kiem wojskowym. Zdążyłem, dzięki niebu, na czas. Ale pozwoli pani zapytać, jaki to przypadek kobietę tak wytworną przywiódł w nasze góry? i Jestem Polką - rzekłam. - Dwaj moi bracia zginęli w walce przeciwko Rosji, a ojca, który pozostał, aby bronić naszego zamku przed wrogiem, spotkał już zapewne ten sam los. Ja zaś, na rozkaz ojca, uchodząc przed rzezią, miałam szukać schronienia w klasztorze Sahastru, gdzie moja matka, za młodu i w podobnych okolicznościach, znalazła bezpieczną przystań.
- Jest pani wrogiem Rosji, tym lepiej - powiedział młodzieniec. - Ten tytuł będzie pani potężnym sprzymierzeńcem na zamku. Musimy wytężyć wszelkie siły do walki, która nas czeka. Ale skoro wiem, kim pani jest, pozwól powiedzieć mi też, kim my jesteśmy. Nazwisko Brankowanów zapewne nie jest pani obce.
Skinęłam głową.
- Moja matka jest ostatnią księżną tego nazwiska, ostatnią z rodu znakomitego władcy, który został zabity przez Kantemirów, nędznych dworaków Piotra I. Matka moja poślubiła, w pierwszym swoim związku, Serbana Wajwady, mojego ojca, również księcia, lecz mniej znakomitego rodu.
Ojciec mój wychowywał się w Wiedniu, gdzie mógł ocenić osiągnięcia cywilizacji. Postanowił wychować i wykształcić mnie na Europejczyka. Wyjechaliśmy najpierw do Francji, potem do Włoch, Hiszpanii i Niemiec.
Nie jest rzeczą syna, wiem dobrze, mówić to, co powiem. Ponieważ jednak, dla naszego ocalenia, musisz, pani, należycie nas poznać, ocenisz pobudki moich wyznań. W czasie pierwszych podróży mego ojca, kiedy byłem jeszcze zupełnie młody, matkę moją złączył występny stosunek z przywódcą partyzantów. Tak nazywają w tym kraju ludzi - dodał Gregoriska z uśmiechem - którzy na panią napadli. Otóż matka moja, związawszy się z hrabią Giordaki Koproli, pół-Grekiem, pół-Mołdawianinem, napisała do mego ojca, wyznając mu wszystko i prosząc o rozwód. Opierała się na tym, że nie chce, będąc Brankowanką, pozostawać żoną człowieka z każdym dniem coraz bardziej obcego jej krajowi. Niestety, ojciec nie musiał wyrażać zgody na tę propozycję, która wydać się może pani dziwna, u nas jednak jest całkiem pospolita i naturalna. Umarł właśnie na anewryzm serca, na który cierpiał już od dawna, i list otrzymałem ja.
Miałem szczery zamiar osiąść we Francji lub w Niemczech, ażeby nie stykać się z człowiekiem mnie nienawidzącym, którego nie mogłem kochać - z mężem mojej matki. Ale dowiedziałem się nagle, że hrabia Giordaki Koproli został zamordowany, jakoby przez dawnych kozaków mojego ojca.
Musiałem pośpiesznie wracać, gdyż kochałem matkę i rozumiałem jej samotność. W takiej chwili powinno się mieć przy sobie osoby bliskie i drogie. Choć nie darzy-