566 ORIENTACJE POETOCENTRYCZNE I KULTURO CENTRYCZNE
Sam w sobie nie jest niczym nowym fakt, że osobowość pisarza ma doniosły wpływ na wybór i ukształtowanie materiału. Niewątpliwą zasługą szkoły freudowskiej jest wykazanie, jak daleko sięga ów wpływ i w jakich swoiście analogicznych układach przebiega.
Dla Freuda newroza jest namiastkowym zaspokojeniem. A więc czymś niewłaściwym, błędem, pretekstem, wybaczaniem sobie czegoś, nieprzyjmowaniem do wiadomości, krótko mówiąc, czymś negatywnym, co raczej nie powinno się przydarzać. Nikt nie powinien ważyć się w jej obronie rzec słowa, ma ona bowiem być niczym więcej, jak tylko bezsensownym i dlatego denerwującym zakłóceniem. Dzieło sztuki, które rzekomo da się analizować jak newroza i zredukować do wypieranych osobistych przeżyć poety, popadałoby w ten sposób w wątpliwe sąsiedztwo z newrozą, gdzie zresztą znajdzie się w dobrym sąsiedztwie, gdyż metoda Freuda w podobny sposób traktuje religię, filozofię itp. Jeżeli poprzestanie się na tym, do czego uprawnia metoda, i przyzna otwarcie, że nie chodzi tu o nic więcej, jak tylko o wyodrębnienie osobistych uwarunkowań, których oczywiście nigdzie nie brakuje, to sprawiedliwie rzekłszy, nie można przeciw temu wnosić żadnych zarzutów. Gdyby jednak zgłoszono roszczenie do wyjaśnienia za pomocą tego rodzaju analizy również istoty dzieła sztuki, należy to roszczenie kategorycznie odrzucić. Istota dzieła sztuki nie polega bowiem na tym, że obrasta ono osobistymi przypadłościami — im bardziej tak się rzeczy mają, tym mniej jest sztuki — ale na tym, że wznosi się ono wysoko ponad to, co osobiste, i przemawia z ducha i serca ludzkości i w imię jej serca i ducha. To, co osobiste, jest ograniczeniem, ba, nawet nadużyciem sztuki. „Sztuka”, która jest wyłącznie lub przede wszystkim osobista, zasługuje na to, by ją traktować jak newrozę. Jeśli szkoła freudowska formułuje opinię, zgodnie z którą każdy artysta cierpi na narcyzm, to znaczy jest osobowością ograniczoną, infan-tylno-autoerotyczną, to sąd ten może się odnosić do niego jako do osoby, ale w żadnym stopniu nie dotyczy artysty. Artysta nie jest ani auto-, ani hetero-, ani w ogóle erotyczny, ale w najwyższej mierze rzeczowy, nieosobowy, a nawet nieczłowieczy, jako artysta jest on bowiem swym dziełem, nie człowiekiem. Każdy twórczy człowiek jest dwoistością lub też syntezą paradoksalnych właściwości. Z jednej strony ludzko-osobisty, z drugiej strony jest nieoso-bowym, twórczym procesem. Jako człowiek może być zdrowy lub chory, jego indywidualną psychologię można i trzeba odrębnie wyjaśniać. Jako artystę można go zrozumieć wyłącznie na podstawie jego twórczego czynu. Byłoby np. grubym błędem chcieć sprowadzić maniery angielskiego gentlemana lub pruskiego oficera czy kardynała do osobistej etiologii. Gentleman, oficer czy dostojnik kościelny są to obiektywne i nieosobiste officia o właściwej im rzeczowej psychologii. Aczkolwiek artysta jest przeciwieństwem oficjalności, zachodzi wszakże tajemna analogia o tyle, o ile specyficzna artystyczna psychologia jest sprawą zbiorową, a nie osobistą. Sztuka jest mu bowiem wrodzona jak popęd, który nim owładnął, i czyni człowieka instrumentem. Tym, co w ostatecznym rachunku w nim wyraża wolę, nie jest on sam, osoba ludzka, ale cel sztuki. Jako osoba może on mieć swoje kaprysy i wolę oraz własne cele, jako artysta natomiast jest „człowiekiem” w sensie wyższym, jest człowiekiem zbiorowym, nosicielem i twórcą nieświadomie aktywnej duszy ludzkości. Takie jest jego officium, które często jest tak wielkim ciężarem, że jego beznadziejną ofiarą pada ludzkie szczęście i wszystko, co sprawia, że zwykłemu człowiekowi życie wydaje się warte życia.
W tych okolicznościach nie powinien dziwić fakt, że to artysta właśnie krytycznej psychologii analitycznej dostarcza szczególnie bogatego materiału. Jego życie bowiem z konieczności obfituje w konflikty, skoro zwalczają się w nim dwie siły: z jednej strony zwyczajny człowiek ze swymi usprawiedliwionymi aspiracjami do szczęścia, zadowolenia i bezpiecznej egzystencji, z drugiej bezwzględna namiętność twórcza, która w danym wypadku obraca na nice wszystkie osobiste pragnienia. Stąd bierze się to, że osobiste losy tak wielu pisarzy układają się w sposób wysoce niezadowalający, czasem tragiczny, nie przez ciemne zrządzenia, ale z powodu małości ich ludzkich osobowości. Rzadko zdarza się twórczy człowiek, który nie musi drogo opłacić boskiej iskry wielkiej możności. Wygląda tak, jak gdyby każdy rodził się z określonym kapitałem energii życiowej. To, co w nim najsilniejsze, absorbuje największą jej ilość, dla reszty pozostaje zbyt mało, aby mogły się z tego rozwinąć jakieś wartości. Przeciwnie, często pierwiastek ludzki jest tak pozbawiony krwi na korzyść twórczego, że nawet rozwija złe właściwości, na przykład bezwzględny, naiwny egoizm (tzw. narcyzm), próżność, wszelkie możliwe grzechy, a wszystko po to, aby do ludzkiego ja doprowadzić przynajmniej trochę siły życiowej, bo inaczej zginęłoby obrabowane do cna. Narcyzm pisarza przypomina samolubstwo po-zamałżeńskich lub w różny sposób zaniedbanych dzieci, które za