Byłam nadzwyczaj niezgrabna. Na zdjęciach z plaży widać to najlepiej: wielka głowa osadzona na wątłych ramionach, zbyt długie ręce, zbyt duży korpus, króciutkie nóżki,; cherlawe i krzywe, zapadnięta klatka piersiowa, wzdęty brzuch, wypięty z powodu dramatycznej skoliozy, jedna wielka dysproporcja - wyglądałam jak niedorozwój.
Było mi to obojętne. Nishio-san mówiła, że jestem śliczna, i to mi w zupełności wystarczało.
W domu widok matki i siostry dostarczał mi z nawiązką ludzkiego piękna. Mama była sławną pięknością, religią objawioną tłumom. Jak przed posągiem rozdziawiałam; przed nią w zachwycie usta, ale częściej napawałam się bardziej dostępną dla mnie urodą Juliette. Dwa i pół roku ode mnie starsza, śliczna główka na delikatnym ciele, subtelna, bajeczne włosy i rozbrajająco świeże powiedzonka - imię dziewczynki fatalnej pasowało do niej jak ulał.
Sycenie się czyimś pięknem nie przynosiło mu uszczerbku: godzinami mogłam się wpatrywać w matkę, pożerać wzrokiem siostrę, a przecież nic na tym nie traciły. Podobnie było z rozkoszowaniem się górami, lasami, niebem i ziemią.
Nienasycony głód mieści w sobie nienasycone pragnienie. Bardzo szybko odkryłam w sobie cudowną właściwość: nałóg picia.
Zasmakowanie w alkoholu nie przeszkadzało mi czcić wody, z którą odczuwałam wielką bliskość. Woda zaspokajała inne pragnienie niż alkohol; ten ostatni przemawiał do mojego głodu ryzyka, wojny, tańca, mocnych wrażeń. Woda składała szeptem szalone obietnice odwiecznej pustyni w moim gardle. Schodząc bardziej w głąb siebie, napotykałam ziemie zdumiewająco jałowe, nadbrzeża od tysięcy lat oczekujące na przybór wód Nilu. Odkrycie tych najniższych poziomów wody rozbudziło we mnie pragnienie jej już na zawsze.
W tekstach mistycznych pełno jest nieugaszonego pragnienia; irytujące, bo to tylko metafory. W rzeczywistości wielki mistyk czerpał dłonią kilka łyków ze źródła lub bożych słów, i na tym się kończyło.
Moje pragnienie nie miało w sobie nic z metafory; kiedy mnie dopadało, mogłam pić do upadłego. W fontannach przy świątyniach, gdzie woda, wciąż świeża, była najsmaczniejsza, na okrągło napełniałam nią drewniane chochle i spijałam ten tysiąckrotnie powtarzający się cud. Jedynym ograniczeniem była moja pojemność, skądinąd
39