112 SŁAWOMIR MROZEK.
KSIĄŻĘ No, widzi pan. Trzeba było od razu. Jak kobieta jest smutna, to nic ją tak nie bierze, jak dobry dowcip.
KAPITAN Mam się wrócić?
KSIĄŻĘ Jeszcze się pan pyta! Najlepiej leć pan od razu, będzie z głowy!
KAPITAN (bez przekonania) Leć, leć! Mogę pójść, ale to już ostatni raz.
POETA Wymagam, aby mnie rozumiano. Być może prostak, pospolita dusza, jakiś mężczyzna, pochłonięty zwyczajnymi powszednimi troskami, może się bez tego obejść, ale nie ja!
LAURA Ach, przestań!
POETA Oto właśnie to, czego najbardziej nie znoszę: za-czepność, agresywność, przekręcanie moich słów, wypaczanie moich myśli, to jest naprawdę nie do zniesienia!
LAURA Tak, tak. Ale nie mów choć przez chwilę.
POETA Nie mówić? Czy powiesz jeszcze, że ja jestem wszystkiemu winien?
KAPITAN (ukazując się na galeryjce) Czy zna pani ten kawał o dwóch babach, co poszły raz do lasu?
POETA Sprzeczki wyczerpują mnie i obrzydzają mi życie.
KAPITAN Pierwszorzędne, mówię pani! Dwie baby wybrały się do lasu. Idą, idą, aż jedna powiada do drugiej: „Usiadłabym sobie, ale nie mogę.”
POETA A dlaczegóż to nie mogła, za pozwoleniem?
KAPITAN A właśnie! Tak samo ta druga zapytała się tej pierwszej: „Dlaczego to nie możesz usiąść, moja droga?” 1 wie pan, co ta pierwsza odpowiedziała tej drugiej?
POETA Skądże mogę wiedzieć, u diabła?
KAPITAN Odpowiedziała... Cha! Cha! (zaczyna się krztusić ze śmiechu) Odpowiedziała jej... Cha! Cha!
POETA Skończże nareszcie!
KAPITAN Kiedy ...Cha! Cha!... „Nie mogę — powiada — bo...” Cha! Cha! (zaśmiewa się coraz hardziej)
POETA Wariat! Nie mogła usiąść! W życiu nie słyszałem czegoś tak głupiego!
KAPITAN (walcząc ze śmiechem) ...Powiedziała jej... Za przeproszeniem pani... Cha! Cha!... Powiedziała... „Nie mogę usiąść, bo mnie dupa boli”... Cha! Cha! Cha!
POETA (wzruszając ramionami) Dno!
KAPITAN (śmieje się jeszcze przez chwilę i nagle przestaje. Chwilę trwa krępująca cisza) Co? Nie?... (pauza) ...Mogę co innego. Pewnego razu... (widzi brak reakcji takiej, jakiej oczekiwał. Wszyscy zachowują lodowate milczenie. Nagle zniechęcony) ...A, zresztą... (schodzi)
KSIĄŻĘ Aleś się pan popisał.
POETA I pomyśleć, że musiałem przebywać w takim towarzystwie. Idziemy. Warto by zabrać jajka na twardo.
LAURA Czego chcesz od kapitana?
POETA Zwierzęca egzystencja. Brak elementarnej świadomości losu. Przestańmy już rozmawiać na ten temat. Muszę się skupić. Mówiłem ci już, że wszelkie zdenerwowanie rozprasza mi nastrój. Weź koc.
LAURA On przynajmniej jest sobą. Nie udaje.
POETA (wybucha) To znaczy, że ja udaję, tak?! Ja?!
LAURA (zimno) To zastanawiające, jak bardzo cię to rozdrażniło...
(tymczasem Książę definitywnie odebrał skrzypce Rudolfowi. Ten początkowo próbował je odzyskać, ale zbyt jest pochłonięty widokiem Laury, żeby angażować się w pościg za Księciem. Ponieważ odebrano mu skrzypce, a musi jakoś wyrażać swój stosunek do tego, co się dzieje na galeryjce, od lirycznego nastroju ku Laurze przechodzi do nienawiści względem Poety. Woła, wygrażając pięścią)
RUDOLF Łajdak!
POETA Więc ja udaję, co? Wszystko, co się dzieje we mnie, cała moja wrażliwość, złożoność, całe moje nieszczęście to udawanie. Tak?
RUDOLF Tak! Tak! Pozer!
POETA Nie, tego już za wiele! Po to obnażam moje tkanki, żywcem zdzieram z siebie skórę, żeby zostać posądzonym o udawanie, po to otwieram się do głębi, żeby narazić się na zarzut powierzchowności! Udawanie! Jak ordynarny, jarmarczny kuglarz! (tę i poprzednią kwestię wypowiada bardzo szczerze, już bez żadnej nuty stylizacji czy parodii)
LAURA (jakby do siebie, co jeszcze bardziej rozdrażnia Poetę) Komedia.
POETA Komedia? Więc moje życie, ja — to komedia?
8 — Utwory sceniczne