98 SŁAWOMIR MROZEK
bez idei, a pan pozytywny... Samemu ciężej. No cóż. Kiedy pan dalej jest swój, bez przekonania, to mówić nie ma o czym.
POETA (z pewnym jak gdyby wzruszeniem) Niech się pan nie martwi. Jam nadal jak okręt bez żagla. Bez celu, bez sensu...
KAPITAN Oj, to, to, ładnie to pan powiedział. No, to co złego, to nie ja...
POETA Jak sierota, psychicznie, ideologicznie...
KAPITAN I ja! I ja... No to, było nie było, źle się pan wyrażał o moich skrzypcach, ale i ja o panu niedobrze... Buzi! (całują się z dubeltówki, z tym że Kapitan przejawia więcej inicjatywy, Poeta jest raczej bierny) No to idź już, idź. Ale pamiętaj, nie daj się. Wypal jej całą prawdę, może i ona się przyłączy, pa!
LAURA (zniecierpliwiona czekaniem) Proszę pana!
POETA Idę już, idę. (do Kapitana wyrywając się z jego objęć) No, to ja lecę... (Poeta odchodzi, Kapitan patrzy za nim)
KAPITAN Pamiętaj! Uważaj na siebie!
(Kapitan patrzy za nim, kręcąc głową w niedowierzaniu i zadumie. Potem podchodzi wolno do stołu, kładzie skrzypce, które miał w ręku od początku przedstawienia, zamyśla się, w zamyśleniu bierze jakiś arkusz ze stosu pozostawionego przez Poetę, przedziera, upuszcza na podłogę. Rudolf zaczyna chodzić nerwowo wzdłuż sceny, wlokąc za sobą bezmyślnie pelerynę, której skrawek ściska machinalnie w pięści. Poeta i Laura wchodzą po schodach)
LAURA Widziałam, jak panowie się ściskali. Czy to pański przyjaciel? To dziwne. Kłóciliście się, panowie, tak zażarcie...
POETA Przyjaciel to może za wiele powiedziane. Rozumie pani, prosty człowiek, nie może sobie sam dać rady z problemami, potrzebuje pomocy, wskazówek...
LAURA To musi być przyjemnie — zostać intelektualistą!
POETA (niedbale) Pani przesadza.
LAURA Umieć roztrząsać problemy, patrzeć na wszystko oczami wolnymi od mgły przypadkowej namiętności. Chciałabym, żeby mnie ktoś nauczył myśleć.
POETA O, jestem pewny, że pani góruje nade mną.
LAURA Doprawdy, to komplement zbyt surowy. Ale jeżeli się go już powiedziało, to trzeba uzasadnić. A więc dlaczego pan tak sądzi?
POETA Posiada pani intuicję, która jest skróconym rozumowaniem błyskawicznym i bezbłędnym, podczas gdy nasze, moje rozumowanie jest powolne i często błędne, mimo pozorów logiczności.
LAURA (śmiejąc się głupio i szczęśliwie) Tym razem to pan przesadza.
POETA (wskazując na dwa krzesła ustawione w głębi galeryjki, pod ścianą) Chyba tutaj będziemy mogli nareszcie odpocząć. Siadajmy.
(zajmują miejsca. Światło na nich dwoje, reszta sceny przygasa. Poeta podpiera brodę ręką i wpatruje się w dal, jak Mickiewicz na znanym portrecie. Trwa chwila milczenia, przerywana tylko krokami coraz bardziej zaniepokojonego Rudolfa na dole)
LAURA (jakby chciała coś powiedzieć, powstrzymuje się, pragnie, żeby Poeta zaczął, kiedy jednak on wciąż milczy, Laura nie może się oprzeć i mówi) A jednak jakby posmutniał pan po rozmowie z tym oficerem. On pewnie ma zły wpływ na pana. O czym rozmawialiście?
POETA O smutku i bezsensie... Smutek... czy można mieć wpływ na to, co jest w nas? (poza jak wyżej)
LAURA Wygląda pan mizernie. Czy coś panu dolega?
POETA (zapatrzony jak wyżej, słabym głosem) O, nie, zdrów jestem.
LAURA A jednak na uważnym obserwatorze sprawia pan wrażenie, jak gdyby pan cierpiał.
POETA Ach, właściwie nie jest to już nawet cierpienie.
LAURA Widzę przecież, pan cierpi.
POETA Tak, ale nie jest to cierpienie w potocznym tego słowa znaczeniu, zwyczajne...
LAURA A więc co? Przecież najwidoczniej coś pana gnębi, coś nęka... Mnie może pan zaufać.
POETA (przesłaniając oczy dłonią) Ból mam już poza sobą. To jest... pustka.
LAURA Ach, jak można tak mówić! W pana wieku?
POETA Niestety, my, artyści, spalamy się szybko...
LAURA To nieładnie być takim zgorzkniałym. Jest tyle pięknych rzeczy na świecie.
7*