This is my letter to the World Emily Dickinson
Oto mój list do świata („...Oś fiata?...” - „Nie, durniu: Do świata !...”) -nic mój: pisany jedynie pod dyktando starego furiata, znanego między innymi jako Raptusicwicz, a zwłaszcza Cześnik,
choć nikt już nie wic, co znaczy archaiczny przydomek czy tytuł: Gniewny Ojciec? Ukryty Szyderca? Współcierpiący? Oko Niebytu? zniekształcony derywat słów „cześć”? „czas”? „nieszczęśnik”? „uczestnik”?
Niedołężny (choć wciąż choleryk okopany w jedynej racji -własnej), straciłby kontakt ze światem, gdyby nie totumfacki taki jak ja, oswojony z Jego dykcją (piana, bezzębność);
sekretarzować takiemu, co prawda, to praca okropna: starzec od dawna niczego nie pisał już manu propria, ale w mojej pisowni zadowala go tylko bezbłędność.
Zarzuca mi leż, co gorsza, przekręcanie i dopisywanie słów; przecież mówi, dyktując, to swoje „mocium panie”, więc co, nie zapisać? Ryknie, że opuszczam coś bardzo ważnego.
A gdy chcę się upewnić, czy rozumiem, albo gdy wreszcie pod tym pozorem podsuwam trafniejsze w danym kontekście słowo („...Do świadka?...” - „Do świata, głupcze - oskarżonego!”) -
zaraz gromy, darcie papieru, ciskanie w kąt kałamarzem!
Nasz dialog mógł stać się przecież melodyjnym duetem marzeń, jak w „Weselu Figara”, gdy Hrabina intrygę gmatwa,
dyktując bilecik Zuzannie. Mój Pan inny i inne pisanie.
Choć raz, choć raz przeszwarcować ten błąd: „...Mówię wam... mocium panie... jako mieszkaniec świata...” - „Nie ‘świata’, tępaku: Światła!”
43