tykuły określane jako „instant”, które od razu nadają się do użycia. Przepis jest prawie zawsze załączony na opakowaniu. Dania dehydratyzowane snu kują identycznie jak świeża żywność. Mają tylko tę wadę, że odwodnione prowiant trzeba nabyć przed rozpoczęciem podróży. Są także dość drogie niektóre nawet bardzo drogie.
Mimo tych zastrzeżeń warto zabierać pewną ilość koncentratów i trwa łych środków' żywnościowych. Jest to tak zwana „żelazna porcja”, do którci sięga się tylko w skrajnej konieczności. Gdy nie da się znaleźć żadnego in nego pożywienia, prowiant ten pozwala zachować siły. Można mu być za t< wdzięcznym, gdy pogoda pod psem uniemożliwia wszelkie próby zdobycia żywności. Do wielodniowej bezczynności może zmusić wędrowca skręceni, nogi, a wtedy zdany jest na „żelazną porcję”.
Mając takie zapasy, zagorzały wędrowiec może wyruszyć na kilka dni w okolice, gdzie nie ma zwierzyny, nic nie rośnie i nie da się znaleźć ni czego, co nadawałoby się do zjedzenia.
Jeden gorący posiłek dziennie powinien wystarczyć, a tym posiłkiem jest kolacja. Pod koniec dnia ma się czas na pichcenie i siedzi się wygodnie przy ognisku. Wtedy można sobie zawczasu przygotować śniadanie i wszystko to, co się będzie jeść w czasie przerwy obiadowej. Co się tyczy śniadania, to wielu traperów poprzestaje na wypiciu chłodnej wody lub soku owocowego Niewyszukany obiad też trwa krótko, a składa się przeważnie z kawałka słoniny albo mięsa i z chleba własnego wypieku lub suchara. Jeszcze nigdy i nigdzie nie podróżowałem z żadnym traperem, któremu zależałoby na zjedzeniu w ciągu dnia pełnego obiadu. Każdy zadowalał się kilkoma sucharami od niechcenia wyjmowanymi z kieszeni. Wprawdzie ktoś, kto wędruje przez bezdroża, robi sobie przerw ę obiadową, ale nie po to, żeby jeść praw dziwy gorący obiad. Wkrótce organizm przyzwyczaja się do tego, że spożywa się tylko dobrą kolację. Zazwyczaj jada się ją przeważnie o godzinę lub dwie wcześniej niż w domu, bo wszystko trzeba przygotować i skończyć pracę, zanim zapadnie zmrok, który w krótkie późnojesienne i zimowe dni nadciąga tuż po południu.
Tam w górze, na Dalekiej Północy przyrządzanie więcej niż jednego po siłku dziennie byłoby zbyt uciążliwa. Za dużo czasu zabrałoby szukani, drewna na opał potrzebnego nie tylko do gotowania, lecz także do tego, że by móc się ogrzać. Praktyczniej jest maszerować robiąc krótkie przerwy, z.i to wcześniej rozbijać nocny obóz, w którym można się spokojnie posilić Ten, kto zwykł używać jedynie maszynki opalanej spirytusem, czy też ja kimś sztucznym paliwem musi być szczególnie oszczędny i najwyżej raz na dzień rozpalać ogień. Gdy zabraknie mu tego paliwa i podsyca ogień sadłem lub tranem, ograniczenie się do jednego posiłku dziennie staje się nieodzowną koniecznością. Można przygotować wielodniowy zapas mięsa. Po tern trzeba je tylko podgrzewać.
Kto rozporządza środkiem transportu, dla tego metalowe termosy na napoje i żywność nie będą zbyt wielkim ciężarem. Napełnia się je wieczorem, rano ma się gorącą kawę lub herbatę i aż do południa trzymają ciepło.
Co do ilości pożywienia, to człowiek, który wypoczywa, potrzebuje dziennie dziesięć kalorii na funt własnej wagi, tak więc komuś kto wraży sto piędziesiąt funtów potrzebne jest tysiąc pięćset kalorii dziennie. Gdy się jednak poruszamy, potrzebujemy przeciętnie trzy tysiące kalorii. Przy intensywnym marszu lub ciężkiej pracy potrzebne jest nawet cztery tysiące i kalorii i więcej. Im niższa temperatura, tym więcej kalorii potrzebuje organizm. Według opinii ekspertów traperowi lepiej służą posiłki przy ognisku, niż pieczołowicie przyrządzone dania we własnym domu, bo są one lepiej przyswajane i nie zalegają w organizmie.
Kto chce zimować w chacie, ten zawczasu musi zadbać o lodownię. I Trzeba ją wykopać, dopóki nic zamarznie ziemia. Powinien wystarczyć szyb , głęboki mniej więcej na dwa metry. Wnętrze ze wszystkich stron umacnia ; się palami, a z wierzchu przykrywa się warstwą grubych drągów, na których dodatkowo usypuje się pagórek ziemi. Niestety, gdy się chce sięgać po coś
fi. zapasów, za każdym razem trzeba całe przykrycie zdejmować. Na Dalekiej Północy sytuacja jest dogodniejsza. Co prawda, gdy chce się dotrzeć do wiecznej zmarzliny, nie da się uniknąć rozmrażania ziemi za pomocą ognia, ; można za to zrezygnować z wszelkich umocnień. W wykopanym szybie wybija się boczną sztolnię na zapasy. Całość wystarczy przykryć zwykłą pokrywą i nie trzeba usypywać nad nią pagórka. Ściany takiej sztolni nigdy nie odtają, nawet wtedy, gdy przejściowo nastąpi odwilż.
Również wielkie zapasy mięsa przechowywane w wiecznej zmarzlinie przez nieograniczenie długi czas nie ulegną zepsuciu. Będzie je można zjeść | choćby i za pięćdziesiąt tysięcy lat.
Na kilka lat przed pierwszą wojną światową, w skutej mrozem ziemi pół-| nocnej Syberii odkryto całego, w pełni zachowanego mamuta. W zimie przewieziono podzielone na części olbrzymie cielsko do St. Petersburga. Tam uczeni z Carskiej Akademii Nauk zasiedli do stołu i z wielkim zainteresowaniem zjedli kodety z mamuta. Jak mówiono, wszystkim panom wyszło to na zdrowie.