bojowej. Oficerowie zachęcali żołnierzy, aby rzucili się na wprost przez błota w celu obejścia zasadzki. Ruszyli więc ławą naprzód, kierując w stronę Polaków karabiny z osadzonymi na nich bagnetami. Powstańcy jeszcze dwukrotnie oddali strzały do nadchodzących, ale ci nieustraszenie posuwali się naprzód. Sytuacja była w najwyższym stopniu niebezpieczna dla ludzi Wróblewskiego.
Zarządzono odwrót. Był to już najwyższy czas, za chwilę bowiem wojska carskie dosięgłyby powstańców i rozniosły ich na bagnetach. Wszyscy ludzie z zasadzki odeszli w głąb lasu.
Tymczasem reszta oddziału powstańczego, w ' której znajdował się Walery Wróblewski, oczekiwała nieprzyjaciela na wzgórzu Piepielarni. porosłym gęstymi krzakami. Wkrótce zbliżyli się tam kozacy. Kiedy podeszli już na odległość strzału, Wróblewski nakazał otworzyć ogień. Grad kul posypał się za grupą kozaków, którzy zaskoczeni poczęli się wycofywać. Ale oto kozakom pospieszyła na pomoc piechota rosyjska i wkrótce całe wzgórze Popielami zostało otoczone przez wojska nieprzyjacielskie.
Wróblewski błyskawicznie rozważył wszystkie możliwości wyjścia z impasu. Wyznaczył natychmiast do akcji część swojego oddziału, sam stanął na jej czele i zaczął się posuwać gąszczami w kierunku nieprzyjaciela. Gdy powstańcy znaleźli się w niewielkiej odległości od wroga, kapitan Wróblewski wydal rozkaz otwarcia ognia. Zaskoczenie w obozie przeciwnika było zupełne. Rosjanie stracili kilku zabitych i rannych. Gdy się otrząsnęli z chwilowej trwogi, powstańców już nie było, wycofali się na dawne pozycje. Manewr ten Wróblewski powtarzał jeszcze dwukrotnie.
Szaleńcza taktyka polegająca na prowadzeniu ognia z odległości kilkunastu kroków, w sytuacji gdy przeciwnik dysponował dalekosiężną bronią, doprowadziła w rezultacie do kompletnego jego załamania. Zdezorientowane oddziały carskie szybko zrezygnowały z prób zdobycia wzgórza i wycofały się do lasu, niszcząc w przypływie wściekłości żywność i garnki popielarzy.
W oddziale powstańczym zapanowała radość. Osiągnięty sukces wydawał się wprost nieprawdopodobny. W potyczce poległ tylko jeden powstaniec — młody Podhajecki, a dwóch odniosło rany.
O zmroku sprawiono uroczysty pogrzeb zabitemu, który spoczął na wzgórzu, wśród drzew. Przyjaciele w milczeniu stali nad mogiłą powstańca, który oddał swoje młode życie dla ojczyzny. Ciszę leśną przerywał tylko od czasu do czasu śpiew słowika.
Tej nocy nikomu jednak nie chciało się spać. Nad zmęczeniem brała górę radość z odniesionego zwycięstwa.
77