krwi Nw bvk> wówczas mowy o tminyti\ królach m% .< Litrach • fahn4.wi*fc. w których marretw le#a pe**<» wv>«iU *.<•*■ km xnl/am napK /v m i« he Ofralcn wómmi w «tat oczy Mn UrrtKlad »i^4wf» łiilepmiM miłosnego, pflnoiyMMi.
Naturalnie. tc taka dcspetacka miłość do mlnwitp mMM i radzfctttj
#« M'*'* wolna i«M od osobistych iabiqi. i j«/tł< tłiwfei młodzie/ -- od ządzy pr/\ gód, a jeżeli o bandytów — od żądzy be/ karnych gwałtów i rabunków I nie jest taka miłość bezinteresowna Moai bezinteresownie kochać Wenecję. zachwycać ^ mą» charakterze turysty. ak zj Wenecję oddać życic skłonni tą tyfko »aitc)int I nułno wymagać od łudżi. żeby bezinteresownie umierali a ziemię, n której pragnęli żyć. i żyć szczęślm k. Na ogoł każda miłość ludzka wyraża się albo przez chęć posiadania umiłowanego przedmiotu, albo przez wyrzeczenie się go. Jedna i draga tberna miłości wymaga ofiar od miłującego Wyrzeczenie się przedmiotu umiłowania często prowadzi jednostki zdolne do rezygnacji — ku bohaterstwu. \4 stosunku jednak do miłości ziemi ta forma nie ma zastosowania.
Nienaw iść jako odwrotna strona miłości w w alce o Lwów rozlała się trzema szerokimi korytami krwi — polskiej, ukraińskiej i żydowskiej — po całej Małopolscc wschodniej, i do dziś dnia jeszcze użyźnia tę piękną ziemię.
W owym czasie, ulegając wewnętrznym nakazom, napisałem /A mn r . inni iści. Kołysankę. Truogę przed śmiercią, Hymn o lyzze zupy. Tęskni :ę za przyjacielem i Grzebanie wroga. „Treść" do ty ch utworów cżerpakm ściśle z rzeczywistości, ak nie w tym celu, aby jej schlebiać, jak to dziś czynią niektórzy młodzi poeci (słowiańscy i germańscyk lecz. po to jedynie, aby tę rzeczywistość, potworną i haniebną — przez poezję przezwyciężyć i unicestwić. Nigdy nic pisałem wierszy tak pełnych dosłownej autentyczności, jak w owych dniach trwogi przed śmiercią i grzebania wrogowi Jakże mdłe wydaje mi się dzisiaj każde wierszowane oburzenie programowych neopacyfistów. którzy nigdy nie widzieli zwłok poległych przyjaciół i nieprzyjaciół, i mew mniejszych jeszcze zwłok pomordowanych zwierząt! Pamiętam ów wieczór, kiedy wraz ze śp. Janem Sturem wracałem z „grzebania wrogów". Był to Po-