Ewunia i Jaś idą miedzą wśród pól żyta i pszenicy. Zbierają polne kwiaty. Z niskiej jeszcze, zielonej pszenicy wystrzela tu i tam czerwony mak. Szafirowe bławatki kryją się między wysokimi źdźbłami żyta. Mało ich na polu w tym roku. Czyste było ziarno do siewu, będzie go więcej w kłosach.
Szust! - Wyskoczyło coś nagle spod samych nóg Jasia, aż się przewrócił ze strachu.
- Co to - to - to ? - zdziwił się.
- Dobry jęczmień na kaszę! Dobry jęczmień na kaszę - zaszczekał mu w odpowiedzi Kurta.
- Nie ma jak pszenica - zapiał kogut machając skrzydłami.
Wreszcie pod koniec żniw zjawiły się wozy ze zbożem, które nie miało
takich kłosów jak żyto, pszenica czy jęczmień, tylko rozchwiane wiechy i wąskie, nieduże ziarna ukryte w łuskach.
Nieufnie spoglądał na nie kogut, ale widząc jak konie wyciągały całe pęki zboża, kiedy tylko zdołały dosięgnąć snopa, i smakowicie chrupały ziarno wraz ze słomą, spróbował i on tego końskiego przysmaku.
Dziobnął raz i drugi.
- Dobre! Tu-tu - tu...
Zleciały się kury na kogucie wołanie i dalej dziobać nowe ziarno.
- Dobry smak! Dobry smak! - gdakały.
- Dobry owies... dobry owies...- przytakiwały im konie kiwając głowami.