No cóż, w ubiegłym tygodniu zabawiałem się, wyobrażając sobie naszych przodków rozmawiających o swoich niewolnikach wyćwiczonych w zapisywaniu znaków klinowych, tak jakby ci niewolnicy byli nowoczesnymi komputerami. Bawiłem się, ale nie żartowałem. Kiedy czyta się artykuły, których autorzy wyrażają troskę o przyszłość ludzkiej inteligencji w sytuacji, gdy powstają urządzenia zdolne zastąpić naszą pamięć, ma się uczucie, że chodzi o refren dobrze znanej piosenki. Jeśli ktoś zna się trochę na rzeczy, rozpozna natychmiast ten cytowany tylekroć ustęp z platońskiego Fajdrosa, gdzie faraon pyta z troską boga Totha, wynalazcę pisma, czy to diabelskie udogodnienie nie sprawi, że człowiek straci zdolność pamiętania, a więc myślenia.
Taki sam odruch przerażenia musiał mieć człowiek, który jako pierwszy zobaczył koło. Pomyślał pewnie, że zatracimy umiejętność chodzenia. Być może ówcześni ludzie byli lepiej niż my przystosowani do pokonywania maratońskich tras po pustyniach i stepach, ale umierali młodziej, i dzisiaj uznano by ich za niezdolnych do służby wojskowej. Nie twierdzę bynajmniej, że możemy żyć sobie beztrosko i że będziemy mieli piękną i zdrową ludzkość, która przywyknie do pikników na łąkach wokół Czarnobyla; raczej że umiejętność posługiwania się pismem pozwala nam łatwiej dostrzec, kiedy powinniśmy się zatrzymać - a kto nie umie się zatrzymać, jest analfabetą, nawet jeśli ma cztery kółka.
25