V::
i
\-'} m
Mo
'[OfipT
I
I:
j
i
%
i}
I
i :
biorcza osóbka ujęła go pod rękę i zatrzymała tak-! sówkę. |
— Z balu wracasz? — zapytała patrząc z uznaniem;
i
na skórę.
— Z jakiego balu? Zawsze tak chodzę ubrany. j —■ Cha, cha, cha! —- wybuchnęła śmiechem. — Mu-'
siałeś się gdzieś zdrowo zalać.
Zapłaciła za taksówkę i poprowadziła Kulfoniaka na! górę. W mieszkaniu panował twórczy nieład.
— A pieniążki masz? — zaszczebiotała gdy usiedli,1 Gospodarz sięgnął pod skórę i pokazał jej nędzne;
resztki pozostałe z fortuny,
I
— Ho, ho! Nawet dolary —■ stwierdziła z wyraźnymi
zadowoleniem. —■ Mów mi Jola. '■}
Na stole pojawiła się butelka i skromne zakąski, j
— Podoba ci się u mnie? — zapytała przymilnie. —jj
Mieszkanko mam z nowego budownictwa. !
— Tfu! — splunął gość, bo przypomniał sobie jak;
I opowiedział nieznajomej, co go spotkało. ?
—■ Zrobię wszystko, żeby cię pocieszyć •— powie-: działa znacząco i znów napełniła kieliszki. 1
Zmęczenie, mocne wrażenia i mocna wódka zrobiły!; swoje. Kulfonie k jak przez mgłę pamiętał, że na stole: pojawiła się druga butelka, a sympatyczna gospodyni przebrana w ażurowy szlafroczek siedziała mu na kolanach i wciąż nazywała „swoim dizikuskiem”.
Gdyhy ktoś późną nocą przechodził przez pobliski skwer, ujrzałby ciekawą scenę. Na ławce spało „na waleta” dwóch panów w niekompletnej nieco garderobie. Jeden z nich miał na sobie jedynie koszulę i spodnie, drugi odziany był w piękną wilczą skórę, na nogach zaś miał łapcie z łyka.
112
.1
< I
Si--
i
i
i
F
f
!
i
■
i
i
E
i
1
J
i
i
j:
i
i
• i
i
i
j
W pewnym momencie ten drugi poruszył się, podkulił nogi i stęknął:
—- Laboga, jaki ten tapczan twardy.
Współlokator omal nie spadł na ziemię.
— Nie wierć się tak, kochanie... — wyszeptał walcząc z resztkami snu.
Jak na komendę obaj usiedli i spojrzeli na siebie nic nie rozumiejąc.
— Gdzie ja jestem? Co pan tu robi? — mężczyzna w spodniach zarzucił Kulfoniaka gradem pytań.
— To ja się pytam, co pan tu robi i gdzie ja jestem? Przecież to ławka w parku — zdziwił się Kulfoniak.
— A pan myślał, że łóżko w hotelu „Hilton”?
Kulfoniak złapał się za głowę, potem zanurzył rękę za pazuchę. Z przerażeniem stwierdził, że jest lżejszy o banknoty, • które pokazywał czarującej Joli. Nie była to duża suma, ale mogła wystarczyć na opłacenie przyzwoitego noclegu. Grzebał po wszystkich zakamarkach w skórze, -znalazł jedynie trochę drobnych.
— Ale mnie urządziła! —- westchnął smętnie. — Pan może też był gościem Joli? ■—■ indagował Kulfoniak przypadkowego towarzysza.
— Oczywiście. Jak wchodziłem, to właśnie pana wynosili. Kuzyni Joli mówili, że śpieszy się pan na pociąg.
—■ Panie, bzdury opowiadali. Po co się miałem spieszyć, jak okradli mnie ze wszystkich pieniędzy.
I opowiedział nieznajomemu swoją przygodę. Zapadła cisza. Panowie dotleniali się rozmyślając o niewesołej sytuacji. Powietrze było rześkie, szarzało.
— Nie zimno panu przypadkiem? — wzdrygnął się ten w koszuli. — Zdaje się, że będzie przymrozek.
— Skąd pan wie?
—- Mam odmrożony duży palec u nogi. Swędzi mnie.
— Gdzie go pan zdążył odmrozić? — zdziwił się Kulfoniak.
•i
i
I
11 i
.1
i
;J
.1
U
113
J