78 SŁAWOMIR MROZEK
wzięło, wiecie państwo, co sobie pomyślałem? No, zgadnijcie.
RUDOLF Może coś o ojczyźnie?
KAPITAN Nie.
RUDOLF O domu rodzinnym?
KAPITAN Nie, nie zgadniecie. Sam bym nie zgadł. Pomyślałem sobie, uważajcie państwo, pomyślałem sobie: a właściwie to po co?
LAURA Pomyślał pan: „po co”?
KAPITAN Tak właśnie: „po co”.
RUDOLF Co „po co”?
KAPITAN Po co w ogóle. Pobór znaczy się... i wszystko...
RUDOLF Przecież to dezercja! Jak to „po co”?
KAPITAN Święte słowa! Toteż i ja zaraz się obruszyłem: Jak to „po co”? Ale rozglądam się po kątach i teraz widzę: wątpliwość jakaś zewsząd bije i człowieka za ręce łapie. Rozumie pan? Jakaś taka... dwuznaczność... filo-zoficzność jakby... Spójrz pan na tych chłopów na przykład. Czy to mają być zwyczajni chłopi, co w karczmie siedzą i trunek piją? Niby tak, ale jak im się dobrze przyjrzeć, to nie. Chłopi, to prawda, ale jacyś nie całkiem realistyczni. A jeszcze kiedy się odezwą, uchowaj Boże!
POETA Całkiem dobrze pan rzecz prowadzi. Jak na pańską umysłowość i zawód zupełnie nieźle. Panie Rudolfie, przypominam o indyku.
KAPITAN Kapitan jestem, do kroćset! — powiedziałem sobie i znowu piwa pociągnąłem. I wiecie państwo co?
RUDOLF Zakrztusił się pan?
KAPITAN Nie.
RUDOLF Powinien się pan zakrztusić ze wstydu. Piwo w takiej chwili!
LAURA Kapitan cierpi!
KAPITAN Pani najlepiej mnie rozumie. Cierpię. Pociągnąłem i... Znowu państwo nie zgadną.
RUDOLF Indyk! Wspomnienie o tym ptaku nie opuszcza mnie ani na chwilę. Zdaje się, że się domyślam.
POETA Pomyślał pan powtórnie „po co”. To jasne.
KAPITAN Tak. Tak myślę i czuję jednocześnie, że mi się nie chce.
RUDOLF Czego znowu!
KAPITAN W ogóle nic mi się nie chce. Nic.
POETA Pamięta pan? Indyk tak samo. Bunt przeciw rutynie życia, ale udaremniony w zarodku przez jad refleksji. W rezultacie marazm i zastój.
KAPITAN Tak, panie, sensu nie widzę.
RUDOLF Piwa?
KAPITAN Piwa i w ogóle... Żeby tak lepiej powiedzieć: wszystko mi jedno.
POETA Po prostu kapitan, bez udziału swojej świadomości, ponieważ jej nie posiada, i wbrew swojej woli — został, dotknięty kryzysem wartości, tak powszechnym w tej okolicy.
KAPITAN Ja jestem niewinny, przysięgam! Bo nie, żebym był przeciwny czy coś takiego, uchowaj Boże. Nie, żebym chciał. Ale tu, tu (wskazuje na pierś) — coś mi się zaparło. Do wszystkiego ochoty brak. Od środka. Od spodu. Od duszy samej. Nieochota.
POETA Proszę nie myśleć źle o kapitanie. To dzielny żołnierz. Ale cóż? Rozrastająca się współczesna świadomość człowieka jako gatunku nie zadowala się już dawnymi wartościami. To straszna rzecz, kiedy dosięga osobnika tak nie wyćwiczonego w autoanalizie, jak nasz kapitan.
RUDOLF I co teraz pan pocznie?
KAPITAN Będę grał.
POETA Kapitan jest jednak naturą czynną. Kiedy przestało go już cokolwiek interesować, kiedy w gruncie rzeczy stał się niezdolny do jakiejkolwiek działalności na skutek utraty jakiegokolwiek wewnętrznego przekonania do czegokolwiek, wtedy wbił sobie do głowy, że lubi muzykę. Ot, tak sobie, byle nie spojrzeć prawdzie w oczy. Jeżeli nie wojsko, to muzyka — powiada. Ale kłamie.
KAPITAN To on kłamie. Ja kocham muzykę.
POETA Nieprawda! Ubezpieczył się jednak nader chytrze. Zwykły wół bliższy jest zagadnieniom sztuki aniżeli on. Nie ma o muzyce pojęcia, ale właśnie dlatego ją sobie wybrał jako ostatni ratunek. Oszukuje siebie w ten sposób: „jeżeli tylko nauczę się grać, odzyskam ochotę i wtedy już ja im pokażę”. Ale nic nie pokaże, a przy tym zawsze będzie usprawiedliwiony, bo nigdy nie nauczy się grać.