byłeś także synem świata. Krewnym Murzynów i gwiazd, gadów i Leonarda da Vinci, Golfsztromu i Malajek, trzęsień ziemi i Lao Tse. Z tym wszystkim miałeś coś wspólnego, jesteście z jednej materii, jeden duch was stworzył i ten sam duch przyjmie was z powrotem. To jest pewne.

O SOBIE

Z ostatnim tchnieniem podziękuję losowi, że byłem człowiekiem i iskra rozumu świeciła także w mojej mrocznej duszy. Widziałem ziemię, niebo, pory roku. Poznałem miłość, ułamki prawdy, żądze i rozczarowania. Żyłem na ziemi i powoli nabierałem wewnętrznej pogody. Pewnego dnia umrę; i to także jest cudownie zwyczajne i proste! Czy mogło zdarzyć się ze mną coś innego, lepszego, doskonalszego? Nie mogło. Przeżyłem coś największego i najwspanialszego, los człowieka. Nie mogło mi się przydarzyć nic innego i nic lepszego.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
kielki, Zdrowie,zioła,wegetarianizm,zdrowe odżywianie,oczyszczanie organizmu
Przyprawy i zioła polecane przez Hildegardę, Zdrowie,zioła,wegetarianizm,zdrowe odżywianie,oczyszcza
Dieta sokowo-Warzywna Tombaka, Zdrowie,zioła,wegetarianizm,zdrowe odżywianie,oczyszczanie organizmu(
Terapia antynowotworowa syropem klonowym, Zdrowie,zioła,wegetarianizm,zdrowe odżywianie,oczyszczanie
Przepisy wegańskie, Zdrowie,zioła,wegetarianizm,zdrowe odżywianie,oczyszczanie organizmu
Taniec na receptę 2009, Zdrowie,zioła,wegetarianizm,zdrowe odżywianie,oczyszczanie organizmu(1), med
Dysfunkcje kręgosłupa, Zdrowie,zioła,wegetarianizm,zdrowe odżywianie,oczyszczanie organizmu(1), medy
sekcja ix - lek roslinny, Zdrowie,zioła,wegetarianizm,zdrowe odżywianie,oczyszczanie organizmu
KARTA PRAW PACJENTA, Zdrowie,zioła,wegetarianizm,zdrowe odżywianie,oczyszczanie organizmu
Zdrowotne przepisy z miodem, Zdrowie,zioła,wegetarianizm,zdrowe odżywianie,oczyszczanie organizmu
Jesień - Jedzmy buraki, Zdrowie,zioła,wegetarianizm,zdrowe odżywianie,oczyszczanie organizmu(1), med
Jak wykonać lewatywę z kawy(1), Zdrowie,zioła,wegetarianizm,zdrowe odżywianie,oczyszczanie organizmu
Niepozorna żurawina 2011-02-10, Zdrowie,zioła,wegetarianizm,zdrowe odżywianie,oczyszczanie organizmu
Dekalog zdrowej diety, Zdrowie,zioła,wegetarianizm,zdrowe odżywianie,oczyszczanie organizmu(1), [die
HOMEOPATIA-stanowisko Naczelnej Izby Lekarskiej. !, Zdrowie,zioła,wegetarianizm,zdrowe odżywianie,oc
Czerwone buraki wskazane dla wszystkich, Zdrowie,zioła,wegetarianizm,zdrowe odżywianie,oczyszczanie
Jak zapewnić sobie dłuższe życie, Zdrowie,zioła,wegetarianizm,zdrowe odżywianie,oczyszczanie organiz
Kuchnia wg Pieciu Przemian, Zdrowie,zioła,wegetarianizm,zdrowe odżywianie,oczyszczanie organizmu

więcej podobnych podstron