g
.lii lIl liii li
1
Rzucił się na niedźwiedzia i odepchnął go ode mnie. Jestem dumny, że będę miał takiego zięcia.
Mary rzuciła się na szyję Józwie.
— Mój ty kochany — szepnęła.
Oboje uklękli ii pochylili głowy.
— Błogosławię was, moje dzieci — powiedział Buła, kładąc ręce na ich głowach.
Scena była tak wzruszająca, że prehistoryczni mieszkańcy osady, którym niełatwo było wycisnąć łzę z oka, odwracali głowy i ze wzruszenia ucierali nosy wierzchem dłoni.
W osadzie zapanowała radość. Ludzie klaskali w dłonie, podskakiwali do góry, śmiali się i całowali. Nastrajała ich tak świadomość, że głód nie zajrzy w zimie pod strzechy, bo mięsiwa będzie pod dostatkiem.
Paru mężczyzn zabrało się do zdjęcia skóry z upolowanego niedźwiedzia, inni pomagali kobietom znosić drzewo i chrust na ognisko1.
— Z łap trzeba wytopić smalec. To pierwszorzędne lekarstwo na wszystkie choroby — zadecydował Py-rolak.
Gdy uporano się z robotą, nadziano oczyszczonego niedźwiedzia na pokaźny rożen. Właściwie tylko połowę mięsa, bo drugą połowę zostawiono do wędzenia.
Buchnął wesoło ogień i po chwili zaczął się rozchodzić zapach smażonego mięsiwa.
Pyrolak zaproponował zabawę. Dwa razy nie trzeba było powtarzać. Pierwsze poderwały się kobiety. Trzymając się za ręce okrążyły w pląsach ognisko śpiewając:
W ogródeczku byłam, trzy wianeczki wiłam, jeden sobie, drugi tobie,
‘ • trzeci powiesiłam.
i: *.
er
ji;
: ! : <
1*5
Mężczyźni basem poidchwycdli refren.
Jeden sobie, drugi, tobie, trzeci powiesiłam.
I znów zabrzmiał chór żeński:
Gdzie go powiesiłam?
W komorze za drzwiami.
Wiele razy nań popatrzę, zaleję się łzami.
Wiele razy nań popatrzę, zaleję się łzami —
huknęli mężczyźni.
Kobiety zmęczone przysiadły.
— No, chłopy, teraz na was kolej! — zawołała Kul-foniakowa.
Mężczyźni ujęli się pod ręce i tańcząc wokół niedźwiedzia zaczęli swój popisowy numer.
Poszła mucha po wodę do zimnego zdroju, napotkał ją komar w drodze, nie dał jej spokoju.
A komarze, komarze, czego mi zastąpiasz, co ja se spokojnie idę po tej zimnej wodzie?
A pamiętasz ty, mucho, kiedym był młodzieńcem, jakim to miał kapelusik z lawendowym wieńcem?
Ostatnią zwrotkę zaśpiewały kobiety, zanosząc się od śmiechu.
Pamiętasz ty komarze, kiedym była panną, jacy to kawalerowie czapkowali za mną.
185