cofnęła się do lasu, a tylko generał Bosak z trzynastoma konnymi pozostał przy piechocie, która szarżowana przez dragonów wycofywała się ku rzece Pokrzywnicy. W pewnym momencie Bosak wraz z jazdą został odcięty od piechoty powstańczej. Ta zorientowawszy się w sytuacji popadła w nieład i rozsypkę. Bitwa pod Jeziorkiem stoczona 29 października została przegrana. Straty były duże: dwudziestu poległych, siedemnastu rannych, pięćdziesięciu wziętych do niewoli.
W siedem godzin po ibitwie dotarł generał Bosak do swej kawalerii i ruszył do Kunowa, gdzie połączył się z siłami Chmieleńskiego.
I właśnie to odgłosy bitwy słyszał major Kalita, leżąc w lesie. Nieprzytomnego zdołał ocucić napotkany mieszczanin, a pozostawiwszy go na krótko przywlókł jakiś wózek i zawiózł do Słupi, gdzie zajęli się Rębajłą tamtejszy proboszcz i lekarz. Kalita spotkał tam kilku swoich rannych żołnierzy, którzy po bitwie zdołali dotrzeć na probostwo. Opowiedzieli mu przebieg bitwy pod Jeziorkiem. Major nie mógł się pogodzić z utratą swego oddziału. Boleśnie odczuł śmierć przyjaciela majora Szameta.
Choroba Kality przedłużała się. Wywiązała się żółtaczka, która uniemożliwiła mu powrót do lasu. Ze względu na położenie Słupi, przez którą przechodził główny trakt, przeniesiono Kalitę do Pińczowa. Tara wreszcie po dwóch tygodniach pod troskliwą opieką miejscowego lekarza doszedł do zdrowia na tyle, aby móc dosiąść konia i wyruszyć na poszukiwanie resztek swego oddziału.
Po paru dniach Kalita odnalazł część swoich żołnierzy w Wymysłowie w głębi lasów. Z nową energią zabrał się do prac organizatorskich i rozpisał zlecenia do cywilnych organizacji, naczelników miast i okręgów z poleceniem dostarczenia broni, ubrań i żywności.
Nie dane było Kalicie dokończyć tej pracy i tym razem. Dostał bowiem rozkaz od generała Bosaka, aby niezwłocznie udał się w Piń-czowskie, gdzie pod wsią Mierzwin znajdował się nowo przybyły oddział z Galicji, liczący stu dwudziestu piechurów i dwudziestu czterech konnych pod dowództwem kapitana Stanisława Jagielskiego. Miał objąć nad nim komendę.
X znów musiał się pożegnać ze starymi wiarusami, których pozostawił wydając polecenie, aby czekali na jego powrót. Nie mógł narażać swych żołnierzy i brać ich zc sobą, poszukiwania bowiem nowego oddziału były niezwykle niebezpieczne i trudne. Trzeba więc było jechać samemu, aby nie wzbudzać podejrzeń.
Zima wyraźnie dawała o sobie znać. Mrozy ścięły rzeki, pobielały pola i lasy. Kalita przybył do Szczecna 28 listopada, a stamtąd bryczką jako woźnica bocznymi drogami, omijając wsie i miasteczka, podążył do Jędrzejowa, w
77