BOKCZIŁO
Bóg jeden wie, kto kogo do grobu wpędza! Jakem z Dubrownika wyruszył jeszczem na stronę nie chodził, bo nie było po czym. Z głodu ledwie się na nogach trzymam. Czy troskami swoimi chcesz mnie, panie, karmić? Po dukatach lamentujesz, a one ci w skrzyni rdzewieją. Biadasz, iż syn własny majątek trwoni! A po cóż są dukaty, jeśli nie po to, aby je trwonić? Żeby pić, jeść i hulać? Zresztą panicz Maro trwoni własny majątek.
DUNDO
Własny, powiadasz, pijanico jeden, własny majątek?
BOKCZIŁO A juści, ze własny!
DUNDO
Litości, ten hułtaj mnie dobije, do grobu mnie wpędzi...
(Zamierza się na Bokcziłę, który cofa się w kierunku austerii i bije go)
POMET
(Nadchodzi z głębi sceny, z lewej strony, widząc zamieszanie zbliża się)
Ho! Ho! Tu się odbywa jakieś bierzmowanie. Na świętego Trifona, to chyba rodacy. Ej, wy, czyście przypadkiem nie Słowianie?
BOKCZIŁO
(Natychmiast podchodzi do niego)
Bóg cię nam zesłał, signore, swoiśmy, swoi. Z Ragusy.
POMET A ja z Kotoru.
DUNDO
(Zbliża się również do niego, odpycha Bokcziłę na lewo)
O, do kaduka! Toś mój sąsiad. Daj pyska, sąsiedzie, niech cię uściskam.
(Obejmują się)
BOKCZIŁO
Nareszcie widzimy rodaka! Trafiliśmy na swego! Zdałoby się coś wy[ic przy takiej okazji! DUNDO
Przestań, Bokcziło, zamknij gębę!
POMET
Ho! Ho! Od razu widzę, żeś swój. Chcesz wina? Znajdzie się!
BOKCZIŁO
Pamiętaj, jeśli cię kiedy losy sprowadzą do Dubrownika, zaprowadzę cię do mojej ulubionej piwniczki i uraczę jak brata wyśmienitym czerwonym winem!
DUNDO
(Popychając uradowanego Bokcziła zupełnie na lewo)
Bokcziło, stan tam z boku i zaczekaj!
4