miot badań geografii - było w istocie konceptualnym pokłosiem lub materialnym osadem stanowiącym pochodną „ograniczenia prędkości'’, czyli sytuacji, gdy czas i koszty przymusowo ograniczały swobodę ruchu.
Całkiem niedawno Paul Virilio postawił tezę, że, choć wszystko wskazuje na to, iż Francis Fukuyama o wiele za wcześnie zadeklarował „koniec historii'’, to z coraz większą pewnością można mówić dzisiaj o „końcu geografii”.4 Odległości nic mają już większego znaczenia, a koncepcję granicy geofizycznej w „realnych warunkach” coraz trudniej utrzymać. Nagle staje się jasne, że podziały w obrębie kontynentów i całego globu wynikały z odległości, które niegdyś wydawały się obezwładniająco rzeczywiste z powodu prymitywnych środków transportu i niedogodności związanych z podróżą.
W istocie to, co nazywamy odległością, wcale nie jest obiektywną, bezosobową daną natury fizycznej, lecz kon-struktem społecznym; jej długość zmienia się w zależności od prędkości, z jaką można ją pokonać (a w gospodarce pieniężnej w zależności od kosztów, które osiągnięcie tej prędkości pociąga za sobą). Wszystkie pozostałe czynniki, dzięki którym zbiorowe tożsamości tworzą się, zyskują odrębność i ją zachowują, takie jak granice państwowe czy bariery kulturowe, wydają się z perspektywy czasu wtórnymi konsekwencjami tej prędkości.
Warto więc zwrócić uwagę, że być może właśnie z tego powodu „świat granic” był z zasady przez większą część swego istnienia zjawiskiem o strukturze klasowej: w przeszłości, tak jak i dziś, zamożne elity władzy zawsze przejawiały bardziej kosmopolityczne skłonności niż reszta okolicznej ludności; przez cały czas starały się one tworzyć własną kulturę, która niewiele robiła sobie z granic, stanowiących przeszkodę dla pospólstwa; miały one więcej wspólnego z elitami żyjącymi poza granicami ich własnego kraju niż z resztą ludności zamieszkującej w jego granicach.
Właśnie dlatego, jak się wydaje. Bill Clinton, rzecznik n.t|potężniejszej elity współczesnego świata, mógł niedawno stwierdzić po raz pierwszy, że między polityką we-wnęlr/iui a zagraniczną nie ma już różnicy. Istotnie, d/isiaj w doświadczeniu elity niewiele jest faktów, które 11.miałyby do rozróżnień na „tu" i „tam", „w" i „poza”, „luż obok" i „daleko”. Kiedy komunikacja wymaga coraz mniej czasu, który niemalże traci wymiar, kurcząc się do |rdnej chwili, przestrzeń i jej wyznaczniki przestają się liczyć, przynajmniej dla tych, którzy swe posunięcia po-li.ili;i realizować z szybkością przepływu informacji przez rkkironiczne łącza.
< )pozycje takie jak „w” i „poza”, „tutaj” i „tam”, „blis-I o i „daleko” określały stopień oswojenia, udomowienia i znajomości różnych fragmentów otaczającej rzeczy wisto-•.* i należących zarówno do świata ludzi, jak i do świata i/eezy.
Blisko, pod ręką, znajduje się przede wszystkim to, co pwyc/ąjnc, swojskie i lak dobrze znane, że oczywiste; coś lub kłos widywany i spotykany codziennie, wpisany w po-i/i|dck zwykłego dnia i powszednie zajęcia. „Pobliże" to pi/esirzeń, wewnątrz której można się czuć u siebie, w domu przestrzeń, w której człowiek gubi się rzadko albo fpil.i nigdy; gdzie nie dochodzi do sytuacji, w których brak mu slow lub nie wie, jak się zachować. Z drugiej strony d ii. ko jest przestrzenią, w którą wkracza się jedynie od l7iiMi do czasu albo wcale; gdzie zdarzają się rzeczy nie-pi/rwidywalne i niezrozumiałe, na które nie wiadomo, jak trngnw.ie; to przestrzeń pełna rzeczy słabo znanych, po kloiyi b człowiek nie spodziewa się wiele i o które nie musi nlv boszczyć. Znalezienie się „daleko” onieśmiela; wybrać Mv n.i daleką" wyprawę to przekroczyć granice własnego po/nnma. znaleźć się nie na miejscu, poza swoim żywiołem, u im k .ię na kłopoty i drżeć w strachu przed nieszczęś-i Irin,
19