„Kino gatunków" i „kino autorów", kultura popularna i elitarna, rozrywka i sztuka, produkcja rzemieślnicza i artystyczna - oto schematyczny obraz pewnego stylu myślenia o kinie. Jeśli przyjmiemy, że podział na gatunki jest pochodną oświeceniowego projektu wprowadzania ładu, wyjaśniania świata poprzez sklasyfikowanie wszystkich zachodzących w nim zjawisk, nadania im nazwy, wówczas, już na wstąpię, dostrzeżemy pewną niewydolność przyjętego systemu, niemożność poprawnego przypisania rzeczy do wypracowanych uprzednio kategorii. Filmoznawca, zajmujący się badaniami genologicznymi, staje więc w obliczu konieczności zawężania granic, wprowadzenia dodatkowych podziałów na style, nurty, podgatunki. U podstaw całego przedsięwzięcia tkwi założenie, ii dany wytwór artystyczny należy w jakiś sposób do grupy dzieł jemu podobnych, a zarazem przeciwstawia się innym, które do grupy tej już nie należą. Mamy więc do czynienia z procedurą włączania i wyłączania. Zadaniem teoretyka badającego zjawisko gatunkowości jest więc powiązanie owych różnorodnych zjawisk w pewną całość, nadanie im pozorów spójności i jednorodności poprzez wyodrębnienie pewnych cech wspólnych, charakterystycznych dla danej kategorii.
Określając pewną grupę filmów mianem westernu czy komedii próbujemy wprowadzić w świat przemysłu kulturalnego pewien ład i porządek. Od chwili, w której zapanuje ład, nie będziemy mieli problemów ze zrozumieniem poszczególnych zjawisk, ocenianiem ich wartości, wyjaśnianiem znaczeń, będziemy wiedzieli, jak należy się zachować w konkretnej sytuacji odbiorczej, czego wymaga się od nas jako widzów i jakie schematy interpretacyjne powinny zostać przez nas uruchomione. Wszystkie narzędzia klasyfikujące, strukturujące okazują się jednak niewystarczające, gdy nagle odkrywamy utwór, którego przynależność do danego gatunku wydaje się być problematyczna, który rozbija nam spójność systemu, wprowadza nieład, burzy wypracowane uprzednio wzorce postępowania z tekstem gatunkowym. Ubocznym produktem naszego wysiłku klasyfikującego okazuje się więc dwuznaczność, a w tej sytuacji jesteśmy zmuszeni do dalszego, precyzyjnego definiowania naszych pojęć, kategorii, atrybutów, schematów fabularnych itd. Wiara w możliwość uporządkowania świata prowadzi jednakże do całkowitej jego fragmentaryzacji, czego przykładem niech będzie książka Thomasa Sobchacka, w której autor wyróżnił aż 75 gatunków i podgatunków. Czy istnieje więc jakaś szansa rozwiązania tych sprzeczności? Czy można mówić o kinie gatunków jako o spójnym systemie?
Struktura!iści i semiotycy mówili o konieczności oswojenia tekstu, czyli od-